+1
mycak 8 sierpnia 2024 17:41
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image#Dzień 9
Pierwsza noc w nowym miejscu przyniosła mi wczesną pobudkę. Nie mogąc zmusić swojego organizmu do dalszego spania wybrałem się samotnie, kiedy reszta spała na pobliski szlak trekowy Nonstingen. Jest tam niemała góra do zdobycia po 40 minutowej wspinaczce z widokiem na leżące u stóp Ballstad oraz pozostałe pobliskie wioski. Na szczycie popstrykalem kilka fotek i zdecydowałem się w miarę szybko zejść bo nadchodziło załamanie pogody - nie mówiąc już o tym, że na szlaku byłem totalnie sam.

I tak właśnie po śniadaniu zaczęła się robić fatalna pogoda. Planowaliśmy zrobić dzień plażowy, a wyszło zjeżdżanie popularnych miejscowości. W nadzieji na słońce pojechaliśmy wstępnie na Vik i Haukland Beach, które leżą obok siebie ale minutę po wyjściu z auta zaczęło lać. Ruszyliśmy więc do najdalej oddalonej wioski A i ku naszemu szczęściu albo nie padało albo zaledwie kropiło następnych lokacjach. W A zaliczyliśmy najważniejszą na Lofotach wioskę rybacką, tam gdzie wysuszone głowy dorszy wiszą na każdym zakręcie. Dodatkową atrakcją w mieście jest poczta, na której osiedliły się mewy i dzięki temu nie dość że budynek jest cały obsrany to zapach zachęca do szybkiego przejścia w świeższe miejsce.

Kolejnym przystankiem była miejscowość Reine z całkiem niezłym punktem widokowym a trzecim i ostatnim dłuższym stopem okazało się tego dnia wioska Sakrisoya. Jest ona fajna pod takim względem że zabudowania są w kolorze żółtym a nie tradycyjnym. Dodatkowo znajduje się tam rewelacyjna knajpa z przepyszną zupą rybną oraz z najlepszymi wyrobami wędzonymi i garmażeryjnymi. Po powrocie zgodnie stwierdziliśmy, że lepszych rzeczy do domu czy na prezenty w Norwegii nie znaleźliśmy już do końca wyjazdu.

Na powrocie mogliśmy zahaczyć o Hamnoy lecz zostawiliśmy to na kolejny dzień. Plany na resztę dnia przewidywały łowienie ryb w porcie i poprawienie wczorajszego rekordu w łapaniu małych dorszy :)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image#Dzień 10
Następny dzień przyniósł nam powrót do słonecznej pogody w związku z czym zdecydowaliśmy się od razu wybrać na Kvalvike. Plan początkowo nam nie wypalił bo zaparkowanie w nieastronomicznej odległości zakończyło się totalnym fiaskiem. Ktoś kto zorganizowałby tam shuttle busy pod początek szlaku zarobiłby krocie.

Pojechaliśmy więc do Hamnoy na spacer - zdecydowanie najładniejsza wioska na Lofotach. Ponadto zrobiliśmy kilka stopów na trasie, żeby polatać dronem i sfotografować niesamowity kolor wody w zatokach. Tego dnia w pełnym słońcu ujęcia wychodziły niewiarygodnie.

Niedaleko wejścia na szlak do Kvalviki jest mały parking ze świetnym widokiem na rozległe mosty. Dla wielu jest to początek trekingu bo zatrzymuje się tam jedyny, miejski autobus. My także się tam zatrzymaliśmy ale na zrobienie i zjedzenie obiadu. Zaraz po posiłku podjęliśmy się drugiej próby zaparkowania nieopodal wejścia. Tym razem bingo - mieliśmy miejsce na najbliższym startu parkingu. Od tego miejsca trasa do pokonania pieszo wynosiła trochę ponad 2 km. Plaża Kvalvika nie jest dostępna żadną drogą samochodową. Droga piesza natomiast jest jedna i prowadzi przez wysoki przełom między dwoma wielkimi wygórzami. Nam droga w jedną stronę zajęła 1.5 godziny, co dużo świadczy o jej stopniu trudności (tym bardziej że z małym uczestnikiem “spaceru” nie można stracić czujności nawet na chwilę).

Widoki zarówno po jednej jak i drugiej stronie przełomu nieustannie cieszyły oczy. Przyznam że renoma na jaką zapracowało to miejsce nie jest przesadzona. Cudowna natura, której wzniosłości nie odda żadne zdjęcie. Satysfakcja po osiągnięciu celu była olbrzymia. Będę po latach wspominał, ze miałem tam przyjemność pograć z synem w piłkę :)

Droga powrotna poszła nam już dużo szybciej i dużo szybciej też dojechaliśmy w miejsce noclegu. Tym razem wybraliśmy namiot na plaży na Beach Campingu. Jest to dobrze znane miejsce na campingowej mapie Lofotów. Panuję tam przyjazno-surferska atmosfera. Istny backpackerski klimat. Czuliśmy się tam jak w domu a na miłe zakończenie dnia obserwowaliśmy piękny „niezachód” słońca.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

south 22 sierpnia 2024 17:08 Odpowiedz
Bardzo fajna wyprawa i relacja, inspirująca. Myślę o podobnej trasie, tylko trochę przerażające są odległości i godziny spędzone w samochodzie.
mycak 22 sierpnia 2024 23:08 Odpowiedz
Dzięki! Niestety godziny spędzone w samochodzie to największy minus tej wyprawy mimo to chętnie bym powtórzył kiedyś :)