Wieczorny spacer po Jemma, obowiązkowy sok pomarańczowy i dobre żarcie, tym razem w nr 4.
I na tym koniec dnia drugiego.Dzień 3 - 20 marca, czwartek, Essaouira Jak już wcześniej pisałem bilet na CTM kosztował 120 MAD/os RT. Wyjazd o 9.00 a autobus powrotny o 17,00 (o ile dobrze pamiętam). A to widok po drodze. Kierowca oczywiście się zatrzymał i można było sobie strzelić selfie z kozami
;)
Na plażę w Essaouirze trafiliśmy podczas odpływu. Miała kilkaset metrów szerokości.
Rybki, rybki, rybki....
:twisted: nabraliśmy ochoty na smażony misz-masz i po obejściu całego targu udaliśmy się na poszukiwanie jakiegoś fajnego miejsca z jedzącymi "lokalesami"
Oczywiście niespiesznie zwiedzaliśmy też miasto. Po wyjściu z portu mijaliśmy oczywiście smażalnie z naganiaczami, ale dziwnie puste. W niektórych tylko siedzieli turyści niemieccy, holenderscy i z USA ( to tak informacyjnie, bez podtekstów). Szliśmy wzdłuż murów, wchodziliśmy w ciemne zaułki, nawet trafiliśmy do jedynego katolickiego kościoła, nieczynnego oczywiście i tak zakamuflowanego, że ciężko go było znaleźć. Im dalej w las tym ciekawiej...
Po obejściu miasta w końcu tarfiamy na TO miejsce.
Podeszliśmy do "głównego smażącego" i zamówiliśmy dwie porcje "MIX", zapłaciliśmy 70 MAD za wszystko i usiedliśmy w środku. Jedzenie przepyszne, a że jestem maniakiem-smakoszem rybek i owoców morza to byłem zadowolony. Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na ocean i powrót do Marrakeszu.
Autobus CTM nie wraca na Garre Routiere tylko do zajezdni CTM i czeka nas kilkukilometrowe przymusowe przejście przez nowoczesną dzielnicę Gueliz. A to Dworzec Główny w Marrakeszu.
Jeszcze tylko fotka riadu przed snem.
Dzień czwarty 21 marca piątek Marrakesz-Ouzoud-Marrakesz-Oukaimeden
Znowu wcześnie rano wstaliśmy, spakowaliśmy się i opuściliśmy riad i udaliśmy się na Garre Routiere przy Bab Doukkala i najbliższym autobusem udaliśmy się w stronę wodospadów Ouzoud. Szukając informacji jeszcze w kraju przed wyjazdem niewiele się dowiedzieliśmy, więc udaliśmy się do naganiacza, którego od kilku dni omijaliśmy zasięgnąć języka. Doradził nam, aby jadąc autobusem do Azilal powiedzieć kierowcy, że chcemy wysiąść w Ait Tagalla ( sprawdziliśmy sobie zaraz na gps, że jest to na skrzyżowaniu drogi R304 z lokalną 1811 i w odległości jakieś 20 km od wodospadów) co się później okazało niezłym skróceniem czasu podróży, tak więc kupiliśmy od niego bilet po 60 MAD / os/ OW, wskazał nam odpowiedni autobus i jedziemy.
Wysiadamy w Ait Tagalla i na placyku przy skrzyżowaniu czeka kilka Grand Taxi ( czasami przez lokalnych nazywane kolektiw taxi). Koszt przejechania 20 km to 10MAD za osobę pod warunkiem zebrania 6-ściu osób a tzw. solo taxi 60 MAD. Ponieważ oprócz naszej dwójki doszła jeszcze jedna osoba i kilkanaście minut następnych nikt się nie pojawiał, postanowiliśmy zapłacić po 20 MAD za osobę, byle tylko ruszyć dalej w drogę z tego upału. Po drodze do wodospadów
Pierwsze spotkanie z małpiszonem
Wszystkie relacje zawierają to zdjęcie, ale nie mogłem się powstrzymać.
Jadłodajnie w drodze dookoła wodospadu.
To nie pocztówka, ten koń cały czas tam stoi w pełnym rynsztunku.
Tu już w połowie drogi w dół.
Takim kicz-pływadłem można przedostać się za kilkanaście lub -dziesiąt dirhamów na drugą stronąę. Ale uwaga. Może chwilkę potrwać zanim zbierze się komplet. Chyba, że dopłacicie to flisak ruszy. Jak nie macie czasu ani ochoty na takie ceregiele to kawałek poniżej jest kładka, darmowa.
Za kładką schody do góry. Obejście wodospadów dookoła wraz z podziwianiem widoków trwa około godziny. c.d.n. dalej będzie ciekawie, palenie zioła, akcja policyjna i ledwie nam się uda...
Po obejściu wodospadów doszliśmy do parkingu, na który przyjechaliśmy rano, a że byliśmy głodni, to ruszyliśmy dookoła w poszukiwaniu dobrego tadżina. Niestety jadłodajnie wokół parkingu nie chciały zejść poniżej 70 MAD za małego tadżina. Zeszliśmy w takim razie w dół trasą, którą zaczynaliśmy rano. Po obejściu kilku jadłodajni w końcu znaleźliśmy taką, gdzie mały tadżin kosztował 30 MAD i całkiem nieźle wyglądał, a do tego kilka osób już zajadało. Pani, która to prowadziła, dała się wciągnąć w rozmowę. Głownie dlatego, że tadżinki spokojnie sobie dochodziły no i po angielsku mówiła znacznie lepiej ode mnie.
;) Pytaliśmy się dlaczego tak tanio nawet bez negocjacji, a wyżej na parkingu ponad dwa razy więcej. Powiedziała, że w takiej cenie opłaca się jej sprzedawać i w Riadzie, który prowadzi jej mąż Rachid (Chez Rachid 0666-67-26-40) też jest taniej niż gdzie indziej, dlatego ich w okolicy nie bardzo lubią. Nie wszyscy co prawda, ale kilku takich się znajdzie. Zapytaliśmy się Pani czy wie, o której jest najbliższy autobus z powrotem do Marrakeszu i żebyśmy jeszcze zdążyli grand taxi dojechać do Ait Tagalla. A tu miła niespodzianka. Okazało się, że mąż Pani jedzie po gości do swojego Riadu na lotnisko i może nas zabrać. Lepiej być nie mogło. Taxi plus autobus to jakieś prawie 4 godziny, a autem mieliśmy szansę być w dwie. Jak kończyliśmy przepyszne tadżiny, Rachid już czekał. Umówiliśmy się na dorzucenie do paliwa 200 MAD ( co jest dobrą ceną za 160 km/ 2 os). Po drodze dosiadł się jeszcze kolega Rachida. I tu Rachid miał nietypową prośbę, żebyśmy położyli się na tylnej kanapie tak, aby nas nie było widać jak wyjeżdżamy z miejscowości, bo jakby zobaczył to tłum licencjonowanych taksiarzy jak wywozi turystów i zabiera im zarobek toby go zjedli żywcem zaczynając od ukręcenia jąder. Gdy zniknął w oddali tłum taksiarzy usiedliśmy sobie wygodnie w dwójkę na tylnej kanapie co w Maroku jest zjawiskiem rzadkim. Zazwyczaj z tyłu jedzie się we czworo. Kolega Rachida (już nie pamiętam jego imienia) wyciągnął jakiegoś skręta i zapytał się czy palimy? Na to ja, że już od kilku lat nie, ale nadal lubię zapach dymu papierosowego i śmiało może palić w aucie. Odpalił i aż mnie zatkało. Nagle pożałowałem swojej odmowy jak doszedł do mnie charakterystyczny zapach marychy, ale po chwili już było dobrze i wesoło. W aucie było takie stężenie oparów że wszyscy byliśmy zrobieni. Teraz dopiero rozmowa potoczyła się swobodnie jakbyśmy byli kumplami od lat. Gadaliśmy o ludziach, podziałach, podatkach, obsmarowaliśmy króla itp. Na jakiś kilometr przed końcem lokalnej 1811 nagle wszystkie okna otwarte, kolega Rachida dał nam cały pęczek tymianku do wysmarowania się. Potem natarł Rachida i siebie. I wtedy wytłumaczył nam, że tymianek najlepiej maskuje zapach marychy. Wyjeżdżamy na krajową R304 i tu dopiero zaczyna się szopka. Rachid dostaje telefon, że kilka kilometrów przed nami stoi kontrola policyjna. Ale to nie jakiś tam patrol jak u nas. Jakaś masakra. Progi zwalniające, kolczatki drogowe, stop obowiązkowy. Zostaliśmy poinstruowani przez Rachida żeby pod żadnym pozorem, gdybyśmy byli wzięci przez policjanta na spytki, nie mówić, że daliśmy jakakolwiek kasę. Historyjka była taka, że w ramach przyjaźni polsko-marokańskiej Rachid zabiera nas do restauracji kolegi w Marakeszu na pyszną rybkę, i że mieszkamy u niego w hotelu i wracamy potem na noc.
:lol: Kontrola. Stajemy. Rachid wysiada z auta, obściskuje się z policjantem i obcałowuje (tfuj
:roll: ) , zamienia kilka zdań, wsiada i jedziemy. Na nasze wielkie oczy
:shock: odpowiada, że mamy szczęście. To jego kuzyn z tej samej co Rachid wioski, że razem do szkoły chodzili i nawet razem pili
:shock: i palili
:twisted: . Król Maroka, żeby ograniczyć korupcję, wprowadził system, że policjant na komendzie może być 50 dni, potem delegowany jest do innego komisariatu, zazwyczaj na innym końcu kraju. Nigdy nie wiadomo na kogo się trafi i kuzyn Rachida to był fart. Niestety po kilkudziesięciu kilometrach wpakowaliśmy się w następną kontrolę. Teraz to wyglądało poważnie . Kazali Rachidowi zjechać na pobocze. Trzepali papiery, oglądali auto, wsadzali nawet głowę do środka i niuchali, jak to psy, za ziołem. Na szczęście jedyne zioło jakie wyczuli to tymianek. Wzięli Rachida do radiowozu. Kolega Rachida powiedział nam wtedy, że nadeszła ta chwila, kiedy trzeba opowiedzieć naszą historyjkę i mam to zrobić ja. Bo Rachid już im to opowiedział i mu nie wierzą, a nam turystom uwierzą. I ma zabrzmieć wiarygodnie, bo Rachida zatrzymają, albo karzą zapłacić dużą grzywnę za wożenie turystów bez licencji. Uff. Wyszedłem z auta z przekonaniem nabranym w Polsce po spotkaniach z naszymi stróżami prawa, że to nie przejdzie. Wziąłem głęboki oddech i wysiadłem. Podszedłem do jednego z policjantów (takiego co to miał najwięcej krzaczków, gwiazdek i jakichśtam listków czy śmigiełek na mundurze) i zapytałem o co cała sprawa bo głodny jestem, a w Marakeszu czeka już na nas smażona rybka a ja nie lubię podgrzewanej. Wyszło trochę opryskliwie, ale udało się zamaskować zdenerwowanie. Opowiedziałem całą historyjkę do końca i trochę porozmawialiśmy już na luzie o Polsce, że Maroko przypomina mi Polskę sprzed 20 lat dlatego tak tu mi się podoba, że też kiedyś chciałem być policjantem i takie tam bajery. Pożegnaliśmy się już niemal po przyjacielsku, policjant rzucił do Rachida "yalla" i pojechaliśmy. Gdy punkt kontrolny zniknął na horyzoncie wybuchu radości w aucie już nie można było powstrzymać. I tak w lekkiej euforii i już jako przyjaciele, dojechaliśmy do Marakeszu. Ciężko się było rozstać, ale obiecaliśmy, że jeszcze tu wrócimy.
Nasz przyjaciel Rachid przy swoim Mercu w Marakeszu.
Wysiedliśmy przy Bab Doukkala, gdyż nie chcieliśmy Rachida więcej narażać i przeszliśmy sobie przez Madynę na Jemma el Fna. W ogóle to po tej całej przygodzie mieliśmy wrażenie, że Rachid zrobił nam przysługę wioząc nas do Marakeszu. Mógł mieć z tego powodu więcej nieprzyjemności niż pożytku.
Fotka strzelona z biodra. Inaczej bakszysz.
Potem jeszcze obowiązkowy sok pomarańczowy u znajomego handlarza. Już z daleka nas poznał i wołał "helo maj frend". Potem jeszcze dolewka soku i ruszamy szukać transportu do Oukaimeden na narty a jest tam około 90 km. Podeszliśmy do postoju grand taxi i tak od jednego (300 MAD) do innego ( 400 MAD) zrezygnowani udaliśmy się do informacji turystycznej przy Kutubiji a tam wszystko na głucho pozamykane. Spóźniliśmy się 15 minut. Biuro do 17-stej. Podeszliśmy do postoju "turistic taxi" ( duże ciemne vany 9-cio osobowe) a tam chcieli 600 MAD. Zrezygnowani usiedliśmy na ławeczce przy informacji turystycznej i podchodzi do nas kierowca taksówki turystycznej i mówi, że jak podejdziemy na Sidi Mimoun (idąc od Jemma w stronę Kutubiji, za Kutubiją w lewo po około 300-500 metrów przy murze są przystanki autobusów miejskich) to stamtąd odjeżdżają autobusy miejskie nr 25 za 7 MAD ( jeśli dobrze pamiętam) do miejscowości Duar Ourika ( nie mylić z Ourika Valley) a dalej busikami w odcinkach.
Sidi Mimoune
Rozkład autobusów podmiejskich jeżdżących do miejscowości oddalonych od Marakeszu o około 30 km w różnych kierunkach.
Autobus jeździ co godzinę. My czekaliśmy jakieś 15 minut i po następnych 40-stu minutach byliśmy w Ourice. Trzeba wysiąść w centrum, tam gdzie jest dużo grand taxi i wszelkiej maści busików, najczęściej mercedes kaczka pomalowany w fantazyjne kolory z bagażnikiem na dachu. My się zagapiliśmy i pojechaliśmy za daleko na pętlę jakieś 3 km dalej i żeby wrócić do centrum Ouriki musieliśmy znów wyskoczyć z 7 MAD/os. Tam oczywiście obskoczyli nas taksiarze proponując dowiezienie do Oukaimeden za astronomiczne sumy. W końcu popytaliśmy miejscowych i wskazali nam bus jadący Oukaimeden. Za 45 km jazdy busem 30 MAD/os. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do naszego upragnionego miejca. Narty w Maroku.
:lol:
:lol:
:lol: Jak dojechaliśmy na miejsce to już była 22-ga i było ciemno. Obawialiśmy się, że o tej porze wioska będzie wymarła i noclegu nie znajdziemy. W busie zagadaliśmy do miejscowych i okazało się, że jeden z nich ma chatkę na wynajem. Co za przypadek
:) Gdy dojechaliśmy do Oukaimeden, szliśmy za naszym przewodnikiem jeszcze kilkanaście minut ostro pod górę, po ciemku. Na szczęście mieliśmy latarki. Weszliśmy do chatki i po krótkich negocjacjach (i my, i przewodnik wiedzieliśmy, że nie mamy wyjścia) wzięliśmy na dwa noclegi za 500 MAD. Zimno. Trzeba było w kominku napalić. Coś z kominem było nie titi i zaczadziliśmy cały pokój. Trzeba było wietrzyć. Jeszcze gorzej. Nawet jeść się nie chciało. Kibel strasznie mechły, dziura w podłodze z zamarzniętą wodą ( w końcu to ponad 2000 m.n.p.m.) a nad kiblem prysznic. Dobry patent. Szwagier ma kawalerkę 20 m2 to mu polecę takie rozwiązanie w celu zaoszczędzenia miejsca. Zawinęliśmy się w trzy koce i poszliśmy spać. Wyobrażaliśmy sobie, że nazajutrz jak się obudzimy, zaparzymy sobie kawkę i wyjdziemy przed chatkę, to zajebiste widoki zrekompensują nam niewygody.
pieerx napisał:
A dobra rybka nigdy nie jest zła
:)
Masz więcej fotek stamtąd? Bo my jedliśmy w różnych miejscach w Asilah i to tak odległych od centrum, że czasami byliśmy jedynymi Europejczykami i być może tam też byliśmy.
;)
-- 09 Lip 2014 19:57 --
Dzień piąty, 22 marca, sobota, Oukaimeden
No i warto było. Rano, jeszcze przed zrobieniem kawki wyszedłem przed chatkę. A tam taaakie widoki. Potem poszliśmy pod stok zobaczyć warunki narciarskie. Wyciąg chodził. Wypożyczających narty multum. Jednego z nich zapytaliśmy o cenę to rzucił 300 MAD ( to 30€, tyle co w Austrii), powiedziałem mu , że oszalał i poszedłem dalej. Nie chciał się odczepić. Powiedziałem, że wjadę na szczyt i ocenię warunki narciarskie i wtedy być może. To on na to, że 150 MAD a jak się nie spodoba to jeszcze połowę z tego odda. Ta ,już to widzę. Byłem nieugięty i powiedziałem, że jak będzie śnieg na szczycie to wrócę i wypożyczę od niego. W kasie kupiłem bilet jednorazowy za 25 MAD/os i po kilkunastu minutach byliśmy na szczycie.
Widok z naszej chatki, w oddali wyciąg narciarski.
Widok na górę Oukaimeden z wyciągiem i kazby
Chatki dla narciarzy o narciarskim zacięciu co widać po furtkach
Jedziemy na górę, jak widać pierwsze kilkaset metrów nie ma śniegu, potem ponad kilometr dobrych warunków narciarskich i szczyt też goły, bez śniegu
Pod szczytem
Na szczycie
Znowu pod szczytem
Jego wysokość Toubkal, na razie wymiana spojrzeń niczym bokserzy, dopiero za kilka dni walka
Warunki są to trzeba korzystać i zjeżdżać, zamiast na nartach zjazd na torbie
Widok ze szczytu na chatki narciarskie i zalew z tamą
-- 09 Lip 2014 20:23 --
W połowie drogi ze szczytu. Chociaż w cenie mieliśmy powrót wyciągiem to postanowiliśmy przejść się w ramach aklimatyzacji. No i nie chciałem się już spotkać z przemiłym panem od wynajmu nart
:mrgreen:
bardzo dobrze zapowiadająca się relacja
:)czy mógłbyś podać nazwy hoteli w których się zatrzymaliście?link który podałeś przerzuca na listę 903 hoteli znajdujących się w Marrakeszu
:D podobnie z Tétouan.Ile kosztowały? Sprawdziłam Defat Kasbah Guesthouse 4-5.09 cena - 125PLN
Maxima0909 napisał:bardzo dobrze zapowiadająca się relacja
:)czy mógłbyś podać nazwy hoteli w których się zatrzymaliście?link który podałeś przerzuca na listę 903 hoteli znajdujących się w Marrakeszu
:D podobnie z Tétouan.Ile kosztowały? Sprawdziłam Defat Kasbah Guesthouse 4-5.09 cena - 125PLN1- dziękuję, poprzednicy postawili wysoko poprzeczkę ,a po przeczytaniu relacji AJAJ to z początku w ogóle nie chciałem pisać relacji2-podałem linki do tych, co rezerwowałem jeszcze w Polsce, reszta to spontan, poszukam w papierkach i będą w dalszej części relacji, ten w Marakkeszu to Riad Naya na Derb Snane 131 (300MAD/pokój 2os) , w Tetuanie Riad Dalia 220 MAD/2os)3-Defat Kasbah to był błąd cenowy, normalnie był za 30€ ( jest daleko od trasy i głównych atrakcji, ale w pięknym i zacisznym miejscu), a w czwartki 3€, wycyrklowaliśmy tak aby być w czwartekJeśli jeszcze komuś się podoba to proszę o słowa zachęty. Będę pisać dalej.
pieerx napisał:podoba się i proszę o jeszcze
:)w grudniu wybieram się w te rejony, dlatego nie mogę się doczekać dalszych części.Dzięki za dobre słowo. Jak wybierasz się w grudniu to polecam wypad na narty w Oukaimeden, narty już nigdy nie będą takie same
;) Szczegóły w dalszej części relacji.
Byłem pierwszy raz w marcu tego roku, Fez, później Asilah i na koniec Tanger.Teraz wybieram się z żoną w grudniu.Ląduję i wracam z Marrakesz.Nie wiem co z tego wyjdzie, ale udało się zabukować super nocleg z masażami w Essaouira na 6 nocek za 1/10 ceny
:)Pewnie błąd, ale łatwo im tego nie odpuszczę
:)
pifko napisał:Stwierdziliśmy, że od tej pory jemy tylko tam gdzie dużo ludzi i to miejscowych.czy nie tego uczyliśmy Was od początku
;)btw wreszcie doczekaliśmy się relacji:) Gratulacje! czekamy na więcej.pifko napisał:przy Bab Doukkala trafiliśmy na rynek hurtowymy trafiliśmy tam późno w nocy... zdecydowanie mniej ciekawe doświadczenie
Dla nas największym szokiem na Jemaa El Fna było to, że wieczorem na placu było około 100 straganów z jedzeniem a następnego dnia, jak przyszliśmy około południa coś zjeść to nie była ani jednego (zresztą widać to też na waszych zdjęciach). Nie mam pojęcia jak udaje im się to wszystko tak szybko sprzątnąć i na wieczór znowu rozstawić!
kendi napisał:Dla nas największym szokiem na Jemaa El Fna było to, że wieczorem na placu było około 100 straganów z jedzeniem a następnego dnia, jak przyszliśmy około południa coś zjeść to nie była ani jednego (zresztą widać to też na waszych zdjęciach). Nie mam pojęcia jak udaje im się to wszystko tak szybko sprzątnąć i na wieczór znowu rozstawić!o tak! też nie lada nas to zaskoczyło, jak przyszliśmy następnego dnia rano zjeść śniadanie na plac (pisaliśmy o tym w naszej relacji)
kendi napisał:Dla nas największym szokiem na Jemaa El Fna było to, że wieczorem na placu było około 100 straganów z jedzeniem a następnego dnia, jak przyszliśmy około południa coś zjeść to nie była ani jednego (zresztą widać to też na waszych zdjęciach). Nie mam pojęcia jak udaje im się to wszystko tak szybko sprzątnąć i na wieczór znowu rozstawić!Wielopokoleniowe doświadczenie
;) W ciągu dnia chodziliśmy na Jemma na sok pomarańczowy do jednego i tego samego handlarza ( a właściwie "usługodawco-handlarza" bo sprzedawał towar wraz z usługą wyciśnięcia, a VAT wtedy mniejszy
:D
:D
:D ) bo jak nas już z daleka widział to mu się miska jarzyła i zawsze u niego pół szklanki dolewki dostawaliśmy jako stali klienci. A na śniadania chodziliśmy na suki, tam świeżo smażone krepsy z miodem, dżemem (figowym lub pomarańczowym), lub z MilkyWay lub innym smarowidłem za kilka dirhamów zajadaliśmy.
:)
pifko napisał:Wzięli Rachida do radiowozu. Kolega Rachida powiedział nam wtedy, że nadeszła ta chwila, kiedy trzeba opowiedzieć naszą historyjkę i mam to zrobić ja. Bo Rachid już im to opowiedział i mu nie wierzą, a nam turystom uwierzą. I ma zabrzmieć wiarygodnie, bo Rachida zatrzymają, albo karzą zapłacić dużą grzywnę za wożenie turystów bez licencji.Dziwi mnie ta sytuacja. Byłem w maju w Maroku, duźo jeździłem stopem, wielokrotnie byliśmy kontrolowani przez policję, kilka razy przekraczaliśmy dozwoloną liczbę osób w samochodzie, co policjant ewidentnie widział i nigdy nie reagował. Może ten Rachim był jednak jakiś szemrany?
:)
korpus napisał:pifko napisał:Wzięli Rachida do radiowozu. Kolega Rachida powiedział nam wtedy, że nadeszła ta chwila, kiedy trzeba opowiedzieć naszą historyjkę i mam to zrobić ja. Bo Rachid już im to opowiedział i mu nie wierzą, a nam turystom uwierzą. I ma zabrzmieć wiarygodnie, bo Rachida zatrzymają, albo karzą zapłacić dużą grzywnę za wożenie turystów bez licencji.Dziwi mnie ta sytuacja. Byłem w maju w Maroku, duźo jeździłem stopem, wielokrotnie byliśmy kontrolowani przez policję, kilka razy przekraczaliśmy dozwoloną liczbę osób w samochodzie, co policjant ewidentnie widział i nigdy nie reagował. Może ten Rachim był jednak jakiś szemrany?
:)Może jest znany z palenia marychy podczas jazdy i się na niego zasadzają hehehe
:D
:D
:D
Piszę już w Wordzie dalszą część, ale ostrzegam: byliśmy w Maroku 3 tygodnie i będzie z tego "Moda na Sukces" albo przynajmniej "Klan". Opisywania jest jeszcze co niemiara. Pobyt w Oukaimeden, przejście przez Atlas Wysoki na skróty (
:D
:D 11 godzin
:D
:D )do Setti Fatmy (dolina i kaskady Ouriki), zdobycie Toubkala w marcu co było niezłym hardcorem przy -20st, przejazd przez Tizni Tiszkę, wąwóz Todra, Atlas Studio w Ouarzazate, zaraz potem 3 dni na Saharze przy +50 (Erg Chebi) z Omarem (polecanym zresztą też na F4F) , Fez, Meknes, Chefchouen, Tetuan, Ceuta- powrót do Europy na kilka godzin na piwko, wino i chorizo, Tanger, Grota Herkulesa, Azilah i Rabat. Jeśli macie jakieś sugestie lub propozycję zmiany formy to piszcie. Inaczej będę pisał tasiemiec w niezmienionej formie.Jeszcze raz chciałem podziękować AJAJ za ich super relacje, którą czytaliśmy jeszcze na dzień przed wyjazdem, i która była dla nas inspiracją do odwiedzenia ciekawych miejsc i zbiorem porad jak sobie dać rady w kraju będącym zupełnie odmiennym od cywilizacji europejskiej. Co prawda obraliśmy zgoła inne środki transportu, ale chcieliśmy bliżej poznać ten kraj i ich mieszkańców, a podróżowanie wraz z nimi ich środkami transportu wydawało nam się być tego kwintesencją.
Pifko, takie tasiemce lubimy. Myślę że masz o wiele więcej czytelników niż Ci się wydaje. Sam czytam tą relację od samego początku i czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki, a wypowiadam się dopiero teraz. Takich jak ja jest na pewno więcej.A więc zabieraj swoje 4 litery i do pisania : )
pisać, pisać, już jedna relacja na tym forum z Gruzji spowodowała spontaniczny zakup biletów lotniczych, czuje, że Maroko min. dzięki Twojej relacji czeka w kolejce, chodź trochę miałem dosyć tych krajów po wczasowych "Tunezjach i Egiptach? Teraz i tak żałuje, że praktycznie / po za małymi wyjątkami/ w tych krajach "przewaliłem" czas na darmowe rozcieńczone drinki i plażę.
:cry:
pifko napisał:Piszę już w Wordzie dalszą część, ale ostrzegam: byliśmy w Maroku 3 tygodnie i będzie z tego "Moda na Sukces" albo przynajmniej "Klan". Opisywania jest jeszcze co niemiara. Pobyt w Oukaimeden, przejście przez Atlas Wysoki na skróty (
:D
:D 11 godzin
:D
:D )do Setti Fatmy (dolina i kaskady Ouriki), zdobycie Toubkala w marcu co było niezłym hardcorem przy -20st, przejazd przez Tizni Tiszkę, wąwóz Todra, Atlas Studio w Ouarzazate, zaraz potem 3 dni na Saharze przy +50 (Erg Chebi) z Omarem (polecanym zresztą też na F4F) , Fez, Meknes, Chefchouen, Tetuan, Ceuta- powrót do Europy na kilka godzin na piwko, wino i chorizo, Tanger, Grota Herkulesa, Azilah i Rabat. Jeśli macie jakieś sugestie lub propozycję zmiany formy to piszcie. Inaczej będę pisał tasiemiec w niezmienionej formie.Jeszcze raz chciałem podziękować AJAJ za ich super relacje, którą czytaliśmy jeszcze na dzień przed wyjazdem, i która była dla nas inspiracją do odwiedzenia ciekawych miejsc i zbiorem porad jak sobie dać rady w kraju będącym zupełnie odmiennym od cywilizacji europejskiej. Co prawda obraliśmy zgoła inne środki transportu, ale chcieliśmy bliżej poznać ten kraj i ich mieszkańców, a podróżowanie wraz z nimi ich środkami transportu wydawało nam się być tego kwintesencją.Te zdjęcia rybek co wkleiłem wcześniej to właśnie z Asilah, jakimś cudem wyczaiłem knajpkę całkiem z dala od głównej ulicy.Czasami trzeba było czekać na miejsce, ja siadałem zazwyczaj na zewnątrz.I tu ciekawa sytuacja, człek musiał pilnować swojego talerza i to co na nim było, bo z nienacka podlatywał lokals i zabierał w locie najlepsze kąski
:)Knajpka całkiem zwyczajna, jako obrus (co widać na zdjęciu) szary papier, ale tanio, ładnie przyrządzone i przede wszystkim smacznie.
siara napisał:Napisz mi jeszcze jakie były temperatury odczuwalne w marcu? W jakich regionach jak to wyglądało. Bardzo mnie to interesuje.Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia, na prawdę nie spodziewałem się, że aż tyle ludzi to czyta.Jeśli chodzi o temperatury to baaaaardzo różnie.Marakesz 18-20 marzec na t-shirtEssaouira- wietrznie, polar, a w mieście na osłoniętym skwerku t-shirtWodospady Ouzoud- rano polar, około 10-tej t-shirtZ Imlil w dzień do schroniska pod Toubkalem - polar, potem od rana (6.00) pod schroniskiem na 3200 m.n.p.m. -5st, im bliżej szczytu tym chłodniej i zaj..sty wiatr, że łeb urywa.Dwa dni później Merzouga grubo ponad 30 st, a na pustyni około 40st w cieniu berberyjskiego namiotu ( człowiek pier...olca dostaje jak na słońcu dłużej jak 20 minut pobędzie) a w nocy temperatury blisko +5st i spanie w polarze pod dwoma kocami.Fez deszczowy i dość chłodny, tak samo MeknesSzefszawan- rześkie górskie powietrze, w nocy marzliśmy pod dwoma kocami, w dzień czasami t-shirtOgólnie w miastach cieplej, górskich wioskach rześko. Zaskoczył nas Rabat, bardzo ciepło, dużo plażowiczów i plażowiczek (Marokanek też, stolica panie)
pifko napisał:Jeszcze raz chciałem podziękować AJAJ za ich super relacje, którą czytaliśmy jeszcze na dzień przed wyjazdem, i która była dla nas inspiracją do odwiedzenia ciekawych miejsc i zbiorem porad jak sobie dać rady w kraju będącym zupełnie odmiennym od cywilizacji europejskiej. Co prawda obraliśmy zgoła inne środki transportu, ale chcieliśmy bliżej poznać ten kraj i ich mieszkańców, a podróżowanie wraz z nimi ich środkami transportu wydawało nam się być tego kwintesencją.czerwienimy się
:oops: i dziękujemy!fajnie usłyszeć, że nasze uwagi komuś się przydały i pisanie nie poszło na marne
;)najważniejsze, że jesteście zadowoleni z wyjazdu, bo po opisach i zdjęciach wnoszę, że tak było
:) Fajna relacja, a tak się wzbraniałeś
;)Sami też długo rozważaliśmy różne środki transportu, ale wygrał czas. Nie było go dużo, była za to chęć zobaczenia jak najwięcej i dotarcia w odległe zakątki.
pifko napisał:pieerx napisał:A dobra rybka nigdy nie jest zła
:)Masz więcej fotek stamtąd? Bo my jedliśmy w różnych miejscach w Asilah i to tak odległych od centrum, że czasami byliśmy jedynymi Europejczykami i być może tam też byliśmy.
;) Jeśli chodzi o tą knajpkę to więcej zdjęć nie mam, pamiętam tylko, że jak szło się wzdłuż tych knajpek co tak dużo naganiaczy było to pod koniec skręt w lewo i gdzieś tam w którejś uliczce.Łatwo ją rozpoznać później było bo czerwone stoły i czerwone daszki nad stołami.
Swietnie sie czyta i ogląda. Gratuluje wyprawy i konsekwentnego realizowania planu. Jestem zwolenikiem dokładnego planu, lecz nie zawsze udaje sie wszystko tak konsekwentnie jak tutaj zrealizować.Jestem zainspirowany Twoja realcją. Pozdrawiam
tomula06 napisał:Bardzo miło czyta i ogląda się relacje
:) życzę dalszego odkrywania lądow!
:)Dzięki bardzo. Nowe lądy już w planach. Być może Kazbek w maju uda się zobaczyć, a przy dobrych wiatrach i pogodzie podepczemy jego hardą lodową główkę.
:D -- 27 Lip 2014 21:18 -- Zibid napisał:Swietnie sie czyta i ogląda. Gratuluje wyprawy i konsekwentnego realizowania planu. Jestem zwolenikiem dokładnego planu, lecz nie zawsze udaje sie wszystko tak konsekwentnie jak tutaj zrealizować.Jestem zainspirowany Twoja realcją. PozdrawiamTobie również wielkie dzięki. A z tą konsekwencją to różnie bywa. Na ten przykład w Todrze mieliśmy być chwilę i jechać dalej ale klimat miejsca i ludzie tak nas ujęli, że postanowiliśmy zostać na noc, za to następnego dnia musieliśmy się spieszyć by na zaplanowaną wcześniej wyprawę na Saharę zdążyć.
Pifko, a jaki to był autobus z Tinghiru do Rissani (Sijilmassa) ? Dla miejscowych czy może Supratours ? Właśnie patrzę na tą mapę google (jak na razie nie mam lepszej) i myślę sobie, że pewnie przekroczyłeś Alnif. Z tego, co domyślam się, autobus jedzie ze 2-3 h do Rissani.
Waniliacynamon napisał:Pifko, a jaki to był autobus z Tinghiru do Rissani (Sijilmassa) ? Dla miejscowych czy może Supratours ? Właśnie patrzę na tą mapę google (jak na razie nie mam lepszej) i myślę sobie, że pewnie przekroczyłeś Alnif. Z tego, co domyślam się, autobus jedzie ze 2-3 h do Rissani.Autobus o ile pamiętam był około 9.00-9.30 i był lokalnego przewoźnika. Jechaliśmy około 3 h i tak jak piszesz przez Alnif.
Pisz pisz pifko,niedługo czeka nas bardzo podobna wyprawa prawie tą samą trasą
dwa dni temu dowiedzieliśmy się, że nie jedziemy w 4 tylko w dwójkę. W tej sytuacji wypożyczenie auta raczej odpada i zostaje transport autobusami... Trochę się denerwuję, bo autem na pewno byłoby sprawniej no i łatwiej niż szukać dworców i tanich biletów, ale jak się nie ma co się lubi....
:P trzeba będzie sobie radzić. Zastanawiamy się czy nie trzeba będzie tej trasy mocno uprościć odpuszczając niestety część atrakcji
:( Jakie masz ogólne wrażenia dotyczące transportu publicznego? Dużo czasu traciliście na szukanie połączeń?Mam nadzieję, że ta zmiana sprawi tylko tyle, że podróż będzie jeszcze bardziej nieprzewidywalna i pełna wrażeń.
:DPS. Ostatnio wszyscy nas straszą że wyjazd do Maroko jest niebezpieczny... Po pierwsze panika przed Ebolą
:D po drugie ostatnio w Adagirze rodzice znajomych na wyjezdzie z biurem podroży (wycieczka typu hotel - plaza - hotel) widzieli niby jakiś ludzi z bronią (jak to określili - "z kałachami"
:mrgreen:) spacerujących po plaży... słyszeliście takie historie? Bo póki co nas śmieszą, ale może nie powinny...?
Maxima0909 napisał:Pisz pisz pifko,Jakie masz ogólne wrażenia dotyczące transportu publicznego? Dużo czasu traciliście na szukanie połączeń?Mam nadzieję, że ta zmiana sprawi tylko tyle, że podróż będzie jeszcze bardziej nieprzewidywalna i pełna wrażeń.
:DOgólnie to wydaje mi się, że ten temat nie powinien służyć do zadawania standardowych pytań o podróżowaniu w Maroku. Jest do tego wydzielony odpowiedni dział na forum. Udzielając jednak odpowiedzi na podróżowanie komunikacją publiczną: nie masz się czego obawiać. Połączeń jest bardzo wiele w dużo bardziej konkurencyjnych cenach niż popularne turystycznie CTM i Supratours i nie ma żadnego problemu z ich znalezieniem. Nie zgadzaj się tylko na pierwszą ofertę, daj sobie chwilę na porównanie cen różnych operatorów, a nie będziesz niepotrzebnie przepłacać. I gwarantuję Ci, że będzie dużo fajniej niż podróżując w zamkniętym wynajętym samochodzie.Maxima0909 napisał:PS. Ostatnio wszyscy nas straszą że wyjazd do Maroko jest niebezpieczny... Po pierwsze panika przed Ebolą
:D po drugie ostatnio w Adagirze rodzice znajomych na wyjezdzie z biurem podroży (wycieczka typu hotel - plaza - hotel) widzieli niby jakiś ludzi z bronią (jak to określili - "z kałachami"
:mrgreen:) spacerujących po plaży... słyszeliście takie historie? Bo póki co nas śmieszą, ale może nie powinny...?Nie szalejmy
:)
pifko relacja jest rewelacyjna. Przeczytałem jednym tchem. Bardzo miło sie czyta (az sie kilka razy uśmiałem sam do siebie
:P )Juz sie nie moge doczekać kolejnej części.
Maxima0909 napisał:będzie ciąg dalszy?
:D Chwilkę mnie nie było, ale nareszcie znowu w domu i jutro zabieram się za relację.Na twoje pytania świetnie odpowiedział ''korpus'' dodam tylko, że jeszcze przed wyjazdem do Maroka, tu gdzieś na forum przeczytałem coś takiego '' w Maroku to nie Ty szukasz transportu i noclegu, to transport i nocleg szuka Ciebie'' i faktycznie tak jest. Z Marakeszu jak mieliśmy zamiar wyruszyć rano czy to do Essaouiry, Ouzoudu, Ouriki czy innych miejsc szliśmy na Garre Routiere (dworzec autobusowy) przy bramie Bab Doukkala i w zasadzie przy takiej ilości okienek nietrudno było znaleźć odpowiedni kierunek.Tak większość psioczy na naganiaczy, my postanowiliśmy potraktować to jak folklor i część tego pięknego kraju.Zdarzało się , że też mieliśmy ich dość, ale w Meknes, gdy padał rzęsisty deszcz i nawet naganiacze mieli głęboko w nosie turystów, trzy godziny zajęło nam znalezienie kwatery (taniej), która była tuż za rogiem. Od tej pory jak nie chciałem skorzystać z czyjejś pomocy to grzecznie mówiłem ''no,merci'' , już bez poirytowania. Jeszcze dodam, że jak w każdym kraju, stolica jest specyficzna. Tam faktycznie trzeba się trochę postarać. Ale i tam udało nam się znaleźć noclegi za 80-120 MAD za pokój. Tylko trochę trwało znalezienie , bo zaczęliśmy od dzielnicy hotelowej gdzie ceny zaczynały się od 600 MAD do kilku tysięcy. Tylko w Sale nie ma taniości
:lol:
:lol:
pifko napisał:Waniliacynamon napisał:Pifko, to jedna z najlepszych relacji obok AJAJ, którą miałam okazję przeczytać od deski do deski. Chętnie zaczerpnę z tego źródła ; )Dzięki. To mi pochlebia. . Szczególnie, że ja też korzystałem z doświadczenia AJAJ.Dziękujemy, to nam schlebia
;)Ale my tez się czegoś od Was uczymy, musimy tam wrócić... dla Chefchaouen
:)
Będzie ciąg dalszy? Za miesiąc lecimy na dwa tygodnie i po Twojej relacji wnioskuję, że trzeba będzie wybrać się jeszcze przynajmniej raz. Z braku czasu uda nam się zaledwie "liznąć" Maroko i na pewno zostanie duży niedosyt. Tym razem musimy odpuścić m.in. Chefcheuan i Toubkal, ale za to zyskujemy powód (a w zasadzie dwa) do kolejnej wycieczki.
pieerx napisał:Pamiętasz nazwę tego hotelu w Asilah ?To nie był czasami hotel Zelis ?Bo strasznie znajomy widok z tarasu, mam podobne zdjęcie
:)Niestety nie pamiętam nazwy swojego hotelu, ale to było około 500 metrów w stronę medyny od Zelisa.Ale niedaleko super restauracje z rybkami.
Super wyprawa i gratulacje opisów i zdjęć.
:D ZA mną Maroko chodzi od pewnego czasu, ale po przeczytaniu Twojej relacji, "muszę bo się uduszę". Mam tylko pytanie: ja ni w ząb francuskiego, jedynie angielski. Z tego, co piszesz, czasem z angielskim jest tam problem. Jak to wygląda? Tak samo sprawdzanie rozkładów jazdy autobusów? Są napisy, które ułatwiają życie, czy trzeba o wszystko dopytać? Pewnie Ci jeszcze pomarudzę...., jeśli mnie nie pogonisz.
:lol:
asiasz napisał:Super wyprawa i gratulacje opisów i zdjęć.
:D ZA mną Maroko chodzi od pewnego czasu, ale po przeczytaniu Twojej relacji, "muszę bo się uduszę". Mam tylko pytanie: ja ni w ząb francuskiego, jedynie angielski. Z tego, co piszesz, czasem z angielskim jest tam problem. Jak to wygląda? Tak samo sprawdzanie rozkładów jazdy autobusów? Są napisy, które ułatwiają życie, czy trzeba o wszystko dopytać? Pewnie Ci jeszcze pomarudzę...., jeśli mnie nie pogonisz.
:lol:Spoko. Twoje pytania nie zostaną bez odpowiedzi. Marokańczycy bardzo szanują turystów ( jak się wdasz w awanturę z miejscowym to policja zazwyczaj tak rozwiązuje ten spór, że miejscowego spałuje na miejscu albo weźmie go na dołek a ciebie przeproszą), dlatego wszystkie rozkłady nazwy miejscowości oprócz po arabsku mają również zapisane w alfabecie łacińskim. Tylko cyfry mają arabskie
;)
;) A z francuskim to jest tak, że lepiej go znać. Ale i bez tego da rady. Sporo Marokańczyków zna nawet podstawy polskiego
:D
:D
:D Nierzadko na placu Jemma el Fna słyszeliśmy ''chodź tu, jest taniej niż w Biedronce''.
W Fez, wchodząc do mediny przez Bab Boujloud po lewej stronie jest restauracja i tam bez problemu dogadasz się polsku
:)Kelner (arab) wita Cię słowami Dzień Dobry Polska.Tajin u nich 40 MAD z tego co pamiętam.
Miło powspominać, siedziałem dokładnie na tym tarasie na górze i piliśmy kawę, a koty wygrzewały się na słońcu
:)Ehh już nie mogę się doczekać grudnia
;) W tej bardziej po lewej na zdjęciu (widać tylko jeden stolik) też jedzenie i ceny godne polecenia.Wrócę do domu, to postaram się wkleić zdjęcia z tarasu na ten Hotel w którym spałeś.Edit:Zdjęcia z drugiej strony (robione telefonem)
:)25.03.2014
świetne zdjęcia z pustyni i niebieskiego miasteczka
:)jedzenie obłędne, a zamiatanie ulicy liściem palmy - trzeba opatentować
:D hahahŚwietna relacja
:) Zupełnie inne klimaty, niż nasz eurotrip, ale pięęęknie
:)pozdrawiam!
kasiadookola napisał:świetne zdjęcia z pustyni i niebieskiego miasteczka
:)jedzenie obłędne, a zamiatanie ulicy liściem palmy - trzeba opatentować
:D hahahŚwietna relacja
:) Zupełnie inne klimaty, niż nasz eurotrip, ale pięęęknie
:)pozdrawiam!Ha. To zazdrościmy sobie nawzajem. Przeczytałem relację z Twojego eurotripu i jestem wciąż pod wrażeniem.
;)
Witajcie
:) właśnie skończyłam czytać większość komentarzy i uwag na forum f4f, dołączając jeszcze relacje z blogów podróżniczych mam niezły mętlik w głowie... Mam kilka pytań, ale nie wiem czy zaraz ktoś mnie nie zbędzie "wszystko można znaleźć na forum"... niemniej jednak liczę na Waszą pomoc... planujemy z chłopakiem wyjazd do Maroka w terminie 4-14.01. Wylatujemy z Dublina do Marrakeszu, nocleg znalazłam na bookingu na te 10 nocy. Z przeczytanych relacji wynika, że atrakcji jest całe mnóstwo, co kto lubi, ale niestety nie mamy aż tyle czasu
:( miejsca (mniej więcej), które chcielibyśmy zobaczyc to: Chefchaouen, Essaouira, Tiout Taroudant, Ourzarate, Fez, Agadir, Ourika Valley, Ouzoud i Zagora. Oczywiście zwiedzanie Marrakeszu, czailiśmy się też na noc (choć jedną na Saharze) i wspinaczkę na Toubkal, ale tą ostatnią chyba sobie odpuścimy ze względu na temperatury i brak odpowiedniego sprzętu/odzieży do takiej wyprawy... Moje rozterki: czy dobrze robimy praktycznie wszystkie noce spędzając w Marrakeszu? wiem, że pewnie lepiej byłoby poruszać się z miejsca na miejsce, lecz nie uśmiecha mi się targanie bagażu ze sobą i pilnowanie go... czy do większości wymienionych miejsc dojeżdżają autobusy? ja nie mam prawka, a mój chłopak dawno nie jeździł, więc wolelibyśmy uniknąć wypożyczania auta, jeśli jednak zasugerujecie, że to mus, posłucham:) czy któreś miejsca znajdują się na tyle blisko siebie, że można by je zaliczyć parę w jeden dzień? chcemy wykorzystać czas na maksa... i ostatnie: czy któreś z wymienionych miejsc jest niewarte uwagi/ zamienilibyście je na coś innego? z góry Wam dziękuję, pytań wiele, bo jestem pod natłokiem informacji, starając się być samodzielna i skorzystać z gotowych relacji...
:)
Cześć,Komunikacją dotrzesz w każde z wymienionych miejsc, ale większość z nich jest zdecydowanie za daleko. Nie ma szans, żeby rano wyjechać z Marakeszu, obejrzeć np. Fez i wrócić tego samego dnia na nocleg. Spójrz na mapę, jakie to odległości. We w miarę logicznym zasięgu jest Agadir czy Essaouira, ale moim zdaniem do tego pierwszego nie warto jechać, a Essaouira swój urok pokazuje wieczorem - więc raczej nocleg tam.
Noclegi w Marakeszu i realizacja tego planu bez auta chyba jest niemożliwa.Zamiast Agadiru możecie zrobić Taghazout jeśli lubicie surfować lub chcecie spróbować
:). Fajna wioska, trochę ziomków, weed i kostki sprzedają, trochę surferów. Essaouira jak lubicie wind/kite surfing no i super klimat jest poza tym, wszyscy nakręcają, że Hendrix tam wszystko robił. Jak chcesz nocleg w Ouarzazate - marokańskie hollywood
:D niedaleko jest fajna kasba w Ait Ben Haddou.Dalej Ouarzazate->Zagora. No i nocleg w Zagorze. W zależności od budżetu możecie też przemyśleć wynajęcie kierowcy i 4x4 wtedy można porobić jakieś off-roady, pustynie, kasby, doliny, etc
:D
Zgodzę się z przedmówcami - szkoda czasu na Agadir. Plan bardzo ambitny, ale tak jechać tylko po to, żeby odhaczyć, to dla mnie trochę bez sensu. Może lepiej zrobić nieco mniej, ale na spokojnie i bez pośpiechu?
:)
Dobrze, ze jednak spojrzalam na te odleglosci.. w sumie od tego powinnam zaczac, ale nic straconego
:) chyba jednak zdecydujemy sie na auto, bo zbyt duzo km do nadrobienia autobusem w paru przypadkach.. nieco zmieniony plan:Ndz przylot do Marrakeszu ok. 19.30 jakies jedzenie na miescie i noclegPon odebranie auta, zwiedzanie Rabatu, podroz do Fez i nocleg tamWt zwiedzanie Fezu, podroz do Chefchaouen i nocleg tamSr zwiedzanie Chefchaouen, powrot do MarrakeszuCzw Ourika Valley, juz autobusemPt EssaouiraSob OuzoudNdz TioutPon wycieczka Ourzarate/ZagoraWt powrot z wycieczkiSr powrot do domu
:(I co o tym sadzicie? Ciagle zbyt 'pracowicie' czy plan jest akurat? Zobaczymy jak wyjdzie w praktyce..
:)
ola1232 napisał:Dobrze, ze jednak spojrzalam na te odleglosci.. w sumie od tego powinnam zaczac, ale nic straconego
:) chyba jednak zdecydujemy sie na auto, bo zbyt duzo km do nadrobienia autobusem w paru przypadkach.. nieco zmieniony plan:Ndz przylot do Marrakeszu ok. 19.30 jakies jedzenie na miescie i noclegPon odebranie auta, zwiedzanie Rabatu, podroz do Fez i nocleg tamWt zwiedzanie Fezu, podroz do Chefchaouen i nocleg tamSr zwiedzanie Chefchaouen, powrot do MarrakeszuCzw Ourika Valley, juz autobusemPt EssaouiraSob OuzoudNdz TioutPon wycieczka Ourzarate/ZagoraWt powrot z wycieczkiSr powrot do domu
:(I co o tym sadzicie? Ciagle zbyt 'pracowicie' czy plan jest akurat? Zobaczymy jak wyjdzie w praktyce..
:)Cześć. Jeśli chcesz rzeczywiście podelektować się Marokiem, to ogranicz ilość miejsc do zobaczenia. Wg Twojego planu, w ciągu pierwszych trzech dni chcesz zrobić 1300 km (moim zdaniem minimum 15 godzin jazdy), odwiedzając cztery miasta. Słabo - dzień w aucie, po podróży padasz na twarz, zwiedzasz coś na szybko, idziesz spać i następnego dnia znów w drogę.I tak nie uda Ci się zobaczyć wszystkiego co w Maroku ciekawe, więc będziesz musiała przylecieć jeszcze raz
:)
ola1232 napisał:Dobrze, ze jednak spojrzalam na te odleglosci.. w sumie od tego powinnam zaczac, ale nic straconego
:) chyba jednak zdecydujemy sie na auto, bo zbyt duzo km do nadrobienia autobusem w paru przypadkach.. nieco zmieniony plan:Ndz przylot do Marrakeszu ok. 19.30 jakies jedzenie na miescie i noclegPon odebranie auta, zwiedzanie Rabatu, podroz do Fez i nocleg tamWt zwiedzanie Fezu, podroz do Chefchaouen i nocleg tamSr zwiedzanie Chefchaouen, powrot do MarrakeszuCzw Ourika Valley, juz autobusemPt EssaouiraSob OuzoudNdz TioutPon wycieczka Ourzarate/ZagoraWt powrot z wycieczkiSr powrot do domu
:(I co o tym sadzicie? Ciagle zbyt 'pracowicie' czy plan jest akurat? Zobaczymy jak wyjdzie w praktyce..
:)O! To już lepiej. Ten plan ma większe szanse powodzenia. Cieszę się, że przeczytałaś moją relację i mam nadzieję, że Ci ona pomoże w zrealizowaniu planów. Trzymam za to kciuki.
:)
Maroko 7.11 do 13.11 MarokoJeśli komuś te informacje się przydadzą - to po to właśnie je piszę (sam swego czasu szukałem odpowiedzi na pytania)Przylecieliśmy do Fezu wieczorem, wcześniej mieliśmy rezerwację na wynajem samochodu z lotniska więc od razu mieliśmy transport.Ale ponieważ poznaliśmy Asie i Mile z warszawy i postanowiliśmy podróżować częściowo razem wypożyczonym przez nas samochodem, a one miały wynajęty nocleg w Fezie więc i my spędziliśmy noc w Riadzie w Fezie - cena wywoławcza 300 drh po krótkiej (zbyt krótkiej - za mały upust chciałem) negocjacji stanęło na 250 drh.Następnego dnia zwiedzanie Fezu - wg mnie 1 dzień jest wystarczający - wieczorem wystartowaliśmy na południe do Merzougi. Transę zrobilismy nocą i nad ranem negocjowaliśmy już przejazd na wielbłądach plus objazd z miejscowym my-fiendem po okolicy samochodem a po południu przejażdżka godzinna na wielbładach. Tylko godzina gdyż zepsuła się pogoda, zaczęło padać i mocno wiać. Ostatecznie za przejażdżkę zapłaciliśmy po 80 drh od osoby, a potem kolacja z tadżiem u beduina u którego wynajęliśmy wielbłądy - super jedzonko zrobione przez jego żonkę.a wieczorem znów wyjazd i noc częściowo w drodze, w wypożyczonej Daci Logan - nawiasem świetnie się spisała w całej drodze.Nocą przeskoczyliśmy do Ourzazat - przed południem zwiedzanie (choć wg mnie nic ciekawego), potem przeskoczyliśmy do Ait Ben Haddou - fajna stara kasba wpisana na listę Unesco. Byliśmy wieczorem - fajne słońce choć wietrznie. Naprawdę warto.Następny etap - przejazd do Marakeschu.Dojechaliśmy nad ranem, autko zaparkowaliśmy przy Rue Jbel Lakhdar - nie ma strefy (a jak potem szliśmy jakąś ulicą, jedno z aut miało założoną blokadę). Gdy odjeżdżaliśmy z tej uliczki podszedł jakiś koleś w kamizelce odblaskowej - skończyło się na 10drh.W dzień zwiedzanie Mediny - tym razem samodzielnie, a wieczorem wypad na plac. Pokrążylismy nieco a w trakcie Tadżin ale nie pod namiotami na placu tylko na obrzeżu -Tadżin (kurczak z cytryną) - cena 35 drh. Na placu to samo danie średnio ok 50 drh.W nocy wyjazd do Chefchaouen - spokojna miejscowość, warto zobaczyć.Wieczorem byliśmy już w Fezie - samochód oddaliśmy o 18.00.Z lotniska na dworzec w Fezie dostaliśmy się autobusem 4drh od osoby z bagażem - taksówka kosztuje 120 drh.Następnie pociągiem do Nadoru, wyjazd o 00.10 - cena ok 95 drh.W Nadorze z dworca na lotnisko taksówką 150 drh - raczej nie ma bezpośredniego autobusu.I to tyle.Naprawdę warto było, i choć zrobiliśmy ok 2200 km, to autobusem napewno nie zobaczylibyśmy tyle.Nawiasem mówiąc cena ropy - 9,80 drh/litr.Jeszcze garść informacji:Nocleg w Marakechu - gdy chodziliśmy po sukach, szukając jakiegoś obrazu/pamiątki, znaleźliśmy sympatycznego marokańczyka: Bourziq Abdelaaziz, mozna u niego znaleźć fajne pamiątki, ma sklep przy Rue dar et Bacha pomógł naszym znajomym znaleźć nocleg za ok 300 drh blisko jego sklepiku u jego znajomej hiszpanki - telefon do sklepikarza 06 71 51 79 04 - trzeba dodać jeszcze kier na maroko.Naczynie do gotowania tadżin - bez jakichś ozdób - cena 50 drhHerbata z miętą - 10 drhzupa harrisa - 10 drhZakupy w Marakeschu - szukajcie dobrze żeby nie przepłacić i zawsze się targować.Może komuś się te informacje przydadzą.
Artur_krak0w napisał:Maroko 7.11 do 13.11 MarokoJeśli komuś te informacje się przydadzą - to po to właśnie je piszę (sam swego czasu szukałem odpowiedzi na pytania).....Nocą przeskoczyliśmy do Ourzazat - przed południem zwiedzanie (choć wg mnie nic ciekawego), potem przeskoczyliśmy do Ait Ben Haddou - fajna stara kasba wpisana na listę Unesco. Byliśmy wieczorem - fajne słońce choć wietrznie. Naprawdę warto......Może komuś się te informacje przydadzą.Jeśli chodzi o Centrum Ouarzazate (Warzazat) to też odniosłem takie wrażenie, deptaki z tandetą i chińszczyzną (baloniki, koguciki), ale za to poza miastem na prawdę jest co zobaczyć. Z polecanych przeze mnie to:-na wschód od Oarzazate (od strony Marrakeszu) studia filmowe-na zachód ( od strony Merzougi) Kasbah Taourirt wraz z pałacem, na przeciwko ulicy więzienie i Muzeum Kinematografii -kawałek za miastem w stronę Merzougi jezioro z kazbą-twierdzą na wyspie ( coś pięknego).A Twój post jest ciekawym uzupełnieniem relacji. Chciałbym mieć takie wejście...
;)
Wieczorny spacer po Jemma, obowiązkowy sok pomarańczowy i dobre żarcie, tym razem w nr 4.
I na tym koniec dnia drugiego.Dzień 3 - 20 marca, czwartek, Essaouira
Jak już wcześniej pisałem bilet na CTM kosztował 120 MAD/os RT. Wyjazd o 9.00 a autobus powrotny o 17,00 (o ile dobrze pamiętam).
A to widok po drodze. Kierowca oczywiście się zatrzymał i można było sobie strzelić selfie z kozami ;)
Na plażę w Essaouirze trafiliśmy podczas odpływu. Miała kilkaset metrów szerokości.
Rybki, rybki, rybki.... :twisted: nabraliśmy ochoty na smażony misz-masz i po obejściu całego targu udaliśmy się na poszukiwanie jakiegoś fajnego miejsca z jedzącymi "lokalesami"
Oczywiście niespiesznie zwiedzaliśmy też miasto. Po wyjściu z portu mijaliśmy oczywiście smażalnie z naganiaczami, ale dziwnie puste. W niektórych tylko siedzieli turyści niemieccy, holenderscy i z USA ( to tak informacyjnie, bez podtekstów).
Szliśmy wzdłuż murów, wchodziliśmy w ciemne zaułki, nawet trafiliśmy do jedynego katolickiego kościoła, nieczynnego oczywiście i tak zakamuflowanego, że ciężko go było znaleźć. Im dalej w las tym ciekawiej...
Po obejściu miasta w końcu tarfiamy na TO miejsce.
Podeszliśmy do "głównego smażącego" i zamówiliśmy dwie porcje "MIX", zapłaciliśmy 70 MAD za wszystko i usiedliśmy w środku. Jedzenie przepyszne, a że jestem maniakiem-smakoszem rybek i owoców morza to byłem zadowolony.
Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na ocean i powrót do Marrakeszu.
Autobus CTM nie wraca na Garre Routiere tylko do zajezdni CTM i czeka nas kilkukilometrowe przymusowe przejście przez nowoczesną dzielnicę Gueliz. A to Dworzec Główny w Marrakeszu.
Jeszcze tylko fotka riadu przed snem.
Dzień czwarty 21 marca piątek Marrakesz-Ouzoud-Marrakesz-Oukaimeden
Znowu wcześnie rano wstaliśmy, spakowaliśmy się i opuściliśmy riad i udaliśmy się na Garre Routiere przy Bab Doukkala i najbliższym autobusem udaliśmy się w stronę wodospadów Ouzoud. Szukając informacji jeszcze w kraju przed wyjazdem niewiele się dowiedzieliśmy, więc udaliśmy się do naganiacza, którego od kilku dni omijaliśmy zasięgnąć języka. Doradził nam, aby jadąc autobusem do Azilal powiedzieć kierowcy, że chcemy wysiąść w Ait Tagalla ( sprawdziliśmy sobie zaraz na gps, że jest to na skrzyżowaniu drogi R304 z lokalną 1811 i w odległości jakieś 20 km od wodospadów) co się później okazało niezłym skróceniem czasu podróży, tak więc kupiliśmy od niego bilet po 60 MAD / os/ OW, wskazał nam odpowiedni autobus i jedziemy.
Wysiadamy w Ait Tagalla i na placyku przy skrzyżowaniu czeka kilka Grand Taxi ( czasami przez lokalnych nazywane kolektiw taxi). Koszt przejechania 20 km to 10MAD za osobę pod warunkiem zebrania 6-ściu osób a tzw. solo taxi 60 MAD. Ponieważ oprócz naszej dwójki doszła jeszcze jedna osoba i kilkanaście minut następnych nikt się nie pojawiał, postanowiliśmy zapłacić po 20 MAD za osobę, byle tylko ruszyć dalej w drogę z tego upału.
Po drodze do wodospadów
Pierwsze spotkanie z małpiszonem
Wszystkie relacje zawierają to zdjęcie, ale nie mogłem się powstrzymać.
Jadłodajnie w drodze dookoła wodospadu.
To nie pocztówka, ten koń cały czas tam stoi w pełnym rynsztunku.
Tu już w połowie drogi w dół.
Takim kicz-pływadłem można przedostać się za kilkanaście lub -dziesiąt dirhamów na drugą stronąę. Ale uwaga. Może chwilkę potrwać zanim zbierze się komplet. Chyba, że dopłacicie to flisak ruszy. Jak nie macie czasu ani ochoty na takie ceregiele to kawałek poniżej jest kładka, darmowa.
Za kładką schody do góry. Obejście wodospadów dookoła wraz z podziwianiem widoków trwa około godziny.
c.d.n. dalej będzie ciekawie, palenie zioła, akcja policyjna i ledwie nam się uda...
Po obejściu wodospadów doszliśmy do parkingu, na który przyjechaliśmy rano, a że byliśmy głodni, to ruszyliśmy dookoła w poszukiwaniu dobrego tadżina. Niestety jadłodajnie wokół parkingu nie chciały zejść poniżej 70 MAD za małego tadżina. Zeszliśmy w takim razie w dół trasą, którą zaczynaliśmy rano. Po obejściu kilku jadłodajni w końcu znaleźliśmy taką, gdzie mały tadżin kosztował 30 MAD i całkiem nieźle wyglądał, a do tego kilka osób już zajadało. Pani, która to prowadziła, dała się wciągnąć w rozmowę. Głownie dlatego, że tadżinki spokojnie sobie dochodziły no i po angielsku mówiła znacznie lepiej ode mnie. ;) Pytaliśmy się dlaczego tak tanio nawet bez negocjacji, a wyżej na parkingu ponad dwa razy więcej. Powiedziała, że w takiej cenie opłaca się jej sprzedawać i w Riadzie, który prowadzi jej mąż Rachid (Chez Rachid 0666-67-26-40) też jest taniej niż gdzie indziej, dlatego ich w okolicy nie bardzo lubią. Nie wszyscy co prawda, ale kilku takich się znajdzie.
Zapytaliśmy się Pani czy wie, o której jest najbliższy autobus z powrotem do Marrakeszu i żebyśmy jeszcze zdążyli grand taxi dojechać do Ait Tagalla. A tu miła niespodzianka. Okazało się, że mąż Pani jedzie po gości do swojego Riadu na lotnisko i może nas zabrać.
Lepiej być nie mogło. Taxi plus autobus to jakieś prawie 4 godziny, a autem mieliśmy szansę być w dwie.
Jak kończyliśmy przepyszne tadżiny, Rachid już czekał. Umówiliśmy się na dorzucenie do paliwa 200 MAD ( co jest dobrą ceną za 160 km/ 2 os). Po drodze dosiadł się jeszcze kolega Rachida. I tu Rachid miał nietypową prośbę, żebyśmy położyli się na tylnej kanapie tak, aby nas nie było widać jak wyjeżdżamy z miejscowości, bo jakby zobaczył to tłum licencjonowanych taksiarzy jak wywozi turystów i zabiera im zarobek toby go zjedli żywcem zaczynając od ukręcenia jąder.
Gdy zniknął w oddali tłum taksiarzy usiedliśmy sobie wygodnie w dwójkę na tylnej kanapie co w Maroku jest zjawiskiem rzadkim. Zazwyczaj z tyłu jedzie się we czworo. Kolega Rachida (już nie pamiętam jego imienia) wyciągnął jakiegoś skręta i zapytał się czy palimy? Na to ja, że już od kilku lat nie, ale nadal lubię zapach dymu papierosowego i śmiało może palić w aucie. Odpalił i aż mnie zatkało. Nagle pożałowałem swojej odmowy jak doszedł do mnie charakterystyczny zapach marychy, ale po chwili już było dobrze i wesoło. W aucie było takie stężenie oparów że wszyscy byliśmy zrobieni. Teraz dopiero rozmowa potoczyła się swobodnie jakbyśmy byli kumplami od lat. Gadaliśmy o ludziach, podziałach, podatkach, obsmarowaliśmy króla itp.
Na jakiś kilometr przed końcem lokalnej 1811 nagle wszystkie okna otwarte, kolega Rachida dał nam cały pęczek tymianku do wysmarowania się. Potem natarł Rachida i siebie. I wtedy wytłumaczył nam, że tymianek najlepiej maskuje zapach marychy.
Wyjeżdżamy na krajową R304 i tu dopiero zaczyna się szopka. Rachid dostaje telefon, że kilka kilometrów przed nami stoi kontrola policyjna. Ale to nie jakiś tam patrol jak u nas. Jakaś masakra. Progi zwalniające, kolczatki drogowe, stop obowiązkowy.
Zostaliśmy poinstruowani przez Rachida żeby pod żadnym pozorem, gdybyśmy byli wzięci przez policjanta na spytki, nie mówić, że daliśmy jakakolwiek kasę. Historyjka była taka, że w ramach przyjaźni polsko-marokańskiej Rachid zabiera nas do restauracji kolegi w Marakeszu na pyszną rybkę, i że mieszkamy u niego w hotelu i wracamy potem na noc. :lol:
Kontrola. Stajemy. Rachid wysiada z auta, obściskuje się z policjantem i obcałowuje (tfuj :roll: ) , zamienia kilka zdań, wsiada i jedziemy. Na nasze wielkie oczy :shock: odpowiada, że mamy szczęście. To jego kuzyn z tej samej co Rachid wioski, że razem do szkoły chodzili i nawet razem pili :shock: i palili :twisted: .
Król Maroka, żeby ograniczyć korupcję, wprowadził system, że policjant na komendzie może być 50 dni, potem delegowany jest do innego komisariatu, zazwyczaj na innym końcu kraju. Nigdy nie wiadomo na kogo się trafi i kuzyn Rachida to był fart.
Niestety po kilkudziesięciu kilometrach wpakowaliśmy się w następną kontrolę.
Teraz to wyglądało poważnie . Kazali Rachidowi zjechać na pobocze. Trzepali papiery, oglądali auto, wsadzali nawet głowę do środka i niuchali, jak to psy, za ziołem. Na szczęście jedyne zioło jakie wyczuli to tymianek.
Wzięli Rachida do radiowozu. Kolega Rachida powiedział nam wtedy, że nadeszła ta chwila, kiedy trzeba opowiedzieć naszą historyjkę i mam to zrobić ja. Bo Rachid już im to opowiedział i mu nie wierzą, a nam turystom uwierzą. I ma zabrzmieć wiarygodnie, bo Rachida zatrzymają, albo karzą zapłacić dużą grzywnę za wożenie turystów bez licencji.
Uff. Wyszedłem z auta z przekonaniem nabranym w Polsce po spotkaniach z naszymi stróżami prawa, że to nie przejdzie. Wziąłem głęboki oddech i wysiadłem. Podszedłem do jednego z policjantów (takiego co to miał najwięcej krzaczków, gwiazdek i jakichśtam listków czy śmigiełek na mundurze) i zapytałem o co cała sprawa bo głodny jestem, a w Marakeszu czeka już na nas smażona rybka a ja nie lubię podgrzewanej. Wyszło trochę opryskliwie, ale udało się zamaskować zdenerwowanie. Opowiedziałem całą historyjkę do końca i trochę porozmawialiśmy już na luzie o Polsce, że Maroko przypomina mi Polskę sprzed 20 lat dlatego tak tu mi się podoba, że też kiedyś chciałem być policjantem i takie tam bajery. Pożegnaliśmy się już niemal po przyjacielsku, policjant rzucił do Rachida "yalla"
i pojechaliśmy. Gdy punkt kontrolny zniknął na horyzoncie wybuchu radości w aucie już nie można było powstrzymać.
I tak w lekkiej euforii i już jako przyjaciele, dojechaliśmy do Marakeszu.
Ciężko się było rozstać, ale obiecaliśmy, że jeszcze tu wrócimy.
Nasz przyjaciel Rachid przy swoim Mercu w Marakeszu.
Wysiedliśmy przy Bab Doukkala, gdyż nie chcieliśmy Rachida więcej narażać i przeszliśmy sobie przez Madynę na Jemma el Fna. W ogóle to po tej całej przygodzie mieliśmy wrażenie, że Rachid zrobił nam przysługę wioząc nas do Marakeszu. Mógł mieć z tego powodu więcej nieprzyjemności niż pożytku.
Fotka strzelona z biodra. Inaczej bakszysz.
Potem jeszcze obowiązkowy sok pomarańczowy u znajomego handlarza. Już z daleka nas poznał i wołał "helo maj frend". Potem jeszcze dolewka soku i ruszamy szukać transportu do Oukaimeden na narty a jest tam około 90 km.
Podeszliśmy do postoju grand taxi i tak od jednego (300 MAD) do innego ( 400 MAD) zrezygnowani udaliśmy się do informacji turystycznej przy Kutubiji a tam wszystko na głucho pozamykane. Spóźniliśmy się 15 minut. Biuro do 17-stej. Podeszliśmy do postoju "turistic taxi" ( duże ciemne vany 9-cio osobowe) a tam chcieli 600 MAD. Zrezygnowani usiedliśmy na ławeczce przy informacji turystycznej i podchodzi do nas kierowca taksówki turystycznej i mówi, że jak podejdziemy na Sidi Mimoun (idąc od Jemma w stronę Kutubiji, za Kutubiją w lewo po około 300-500 metrów przy murze są przystanki autobusów miejskich) to stamtąd odjeżdżają autobusy miejskie nr 25 za 7 MAD ( jeśli dobrze pamiętam) do miejscowości Duar Ourika ( nie mylić z Ourika Valley) a dalej busikami w odcinkach.
Sidi Mimoune
Rozkład autobusów podmiejskich jeżdżących do miejscowości oddalonych od Marakeszu o około 30 km w różnych kierunkach.
Autobus jeździ co godzinę. My czekaliśmy jakieś 15 minut i po następnych 40-stu minutach byliśmy w Ourice. Trzeba wysiąść w centrum, tam gdzie jest dużo grand taxi i wszelkiej maści busików, najczęściej mercedes kaczka pomalowany w fantazyjne kolory z bagażnikiem na dachu. My się zagapiliśmy i pojechaliśmy za daleko na pętlę jakieś 3 km dalej i żeby wrócić do centrum Ouriki musieliśmy znów wyskoczyć z 7 MAD/os. Tam oczywiście obskoczyli nas taksiarze proponując dowiezienie do Oukaimeden za astronomiczne sumy. W końcu popytaliśmy miejscowych i wskazali nam bus jadący Oukaimeden. Za 45 km jazdy busem 30 MAD/os.
Coraz bardziej zbliżaliśmy się do naszego upragnionego miejca. Narty w Maroku. :lol: :lol: :lol:
Jak dojechaliśmy na miejsce to już była 22-ga i było ciemno. Obawialiśmy się, że o tej porze wioska będzie wymarła i noclegu nie znajdziemy. W busie zagadaliśmy do miejscowych i okazało się, że jeden z nich ma chatkę na wynajem. Co za przypadek :)
Gdy dojechaliśmy do Oukaimeden, szliśmy za naszym przewodnikiem jeszcze kilkanaście minut ostro pod górę, po ciemku. Na szczęście mieliśmy latarki. Weszliśmy do chatki i po krótkich negocjacjach (i my, i przewodnik wiedzieliśmy, że nie mamy wyjścia) wzięliśmy na dwa noclegi za 500 MAD.
Zimno. Trzeba było w kominku napalić. Coś z kominem było nie titi i zaczadziliśmy cały pokój. Trzeba było wietrzyć. Jeszcze gorzej.
Nawet jeść się nie chciało. Kibel strasznie mechły, dziura w podłodze z zamarzniętą wodą ( w końcu to ponad 2000 m.n.p.m.) a nad kiblem prysznic. Dobry patent. Szwagier ma kawalerkę 20 m2 to mu polecę takie rozwiązanie w celu zaoszczędzenia miejsca.
Zawinęliśmy się w trzy koce i poszliśmy spać.
Wyobrażaliśmy sobie, że nazajutrz jak się obudzimy, zaparzymy sobie kawkę i wyjdziemy przed chatkę, to zajebiste widoki zrekompensują nam niewygody.
Masz więcej fotek stamtąd? Bo my jedliśmy w różnych miejscach w Asilah i to tak odległych od centrum, że czasami byliśmy jedynymi Europejczykami i być może tam też byliśmy. ;)
-- 09 Lip 2014 19:57 --
Dzień piąty, 22 marca, sobota, Oukaimeden
No i warto było. Rano, jeszcze przed zrobieniem kawki wyszedłem przed chatkę. A tam taaakie widoki.
Potem poszliśmy pod stok zobaczyć warunki narciarskie. Wyciąg chodził. Wypożyczających narty multum. Jednego z nich zapytaliśmy o cenę to rzucił 300 MAD ( to 30€, tyle co w Austrii), powiedziałem mu , że oszalał i poszedłem dalej. Nie chciał się odczepić. Powiedziałem, że wjadę na szczyt i ocenię warunki narciarskie i wtedy być może. To on na to, że 150 MAD a jak się nie spodoba to jeszcze połowę z tego odda. Ta ,już to widzę. Byłem nieugięty i powiedziałem, że jak będzie śnieg na szczycie to wrócę i wypożyczę od niego. W kasie kupiłem bilet jednorazowy za 25 MAD/os i po kilkunastu minutach byliśmy na szczycie.
Widok z naszej chatki, w oddali wyciąg narciarski.
Widok na górę Oukaimeden z wyciągiem i kazby
Chatki dla narciarzy o narciarskim zacięciu co widać po furtkach
Jedziemy na górę, jak widać pierwsze kilkaset metrów nie ma śniegu, potem ponad kilometr dobrych warunków narciarskich i szczyt też goły, bez śniegu
Pod szczytem
Na szczycie
Znowu pod szczytem
Jego wysokość Toubkal, na razie wymiana spojrzeń niczym bokserzy, dopiero za kilka dni walka
Warunki są to trzeba korzystać i zjeżdżać, zamiast na nartach zjazd na torbie
Widok ze szczytu na chatki narciarskie i zalew z tamą
-- 09 Lip 2014 20:23 --
W połowie drogi ze szczytu. Chociaż w cenie mieliśmy powrót wyciągiem to postanowiliśmy przejść się w ramach aklimatyzacji. No i nie chciałem się już spotkać z przemiłym panem od wynajmu nart :mrgreen:
A po drodze takie atrakcje zygzakowate