Mieliśmy szczęście, ponieważ w tej części parku to rzadko spotykana sytuacja
:) Łatwiej wypatrzeć koty na drzewach w okolicach Ishashy. Usatysfakcjonowani widokiem, jedziemy na poszukiwania słoni. Tym razem nie mamy takiego farta, widzimy mnóstwo śladów ich bytności, ale samych słoni nie
:? Postanawiamy zrobić sobie przerwę na lunch. Towarzyszą nam marabuty, które żyją głównie w skupiskach ludzkich. Coś, jak nasze gołębie
;)
Nagle po drugiej stronie jeziora wypatrujemy słonie.
Niestety bliskie spotkanie nie stało się naszym udziałem. Ruszamy w drogę powrotną.
Trochę zmęczeni poranną pobudką, robimy sobie drzemkę, z której wyrywa nas Agreey. Na terenie resortu są słonie! Cóż... zanim się ogarnęliśmy, zobaczyliśmy tylko zadek
:P
Noc spędzamy w tym samym miejscu, co poprzednio
:) Na koniec jeszcze okołoresortowe okoliczności przyrody...
WYDATKI wstęp do parku - 40$/os. dla nas i 45 tys. UGX dla Agreey (15 tys. UGX samochód, 30 tys. UGX kierowca)DZIEŃ ÓSMY W nocy obudził nas Agreey. Tym razem pod naszymi oknami pasie się hipopotam
:mrgreen: Dziś czeka nas podróż w kierunku Bwindi.
Po drodze nuda
;) Niewiele zwierzyny.
Noc planujemy spędzić w Kihihi. Tam też trafiamy na jakiś prozdrowotny festyn. Postanawiamy przyjrzeć się bliżej
:) Od razu otaczają nas dzieciaki
:) Pytają o różne rzeczy, m. in. skąd jesteśmy? jak nazywa się nasz prezydent? jak po polsku powiedzieć how are you?
:) Agreey nie przepada za tego typu imprezami, my jesteśmy zachwyceni
:) Postanawiamy chwilę się pokręcić.
Po przemówieniu, mamy okazję wysłuchać hymnu
:arrow: FILM Zaczyna się psuć pogoda, więc postanawiamy się zwinąć. W drodze, naszą uwagę przykuwają dziwne wehikuły
;)
To coś w rodzaju hulajnogi. Kiedy my czekamy na przygotowanie pokoju, Agreey ma okazję spróbować jazdy na niej. Nam chłopaki nie pozwalają
:|
:arrow: FILM Zamknięcie pokoju przerasta nasze możliwości
;) Musimy prosić o instrukcję obsługi
:) (na FILMIE - otwieranie
:) ). Po pokonaniu tej trudności, idziemy na spacer. Jak zwykle w Ugandzie, jesteśmy sensacją
;) Miejscowi uśmiechają się do nas, zaczepiają. Kilku nietrzeźwych chłopaków chce się obściskiwać
:P Zatrzymujemy się w sklepiku, kupujemy napoje, oczywiście zlatują się dzieciaki
:) Obdarowujemy je lizakami oraz odblaskami i udajemy się w kierunku centrum miasteczka. Tam znowu jesteśmy tropieni przez dzieciaki, machają nam, dotykają, zagadują
:) Cieszą się, gdy pokazujemy Im zrobione przez nas zdjęcia.
Im również dajemy odblaski. Chyba się podobają
:)
Jemy kolację i idziemy do pokoju. Odkrywamy, że mamy telewizor, ale nie ma gniazdka sieciowego
:D
WYDATKI: nocleg - 70 tys. UGX (pokój + śniadanie)DZIEŃ DZIEWIĄTY Ruszamy w stronę Buhoma.
Jest niedziela. W kościołach i przed nimi, ludzie tańczą i śpiewają. Większość w odświętnych strojach.
Dojeżdżamy do miejsca docelowego i szukamy noclegu. Dopiero w trzeciej lodge dogadujemy się, co do ceny. Utargowaliśmy z 60$ na 25 $ za domek z łazienką + śniadanie. Znowu nie ma nikogo poza nami. Wzdłuż głównej ulicy mnóstwo straganów, wreszcie możemy zakupić jakieś pamiątki
:) Oczywiście obowiązkowo trzeba negocjować ceny. Dopada nas deszcz, więc zatrzymujemy się w sklepiku z maskami. Sprzedawca przedstawia nam o znaczenie kilku masek, później też o swoich planach. W przyszłości zamierza sprzedać stragan i zająć się turystyką. Na początek, jako kierowca, z czasem (jeśli wszystko będzie szło dobrze) chce wybudować lodge. Udzielamy Mu kilku rad z punktu widzenia turysty
:) Sklepikarz opowiada nam też trochę o Ugandyjczykach. Dowiadujemy się, że wielu z Nich w celach zarobkowych emigruje do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, natomiast lekarze głównie wybierają Kenię, a nauczyciele - Rwandę. Pokazujemy na mapie, gdzie leży Polska
:) Deszcz ustaje, więc udajemy się z przewodnikiem na wycieczkę po wiosce... CDN.DZIEŃ DZIEWIĄTY cd. Podczas zwiedzania z przewodnikiem skupiliśmy się na poznaniu życia lokalnej społeczności. Odpuściliśmy sobie spotkanie z Pigmejami. Mieliśmy w pamięci kobiety z długimi szyjami w Birmie, które siedziały przed sklepami i pozowały do zdjęć; zupełnie nienaturalne to było. Folder reklamowy też jakoś nas specjalnie nie zachęcił
;) Spacerowanie zaczęliśmy od wizyty w warsztacie kowala. Niestety była niedziela, więc był pusty. David (przewodnik) przybliżył nam nieco sposób pracy. Okazało się, że kowal sam wytwarza stal z wydobywanej nieopodal rudy żelaza. Sam również robi narzędzia, m. in. noże.
Poszliśmy też do szkoły. Uczniów oczywiście nie było. Jedynie ławki z pozostawionymi książkami, zeszytami.
W pokoju nauczycielskim (małe pomieszczenie, w którym mieszczą się ledwo dwa biurka) zastaliśmy nauczyciela matematyki sprawdzającego kartkówki. Kolejnym punktem przechadzki jest bimbrownia. David opowiada nam o sposobie produkcji alkoholu z bananów.
Do paleniska wrzuca się chrust bananowy, liście itp. To zostaje podpalone, a po otrzymaniu odpowiedniej ilości żaru , obłożone świeżymi liśćmi bananowca. Do środka wkłada się odpowiedni gatunek bananów (do wszystkiego wykorzystywany jest inny rodzaj bananów), zawija się w liście (jak kokon) i gotuje dwa dni. Potem w specjalnym korycie rozgniata się to na miazgę. Powstały zacier zostawia się do fermentacji , dodając uprzednio ziarenka, które zastępują drożdże. Po kolejnych trzech dniach oczekiwania otrzymujemy wino bananowe, którego picia David nam nie polecał
:mrgreen: (Konsekwencją mogą być rewolucje żołądkowe). Wcześniej widzieliśmy takie wino w miejscowym sklepie w plastikowej butelce, ale nie skusiliśmy się (jak się okazuje - na szczęście
;) ). Po przedestylowaniu wina, można otrzymać gin (40%). Spotkaliśmy pana po przedawkowaniu ginu
;) Nie prezentował się zbyt dobrze
;)
Na osłodę dostajemy po kawałku trzciny cukrowej
:)
Później poznajemy sposób obróbki kawy. Po wysuszeniu ziarna wrzuca się do własnoręcznie zrobionej maszynki i mieli, a potem przesiewa.
:!: FILM
:!: Tradycyjnie towarzyszą nam dzieciaki
:)
Arekkk, dzięki
:)Arekkk napisał:Nakręcasz mnie na podobną eskapadędopiero zaczynam
;)Arekkk napisał:Afryka wciągamasz rację... akurat w Afryce byliśmy pierwszy raz (nie licząc oczywiście Egiptu
:D ) i na pewno tam wrócimy
:)
cypel, JarekGdynia, dziękuję
:)JarekGdynia napisał:Czy te latające mrówki są niebezpieczne? Czy tylko strasznie wyglądają a w rzeczywistości nie jest tak źle?chyba nie, nikt nas w każdym razie nie ostrzegał
;) odpadały im skrzydła i stawały się już zwykłymi mrówkami...
Bardzo się cieszę z waszej relacji. Zdjęcia super
:) W przyszłym roku wybieram się do Ugandy, a wiarygodnych informacji nie ma za dużo. O podwyższonej cenie wizy czytałem, ale może wiesz czy funkcjonuje ciągle wiza wschodnioafrykańska - 100$ za Ugandę,Kenię i Rwandę? Informacje na stronach są sprzeczne.
Pado, jasiub, dzięki
:)jasiub napisał:W przyszłym roku wybieram się do Ugandy, a wiarygodnych informacji nie ma za dużo.właśnie to jest powód, dla którego zdecydowałam się opisać akurat tę podróż
:)jasiub napisał:może wiesz czy funkcjonuje ciągle wiza wschodnioafrykańska - 100$ za Ugandę,Kenię i Rwandę?niestety nie wiem...
Jedynie te tropienie szympansów to moim zdaniem nie warte tej ceny. 150$ a szału nie było z tego co piszesz , no chyba że to wina Waszej przewodniczki. Może gdybyście mieli inną byłoby dużo ciekawiej. Reszta super, naprawdę zazdroszcze i czekam na więcej.
balajanek, JarekGdynia, dzięki
:)JarekGdynia napisał:Jedynie te tropienie szympansów to moim zdaniem nie warte tej ceny. 150$ a szału nie było z tego co piszesz , no chyba że to wina Waszej przewodniczki. Może gdybyście mieli inną byłoby dużo ciekawiej.masz rację, ale w sumie trudno stwierdzić czy z kimś innym wyglądałoby to inaczej... odjechaliśmy z parku zanim wróciła jakakolwiek grupa... może dlatego, że trudniej Im było znaleźć szympansy, a może dlatego, że właśnie mieli większą możliwość obcowania z nimi...
Super zdjęcia, zwierzęta rewelacyjne, i na wolności
:D Odnoszę wrażenie, że w Ugandzie nie jest jeszcze tak komercyjnie jak w Kenii. Bardzo zazdroszczę takiej przygody.
:)
Dewuska - świetna relacja i super zdjęcia
:D Czytam uważnie Twoją relację, w sierpniu wybieram się z chłopakiem na 3 tyg. do Ugandy i Rwandy, tyle że ja będę raczej korzystać z jakieś miejscowej agencji. Ale takie relacje, jak Twoja są dla mnie wyznacznikiem co warto zobaczyć, ile czasu tam poświęcić...To będzie nasza czwarta podróż do Czarnej Afryki, której ja nigdy nie mam dość
:lol: Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!!
bednarzyk napisał:świetna relacja i super zdjęcia
:D dziękuję
:)bednarzyk napisał:Ale takie relacje, jak Twoja są dla mnie wyznacznikiem co warto zobaczyć, ile czasu tam poświęcić...cieszę się, że relacja może się komuś przydać
:)bednarzy napisał:To będzie nasza czwarta podróż do Czarnej Afryki, której ja nigdy nie mam dość nas też zachwyciła
:) małżonek już kombinuje jakąś kolejną podróż w tamtym kierunku
;)
dewuska napisał:małżonek już kombinuje jakąś kolejną podróż w tamtym kierunku
;)jeśli mogę coś polecić, to gorąco namawiam na Namibię i przy okazji Botswanę
:)
bednarzyk napisał:gorąco namawiam na Namibię i przy okazji Botswanęo! dzięki za sugestię... będziemy zgłębiać temat, choć ja jeszcze nie myślę o kolejnej podróży
;) poza tym mnie znów kusi Azja
:D będzie ciężko, jak przyjdzie czas wyboru
;)Japonka76 napisał:Rewelacja, znów jestem zachwycona. Zazdroszczę ogromnie tego spotkania z gorylamidzięki bardzo
:) goryle faktycznie robią wrażenie
:) ta Pani z Dubaju była drugi dzień pod rząd
:D
Świetna relacja, mogłabyś coś więcej powiedzieć o jedzeniu?
;) Zawsze ciekawi mnie możliwość próbowania lokalnej kuchni, częstowania się posiłkami od przyulicznych sprzedawców.A czy dobrze zrozumiałem, że za godzinną wyprawę do goryli płaciliście po 600 usd od osoby? 8)
Ależ się cieszę, że trafiłam na tę relację!Za trzy tygodnie lecę do Ugandy i wciąż się zastanawiam jak ułożyć trasę a teraz już sporo mi się rozjaśniło.Mam kilka pytań, może będziesz miała chwilkę, żeby coś podpowiedzieć
:)Mogłabyś napisać jak oceniasz wynajęcie samochodu z kierowcą na całość tej trasy? Zastanawiam się czy próbować ogarnąć niektóre odcinki transportem publicznym czy nie bawić się w to i brać samochód, szczególnie że mamy dość mało czasu. Jak oceniasz łatwość wynajęcia takiego auta? Spróbować zarezerwować coś wcześniej, jeszcze przed wyjazdem, czy na miejscu jest tak, że zawsze ktoś się napatoczy i nie powinno być problemu? Ile dni sugerowałabyś na Murchison a ile na QENP? Mam nadzieję, że nie zarzuciłam Cię pytaniami. Będę bardzo wdzięczna za wszelkie informacje
:)Pozdrawiam cieplutko!
hahah whisky z woreczka
:) od razu przypomniało mi się tanzańskie konyagi, które Masajowie też popijali z woreczka
:)nie wiem, czemu przewodnik podał Wam, że w Rwandzie permity na goryle są tańsze, gdyż dokładnie odwrotnie, w Ugandzie - 600 $, w Rwandzie - 750$Monika St - jak znajdziesz jakiegoś fajnego kierowcę z samochodem, proszę daj znać, też szukam, a może i inni skorzystają
:)
MonikaSt, nie ma za co
:)bednarzyk napisał:nie wiem, czemu przewodnik podał Wam, że w Rwandzie permity na goryle są tańsze, gdyż jest dokładnie odwrotnie, w Ugandzie - 600 $, w Rwandzie - 750$też nie wiem... może chodziło o jakieś permity spod lady
;) nie przywiązywałam do tego wagi za bardzo
;) teraz sprawdziłam i masz rację
:)
asdop, Arekkk, dzięki
:)Arekkk napisał:Licząc szybko po łebkach - mniej więcej ok. 6000-6500 zł na osobę, tak?nie licząc biletów lotniczych to tak, choć bliżej 6,5 tys.
;) może powiem inaczej, poza dodatkowymi wydatkami na parki, trzeba mieć mniej więcej tyle, co zawsze się zabiera ze sobą w podróż
;) u nas to ok. 2 tys. $... ciężko wskazywać konkretnie, bo wiadomo, że każdy ma różne wymagania
;)
Super relacja, naprawdę bardzo mi pomogła w zaplanowaniu pobytu. Lecimy w środę, zarezerwowaliśmy samochód z kierowcą za $65/ dzień, do tego trzeba doliczyć koszt paliwa. Nie wiem czy dużo to czy mało, jak mi w Etiopii mówili ceny $190/dzień/osoba, to te $65 bardzo mnie ucieszyło. Agencja boda boda tours z Kampali (nie podaję linku bo nie wiem czy tu można, ale w google na pierwszym miejscu). Cena była niby z polecenia, więc nie wiem czy faktycznie dla nas troszkę niższa, czy takie mają dla każdego. Póki co kontakt bardzo dobry, ale więcej napiszę po powrocie, czy polecam czy nie
:)
MonikaSt napisał:Super relacja, naprawdę bardzo mi pomogła w zaplanowaniu pobytu. cieszę się i życzę samych pozytywnych wrażeń
:)MonikaSt napisał:Lecimy w środę, zarezerwowaliśmy samochód z kierowcą za $65/ dzień, do tego trzeba doliczyć koszt paliwawydaje mi się, że to dobra cena
:) jak pisałam z tego, co orientowaliśmy się na miejscu, to za sam samochód ludzie płacili po 70$/dzień, spotkani Polacy za wynajęcie takiego busa, jak my (z kierowcą) płacili 90$/dzień
:) w dodatku Wy jedziecie niby w najwyższym sezonie
:)
Mieliśmy szczęście, ponieważ w tej części parku to rzadko spotykana sytuacja :) Łatwiej wypatrzeć koty na drzewach w okolicach Ishashy. Usatysfakcjonowani widokiem, jedziemy na poszukiwania słoni. Tym razem nie mamy takiego farta, widzimy mnóstwo śladów ich bytności, ale samych słoni nie :?
Postanawiamy zrobić sobie przerwę na lunch. Towarzyszą nam marabuty, które żyją głównie w skupiskach ludzkich. Coś, jak nasze gołębie ;)
Nagle po drugiej stronie jeziora wypatrujemy słonie.
Niestety bliskie spotkanie nie stało się naszym udziałem. Ruszamy w drogę powrotną.
Trochę zmęczeni poranną pobudką, robimy sobie drzemkę, z której wyrywa nas Agreey. Na terenie resortu są słonie! Cóż... zanim się ogarnęliśmy, zobaczyliśmy tylko zadek :P
Noc spędzamy w tym samym miejscu, co poprzednio :)
Na koniec jeszcze okołoresortowe okoliczności przyrody...
WYDATKI
wstęp do parku - 40$/os. dla nas i 45 tys. UGX dla Agreey (15 tys. UGX samochód, 30 tys. UGX kierowca)DZIEŃ ÓSMY
W nocy obudził nas Agreey. Tym razem pod naszymi oknami pasie się hipopotam :mrgreen:
Dziś czeka nas podróż w kierunku Bwindi.
Po drodze nuda ;) Niewiele zwierzyny.
Noc planujemy spędzić w Kihihi. Tam też trafiamy na jakiś prozdrowotny festyn. Postanawiamy przyjrzeć się bliżej :) Od razu otaczają nas dzieciaki :) Pytają o różne rzeczy, m. in. skąd jesteśmy? jak nazywa się nasz prezydent? jak po polsku powiedzieć how are you? :)
Agreey nie przepada za tego typu imprezami, my jesteśmy zachwyceni :)
Postanawiamy chwilę się pokręcić.
Oglądamy występ na otwarcie imprezy
:!: FILM Z WYSTĘPU :!:
Później przyjeżdża jakaś Ważna Osobistość :)
Po przemówieniu, mamy okazję wysłuchać hymnu :arrow: FILM
Zaczyna się psuć pogoda, więc postanawiamy się zwinąć.
W drodze, naszą uwagę przykuwają dziwne wehikuły ;)
To coś w rodzaju hulajnogi. Kiedy my czekamy na przygotowanie pokoju, Agreey ma okazję spróbować jazdy na niej. Nam chłopaki nie pozwalają :| :arrow: FILM
Zamknięcie pokoju przerasta nasze możliwości ;) Musimy prosić o instrukcję obsługi :) (na FILMIE - otwieranie :) ). Po pokonaniu tej trudności, idziemy na spacer. Jak zwykle w Ugandzie, jesteśmy sensacją ;) Miejscowi uśmiechają się do nas, zaczepiają. Kilku nietrzeźwych chłopaków chce się obściskiwać :P Zatrzymujemy się w sklepiku, kupujemy napoje, oczywiście zlatują się dzieciaki :) Obdarowujemy je lizakami oraz odblaskami i udajemy się w kierunku centrum miasteczka. Tam znowu jesteśmy tropieni przez dzieciaki, machają nam, dotykają, zagadują :) Cieszą się, gdy pokazujemy Im zrobione przez nas zdjęcia.
Im również dajemy odblaski. Chyba się podobają :)
Jemy kolację i idziemy do pokoju. Odkrywamy, że mamy telewizor, ale nie ma gniazdka sieciowego :D
WYDATKI:
nocleg - 70 tys. UGX (pokój + śniadanie)DZIEŃ DZIEWIĄTY
Ruszamy w stronę Buhoma.
Jest niedziela. W kościołach i przed nimi, ludzie tańczą i śpiewają. Większość w odświętnych strojach.
Dojeżdżamy do miejsca docelowego i szukamy noclegu. Dopiero w trzeciej lodge dogadujemy się, co do ceny. Utargowaliśmy z 60$ na 25 $ za domek z łazienką + śniadanie. Znowu nie ma nikogo poza nami.
Wzdłuż głównej ulicy mnóstwo straganów, wreszcie możemy zakupić jakieś pamiątki :) Oczywiście obowiązkowo trzeba negocjować ceny.
Dopada nas deszcz, więc zatrzymujemy się w sklepiku z maskami. Sprzedawca przedstawia nam o znaczenie kilku masek, później też o swoich planach. W przyszłości zamierza sprzedać stragan i zająć się turystyką. Na początek, jako kierowca, z czasem (jeśli wszystko będzie szło dobrze) chce wybudować lodge. Udzielamy Mu kilku rad z punktu widzenia turysty :) Sklepikarz opowiada nam też trochę o Ugandyjczykach. Dowiadujemy się, że wielu z Nich w celach zarobkowych emigruje do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, natomiast lekarze głównie wybierają Kenię, a nauczyciele - Rwandę. Pokazujemy na mapie, gdzie leży Polska :)
Deszcz ustaje, więc udajemy się z przewodnikiem na wycieczkę po wiosce...
CDN.DZIEŃ DZIEWIĄTY cd.
Podczas zwiedzania z przewodnikiem skupiliśmy się na poznaniu życia lokalnej społeczności. Odpuściliśmy sobie spotkanie z Pigmejami. Mieliśmy w pamięci kobiety z długimi szyjami w Birmie, które siedziały przed sklepami i pozowały do zdjęć; zupełnie nienaturalne to było. Folder reklamowy też jakoś nas specjalnie nie zachęcił ;)
Spacerowanie zaczęliśmy od wizyty w warsztacie kowala. Niestety była niedziela, więc był pusty. David (przewodnik) przybliżył nam nieco sposób pracy. Okazało się, że kowal sam wytwarza stal z wydobywanej nieopodal rudy żelaza. Sam również robi narzędzia, m. in. noże.
Poszliśmy też do szkoły. Uczniów oczywiście nie było. Jedynie ławki z pozostawionymi książkami, zeszytami.
W pokoju nauczycielskim (małe pomieszczenie, w którym mieszczą się ledwo dwa biurka) zastaliśmy nauczyciela matematyki sprawdzającego kartkówki.
Kolejnym punktem przechadzki jest bimbrownia. David opowiada nam o sposobie produkcji alkoholu z bananów.
Do paleniska wrzuca się chrust bananowy, liście itp. To zostaje podpalone, a po otrzymaniu odpowiedniej ilości żaru , obłożone świeżymi liśćmi bananowca. Do środka wkłada się odpowiedni gatunek bananów (do wszystkiego wykorzystywany jest inny rodzaj bananów), zawija się w liście (jak kokon) i gotuje dwa dni. Potem w specjalnym korycie rozgniata się to na miazgę. Powstały zacier zostawia się do fermentacji , dodając uprzednio ziarenka, które zastępują drożdże. Po kolejnych trzech dniach oczekiwania otrzymujemy wino bananowe, którego picia David nam nie polecał :mrgreen: (Konsekwencją mogą być rewolucje żołądkowe). Wcześniej widzieliśmy takie wino w miejscowym sklepie w plastikowej butelce, ale nie skusiliśmy się (jak się okazuje - na szczęście ;) ). Po przedestylowaniu wina, można otrzymać gin (40%). Spotkaliśmy pana po przedawkowaniu ginu ;) Nie prezentował się zbyt dobrze ;)
Na osłodę dostajemy po kawałku trzciny cukrowej :)
Później poznajemy sposób obróbki kawy. Po wysuszeniu ziarna wrzuca się do własnoręcznie zrobionej maszynki i mieli, a potem przesiewa.
:!: FILM :!:
Tradycyjnie towarzyszą nam dzieciaki :)