W kabinie jest sporo miejsca i każdy ma poczucie prywatności dzięki podnoszonym zasłonom. Materiały wykorzystane do wykonania siedzeń, podnóżków itd. są bardzo dobrej jakości. W zasadzie wyglądają jak nowe. Podświetlenie jest odpowiednie. Zadowolone będą osoby chcące spać, jak i te które przez cały lot czytają książki. Przed środkowymi miejscami w pierwszym rzędzie mamy barek z alkoholami. Obsługa przynosi tutaj butelki tych trunków, które zażyczą sobie goście.
Bardzo wygodny jest fotel, który można idealnie dopasować do naszych potrzeb. Również podnóżek, który pełni także rolę schowka możemy przybliżyć do siebie. Całość jest rozkładana, przez co przy moim wzroście (188 cm) nie miałem problemu, żeby spać jak w łóżku. Z lewej strony fotela mamy gniazdko 220 V oraz port USB.
Około godzinę po odlocie zebrano zamówienia dotyczące obiadu. A po kolejnych 30 minutach rozpoczęto serwis. Na rozłożonym stoliku, który swoją drogą jest bardzo duży i wygodny do pracy znalazła się na początku przystawka. Wybrałem kawior z sokiem z limonki i cebulą. Do tego było dużo rodzajów pieczywa do wyboru. W dalszej kolejności podano sałatki, które poprzedzały danie główne, na które zdecydowałem się zamówić pieczoną gęś z czerwoną kapustą i kluskami. Był to bardzo dobry obiad, jak u mamy
;) W między czasie pytano czy chciałbym spróbować jeszcze sorbetu, ale moje możliwości były już na wykończeniu, więc zjadłem tylko deser w postaci serów.
Miałem pomysł, żeby skorzystać z Internetu na pokładzie, ale ten niestety jest płatny nawet w pierwszej klasie. Cena za godzinę to 9 euro, a za cały lot 17 euro. W związku z tym zająłem się systemem rozrywki, który obsługujemy pilotem pod lewą ręką. Znalazłem aż cztery filmy z polskim lektorem. Na pierwszy ogień poszło Rio 2. Oglądanie filmów i słuchanie muzyki jest komfortowe głównie za sprawą świetny słuchawek Bose, które oferują świetny dźwięk i doskonałą izolację od szumów z zewnątrz.
W prawym podłokietniku mamy szeroką regulację naszego fotela. Możemy także podnieść zasłonkę, żeby osoba z boku nas nie widziała. To zapewnia dobrą prywatność, ale jednak nie taką jak w pierwszej klasie Etihadu w A380.
Na 2,5 godziny przed lądowaniem zrobiłem się głodny, więc poprosiłem o przygotowanie zupy i małych burgerów. Były smaczne, ale jadłem w swoim życiu lepsze potrawy. Aczkolwiek, jak na jedzenie z samolotu to nie mogę narzekać. Zdecydowałem się jeszcze wypić cappuccino. Warto dodać jeszcze kilka słów na temat obsługi, która jest bardzo uprzejma i kompetentna. Niestety brakuje im trochę luzu, który wprowadziłby mniej formalną atmosferę. Tutaj znowu odniosę się do wzorowej pracy stewardess Etihadu.
Po 11,5 godzinach rejsu wylądowaliśmy w Los Angeles. Teraz czekało mnie odstanie około 30 minut w kolejce do automatu, żeby zrobiono mi fotkę i pobrano odciski palców, a następnie po kolejnych 15 minutach dotarłem na krótką rozmowę z celnikiem. Następnie nadszedł czas na udanie się do wypożyczalni Dollar po samochód i rozpoczęcie pobytu w Kalifornii.
Na koniec uzupełnię listą win, o którą prosił @tom971:
@Aga_podrozniczka, dokładnie
:) Piękne miejsce, polecam.
@tom971, chyba tak - poszukam i uzupełnię o to poprzedni post.
@kacper451, trochę tak jest, ale trzeba powoli wracać do rzeczywistości
;)
@marek2011, wszystko było w porządku, ale na pokładzie trochę "bez szału", a tego bym mimo wszystko oczekiwał od F w LH.
Jeżeli jeszcze Was nie zanudziłem to zapraszam dalej
:)
Kiedy wyszedłem na zewnątrz lotniska w Los Angeles od razu poczułem, że to był dobry kierunek. Słońce uderzyło w moją twarz, a lekki wiaterek przypomniał mi jak w Polsce jest wiosną. Skierowałem się w lewą stronę, gdzie był znak na shuttle busy z wypożyczalni samochodowych. Podjeżdżały wszystkie firmy, poza tą, na którą ja czekałem. Po dobrych 20 minutach zjawił się autobus ze starszym już kierowcą, który pomagał klientom pakować walizki na półki w środku pojazdu. Wpierw pojechaliśmy do wypożyczalni Thrifty, a następnie do Dollar, gdzie miałem zrobioną rezerwację… Rzeczywiście miałem, ale nie mam. Po odstaniu 30 minut w kolejce dowiedziałem się, że została ona anulowana z niewiadomych przyczyn i mogę zrobić ją ponownie, ale to już przy innym stanowisku, które jest samoobsługowe. Eh, poddenerwowany ruszyłem do czegoś na wzór budki telefonicznej. Podniosłem słuchawkę, a na ekranie pojawiła się konsultantka, która przyjęła moją rezerwację. Zaakceptowała moją kartę kredytową i poprosiła o pokazanie do kamery prawa jazdy. Okazało się, że jeżeli nie jest międzynarodowe to jednak muszę zrobić rezerwację tam, gdzie byłem przed chwilą. Nosz kurcze! Znowu kolejka… Tutaj dowiaduję się jednak, że cena wynajmu będzie prawie 2x wyższa niż miałem poprzednio, bowiem takie są stawki bezpośrednio w wypożyczalni. Rezygnuję. Wychodzę.
Odchodzę około 200 metrów, łapię WiFi na ulicy. Odszukuję maila z rezerwacją samochodu i ponawiam płatność. Odświeżam stronę, aż pojawia się status: Potwierdzono. Wracam i nareszcie dostaję samochód klasy ekonomicznej. Mogę ruszać do Palmdale, gdzie zarezerwowałem swój hotel. GPS kieruje mnie na drogę 405, którą w godzinę powinienem dotrzeć na miejsce. Jak się okazało z uwagi na horrendalne korki docieram po trzech…
Jest już po zmroku. Parkuję samochód przed hotelem Staybridge Suites Palmdale, w którym zabookowałem pokój przy okazji wyprzedaży w IHG (Point Breaks) za 5000 punktów. Recepcjonista od razu odgaduje jak się nazywam i oznajmia, że czeka na mnie apartament z sypialnią, aneksem kuchennym, pokojem dziennym itd. Jego normalna cena to 749 zł (wg. booking.com). Dobry deal, nie ma co
;) Wjeżdżam windą do góry, rozpakowuję się, biorę prysznic i padam jak zbity.
Obudziłem się już przed godziną 5 rano. Dzięki temu mogłem zrobić kilka rzeczy na komputerze i przygotować kolejny post tej relacji dla Was. Dobrze, że śniadanie w dni powszednie rozpoczynało się już o 6:30, bowiem ostatni swój posiłek jadłem w samolocie, jakieś 20 godzin temu.
Tutaj powstawała niniejsza relacja
:D
Tutaj następuje miła niespodzianka. Śniadanie jest zdecydowanie bardziej urozmaicone niż zawsze do tej pory jadłem w USA w hotelach Holiday Inn Express. Poza tym miejsce spożycia jest bardzo klimatyczne. Zresztą zobaczcie sami. Jeszcze przed check outem wracam tutaj żeby wypić sobie kawę na tarasie i zjeść świeże owoce.
Ogólnie rzecz biorąc Staybridge Suites Palmdale to doskonały hotel. Nie dziwi mnie jego ocena na booking.com wynosząca 9,1/10. W zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Oby tak dalej.
Około godziny 10 ruszyłem na zwiedzanie. Tego dnia do Parku Narodowego Drzew Jozuego - na pustyni Mohave. Trasa liczyła około 150 mil. Tym razem bez najmniejszych korków, bardzo płynnie dotarłem na miejsce. Już sama pustynia wyglądała bardzo ciekawie – jeszcze przed wjazdem na teren parku przyglądałam się każdej roślince rosnącej z boku drogi. Park Narodowy Joshua Tree miał mieć nazwę Park Narodowy Roślin Pustynnych. A to z uwagi, że oprócz drzewek Jozuego można tu znaleźć także ponad 700 różnych gatunków roślin. Do najbardziej interesujących należą kaktusy Cholla. Na terenie parku znajduje się pięć naturalnych oaz.
Wstęp do parku kosztuje 20$ w przypadku samochodu i jest ważny przez kolejne siedem dni. Jeżeli poruszamy się pieszo bądź rowerem to zapłacimy połowę tej sumy. Dostajemy naklejkę do przyczepienia na szybie oraz mapę z zaznaczonymi najważniejszymi punktami parku. Przez cały czas mamy asfaltową drogę (główną), jak również wybudowane zatoczki po obu stronach, które są punktami widokowymi. Oczywiście dostępne są tutaj także kempingi, gdzie można nocować.
Na terenie parku znajdziemy masę miejsc do wspinaczki. Są to olbrzymie formacje skalne i głazy o niespotykanych nigdzie na świecie kształtach. Oczywiście są tutaj także liczne drzewa Jouzego (głównie w północnej części parku). Nazwane zostały tak przez wędrujących Mormonów, ponieważ gałęzie tych drzew przypominają wzniesione w modlitwie ręce. Widoki były przepiękne, a to głównie za sprawą genialnej pogody. Niebo było praktycznie bezchmurne i kontrastowało z jasnym piaskiem i żółtymi skałami. Najbardziej znana jest skała przypominająca kształtem ludzką czaszkę (Skull Rock).
Jechałem przez park cały czas z północy na południe, kierując się do głównej drogi numer 10. Krajobraz szybko się zmienił. Teraz olbrzymie przestrzenie były porośnięte wspominanymi kaktusami. Tutaj nie spędziłem zbyt dużo czasu, ponieważ odczuwałem już zmęczenie i chciałem dotrzeć do hotelu. Uważam jednak, że jeden dzień na zwiedzanie Joshua Tree National Park w zupełności wystarczy. Spokojnie zdążymy wtedy go objechać, zrobić dużo zdjęć i udać się na jakiś trekking.
Na koniec jeszcze ciekawostka. Jeżdżę po Kalifornii Toyotą Yaris. Kiedy wjeżdżałem do parku miałem prawie 1/2 baku paliwa. Nie przyszłoby mi do głowy, że to mało. Wyjeżdżając z niego miałem już tylko 1/8 baku i musiałem być mocno skupiony na „ecodrivingu”, bowiem mój telefon z mapami offline nie wyszukiwał mi gdzie jest najbliższa stacja benzynowa, a ta była dopiero za 30 mil. Prawie tyle udało się przejechać z zapaloną kontrolką o kończącym się paliwie. Miałem już lekkiego stracha…
A teraz idę spać
;) Dzięki za wszelkie komentarze i zainteresowanie relacją.Pozdrawiam Was z saloniku Oneworld na lotnisku w Los Angeles! Ruszamy z dalszą relacją.
Po opuszczeniu parku narodowego Drzew Jozuego udałem się do miasteczka Rancho Mirage, gdzie miałem zarezerwowany nocleg. Po drodze jak już Wam wspomniałem modliłem się o stację benzynową i moje życzenie zostało wysłuchane. Zatankowałem do pełna i już pewien swego ruszyłem w kierunku Holiday Inn Express & Suites Rancho Mirage.
Zacna wersja 911, ale ja bym smignela autostrada na poludnie i z powrotem, w koncu jest przy lotnisku i kawalek za nim nie ma juz ograniczenia predkosci
:-) Z tego co widze, Avis poleca na swojej stronie trase w dol. W 150 wliczonych km mozna sporo paliwa puscic z dymem. Transfer limuzyna do samolotu z tego co pamietam? Niewatpliwie pierwsza klasa LH ma bardzo dobre ground services.
W 911ce (4s wiec w porównaniu do tego staroć
;-) zrobiłem swój szosowy, czy tez raczej autostradowy Vmax. Mam wrażenie że chwilowo jest to najmocniejszy akcent Twojej relacji. Teraz będziesz sie musiał dobrze postarać, żeby to przebić. Choć. Drugiej strony - najlepsze dopiero przed nami. Eee to znaczy, chciałem napisać - przed Tobą
;-)
CRJ-900 podobnie jak na wielu innych trasach PL-FRA. Całkiem fajny ale warto złapać miejsca z przodu o z tylu jest wyraźnie głośniej. I później jedzonko dociera
;)
bonifacy napisał:@ibartek wystarczy wpisać w Google nr samolotu i masz wszystkie dane:) http://www.airfleets.net/ficheapp/plane-crj-15245.htmtak, wiem. prosba byla na przyszle loty, przy boardingu z rekawa moze byc ciezko zrobic jakiekolwiek zdjecie samolotu..
Wygląda na to, że będę zawsze pierwszym, a przynajmniej jednym z pierwszych "lubiących"
:-)Jesteśmy obaj wprawdzie w innych strefach czasowych, ale tak czy inaczej daleko od kraju, więc mam pierwszeństwo
:-DKurczę, jaka to jednak różnica, jak się wrzuca porządne zdjęcia. Jestem teraz w Manili - może wykombinuję tu chociaż jakiś kabelek (bo oczywiście w roztargnieniu nie zabrałem z domu) i wreszcie dam obrazki z aparatu, a nie telefonu...Miłej i bezproblemowej dalszej podróży!
Zdjec nie widze, ale sniadanie brzmi jak z Ritza, szczegolnie ta czesc o szynkach
:-) Hilton Warszawa tez ma wysokie aspiracje, bo jest sok marchewkowy.
Przepraszam już są. Problem został usunięty przez hosting gdzie je umieszczam - wystąpił chwilowy problem z systemem quoty, co mogło objawiać się podanym błędem.
Faktycznie, troche brauje prywatnosci i nawet na Twoich zdjeciach widac, ze masz wglad w ekrany innych pasazerow i mozesz sprawdzic co ogladaja. Zarzadzanie fotelem wyglada na zaawansowane. Ciekawa jestem co bedziesz robic w rejonach Palm Springs? Joshua Tree Park?
Ogólnie podróż chyba Ci minęła bardzo przyjemnie, natomiast od siebie powiem, że jedzenie - a zwłaszcza danie główne - jednak nieco rozczarowuje na zdjęciach.
Tez miala taka idealna pogode w Joshua Tree Park, tylko bylo troche chlodniej, a na wzniesieniu to nawet male polacie sniegu lezaly, ale to bylo w grudniu. Co ciekawe jedzie sie przez dwie pustynie: Mojave Desert i Colorado Desert i faktycznie widac roznice w roslinnosci.
@przemos74 Kolejna świetna relacja, którą czytam z miłą chęcią i cieszę się na każdy nowy post. Pomieszanie części lotniczej/hotelowej z podróżniczą - to lubię! Tak trzymaj!
Świetna relacja, fajnie się patrzy na te wszystkie luksusy niedostępne dla zwykłego śmietelnika
:D Ale muszę powiedzieć że płatne wifi dla pasażera First to w moim odczuciu taki trochę zgrzyt, kazać dopłacać te głupie parę dolców kiedy bilet kosztował fortunę..
@maciass zdecydowanie się zgadzam. Ktoś, kto płaci za lot kilka tysięcy dolarów, na ogół nie ma problemu z wydaniem kilkunastu, ba, nawet ich nie zauważa, ale samo doświadczenie, że trzeba wyjąć portfel i zapłacić to już dyskomfort. Z jednej strony oddzielny terminal dla wygody, a z drugiej to. No a druga sprawa to fakt, że dopłacanie za wszystkie drobiazgi kojarzy mi się raczej z LCC@Szyn3k na wielu amerykańskich blogach o podróżach, chociażby One Mile at a Time, jest całe mnóstwo Polaków bacznie je śledzących, podczas gdy zbliżone blogi w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki. Sam czytam tę relację z ogromnym zaciekawieniem, bo materiał naprawdę godny pochylenia się i czytania z zapartym tchem
;)
silvershark napisał:@Szyn3k na wielu amerykańskich blogach o podróżach, chociażby One Mile at a Time, jest całe mnóstwo Polaków bacznie je śledzących, podczas gdy zbliżone blogi w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki. Za malo czytelnikow wsrod polskiej publicznosci, a autor moze byc potraktowany jak ten, ktoremu przewrocilo sie w glowie albo snob, itp. Salonikow i limuzyn sie zachciewa
;-)
Większość dobrych blogów to blogi amerykańskie, a chciałbym poczytać coś utrzymanego w bardziej europejskich klimatach. Sam postanowiłem tworzyć bloga tego typu, ale nie jest to temat tak łatwy jak np. "zdrowe odżywianie" czy "modowy lifestyle" (potrzebna jest większa wiedza, ale przede wszystkim trzeba zdobywać materiał do recenzowania, czyli po prostu dużo latać).Kolejną korektą do blogów zagranicznych, którą uważam, że warto dodać, jest opisywanie lotów w klasie ekonomicznej, która jest znacznie bliższa przeciętnemu śmiertelnikowi, ewentualnie latanie ekonomiczną i posiadanie statusów, które pozwalają na wejścia do lounge'ów itp. Łatwiej nawiązać więź z czytelnikiem, jeśli temat jest realistyczny i nieodległy. @Aga_podrozniczka popyt można stworzyć i uważam, że warto, bo to rozwija świadomość społeczeństwa, a przede wszystkim fajnie poczytać coś ciekawego, z czym istnieje szansa się spotkać w naszym życiu, a także opisywać zjawiska, które sami widzimy i są typowe tylko dla podróżnych z Polski (w stylu: 4-godzinne kolejki w Modlinie albo loty krajowe na wybitnych trasach typu Radom-Olsztyn)
:D
@silvershark ba, też bym chętnie w F lub w C latał, ale mam wrażenie, że w życiu może to się tylko raz uda, jak będzie jakiś EF ciekawy, a tak to... chyba za wysokie progi dla mnie, latać zawsze w biznesie
:(
@przemos74 tysiące Ci zjadło w liczbie widzów MCG
:)Miło wspomnieć własną wizytę w Melbourne sprzed 3 lat, dzięki za dużą liczbę zdjęć. Wyjechać na Eureka Tower warto moim zdaniem - dobry widok między innymi na Albert Park oraz na korty i Melbourne Cricket Ground. Ale jak napisałeś możesz to zrobić następnym razem. Też tak czasem mówię o atrakcjach w miejscach, do których mam zamiar wrócić
:)
Widze, ze miales ladna pogode w Melbourne. Jak przelatywalam przez nie 2 tygodnie temu to bylo 13C i deszcz. Lecisz troche w odwrotna strone niz ja ostatnio
:-)Ladne zdjecia nocne. Pomysle nad ta pierwsza klasa w Etihad do MEL w egipskiej promocji ...
To dobrze, ze masz pozytywne wrazenia z Conrada. Czytalam recenzje i niektorzy pisali, ze w porzadku, ale nie taki dobry jak w innych miejscach na swiecie. Conrady to moja ulubiona siec.
Aga_podrozniczka napisał:Nie czuje sie zachecona do wizyty w tym Garden Inn po tym komentarzu o chinskich turystach. Apartament prezydencki pewnie dobry na duza impreze
:-)Zależy jak trafisz. Podczas mojego pobytu w ubiegłym miesiącu nie było żadnej grupy - jednego dnia pływaliśmy z żoną w basenie od 9 do 12 całkiem sami
;)BTW Wspaniała podróż! Powodzenia w dalszej części!
;)
aarongeru napisał:Aga_podrozniczka napisał:Nie czuje sie zachecona do wizyty w tym Garden Inn po tym komentarzu o chinskich turystach. Apartament prezydencki pewnie dobry na duza impreze
:-)Dokładnie ,smarkanie do basenu, jedzenie jak pig przy nim, bekanie przy każdym drinku to ,to co lubię najbardziej omijać.Ale skoro balują do późna to można liczyć na poranne słonko i pływankobez tej nacji. Ostatnio siedziałam w samolocie z 2 chinkami w rzędzie.Jeszcze nie wystartowaliśmy,a już jedna dwa razy wychodziła do wc.Pomyślicie ,że ze stresu
:-) Niestety nie, mieliśmy opóźnienie z wylotem 40 mina jak tylko samolot zaczął startowaćjuż miały zjedzone pół torby jedzenia.Na szczęście udało mi się przesiąść ,bo bym furii dostała
:(
Ja na razie ma bilety do BKK luzno pokrywajace sie z moja rezerwacja na Bali. W zaleznosci od tego jak bede stala z punktami i gotowka, moze skusze sie na tego Conrada, widzialam ceny 20K punktow + $100 za noc. Czytalam tez recenzje i duzo osob dostaje upgrade do tego pokoju co Przemos74. Od grudnia bedzie tez dostepny Hilton Bali Resort, 30K punktow za noc lub 12K + £45.
Uwaga co do wypozyczalni Avis, aby wynajac samochody klasy Avis Prestige w Niemczech musisz miec dwie wypukle karty wystawione przez rozne banki lub jedna zlota karte wystawiona przez niemiecki bank i miec minimum 25 lat. Nieprawda jest twierdzenie ze musza byc dwie karty z czego jedna zlota.Gratulacje z wycieczki 911 Targa po Frankfurcie.
Teraz już wiem jaki był prawdziwy powód, że z nami do Argentyny nie poleciałeś - za dużo lotów w Y
:P A na serio to skoro już się zbliżamy do końca to muszę napisać, że świetny trip Ci z tego wyszedł i świetnie się czyta/śledzi taki relacje na luzie, bez spiny i bez żadnego parcia, a za to z porcjo dużo rzadziej tutaj spotykanych relacji z C/F i dobrych hoteli. Mi ostatnio trochę krócej zajęło dotarcie do Londynu, ale mimo tego chętnie bym się zamienił
;)
Ja się zmęczyłem tym lataniem tylko czytająć
;-)Fajna sprawa:)To jeszcze poprosimy podsumowanie koszto-punktów/mil, bo każdy pewnie z niecierpliwością przegląda swoje zapasy, sprawdzając jak daleko by zaleciał...
To teraz mozesz odpoczac i odespac
:-) Tez sie zmeczylam od tego czytania, bez latania. Troche sie minelismy, bo ja akurat polecialam na wschod jak Ty wrociles, a teraz lece wlasnie na zachod
:-)Co do hotelu we Frankfurcie, to obok Mercure jest jeszcze Ibis Budget i pewnie jeszcze pare innych. Wszystkie korzystaja chyba z tego samego autobusu na lotnisko. Nocowalam tam kiedys dosc tanio i chyba bylo w porzadku, bo nie pamietam nic zlego
;-) Hiltony sa duzo blizej, ale rzadko widze je tanio. A jak ktos by sie skusil na te promocje pierwszej klasy i Porsche to szczerze polecam wypad na poludnie po autostradzie, najlepiej w sobote po poludniu i niedziele rano, kiedy nie ma tirow i drogi sa pustawe. Mozna sobie troche "polatac" na odcinkach bez limitow. Na Bali ladnie zaweziles wybor hoteli. Jak wroce z obecnej eskapady i zbiore troche punktow, to moze wezme tego Conrada prowizorycznie. Zawsze mozna anulowac i zmienic plany. Pozdrawiam z saloniku w DUS.
@Aga_podrozniczka, autobus jadący do Mercurego zatrzymywał się także przy Ibisie, ale chyba nie Budget.PS. Udanej podróży
:) Dokąd teraz lecisz? @kacper451, widzę, że niedokładnie przeczytałeś relację
:( noclegów potrzebowałem w sumie cztery. Po kilku edycjach bardzo trudnych zadań wreszcie poszli mi na rękę
;)
Wydaje mi się, że masz błąd w wyliczeniach przy hotelach Accora.2000 pkt to 40€ (~170 pln), u Ciebie wychodzi to tak, jakby te punkty obniżały Ci cenę przynajmniej 2 razy więcej, tj. o ~340 pln, a w pierwszym przypadku to nawet o ponad 400 złotych.Szkoda, że straciłem platynę w Accorze, bo Manilę w lutym po twojej rekomendacji Novotela załatwiłbym tak samo
;)
przemos74 napisał:@Aga_podrozniczka, autobus jadący do Mercurego zatrzymywał się także przy Ibisie, ale chyba nie Budget.PS. Udanej podróży
:) Dokąd teraz lecisz? Moze juz nie jest Budget, kiedys to byl nawet Etap.New York, New York z promocji Air Berlin. Z tego co mi powiedziano, to samolot jest prawie pusty w ekonomicznej. Moze nie umre od braku miejsca na nogi czego troche sie obawialam.
@piotrek_, cena na stronie Accora jest różna od strony na bookingu, a dodatkowo upgrade'y pokoju były darmowe (cena z booking jest dla pokoju po upie)
;) wydaje mi się, że jest okey policzone, ale mogłem się gdzieś machnąć
;)Novotel w Manili jak na warunki lokalne jest bardzo drogi, ale z drugiej strony rzeczywiście oferuje doskonałą obsługę i warto spędzić tam chociaż jedną noc. Aczkolwiek bez Palatyny bym Ci odradzał, wiesz czemu
:)
Upgrade i wszystko jasne
:P W moich datach stoi po około 280 pln, wykorzystując 2000 punktów miałbym go za 100 pln z groszami. No niestety od września mam tylko golda
;)
super relacja, dziś pół dnia szukałem jej na fly4 free po resecie mozzili, wcześniej była w ulubionych, stosunkowo niedrogo wyszło, szkoda że dziewczyny nie zabrałeś, pewnie byłoby raźniej
:) czy jesteś w stanie napisać mniej więcej jak się przygotować do takiego wyjazdu ? tzn chodzi mi o to jak nabijasz tyle pkt w programach i robisz potem upgrade hoteli? czy dużo Ci to czasu zabiera? ja raczej w planach mam wylot za rok do azji, i przyznam że na pewno ta relacja mnie jeszcze bardziej zainspirowała
;)
dzięki @przemos74 za relację i podsumowanie; dla mnie najtrudniejszym momentem byłby zdecydowanie ten TPAC w Y, ale robiłeś go szczęśliwie tylko w jedną stronę. No to do następnego @kółeczka, mam nadzieję, że wreszcie gdzieś w trasie
:D
W kabinie jest sporo miejsca i każdy ma poczucie prywatności dzięki podnoszonym zasłonom. Materiały wykorzystane do wykonania siedzeń, podnóżków itd. są bardzo dobrej jakości. W zasadzie wyglądają jak nowe. Podświetlenie jest odpowiednie. Zadowolone będą osoby chcące spać, jak i te które przez cały lot czytają książki. Przed środkowymi miejscami w pierwszym rzędzie mamy barek z alkoholami. Obsługa przynosi tutaj butelki tych trunków, które zażyczą sobie goście.
Bardzo wygodny jest fotel, który można idealnie dopasować do naszych potrzeb. Również podnóżek, który pełni także rolę schowka możemy przybliżyć do siebie. Całość jest rozkładana, przez co przy moim wzroście (188 cm) nie miałem problemu, żeby spać jak w łóżku. Z lewej strony fotela mamy gniazdko 220 V oraz port USB.
Menu z posiłkami, które serwowano na pokładzie możecie znaleźć pod tym linkiem: http://lh-menu.de/download/2016--11-12/F/457
Około godzinę po odlocie zebrano zamówienia dotyczące obiadu. A po kolejnych 30 minutach rozpoczęto serwis. Na rozłożonym stoliku, który swoją drogą jest bardzo duży i wygodny do pracy znalazła się na początku przystawka. Wybrałem kawior z sokiem z limonki i cebulą. Do tego było dużo rodzajów pieczywa do wyboru. W dalszej kolejności podano sałatki, które poprzedzały danie główne, na które zdecydowałem się zamówić pieczoną gęś z czerwoną kapustą i kluskami. Był to bardzo dobry obiad, jak u mamy ;) W między czasie pytano czy chciałbym spróbować jeszcze sorbetu, ale moje możliwości były już na wykończeniu, więc zjadłem tylko deser w postaci serów.
Miałem pomysł, żeby skorzystać z Internetu na pokładzie, ale ten niestety jest płatny nawet w pierwszej klasie. Cena za godzinę to 9 euro, a za cały lot 17 euro. W związku z tym zająłem się systemem rozrywki, który obsługujemy pilotem pod lewą ręką. Znalazłem aż cztery filmy z polskim lektorem. Na pierwszy ogień poszło Rio 2. Oglądanie filmów i słuchanie muzyki jest komfortowe głównie za sprawą świetny słuchawek Bose, które oferują świetny dźwięk i doskonałą izolację od szumów z zewnątrz.
W prawym podłokietniku mamy szeroką regulację naszego fotela. Możemy także podnieść zasłonkę, żeby osoba z boku nas nie widziała. To zapewnia dobrą prywatność, ale jednak nie taką jak w pierwszej klasie Etihadu w A380.
Na 2,5 godziny przed lądowaniem zrobiłem się głodny, więc poprosiłem o przygotowanie zupy i małych burgerów. Były smaczne, ale jadłem w swoim życiu lepsze potrawy. Aczkolwiek, jak na jedzenie z samolotu to nie mogę narzekać. Zdecydowałem się jeszcze wypić cappuccino. Warto dodać jeszcze kilka słów na temat obsługi, która jest bardzo uprzejma i kompetentna. Niestety brakuje im trochę luzu, który wprowadziłby mniej formalną atmosferę. Tutaj znowu odniosę się do wzorowej pracy stewardess Etihadu.
Po 11,5 godzinach rejsu wylądowaliśmy w Los Angeles. Teraz czekało mnie odstanie około 30 minut w kolejce do automatu, żeby zrobiono mi fotkę i pobrano odciski palców, a następnie po kolejnych 15 minutach dotarłem na krótką rozmowę z celnikiem. Następnie nadszedł czas na udanie się do wypożyczalni Dollar po samochód i rozpoczęcie pobytu w Kalifornii.
Na koniec uzupełnię listą win, o którą prosił @tom971:
@tom971, chyba tak - poszukam i uzupełnię o to poprzedni post.
@kacper451, trochę tak jest, ale trzeba powoli wracać do rzeczywistości ;)
@marek2011, wszystko było w porządku, ale na pokładzie trochę "bez szału", a tego bym mimo wszystko oczekiwał od F w LH.
Jeżeli jeszcze Was nie zanudziłem to zapraszam dalej :)
Kiedy wyszedłem na zewnątrz lotniska w Los Angeles od razu poczułem, że to był dobry kierunek. Słońce uderzyło w moją twarz, a lekki wiaterek przypomniał mi jak w Polsce jest wiosną. Skierowałem się w lewą stronę, gdzie był znak na shuttle busy z wypożyczalni samochodowych. Podjeżdżały wszystkie firmy, poza tą, na którą ja czekałem. Po dobrych 20 minutach zjawił się autobus ze starszym już kierowcą, który pomagał klientom pakować walizki na półki w środku pojazdu. Wpierw pojechaliśmy do wypożyczalni Thrifty, a następnie do Dollar, gdzie miałem zrobioną rezerwację… Rzeczywiście miałem, ale nie mam. Po odstaniu 30 minut w kolejce dowiedziałem się, że została ona anulowana z niewiadomych przyczyn i mogę zrobić ją ponownie, ale to już przy innym stanowisku, które jest samoobsługowe. Eh, poddenerwowany ruszyłem do czegoś na wzór budki telefonicznej. Podniosłem słuchawkę, a na ekranie pojawiła się konsultantka, która przyjęła moją rezerwację. Zaakceptowała moją kartę kredytową i poprosiła o pokazanie do kamery prawa jazdy. Okazało się, że jeżeli nie jest międzynarodowe to jednak muszę zrobić rezerwację tam, gdzie byłem przed chwilą. Nosz kurcze! Znowu kolejka… Tutaj dowiaduję się jednak, że cena wynajmu będzie prawie 2x wyższa niż miałem poprzednio, bowiem takie są stawki bezpośrednio w wypożyczalni. Rezygnuję. Wychodzę.
Odchodzę około 200 metrów, łapię WiFi na ulicy. Odszukuję maila z rezerwacją samochodu i ponawiam płatność. Odświeżam stronę, aż pojawia się status: Potwierdzono. Wracam i nareszcie dostaję samochód klasy ekonomicznej. Mogę ruszać do Palmdale, gdzie zarezerwowałem swój hotel. GPS kieruje mnie na drogę 405, którą w godzinę powinienem dotrzeć na miejsce. Jak się okazało z uwagi na horrendalne korki docieram po trzech…
Jest już po zmroku. Parkuję samochód przed hotelem Staybridge Suites Palmdale, w którym zabookowałem pokój przy okazji wyprzedaży w IHG (Point Breaks) za 5000 punktów. Recepcjonista od razu odgaduje jak się nazywam i oznajmia, że czeka na mnie apartament z sypialnią, aneksem kuchennym, pokojem dziennym itd. Jego normalna cena to 749 zł (wg. booking.com). Dobry deal, nie ma co ;) Wjeżdżam windą do góry, rozpakowuję się, biorę prysznic i padam jak zbity.
Obudziłem się już przed godziną 5 rano. Dzięki temu mogłem zrobić kilka rzeczy na komputerze i przygotować kolejny post tej relacji dla Was. Dobrze, że śniadanie w dni powszednie rozpoczynało się już o 6:30, bowiem ostatni swój posiłek jadłem w samolocie, jakieś 20 godzin temu.
Tutaj powstawała niniejsza relacja :D
Tutaj następuje miła niespodzianka. Śniadanie jest zdecydowanie bardziej urozmaicone niż zawsze do tej pory jadłem w USA w hotelach Holiday Inn Express. Poza tym miejsce spożycia jest bardzo klimatyczne. Zresztą zobaczcie sami. Jeszcze przed check outem wracam tutaj żeby wypić sobie kawę na tarasie i zjeść świeże owoce.
Ogólnie rzecz biorąc Staybridge Suites Palmdale to doskonały hotel. Nie dziwi mnie jego ocena na booking.com wynosząca 9,1/10. W zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Oby tak dalej.
Około godziny 10 ruszyłem na zwiedzanie. Tego dnia do Parku Narodowego Drzew Jozuego - na pustyni Mohave. Trasa liczyła około 150 mil. Tym razem bez najmniejszych korków, bardzo płynnie dotarłem na miejsce. Już sama pustynia wyglądała bardzo ciekawie – jeszcze przed wjazdem na teren parku przyglądałam się każdej roślince rosnącej z boku drogi. Park Narodowy Joshua Tree miał mieć nazwę Park Narodowy Roślin Pustynnych. A to z uwagi, że oprócz drzewek Jozuego można tu znaleźć także ponad 700 różnych gatunków roślin. Do najbardziej interesujących należą kaktusy Cholla. Na terenie parku znajduje się pięć naturalnych oaz.
Wstęp do parku kosztuje 20$ w przypadku samochodu i jest ważny przez kolejne siedem dni. Jeżeli poruszamy się pieszo bądź rowerem to zapłacimy połowę tej sumy. Dostajemy naklejkę do przyczepienia na szybie oraz mapę z zaznaczonymi najważniejszymi punktami parku. Przez cały czas mamy asfaltową drogę (główną), jak również wybudowane zatoczki po obu stronach, które są punktami widokowymi. Oczywiście dostępne są tutaj także kempingi, gdzie można nocować.
Na terenie parku znajdziemy masę miejsc do wspinaczki. Są to olbrzymie formacje skalne i głazy o niespotykanych nigdzie na świecie kształtach. Oczywiście są tutaj także liczne drzewa Jouzego (głównie w północnej części parku). Nazwane zostały tak przez wędrujących Mormonów, ponieważ gałęzie tych drzew przypominają wzniesione w modlitwie ręce. Widoki były przepiękne, a to głównie za sprawą genialnej pogody. Niebo było praktycznie bezchmurne i kontrastowało z jasnym piaskiem i żółtymi skałami. Najbardziej znana jest skała przypominająca kształtem ludzką czaszkę (Skull Rock).
Jechałem przez park cały czas z północy na południe, kierując się do głównej drogi numer 10. Krajobraz szybko się zmienił. Teraz olbrzymie przestrzenie były porośnięte wspominanymi kaktusami. Tutaj nie spędziłem zbyt dużo czasu, ponieważ odczuwałem już zmęczenie i chciałem dotrzeć do hotelu. Uważam jednak, że jeden dzień na zwiedzanie Joshua Tree National Park w zupełności wystarczy. Spokojnie zdążymy wtedy go objechać, zrobić dużo zdjęć i udać się na jakiś trekking.
Na koniec jeszcze ciekawostka. Jeżdżę po Kalifornii Toyotą Yaris. Kiedy wjeżdżałem do parku miałem prawie 1/2 baku paliwa. Nie przyszłoby mi do głowy, że to mało. Wyjeżdżając z niego miałem już tylko 1/8 baku i musiałem być mocno skupiony na „ecodrivingu”, bowiem mój telefon z mapami offline nie wyszukiwał mi gdzie jest najbliższa stacja benzynowa, a ta była dopiero za 30 mil. Prawie tyle udało się przejechać z zapaloną kontrolką o kończącym się paliwie. Miałem już lekkiego stracha…
A teraz idę spać ;) Dzięki za wszelkie komentarze i zainteresowanie relacją.Pozdrawiam Was z saloniku Oneworld na lotnisku w Los Angeles! Ruszamy z dalszą relacją.
Po opuszczeniu parku narodowego Drzew Jozuego udałem się do miasteczka Rancho Mirage, gdzie miałem zarezerwowany nocleg. Po drodze jak już Wam wspomniałem modliłem się o stację benzynową i moje życzenie zostało wysłuchane. Zatankowałem do pełna i już pewien swego ruszyłem w kierunku Holiday Inn Express & Suites Rancho Mirage.