Dodaj Komentarz
Komentarze (18)
pieerx
19 września 2014 17:48
Odpowiedz
Zapowiada się ciekawie i czekam z niecierpliwością na resztę.Zaczęłaś od miejsc w których byłem w marcu, a skończysz na miejscach w których będę w grudniu
:)
marcino123
22 września 2014 19:50
Odpowiedz
świetne się czyta
:) dzisiejszą popołudniową wrzutkę odświeżałem co kilkanaście minut z nadzieją na ciąg dalszy
;)
ye2bnik
22 września 2014 20:23
Odpowiedz
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Jedziemy do Maroka za niespełna dwa tygodnie i każda wskazówka jest na wagę złota.
maxima0909
23 września 2014 10:03
Odpowiedz
marcino123 napisał:świetne się czyta
:) dzisiejszą popołudniową wrzutkę odświeżałem co kilkanaście minut z nadzieją na ciąg dalszy
;)ye2bnik napisał:Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Jedziemy do Maroka za niespełna dwa tygodnie i każda wskazówka jest na wagę złota.Baaardzo dziękuję Wam za miłe słowa. To, że ktoś śledzi moją relację motywuje do dalszego pisania.
:)Spróbuję jeszcze dzisiaj coś wrzucić.
swinka
23 września 2014 14:00
Odpowiedz
Hej, super relacja-czekam na dalszą część.Ja powoli dojrzewam do decyzji wyjazdu do Maroka więc chłonę każdą ilość informacji i zdjęć
:D
maxi1982
24 września 2014 14:16
Odpowiedz
Muszę przyznać, że czytając relację jeszcze raz przejechałem trasę Tanger - Marakesz
;-) żona pisz dalej bo nie moge sie doczekać żeby przejechac naszą wyprawę do końca
:-) było nieziemsko!!!!
monty
24 października 2014 15:35
Odpowiedz
Nie wiem ile Wam zajeło przygotowanie tej fotorelacji ale ja juz spedzilem 1.5 godziny czytajac i szczegolowo ogladajac zdjecia.Slowa uznania!
korpus
27 października 2014 00:40
Odpowiedz
Taki kamienne piramidki są tradycyjnym sposobem znakowania szlaku w górach. Buduje się je tak, żeby z daleka można było je zauważyć. Ale wasze były wzdłuż drogi, więc ciężko tu przyjąć takie rozumowanie...
maxima0909
30 października 2014 17:39
Odpowiedz
Na koniec krótkie podsumowanie kosztów i informacje praktyczne:W ciągu 15 dni przejechaliśmy 3100 km: https://maps.google.pl/maps?saddr=Tange ... 11&t=m&z=7BILETY LOTNICZENajpierw oczywiście kupiliśmy bilety
:) Staraliśmy się wybrać tak, aby wszystkie 4 loty odbyły się Rynaiarem. Wybierając jednego przewoźnika chcieliśmy uniknąć rozbieżności związanych z gabarytowymi i wagowymi ograniczeniami bagażu podręcznego.Cena biletów Warszawa - Bruksela oraz Bruksela-Tanger: 277zł/os. (kupione z dużym wyprzedzeniem, bo 28 kwietnia)Cena biletów Marrakesz-Madryt oraz Madryt-Kraków: 480zł/os. (kupione 14 lipca)UBEZPIECZENIENastępnie zaczęliśmy się rozeznawać w ofertach ubezpieczeń turystycznych. Stosunkiem najkorzystniejszej ceny do zaoferowanych warunków wygrała Ergo Hestia. Ubezpieczenie obejmowało okres 16 dni, w tym 200tys. leczenie, 20tys. NNW, 200tys. OC, 2tys bagaż. Cena ubezpieczenia : 158 zł za dwie osobyWYPOŻYCZENIE SAMOCHODUNajniższą cenę za wynajęcie samochodu znaleźliśmy na stronie arguscarhire.com - na tamten moment to był jedyny pośrednik, który nie naliczał kosztów związanych z oddaniem auta w innej lokalizacji. Mieliśmy również gwarancję konkretnego modelu auta. Cena wypożyczenia: 3438 MAD, czyli ok. 1298 złUBEZPIECZENIE WKŁADU WŁASNEGOCzęsto sprawa traktowana po macoszemu, ale już drugiego dnia okazało się, że warto było się zabezpieczyć - jechaliśmy drogą, na której odbywały się prace remontowe - dużo kamieni gruzu itp.. Jadące z naprzeciwka z dużą prędkością auto wyrzuciło z pod kół kamień, który uderzył w przednią szybę naszego samochodu. Oczywiście szyba pękła - zrobił się pajączek. Gdybyśmy nie byli ubezpieczeni to pewnie ten incydent i perspektywa dodatkowych nieprzewidzianych kosztów zepsułyby nam humor na resztę wycieczki...Ubezp. wkładu własnego wykupiliśmy na icarhireinsurance.com - opcja na rok była korzystniejsza, niż stricte na 16 dni, więc prawdopodobnie jeszcze ją wykorzystamy.Cena ubezpieczenia - 55,30 euro, czyli ok. 240 złPALIWOPaliwo w Maroku kosztowało średnio 13,20 MAD/l. Zrobiliśmy 3100 km. Tankowaliśmy 8 razy.Tanger 380 MAD, Fez 345 MAD, Errachidia 263MAD, Tinghir 320 MAD, Ouarzazate 230 MAD, Marrakesz 325 MAD, dwa razy Agadir 320 MAD i 250 MADco daje łącznie 2108 MAD, czyli ok. 955 złNOCLEGICzęść noclegów zarezerwowaliśmy i opłaciliśmy jeszcze będąc w Polsce. Wykupiliśmy 6 noclegów korzystając z promocji na hotels.com. Jedna została anulowana, zostaliśmy z pięcioma.Tanger - Ramada Encore Tanger - cena: CAD$ 57, czyli ok. 176 złFez - Ramada Fez - cena: CAD$ 35, czyli ok. 106 zł (+ podatek na miejscu 8 euro)Marrakesz - Riad Le Jardin d’Abdou - cena: CAD$ 17, czyli ok. 52 zł (+ podatek na miejscu 56 MAD)Marrakesz - Palais Calipau - cena CAD$ 30, czyli ok 93 zł (+ podatek na miejscu 50 MAD)Madryt - Apartamentos Sercotel Toumar - cena: CAD$ 25, czyli ok. 71 złOprócz tego mieliśmy kilka rezerwacji na booking.com, które opłacaliśmy dopiero na miejscu.Fez - Riad Sunrise - cena: 375 MAD, czyli ok. 141 złOurzazate - Residence Rosas - cena: 225 MAD, czyli ok. 85 złMarrakesz - Riad Mahjouba - cena za dwa noclegi: 400 MAD, czyli ok. 150 złImlil - Riad Atlas Toubkal - cena: 275 MAD czyli ok. 108 złEssaouira - Riad Asmitou - cena: 240 MAD, czyli ok. 94 złZ racji drobnych zmian w planie podróży na jednym noclegu straciliśmy, ponieważ musieliśmy za niego zapłacić, mimo że z niego nie skorzystaliśmy. Na miejscu znaleźliśmy:Errachidia - Kasba Kenzi Rissani - cena: 350 MAD, czyli ok. 132 złMerzouga - Kasba Le Touareg i noc na pustyni - cena: $90, czyli ok 295 złSidi Ifni - Hotel Safa - cena za dwa noclegi: 600 MAD, czyli ok. 235 złEssaouira - Riad Inna - 250 MAD, czyli ok. 94 złŁączne koszty to ok. 1900 zł - na pewno można było znaleźć coś taniej, ale poniżej pewnego standardu nie chcieliśmy schodzić. Zależało nam na samodzielnych pokojach z łazienką.Rezerwowanie z dużym wyprzedzeniem ma oczywiście swoje zalety i wady. Z jednej strony, dzięki temu nocowaliśmy w 5 gwiazdowych hotelach i riadach za na prawdę śmieszne pieniądze. Z drugiej jednak strony z oczywistych względów zaplanowana trasa w trakcie podróży mogła być poddawana tylko niewielkim zmianom.Co do samej rezerwacji noclegów - taktyka była prosta
:D Najpierw polowałam na promocje i okazje na noclegi pewne, czyli miasta, w których musieliśmy się znaleźć w danym terminie, np. pierwsza noc w Tangerze po wylądowaniu, druga noc w Fezie, połowa drogi w Marrakeszu, ostatni dzień w Maroku i ostatni dzień wycieczki w Madrycie. Pozostałe noclegi rezerwowałam zgodnie ze stworzonym planem wycieczki. Jeśli na booking.com znalazłam jakąś godną uwagi okazję w korzystnej cenie, a dodatkowo miejsce wyglądało fajnie - rezerwowałam. Ważna była dla mnie opcja rezerwacji z możliwością płacenia dopiero na miejscu. Tego typu rezerwacje nie są zobowiązujące i zazwyczaj można je odwołać na dwa dni przed planowanym noclegiem bez ponoszenia żadnych konsekwencji finansowych. (Swoją drogą fakt, że musieliśmy zapłacić za zarezerwowany nocleg, choć nie dotarliśmy na miejsce, wyniknął z naszego niedopilnowania. O zmianie trasy wiedzieliśmy już w Fezie - na tamtą chwilę można było jeszcze spokojnie odwołać nocleg bez ponoszenia kosztów.) Uważam, że takie rezerwacje to fajna sprawa - wiesz, że w razie czego już coś masz... a jeśli w między czasie znajdzie się coś korzystniejszego, to łatwością można zrezygnować.Co do pozostałych noclegów - ofert spędzenia nocy na pustyni jest na miejscu cała masa, nie widzieliśmy więc sensu w umawianiu się z kimkolwiek z wyprzedzeniem. Fakt, my nie trafiliśmy, ale myślę, że mieliśmy po prostu pecha. Z reguły nocne berberskie wypady udają się i turyści wracają szczęśliwi. Ponoć wszędzie jest bardzo podobnie.
:)Co do wybrzeża - chcieliśmy mieć możliwość poznania klimatu tych miast (Agadiru, Sidi Ifni czy Essaouiry) będąc na miejscu i dopiero tam podjąć decyzję, który z nich podoba nam się najbardziej i gdzie czujemy się najlepiej. I chwała bogu, bo wściekłabym się, gdybyśmy zarezerwowali noclegi np. w Agadirze.
:P ŁĄCZNIE bilety lotnicze + ubezpieczenie turystyczne + samochód + ubezp. wkładu własnego + noclegi = ok. 6350 zł -- 30 Paź 2014 19:04 -- Do tego należy doliczyć:JEDZENIEW tej kwestii ciężko powiedzieć coś jednoznacznie. Jedliśmy obiady (np. tadziny) za 50 MAD/os. i za 150 MAD/os. Nie wiem, czy to reguła, czy tak pechowo trafialiśmy, ale jak chcieliśmy zaoszczędzić to wychodziliśmy z knajpy głodni.. Dostawaliśmy górę warzyw z mikroskopijną ilość mięsa, reszta to kości, albo tłuszcz... Potwierdzała się stara zasada, że nadto oszczędny płaci podwójnie, bo siłą rzeczy dojadaliśmy później gdzie indziej. Dwie knajpki zasługują na wyróżnienie jeśli brać pod uwagę nie tylko smak, ale i przystępne ceny.Ourzazate - Restauracji Chez Nabil - tam na prawdę polecam się wybrać. Za ok 70 MAD/os najedliśmy się do syta.I Sidi Ifni - Gran Canaria - kuchnia śródziemnomorska - ceny do 75 MAD. Dania PRZEPYSZNE!Ceny soków pomarańczowych w restauracjach to koszt 10-15 MAD. Na Jamma el Fna - 4 MAD.
:)Często zatrzymywaliśmy się w ichniejszych supermarketach po pieczywo, przekąski, czy napoje. Ceny są porównywalne do naszych.WEJŚCIÓWKI Mogłam coś pominąć, ale z tego co pamiętam: Vollubilis - 15 MAD/osPałac Bahia - 10 MAD/osPałas Badii - 20 MAD/osGroby Saadytów - 10 MAD/osOgrody Majorelle - 50 MAD/osWstęp na taras nad Jamma el Fna - 20MAD/os.INNE WYDATKI Przewodnik w Fez - 200 MADKaszmirowy szalik kupiony w Fezie - 200 MADKarta telefoniczna - 20 MADOlejki arganowe 3 x 50 MAD (z 80MAD za sztukę) w “aptece” w EssaouirzeOlejki arganowe przy drodze Agadir - Essaouira - 2 x 25 MADTorba - 90 MADDrewniany wielbłąd - 60 MAD (początkowa cena chyba z 250 MAD
:) )Drewniana dłoń fatimy - 15 MAD (początkowa cena 100 MAD
:) )3 kompasy i dwa szaliki na turbany - 250 MAD (szaliki miały być oryginalne niebarwiące... miały być - puszczają farbę jak ....
:D)4 breloki za 30 MAD5 magnesów dłoń fatimy za 100 MAD2 metalowe magnesy za 30 MADSrebrna zawieszka na bransoletkę - dłoń fatimy - 40 MADTadzin - 20 MAD (Imlil)Podkładka pod tadzin - 10 MADZioła/przyprawy u Mohameda w Marrakeszu - ok. 300 MADZ praktycznych informacji mogę dodać, że z mojego doświadczenia wynika, że naprawdę warto planować tego typu wyjazdy z wyprzedzeniem. Pozwala to na zaoszczędzenie pieniędzy. 1. Jeśli jesteście zdecydowani na wyjazd i znacie przybliżony termin swojego urlopu, już kilka miesięcy wcześniej sprawdzajcie/śledźcie stronki o profilu podróżniczym w poszukiwaniu ofert tanich lotów. Poświęćcie trochę czasu i szukajcie połączeń samodzielnie, nie ograniczajcie się do czekania na posty. Ja korzystam z azair.eu.2. Jeśli macie już bilety i trasę wyjazdu czas wynająć samochód. Nie czekajcie do ostatniej chwili. Obserwowałam ceny samochodów na przestrzeni 3 miesięcy przed wylotem - koszt wynajęcia tego samego auta tuż przed wycieczką był 30 % wyższy niż na początku. 3. Polujcie na okazje noclegowe. Oczywiście wcześniejsze rezerwacje kłócą się nieco ze spontanicznością, ale osobiście wolę wcześniej zaplanować wyprawę i wiedzieć gdzie i w jakim celu jadę, niż tracić cenny dwutygodniowy urlop na błądzenie i „rozpoznawanie terenu” na miejscy - tylko wtedy mam poczucie, że wykorzystałam czas i pieniądze najlepiej jak mogłam.Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wielu z was może mieć inne podejście. Wszystko zależy od specyfiki wyprawy, charakteru podróżujących, czasu i budżetu.
:)Do naszej wyprawy przygotowywałam się na długo przed wyjazdem. Pozaznaczaliśmy na mapie miejsca, które nas interesowały i stworzyliśmy optymalną trasę. Następnie przygotowaliśmy plan „dzień po dniu”- analizując ilość kilometrów dzielącą poszczególne punkty i czas potrzebny do ich przebycia oraz czas poświęcony na zwiedzanie i odpoczynek, przewidywaliśmy, gdzie najprawdopodobniej będziemy zatrzymywać się na nocleg. Jeśli o czymś nie wspomniałam, pytajcie.
:)
wintermute
31 października 2014 09:00
Odpowiedz
ogrom czasu musieliście poświęcić na przygotowanie tej relacji i za to ogromny RESPECTsporo cennych informacji które na pewno się przydadząchociaż nie da się ukryć że nie była to wycieczka niskobudżetowa
;)
maxima0909
31 października 2014 09:28
Odpowiedz
Wintermute napisał:ogrom czasu musieliście poświęcić na przygotowanie tej relacji i za to ogromny RESPECTsporo cennych informacji które na pewno się przydadząchociaż nie da się ukryć że nie była to wycieczka niskobudżetowa
;)no właśnie... miała być niskobudżetowa, a wyszło jak zawsze
:P
maxima0909
20 listopada 2014 18:56
Odpowiedz
Relacja "3100 km i nasza podróż po Maroku
:)" została nominowana do relacji października, jeśli uważacie ją za godną, proszę o Wasz głos
:Pviewtopic.php?f=18&t=59654pozdrawiam
:)
grzes830324
23 grudnia 2014 11:17
Odpowiedz
teraz dopiero przeczytałem relację. Piękny błekit i alabastrowa biel otynkowań budynków świetnie kontrastuje z szaroburą ponurościa dzisiejszego dnia, którą mam za oknem. Gratuluje świetnego wyjazdu
:)
piotr_n
5 stycznia 2015 07:17
Odpowiedz
Świetna relacja, fantastyczne zdjęcia. Pozdrawiam.PS Część waszej trasy pokonamy już za tydzień, jednak raczej środkami komunikacji publicznej.
maxima0909
9 stycznia 2015 14:27
Odpowiedz
Grzes830324 napisał:teraz dopiero przeczytałem relację. Piękny błekit i alabastrowa biel otynkowań budynków świetnie kontrastuje z szaroburą ponurościa dzisiejszego dnia, którą mam za oknem. Gratuluje świetnego wyjazdu
:)Dziękuję.
:)Piotr_N napisał:Świetna relacja, fantastyczne zdjęcia. Pozdrawiam.PS Część waszej trasy pokonamy już za tydzień, jednak raczej środkami komunikacji publicznej.Powodzenia! Życzę wspaniałego wyjazdu
:)
chaleanthite
13 marca 2016 16:22
Odpowiedz
@Maxima0909-dopiero niedawno trafiłam na Twoją relację i... aż nie wiem od czego zacząć
;) Przede wszystkim sama relacja świetna, bardzo fajnie się ją czyta no i zdjęcia są przepiękne! Fantastyczny pomysł na wyprawę i trasa obfitująca w tyle urozmaiconych widoków... Rewelka!!!
:D Z chęcią sama bym taką trasę powtórzyła, ale od czasu Waszego wyjazdu trochę się chyba pozmieniało w północnej Afryce (kwestie bezpieczeństwa)-i choć sama nie jestem jakoś przesadnie bojaźliwa, to jest to chyba główna rzecz, która by mnie powstrzymywała przed podjęciem takiej podróży... Nie mogę też sobie odpuścić skomentowania świetnych, długich spódnic, które prezentujesz na zdjęciach oraz czerwonego lakieru na paznokciach-czadowy odcień! Achhh... Aż się rozmarzyłam, idę obejrzeć fotki Maroka jeszcze raz
:D
maxima0909
13 marca 2016 19:45
Odpowiedz
@chaleanthite innośc kulturowa, egzotyka i pewna autentycznośc to to, co cenię sobie w podróżach najbardziej, bo ostatecznie oprócz pieknych krajobrazów (które każdy kraj może zaoferować) oryginalność i specyfika miejsca sprawiają, że wspomnienia są jakby pełniejsze... Maroko zdecydowanie wspominam najcieplej ze wszystkich naszych dotychczasowych wypraw... to bardzo gościnny kraj, pełen przemiłych i serdecznych ludzi, kolorów, zapachów i smaków! polecam z całego serca!
I Grand Taxi w medynie:
Po drugie - idąc z człowiekiem, który zna medynę jak własną kieszeń nie martwicie sie o nic. Nikt was nie zaczepia i nie proponuje pomocy, bo widzi, że już jej nie potrzebujecie ;) Ponadto, macie możliwość zaglądnięcia do miejsc niedostępnych dla przeciętnego „samotnego” turysty. I jeszcze jedno - nie wszyscy mieszkańcy Fezu lubią być fotografowani. Chodząc z Mohamedem miałam wrażenie, że mają do nas większe zaufanie, chętniej się zgadzali na zdjęcia. Zawsze też mogłam prosić Mohameda o to, aby zapytał kogoś czy nie ma nic przeciwko - jeśli przed zrobieniem zdjęcia zapytaliśmy o zgodę, prawie zawsze odpowiedź była pozytywna. :)
Drugą noc w Fezie spędziliśmy w nowoczesnej, kosmopolitycznej ville nouvelle - nowej części miasta.
Za noc w Hotelu Ramada Fez zapłaciliśmy C$34.43 (Hotels.com - promocja).
Do Fezu we wspomnieniach będę wracać na pewno wiele razy. Dzięki Mohamedowi mogliśmy go zobaczyć oczami jego mieszkańców. Posłuchać o ich kulturze i obyczajach. Wszyscy przyjmowali nas z uśmiechem na twarzy.
Czuliśmy się z nimi wspaniale.
Dzień 4 - 3. września
Trzeciego dnia wycieczki zdecydowaliśmy sie na pierwszą modyfikację naszego pierwotnego planu. W pierwszej wersji planowaliśmy poświęcić jeden dzień na dojazd z Fezu do Merzougi i wieczorną wyprawę na pustynię. Zarówno Ali, jak i Mohamed odradzili nam to rozwiązanie twierdząc, że po całym dniu w aucie, nawet jeśli na czas dojedziemy na miejsce, będziemy już tak zmęczeni, że wyprawa na wielbłądach i nocna zabawa przy bębnach nie będą dla nas przyjemnością. Po przemyśleniu postanowiliśmy posłuchać ich rad i podzielić tą trasę na dwa dni.
Przed wyjazdem z Fezu Mohamed narysował nam nową mapkę, na której skrzętnie pozaznaczał miejsca, w których mieliśmy się zatrzymać... I tak, nie pojechaliśmy więc sugerowaną przez google drogą N8. Skierowaliśmy się na Sefrou chcąc zobaczyć „malowniczy wodospad - na rzece Oued Agay”.
Czy on taki malowniczy...? Pozostawiam to Waszej ocenie :) na nas nie zrobił większego wrażenia. Myślę, że przy intensywnym zwiedzaniu jest to punkt, który bez wyrzutów sumienia można sobie odpuścić :)
Następnie pojechaliśmy do Azrou w poszukiwaniu kolejnej atrakcji. W miejscowej restauracji popijając pyszną kawę podpytaliśmy miejscowych, gdzie można zobaczyć małpki, a ci chętnie pokierowali nas na odpowiednią drogę ok. 5-7 km od miasteczka. (o dziwo właściwą ;) ) Zgodnie z wcześniejszą radą Mohameda jeszcze w Fezie kupiliśmy kiść bananów i teraz wypatrywaliśmy... Na trasie wystarczyło dostrzec jedną z nich i rzucić jej banana.
Po chwili cała małpia rodzina ochoczo wybiegła z lasu na posiłek.
Nie spoufalaliśmy się z nimi, choć były cudowne. Obserwowaliśmy je z auta. Ponoć są bardzo łagodne w stosunku do turystów, nie chcieliśmy jednak ryzykować niepotrzebnego zadrapania i późniejszych ewentualnych związanych z nim problemów. (naoglądaliśmy się programów typu I’m Alive na Animal Planet albo Dead or Alive na National Geographic :P haha no cóż - staraliśmy się minimalizować ryzyko :D)
Spędziliśmy kilka miłych chwil karmiąc małpy, ale czas nas naglił. Czekał nas jeszcze spory odcinek drogi bez dłuższych postojów. Chcieliśmy jeszcze tego dnia dojechać jak najbliżej Merzougi, tak aby nazajutrz przed pustynną przygodą zdążyć porządnie wypocząć.
Nie mogliśmy sobie oczywiście po drodze odpuścić kilku postojów w celu zrobienia zdjęcia. ;)
Krajobraz w tamtych rejonach przypominał nam wielkie kopalnie odkrywkowe, zupełnie tak jakby gigantyczne koparki przyjechały i usypały wielkie góry gruzu, skał i piasku.
-- 22 Wrz 2014 18:06 --
Na jednym z takich krótkich postojów zaczepił nas... kolejny Mohamed :) Bardzo sympatyczny. Mało „marokański”, powiedziałabym bardziej „amerykański” w swoim ubiorze i stylu bycia. Okazało sie, że również pomieszkiwał w Stanach. Od słowa do słowa i (jak to w Maroku bywa) oczywiście znał super miejsce, gdzie moglibyśmy się przenocować za rozsądną cenę. A że zrobiło się już ciemno postanowiliśmy jechać za nim.
Zatrzymaliśmy się w Kasbie Kenzi Rissani w miejscowości Erachidia płacąc 350 MAD za noc. Ceny za pokój na tablicach w recepcji to 600-700 MAD. Dostaliśmy niby zniżkę ze względu na „znajomość” z Mahomedem. Myślę, że każdy mógłby coś z tej ceny zbić, ale ile? nie wiem. Na terenie Kasby był też całkiem spory basen.
Tu też wypiliśmy pierwsze piwko na afrykańskiej ziemi. Jakoś ichniejszego Heinekena pozostawiała dużo do życzenia ;) cena za butelkę 0,25 ok. 35 MAD. Warunki w pokoju oceniliśmy na dobre.
Minusem była niedziałająca klimatyzacja w pokoju. Nawiewała... tylko ciepłym powietrzem :D Zorientowaliśmy się już po zapłaceniu i rozgoszczeniu w pokoju, więc po prostu przecierpieliśmy do rana. Ciężko było zasnąć, ale potem poszło już z górki ;)
Dzień 5 - 4. września
Po porannym śniadaniu w towarzystwie kotów udaliśmy się w drogę do Merzougi. Po drodze zatrzymaliśmy sie w wielkiej oazie palmowej wąwozu Ziz - Source Bleu de Meski, która znajduje się wzdłuż drogi między Erfoud i Rissani. Zaparkowaliśmy przed wjazdem do oazy i schodami zeszliśmy nieco niżej. Skręciliśmy w prawo i zaczęliśmy spacer po oazie.
Cisza, spokój, CIEŃ, wokół pełno daktylowych palm. Palmy o tej porze roku nie były jednak soczysto-zielone - we wrześniu liście w dolnej części palmy są jakby spalone i wyschnięte.
W obrębie rzeki tereny są bardzo żyzne i uprawia się tu głównie zboża i zioła. My doszliśmy tez do plantacji kukurydzy :)
W oddali widać ruiny kasby malowniczo położone na obrzeżach doliny.
-- 22 Wrz 2014 18:35 --
Została nam jeszcze do oglądnięcia druga część oazy - ta bardziej popularna, już niestety mniej dziewicza.
Została nam jeszcze do oglądnięcia druga część oazy - ta bardziej popularna, już niestety mniej dziewicza.
Na towarzystwo oczywiście nie musieliśmy długo czekać - podszedł do nas Marokańczyk o jakże zaskakującym imieniu... - Mohamad. :D Początek rozmowy tradycyjny. Mohamad, jak każdy Marokańczyk, miał wielu przyjaciół w Polsce ;), ponoć nawet jego dziewczyna Ania była Polką na stale mieszkającą w Gdańsku. Mohamed oczywiście uwielbiał Kraków, śliwowicę i nasze piwo.
Ochoczo oprowadził nas po oazie, a w praktyce wokół basenu wypełnionego źródlaną wodą, charakterystycznego dla tej oazy.
Rzeka Ziz ma swoje źródło w szczytach Atlasu Średniego i przepływa 282km żeby skończyć swój bieg na algierskiej części Sahary. Jest to najważniejsza rzeka południowo-wschodniego Maroka, dzięki której wiele miasteczek i wsi ma dostęp do wody. Z basenu wypełnionego naturalną wodą z gór rzadko korzystają turyści. Jest to raczej miejsce, w którym głównie wypoczywa lokalna społeczność.
Po szybkiej wycieczce Mohamed przeszedł do meritum... :) i zaprosił nas na „szybką” miętową herbatkę. Staraliśmy sie z niej delikatnie wykręcić, ale ostatecznie ulegliśmy. Oczywiście na tym etapie wycieczki wiedzieliśmy już, że nie ma się co łudzić, że jest to wyłącznie miły niezobowiązujący gest. ;) Po godzinie wyszliśmy od Mohameda ubożsi o 200 MAD i bogatsi o 3 naszyjniki z ichniejszymi kompasami (oczywiście wyrabianymi przez jego siostrę ;) ) i dwoma szalikami, z których mieliśmy zrobić sobie turbany na pustynie. Lekcja kręcenia turbanów - gratis! Na marginesie: Cena wyjściowa za 5 wspomnianych rzeczy 1250 MAD HAHAHA oczywiście podawana regularnym turystom, my jednak Mohameda oczarowaliśmy i tak nas polubił, że był nam skory zejść do 800 MAD już w pierwszej fazie negocjacji... co za hojność :D nigdzie nie zdobywaliśmy sympatii tak szybko jak w Maroku :D
„Democratic price my friend. Good for me and good for you. Live and let live.” :)))
Pożegnaliśmy się z naszym nowym przyjacielem :D i skierowaliśmy się w stronę wydm Erg Chebbi.
Droga prowadząca na piaszczystą pustynię, której wydmy sięgają nawet 150-180 metrów jest zdecydowanie mniej urzekająca. Można by określić ją jako kamienistą. Tam zwana jest hamadą. Jest ona pokryta odłamami skalnymi, a często także czarną skorupą żelazistą.
Ponieważ zapoznany dzień wcześniej „amerykański” Mohamed wydawał się być bardzo sympatycznym gościem skorzystaliśmy z zaproszenia do jego Kasby w Merzoudze. Za $90/2os. oferował w zasadzie to, co wszyscy.
Pokój, w którym mogliśmy bezpiecznie zostawić bagaże, przed wyprawą na wielbłądach możliwość pojechania z wizytą do berberskiej rodziny, następnie powrót i wypoczynek przy basenie, koło godziny 18 właściwa wyprawa, a w tym ok. 1,5 godzinna jazda na wielbłądzie, kolacja, zachód słońca i noc na pustyni przy berberskiej muzyce, rano pobudka na wschód słońca, powrót do kasby na śniadanie i prysznic.
Kasbah Le Touareg rzucała się w oczy już z daleka. Robiła fajne wrażenie. Na miejscu przywitano nas standardowo miętową herbatą z orzeszkami. Miejsce jest ładne i zadbane. Jak na pustynię całkiem wysoki standard.
Po około godzinie poprosiliśmy o obiecane odwiedziny u berberskiej rodziny. Jeden z pracowników kasby wsiadł z nami do auta i pojechaliśmy. Na miejscu okazało się, że jest to liczna rodzina, która ma za sobą pewne osiągnięcia muzyczne i trasy koncertowe, o ile tak to można nazwać :)
Specjalnie dla nas zagrali kilka „kawałków”. Zmusili nas nawet do czegoś w rodzaju tańca :)))
Oczywiście liczyliśmy się z tym, że po tego typu rozrywce będą oczekiwać zapłaty. Nie była to jednak zapłata wymuszona. Grali na prawdę świetnie, dawali z siebie wszystko. Nie przyszli i nie odbębnili, a to się ceni. Postanowiliśmy (ze względu na ich liczebność) zostawić 100 MAD, bo było to dla nas, choć krótkie, to na prawdę fajne doświadczenie. Okazało się, że w tej cenie sprzedają swoje płyty CD. Dostaliśmy więc jedną w zamian i zadowoleni wróciliśmy do naszej kasby.
(Następnego dnia rozpakowałam płytę z folii chcąc posłuchać jej w aucie i okazało się, że...... jest porysowana i nie działa <lol2> takie rzeczy tylko w Afryce ;) )
Wpisując w youtube Gnawa Berber Tribe Music and Dance znajdziecie się w miejscu, gdzie my dwa tygodnie temu :) - to nie jest nasz filmik, grupa grajków jest mniej liczna i grają inne kawałki, ale to wystarczy, żebyście poczuli klimat :D
Czas pozostały do 18 spędziliśmy przy basenie, bo upał był nieprzeciętny. A o 18 zaczęła się wyczekiwana wyprawa na pustynie. W grupie było oprócz nas jeszcze 6 turystów. Okazali się być super ludźmi. Z 4 z nich mieliśmy jeszcze potem okazję spotkać się ponownie w Essaouirze.
Początkowo było bardzo przyjemnie. Było bardzo ciepło, ale nie upalnie. Niebo od początku nie było czyste, nie przeszkadzało nam to, bo łagodziło doznania termiczne. :) Było też przesympatycznie dzięki współtowarzyszom wyprawy, którzy w drodze dużo żartowali i śpiewali.
Po niecałej godzinie pogoda gwałtownie się załamała. Trafiliśmy na pustynną burzę. Przyznaje, że widok wielkiej, ciemnej chmury piasku szybko zbliżającej się w stronę naszej karawany spowodował znaczący wzrost adrenaliny w organizmie :D chyba muszę ograniczyć oglądanie telewizji, bo znowu miałam przed oczami program - tym razem Ultimate Survival z Bergiem przestrzegającym przed niebezpiecznym piaskiem wdzierającym do oczu, nosa i ust utrudniającym oddychanie :P Wiatr był bardzo mocny - turbany rzeczywiście spełniły swoją funkcję choć na końcu musieliśmy je dodatkowo trzymać, bo wichura powodowała, że zaczynały się rozpadać. Okulary przeciwsłoneczne zabezpieczały oczy. Cieszyłam się też, że skorzystaliśmy z porady forumowiczów fly4free i ubraliśmy długie spodnie i bluzki z długim rękawem, bo przy takiej wichurze piasek uderzający o ciało jest wybitnie nieprzyjemny.
Ostatecznie przeżyliśmy :)
Dotarliśmy do bazy namiotowej i już po opadnięciu kurzu i emocji stwierdziliśmy, że w pustynna burza była atrakcją ekstremalną, na którą zdecydowanie trudniej trafić niż na rozgwieżdżone niebo, więc w gruncie rzeczy cieszymy się, że dane nam było poczuć te emocje i przeżyć coś tak innego. :)
Szkoda tylko, że ze względu na piach i deszcz musieliśmy schować aparat do plecaka, stąd i zdjęć niewiele..
Romantyczne zachody słońca i rozgwieżdżone niebo zostawiliśmy sobie na plaże Sidi Ifni i Legziry :)Dzień 6 - 5 września
Wstaliśmy przed 6 rano z nadzieją na wschód słońca. W nocy trochę się rozpogodziło i mieliśmy okazję poobserwować gwiazdy. Rano na horyzoncie jednak utrzymywało się pasmo chmur/mgły, które pozbawiło nas wyczekiwanego widoku.
Wsiedliśmy więc na wielbłądy i wróciliśmy na śniadanie do kasby. Powrót był męką. Nie spodziewaliśmy się jak bardzo bolą nas tyłki po dniu wcześniejszym, zanim nie wsiedliśmy na wielbłądy ponownie. Najgorsze były momenty, kiedy wielbłąd chcąc zejść z wydmy w praktyce się z niej zsuwał i co pewien czas włączał ABS. MA-SA-KRA!
Przeszło mi przez myśl, żeby wrócić na nogach. ;) Wiadomo też, że jak z utęsknieniem wyczekujesz dotarcia na miejsce, to podróż oczywiście się dłuuuży.... ;) 3 dni później jeszcze chodziliśmy powykrzywiani :D
A sama noc na pustyni? Przyznam szczerze - nie trafiliśmy dobrze. Po dotarciu do bazy nikt się nami nie zajął. Wszyscy niby pobiegli przygotowywać kolację. Dostaliśmy duży dzbanek herbaty, orzeszki i nic poza tym. Nie było berberskiej muzyki, ani zabawy przy ognisku. (Ognisko jestem w stanie zrozumieć - wiatr nadal był dość porywisty, a namiotów wokół sporo.) Tak więc wieczór musieliśmy umilać sobie sami. Spędziliśmy go na pogadankach z Holendrami. Na pustyni jedliśmy też najgorszy tadzin. Czekaliśmy na niego blisko 3-4 godziny mając nadzieje, że jak już wjedzie na stół to będzie tak pyszny, że poobgryzamy sobie palce i jego smak zrekompensuje czas oczekiwania. Nie zrekompensował. Maluśkie kawałki kurczaka przykryte kopą ziemniaków. Mięso i warzywa były kompletnie niedoprawione. Nie było w nich ani odrobiny soli, co dopiero mówić o jakichkolwiek ichnijeszych orientalnych przysmaczkach. Poszliśmy spać głodni...
Rano w kasbie złożyliśmy reklamacje, ale w Maroku jak już zapłacisz, to nie ma co liczyć na odzyskanie choćby części pieniędzy. Oczywiście właścicielowi kasby było bardzo przykro i bardzo nas przepraszał, ale to musiało nam wystarczyć.
Wycieczka na wydmy nie spełniła naszych oczekiwań. Staraliśmy się jednak tym nie martwić i szukać pozytywów. Przeżyliśmy przecież pustynną burzę i poznaliśmy wspaniałych ludzi. To chyba ważniejsze jak nieudana kolacja, czy brak muzyki...? Wiele razy zresztą później łapaliśmy się na tym, że miejsca w stosunku, do których mięliśmy wielkie oczekiwania okazywały sie nas poniekąd rozczarowywać. Te natomiast, co do których nie pokładaliśmy wielkich nadziei - zaskakiwały nas i urzekały jednocześnie. To chyba cecha charakterystyczna tego typu podróży – jest jedną wielką niespodzianką. :)
Po śniadaniu wymieniliśmy się numerami telefonów umawiając się za kilka dni w Essaoirze. Nasz kolejny kierunek to Ourzazate. A po drodze oczywiście - wąwozy Todra i Dades.
-- 23 Wrz 2014 18:42 --
Z Merzougi kierowaliśmy się na Arfoud, następnie drogą R702 do miejscowości Tinghir, w której należy odbić na pierwszy z nich – Todrę.
Nasz Żuczek już w Todrze niestety mocno protestował, trzeszczał i rzępolił :) Droga od samego początku była bardzo dziurawa, asfalt często był pozrywany.
Do Dades należy skręcić w miejscowości Boumalne. Początkowo droga wije się wśród niewysokich wzgórz.