Po trzech godzinach wspólnie spędzonych, Mohamed zaprasza nas do swojego domu na Berber whisky.
Potem odprowadza nas z powrotem do pensjonatu.
Po powrocie wszystko już było w jak najlepszym porządku. A tadżin, tak jak obiecał Abdou, wyśmienity. Faktycznie takiego jeszcze nie jedliśmy. Zapytaliśmy się o nazwę- to był tadżin Khalie. Na prawdę rewelacja. Zjedliśmy ze smakiem. Potem obowiązkowo Berber whisky w towarzystwie Abdoua i jego kuzyna oraz Mohameda. Agregat chodził. Prąd i ciepła woda były. Rano śniadanie też na bogato, a poza tym widok z jednego z tarasów na wąwóz - bezcenny. Jakby ktoś chciał skorzystać to namiary na pensjonat http://pl.tripadvisor.com/Hotel_Review- ... egion.html Oraz prywatny numer do Abdou 00212650117539, który pochodzi z Merzougi i załatwi też bez problemu wypad na pustynię, oprócz oczywiście innych porad, których nam nie szczędził, co ile powinno kosztować.Dzień 12,13,14 29-31 marca, sobota-poniedziałek Sahara- Erg Chebbi
Rano po śniadaniu Abdou zadzwonił po taxi i za kilka dirhamów zajechaliśmy do Tinghiru. Abdou pojechał z nami, załatwił nam bilety na autobus do Rissani (40 MAD/os). Pożegnaliśmy się naprawdę gorąco (ale bez języczka, jak przyjaciele) i około południa byliśmy w Rissani. Już w autobusie zagadaliśmy miejscowego. Okazało się, że ma sklep w Rissani, poszedł z nami na suk, bo trzeba było skarfy na pustynię kupić, a i okulary słoneczne się skończyły i Armaniego za 20 MAD udało się wyszarpać. W porównaniu do innych miejscowości to w Rissani było najtaniej. Za 60 MAD szarawary można było kupić. Zaprowadził nas na postój grand taxi odjeżdżających do Merzougi (12 MAD/os)
Diabły pustynne. Taksiarz zawsze się zatrzymywał i przepuszczał takiego ''desert devila''
My mieliśmy ruszyć na pustynię od Omara z jego Riadu Saturday Night w Hassi Labied, dlatego poprosiliśmy taksiarza żeby zboczył trochę z drogi. Zgodził się. To łazienka w Riadzie
Basen
Widok z tarasu na Hassi Labied
Restauracja
Po szybkim prysznicu i zostawieniu ciuchów w pokoju ruszamy na pustynię.
Pierwsze kroki na pustyni
Zafascynowani widokami pstrykamy i pstrykamy... a że z grzbietu wielbłąda widoki lepsze, to widać
Koniec na dzisiaj. Dojechaliśmy do obozu przejściowego. Tu jesteśmy tylko my, pięciu Australijczyków, i trzech Berberów. Wielbłądy idą spać.
c.d.n.Jeszcze przed zachodem słońca trochę zabawy czyli sandbord
A oto i zachód na pustyni. Trochę nam gęby rozdziawiło i przez to nie zdążyliśmy porządnych fotek pstryknąć. Na wydmę też nie zdążyliśmy wbiec. Słońce za szybko zaszło. Jakieś inne to słońce tam w Afryce mają.
:lol:
My tam sobie ganialiśmy za zachodem słońca, a tym czasem nasi przewodnicy paszę nam przygotowali.
Dopiero jak poczuliśmy te zapachy kurczaka w warzywach w przyprawach marokańskich to nam kichy z głodu skręciło. Do dziś jak wspomnę tego tadżina to idę do lodówki poszperać.
Chłopaki mieli już wcześniej palety pocięte. Australijczyków to jarało, ale my z Polski przecież.
;) Nie takie ogniska się robiło.
:twisted: . Ale że na pustyni o opał ciężko, oczywiście cieszyliśmy się z tego co było.
A było miło. Chłopaki na prawdę potrafili imprezę rozkręcić. Ten z lewej to Brachim. Ma 18 lat, porozumiewa się oprócz berberyjskiego i arabskiego w pięciu europejskich językach i nauczył się ich ze słuchu tu, na pustyni, od turystów. Po polsku też kilka zwrotów znał. Szacun.
Poranek dnia następnego. Oczywiście obowiązkowa pobudka o 5-tej na wschód słońca. Podjarani wbiegliśmy na wydmę i siedzieliśmy tam z godzinę. Potem szukanie toalety. Po drodze spotkaliśmy nasze wielbłądy.
Pustynny zwierz, w sensie gad.
;)
Po bardzo dobrym śniadaniu ruszamy dalej. Po drodze mijaliśmy różne osady tubylców.
W południe docieramy do rodziny berberyjskiej, gdzie spędzamy najgorętsze godziny. Przez ten czas wypijamy hektolitry wody. My mieliśmy butelkowaną. Tubylcy na ośle przywozili z sąsiedniej oazy.
-- 01 Sie 2014 22:53 --
Dzieciaki miały swoje sanki, my swoje deski snowboardowe, potem się zamienialiśmy i zabawa była przednia. Po kilkunastu minutach takiej zabawy trzeba było chwile poleżeć w namiocie, dowodnić się i hajda z powrotem na wydmę.
Widok z wydmy na osadę. 15 minut trwało wspinanie się na szczyt, ale za to zjazd sprawiał sporo frajdy. Pomimo odpowiedniego wieku bawiliśmy się jak gówniarze.
:lol:
A dzieciaki i swoje rozrywki też mieli. Około 16-tej obiad i ruszamy dalej, żeby przed zachodem dojechać do następnej rodziny Berberów.
Kolejna osada.
A oto i inny sposób eksploracji pustyni. Też zapewne ciekawy.
A to widok na głowę z góry na mojego przyjaciela.
:lol: Spędziliśmy w końcu trzy dni. Zapach przyjaciela zmyłem dopiero po powrocie do Riadu Omara. Ciuchy niestety trafiły do szczelnego woreczka i nie nadawały się bez prania do dalszego użytku.
Na kolejne wschody słońca już nie chciało nam się wstawać. Zwlekaliśmy się dopiero na śniadanie. Różnica temperatur była męcząca. W nocy polar, spodnie i trzy koce bo było blisko zera, a w dzień jak w piekle. Cieszyłem się, że już się to skończyło, ale teraz jak tak sobie siedzę tu w swoim ciepłym kur...dołku i piszę tą relację to mnie coś ckni. Nie wiem czy to za pustynią czy pifko bym jakieś otworzył .
:mrgreen: Może na razie pifko, o pustyni pomyślę później.
;) Po południu trzeciego dnia zjechaliśmy z pustyni do Omara. Przed wyruszeniem na pustynię rozmawialiśmy z Omarem, czy bilety na autobus nocny do Fezu na 19.30 uda nam się kupić chwilę przed odjazdem. Powiedział, że kupi nam je wcześniej. I czekały na nas po powrocie. Zamówiliśmy obiad. Ale co to był za obiad:
Pyszny tadżin drobiowy ze słodkimi owocami, daktylami, suszonymi figami. Autorski pomysł Omara. Niebo w gębie. Potem kawa, lody. Następnie cała misa owoców. I to wszystko za 60 MAD/os.
Tak obżarci poszliśmy chwilę odpocząć i spakować się. Omar zamówił nam taxi na 17-tą do Merzougi. O 19.30 wsiedliśmy w autobus Sopratours do Fezu ( 180 MAD/os) .Po wyjeździe z Merzougi o 19.30 klimatyzowanym autobusem Supratours zasnęliśmy jak dzieci. Około północy kierowca zfundował nam godzinny postój. Wyszliśmy z autobusu, a naszym oczom ukazał się niecodzienny widok. Kilka jadłodajni, ale jakich. Przy wejściu do każdej z nich wisiało kilkanaście półtuszy krów, owiec, kóz i różnego rodzaju drób. Chcesz tadżina wołowego albo bułę z mięsem jagnięco-drobiowym. Nie ma sprawy. W kilka minut danie gotowe. W Fezie mieliśmy być około 6.00 a byliśmy 4.30. Przeczekaliśmy na dworcu do wschodu słońca, za kilka dirhamów podjechaliśmy petit taxi do Medyny i wtedy dopiero ruszyliśmy poszwędać się po mieście.
Szukając garbarni trafiliśmy do wielopiętrowego sklepu ze skórami. Ze względu na ceny (120-200 MAD za portfelik) nic nie kupiliśmy, dlatego za skorzystanie z tarasu widokowego sklepu trzeba było bulnąć 10 MAD/os. Ale warto było. Później na straganach takie portfeliki kupiliśmy rodzinie na prezenty za 20-30 MAD.
Kolor szafranowy jest najdroższy, dlatego farbowanie nie odbywa się w kadziach tylko na dachu na małej przestrzeni, aby zminimalizować straty.
Ludzie pracują tam na prawdę w ciężkich warunkach.
bardzo dobrze zapowiadająca się relacja
:)czy mógłbyś podać nazwy hoteli w których się zatrzymaliście?link który podałeś przerzuca na listę 903 hoteli znajdujących się w Marrakeszu
:D podobnie z Tétouan.Ile kosztowały? Sprawdziłam Defat Kasbah Guesthouse 4-5.09 cena - 125PLN
Maxima0909 napisał:bardzo dobrze zapowiadająca się relacja
:)czy mógłbyś podać nazwy hoteli w których się zatrzymaliście?link który podałeś przerzuca na listę 903 hoteli znajdujących się w Marrakeszu
:D podobnie z Tétouan.Ile kosztowały? Sprawdziłam Defat Kasbah Guesthouse 4-5.09 cena - 125PLN1- dziękuję, poprzednicy postawili wysoko poprzeczkę ,a po przeczytaniu relacji AJAJ to z początku w ogóle nie chciałem pisać relacji2-podałem linki do tych, co rezerwowałem jeszcze w Polsce, reszta to spontan, poszukam w papierkach i będą w dalszej części relacji, ten w Marakkeszu to Riad Naya na Derb Snane 131 (300MAD/pokój 2os) , w Tetuanie Riad Dalia 220 MAD/2os)3-Defat Kasbah to był błąd cenowy, normalnie był za 30€ ( jest daleko od trasy i głównych atrakcji, ale w pięknym i zacisznym miejscu), a w czwartki 3€, wycyrklowaliśmy tak aby być w czwartekJeśli jeszcze komuś się podoba to proszę o słowa zachęty. Będę pisać dalej.
pieerx napisał:podoba się i proszę o jeszcze
:)w grudniu wybieram się w te rejony, dlatego nie mogę się doczekać dalszych części.Dzięki za dobre słowo. Jak wybierasz się w grudniu to polecam wypad na narty w Oukaimeden, narty już nigdy nie będą takie same
;) Szczegóły w dalszej części relacji.
Byłem pierwszy raz w marcu tego roku, Fez, później Asilah i na koniec Tanger.Teraz wybieram się z żoną w grudniu.Ląduję i wracam z Marrakesz.Nie wiem co z tego wyjdzie, ale udało się zabukować super nocleg z masażami w Essaouira na 6 nocek za 1/10 ceny
:)Pewnie błąd, ale łatwo im tego nie odpuszczę
:)
pifko napisał:Stwierdziliśmy, że od tej pory jemy tylko tam gdzie dużo ludzi i to miejscowych.czy nie tego uczyliśmy Was od początku
;)btw wreszcie doczekaliśmy się relacji:) Gratulacje! czekamy na więcej.pifko napisał:przy Bab Doukkala trafiliśmy na rynek hurtowymy trafiliśmy tam późno w nocy... zdecydowanie mniej ciekawe doświadczenie
Dla nas największym szokiem na Jemaa El Fna było to, że wieczorem na placu było około 100 straganów z jedzeniem a następnego dnia, jak przyszliśmy około południa coś zjeść to nie była ani jednego (zresztą widać to też na waszych zdjęciach). Nie mam pojęcia jak udaje im się to wszystko tak szybko sprzątnąć i na wieczór znowu rozstawić!
kendi napisał:Dla nas największym szokiem na Jemaa El Fna było to, że wieczorem na placu było około 100 straganów z jedzeniem a następnego dnia, jak przyszliśmy około południa coś zjeść to nie była ani jednego (zresztą widać to też na waszych zdjęciach). Nie mam pojęcia jak udaje im się to wszystko tak szybko sprzątnąć i na wieczór znowu rozstawić!o tak! też nie lada nas to zaskoczyło, jak przyszliśmy następnego dnia rano zjeść śniadanie na plac (pisaliśmy o tym w naszej relacji)
kendi napisał:Dla nas największym szokiem na Jemaa El Fna było to, że wieczorem na placu było około 100 straganów z jedzeniem a następnego dnia, jak przyszliśmy około południa coś zjeść to nie była ani jednego (zresztą widać to też na waszych zdjęciach). Nie mam pojęcia jak udaje im się to wszystko tak szybko sprzątnąć i na wieczór znowu rozstawić!Wielopokoleniowe doświadczenie
;) W ciągu dnia chodziliśmy na Jemma na sok pomarańczowy do jednego i tego samego handlarza ( a właściwie "usługodawco-handlarza" bo sprzedawał towar wraz z usługą wyciśnięcia, a VAT wtedy mniejszy
:D
:D
:D ) bo jak nas już z daleka widział to mu się miska jarzyła i zawsze u niego pół szklanki dolewki dostawaliśmy jako stali klienci. A na śniadania chodziliśmy na suki, tam świeżo smażone krepsy z miodem, dżemem (figowym lub pomarańczowym), lub z MilkyWay lub innym smarowidłem za kilka dirhamów zajadaliśmy.
:)
pifko napisał:Wzięli Rachida do radiowozu. Kolega Rachida powiedział nam wtedy, że nadeszła ta chwila, kiedy trzeba opowiedzieć naszą historyjkę i mam to zrobić ja. Bo Rachid już im to opowiedział i mu nie wierzą, a nam turystom uwierzą. I ma zabrzmieć wiarygodnie, bo Rachida zatrzymają, albo karzą zapłacić dużą grzywnę za wożenie turystów bez licencji.Dziwi mnie ta sytuacja. Byłem w maju w Maroku, duźo jeździłem stopem, wielokrotnie byliśmy kontrolowani przez policję, kilka razy przekraczaliśmy dozwoloną liczbę osób w samochodzie, co policjant ewidentnie widział i nigdy nie reagował. Może ten Rachim był jednak jakiś szemrany?
:)
korpus napisał:pifko napisał:Wzięli Rachida do radiowozu. Kolega Rachida powiedział nam wtedy, że nadeszła ta chwila, kiedy trzeba opowiedzieć naszą historyjkę i mam to zrobić ja. Bo Rachid już im to opowiedział i mu nie wierzą, a nam turystom uwierzą. I ma zabrzmieć wiarygodnie, bo Rachida zatrzymają, albo karzą zapłacić dużą grzywnę za wożenie turystów bez licencji.Dziwi mnie ta sytuacja. Byłem w maju w Maroku, duźo jeździłem stopem, wielokrotnie byliśmy kontrolowani przez policję, kilka razy przekraczaliśmy dozwoloną liczbę osób w samochodzie, co policjant ewidentnie widział i nigdy nie reagował. Może ten Rachim był jednak jakiś szemrany?
:)Może jest znany z palenia marychy podczas jazdy i się na niego zasadzają hehehe
:D
:D
:D
Piszę już w Wordzie dalszą część, ale ostrzegam: byliśmy w Maroku 3 tygodnie i będzie z tego "Moda na Sukces" albo przynajmniej "Klan". Opisywania jest jeszcze co niemiara. Pobyt w Oukaimeden, przejście przez Atlas Wysoki na skróty (
:D
:D 11 godzin
:D
:D )do Setti Fatmy (dolina i kaskady Ouriki), zdobycie Toubkala w marcu co było niezłym hardcorem przy -20st, przejazd przez Tizni Tiszkę, wąwóz Todra, Atlas Studio w Ouarzazate, zaraz potem 3 dni na Saharze przy +50 (Erg Chebi) z Omarem (polecanym zresztą też na F4F) , Fez, Meknes, Chefchouen, Tetuan, Ceuta- powrót do Europy na kilka godzin na piwko, wino i chorizo, Tanger, Grota Herkulesa, Azilah i Rabat. Jeśli macie jakieś sugestie lub propozycję zmiany formy to piszcie. Inaczej będę pisał tasiemiec w niezmienionej formie.Jeszcze raz chciałem podziękować AJAJ za ich super relacje, którą czytaliśmy jeszcze na dzień przed wyjazdem, i która była dla nas inspiracją do odwiedzenia ciekawych miejsc i zbiorem porad jak sobie dać rady w kraju będącym zupełnie odmiennym od cywilizacji europejskiej. Co prawda obraliśmy zgoła inne środki transportu, ale chcieliśmy bliżej poznać ten kraj i ich mieszkańców, a podróżowanie wraz z nimi ich środkami transportu wydawało nam się być tego kwintesencją.
Pifko, takie tasiemce lubimy. Myślę że masz o wiele więcej czytelników niż Ci się wydaje. Sam czytam tą relację od samego początku i czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki, a wypowiadam się dopiero teraz. Takich jak ja jest na pewno więcej.A więc zabieraj swoje 4 litery i do pisania : )
pisać, pisać, już jedna relacja na tym forum z Gruzji spowodowała spontaniczny zakup biletów lotniczych, czuje, że Maroko min. dzięki Twojej relacji czeka w kolejce, chodź trochę miałem dosyć tych krajów po wczasowych "Tunezjach i Egiptach? Teraz i tak żałuje, że praktycznie / po za małymi wyjątkami/ w tych krajach "przewaliłem" czas na darmowe rozcieńczone drinki i plażę.
:cry:
pifko napisał:Piszę już w Wordzie dalszą część, ale ostrzegam: byliśmy w Maroku 3 tygodnie i będzie z tego "Moda na Sukces" albo przynajmniej "Klan". Opisywania jest jeszcze co niemiara. Pobyt w Oukaimeden, przejście przez Atlas Wysoki na skróty (
:D
:D 11 godzin
:D
:D )do Setti Fatmy (dolina i kaskady Ouriki), zdobycie Toubkala w marcu co było niezłym hardcorem przy -20st, przejazd przez Tizni Tiszkę, wąwóz Todra, Atlas Studio w Ouarzazate, zaraz potem 3 dni na Saharze przy +50 (Erg Chebi) z Omarem (polecanym zresztą też na F4F) , Fez, Meknes, Chefchouen, Tetuan, Ceuta- powrót do Europy na kilka godzin na piwko, wino i chorizo, Tanger, Grota Herkulesa, Azilah i Rabat. Jeśli macie jakieś sugestie lub propozycję zmiany formy to piszcie. Inaczej będę pisał tasiemiec w niezmienionej formie.Jeszcze raz chciałem podziękować AJAJ za ich super relacje, którą czytaliśmy jeszcze na dzień przed wyjazdem, i która była dla nas inspiracją do odwiedzenia ciekawych miejsc i zbiorem porad jak sobie dać rady w kraju będącym zupełnie odmiennym od cywilizacji europejskiej. Co prawda obraliśmy zgoła inne środki transportu, ale chcieliśmy bliżej poznać ten kraj i ich mieszkańców, a podróżowanie wraz z nimi ich środkami transportu wydawało nam się być tego kwintesencją.Te zdjęcia rybek co wkleiłem wcześniej to właśnie z Asilah, jakimś cudem wyczaiłem knajpkę całkiem z dala od głównej ulicy.Czasami trzeba było czekać na miejsce, ja siadałem zazwyczaj na zewnątrz.I tu ciekawa sytuacja, człek musiał pilnować swojego talerza i to co na nim było, bo z nienacka podlatywał lokals i zabierał w locie najlepsze kąski
:)Knajpka całkiem zwyczajna, jako obrus (co widać na zdjęciu) szary papier, ale tanio, ładnie przyrządzone i przede wszystkim smacznie.
siara napisał:Napisz mi jeszcze jakie były temperatury odczuwalne w marcu? W jakich regionach jak to wyglądało. Bardzo mnie to interesuje.Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia, na prawdę nie spodziewałem się, że aż tyle ludzi to czyta.Jeśli chodzi o temperatury to baaaaardzo różnie.Marakesz 18-20 marzec na t-shirtEssaouira- wietrznie, polar, a w mieście na osłoniętym skwerku t-shirtWodospady Ouzoud- rano polar, około 10-tej t-shirtZ Imlil w dzień do schroniska pod Toubkalem - polar, potem od rana (6.00) pod schroniskiem na 3200 m.n.p.m. -5st, im bliżej szczytu tym chłodniej i zaj..sty wiatr, że łeb urywa.Dwa dni później Merzouga grubo ponad 30 st, a na pustyni około 40st w cieniu berberyjskiego namiotu ( człowiek pier...olca dostaje jak na słońcu dłużej jak 20 minut pobędzie) a w nocy temperatury blisko +5st i spanie w polarze pod dwoma kocami.Fez deszczowy i dość chłodny, tak samo MeknesSzefszawan- rześkie górskie powietrze, w nocy marzliśmy pod dwoma kocami, w dzień czasami t-shirtOgólnie w miastach cieplej, górskich wioskach rześko. Zaskoczył nas Rabat, bardzo ciepło, dużo plażowiczów i plażowiczek (Marokanek też, stolica panie)
pifko napisał:Jeszcze raz chciałem podziękować AJAJ za ich super relacje, którą czytaliśmy jeszcze na dzień przed wyjazdem, i która była dla nas inspiracją do odwiedzenia ciekawych miejsc i zbiorem porad jak sobie dać rady w kraju będącym zupełnie odmiennym od cywilizacji europejskiej. Co prawda obraliśmy zgoła inne środki transportu, ale chcieliśmy bliżej poznać ten kraj i ich mieszkańców, a podróżowanie wraz z nimi ich środkami transportu wydawało nam się być tego kwintesencją.czerwienimy się
:oops: i dziękujemy!fajnie usłyszeć, że nasze uwagi komuś się przydały i pisanie nie poszło na marne
;)najważniejsze, że jesteście zadowoleni z wyjazdu, bo po opisach i zdjęciach wnoszę, że tak było
:) Fajna relacja, a tak się wzbraniałeś
;)Sami też długo rozważaliśmy różne środki transportu, ale wygrał czas. Nie było go dużo, była za to chęć zobaczenia jak najwięcej i dotarcia w odległe zakątki.
pifko napisał:pieerx napisał:A dobra rybka nigdy nie jest zła
:)Masz więcej fotek stamtąd? Bo my jedliśmy w różnych miejscach w Asilah i to tak odległych od centrum, że czasami byliśmy jedynymi Europejczykami i być może tam też byliśmy.
;) Jeśli chodzi o tą knajpkę to więcej zdjęć nie mam, pamiętam tylko, że jak szło się wzdłuż tych knajpek co tak dużo naganiaczy było to pod koniec skręt w lewo i gdzieś tam w którejś uliczce.Łatwo ją rozpoznać później było bo czerwone stoły i czerwone daszki nad stołami.
Swietnie sie czyta i ogląda. Gratuluje wyprawy i konsekwentnego realizowania planu. Jestem zwolenikiem dokładnego planu, lecz nie zawsze udaje sie wszystko tak konsekwentnie jak tutaj zrealizować.Jestem zainspirowany Twoja realcją. Pozdrawiam
tomula06 napisał:Bardzo miło czyta i ogląda się relacje
:) życzę dalszego odkrywania lądow!
:)Dzięki bardzo. Nowe lądy już w planach. Być może Kazbek w maju uda się zobaczyć, a przy dobrych wiatrach i pogodzie podepczemy jego hardą lodową główkę.
:D -- 27 Lip 2014 21:18 -- Zibid napisał:Swietnie sie czyta i ogląda. Gratuluje wyprawy i konsekwentnego realizowania planu. Jestem zwolenikiem dokładnego planu, lecz nie zawsze udaje sie wszystko tak konsekwentnie jak tutaj zrealizować.Jestem zainspirowany Twoja realcją. PozdrawiamTobie również wielkie dzięki. A z tą konsekwencją to różnie bywa. Na ten przykład w Todrze mieliśmy być chwilę i jechać dalej ale klimat miejsca i ludzie tak nas ujęli, że postanowiliśmy zostać na noc, za to następnego dnia musieliśmy się spieszyć by na zaplanowaną wcześniej wyprawę na Saharę zdążyć.
Pifko, a jaki to był autobus z Tinghiru do Rissani (Sijilmassa) ? Dla miejscowych czy może Supratours ? Właśnie patrzę na tą mapę google (jak na razie nie mam lepszej) i myślę sobie, że pewnie przekroczyłeś Alnif. Z tego, co domyślam się, autobus jedzie ze 2-3 h do Rissani.
Waniliacynamon napisał:Pifko, a jaki to był autobus z Tinghiru do Rissani (Sijilmassa) ? Dla miejscowych czy może Supratours ? Właśnie patrzę na tą mapę google (jak na razie nie mam lepszej) i myślę sobie, że pewnie przekroczyłeś Alnif. Z tego, co domyślam się, autobus jedzie ze 2-3 h do Rissani.Autobus o ile pamiętam był około 9.00-9.30 i był lokalnego przewoźnika. Jechaliśmy około 3 h i tak jak piszesz przez Alnif.
Pisz pisz pifko,niedługo czeka nas bardzo podobna wyprawa prawie tą samą trasą
dwa dni temu dowiedzieliśmy się, że nie jedziemy w 4 tylko w dwójkę. W tej sytuacji wypożyczenie auta raczej odpada i zostaje transport autobusami... Trochę się denerwuję, bo autem na pewno byłoby sprawniej no i łatwiej niż szukać dworców i tanich biletów, ale jak się nie ma co się lubi....
:P trzeba będzie sobie radzić. Zastanawiamy się czy nie trzeba będzie tej trasy mocno uprościć odpuszczając niestety część atrakcji
:( Jakie masz ogólne wrażenia dotyczące transportu publicznego? Dużo czasu traciliście na szukanie połączeń?Mam nadzieję, że ta zmiana sprawi tylko tyle, że podróż będzie jeszcze bardziej nieprzewidywalna i pełna wrażeń.
:DPS. Ostatnio wszyscy nas straszą że wyjazd do Maroko jest niebezpieczny... Po pierwsze panika przed Ebolą
:D po drugie ostatnio w Adagirze rodzice znajomych na wyjezdzie z biurem podroży (wycieczka typu hotel - plaza - hotel) widzieli niby jakiś ludzi z bronią (jak to określili - "z kałachami"
:mrgreen:) spacerujących po plaży... słyszeliście takie historie? Bo póki co nas śmieszą, ale może nie powinny...?
Maxima0909 napisał:Pisz pisz pifko,Jakie masz ogólne wrażenia dotyczące transportu publicznego? Dużo czasu traciliście na szukanie połączeń?Mam nadzieję, że ta zmiana sprawi tylko tyle, że podróż będzie jeszcze bardziej nieprzewidywalna i pełna wrażeń.
:DOgólnie to wydaje mi się, że ten temat nie powinien służyć do zadawania standardowych pytań o podróżowaniu w Maroku. Jest do tego wydzielony odpowiedni dział na forum. Udzielając jednak odpowiedzi na podróżowanie komunikacją publiczną: nie masz się czego obawiać. Połączeń jest bardzo wiele w dużo bardziej konkurencyjnych cenach niż popularne turystycznie CTM i Supratours i nie ma żadnego problemu z ich znalezieniem. Nie zgadzaj się tylko na pierwszą ofertę, daj sobie chwilę na porównanie cen różnych operatorów, a nie będziesz niepotrzebnie przepłacać. I gwarantuję Ci, że będzie dużo fajniej niż podróżując w zamkniętym wynajętym samochodzie.Maxima0909 napisał:PS. Ostatnio wszyscy nas straszą że wyjazd do Maroko jest niebezpieczny... Po pierwsze panika przed Ebolą
:D po drugie ostatnio w Adagirze rodzice znajomych na wyjezdzie z biurem podroży (wycieczka typu hotel - plaza - hotel) widzieli niby jakiś ludzi z bronią (jak to określili - "z kałachami"
:mrgreen:) spacerujących po plaży... słyszeliście takie historie? Bo póki co nas śmieszą, ale może nie powinny...?Nie szalejmy
:)
pifko relacja jest rewelacyjna. Przeczytałem jednym tchem. Bardzo miło sie czyta (az sie kilka razy uśmiałem sam do siebie
:P )Juz sie nie moge doczekać kolejnej części.
Maxima0909 napisał:będzie ciąg dalszy?
:D Chwilkę mnie nie było, ale nareszcie znowu w domu i jutro zabieram się za relację.Na twoje pytania świetnie odpowiedział ''korpus'' dodam tylko, że jeszcze przed wyjazdem do Maroka, tu gdzieś na forum przeczytałem coś takiego '' w Maroku to nie Ty szukasz transportu i noclegu, to transport i nocleg szuka Ciebie'' i faktycznie tak jest. Z Marakeszu jak mieliśmy zamiar wyruszyć rano czy to do Essaouiry, Ouzoudu, Ouriki czy innych miejsc szliśmy na Garre Routiere (dworzec autobusowy) przy bramie Bab Doukkala i w zasadzie przy takiej ilości okienek nietrudno było znaleźć odpowiedni kierunek.Tak większość psioczy na naganiaczy, my postanowiliśmy potraktować to jak folklor i część tego pięknego kraju.Zdarzało się , że też mieliśmy ich dość, ale w Meknes, gdy padał rzęsisty deszcz i nawet naganiacze mieli głęboko w nosie turystów, trzy godziny zajęło nam znalezienie kwatery (taniej), która była tuż za rogiem. Od tej pory jak nie chciałem skorzystać z czyjejś pomocy to grzecznie mówiłem ''no,merci'' , już bez poirytowania. Jeszcze dodam, że jak w każdym kraju, stolica jest specyficzna. Tam faktycznie trzeba się trochę postarać. Ale i tam udało nam się znaleźć noclegi za 80-120 MAD za pokój. Tylko trochę trwało znalezienie , bo zaczęliśmy od dzielnicy hotelowej gdzie ceny zaczynały się od 600 MAD do kilku tysięcy. Tylko w Sale nie ma taniości
:lol:
:lol:
pifko napisał:Waniliacynamon napisał:Pifko, to jedna z najlepszych relacji obok AJAJ, którą miałam okazję przeczytać od deski do deski. Chętnie zaczerpnę z tego źródła ; )Dzięki. To mi pochlebia. . Szczególnie, że ja też korzystałem z doświadczenia AJAJ.Dziękujemy, to nam schlebia
;)Ale my tez się czegoś od Was uczymy, musimy tam wrócić... dla Chefchaouen
:)
Będzie ciąg dalszy? Za miesiąc lecimy na dwa tygodnie i po Twojej relacji wnioskuję, że trzeba będzie wybrać się jeszcze przynajmniej raz. Z braku czasu uda nam się zaledwie "liznąć" Maroko i na pewno zostanie duży niedosyt. Tym razem musimy odpuścić m.in. Chefcheuan i Toubkal, ale za to zyskujemy powód (a w zasadzie dwa) do kolejnej wycieczki.
pieerx napisał:Pamiętasz nazwę tego hotelu w Asilah ?To nie był czasami hotel Zelis ?Bo strasznie znajomy widok z tarasu, mam podobne zdjęcie
:)Niestety nie pamiętam nazwy swojego hotelu, ale to było około 500 metrów w stronę medyny od Zelisa.Ale niedaleko super restauracje z rybkami.
Super wyprawa i gratulacje opisów i zdjęć.
:D ZA mną Maroko chodzi od pewnego czasu, ale po przeczytaniu Twojej relacji, "muszę bo się uduszę". Mam tylko pytanie: ja ni w ząb francuskiego, jedynie angielski. Z tego, co piszesz, czasem z angielskim jest tam problem. Jak to wygląda? Tak samo sprawdzanie rozkładów jazdy autobusów? Są napisy, które ułatwiają życie, czy trzeba o wszystko dopytać? Pewnie Ci jeszcze pomarudzę...., jeśli mnie nie pogonisz.
:lol:
asiasz napisał:Super wyprawa i gratulacje opisów i zdjęć.
:D ZA mną Maroko chodzi od pewnego czasu, ale po przeczytaniu Twojej relacji, "muszę bo się uduszę". Mam tylko pytanie: ja ni w ząb francuskiego, jedynie angielski. Z tego, co piszesz, czasem z angielskim jest tam problem. Jak to wygląda? Tak samo sprawdzanie rozkładów jazdy autobusów? Są napisy, które ułatwiają życie, czy trzeba o wszystko dopytać? Pewnie Ci jeszcze pomarudzę...., jeśli mnie nie pogonisz.
:lol:Spoko. Twoje pytania nie zostaną bez odpowiedzi. Marokańczycy bardzo szanują turystów ( jak się wdasz w awanturę z miejscowym to policja zazwyczaj tak rozwiązuje ten spór, że miejscowego spałuje na miejscu albo weźmie go na dołek a ciebie przeproszą), dlatego wszystkie rozkłady nazwy miejscowości oprócz po arabsku mają również zapisane w alfabecie łacińskim. Tylko cyfry mają arabskie
;)
;) A z francuskim to jest tak, że lepiej go znać. Ale i bez tego da rady. Sporo Marokańczyków zna nawet podstawy polskiego
:D
:D
:D Nierzadko na placu Jemma el Fna słyszeliśmy ''chodź tu, jest taniej niż w Biedronce''.
W Fez, wchodząc do mediny przez Bab Boujloud po lewej stronie jest restauracja i tam bez problemu dogadasz się polsku
:)Kelner (arab) wita Cię słowami Dzień Dobry Polska.Tajin u nich 40 MAD z tego co pamiętam.
Miło powspominać, siedziałem dokładnie na tym tarasie na górze i piliśmy kawę, a koty wygrzewały się na słońcu
:)Ehh już nie mogę się doczekać grudnia
;) W tej bardziej po lewej na zdjęciu (widać tylko jeden stolik) też jedzenie i ceny godne polecenia.Wrócę do domu, to postaram się wkleić zdjęcia z tarasu na ten Hotel w którym spałeś.Edit:Zdjęcia z drugiej strony (robione telefonem)
:)25.03.2014
świetne zdjęcia z pustyni i niebieskiego miasteczka
:)jedzenie obłędne, a zamiatanie ulicy liściem palmy - trzeba opatentować
:D hahahŚwietna relacja
:) Zupełnie inne klimaty, niż nasz eurotrip, ale pięęęknie
:)pozdrawiam!
kasiadookola napisał:świetne zdjęcia z pustyni i niebieskiego miasteczka
:)jedzenie obłędne, a zamiatanie ulicy liściem palmy - trzeba opatentować
:D hahahŚwietna relacja
:) Zupełnie inne klimaty, niż nasz eurotrip, ale pięęęknie
:)pozdrawiam!Ha. To zazdrościmy sobie nawzajem. Przeczytałem relację z Twojego eurotripu i jestem wciąż pod wrażeniem.
;)
Witajcie
:) właśnie skończyłam czytać większość komentarzy i uwag na forum f4f, dołączając jeszcze relacje z blogów podróżniczych mam niezły mętlik w głowie... Mam kilka pytań, ale nie wiem czy zaraz ktoś mnie nie zbędzie "wszystko można znaleźć na forum"... niemniej jednak liczę na Waszą pomoc... planujemy z chłopakiem wyjazd do Maroka w terminie 4-14.01. Wylatujemy z Dublina do Marrakeszu, nocleg znalazłam na bookingu na te 10 nocy. Z przeczytanych relacji wynika, że atrakcji jest całe mnóstwo, co kto lubi, ale niestety nie mamy aż tyle czasu
:( miejsca (mniej więcej), które chcielibyśmy zobaczyc to: Chefchaouen, Essaouira, Tiout Taroudant, Ourzarate, Fez, Agadir, Ourika Valley, Ouzoud i Zagora. Oczywiście zwiedzanie Marrakeszu, czailiśmy się też na noc (choć jedną na Saharze) i wspinaczkę na Toubkal, ale tą ostatnią chyba sobie odpuścimy ze względu na temperatury i brak odpowiedniego sprzętu/odzieży do takiej wyprawy... Moje rozterki: czy dobrze robimy praktycznie wszystkie noce spędzając w Marrakeszu? wiem, że pewnie lepiej byłoby poruszać się z miejsca na miejsce, lecz nie uśmiecha mi się targanie bagażu ze sobą i pilnowanie go... czy do większości wymienionych miejsc dojeżdżają autobusy? ja nie mam prawka, a mój chłopak dawno nie jeździł, więc wolelibyśmy uniknąć wypożyczania auta, jeśli jednak zasugerujecie, że to mus, posłucham:) czy któreś miejsca znajdują się na tyle blisko siebie, że można by je zaliczyć parę w jeden dzień? chcemy wykorzystać czas na maksa... i ostatnie: czy któreś z wymienionych miejsc jest niewarte uwagi/ zamienilibyście je na coś innego? z góry Wam dziękuję, pytań wiele, bo jestem pod natłokiem informacji, starając się być samodzielna i skorzystać z gotowych relacji...
:)
Cześć,Komunikacją dotrzesz w każde z wymienionych miejsc, ale większość z nich jest zdecydowanie za daleko. Nie ma szans, żeby rano wyjechać z Marakeszu, obejrzeć np. Fez i wrócić tego samego dnia na nocleg. Spójrz na mapę, jakie to odległości. We w miarę logicznym zasięgu jest Agadir czy Essaouira, ale moim zdaniem do tego pierwszego nie warto jechać, a Essaouira swój urok pokazuje wieczorem - więc raczej nocleg tam.
Noclegi w Marakeszu i realizacja tego planu bez auta chyba jest niemożliwa.Zamiast Agadiru możecie zrobić Taghazout jeśli lubicie surfować lub chcecie spróbować
:). Fajna wioska, trochę ziomków, weed i kostki sprzedają, trochę surferów. Essaouira jak lubicie wind/kite surfing no i super klimat jest poza tym, wszyscy nakręcają, że Hendrix tam wszystko robił. Jak chcesz nocleg w Ouarzazate - marokańskie hollywood
:D niedaleko jest fajna kasba w Ait Ben Haddou.Dalej Ouarzazate->Zagora. No i nocleg w Zagorze. W zależności od budżetu możecie też przemyśleć wynajęcie kierowcy i 4x4 wtedy można porobić jakieś off-roady, pustynie, kasby, doliny, etc
:D
Zgodzę się z przedmówcami - szkoda czasu na Agadir. Plan bardzo ambitny, ale tak jechać tylko po to, żeby odhaczyć, to dla mnie trochę bez sensu. Może lepiej zrobić nieco mniej, ale na spokojnie i bez pośpiechu?
:)
Dobrze, ze jednak spojrzalam na te odleglosci.. w sumie od tego powinnam zaczac, ale nic straconego
:) chyba jednak zdecydujemy sie na auto, bo zbyt duzo km do nadrobienia autobusem w paru przypadkach.. nieco zmieniony plan:Ndz przylot do Marrakeszu ok. 19.30 jakies jedzenie na miescie i noclegPon odebranie auta, zwiedzanie Rabatu, podroz do Fez i nocleg tamWt zwiedzanie Fezu, podroz do Chefchaouen i nocleg tamSr zwiedzanie Chefchaouen, powrot do MarrakeszuCzw Ourika Valley, juz autobusemPt EssaouiraSob OuzoudNdz TioutPon wycieczka Ourzarate/ZagoraWt powrot z wycieczkiSr powrot do domu
:(I co o tym sadzicie? Ciagle zbyt 'pracowicie' czy plan jest akurat? Zobaczymy jak wyjdzie w praktyce..
:)
ola1232 napisał:Dobrze, ze jednak spojrzalam na te odleglosci.. w sumie od tego powinnam zaczac, ale nic straconego
:) chyba jednak zdecydujemy sie na auto, bo zbyt duzo km do nadrobienia autobusem w paru przypadkach.. nieco zmieniony plan:Ndz przylot do Marrakeszu ok. 19.30 jakies jedzenie na miescie i noclegPon odebranie auta, zwiedzanie Rabatu, podroz do Fez i nocleg tamWt zwiedzanie Fezu, podroz do Chefchaouen i nocleg tamSr zwiedzanie Chefchaouen, powrot do MarrakeszuCzw Ourika Valley, juz autobusemPt EssaouiraSob OuzoudNdz TioutPon wycieczka Ourzarate/ZagoraWt powrot z wycieczkiSr powrot do domu
:(I co o tym sadzicie? Ciagle zbyt 'pracowicie' czy plan jest akurat? Zobaczymy jak wyjdzie w praktyce..
:)Cześć. Jeśli chcesz rzeczywiście podelektować się Marokiem, to ogranicz ilość miejsc do zobaczenia. Wg Twojego planu, w ciągu pierwszych trzech dni chcesz zrobić 1300 km (moim zdaniem minimum 15 godzin jazdy), odwiedzając cztery miasta. Słabo - dzień w aucie, po podróży padasz na twarz, zwiedzasz coś na szybko, idziesz spać i następnego dnia znów w drogę.I tak nie uda Ci się zobaczyć wszystkiego co w Maroku ciekawe, więc będziesz musiała przylecieć jeszcze raz
:)
ola1232 napisał:Dobrze, ze jednak spojrzalam na te odleglosci.. w sumie od tego powinnam zaczac, ale nic straconego
:) chyba jednak zdecydujemy sie na auto, bo zbyt duzo km do nadrobienia autobusem w paru przypadkach.. nieco zmieniony plan:Ndz przylot do Marrakeszu ok. 19.30 jakies jedzenie na miescie i noclegPon odebranie auta, zwiedzanie Rabatu, podroz do Fez i nocleg tamWt zwiedzanie Fezu, podroz do Chefchaouen i nocleg tamSr zwiedzanie Chefchaouen, powrot do MarrakeszuCzw Ourika Valley, juz autobusemPt EssaouiraSob OuzoudNdz TioutPon wycieczka Ourzarate/ZagoraWt powrot z wycieczkiSr powrot do domu
:(I co o tym sadzicie? Ciagle zbyt 'pracowicie' czy plan jest akurat? Zobaczymy jak wyjdzie w praktyce..
:)O! To już lepiej. Ten plan ma większe szanse powodzenia. Cieszę się, że przeczytałaś moją relację i mam nadzieję, że Ci ona pomoże w zrealizowaniu planów. Trzymam za to kciuki.
:)
Maroko 7.11 do 13.11 MarokoJeśli komuś te informacje się przydadzą - to po to właśnie je piszę (sam swego czasu szukałem odpowiedzi na pytania)Przylecieliśmy do Fezu wieczorem, wcześniej mieliśmy rezerwację na wynajem samochodu z lotniska więc od razu mieliśmy transport.Ale ponieważ poznaliśmy Asie i Mile z warszawy i postanowiliśmy podróżować częściowo razem wypożyczonym przez nas samochodem, a one miały wynajęty nocleg w Fezie więc i my spędziliśmy noc w Riadzie w Fezie - cena wywoławcza 300 drh po krótkiej (zbyt krótkiej - za mały upust chciałem) negocjacji stanęło na 250 drh.Następnego dnia zwiedzanie Fezu - wg mnie 1 dzień jest wystarczający - wieczorem wystartowaliśmy na południe do Merzougi. Transę zrobilismy nocą i nad ranem negocjowaliśmy już przejazd na wielbłądach plus objazd z miejscowym my-fiendem po okolicy samochodem a po południu przejażdżka godzinna na wielbładach. Tylko godzina gdyż zepsuła się pogoda, zaczęło padać i mocno wiać. Ostatecznie za przejażdżkę zapłaciliśmy po 80 drh od osoby, a potem kolacja z tadżiem u beduina u którego wynajęliśmy wielbłądy - super jedzonko zrobione przez jego żonkę.a wieczorem znów wyjazd i noc częściowo w drodze, w wypożyczonej Daci Logan - nawiasem świetnie się spisała w całej drodze.Nocą przeskoczyliśmy do Ourzazat - przed południem zwiedzanie (choć wg mnie nic ciekawego), potem przeskoczyliśmy do Ait Ben Haddou - fajna stara kasba wpisana na listę Unesco. Byliśmy wieczorem - fajne słońce choć wietrznie. Naprawdę warto.Następny etap - przejazd do Marakeschu.Dojechaliśmy nad ranem, autko zaparkowaliśmy przy Rue Jbel Lakhdar - nie ma strefy (a jak potem szliśmy jakąś ulicą, jedno z aut miało założoną blokadę). Gdy odjeżdżaliśmy z tej uliczki podszedł jakiś koleś w kamizelce odblaskowej - skończyło się na 10drh.W dzień zwiedzanie Mediny - tym razem samodzielnie, a wieczorem wypad na plac. Pokrążylismy nieco a w trakcie Tadżin ale nie pod namiotami na placu tylko na obrzeżu -Tadżin (kurczak z cytryną) - cena 35 drh. Na placu to samo danie średnio ok 50 drh.W nocy wyjazd do Chefchaouen - spokojna miejscowość, warto zobaczyć.Wieczorem byliśmy już w Fezie - samochód oddaliśmy o 18.00.Z lotniska na dworzec w Fezie dostaliśmy się autobusem 4drh od osoby z bagażem - taksówka kosztuje 120 drh.Następnie pociągiem do Nadoru, wyjazd o 00.10 - cena ok 95 drh.W Nadorze z dworca na lotnisko taksówką 150 drh - raczej nie ma bezpośredniego autobusu.I to tyle.Naprawdę warto było, i choć zrobiliśmy ok 2200 km, to autobusem napewno nie zobaczylibyśmy tyle.Nawiasem mówiąc cena ropy - 9,80 drh/litr.Jeszcze garść informacji:Nocleg w Marakechu - gdy chodziliśmy po sukach, szukając jakiegoś obrazu/pamiątki, znaleźliśmy sympatycznego marokańczyka: Bourziq Abdelaaziz, mozna u niego znaleźć fajne pamiątki, ma sklep przy Rue dar et Bacha pomógł naszym znajomym znaleźć nocleg za ok 300 drh blisko jego sklepiku u jego znajomej hiszpanki - telefon do sklepikarza 06 71 51 79 04 - trzeba dodać jeszcze kier na maroko.Naczynie do gotowania tadżin - bez jakichś ozdób - cena 50 drhHerbata z miętą - 10 drhzupa harrisa - 10 drhZakupy w Marakeschu - szukajcie dobrze żeby nie przepłacić i zawsze się targować.Może komuś się te informacje przydadzą.
Artur_krak0w napisał:Maroko 7.11 do 13.11 MarokoJeśli komuś te informacje się przydadzą - to po to właśnie je piszę (sam swego czasu szukałem odpowiedzi na pytania).....Nocą przeskoczyliśmy do Ourzazat - przed południem zwiedzanie (choć wg mnie nic ciekawego), potem przeskoczyliśmy do Ait Ben Haddou - fajna stara kasba wpisana na listę Unesco. Byliśmy wieczorem - fajne słońce choć wietrznie. Naprawdę warto......Może komuś się te informacje przydadzą.Jeśli chodzi o Centrum Ouarzazate (Warzazat) to też odniosłem takie wrażenie, deptaki z tandetą i chińszczyzną (baloniki, koguciki), ale za to poza miastem na prawdę jest co zobaczyć. Z polecanych przeze mnie to:-na wschód od Oarzazate (od strony Marrakeszu) studia filmowe-na zachód ( od strony Merzougi) Kasbah Taourirt wraz z pałacem, na przeciwko ulicy więzienie i Muzeum Kinematografii -kawałek za miastem w stronę Merzougi jezioro z kazbą-twierdzą na wyspie ( coś pięknego).A Twój post jest ciekawym uzupełnieniem relacji. Chciałbym mieć takie wejście...
;)
-- 25 Lip 2014 22:30 --
I ścieżki tylko dla miejscowych.
Pola uprawne w oazie
Potajemne przejścia
Ruiny starych kazb należących do rodziny Mahameda
Po trzech godzinach wspólnie spędzonych, Mohamed zaprasza nas do swojego domu na Berber whisky.
Potem odprowadza nas z powrotem do pensjonatu.
Po powrocie wszystko już było w jak najlepszym porządku. A tadżin, tak jak obiecał Abdou, wyśmienity. Faktycznie takiego jeszcze nie jedliśmy. Zapytaliśmy się o nazwę- to był tadżin Khalie. Na prawdę rewelacja. Zjedliśmy ze smakiem. Potem obowiązkowo Berber whisky w towarzystwie Abdoua i jego kuzyna oraz Mohameda. Agregat chodził. Prąd i ciepła woda były.
Rano śniadanie też na bogato, a poza tym widok z jednego z tarasów na wąwóz - bezcenny.
Jakby ktoś chciał skorzystać to namiary na pensjonat http://pl.tripadvisor.com/Hotel_Review- ... egion.html
Oraz prywatny numer do Abdou 00212650117539, który pochodzi z Merzougi i załatwi też bez problemu wypad na pustynię, oprócz oczywiście innych porad, których nam nie szczędził, co ile powinno kosztować.Dzień 12,13,14 29-31 marca, sobota-poniedziałek Sahara- Erg Chebbi
Rano po śniadaniu Abdou zadzwonił po taxi i za kilka dirhamów zajechaliśmy do Tinghiru. Abdou pojechał z nami, załatwił nam bilety na autobus do Rissani (40 MAD/os). Pożegnaliśmy się naprawdę gorąco (ale bez języczka, jak przyjaciele) i około południa byliśmy w Rissani. Już w autobusie zagadaliśmy miejscowego. Okazało się, że ma sklep w Rissani, poszedł z nami na suk, bo trzeba było skarfy na pustynię kupić, a i okulary słoneczne się skończyły i Armaniego za 20 MAD udało się wyszarpać. W porównaniu do innych miejscowości to w Rissani było najtaniej. Za 60 MAD szarawary można było kupić.
Zaprowadził nas na postój grand taxi odjeżdżających do Merzougi (12 MAD/os)
Diabły pustynne. Taksiarz zawsze się zatrzymywał i przepuszczał takiego ''desert devila''
My mieliśmy ruszyć na pustynię od Omara z jego Riadu Saturday Night w Hassi Labied, dlatego poprosiliśmy taksiarza żeby zboczył trochę z drogi. Zgodził się.
To łazienka w Riadzie
Basen
Widok z tarasu na Hassi Labied
Restauracja
Po szybkim prysznicu i zostawieniu ciuchów w pokoju ruszamy na pustynię.
Pierwsze kroki na pustyni
Zafascynowani widokami pstrykamy i pstrykamy... a że z grzbietu wielbłąda widoki lepsze, to widać
Koniec na dzisiaj. Dojechaliśmy do obozu przejściowego. Tu jesteśmy tylko my, pięciu Australijczyków, i trzech Berberów.
Wielbłądy idą spać.
c.d.n.Jeszcze przed zachodem słońca trochę zabawy czyli sandbord
A oto i zachód na pustyni. Trochę nam gęby rozdziawiło i przez to nie zdążyliśmy porządnych fotek pstryknąć. Na wydmę też nie zdążyliśmy wbiec. Słońce za szybko zaszło. Jakieś inne to słońce tam w Afryce mają. :lol:
My tam sobie ganialiśmy za zachodem słońca, a tym czasem nasi przewodnicy paszę nam przygotowali.
Dopiero jak poczuliśmy te zapachy kurczaka w warzywach w przyprawach marokańskich to nam kichy z głodu skręciło. Do dziś jak wspomnę tego tadżina to idę do lodówki poszperać.
Chłopaki mieli już wcześniej palety pocięte. Australijczyków to jarało, ale my z Polski przecież. ;) Nie takie ogniska się robiło. :twisted: . Ale że na pustyni o opał ciężko, oczywiście cieszyliśmy się z tego co było.
A było miło. Chłopaki na prawdę potrafili imprezę rozkręcić. Ten z lewej to Brachim. Ma 18 lat, porozumiewa się oprócz berberyjskiego i arabskiego w pięciu europejskich językach i nauczył się ich ze słuchu tu, na pustyni, od turystów. Po polsku też kilka zwrotów znał. Szacun.
Poranek dnia następnego. Oczywiście obowiązkowa pobudka o 5-tej na wschód słońca. Podjarani wbiegliśmy na wydmę i siedzieliśmy tam z godzinę. Potem szukanie toalety. Po drodze spotkaliśmy nasze wielbłądy.
Pustynny zwierz, w sensie gad. ;)
Po bardzo dobrym śniadaniu ruszamy dalej. Po drodze mijaliśmy różne osady tubylców.
W południe docieramy do rodziny berberyjskiej, gdzie spędzamy najgorętsze godziny. Przez ten czas wypijamy hektolitry wody. My mieliśmy butelkowaną. Tubylcy na ośle przywozili z sąsiedniej oazy.
-- 01 Sie 2014 22:53 --
Dzieciaki miały swoje sanki, my swoje deski snowboardowe, potem się zamienialiśmy i zabawa była przednia. Po kilkunastu minutach takiej zabawy trzeba było chwile poleżeć w namiocie, dowodnić się i hajda z powrotem na wydmę.
Widok z wydmy na osadę. 15 minut trwało wspinanie się na szczyt, ale za to zjazd sprawiał sporo frajdy. Pomimo odpowiedniego wieku bawiliśmy się jak gówniarze. :lol:
A dzieciaki i swoje rozrywki też mieli. Około 16-tej obiad i ruszamy dalej, żeby przed zachodem dojechać do następnej rodziny Berberów.
Kolejna osada.
A oto i inny sposób eksploracji pustyni. Też zapewne ciekawy.
A to widok na głowę z góry na mojego przyjaciela. :lol: Spędziliśmy w końcu trzy dni. Zapach przyjaciela zmyłem dopiero po powrocie do Riadu Omara. Ciuchy niestety trafiły do szczelnego woreczka i nie nadawały się bez prania do dalszego użytku.
Na kolejne wschody słońca już nie chciało nam się wstawać. Zwlekaliśmy się dopiero na śniadanie. Różnica temperatur była męcząca. W nocy polar, spodnie i trzy koce bo było blisko zera, a w dzień jak w piekle. Cieszyłem się, że już się to skończyło, ale teraz jak tak sobie siedzę tu w swoim ciepłym kur...dołku i piszę tą relację to mnie coś ckni. Nie wiem czy to za pustynią czy pifko bym jakieś otworzył . :mrgreen: Może na razie pifko, o pustyni pomyślę później. ;)
Po południu trzeciego dnia zjechaliśmy z pustyni do Omara. Przed wyruszeniem na pustynię rozmawialiśmy z Omarem, czy bilety na autobus nocny do Fezu na 19.30 uda nam się kupić chwilę przed odjazdem. Powiedział, że kupi nam je wcześniej. I czekały na nas po powrocie. Zamówiliśmy obiad. Ale co to był za obiad:
Pyszny tadżin drobiowy ze słodkimi owocami, daktylami, suszonymi figami. Autorski pomysł Omara. Niebo w gębie.
Potem kawa, lody. Następnie cała misa owoców. I to wszystko za 60 MAD/os.
Tak obżarci poszliśmy chwilę odpocząć i spakować się. Omar zamówił nam taxi na 17-tą do Merzougi. O 19.30 wsiedliśmy w autobus Sopratours do Fezu ( 180 MAD/os) .Po wyjeździe z Merzougi o 19.30 klimatyzowanym autobusem Supratours zasnęliśmy jak dzieci. Około północy kierowca zfundował nam godzinny postój. Wyszliśmy z autobusu, a naszym oczom ukazał się niecodzienny widok. Kilka jadłodajni, ale jakich. Przy wejściu do każdej z nich wisiało kilkanaście półtuszy krów, owiec, kóz i różnego rodzaju drób. Chcesz tadżina wołowego albo bułę z mięsem jagnięco-drobiowym. Nie ma sprawy. W kilka minut danie gotowe.
W Fezie mieliśmy być około 6.00 a byliśmy 4.30.
Przeczekaliśmy na dworcu do wschodu słońca, za kilka dirhamów podjechaliśmy petit taxi do Medyny i wtedy dopiero ruszyliśmy poszwędać się po mieście.
Szukając garbarni trafiliśmy do wielopiętrowego sklepu ze skórami. Ze względu na ceny (120-200 MAD za portfelik) nic nie kupiliśmy, dlatego za skorzystanie z tarasu widokowego sklepu trzeba było bulnąć 10 MAD/os. Ale warto było.
Później na straganach takie portfeliki kupiliśmy rodzinie na prezenty za 20-30 MAD.
Kolor szafranowy jest najdroższy, dlatego farbowanie nie odbywa się w kadziach tylko na dachu na małej przestrzeni, aby zminimalizować straty.
Ludzie pracują tam na prawdę w ciężkich warunkach.
Park w mieście
Cmentarz na wzgórzu
A wszędzie dookoła suszą się wygarbowane skóry
Widok na medynę ze wzgórza
Ruiny zamku na wzgórzu
Cuda miejskie
Była synagoga żydowska. Obecnie targ.