0
igore 10 marca 2018 14:09
DSC01843.jpg



DSC01845.jpg



DSC01879.jpg



DSC01886.jpg



DSC01888.jpg



DSC01976.jpg



DSC01979.jpg



DSC01982.jpg



Hipopotamy. To najniebezpieczniejsze zwierzęta Afryki. Zdarza się, że przewrócą łodkę z rybakiem, lub wciągną pod wodę piorącą na brzegu kobietę. Na pierwszy rzut oka nieporadne, w rzeczywistości poruszają się dość szybko. Widzieliśmy z bliska kilka grup tych pięknych zwierząt.


DSC01708.jpg



DSC01718.jpg



DSC01751.jpg



P1070812.jpg



Pawiany. Siedzą przy drodze lub wdrapują sie na szczyty najwyższych drzew w okolicy. Zaatakowały nas podczas lunchu. K. nawet się nie spostrzegła, gdy jeden wyrwał jej z ręki kanapkę. Ja stoczyłem nierówną walkę o cukier z kolejnym. Chyba do końca życia nie zapomnę wpatrzonych we mnie oczu i pawianiej gęby całej w cukrze. Nikt w życiu nie patrzył na mnie z taką nienawiścią.


DSC01809.jpg



DSC01869.jpg



DSC01870.jpg



DSC01871.jpg



Bawoły. Zawsze w towarzystwie ptaków. Chyba najbardziej zainteresowane nami – odrywały się od skubania trawy i wpatrywały w nas.


DSC01924.jpg



DSC01932.jpg



DSC01933.jpg



DSC01934.jpg



DSC01939.jpg



Prócz tego widzieliśmy inne, mniej znane zwierzęta: iguany, szakale, zebry, antylopy, przeróżne ptaki. Kotów niestety nie udało nam się dostrzec. Sylwester za wszelką cenę próbował je dla nas znaleźć. Wjeżdżał w boczne drogi, wypatrywał śladów, kontaktował się przez radio z kolegami. Wszystko na próżno. Może w porze suchej mielbyśmy więcej szczęścia.

Wieczory spędzaliśmy w naszym obozowisku. Mieliśmy dwóch kucharzy, którzy niedawno ukończyli szkołę kulinarną. Jedzenie było wyśmienite, wino również. Ich szef co chwilę dopytywał, czy wszystko nam odpowiada. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy o różnicach kulturowych między Afryką i Europą. Dowiedzieliśmy się, że żona kosztuje w Botswanie 15 krów a jeśli ma już dziecko jest zdecydowanie tańsza. Zdziwiliśmy się, jak wielką rolę odgrywają wodzowie poszczególnych plemion. O karze za wiele drobnych przestępstw wciąż decyduje wódz a nie krajowy wymiar sprawiedliwości. Rozmawialiśmy również o futbolu. Podobno nie mamy szans wygrać z Senegalem podczas najbliższych mistrzostw świata.
Były to ciekawe wieczory. Gdy nie rozmawialiśmy, ukrywaliśmy się przed robactwem. Zastanawialiśmy się, czy lepiej widzieć to co łazi po okolicy, czy lepiej wyłączyć okoliczne światła. Momentem kulminacyjnym było lądowanie na naszym stole żuka wielkości piłki tenisowej. W nocy podobno było słychać ryk lwów, ale my spaliśmy jak zabici.


DSC01696.jpg



DSC01703.jpg



DSC01728.jpg



DSC01738.jpg



DSC01861.jpg




DSC01864.jpg



DSC01889.jpg



DSC01915.jpg



DSC01926.jpg



DSC01957.jpg



DSC01960.jpg



DSC01995.jpg

@maxima Dziwne, że w Chobe nie widziałaś słoni, bo akurat one były wszędzie. Chociaż pierwszego dnia w Hwange też ich nie widzieliśmy, a jest ich tam sporo. ;)Może zobaczymy je w Hwange...

Chodzi oczywiście o lwy. Nie wiem ile razy powtarzaliśmy, że może uda się je zobaczyć w Hwange. Sylwester tylko kiwał głową, filozoficznie odpowiadając – może.

Wracaliśmy do Zimbabwe. Na granicy szybko i sprawnie, w towarzystwie stada guźców. Tu zwierzęta są dosłownie wszędzie. Słoń w mieście nie jest niczym wyjątkowym, a poprzedniego dnia podobno widziano lwy. Cóż, mogliśmy zaoszczędzić na wizycie w parku i zostać w mieście.

W Victoria Falls zmierzamy do biura Pretty. Uśmiech znów nie znika z jej twarzy. Przemeblowała nam trochę wycieczkę, ale na razie wszystko jest ok. Jedziemy do Hwange z facetem, który ma tam ciotkę i akurat musi jej zawieźć przesyłkę. Po drodze standardowe rozmowy o życiu w Afryce.

- Może chcecie osiedlić się na stałe w Zimbabwe, dam wam tanio ziemię.
- Jaaaasne.


Docieramy do miasteczka Hwange. Na ulicy kobiety już ponad 3 tygodnie protestują przeciwko właścicielom kopalni, która nie wypłaciła w całości pensji ich małżonkom. Od pięciu lat... Smutny widok.

Jedziemy dalej. Okoliczna zabudowa jest typowo afrycza. Małe domki, kryte słomą. Jesteśmy przy głównej drodze, więc nauczyciele z miasta gtowi są tu przyjechać. W obecnej sytuacji gospodarczej, lepiej jest pracowac na prowincji, niż nie pracować w ogóle. Edukacja jest w Zimbabwe płatna i wielu rodziców nie stać, by zapłacić 10-15 USD za naukę latorośli w szkole.


DSC02006.jpg



DSC02010.jpg



DSC02013.jpg



Zatrzymują nas dzieci handlujące owocami. Kupujemy trochę, jemy w ogóle nie przejmując się zasadami higieny. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz podczas tego wyjazdu.

Docieramy do parku. Jest pusto, a kobieta zarządzająca recepcją jest rodem z innego świata. Gdy przerzucała ogromne segregatory z miejsca na miejsce, wzbudzając tumany kurzu, czułem się jak bohater kafkowskiej powieści. Była najwolniejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem, a cały proces kwaterowania zajął nam jakieś 40 minut. Do wyboru są domki ze wspólną łazienką, lub en-suite, odpowiednio 40 i 69 USD. Jednorazowy wstęp do parku kosztuje 10 USD. Na miejscu jest restauracja, w której za to samo płaciliśmy codziennie inną cenę. Sniadanie drożało a alkohol taniał, albo odwrotnie. Afryka. Infrastruktura swoje najlepsze lata ma dawno za sobą.

Jeszcze w Chobe pytaliśmy Sylwestra, która nacja ma największe szczęście w wypatrywaniu zwierząt.

- Hiszpanie. Skurczybyki potrafią przyjechac na parę godzin i zobaczyć wszystko co najlepsze, a do kotów mają wyjątkowe szczęście.

Jedziemy na nasz pierwszy game drive. Towarzyszy nam troje turystów z....Hiszpanii. Po 15 minutach na drodze spotykamy stado lwów.


DSC02032.jpg



DSC02035.jpg



DSC02050.jpg



DSC02095.jpg



Hwange jest dużym parkiem, całkiem innym niż Chobe. Zwierzęta nie są tak łatwe do wypatrzenia. Mimo wszystko widzieliśmy ich sporo. Już nie jeździmy sami. Każdy z naszych współtowarzyszy oczekuje czegoś innego. Jeden jest zainteresowany ptakami, inny chce zobaczyć dużo słoni. My nie mamy szczególnych preferencji.

Widzimy sporo ptaków, w tym najpopularniejsze – perlice i moje ulubione bocianopodobne, o dziobach jak z klocków lego.

- Wiecie jak gotować perlice? Wrzucacie ją do wody, razem z kamieniem. Gdy kamień jest miękki, gotujecie ją jeszcze trochę i będzie zdatna do jedzenia.


DSC02063.jpg



DSC02067.jpg



DSC02097.jpg



DSC02098.jpg



Dużo słoni, żyrafy, zebry, kilka rodzajów antylop. Podobało nam się.


DSC02102.jpg



DSC02118.jpg



DSC02119.jpg



DSC02120.jpg



DSC02122.jpg



DSC02125.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (24)

cccc 10 marca 2018 15:17 Odpowiedz
igore napisał:Wszędzie zdecydowanie z krótko. Fajnie sie zapowiada, Afryka rzeczywiscie przyciaga, a wyprawa troche w stylu "SPEED". :D Pozdrawiam i czekam na cd.
jasiub 10 marca 2018 22:40 Odpowiedz
Mugabe kiedyś pokrzyżował mi plany i musiałem Zimbabwe ominąć w ostatniej chwili. Z niecierpliwością czekam by dowiedzieć się co straciłem ...
dryblas 11 marca 2018 09:42 Odpowiedz
Czekamy na ciąg dalszy :)
pabien 11 marca 2018 13:40 Odpowiedz
Czyta się wspaniale, aż szkoda że takimi małymi kawałeczkami ją udostępniasz bo chce się więcej. Mam jednak jedną uwagę: zdanie "dkryte w 1855 roku przez szkockiego misjonarza Davida Livingstone" nie jest najbardziej fortunne - to duża rzecz i stała cały czas odkryta. Tambylcy raczej zdawali sobie sprawę z ich istnienia wcześniej.1855r jest jedynie datą w której pierwszy przedstawiciel cywilizacji zachodniej zobaczył te wodospady i postanowił się tą informacją podzielić.
jasiub 11 marca 2018 14:42 Odpowiedz
Heh, gdy w 2008 roku byłem w Livingstone to wszystkie atrakcje kosztowały 100$ lub wielokrotność. @igore, zakładam,że jeśli zmieniło się to tylko na jeszcze gorzej.
igore 11 marca 2018 17:09 Odpowiedz
@pabien Pełna zgoda. Zastosowałem skrót myślowy i mam nadzieję, że nikt nie sądzi, że Livingstone odkrył wodospady również dla rdzennej ludności. To teraz miejscowi mają problem z zobaczeniem tychże, gdyż cena bodajże 7 USD jest dla wielu zaporowa. Mówiono nam, że wiele okolicznych dzieciaków widziało wodospady tylko w TV lub na zdjęciach.@jasiub Aż tak tragicznie nie jest, ale mimo wszystko był to nasz najdroższy wyjazd. Zimbabwe w 2008 - to by była relacja.
maxima 17 marca 2018 14:56 Odpowiedz
super, byłam na wodospadach w styczniu 2017. Zdecydowanie polecam cześć w Zambii, bo Zimbabwe zwłaszcza w porze deszczowej rozczarowuje ;) poza tym w Livingstone było jakoś przyjemniej, taniej. Fakt, że Zimbabwe bardzo drogie.Super fotki z Chobe, my nie widziałyśmy żadnych słoni wtedy :( na szczęście były w Krugerze
igore 17 marca 2018 19:09 Odpowiedz
@maxima Dziwne, że w Chobe nie widziałaś słoni, bo akurat one były wszędzie. Chociaż pierwszego dnia w Hwange też ich nie widzieliśmy, a jest ich tam sporo. ;)
maxima 17 marca 2018 20:36 Odpowiedz
no też byłam zdziwiona jak na park, w których jest ich ponoć najwięcej :)ogólnie w styczniu było mało zwierząt - pare żyraf, zebry, hipopotamy, bawoły. Jeden krokodyl podczas rejsu.Fakt, ze tego dnia pogoda była słaba i do południa praktycznie cały czas padało. Żyrafy i zebry pokazały się później jak wyszło słońce.
tom971 20 marca 2018 21:44 Odpowiedz
Dzieki za ta relacje.Tym bardziej utwierdzam sie w przekonaniu ze czarny lad to nie moja bajka, no chyba ze byloby jakos super tanio i milowo w porzadku
japonka76 20 marca 2018 22:44 Odpowiedz
Tyle zwierząt :) ale zazdroszczę Ci tej wyprawy.
handsome 22 marca 2018 12:53 Odpowiedz
15 cows for wife? Too expensive. Poland is better & cheap
pabien 22 marca 2018 23:20 Odpowiedz
Jeden z tych rysunków musiał być inspiracją dla marketingowców Michaela Jordana i jego logo Jordan Air.
jerzy5 26 marca 2018 01:03 Odpowiedz
Mega relacja, całkowicie moje klimaty, ciągle na mojej liście marzeń
ndrake21 29 marca 2018 16:09 Odpowiedz
byłem w Zimbabwe 30 lat temu i chciałem teraz jeszcze raz pojechać ale po tej relacji odechciało mi się. Za bungalow w Hwange w lipcu (pora sucha) płaciłem ok 2$,hostele w miastach podobnie, wodospady darmo,podróżowałem autostopem więc darmo,jak mi się znudziło autobusem/pociągiem -półdarmo
pabien 29 marca 2018 17:23 Odpowiedz
-- 29 Mar 2018 17:23 -- No tak, 30 lat temu w Polsce też były takie ceny w dolarach. -- 29 Mar 2018 17:23 -- No tak, 30 lat temu w Polsce też były takie ceny w dolarach.
kumkwat-kwiat 29 marca 2018 22:11 Odpowiedz
Jasne, za PRL to było lepiej. Każdy miał paszport i zwitek dolarów w szufladzie. Cały świat stał otworem. :lol:
jerzy5 1 kwietnia 2018 01:52 Odpowiedz
No dalej moje klimaty, pisz dalej, muszę Cie w Kijowie uściskać, że nie wymiękasz
pabien 8 maja 2018 20:35 Odpowiedz
Wreszcie. Długo kazałeś czekać.
cccc 10 maja 2018 02:46 Odpowiedz
@igore, fajna relacja, mialem okazje odwiedzic Zimbabwe w 2011, jeszcze za czasow Mugabe, ale szkoda ze bylem krotko. Pamietam, ze juz wtedy szalala hyperinflacja, placilo sie w USD albo Euro i nie bylo tanio w turystycznych miejscach.jasiub napisał:Heh, gdy w 2008 roku byłem w Livingstone to wszystkie atrakcje kosztowały 100$ lub wielokrotność. @igore, zakładam,że jeśli zmieniło się to tylko na jeszcze gorzej.Rafting po Zambezi czy spacer ze lwami kosztowal wtedy, o ile pamietam ok. 130.- USD.
don-bartoss 20 maja 2018 21:56 Odpowiedz
@igore, fajna relacja, ale wciąż zadaję sobie jedno i to samo pytanie: czy warto tam się fatygować?
igore 20 maja 2018 22:37 Odpowiedz
@Don_Bartoss Dla mnie było warto, ale ja jestem dość nietypowym turystą. Do Wodospadów Wiktorii i parków narodowych chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Jedzenie i alkohol smaczniejsze w RPA, w Zambii taniej, ale znając Twoje upodobania, pewnie z krajów regionu wybrałbyś Angolę. ;) Najciekawsze były spotkania z ludźmi, brak bariery językowej, w wielu miejscach praktycznie zero turystów. Ludzie często dziękowali nam, że odwiedziliśmy Zimbabwe. Wydaje mi się, że daje im to jakąś namiastkę normalności. W swej naiwności mam nadzieję, że po upadku Mugabe sytuacja w kraju zmieni się na lepsze.
don-bartoss 21 maja 2018 09:48 Odpowiedz
@igore, nie znam się na Afryce ani trochę i nie wiem co bym wybrał. Najbliższej Afryki to byłem na Gibraltarze :)Może Mozambik, bo słyszałem bardzo dobre opinie.
don-bartoss 27 maja 2018 17:56 Odpowiedz
Zdjęcie z Domestosami rewelacja, podobnie jak zdjęcie kupy mioteł na targu.Wiele w tym dobrze ukrytej symboliki.