0
igore 30 maja 2016 09:41
IMG_20160516_181400.jpg



IMG_20160516_181617.jpg

Psy

To może szybka dygresja przed wyjściem do pracy ;) Ci z Was którzy byli w Ameryce Południowej, wiedzą że to temat rzeka. Do dziś pamiętam, gdy podczas naszej pierwszej wizyty w Boliwii, wyszedłem z knajpy na papierosa, gdy z głośników zaczęłą się sączyć melodia piosenki "Who let the dogs out". Zapaliłem, a obok mnie przebiegło chyba z 30 psów :) Są wszędzie. Towarzyszyły nam, gdy wypłacaliśmy pieniądze z bankomatów, gdy siedzieliśmy w kawiarnianych ogródkach - a gdy nocą wracaliśmy do hotelu - często nas odprowadzały (drogę znały lepiej niż my). Potykaliśmy się o nie,głaskalismy - nigdy nie nie były groźne ani natarczywe. Najwięcej widzieliśmy ich chyba w Chile. Psy wyglądają na szczęśliwe, są dobrze odżywione i najczęściej wylegują się całe dnie w słońcu. Mnie,miłośnika tych czworonogów taki widok bardzo cieszył. Dlaczego jest ich aż tyle? Mariano,nasz gospodarz z Mendozy twierdził, że "łatwo mieć psa w Argentynie,tu mięso jest tanie" :)


DSC02232.jpg



DSC01758.jpg



DSC02105.jpg



DSC01327.jpg



DSC01265.jpg



DSC01231.jpg



DSC01164.jpg



@cccc Niestety nie, może następnym razem ;)Uyuni

Piąta rano to nie jest dobry czas na Calamę. Zimno,ciemno i jakoś tak nieprzyjemnie. Czekamy na autobus jako jedyni turyści w gronie pasażerów. Mogliśmy się tego spodziewać, gdyż połączenie Calama - Uyuni nie jest popularne. Większość wybiera San Pedro i właśnie stamtąd udaje się w stronę Salar de Uyuni, lub robi jednodniowe wycieczki. Dlaczego więc wybraliśmy Uyuni? Trochę obawialiśmy się choroby wysokościowej, a wyjazd z położonej wyżej Boliwii zmniejsza ryzyko zamienienia podróży w niezbyt ciekawe przeżycie. Sami nigdy nie mieliśmy objawów "sorochi", ale widzieliśmy je u innych i nie wyglądało to zachęcająco. Poza tym wycieczka z Boliwii jest tańsza a i miasto chcieliśmy zobaczyć ;)

Odjeżdżamy punktualnie. W autobusie jest chłodno, ale na każdym siedzeniu znajduje się koc. Krajobrazy za oknem wyglądają całkiem nieźle - to trochę przedsmak trzydniowej wycieczki, w jaką dane nam będzie się wybrać następnego dnia. Dojeżdżamy do granicy: najpierw strona chilijska - dwóch młodych chłopaków w dresach pobieżnie sprawdza nam paszporty. Po stronie boliwijskiej wszystko jest już bardziej "na poważnie": mundury i względny profesjonalizm. Sama granica znajduje się pośrodku niczego. Boliwijskie kobiety rozłożyły kilka stoisk, gdzie można coś zjeść lub kupić drobne przekąski. Razem z naszym stoi tylko jeden autobus, jadący w przeciwną stronę.


IMG_20160517_092747.jpg



IMG_20160517_093456.jpg



Do Uyuni dojeżdżamy po niecałych ośmiu godzinach. Na pierwszy rzut oka miasto wygląda jak jedna wielka prowizorka. Nie zachwyca, ale jest fotogeniczne. Meldujemy się w hostelu i idziemy zwiedzać. Nie jest to metropolia, a samo centrum można zobaczyć w parę godzin.


DSC01310.jpg



DSC01305.jpg



DSC01299.jpg



DSC01279.jpg



DSC01275.jpg



Można sobie wyobrazic, jak wyglądałoby miasto, gdyby nie liczne grupy turystów, przyjeżdżające na znajdującą się w pobliżu najwięksże "solnisko" świata. Na każdym kroku spotykamy liczne agencje turystyczne i wszelkiej maści noclegownie. Turystyka przekłada się również na ceny i w Uyuni jak na boliwijskie standardy jest dość drogo. W parze z wysokim cenami nie idzie niestety jakość usług. Boliwijczycy sa dość leniwą nacją i nie kwapią się by obsłużyć gringo. W kilku knajpach nikt nawet do nas nie podszedł, chociaż nie było innych gości. W innych miejscach obsługa potrafiła znikać na pół godziny, kompletnie nie interesując się, czy wciąż jesteśmy w lokalu. Nie ożywiają się nawet w momencie zapłaty - są apatyczni i unikają kontaktu.


DSC04623.jpg



DSC01382.jpg



DSC01376.jpg



DSC01334.jpg



DSC01322.jpg



DSC01316.jpg



DSC01314.jpg



Podczas włóczęgi po mieście, trafiliśmy na targ, niestety niezbyt okazały, ale bardzo autentyczny.


DSC01366.jpg



DSC01360.jpg



DSC01358.jpg



Trzydniową wycieczkę w stronę San Pedro de Atacama kupiliśmy w biurze Andes Salt Expeditions. Cena wywoławcza - 700 BOB (1 BOB = ok. 58 groszy), stargowaliśmy do 650 BOB: w cenie przejazd,posiłki, noclegi. Dodatkowo należy mieć ok. 200 BOB na wstęp na Isla Incahuasi i do parku narodowego.

Trochę jedliśmy, trochę piliśmy i generalnie dość leniwie spędzaliśmy czas. Uyuni nie jest miejscem, w którym chciałoby się utknąć na dłużej. Spotkaliśmy angielską parę, która wprost nie mogła uwierzyć, że zdecydowała się tu zostać dwa dni - już po pierwszym mieli zdecydowanie dość :)

Ceny:

Nocleg - 230 BOB za dwuosobowy pokój z łazienką
Piwo - 15-30 BOB za butelkę w knajpie
Obiad - ok. 120 BOB - burger,tortilla i piwo
Papierosy - 10-15 BOB


IMG_20160517_144630.jpg

Salar de Uyuni

Salar de Uyuni zawsze był jednym z moich podróżniczych marzeń. Wiadomo,każdy z nas ma ich pewnie setki. Już poprzedniego dnia zrobiliśmy zakupy na wyjazd: głównie woda,słodycze i alkohol. Mieliśmy wyjechać o 10.30 – wyjechaliśmy około południa – ot,uroki Ameryki Południowej. Przed biurem,skąd mieliśmy odjechać spotkaliśmy sześcioro Francuzów i parę Holendrów. Wiadomo było,ze pojedziemy z Francuzami,pozostało pytanie z iloma. Okazało się, że trafiła nam się jedynie dwójka:ojciec z ćórką – Angelina i Pascal okazali się być świetnymi towarzyszami.Jest to o tyle istotne, że spędziliśmy z nimi następne 48h. Na nasze szczęście Angelina mówiła biegle po hiszpańsku i angielsku. Przez pierwszy dzień kierowca łudził się, że znajdzie jeszcze dwie osoby „last minute”. Nie udało mu się i pojechaliśmy we czwórkę (samochód jest przewidziany na sześciu pasażerów). Nasz kierowca był miły, żuł bez przerwy liście koki, odzywał się rzadko. Z początku wydawał się spokojnym kierowcą, ale w trakcie wycieczki obudził się w nim rajdowiec i wyprzedzał wszystkich po drodze.
Pierwszy przystanek standardowo na „cmentarzysku pociągów”, miejscu gdzie rozpoczynają wszyscy i gdzie trudno zrobić zdjęcie bez wszechobecnych turystów w kadrze. Miejsce ciekawe,ale miałem wrażenie, że to taka typowa „zapchajdziura” – coś przecie trzeba pokazać gringo. Następnie jedziemy powoli w stronę Salaru , zatrzymując się jeszcze na targu z pamiątkami. Sama solna pustynia robi niesamowite wrażenie: jest płasko (jest to jeden z najbardziej płaskich obszarów na świecie),jest jasno (okulary słoneczne wymagane) i jest super :)Mogliśmy sobie jedynie wyobrazić, jak pieknie musi wyglądać Salar pokryty wodą, tworzący największe lustro na ziemii.


DSC01389.jpg



DSC01390.jpg



DSC01394.jpg



DSC01397.jpg



DSC01403.jpg



DSC01405.jpg



DSC01406.jpg



DSC01412.jpg



DSC01433.jpg



DSC01435.jpg



DSC04764.jpg



DSC04723.jpg



Zaczęliśmy od lunchu,dla nas kotlety z alpaki,dla dziewczyn coś na kształt placków ziemniaczanych (obie są wegetariankami). Jedzenie było smaczne i obfite – przewidziane na sześć osób,więc nasza czwórka mogła się najeść do syta.


IMG_20160519_080028.jpg



IMG_20160518_132155.jpg




Po posiłku jedziemy na Isla Incahuasi - wyspę kaktusów. Wstęp kosztuje 30 BOB, co ciekawe tylko z biletem można skorzystać z toalety ;). Olbrzymie kaktusy robią wrażenie. Na wyspie spędzemy półtorej godziny, głownie spacerując i robiąc zdjęcia.


DSC01473.jpg



DSC01502.jpg



DSC01512.jpg



DSC04779.jpg



DSC04735.jpg



Kierowca pyta nas,czy chcemy zostać do zachodu słońca - próbuje nas zniechęcić mowiąc,że do miejsca naszego noclegu dotrzemy późno. Oni zawsze tak mówią ;) Nie zrażamy się i zostajemy. Wraz z zachodem słońca nasze cienie się wydłużają,robi się zimno, zrywa się porywisty wiatr, a dziewczyny ubierają na siebie kolejne warstwy ciuchów.


DSC04827.jpg



DSC01516.jpg



DSC01518.jpg



Miejsce na nasz pierwszy nocleg nie wygląda najgorzej - dostaliśmy nawet dwuosobowy pokój. Są prysznice,toalety,można też podładować aparat lub telefon. Ba,udało mi się tam nawet obejrzeć finał Ligi Europy - nie na żywo, ale i tak nie znałem wyniku. Angelina zwróciła uwagę na dziwny fakt, że na mniej więcej 20 facetów znajdujących się w pomieszczeniu, tylko ja jestem zainteresowany futbolem :)


DSC01539.jpg



Po zjedzeniu smacznej kolacji udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Było zimno, ale dało się zasnąć - następnego dnia miało być duuużo zimniej :)W stronę San Pedro

Wstałem trochę wcześniej niż reszta i wyszedłem na papierosa. Było zimno,ale znośnie. Panowała niesamowita cisza, przerywana co chwilę szczekaniem psów. Wioska, w której spaliśmy składała się z zaledwie kilku domostw. W oczy rzuciło mi się boisko do koszykówki:Czilijczycy są raczej nikczemnego wzrostu, więc zainteresowanie tym sportem jest dość ciekawe. Kto wie, może kiedyś w okolicy urodzi się czilijski Michael Jordan ;)



Dodaj Komentarz

Komentarze (23)

lubietenstan 30 maja 2016 16:08 Odpowiedz
emigrantów? ;) czekam na dalszą cz. relacji z chile
lubietenstan 30 maja 2016 16:08 Odpowiedz
emigrantów? ;) czekam na dalszą cz. relacji z chile
zeus 31 maja 2016 21:55 Odpowiedz
Do dziś nie mogę patrzyć na zestaw: jajko + ryż + frytki. Niedobrze mi się robi!
igore 31 maja 2016 22:00 Odpowiedz
@Zeus Ryżu tam nie ma,ale i tak zamówiłem to danie tylko jeden raz :)
cccc 31 maja 2016 23:22 Odpowiedz
Fajne fotki!A propos jedzenia, probowaliscie w Chile Centolla, czyli czerwony krab krolewski?Pozdrawiam.
pestycyda 5 czerwca 2016 13:06 Odpowiedz
@igore, świetne, bardzo klimatyczne zdjęcia. No i niesamowita ta solna pustynia. Czekam na ciąg dalszy i jeszcze więcej fotek!
cccc 8 czerwca 2016 00:52 Odpowiedz
igore napisał:W stronę San Pedro c.dJedziemy dalej zatrzymując się przy gorących żrodlach, jednak żedne z nas nie decyduje się na kąpiel -amatorów takowej jest jednak wielu. Kolejnym przystankiem jest Laguna Verde, nad którą góruje wulkan Lincancabur, mierzący prawie 7 tys. m n.p.m. Tak,wiadomo – w lagunie mnóstwo flamingów. Jak dla mnie była ona za mało „verde”, lecz całość i tak prezentuje się niezwykle malowniczo.Sorry, ale wydaje mi sie ze nie Lincancabur tylko Licancabur i liczy 5920 m n.p.m. De facto, swieta gora Inkow, jak mi opowiadala moja przewodniczka, potomka Inkow. ;) Pozdrawiam.
igore 8 czerwca 2016 07:36 Odpowiedz
@cccc Masz oczywiście rację - nie wiem skąd wzięło mi się & tyś m n.p.m :lol: Jako ciekawostkę dodam, że w kraterze wulkanu znajduje się prawdopodobnie najwyżej położone jezioro na świecie.Część wulkanu należy do Chile a część do Boliwii.
cccc 8 czerwca 2016 17:44 Odpowiedz
@igoreNajwyzej polozonym kraterowym jeziorem na swiecie jest:Code:Ojos del Salado (Chile) - Staw na wysokości 6390 metrów - najwyżej położone "jezioro"  na świecie.Licancabur (Chile) - Jezioro na wysokości 5916 metrów jest na 4-tym miejscu. ;) http://wulkanyswiata.blogspot.ch/2013/0 ... we-na.htmlPozdrawiam.
igore 8 czerwca 2016 21:37 Odpowiedz
@cccc Dlatego napisałem "prawdopodobnie" - akurat tego typu informacji nigdy nie można być pewnym ;) Np. co jest jeziorem a co jedynie stawem ;)
cccc 8 czerwca 2016 23:58 Odpowiedz
Tak zgadza sie, te stystyki sa rozne:http://www.highestlake.com/highest-lake ... html#KardaMam 2 pytania.A czy z trunkow probowaliscie w Chile Pisco sour?Czy zwiedziliscie Gejzery El Tatio - najwyżej położone pole gejzerów na świecie?Ja zrobilem b. rano wypad z San Pedro i kapalem sie w naturalnym basenie z wodą termalną. Temperatura wody wynosila ok. 38 °C, przy czym na dworze bylo ok minus 14. ;)
igore 9 czerwca 2016 07:39 Odpowiedz
Tym razem odpuściliśmy pisco sour,sam nie wiem dlaczego i uznaję to za wielkie zaniedbanie. Spożywaliśmy go dużo w Peru i bardzo nam smakowało :) Mam gdzies jeszcze butelkę pisco,więc może sam sobie zrobię tego smacznego drinka ;) Nie byliśmy na wycieczce do El Tatio i musieliśmy się zadowolić gejzerami widzianymi w Boliwii.
olajaw 9 czerwca 2016 22:29 Odpowiedz
Pięknie! Uwielbiam takie krajobrazy :) Czekam na cd. :)
roben 12 czerwca 2016 14:49 Odpowiedz
Czy dobrze obliczyłem że za kolację wyszło 197,40pln?
cccc 12 czerwca 2016 14:55 Odpowiedz
Tak, dobrze.
igore 12 czerwca 2016 14:59 Odpowiedz
Zgadza się. Spory stek i naleśniki z warzywami, do tego deser, dwie butelki świetnego malbeca i dwie butelki wody. Jedzenie i alkohol to zawsze istotny punkt naszych wyjazdów i w tym temacie rzadko oszczędzamy. Wiadomo,jemy też często w tanich miejscach:lokalne fast foody,uliczne jedzenie. Akurat w restauracjach w Mendozie wydaliśmy znaczną część naszego budżetu. Ale jak odmówić półkilogramowego steka lub wyśmienitego wina ;)
wintermute 21 czerwca 2016 09:53 Odpowiedz
A gdzie to zdjęcie z ośmiornicą z Mercado Central w Santiago? :-)
igore 21 czerwca 2016 10:38 Odpowiedz
Niestety,zadna z pan nie wyrazila zgody na upublicznienie wizerunku :)
wintermute 21 czerwca 2016 11:41 Odpowiedz
a ja zrozumiałem że to sprzedawca pozowałno szkoda bo niby ośmiornica - nic nowego, ale rozmiar robi różnicę ;-)
wintermute 23 czerwca 2016 11:58 Odpowiedz
podsumowanie kosztów mile widziane PS. czy w Chile podrabia się ser gouda i sprzedaje go jako "gauda"? :-)
igore 23 czerwca 2016 20:50 Odpowiedz
Podsumowanie kosztówKwoty w PLN na osobę.LotyKraków - Rzym RT 500 zł (zbyt długo zwlekaliśmy z kupnem biletów, dodatkowo w dniu naszego powrotu kończył się długi weekend)Rzym - Santiago RT 1750 złSantiago - Calama RT 200 złAutobusyCalama - Uyuni 57 złSan Pedro - Calama 18 złSantiago - Mendoza 100 złMendoza - Valparaiso 100 złTaxiLotnisko w Calamie - Calama RT 57 złHostel - dworzzec w Mendozie 15 złPewnie jakieś 100 zł/os na dojazdy na lotnisko SCL i inne mniejsze wydatki transportowe. W sumie ca. 2900 zł/os.Wycieczki Salar de Uyuni - 390 zł plus wstęp do parku narodowego - 84 złValle de la Luna - 45złWycieczka konna i "grill" - 190 złRazem: 709 zł/os.Jak łatwo policzyć transport i wycieczki kosztowały w sumie ok. 3600 zł/os.Jeśli chodzi o noclegi; można wywnioskować z relacji, ile mniej więcej wydaliśmy. Kwoty przeznaczonej na konsumpcję nie będę podawał - każdy rozporządza swoim budżetem wedle własnego uznania. Z pewnością w ciągu dwutygodniowego wypadu w te strony mogliśmy wydać dużo mniej: śpiąc w hostelach i rezygnując z wyjść do restauracji,barów.
oradeaorbea 24 czerwca 2016 00:35 Odpowiedz
Gratuluję intensywnych dwóch tygodni (niezła inspiracja - i kolejny powód, aby w końcu w okolice Salar de Uyuni zawitać). A oddzielne gratki za podsumowanie z aktualnymi zdjęciami realnych cen i towarów w markecie :)
benhen 17 grudnia 2016 01:34 Odpowiedz
Czesc wspaniala relacja !!!! Fantastyczne zdjęcia !!! Z racji tego ze tez będę w maju 10-18 w Chile mam kilka pytan.Kiedy kupowales bilety z Santiago do Calamy ze wyszly po 200 zl RT teraz i Skyairline i Latam pokazuja mi ceny 2 razy wyższe,oczywiscie na stronach chilijskich bo na innych jeszcze drożej.Czy naprawdę jest tak strasznie zimno w maju na pustyniach ? Kurtka + polar i buty trekkingowe wystarcza? Spiwor standardowy wystarczy ? Chce kupic czterodniowa wycieczke na "solniczki" ale raczej z San Pedro w Chile.Bede tylko 8 dni w Chile i jakos chce to dobrze rozplanować , czy 2 dni na Santiago i Valparaiso wystarczy ?Fajnie ze wreszcie ktoś pisze o cenach papierosow , ja przylatuje z Auckland i po Australii i Nowej Zelandii zapasy pewnie będą na wyczerpaniu.Rozumiem ze najtaniej kupie w Boliwii ? Pamietasz może ile kosztują na bezclowce w Santiago ? Pozdr