I to by było na tyle mojej historii z lotu, który trwał 3,5 godziny do stolicy Filipin. O tym co działo się w Manili napiszę Wam już niebawem. Dzięki serdeczne za uwagę i przepraszam jak zbyt obszernie podszedłem do tematu (w Wordzie relacja ma już 21 stron...)
:)Po przylocie do stolicy Filipin szybko opuszczam samolot i udaję się za jednym z pracowników, który prowadzi nas do odpowiedniego zejścia do karuzeli bagażowych. Do przejścia mieliśmy pewnie z kilkaset metrów. Szybko opuszczam halę przylotów i szukam WiFi, żeby zamówić Ubera do hotelu. Udaje mi się to bez najmniejszych problemów (ustalamy dokładne piętro i zatoczkę przy której czekamy) i za niecałe 5 minut podjeżdża kierowca. Proszę go o podwiezienie do hotelu Novotel Manila Araneta Center. Obiekt ten znajduje się w centrum biznesowym Quezon City na wschodzie miasta. Dojazd o godzinie 6 rano zajmuje mi zaledwie (!) 45 minut. Piszę Wam to celowo, bowiem czas przejazdu w drugą stronę będzie zgoła inny.
Po przyjeździe do hotelu kieruję się do stanowiska check in. Nie mam dużych nadziei, bowiem jest przed 7 rano. O dziwo pani w recepcji wita mnie z uśmiechem i zaprasza do saloniku na 24 piętrze (najwyższym), gdzie jest specjalne miejsce dla gości ze statusem platynowym w LCAH. Wjeżdżam razem z nią i drugim recepcjonistą, który pomaga przy bagażu (pomimo, że zupełnie tego nie potrzebowałem). Na górze czeka na mnie trzecia recepcjonistka, która zaprasza mnie na kawę. Tutaj w miłej atmosferze otrzymuję informację, że mój pokój został upgreadowany do Executive i w cenie będę miał śniadanie (chyba pierwotnie też miało być z uwagi na jakąś promocję). Teraz wraz z człowiekiem pomagającym przy bagażu zjeżdżamy na 21 piętro, gdzie czeka na mnie pokój i wreszcie mogę położyć się po nieprzespanej nocy.
Jeszcze nie zdążyłem zasnąć, a już ktoś puka do drzwi. Tym razem kelner przyniósł mi na powitanie talerz z owocami i kilka ciasteczek (swoją drogą bardzooo smaczne). Dobra, postanawiam wywiesić karteczkę z napisem nie przeszkadzać, żeby w końcu móc odpocząć. Budzika nie nastawiam, zobaczymy co się wydarzy….
Budzę się po godzinie 11 rano. Pospałem około 3 godzin. Czuję się nie najgorzej i mam ochotę wybrać się do miasta, które już trochę poznałem 4 lata temu będąc w Manili dwukrotnie w czasie wycieczki po Filipinach. Wtedy jednak moim celem były głównie wyspy Palawan i Bohol. Sprawdzam szybko w Internecie mapę i interesujące punkty. Zapisuję sobie także informacje w wersji offline. Jestem gotowy do zwiedzania.
Zamawiam Ubera i jako miejsce docelowe ustawiam oceanarium. Nie mam zamiaru go zwiedzać, ale wygląda ono na dobry punkt startowy do spaceru po mieście. Nasz przejazd trwa około 70 minut. Niestety korki są potworne, a do przejechania było tylko 10 kilometrów. Po dotarciu kieruję się w stronę Starego Miasta, ale po drodze mogę obserwować nowoczesne centrum biznesowe wzdłuż ulicy Makati. W końcu staję przed bramami starego miasta. Tuż po wejściu na ten teren zaczynają mnie zaczepiać kierowcy tricykli, którzy za jedyne 160 pesos obwiozą mnie po wszystkich najważniejszych tutaj zabytkach. Mają nawet przygotowane laminowane informatory z mapkami na których pokazują co trzeba zobaczyć. Dokładnie to samo było przed czterema laty.
Docieram do kościoła świętego Augustyna, który jest najstarszy w mieście (datowany na 1606 rok). Został on wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jest to jeden z dwóch kościołów, które znajdują się na terenie Intramuros. Kiedyś było ich u siedem. Drugi to Katedra Metropolitarna Niepokalanego Poczęcia przy Plaza de Roma.
Dalej idę do Fortu Santiago, przed którym jest jeden wielki plac budowy, bowiem trwa renowacja parku. Ten zlokalizowany jest przy ujściu rzeki Pasing. Kupuję bilet za 75 pesos i wchodzę do środka. Kieruję się w stronę fortu, który jest najstarszą częścią fortyfikacji Intramuros. Jego budowę rozpoczęto w 1571 roku i zakończono po 150 latach. Tłumacząc tę nazwę z łaciny „w obrębie murów”, dowiadujemy się, że to Hiszpanie zabezpieczyli Manilę murami obronnymi. W końcu był to ośrodek handlu kolonialnego, bowiem krzyżowały się tutaj pacyficzne drogi morskie. Mamy tutaj zrekonstruowaną bramę, pozostałości lochów i Plac Broni. Można tutaj zobaczyć fort, w którym m.in. generał McArtur miał swoją siedzibę. Zobaczymy go, a dokładniej jego podobiznę siedzącą na ławeczce, gdzie każdy się dosiada i robi sobie fotkę. Ja z tego zrezygnowałem, bowiem już taką mam;) Co ciekawe przy forcie Santiago jest polski konsulat.
Powyżej skupienie Filipińczyków w związku z wyborem Tumpa na prezydenta w USA
:)
Zaraz za Intramuros, kiedy spojrzymy na drugą stronę rzeki widzimy slumsy (dzielnice biedoty). Biedę widać tutaj na każdym kroku, a niektóre zakątki miasta wyglądają, jakby było ono obiektem działań wojennych. Stolica Filipin została praktycznie zrównana z ziemią w czasie II wojny światowej. Wiele zabytków zostało zniszczonych. Również po drugiej stronie rzeki Pasing jest najstarsza chińska dziecina na świecie o nazwie Binondo. Niestety nie miałem czasu tam się wybrać.
Filipiny to tak bardzo katolicki kraj, że nikt nie wstydzi się tego manifestować. Obrazy ze świętymi możemy oglądać nawet na rikszach (motorynki z koszami) czy samochodach. Po mieście jeżdżą też popularne jeepneye, czyli najpopularniejsze pojazdy, którymi możemy najtaniej przemieszczać się po mieście. Są to przerobione na busy jeepy.
Kiedy wychodzę z Intramuros od południa to mijam Rizal Park, czyli miejsce z pięknymi ogrodami (chińskim i japońskim) oraz m.in. muzeum narodowym, orchidarium czy planetarium. Jest już godzina 17, a z tego co zapamiętałem w tym czasie w moim hotelu zaczyna się cocktail time w lounge. Postanawiam złapać taksówkę i wrócić. Wcześniej próbuję jednak zamówić Ubera, bowiem znalazłem darmowe WiFi. Niestety kierowca po 15 minutach anuluje zlecenie… Jestem wkurzony, bowiem straciłem cenny czas. Myślę, że jednak złapanie taryfy nie będzie problemem i jestem w olbrzymim błędzie. Przechadzam się uliczkami, gdzie ruch jest olbrzymi, jednak wszystkie samochody są pełne i nikt nawet mną się nie interesuje. Jak na złość, kiedy potrzebuję transportu to go nie ma, a kiedy nie chcę nigdzie jechać to co chwilę ktoś mi proponuje podwiezienie. Po dobrych (!) 30 minutach w końcu łapię taksówkę. Kierowca jednak nie chce jechać z licznikiem. Mówi, że mój hotel jest bardzo daleko i pojedzie za 800 pesos! Nie zgadzam się i tłumaczę, że w drugą stronę zapłaciłem 220 pesos i chętnie dam tyle samo. Targujemy się długo i w końcu staje na 300 pesos, co i tak jest wydaje mi się bardzo niską ceną.
Kierowca jest sympatyczny i przez całą długą drogę rozmawia ze mną m.in. o zwyczajach świątecznych na Filipinach. Czas mija mi przyjemnie. Wie, że się spieszę i niekiedy łamie przepisy po czym przybijamy sobie piątkę w geście radości
;)
Do hotelu przyjeżdżam dosłownie 20 minut przed zakończeniem wspominanej kolacji na 24 piętrze. To mnie nie zniechęca i udaję się tam, żeby coś zjeść i się napić. Okazuje się, że poza mną jest jeszcze tylko jedna osoba. Niestety wybór przekąsek jest dosyć skromny, podobnie z alkoholami. Średnią ofertę gastronomiczną nadrabiają piękne widoki z tarasu oraz bardzo uprzejma obsługa. Spędzam tutaj chwilę i wracam do pokoju, a następnie idę na basen, który mieści się na szóstym piętrze. W zasadzie to są tutaj dwa baseny, siłownia i restauracja. Wszystko bardzo zadbane i pięknie świetnie przygotowane dla klienta.
Tak właśnie spędzam ostatnie godzin tego dnia, który jest moim przedostatnim w Azji. Już jutro lot do Londynu w biznes klasie Philippine Airline. Do usłyszenia!@Aga_podrozniczka, ja miałem w Garden Inn kilka rezerwacji na przyszły rok w Presidential Suite. Anulowałem je po pobycie tutaj. Szkoda mi punktów. Też czekam na otwarcie nowego Hiltona na Bali. Stawki wyglądają zachęcająco.
@klapio, jeżeli chodzi o ludzi i klimat to zdecydowanie Australia. Jeżeli wezmę pod uwagę ceny to zdecydowanie Bali. Trudno mi jednoznacznie wybrać.
@aarongeru, @gdanszczanka76, @Gadu-777 dzięki
:)
@kiew, hehe, tej Argentyny z Wami strasznie żałuję, ale wtedy mój stan zdrowia chyba rzeczywiście nie pozwalał na wojaże. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się tam dotrzeć
:)
Nastał dzień w którym rozpoczynam już taki konkretny powrót do domu (jeżeli w podróży dookoła świata można mówić o locie powrotnym). Wstaję około godziny 6 rano i powoli zaczynam pakować swoje rzeczy. Następnie udaję się do recepcji, ponieważ mój kabel do ładowania telefonu rozleciał się na dobre i chciałbym pożyczyć ładowarkę. Obsługa oferuje mi podłączenie smartfona do ich ładowarki, którą mają w recepcji. To w pewien sposób mnie urządza, ponieważ do czasu wylotu będę miał czynny telefon, a później może uda mi się kupić nowy kabelek na lotnisku. Po załatwieniu tej sprawy kieruję się na śniadanie, które serwowane jest od godziny 7 w restauracji na parterze.
Po odhaczeniu mojego pokoju na liście gości, sympatyczna kelnerka zaprowadza mnie do stolika i oferuje ciepłe napoje do zamówienia. Wybieram kawę i udaję się do bufetu, żeby zobaczyć co jest serwowane na śniadanie w Novotelu Manila Araneta Center. I tutaj następuje pełna konsternacja. Wybór jedzenia jest zdecydowanie największy jaki do tej pory widziałem na tym wyjeździe. Dostępne są najróżniejsze potrawy nie tylko z kuchni filipińskiej czy europejskiej, ale także indyjskiej czy japońskiej. Każde danie wygląda bardzo smacznie i świeżo. Niestety nie sposób spróbować wszystkiego. Na uwagę zasługują m.in. najróżniejsze soki z wyciskanych owoców i warzyw, włoska pizza w kilku wydaniach, zupy gotowane przez kucharza ze składnikami, które sobie zażyczymy, placuszki indyjskie czy przepyszne słodkie babeczki.
Po śniadaniu w głównej restauracji udaję się dokończyć pakowanie, a następnie wjeżdżam na 24 piętro, żeby porobić zdjęcia okolicy za dania z tarasu, który znajduje się w Premier Lounge. Tutaj liczba osób, które jedzą śniadanie jest niewielka. Wybór również zdecydowanie mniejszy niż w restauracji na dole. Z uwagi, że zaczyna gonić mnie czas to wracam do pokoju po walizkę, a następnie zjeżdżam windą na dół oddać kartę od pokoju i odebrać swój telefon. Zamawiam Ubera na godzinę 8:30, żeby dojechać na lotnisko. W czasie oczekiwania postanawiam wykorzystać voucher na drinka powitalnego (mój będzie pożegnalny) i zamawiam w barze Mohito. Zostaje ono podane wraz ze szklanką wody i orzeszkami.
Zacna wersja 911, ale ja bym smignela autostrada na poludnie i z powrotem, w koncu jest przy lotnisku i kawalek za nim nie ma juz ograniczenia predkosci
:-) Z tego co widze, Avis poleca na swojej stronie trase w dol. W 150 wliczonych km mozna sporo paliwa puscic z dymem. Transfer limuzyna do samolotu z tego co pamietam? Niewatpliwie pierwsza klasa LH ma bardzo dobre ground services.
W 911ce (4s wiec w porównaniu do tego staroć
;-) zrobiłem swój szosowy, czy tez raczej autostradowy Vmax. Mam wrażenie że chwilowo jest to najmocniejszy akcent Twojej relacji. Teraz będziesz sie musiał dobrze postarać, żeby to przebić. Choć. Drugiej strony - najlepsze dopiero przed nami. Eee to znaczy, chciałem napisać - przed Tobą
;-)
CRJ-900 podobnie jak na wielu innych trasach PL-FRA. Całkiem fajny ale warto złapać miejsca z przodu o z tylu jest wyraźnie głośniej. I później jedzonko dociera
;)
bonifacy napisał:@ibartek wystarczy wpisać w Google nr samolotu i masz wszystkie dane:) http://www.airfleets.net/ficheapp/plane-crj-15245.htmtak, wiem. prosba byla na przyszle loty, przy boardingu z rekawa moze byc ciezko zrobic jakiekolwiek zdjecie samolotu..
Wygląda na to, że będę zawsze pierwszym, a przynajmniej jednym z pierwszych "lubiących"
:-)Jesteśmy obaj wprawdzie w innych strefach czasowych, ale tak czy inaczej daleko od kraju, więc mam pierwszeństwo
:-DKurczę, jaka to jednak różnica, jak się wrzuca porządne zdjęcia. Jestem teraz w Manili - może wykombinuję tu chociaż jakiś kabelek (bo oczywiście w roztargnieniu nie zabrałem z domu) i wreszcie dam obrazki z aparatu, a nie telefonu...Miłej i bezproblemowej dalszej podróży!
Zdjec nie widze, ale sniadanie brzmi jak z Ritza, szczegolnie ta czesc o szynkach
:-) Hilton Warszawa tez ma wysokie aspiracje, bo jest sok marchewkowy.
Przepraszam już są. Problem został usunięty przez hosting gdzie je umieszczam - wystąpił chwilowy problem z systemem quoty, co mogło objawiać się podanym błędem.
Faktycznie, troche brauje prywatnosci i nawet na Twoich zdjeciach widac, ze masz wglad w ekrany innych pasazerow i mozesz sprawdzic co ogladaja. Zarzadzanie fotelem wyglada na zaawansowane. Ciekawa jestem co bedziesz robic w rejonach Palm Springs? Joshua Tree Park?
Ogólnie podróż chyba Ci minęła bardzo przyjemnie, natomiast od siebie powiem, że jedzenie - a zwłaszcza danie główne - jednak nieco rozczarowuje na zdjęciach.
Tez miala taka idealna pogode w Joshua Tree Park, tylko bylo troche chlodniej, a na wzniesieniu to nawet male polacie sniegu lezaly, ale to bylo w grudniu. Co ciekawe jedzie sie przez dwie pustynie: Mojave Desert i Colorado Desert i faktycznie widac roznice w roslinnosci.
@przemos74 Kolejna świetna relacja, którą czytam z miłą chęcią i cieszę się na każdy nowy post. Pomieszanie części lotniczej/hotelowej z podróżniczą - to lubię! Tak trzymaj!
Świetna relacja, fajnie się patrzy na te wszystkie luksusy niedostępne dla zwykłego śmietelnika
:D Ale muszę powiedzieć że płatne wifi dla pasażera First to w moim odczuciu taki trochę zgrzyt, kazać dopłacać te głupie parę dolców kiedy bilet kosztował fortunę..
@maciass zdecydowanie się zgadzam. Ktoś, kto płaci za lot kilka tysięcy dolarów, na ogół nie ma problemu z wydaniem kilkunastu, ba, nawet ich nie zauważa, ale samo doświadczenie, że trzeba wyjąć portfel i zapłacić to już dyskomfort. Z jednej strony oddzielny terminal dla wygody, a z drugiej to. No a druga sprawa to fakt, że dopłacanie za wszystkie drobiazgi kojarzy mi się raczej z LCC@Szyn3k na wielu amerykańskich blogach o podróżach, chociażby One Mile at a Time, jest całe mnóstwo Polaków bacznie je śledzących, podczas gdy zbliżone blogi w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki. Sam czytam tę relację z ogromnym zaciekawieniem, bo materiał naprawdę godny pochylenia się i czytania z zapartym tchem
;)
silvershark napisał:@Szyn3k na wielu amerykańskich blogach o podróżach, chociażby One Mile at a Time, jest całe mnóstwo Polaków bacznie je śledzących, podczas gdy zbliżone blogi w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki. Za malo czytelnikow wsrod polskiej publicznosci, a autor moze byc potraktowany jak ten, ktoremu przewrocilo sie w glowie albo snob, itp. Salonikow i limuzyn sie zachciewa
;-)
Większość dobrych blogów to blogi amerykańskie, a chciałbym poczytać coś utrzymanego w bardziej europejskich klimatach. Sam postanowiłem tworzyć bloga tego typu, ale nie jest to temat tak łatwy jak np. "zdrowe odżywianie" czy "modowy lifestyle" (potrzebna jest większa wiedza, ale przede wszystkim trzeba zdobywać materiał do recenzowania, czyli po prostu dużo latać).Kolejną korektą do blogów zagranicznych, którą uważam, że warto dodać, jest opisywanie lotów w klasie ekonomicznej, która jest znacznie bliższa przeciętnemu śmiertelnikowi, ewentualnie latanie ekonomiczną i posiadanie statusów, które pozwalają na wejścia do lounge'ów itp. Łatwiej nawiązać więź z czytelnikiem, jeśli temat jest realistyczny i nieodległy. @Aga_podrozniczka popyt można stworzyć i uważam, że warto, bo to rozwija świadomość społeczeństwa, a przede wszystkim fajnie poczytać coś ciekawego, z czym istnieje szansa się spotkać w naszym życiu, a także opisywać zjawiska, które sami widzimy i są typowe tylko dla podróżnych z Polski (w stylu: 4-godzinne kolejki w Modlinie albo loty krajowe na wybitnych trasach typu Radom-Olsztyn)
:D
@silvershark ba, też bym chętnie w F lub w C latał, ale mam wrażenie, że w życiu może to się tylko raz uda, jak będzie jakiś EF ciekawy, a tak to... chyba za wysokie progi dla mnie, latać zawsze w biznesie
:(
@przemos74 tysiące Ci zjadło w liczbie widzów MCG
:)Miło wspomnieć własną wizytę w Melbourne sprzed 3 lat, dzięki za dużą liczbę zdjęć. Wyjechać na Eureka Tower warto moim zdaniem - dobry widok między innymi na Albert Park oraz na korty i Melbourne Cricket Ground. Ale jak napisałeś możesz to zrobić następnym razem. Też tak czasem mówię o atrakcjach w miejscach, do których mam zamiar wrócić
:)
Widze, ze miales ladna pogode w Melbourne. Jak przelatywalam przez nie 2 tygodnie temu to bylo 13C i deszcz. Lecisz troche w odwrotna strone niz ja ostatnio
:-)Ladne zdjecia nocne. Pomysle nad ta pierwsza klasa w Etihad do MEL w egipskiej promocji ...
To dobrze, ze masz pozytywne wrazenia z Conrada. Czytalam recenzje i niektorzy pisali, ze w porzadku, ale nie taki dobry jak w innych miejscach na swiecie. Conrady to moja ulubiona siec.
Aga_podrozniczka napisał:Nie czuje sie zachecona do wizyty w tym Garden Inn po tym komentarzu o chinskich turystach. Apartament prezydencki pewnie dobry na duza impreze
:-)Zależy jak trafisz. Podczas mojego pobytu w ubiegłym miesiącu nie było żadnej grupy - jednego dnia pływaliśmy z żoną w basenie od 9 do 12 całkiem sami
;)BTW Wspaniała podróż! Powodzenia w dalszej części!
;)
aarongeru napisał:Aga_podrozniczka napisał:Nie czuje sie zachecona do wizyty w tym Garden Inn po tym komentarzu o chinskich turystach. Apartament prezydencki pewnie dobry na duza impreze
:-)Dokładnie ,smarkanie do basenu, jedzenie jak pig przy nim, bekanie przy każdym drinku to ,to co lubię najbardziej omijać.Ale skoro balują do późna to można liczyć na poranne słonko i pływankobez tej nacji. Ostatnio siedziałam w samolocie z 2 chinkami w rzędzie.Jeszcze nie wystartowaliśmy,a już jedna dwa razy wychodziła do wc.Pomyślicie ,że ze stresu
:-) Niestety nie, mieliśmy opóźnienie z wylotem 40 mina jak tylko samolot zaczął startowaćjuż miały zjedzone pół torby jedzenia.Na szczęście udało mi się przesiąść ,bo bym furii dostała
:(
Ja na razie ma bilety do BKK luzno pokrywajace sie z moja rezerwacja na Bali. W zaleznosci od tego jak bede stala z punktami i gotowka, moze skusze sie na tego Conrada, widzialam ceny 20K punktow + $100 za noc. Czytalam tez recenzje i duzo osob dostaje upgrade do tego pokoju co Przemos74. Od grudnia bedzie tez dostepny Hilton Bali Resort, 30K punktow za noc lub 12K + £45.
Uwaga co do wypozyczalni Avis, aby wynajac samochody klasy Avis Prestige w Niemczech musisz miec dwie wypukle karty wystawione przez rozne banki lub jedna zlota karte wystawiona przez niemiecki bank i miec minimum 25 lat. Nieprawda jest twierdzenie ze musza byc dwie karty z czego jedna zlota.Gratulacje z wycieczki 911 Targa po Frankfurcie.
Teraz już wiem jaki był prawdziwy powód, że z nami do Argentyny nie poleciałeś - za dużo lotów w Y
:P A na serio to skoro już się zbliżamy do końca to muszę napisać, że świetny trip Ci z tego wyszedł i świetnie się czyta/śledzi taki relacje na luzie, bez spiny i bez żadnego parcia, a za to z porcjo dużo rzadziej tutaj spotykanych relacji z C/F i dobrych hoteli. Mi ostatnio trochę krócej zajęło dotarcie do Londynu, ale mimo tego chętnie bym się zamienił
;)
Ja się zmęczyłem tym lataniem tylko czytająć
;-)Fajna sprawa:)To jeszcze poprosimy podsumowanie koszto-punktów/mil, bo każdy pewnie z niecierpliwością przegląda swoje zapasy, sprawdzając jak daleko by zaleciał...
To teraz mozesz odpoczac i odespac
:-) Tez sie zmeczylam od tego czytania, bez latania. Troche sie minelismy, bo ja akurat polecialam na wschod jak Ty wrociles, a teraz lece wlasnie na zachod
:-)Co do hotelu we Frankfurcie, to obok Mercure jest jeszcze Ibis Budget i pewnie jeszcze pare innych. Wszystkie korzystaja chyba z tego samego autobusu na lotnisko. Nocowalam tam kiedys dosc tanio i chyba bylo w porzadku, bo nie pamietam nic zlego
;-) Hiltony sa duzo blizej, ale rzadko widze je tanio. A jak ktos by sie skusil na te promocje pierwszej klasy i Porsche to szczerze polecam wypad na poludnie po autostradzie, najlepiej w sobote po poludniu i niedziele rano, kiedy nie ma tirow i drogi sa pustawe. Mozna sobie troche "polatac" na odcinkach bez limitow. Na Bali ladnie zaweziles wybor hoteli. Jak wroce z obecnej eskapady i zbiore troche punktow, to moze wezme tego Conrada prowizorycznie. Zawsze mozna anulowac i zmienic plany. Pozdrawiam z saloniku w DUS.
@Aga_podrozniczka, autobus jadący do Mercurego zatrzymywał się także przy Ibisie, ale chyba nie Budget.PS. Udanej podróży
:) Dokąd teraz lecisz? @kacper451, widzę, że niedokładnie przeczytałeś relację
:( noclegów potrzebowałem w sumie cztery. Po kilku edycjach bardzo trudnych zadań wreszcie poszli mi na rękę
;)
Wydaje mi się, że masz błąd w wyliczeniach przy hotelach Accora.2000 pkt to 40€ (~170 pln), u Ciebie wychodzi to tak, jakby te punkty obniżały Ci cenę przynajmniej 2 razy więcej, tj. o ~340 pln, a w pierwszym przypadku to nawet o ponad 400 złotych.Szkoda, że straciłem platynę w Accorze, bo Manilę w lutym po twojej rekomendacji Novotela załatwiłbym tak samo
;)
przemos74 napisał:@Aga_podrozniczka, autobus jadący do Mercurego zatrzymywał się także przy Ibisie, ale chyba nie Budget.PS. Udanej podróży
:) Dokąd teraz lecisz? Moze juz nie jest Budget, kiedys to byl nawet Etap.New York, New York z promocji Air Berlin. Z tego co mi powiedziano, to samolot jest prawie pusty w ekonomicznej. Moze nie umre od braku miejsca na nogi czego troche sie obawialam.
@piotrek_, cena na stronie Accora jest różna od strony na bookingu, a dodatkowo upgrade'y pokoju były darmowe (cena z booking jest dla pokoju po upie)
;) wydaje mi się, że jest okey policzone, ale mogłem się gdzieś machnąć
;)Novotel w Manili jak na warunki lokalne jest bardzo drogi, ale z drugiej strony rzeczywiście oferuje doskonałą obsługę i warto spędzić tam chociaż jedną noc. Aczkolwiek bez Palatyny bym Ci odradzał, wiesz czemu
:)
Upgrade i wszystko jasne
:P W moich datach stoi po około 280 pln, wykorzystując 2000 punktów miałbym go za 100 pln z groszami. No niestety od września mam tylko golda
;)
super relacja, dziś pół dnia szukałem jej na fly4 free po resecie mozzili, wcześniej była w ulubionych, stosunkowo niedrogo wyszło, szkoda że dziewczyny nie zabrałeś, pewnie byłoby raźniej
:) czy jesteś w stanie napisać mniej więcej jak się przygotować do takiego wyjazdu ? tzn chodzi mi o to jak nabijasz tyle pkt w programach i robisz potem upgrade hoteli? czy dużo Ci to czasu zabiera? ja raczej w planach mam wylot za rok do azji, i przyznam że na pewno ta relacja mnie jeszcze bardziej zainspirowała
;)
dzięki @przemos74 za relację i podsumowanie; dla mnie najtrudniejszym momentem byłby zdecydowanie ten TPAC w Y, ale robiłeś go szczęśliwie tylko w jedną stronę. No to do następnego @kółeczka, mam nadzieję, że wreszcie gdzieś w trasie
:D
I to by było na tyle mojej historii z lotu, który trwał 3,5 godziny do stolicy Filipin. O tym co działo się w Manili napiszę Wam już niebawem. Dzięki serdeczne za uwagę i przepraszam jak zbyt obszernie podszedłem do tematu (w Wordzie relacja ma już 21 stron...) :)Po przylocie do stolicy Filipin szybko opuszczam samolot i udaję się za jednym z pracowników, który prowadzi nas do odpowiedniego zejścia do karuzeli bagażowych. Do przejścia mieliśmy pewnie z kilkaset metrów. Szybko opuszczam halę przylotów i szukam WiFi, żeby zamówić Ubera do hotelu. Udaje mi się to bez najmniejszych problemów (ustalamy dokładne piętro i zatoczkę przy której czekamy) i za niecałe 5 minut podjeżdża kierowca. Proszę go o podwiezienie do hotelu Novotel Manila Araneta Center. Obiekt ten znajduje się w centrum biznesowym Quezon City na wschodzie miasta. Dojazd o godzinie 6 rano zajmuje mi zaledwie (!) 45 minut. Piszę Wam to celowo, bowiem czas przejazdu w drugą stronę będzie zgoła inny.
Po przyjeździe do hotelu kieruję się do stanowiska check in. Nie mam dużych nadziei, bowiem jest przed 7 rano. O dziwo pani w recepcji wita mnie z uśmiechem i zaprasza do saloniku na 24 piętrze (najwyższym), gdzie jest specjalne miejsce dla gości ze statusem platynowym w LCAH. Wjeżdżam razem z nią i drugim recepcjonistą, który pomaga przy bagażu (pomimo, że zupełnie tego nie potrzebowałem). Na górze czeka na mnie trzecia recepcjonistka, która zaprasza mnie na kawę. Tutaj w miłej atmosferze otrzymuję informację, że mój pokój został upgreadowany do Executive i w cenie będę miał śniadanie (chyba pierwotnie też miało być z uwagi na jakąś promocję). Teraz wraz z człowiekiem pomagającym przy bagażu zjeżdżamy na 21 piętro, gdzie czeka na mnie pokój i wreszcie mogę położyć się po nieprzespanej nocy.
Jeszcze nie zdążyłem zasnąć, a już ktoś puka do drzwi. Tym razem kelner przyniósł mi na powitanie talerz z owocami i kilka ciasteczek (swoją drogą bardzooo smaczne). Dobra, postanawiam wywiesić karteczkę z napisem nie przeszkadzać, żeby w końcu móc odpocząć. Budzika nie nastawiam, zobaczymy co się wydarzy….
Budzę się po godzinie 11 rano. Pospałem około 3 godzin. Czuję się nie najgorzej i mam ochotę wybrać się do miasta, które już trochę poznałem 4 lata temu będąc w Manili dwukrotnie w czasie wycieczki po Filipinach. Wtedy jednak moim celem były głównie wyspy Palawan i Bohol. Sprawdzam szybko w Internecie mapę i interesujące punkty. Zapisuję sobie także informacje w wersji offline. Jestem gotowy do zwiedzania.
Zamawiam Ubera i jako miejsce docelowe ustawiam oceanarium. Nie mam zamiaru go zwiedzać, ale wygląda ono na dobry punkt startowy do spaceru po mieście. Nasz przejazd trwa około 70 minut. Niestety korki są potworne, a do przejechania było tylko 10 kilometrów. Po dotarciu kieruję się w stronę Starego Miasta, ale po drodze mogę obserwować nowoczesne centrum biznesowe wzdłuż ulicy Makati. W końcu staję przed bramami starego miasta. Tuż po wejściu na ten teren zaczynają mnie zaczepiać kierowcy tricykli, którzy za jedyne 160 pesos obwiozą mnie po wszystkich najważniejszych tutaj zabytkach. Mają nawet przygotowane laminowane informatory z mapkami na których pokazują co trzeba zobaczyć. Dokładnie to samo było przed czterema laty.
Docieram do kościoła świętego Augustyna, który jest najstarszy w mieście (datowany na 1606 rok). Został on wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jest to jeden z dwóch kościołów, które znajdują się na terenie Intramuros. Kiedyś było ich u siedem. Drugi to Katedra Metropolitarna Niepokalanego Poczęcia przy Plaza de Roma.
Dalej idę do Fortu Santiago, przed którym jest jeden wielki plac budowy, bowiem trwa renowacja parku. Ten zlokalizowany jest przy ujściu rzeki Pasing. Kupuję bilet za 75 pesos i wchodzę do środka. Kieruję się w stronę fortu, który jest najstarszą częścią fortyfikacji Intramuros. Jego budowę rozpoczęto w 1571 roku i zakończono po 150 latach. Tłumacząc tę nazwę z łaciny „w obrębie murów”, dowiadujemy się, że to Hiszpanie zabezpieczyli Manilę murami obronnymi. W końcu był to ośrodek handlu kolonialnego, bowiem krzyżowały się tutaj pacyficzne drogi morskie. Mamy tutaj zrekonstruowaną bramę, pozostałości lochów i Plac Broni. Można tutaj zobaczyć fort, w którym m.in. generał McArtur miał swoją siedzibę. Zobaczymy go, a dokładniej jego podobiznę siedzącą na ławeczce, gdzie każdy się dosiada i robi sobie fotkę. Ja z tego zrezygnowałem, bowiem już taką mam;) Co ciekawe przy forcie Santiago jest polski konsulat.
Powyżej skupienie Filipińczyków w związku z wyborem Tumpa na prezydenta w USA :)
Zaraz za Intramuros, kiedy spojrzymy na drugą stronę rzeki widzimy slumsy (dzielnice biedoty). Biedę widać tutaj na każdym kroku, a niektóre zakątki miasta wyglądają, jakby było ono obiektem działań wojennych. Stolica Filipin została praktycznie zrównana z ziemią w czasie II wojny światowej. Wiele zabytków zostało zniszczonych. Również po drugiej stronie rzeki Pasing jest najstarsza chińska dziecina na świecie o nazwie Binondo. Niestety nie miałem czasu tam się wybrać.
Filipiny to tak bardzo katolicki kraj, że nikt nie wstydzi się tego manifestować. Obrazy ze świętymi możemy oglądać nawet na rikszach (motorynki z koszami) czy samochodach. Po mieście jeżdżą też popularne jeepneye, czyli najpopularniejsze pojazdy, którymi możemy najtaniej przemieszczać się po mieście. Są to przerobione na busy jeepy.
Kiedy wychodzę z Intramuros od południa to mijam Rizal Park, czyli miejsce z pięknymi ogrodami (chińskim i japońskim) oraz m.in. muzeum narodowym, orchidarium czy planetarium. Jest już godzina 17, a z tego co zapamiętałem w tym czasie w moim hotelu zaczyna się cocktail time w lounge. Postanawiam złapać taksówkę i wrócić. Wcześniej próbuję jednak zamówić Ubera, bowiem znalazłem darmowe WiFi. Niestety kierowca po 15 minutach anuluje zlecenie… Jestem wkurzony, bowiem straciłem cenny czas. Myślę, że jednak złapanie taryfy nie będzie problemem i jestem w olbrzymim błędzie. Przechadzam się uliczkami, gdzie ruch jest olbrzymi, jednak wszystkie samochody są pełne i nikt nawet mną się nie interesuje. Jak na złość, kiedy potrzebuję transportu to go nie ma, a kiedy nie chcę nigdzie jechać to co chwilę ktoś mi proponuje podwiezienie. Po dobrych (!) 30 minutach w końcu łapię taksówkę. Kierowca jednak nie chce jechać z licznikiem. Mówi, że mój hotel jest bardzo daleko i pojedzie za 800 pesos! Nie zgadzam się i tłumaczę, że w drugą stronę zapłaciłem 220 pesos i chętnie dam tyle samo. Targujemy się długo i w końcu staje na 300 pesos, co i tak jest wydaje mi się bardzo niską ceną.
Kierowca jest sympatyczny i przez całą długą drogę rozmawia ze mną m.in. o zwyczajach świątecznych na Filipinach. Czas mija mi przyjemnie. Wie, że się spieszę i niekiedy łamie przepisy po czym przybijamy sobie piątkę w geście radości ;)
Do hotelu przyjeżdżam dosłownie 20 minut przed zakończeniem wspominanej kolacji na 24 piętrze. To mnie nie zniechęca i udaję się tam, żeby coś zjeść i się napić. Okazuje się, że poza mną jest jeszcze tylko jedna osoba. Niestety wybór przekąsek jest dosyć skromny, podobnie z alkoholami. Średnią ofertę gastronomiczną nadrabiają piękne widoki z tarasu oraz bardzo uprzejma obsługa. Spędzam tutaj chwilę i wracam do pokoju, a następnie idę na basen, który mieści się na szóstym piętrze. W zasadzie to są tutaj dwa baseny, siłownia i restauracja. Wszystko bardzo zadbane i pięknie świetnie przygotowane dla klienta.
Tak właśnie spędzam ostatnie godzin tego dnia, który jest moim przedostatnim w Azji. Już jutro lot do Londynu w biznes klasie Philippine Airline. Do usłyszenia!@Aga_podrozniczka, ja miałem w Garden Inn kilka rezerwacji na przyszły rok w Presidential Suite. Anulowałem je po pobycie tutaj. Szkoda mi punktów. Też czekam na otwarcie nowego Hiltona na Bali. Stawki wyglądają zachęcająco.
@klapio, jeżeli chodzi o ludzi i klimat to zdecydowanie Australia. Jeżeli wezmę pod uwagę ceny to zdecydowanie Bali. Trudno mi jednoznacznie wybrać.
@aarongeru, @gdanszczanka76, @Gadu-777 dzięki :)
@kiew, hehe, tej Argentyny z Wami strasznie żałuję, ale wtedy mój stan zdrowia chyba rzeczywiście nie pozwalał na wojaże. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się tam dotrzeć :)
Nastał dzień w którym rozpoczynam już taki konkretny powrót do domu (jeżeli w podróży dookoła świata można mówić o locie powrotnym). Wstaję około godziny 6 rano i powoli zaczynam pakować swoje rzeczy. Następnie udaję się do recepcji, ponieważ mój kabel do ładowania telefonu rozleciał się na dobre i chciałbym pożyczyć ładowarkę. Obsługa oferuje mi podłączenie smartfona do ich ładowarki, którą mają w recepcji. To w pewien sposób mnie urządza, ponieważ do czasu wylotu będę miał czynny telefon, a później może uda mi się kupić nowy kabelek na lotnisku. Po załatwieniu tej sprawy kieruję się na śniadanie, które serwowane jest od godziny 7 w restauracji na parterze.
Po odhaczeniu mojego pokoju na liście gości, sympatyczna kelnerka zaprowadza mnie do stolika i oferuje ciepłe napoje do zamówienia. Wybieram kawę i udaję się do bufetu, żeby zobaczyć co jest serwowane na śniadanie w Novotelu Manila Araneta Center. I tutaj następuje pełna konsternacja. Wybór jedzenia jest zdecydowanie największy jaki do tej pory widziałem na tym wyjeździe. Dostępne są najróżniejsze potrawy nie tylko z kuchni filipińskiej czy europejskiej, ale także indyjskiej czy japońskiej. Każde danie wygląda bardzo smacznie i świeżo. Niestety nie sposób spróbować wszystkiego. Na uwagę zasługują m.in. najróżniejsze soki z wyciskanych owoców i warzyw, włoska pizza w kilku wydaniach, zupy gotowane przez kucharza ze składnikami, które sobie zażyczymy, placuszki indyjskie czy przepyszne słodkie babeczki.
Po śniadaniu w głównej restauracji udaję się dokończyć pakowanie, a następnie wjeżdżam na 24 piętro, żeby porobić zdjęcia okolicy za dania z tarasu, który znajduje się w Premier Lounge. Tutaj liczba osób, które jedzą śniadanie jest niewielka. Wybór również zdecydowanie mniejszy niż w restauracji na dole. Z uwagi, że zaczyna gonić mnie czas to wracam do pokoju po walizkę, a następnie zjeżdżam windą na dół oddać kartę od pokoju i odebrać swój telefon. Zamawiam Ubera na godzinę 8:30, żeby dojechać na lotnisko. W czasie oczekiwania postanawiam wykorzystać voucher na drinka powitalnego (mój będzie pożegnalny) i zamawiam w barze Mohito. Zostaje ono podane wraz ze szklanką wody i orzeszkami.