Sztuka nowoczesna zupełnie do mnie nie przemawia, ale coś mnie tknęło, żeby nie unikać w Tallinnie takich muzeów. Na pierwszy ogień poszło Estonian Museum of Applied Art and Design. Z początku miałem wrażenie, że na wystawie będą prezentowane jakieś bzdury. Spodziewałem się obiektów podobnych do tych z komedii „Nie lubię poniedziałków” i „dzieła” zaopatrzeniowca Bączyka z Sulęcic (słynne ćwierćcalowe treblinki do kombajnu), ale z każdym krokiem zaczynało mi się w tym obiekcie coraz bardziej podobać. Sztuki podobno się nie ocenia, sztukę się ogląda.
Spacerując dalej po starym mieście nagle usłyszałem polską mowę. Para z dzieckiem wychodziła z NUKU Museum of Puppet Arts. Spytałem, czy jest tam coś ciekawego dla dorosłych i usłyszałem, że można obudzić w sobie dziecko, a poza tym nie ma tam za wiele ciekawego. No to wstąpiłem i budziłem ukryte dziecko … Było i śmiesznie, i strasznie, i ładnie, i brzydko. Jak można się domyśleć po nazwie muzeum, jego główna tematyka to kukiełki teatralne.
Na pewno tylko strasznie było w KGB Prison Cells. To muzeum to kilka cel, w których przetrzymywani, torturowani i mordowani byli więźniowie. Podobne miejsca można zobaczyć w Warszawie i Krakowie w odniesieniu do okupacji niemieckiej. W Tallinnie największe wrażenia robi „kredens”, czyli wąskie miejsce, w którym zamykano czasami kilku więźniów i przedstawienie niektórych typów tortur.
Z kolei tylko wesołe odczucia można mieć po wizycie w Marzipan Gallery, czyli wytwórni i sklepie ze słodkościami z marcepanu. Można wziąć udział w warsztatach, pomalować własne figurki, ale oczywiście za odpłatnością. Na miejscu zaprezentowano wiele fajnych wyrobów z tej masy, a dla łasuchów oferowane są mniejsze lub większe słodkości.
Great Guild Hall to muzeum nie tylko gildii, ale i historii Tallinna. Obok stałych wystaw prezentowane były wystawy czasowe – w czasie mojej obecności przedstawiono życie (mi nie znanego) wielkiego artysty Georga Otsa. Poza tym dużo historii i ciekawostek, m.in. oryginalny zapis nutowy utworu Mozarta.
W centrum Tallinna (tym nowoczesnym, nie historycznym) znajduje się Rotermann City, którego początki sięgają 1829 roku. Kiedyś był to kompleks głównie przemysłowy, a obecnie jest to dzielnica luksusowych budynków, loftów, sklepów i miejsc rozrywki. Wszystko zadbane, wszystko zrobione ze smakiem i dla ludzi z grubszym portfelem. Imponująco prezentuje się i w dzień, i w nocy.
Przenosimy się znów na stare miasto. Tym razem porywam Was do Museum and Visitor Center of Fat Margaret. A co oferuje wieża Gruba Małgorzata? W sumie według mnie niewiele. Kilka pięter wypełnionych jest eksponatami morskimi, modelami, tablicami multimedialnymi, prostymi zabawami dla dzieci. Na szczęście można wyjść na najwyższym piętrze na taras widokowy i stamtąd podziwiać panoramę miasta.
Przy muzeum znajduje się ważna dla Polaków tablica pamiątkowa.
A sama Gruba Małgorzata prezentuje się tak. Mocno przysadzista, prawda?
Kolejne muzeum mieści się w dawnym kościele i zwie się Niguliste Museum. Sądzę, że nie odbywają się w nim już nabożeństwa (tylko po co ławki?), a jedynie prezentowane są dzieła sztuki sakralnej. Wizyta w nim zachwyci wielbicieli tego typu przedmiotów, a reszta turystów może czuć się nieco rozczarowana.
Sztuka nowoczesna zupełnie do mnie nie przemawia, ale coś mnie tknęło, żeby nie unikać w Tallinnie takich muzeów. Na pierwszy ogień poszło Estonian Museum of Applied Art and Design. Z początku miałem wrażenie, że na wystawie będą prezentowane jakieś bzdury. Spodziewałem się obiektów podobnych do tych z komedii „Nie lubię poniedziałków” i „dzieła” zaopatrzeniowca Bączyka z Sulęcic (słynne ćwierćcalowe treblinki do kombajnu), ale z każdym krokiem zaczynało mi się w tym obiekcie coraz bardziej podobać. Sztuki podobno się nie ocenia, sztukę się ogląda.
Spacerując dalej po starym mieście nagle usłyszałem polską mowę. Para z dzieckiem wychodziła z NUKU Museum of Puppet Arts. Spytałem, czy jest tam coś ciekawego dla dorosłych i usłyszałem, że można obudzić w sobie dziecko, a poza tym nie ma tam za wiele ciekawego. No to wstąpiłem i budziłem ukryte dziecko … Było i śmiesznie, i strasznie, i ładnie, i brzydko. Jak można się domyśleć po nazwie muzeum, jego główna tematyka to kukiełki teatralne.
Na pewno tylko strasznie było w KGB Prison Cells. To muzeum to kilka cel, w których przetrzymywani, torturowani i mordowani byli więźniowie. Podobne miejsca można zobaczyć w Warszawie i Krakowie w odniesieniu do okupacji niemieckiej. W Tallinnie największe wrażenia robi „kredens”, czyli wąskie miejsce, w którym zamykano czasami kilku więźniów i przedstawienie niektórych typów tortur.
Z kolei tylko wesołe odczucia można mieć po wizycie w Marzipan Gallery, czyli wytwórni i sklepie ze słodkościami z marcepanu. Można wziąć udział w warsztatach, pomalować własne figurki, ale oczywiście za odpłatnością. Na miejscu zaprezentowano wiele fajnych wyrobów z tej masy, a dla łasuchów oferowane są mniejsze lub większe słodkości.
Great Guild Hall to muzeum nie tylko gildii, ale i historii Tallinna. Obok stałych wystaw prezentowane były wystawy czasowe – w czasie mojej obecności przedstawiono życie (mi nie znanego) wielkiego artysty Georga Otsa. Poza tym dużo historii i ciekawostek, m.in. oryginalny zapis nutowy utworu Mozarta.
W centrum Tallinna (tym nowoczesnym, nie historycznym) znajduje się Rotermann City, którego początki sięgają 1829 roku. Kiedyś był to kompleks głównie przemysłowy, a obecnie jest to dzielnica luksusowych budynków, loftów, sklepów i miejsc rozrywki. Wszystko zadbane, wszystko zrobione ze smakiem i dla ludzi z grubszym portfelem. Imponująco prezentuje się i w dzień, i w nocy.
Przenosimy się znów na stare miasto. Tym razem porywam Was do Museum and Visitor Center of Fat Margaret. A co oferuje wieża Gruba Małgorzata? W sumie według mnie niewiele. Kilka pięter wypełnionych jest eksponatami morskimi, modelami, tablicami multimedialnymi, prostymi zabawami dla dzieci. Na szczęście można wyjść na najwyższym piętrze na taras widokowy i stamtąd podziwiać panoramę miasta.
Przy muzeum znajduje się ważna dla Polaków tablica pamiątkowa.
A sama Gruba Małgorzata prezentuje się tak. Mocno przysadzista, prawda?
Kolejne muzeum mieści się w dawnym kościele i zwie się Niguliste Museum. Sądzę, że nie odbywają się w nim już nabożeństwa (tylko po co ławki?), a jedynie prezentowane są dzieła sztuki sakralnej. Wizyta w nim zachwyci wielbicieli tego typu przedmiotów, a reszta turystów może czuć się nieco rozczarowana.