0
Maxima0909 18 września 2014 17:08
SAM_1810.jpg



SAM_1811.jpg



SAM_1812.jpg



SAM_1813.jpg


Po drodze minęliśmy kilka wiosek. Jadąc dalej po prawej stronie drogi znajdują się charakterystyczne formacje skalne wznoszące się nad doliną pełną topoli.

SAM_1815.jpg


Ze względu na to, że nie chcieliśmy jechać do Ourzazate po ciemku, gdzieś w tej okolicy zdecydowaliśmy się nawrócić. Nie zobaczyliśmy charakterystycznej serpentyny w pobliżu restauracji Timzzillite - wielka szkoda.
Todra i Dades mają zupełnie inny klimat. Jeśli macie czas, to warto poświęcić go obu z nich.Wieczorem docieramy do Ourzazate. Nocujemy w Residence Rosas – koszt 225 MAD - nasz najtańszy nocleg. W tej cenie otrzymujemy nie pokój, a coś w rodzaju małego mieszkania - dwa pokoje, kuchnia, łazienka i przedpokój. Świetna cena w stosunku do warunków, pyszne śniadanie następnego dnia oraz przemiły starszy Pan prowadzący to miejsce (choć nie rozmawiający po angielsku właściwie wcale) sprawiły, że ze spokojnym sumieniem możemy polecić Wam to miejsce. Rezerwowaliśmy je na booking.com i jechaliśmy tam z mieszanymi uczuciami. Niepotrzebnie! Zapomniałam niestety zrobić zdjęcia.

Na obiado-kolacje decydujemy się pojechać do centrum miasta. Zatrzymujemy się w uroczej Restauracji Chez Nabil. Serdecznie polecamy.

SAM_1819.jpg



SAM_1830.jpg


Nie trudno do niej trafić, bo usytuowana jest przy jednej z głównych dróg. Było to jedno z najlepszych miejsc, w jakich jedliśmy. Tego dnia odbiliśmy sobie pustynną katastrofę kulinarną. :) Przepyszne tadziny z fantastycznie chrupkim pieczywem, kawa i sok pomarańczowy w rozmiarze XL :) Ceny bardzo przystępne. No i oczywiście towarzystwo kotów gratis. :) Uprzedzam - gardzą chlebem nienamoczonym w sosiku. :P

SAM_1826.jpg



SAM_1827.jpg



Dzień 7 - 6 września

Tego dnia bez żalu odpuściliśmy sobie rozsławione studia, w których kręcono popularne filmy. Nie ciągnie nas do tego typu atrakcji. Postanowiliśmy po śniadaniu pojechać do Ajt Bin Haddu.

SAM_1833.jpg



SAM_1838.jpg


Na ten dzień jednak przed wszystkim zaplanowaliśmy przejazd drogą R307 do wodospadów Ouzoud, po czym dojazd i nocleg w Marrakeszu. Plan wydawał nam się mało ambitny, raczej lekki i przyjemny. Wkrótce mieliśmy się przekonać, że choć na mapie wytypowana przez nas trasa wygląda zupełnie niewinnie, w rzeczywistości nie należy do prostych.
Strome podjazdy, kręte serpentyny, brak barierek i zabezpieczeń, osuwiska, pozdzierany asfalt. To wszystko sprawiło, że ok. 100 km najtrudniejszy odcinek trasy (do miejscowości Demnate) robiliśmy w ponad 4 godziny. Droga wymęczyła nas głównie psychicznie. Wymagała ciągłego skupienia. Martwiliśmy się też o stan techniczny samochodu. Ale jakie widoki....... cudowne! Kto nie ryzykuje nie pije szampana. ;)

SAM_1841.jpg



SAM_1844.jpg



SAM_1850.jpg



SAM_1854.jpg



-- 23 Wrz 2014 19:15 --

Gdzieś w początkowej części trasy dojechaliśmy do rozgałęzienia dróg, którego nie było na mapie. Prawdopodobnie to droga prowadząca do miejscowości Skoura. Oznaczenia na trasach w Maroku są mało czytelne, bądź nie ma ich wcale. A jak są, to w miejscach tak oczywistych, że tam akurat mogłoby ich nie być. ;)
Szczęśliwie przejeżdżał koło nas Pan Dobry Duszek, który nie dość, że pokazał, w którą stronę należy skręcić do wodospadów (w lewo), to jeszcze postanowił przez całą podróż mieć nas na oku. Pewnie jak zobaczył jaką „maszyną” wybraliśmy się w Atlas Wysoki, to go oblały zimne poty i postanowił nas eskortować. :P
Wielokrotnie mówiliśmy mu, że nie musi na nas czekać. Jego 4x4 pokonywało tą trasę z łatwością. Współpraca naszego Żuczka i jego kierowcy musiała opierać się na większym wyczuciu drogi, opanowaniu i sprycie, co oczywiście przy niektórych podjazdach trochę trwało... :) Chcieliśmy też od czasu do czasu zatrzymać się i uwiecznić przepiękne widoki na zdjęciach. Okazało się, że przemiły pan jednak miał tego dnia sporo czasu. Co prawda jechał od nas szybciej, czasem na serpentynach znikał nam na chwilę z oczu, ale co jakiś czas zatrzymywał się w coraz to ciekawszym i piękniejszym miejscu, a gdy dojeżdżaliśmy kazał wysiadać z auta i robić zdjęcia. :)

SAM_1866.jpg



SAM_1868.jpg



SAM_1877.jpg



SAM_1884.jpg



SAM_1885.jpg



SAM_1889.jpg



SAM_1892.jpg



SAM_1894.jpg


A to nasz Dobry Duszek, który dobrowolnie towarzyszył nam do końca podróży. Rzeczywiście - z nim czuliśmy się bezpieczniej. Był prawdziwym prezentem od losu, bo przez cała naszą przeprawę minęliśmy się może z 4 innymi autami. Gdyby Żuczek odmówił posłuszeństwa, to strach myśleć...

SAM_1881.jpg


Ale nie zawiódł nas. :) Od tego dnia nasze relacje z Żuczkiem zacieśniły się jeszcze bardziej ;) Byłam z niego tak dumna, że z wdzięczności miałam go ochotę zapakować do samolotu i zabrać do Polski. :)

-- 23 Wrz 2014 19:25 --

W Demnate pożegnaliśmy się i dalszą drogę do wodospadów kontynuowaliśmy już sami :)
Na parkingu, na którym zostawiliśmy auto musieliśmy się trochę pooganiać od pseudo-przewodników zapewniających, że bez ich pomocy nie sposób trafić do wodospadu. Powiedziałabym raczej - nie sposób się zgubić. ;) Prowadzi do niego jedna kręta, stroma uliczka w dół, wzdłuż, której rozstawionych jest mnóstwo budek z bibelotami do sprzedania.
Wodospad jest piękny. Szkoda tylko, że miejsce zostało zupełnie odarte z naturalnej magii. Mieliśmy wrażenie, że wodospad stał się niestety tylko dodatkiem do prężnie kręcącego się tam biznesu, bądź co gorsza pułapką zastawioną na naiwnego turystę. Na pierwszym planie niestety mamy bezustannie zaczepiających naganiaczy proponujących to posiłek w knajpie, a to zakup jakiejś pamiątki, karmienie małpek, czy zrobienie zdjęcia z mułem. Odebraliśmy to miejsce jako głośne, zatłoczone i niestety pozbawione wszystkiego tego, czego szukaliśmy...

SAM_1905.jpg



SAM_1912.jpg



SAM_1910.jpg


Wyjechaliśmy stamtąd na tyle późno, że ostatnie 60 km do Marrakeszu jechaliśmy w zupełnej ciemności. „W zupełnej ciemności” należy odebrać dosłownie. Przy głównej ulicy N8 prowadzącej do Marrakeszu nie ma lamp na poboczach. Co chwila przejeżdżaliśmy przez kolejne małe miasteczka, gdzie miejscowi swobodniej czuli się na ulicy, niż poza nią. Potrafili na jej środku prowadzić niekończące się rozmowy z napotkanym znajomymi. Wówczas to zadaniem kierowcy samochodu było zgrabnie ich ominąć. Dodatkowo, nie wszyscy Marokańczycy mają we krwi włączanie świateł po zmroku. Albo włączają długie :) Na prawdę nie wiem jak oni tam funkcjonują, ale te ostatnie 60 km ciągnęło się, oj ciągnęło....

Na dzisiaj tyle :) W kolejnym wpisie opiszę Wam sytuację, którą przywitał nas Marrakesz. To najgorsze wspomnienie naszego wyjazdu. Wrócę do tego w tej relacji tylko po to, żebyście mogli uniknąć podobnych, kiedy pojedziecie na swoje wymarzone wakacje. :)Było już grubo po 21, kiedy dotarliśmy do Marrakeszu i zaczęliśmy szukać naszego riadu. Standardowo próbowaliśmy dojechać do niego korzystając z GPS-a. Ale jak w 90% przypadków i tym razem wariował. Byliśmy już wykończeni psychicznie i fizycznie po całym dniu w samochodzie. Konieczność przeciskania się przez wąskie uliczki medyny potęgowała uczucie zmęczenia. Setki motorów jeżdżących w absurdalnych kierunkach, a pomiędzy nimi tysiące ludzi, którzy zewsząd oblepiali nasz samochód...

(Ogólnie ruch uliczny w większych miastach Maroka zasługuje na osobny temat. Żadne słowa nie są w stanie przekazać tego, co mam w głowie jak wracam wspomnieniami do tamtych chwil. :P)

Byliśmy już w desperacji, więc kiedy podszedł do auta młody Marokańczyk, który twierdził, że wie gdzie znajduje nasz riad, zdecydowaliśmy się na jego pomoc. Od początku nam się nie spodobał. Mimo zmęczenia powinniśmy mu wtedy stanowczo odmówić... Rada dla przyszłych podróżujących - jeśli coś podpowiada Wam, że spotkana osoba nie jest godna zaufania, nie korzystajcie z jej pomocy! Zaufajcie swojej intuicji. Nie na każdą zaoferowaną pomoc musicie się zgadzać! I jeszcze jedno - zmęczenie nie jest dobrym doradcą.

Wiedząc, że w Maroku ceny za usługę należy ustalać na początku, od razu zapytaliśmy ile będzie kosztować nas jego pomoc. „Nothing my friend, no problem.” Ale ile? „I want nothing. Don’t worry my friend.”.... Nie mieliśmy siły na prowadzenie tego typu rozmowy, więc po prostu odpuściliśmy i pojechaliśmy za nim.... A było ich 3. Dwóch wsiadło na motor, trzeci chciał zabrać się z nami. Nie zgodziliśmy się na takie rozwiązanie. W ekspresowym tempie znalazł się więc drugi motor i tak oto, chcąc nie chcąc, byliśmy eskortowani przez 3 młodziaków na 2 motorach. Kiedy dojechaliśmy na proponowany przez nich parking, zamarliśmy.... Kazali zostawić nam auto w miejscu, gdzie samochody były poustawiane bez żadnego ładu i składu. Te, zostawione na parkingu wcześniej były tak pozastawiane, że nie miały możliwości wyjechania. Mało tego właściciel parkingu (wyjątkowo parszywy typ) kazał zostawić nam auto na luzie, bez ręcznego, żeby mogło być przepychane. Nasza stanowcza odmowa zostawienia tam auta zainicjowała pyskówkę. Że co to za wybrzydzanie, że zawracamy głowę, że jak już przyjechaliśmy to auto musi zostawić. W Europie jak coś ci nie odpowiada, to dziękujesz, odwracasz się na pięcie i temat się kończy. Tam zrezygnować nie było łatwo... otoczyli auto tak, że nie mogliśmy wycofać. Pukali w szyby, ciągnęli za klamki. Zrobiło się bardzo nieprzyjemnie...

Ostatecznie udało nam się wyjechać i zostawić auto na sąsiednim normalnym, monitorowanym parkingu. Zapłaciliśmy 50 MAD za noc, ale w tej sytuacji baliśmy się zostawić auto gdziekolwiek indziej, żeby rano nie zastać poprzebijanych opon, czy porysowanej karoserii.
To, że znaleźliśmy bezpieczne miejsce dla naszego Żuczka nie oznaczało końca problemów. Młoda szajka nie odpuściłaby przecież pieniędzy. (A ponoć usługa była darmowa?) Kwota jaką sobie zawołali nas zszokowała - 100MAD za osobę. (No tak, nagle stało się jasne, dlaczego aż 3 zaangażowało się w pokazanie nam drogi do riadu..). Byliśmy na prawdę przerażeni, tym bardziej, że ich „lider” stawał się w swoich ruchach i mowie coraz bardziej agresywny. Uratowało nas to, że w portfelu po opłaceniu 50 MAD za parking zostało nam tylko 40 MAD (mąż resztę, wraz z paszportami, nosił zawsze w saszetce pod T-shirtem). Staraliśmy się na spokojnie wyjaśnić, że nie mamy więcej gotówki, dlatego od razu pytaliśmy ile będzie nas to kosztować. Zaglądał do portfela bez najmniejszych skrupułów! Wyjęliśmy te 40 MAD. Wyrwał je z ręki i rzucił na ziemie mówiąc, że to nie pieniądz, że co sobie myślimy, oni musieli jechać na motorze, stracili paliwo, itd. Próba uwolnienia się od nich trwała dłuższą chwilę. W normalnych okolicznościach może by człowiek był odważniejszy i nie dał się tak młodziakom traktować, ale w obcym kraju baliśmy się cokolwiek zrobić. Kto wiedział, czy zza zakrętu nie wyjdzie zaraz kolejnych 10 i nie pomoże swoim?

Ostatecznie znikąd pojawił się jakiś miejscowy, który załagodził sytuację. Powiedział coś w ichniejszym języku do awanturnika, dał mu zebrane z ziemi pieniądze, a nas doprowadził do naszego riadu.... To była najgorsza sytuacja w jakiej znaleźliśmy się w Maroku. Jedna jedyna, ale napsuła nam dużo krwi i napędziła strachu. Przypomniała nam też, że nie jesteśmy u siebie i musimy zachowywać większą ostrożność. Ze względu na to, że dotychczas spotkani ludzie byli przesympatyczni i pomocnych nieświadomie przyjęliśmy, że każde kolejne spotkanie będzie równie miłe. Z dnia na dzień zaczynaliśmy się czuć coraz bardziej swobodnie i nieświadomie stawaliśmy się coraz mniej czujni.

Będąc w Polsce zarezerwowaliśmy dwa noclegi w Riadzie Mahjouba. Ze względu na zmianę planów i 2-dniową trasę Fez-Merzouga mieliśmy jednodniowy poślizg. Na tym etapie nie można było już odwołać rezerwacji przez booking.com, więc musieliśmy zapłacić za dwie noce. Ponegocjowaliśmy trochę z właścicielem riadu i odpuścił nam 10 euro podatku. Więcej ponoć nie mógł. Ostateczny koszt noclegu to 400 MAD.

SAM_1921.jpg


Miejsce centralne - patio w riadzie jest bardzo ładne.

SAM_1917.jpg



SAM_1919.jpg



SAM_1918.jpg


Standard pokoju? Było skromnie, ale czysto. Łóżko było tak twarde, że nie mogłam uwierzyć, że leży na nim materac. Wkrótce potem okazało się to jednak bez znaczenia :D - byliśmy tak zmęczeni, że tej nocy zasnęlibyśmy nawet wisząc :)Dzień 8 - 7 września

Jak tylko wstaliśmy podjęliśmy szybką decyzję, że po śniadaniu czym prędzej wynosimy się z tej części medyny i przenosimy się do riadu, w którym mieliśmy rezerwację na kolejną noc. Baliśmy się o samochód – szemrana szajka wiedziała, gdzie go zostawiliśmy...
Śniadanie było bardzo skąpe. Uraczono nas też paskudnie chemicznym sokiem pomarańczowym z butelki. Wstyd!

Żuczek na szczęście na nas czekał.

Kolejnym naszym riadem był Riad Le Jardin d'Abdou, który jak się okazało, znajduje się w świetnym miejscu. Nie trzeba wjeżdżać w głąb medyny, żeby zostawić auto w rozsądnej odległości od miejsca noclegowego, bo jest na jej obrzeżach. Zostawiliśmy Żuczka przy głównej ulicy na dużym i godnym zaufania parkingu (40MAD/noc). Po 5 minutach spacerem dotarliśmy do riadu (to te 10% przypadków, w których GPS był łaskawy i doprowadził nas do celu :)) Było koło 9 rano jak z dumą zapukaliśmy do Raidu Le Jardin d’Abdou. (zarezerwowałam ten nocleg będąc jeszcze w Polsce w promocji Hotels.com w cenie CAD$ 17)

Riad był piękny! z cudowną obsługą. Przyjęli nas tak, jak długo wyczekiwanych gości. Zostaliśmy poczęstowani kawą i ciasteczkami (pysznymi!). Po gwarze i chaosie, którymi przywitał nas Marrakesz, zatłoczeniu i awanturach to miejsce działało na nas kojąco. Było jak oaza spokoju… aż nie do wiary, że tuż za drzwiami riadu Marrakeskie uliczki tętniły życiem.

SAM_1925.jpg



SAM_1929.jpg



SAM_2011.jpg


Okazało się, że doba hotelowa zaczynała się o 12. Nikt nie spodziewał się, że historie dnia poprzedniego zmobilizują nas do tak wczesnej zmiany lokum. Musieliśmy czekać na pokój jeszcze minimum dwie godziny, dlatego postanowiliśmy nie tracić czasu i od razu rozpocząć zwiedzanie Marrakeszu. Umówiliśmy się, że koło 14 w czasie największych upałów wrócimy wypocząć i zregenerować siły. Bagaże miały już na nas czekać w przygotowanym pokoju. Tymczasem dostaliśmy mapkę medyny i ruszyliśmy w drogę.
Oczywiście mapka na niewiele się zdała :) Od czasu do czasu pytaliśmy o drogę lokalnych ludzi, którzy chętnie kierowali nas dalej.

I tak po nitce do kłębka najpierw dotarliśmy do XIX wiecznego sułtańskiego Pałacu i ogrodów El-Bahia. Bogato zdobione mozaikami i ażurową ornamentyką wnętrza pałacu słusznie uważane są za kwintesencje marokańskiego i islamskiego stylu.

SAM_1930.jpg



SAM_1943.jpg



SAM_1947.jpg



SAM_1951.jpg


Centralny dziedziniec oraz kilka niesamowicie zdobionych sal zostało wykonanych przez rzemieślników pochodzących z miasta Fez. Na terenie pałacu znajdują się też patia z fontannami oraz ogrody wypełnione drzewkami cytrynowymi i pomarańczowymi.

SAM_1932.jpg


W sezonie wakacyjnym miejsce oczywiście przepełnione jest turystami, co utrudnia robienie zdjęć, ale moja cierpliwość bywała wynagradzana :) Cena wstępu - 10 MAD/os.

-- 30 Wrz 2014 17:53 --

Następnie skierowaliśmy się do jednego z największych pałaców Maroka - Pałacu El Badii. Został on wzniesiony w XVI wieku, a materiały do jego budowy sprowadzane były głównie z Włoch i Francji. Aktualnie zwiedza się tu głównie jego ruiny i część podziemi. Na podstawie samych jego pozostałości widać rozmach z jakim pałac był wznoszony. Nie trudno wyobrazić sobie jego ówczesny przepych - za czasów swojej świetności musiał być zdumiewający.

SAM_1958.jpg



SAM_1964.jpg



SAM_1969.JPG



SAM_1970.jpg



SAM_1984.jpg



SAM_1972.jpg



SAM_1985.jpg



SAM_1989.jpg


Jeszcze jedna charakterystyczna dla tego miejsca rzecz utkwiła nam w pamięci. Nasze polskie boćki, które upodobały sobie pałac i na jego murach zbudowały sobie całą masę gniazd. Wygrzewając się w słońcu z góry obserwują coraz to nowe grupy turystów dumnie zapraszając na swoje włości. ;)

SAM_1966.jpg



SAM_19688.jpg


Wejściówka kosztowała 10 MAD/os. plus dodatkowo 10 MAD/os. za możliwość obejrzenia minbaru. Doczytałam gdzieś, że minbar to odpowiednik ambony w islamie, z której prawi się kazania. W pomieszczeniu, w którym się znajdowała nie można było jednak robić zdjęć.

-- 30 Wrz 2014 18:06 --

Z Pałacu Badii jest już rzut beretem do Grobowców Saadytów. Wejście zostało ponownie odkryte w 1917 roku i przekute w istniejącej zabudowie, dlatego też sprawia wrażenie wejścia do labiryntu. Grobowce mieszczą się w trzech pomieszczeniach, kilka znajduje się na zewnątrz.

SAM_1997.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (18)

pieerx 19 września 2014 17:48 Odpowiedz
Zapowiada się ciekawie i czekam z niecierpliwością na resztę.Zaczęłaś od miejsc w których byłem w marcu, a skończysz na miejscach w których będę w grudniu :)
marcino123 22 września 2014 19:50 Odpowiedz
świetne się czyta :) dzisiejszą popołudniową wrzutkę odświeżałem co kilkanaście minut z nadzieją na ciąg dalszy ;)
ye2bnik 22 września 2014 20:23 Odpowiedz
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Jedziemy do Maroka za niespełna dwa tygodnie i każda wskazówka jest na wagę złota.
maxima0909 23 września 2014 10:03 Odpowiedz
marcino123 napisał:świetne się czyta :) dzisiejszą popołudniową wrzutkę odświeżałem co kilkanaście minut z nadzieją na ciąg dalszy ;)ye2bnik napisał:Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Jedziemy do Maroka za niespełna dwa tygodnie i każda wskazówka jest na wagę złota.Baaardzo dziękuję Wam za miłe słowa. To, że ktoś śledzi moją relację motywuje do dalszego pisania. :)Spróbuję jeszcze dzisiaj coś wrzucić.
orodruin2 23 września 2014 11:29 Odpowiedz
świetna relacja:) jak i inni czekam na ciąg dalszy ;)
swinka 23 września 2014 14:00 Odpowiedz
Hej, super relacja-czekam na dalszą część.Ja powoli dojrzewam do decyzji wyjazdu do Maroka więc chłonę każdą ilość informacji i zdjęć :D
maxi1982 24 września 2014 14:16 Odpowiedz
Muszę przyznać, że czytając relację jeszcze raz przejechałem trasę Tanger - Marakesz ;-) żona pisz dalej bo nie moge sie doczekać żeby przejechac naszą wyprawę do końca :-) było nieziemsko!!!!
monty 24 października 2014 15:35 Odpowiedz
Nie wiem ile Wam zajeło przygotowanie tej fotorelacji ale ja juz spedzilem 1.5 godziny czytajac i szczegolowo ogladajac zdjecia.Slowa uznania!
korpus 27 października 2014 00:40 Odpowiedz
Taki kamienne piramidki są tradycyjnym sposobem znakowania szlaku w górach. Buduje się je tak, żeby z daleka można było je zauważyć. Ale wasze były wzdłuż drogi, więc ciężko tu przyjąć takie rozumowanie...
maxima0909 30 października 2014 17:39 Odpowiedz
Na koniec krótkie podsumowanie kosztów i informacje praktyczne:W ciągu 15 dni przejechaliśmy 3100 km: https://maps.google.pl/maps?saddr=Tange ... 11&t=m&z=7BILETY LOTNICZENajpierw oczywiście kupiliśmy bilety :) Staraliśmy się wybrać tak, aby wszystkie 4 loty odbyły się Rynaiarem. Wybierając jednego przewoźnika chcieliśmy uniknąć rozbieżności związanych z gabarytowymi i wagowymi ograniczeniami bagażu podręcznego.Cena biletów Warszawa - Bruksela oraz Bruksela-Tanger: 277zł/os. (kupione z dużym wyprzedzeniem, bo 28 kwietnia)Cena biletów Marrakesz-Madryt oraz Madryt-Kraków: 480zł/os. (kupione 14 lipca)UBEZPIECZENIENastępnie zaczęliśmy się rozeznawać w ofertach ubezpieczeń turystycznych. Stosunkiem najkorzystniejszej ceny do zaoferowanych warunków wygrała Ergo Hestia. Ubezpieczenie obejmowało okres 16 dni, w tym 200tys. leczenie, 20tys. NNW, 200tys. OC, 2tys bagaż. Cena ubezpieczenia : 158 zł za dwie osobyWYPOŻYCZENIE SAMOCHODUNajniższą cenę za wynajęcie samochodu znaleźliśmy na stronie arguscarhire.com - na tamten moment to był jedyny pośrednik, który nie naliczał kosztów związanych z oddaniem auta w innej lokalizacji. Mieliśmy również gwarancję konkretnego modelu auta. Cena wypożyczenia: 3438 MAD, czyli ok. 1298 złUBEZPIECZENIE WKŁADU WŁASNEGOCzęsto sprawa traktowana po macoszemu, ale już drugiego dnia okazało się, że warto było się zabezpieczyć - jechaliśmy drogą, na której odbywały się prace remontowe - dużo kamieni gruzu itp.. Jadące z naprzeciwka z dużą prędkością auto wyrzuciło z pod kół kamień, który uderzył w przednią szybę naszego samochodu. Oczywiście szyba pękła - zrobił się pajączek. Gdybyśmy nie byli ubezpieczeni to pewnie ten incydent i perspektywa dodatkowych nieprzewidzianych kosztów zepsułyby nam humor na resztę wycieczki...Ubezp. wkładu własnego wykupiliśmy na icarhireinsurance.com - opcja na rok była korzystniejsza, niż stricte na 16 dni, więc prawdopodobnie jeszcze ją wykorzystamy.Cena ubezpieczenia - 55,30 euro, czyli ok. 240 złPALIWOPaliwo w Maroku kosztowało średnio 13,20 MAD/l. Zrobiliśmy 3100 km. Tankowaliśmy 8 razy.Tanger 380 MAD, Fez 345 MAD, Errachidia 263MAD, Tinghir 320 MAD, Ouarzazate 230 MAD, Marrakesz 325 MAD, dwa razy Agadir 320 MAD i 250 MADco daje łącznie 2108 MAD, czyli ok. 955 złNOCLEGICzęść noclegów zarezerwowaliśmy i opłaciliśmy jeszcze będąc w Polsce. Wykupiliśmy 6 noclegów korzystając z promocji na hotels.com. Jedna została anulowana, zostaliśmy z pięcioma.Tanger - Ramada Encore Tanger - cena: CAD$ 57, czyli ok. 176 złFez - Ramada Fez - cena: CAD$ 35, czyli ok. 106 zł (+ podatek na miejscu 8 euro)Marrakesz - Riad Le Jardin d’Abdou - cena: CAD$ 17, czyli ok. 52 zł (+ podatek na miejscu 56 MAD)Marrakesz - Palais Calipau - cena CAD$ 30, czyli ok 93 zł (+ podatek na miejscu 50 MAD)Madryt - Apartamentos Sercotel Toumar - cena: CAD$ 25, czyli ok. 71 złOprócz tego mieliśmy kilka rezerwacji na booking.com, które opłacaliśmy dopiero na miejscu.Fez - Riad Sunrise - cena: 375 MAD, czyli ok. 141 złOurzazate - Residence Rosas - cena: 225 MAD, czyli ok. 85 złMarrakesz - Riad Mahjouba - cena za dwa noclegi: 400 MAD, czyli ok. 150 złImlil - Riad Atlas Toubkal - cena: 275 MAD czyli ok. 108 złEssaouira - Riad Asmitou - cena: 240 MAD, czyli ok. 94 złZ racji drobnych zmian w planie podróży na jednym noclegu straciliśmy, ponieważ musieliśmy za niego zapłacić, mimo że z niego nie skorzystaliśmy. Na miejscu znaleźliśmy:Errachidia - Kasba Kenzi Rissani - cena: 350 MAD, czyli ok. 132 złMerzouga - Kasba Le Touareg i noc na pustyni - cena: $90, czyli ok 295 złSidi Ifni - Hotel Safa - cena za dwa noclegi: 600 MAD, czyli ok. 235 złEssaouira - Riad Inna - 250 MAD, czyli ok. 94 złŁączne koszty to ok. 1900 zł - na pewno można było znaleźć coś taniej, ale poniżej pewnego standardu nie chcieliśmy schodzić. Zależało nam na samodzielnych pokojach z łazienką.Rezerwowanie z dużym wyprzedzeniem ma oczywiście swoje zalety i wady. Z jednej strony, dzięki temu nocowaliśmy w 5 gwiazdowych hotelach i riadach za na prawdę śmieszne pieniądze. Z drugiej jednak strony z oczywistych względów zaplanowana trasa w trakcie podróży mogła być poddawana tylko niewielkim zmianom.Co do samej rezerwacji noclegów - taktyka była prosta :D Najpierw polowałam na promocje i okazje na noclegi pewne, czyli miasta, w których musieliśmy się znaleźć w danym terminie, np. pierwsza noc w Tangerze po wylądowaniu, druga noc w Fezie, połowa drogi w Marrakeszu, ostatni dzień w Maroku i ostatni dzień wycieczki w Madrycie. Pozostałe noclegi rezerwowałam zgodnie ze stworzonym planem wycieczki. Jeśli na booking.com znalazłam jakąś godną uwagi okazję w korzystnej cenie, a dodatkowo miejsce wyglądało fajnie - rezerwowałam. Ważna była dla mnie opcja rezerwacji z możliwością płacenia dopiero na miejscu. Tego typu rezerwacje nie są zobowiązujące i zazwyczaj można je odwołać na dwa dni przed planowanym noclegiem bez ponoszenia żadnych konsekwencji finansowych. (Swoją drogą fakt, że musieliśmy zapłacić za zarezerwowany nocleg, choć nie dotarliśmy na miejsce, wyniknął z naszego niedopilnowania. O zmianie trasy wiedzieliśmy już w Fezie - na tamtą chwilę można było jeszcze spokojnie odwołać nocleg bez ponoszenia kosztów.) Uważam, że takie rezerwacje to fajna sprawa - wiesz, że w razie czego już coś masz... a jeśli w między czasie znajdzie się coś korzystniejszego, to łatwością można zrezygnować.Co do pozostałych noclegów - ofert spędzenia nocy na pustyni jest na miejscu cała masa, nie widzieliśmy więc sensu w umawianiu się z kimkolwiek z wyprzedzeniem. Fakt, my nie trafiliśmy, ale myślę, że mieliśmy po prostu pecha. Z reguły nocne berberskie wypady udają się i turyści wracają szczęśliwi. Ponoć wszędzie jest bardzo podobnie. :)Co do wybrzeża - chcieliśmy mieć możliwość poznania klimatu tych miast (Agadiru, Sidi Ifni czy Essaouiry) będąc na miejscu i dopiero tam podjąć decyzję, który z nich podoba nam się najbardziej i gdzie czujemy się najlepiej. I chwała bogu, bo wściekłabym się, gdybyśmy zarezerwowali noclegi np. w Agadirze. :P ŁĄCZNIE bilety lotnicze + ubezpieczenie turystyczne + samochód + ubezp. wkładu własnego + noclegi = ok. 6350 zł -- 30 Paź 2014 19:04 -- Do tego należy doliczyć:JEDZENIEW tej kwestii ciężko powiedzieć coś jednoznacznie. Jedliśmy obiady (np. tadziny) za 50 MAD/os. i za 150 MAD/os. Nie wiem, czy to reguła, czy tak pechowo trafialiśmy, ale jak chcieliśmy zaoszczędzić to wychodziliśmy z knajpy głodni.. Dostawaliśmy górę warzyw z mikroskopijną ilość mięsa, reszta to kości, albo tłuszcz... Potwierdzała się stara zasada, że nadto oszczędny płaci podwójnie, bo siłą rzeczy dojadaliśmy później gdzie indziej. Dwie knajpki zasługują na wyróżnienie jeśli brać pod uwagę nie tylko smak, ale i przystępne ceny.Ourzazate - Restauracji Chez Nabil - tam na prawdę polecam się wybrać. Za ok 70 MAD/os najedliśmy się do syta.I Sidi Ifni - Gran Canaria - kuchnia śródziemnomorska - ceny do 75 MAD. Dania PRZEPYSZNE!Ceny soków pomarańczowych w restauracjach to koszt 10-15 MAD. Na Jamma el Fna - 4 MAD. :)Często zatrzymywaliśmy się w ichniejszych supermarketach po pieczywo, przekąski, czy napoje. Ceny są porównywalne do naszych.WEJŚCIÓWKI Mogłam coś pominąć, ale z tego co pamiętam: Vollubilis - 15 MAD/osPałac Bahia - 10 MAD/osPałas Badii - 20 MAD/osGroby Saadytów - 10 MAD/osOgrody Majorelle - 50 MAD/osWstęp na taras nad Jamma el Fna - 20MAD/os.INNE WYDATKI Przewodnik w Fez - 200 MADKaszmirowy szalik kupiony w Fezie - 200 MADKarta telefoniczna - 20 MADOlejki arganowe 3 x 50 MAD (z 80MAD za sztukę) w “aptece” w EssaouirzeOlejki arganowe przy drodze Agadir - Essaouira - 2 x 25 MADTorba - 90 MADDrewniany wielbłąd - 60 MAD (początkowa cena chyba z 250 MAD :) )Drewniana dłoń fatimy - 15 MAD (początkowa cena 100 MAD :) )3 kompasy i dwa szaliki na turbany - 250 MAD (szaliki miały być oryginalne niebarwiące... miały być - puszczają farbę jak .... :D)4 breloki za 30 MAD5 magnesów dłoń fatimy za 100 MAD2 metalowe magnesy za 30 MADSrebrna zawieszka na bransoletkę - dłoń fatimy - 40 MADTadzin - 20 MAD (Imlil)Podkładka pod tadzin - 10 MADZioła/przyprawy u Mohameda w Marrakeszu - ok. 300 MADZ praktycznych informacji mogę dodać, że z mojego doświadczenia wynika, że naprawdę warto planować tego typu wyjazdy z wyprzedzeniem. Pozwala to na zaoszczędzenie pieniędzy. 1. Jeśli jesteście zdecydowani na wyjazd i znacie przybliżony termin swojego urlopu, już kilka miesięcy wcześniej sprawdzajcie/śledźcie stronki o profilu podróżniczym w poszukiwaniu ofert tanich lotów. Poświęćcie trochę czasu i szukajcie połączeń samodzielnie, nie ograniczajcie się do czekania na posty. Ja korzystam z azair.eu.2. Jeśli macie już bilety i trasę wyjazdu czas wynająć samochód. Nie czekajcie do ostatniej chwili. Obserwowałam ceny samochodów na przestrzeni 3 miesięcy przed wylotem - koszt wynajęcia tego samego auta tuż przed wycieczką był 30 % wyższy niż na początku. 3. Polujcie na okazje noclegowe. Oczywiście wcześniejsze rezerwacje kłócą się nieco ze spontanicznością, ale osobiście wolę wcześniej zaplanować wyprawę i wiedzieć gdzie i w jakim celu jadę, niż tracić cenny dwutygodniowy urlop na błądzenie i „rozpoznawanie terenu” na miejscy - tylko wtedy mam poczucie, że wykorzystałam czas i pieniądze najlepiej jak mogłam.Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wielu z was może mieć inne podejście. Wszystko zależy od specyfiki wyprawy, charakteru podróżujących, czasu i budżetu. :)Do naszej wyprawy przygotowywałam się na długo przed wyjazdem. Pozaznaczaliśmy na mapie miejsca, które nas interesowały i stworzyliśmy optymalną trasę. Następnie przygotowaliśmy plan „dzień po dniu”- analizując ilość kilometrów dzielącą poszczególne punkty i czas potrzebny do ich przebycia oraz czas poświęcony na zwiedzanie i odpoczynek, przewidywaliśmy, gdzie najprawdopodobniej będziemy zatrzymywać się na nocleg. Jeśli o czymś nie wspomniałam, pytajcie. :)
wintermute 31 października 2014 09:00 Odpowiedz
ogrom czasu musieliście poświęcić na przygotowanie tej relacji i za to ogromny RESPECTsporo cennych informacji które na pewno się przydadząchociaż nie da się ukryć że nie była to wycieczka niskobudżetowa ;)
maxima0909 31 października 2014 09:28 Odpowiedz
Wintermute napisał:ogrom czasu musieliście poświęcić na przygotowanie tej relacji i za to ogromny RESPECTsporo cennych informacji które na pewno się przydadząchociaż nie da się ukryć że nie była to wycieczka niskobudżetowa ;)no właśnie... miała być niskobudżetowa, a wyszło jak zawsze :P
maxima0909 20 listopada 2014 18:56 Odpowiedz
Relacja "3100 km i nasza podróż po Maroku :)" została nominowana do relacji października, jeśli uważacie ją za godną, proszę o Wasz głos :Pviewtopic.php?f=18&t=59654pozdrawiam :)
grzes830324 23 grudnia 2014 11:17 Odpowiedz
teraz dopiero przeczytałem relację. Piękny błekit i alabastrowa biel otynkowań budynków świetnie kontrastuje z szaroburą ponurościa dzisiejszego dnia, którą mam za oknem. Gratuluje świetnego wyjazdu :)
piotr_n 5 stycznia 2015 07:17 Odpowiedz
Świetna relacja, fantastyczne zdjęcia. Pozdrawiam.PS Część waszej trasy pokonamy już za tydzień, jednak raczej środkami komunikacji publicznej.
maxima0909 9 stycznia 2015 14:27 Odpowiedz
Grzes830324 napisał:teraz dopiero przeczytałem relację. Piękny błekit i alabastrowa biel otynkowań budynków świetnie kontrastuje z szaroburą ponurościa dzisiejszego dnia, którą mam za oknem. Gratuluje świetnego wyjazdu :)Dziękuję. :)Piotr_N napisał:Świetna relacja, fantastyczne zdjęcia. Pozdrawiam.PS Część waszej trasy pokonamy już za tydzień, jednak raczej środkami komunikacji publicznej.Powodzenia! Życzę wspaniałego wyjazdu :)
chaleanthite 13 marca 2016 16:22 Odpowiedz
@Maxima0909-dopiero niedawno trafiłam na Twoją relację i... aż nie wiem od czego zacząć ;) Przede wszystkim sama relacja świetna, bardzo fajnie się ją czyta no i zdjęcia są przepiękne! Fantastyczny pomysł na wyprawę i trasa obfitująca w tyle urozmaiconych widoków... Rewelka!!! :D Z chęcią sama bym taką trasę powtórzyła, ale od czasu Waszego wyjazdu trochę się chyba pozmieniało w północnej Afryce (kwestie bezpieczeństwa)-i choć sama nie jestem jakoś przesadnie bojaźliwa, to jest to chyba główna rzecz, która by mnie powstrzymywała przed podjęciem takiej podróży... Nie mogę też sobie odpuścić skomentowania świetnych, długich spódnic, które prezentujesz na zdjęciach oraz czerwonego lakieru na paznokciach-czadowy odcień! Achhh... Aż się rozmarzyłam, idę obejrzeć fotki Maroka jeszcze raz :D
maxima0909 13 marca 2016 19:45 Odpowiedz
@chaleanthite innośc kulturowa, egzotyka i pewna autentycznośc to to, co cenię sobie w podróżach najbardziej, bo ostatecznie oprócz pieknych krajobrazów (które każdy kraj może zaoferować) oryginalność i specyfika miejsca sprawiają, że wspomnienia są jakby pełniejsze... Maroko zdecydowanie wspominam najcieplej ze wszystkich naszych dotychczasowych wypraw... to bardzo gościnny kraj, pełen przemiłych i serdecznych ludzi, kolorów, zapachów i smaków! polecam z całego serca!