Wjeżdżamy do krainy kazuarów, których spora populacja żyje na tym cyplu
Ujście rzeki Daintree do Morza Koralowego
No i sam Cape Tribulation - miejsce znane z pierwszego zetknięcia się Europejczyków z Australią. To tu przybił po raz pierwszy kapitan James Cook odkrywając nowy kontynent.
Idziemy na plażę, po drodze moczary i standardowe tutaj ostrzeżenia
Niestety już zachodzi słońce i do Cairns wracamy już po ciemku. Po drodze wizyta w sklepie monopolowym po ciekawe drinki i napitki rumowe, plantacje trzciny cukrowej mijaliśmy po drodze:
Ostatni dzień w Cairns przeznaczamy na całodzienny rejs na Wielką Rafę Koralową. Z centrum miasta, z portu wypływa rano kilkanaście statków z turystami – zarówno na nurkowanie jak i snorkowanie. My tylko to drugie mamy w planie. Wycieczka kosztuje 850zł od osoby – cały dzień na łodzi, w cenie wyżywienie i wypożyczenie sprzętu. Płyniemy taką łódką.
Do najbliższej rafy schodzi nam prawie 2,5 godziny rejsu.
Kotwiczymy w trzech różnych miejscach. Załoga poleca założenie nam kombinezonów chroniących przed meduzami. Wprawdzie o tej porze roku są rzadkością ale nikt nie protestuje.
Rafa jest cudowna, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że co najmniej tak piękna jak ta w Egipcie. Spędzamy w wodzie mnóstwo czasu a potem opalamy się na pokładzie. Mega fajny rejs, polecam wszystkim nawet pomimo dość wysokiej ceny.
Ostatni wieczór spędzamy na obejście centrum Cairns, które jest tak naprawdę małą mieściną
Wszędzie po trawnikach łażą takie dziwne ptaki, to kulony
A także majny brunatne
Rano mamy powrotny lot do Sydney. Jest piękny poranek
Wszystkie nasze loty po Australii rozpoczynamy i kończymy w Sydney bo tak jest najtaniej. Jednak loty do i z hubu są sporo tańsze niż point to point w Australii.
Ostatni dzień przeznaczymy na zwiedzanie Sydney i czas do domu
Stay tuned…Wylądowaliśmy przed południem więc na Sydney mamy cały pozostały dzień. Jedziemy pod operę zobaczyć ją w świetle dnia. No wygląda naprawdę imponująco.
Obok są Królewskie Ogrody Botaniczne, piękne miejsce na spacer w dobrej pogodzie:
Dookoła nas ibisy czarnopióre, wyglądają niesamowicie!
Zaraz za wyjściem z ogrodu kolejne kultowe miejsce steet-foodowe – Harry’s Cafe de Wheels. Ich daniem popisowym jest Tiger Pie – które oczywiście zamawiam. Wygląda i smakuje świetnie. Jak dla mnie must-have w Sydney jak będziecie.
Kolejną rzeczą, którą chciałem zobaczyć są Hyde Park Barracks, pozostałości po kolonialnym okresie Australii jako kolonii karnej dla przestępców. Budynki zachowane w bardzo dobrym stanie.
Pozostawiam moją ekipę na dalsze spacery po tym wspaniałym mieście i udaję się na moje spotkania biznesowe. Muszę pojechać kolejką podmiejską aż do St Marys, miejscowości zlokalizowanej prawie u stóp Gór Błękitnych. I znowu niespodzianka pozytywna. System kolei miejskich i podmiejskich działa w Sydney podobnie jak w Singapurze. Wchodzę na stację przykładając kartę kredytową do bramki, wsiadam w interesujący mnie pociąg i na stacji końcowej znowu przykładam kartę, opłata naliczana jest automatycznie i nie ma fizycznego biletu. Super system! A oto mój pociąg
Wracam do Sydney już mocno pod wieczór, odnajduję moją ekipę i do późna pieszo przemierzamy naprawdę śliczne miasto.
Muzeum morskie po drodze
Opera by night i jej wnętrze (nie wpuścili nas bez biletów na sale)
Inspirujace, juz mi chodzi po glowie zimowe wejscie na Gore Kosciuszki. Cena za lot helikopterem ktora podales jest za osobe rozumiem, nie za caly helikopter?
@agnieszka.s11 no niestety to cena od osoby
:(@abelincoln zdawałem sobie sprawę, że cały ten teren to święta ziemia Aborygenów ale nikt tam nie zabraniał robić fotek. Co innego przy Uluru, tam są tablice uprzejmie proszące o brak focenia
Byłem tam w środku ichniejszego lata. Muszki rzeczywiście nie dawały spokoju plus temperatura ponad 40 stopni, jednak te widoki i to miejsce warte jest każdych pieniędzy i niedogodności.
Wjeżdżamy do krainy kazuarów, których spora populacja żyje na tym cyplu
Ujście rzeki Daintree do Morza Koralowego
No i sam Cape Tribulation - miejsce znane z pierwszego zetknięcia się Europejczyków z Australią. To tu przybił po raz pierwszy kapitan James Cook odkrywając nowy kontynent.
Idziemy na plażę, po drodze moczary i standardowe tutaj ostrzeżenia
Niestety już zachodzi słońce i do Cairns wracamy już po ciemku.
Po drodze wizyta w sklepie monopolowym po ciekawe drinki i napitki rumowe, plantacje trzciny cukrowej mijaliśmy po drodze:
Ostatni dzień w Cairns przeznaczamy na całodzienny rejs na Wielką Rafę Koralową. Z centrum miasta, z portu wypływa rano kilkanaście statków z turystami – zarówno na nurkowanie jak i snorkowanie. My tylko to drugie mamy w planie. Wycieczka kosztuje 850zł od osoby – cały dzień na łodzi, w cenie wyżywienie i wypożyczenie sprzętu.
Płyniemy taką łódką.
Do najbliższej rafy schodzi nam prawie 2,5 godziny rejsu.
Kotwiczymy w trzech różnych miejscach. Załoga poleca założenie nam kombinezonów chroniących przed meduzami. Wprawdzie o tej porze roku są rzadkością ale nikt nie protestuje.
Rafa jest cudowna, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że co najmniej tak piękna jak ta w Egipcie.
Spędzamy w wodzie mnóstwo czasu a potem opalamy się na pokładzie. Mega fajny rejs, polecam wszystkim nawet pomimo dość wysokiej ceny.
Ostatni wieczór spędzamy na obejście centrum Cairns, które jest tak naprawdę małą mieściną
Wszędzie po trawnikach łażą takie dziwne ptaki, to kulony
A także majny brunatne
Rano mamy powrotny lot do Sydney. Jest piękny poranek
Wszystkie nasze loty po Australii rozpoczynamy i kończymy w Sydney bo tak jest najtaniej. Jednak loty do i z hubu są sporo tańsze niż point to point w Australii.
Ostatni dzień przeznaczymy na zwiedzanie Sydney i czas do domu
Stay tuned…Wylądowaliśmy przed południem więc na Sydney mamy cały pozostały dzień. Jedziemy pod operę zobaczyć ją w świetle dnia. No wygląda naprawdę imponująco.
Obok są Królewskie Ogrody Botaniczne, piękne miejsce na spacer w dobrej pogodzie:
Dookoła nas ibisy czarnopióre, wyglądają niesamowicie!
Zaraz za wyjściem z ogrodu kolejne kultowe miejsce steet-foodowe – Harry’s Cafe de Wheels. Ich daniem popisowym jest Tiger Pie – które oczywiście zamawiam. Wygląda i smakuje świetnie. Jak dla mnie must-have w Sydney jak będziecie.
Kolejną rzeczą, którą chciałem zobaczyć są Hyde Park Barracks, pozostałości po kolonialnym okresie Australii jako kolonii karnej dla przestępców. Budynki zachowane w bardzo dobrym stanie.
Pozostawiam moją ekipę na dalsze spacery po tym wspaniałym mieście i udaję się na moje spotkania biznesowe. Muszę pojechać kolejką podmiejską aż do St Marys, miejscowości zlokalizowanej prawie u stóp Gór Błękitnych. I znowu niespodzianka pozytywna. System kolei miejskich i podmiejskich działa w Sydney podobnie jak w Singapurze. Wchodzę na stację przykładając kartę kredytową do bramki, wsiadam w interesujący mnie pociąg i na stacji końcowej znowu przykładam kartę, opłata naliczana jest automatycznie i nie ma fizycznego biletu. Super system! A oto mój pociąg
Wracam do Sydney już mocno pod wieczór, odnajduję moją ekipę i do późna pieszo przemierzamy naprawdę śliczne miasto.
Muzeum morskie po drodze
Opera by night i jej wnętrze (nie wpuścili nas bez biletów na sale)