Na pokładzie wygodnie i całkiem dobry serwis, dolewki wina i napoi do woli.
Mój kolega wraca Jetstarem, który lecie praktycznie w tym samym czasie i lądujemy razem w Sydney tylko na dwóch różnych terminalach bo Qantas przybija do T3. Czeka nas wieczór na odpoczynek i jutro z samego rana kolejne loty do Cairns
Stay tuned…@agnieszka.s11 no niestety to cena od osoby
:( @abelincoln zdawałem sobie sprawę, że cały ten teren to święta ziemia Aborygenów ale nikt tam nie zabraniał robić fotek. Co innego przy Uluru, tam są tablice uprzejmie proszące o brak foceniaCzas znowu zmienić klimat. W Sydney panuje wczesna wiosna ale wieczorami jest chłodno. Planuję przenieść się do Cairns w Queensland, gdzie będą znowu wspaniałe letnie temperatury. Po raz kolejny korzystamy z niezawodnego Jetstara. Bilet powrotny do Cairns kosztował 960zł, niestety bez bagażu rejestrowego. Zostawiamy go więc jeszcze raz w przechowalni naszego hotelu w Sydney i na pusto tylko z plecaczkiem znowu udajemy się na terminal 2 lotniska SYD. Wylot mamy bardzo wcześnie, więc na miejscu będziemy o 9 rano – idealnie na całodniowe zwiedzanie lasów deszczowych dookoła Cairns. Boarding jeszcze w ciemnościach
Bierzemy na lotnisku samochód i jedziemy na północ w stronę Mossman Gorge. Po drodze wspaniałe widoki plaż i lasów.
Mossman Gorge jest bardzo dobrym miejscem na zapoznanie się z australijskim lasem deszczowym. To pętla przez dżunglę do przejścia na spokojnie w półtorej godziny. Zostawiamy samochód na parkingu i ruszamy.
Część szlaku zbudowana jest na takich pomostach
Nad brzegiem Mossman River mnóstwo kąpiących się lokalesów. Ale obok są tablice ostrzegające przed wchodzeniem do wody dobitnie wyliczając statystyki utonięć w tej wartkiej rzece.
Wszędzie łażą australijskie nogale brunatne bardzo przypominające nasze indyki
Za fajnym wiszącym mostem zaczyna się już bity szlak przez prawdziwą tropikalną dżunglę, zobaczcie sami jak to wygląda:
Niby krótki trekking ale już porządnie zgłodnieliśmy. Guglamy kultowe miejsce w pobliskiej mieścinie Mossman zwane Raintree's Cafe. Serwują tu podobno najlepsze kurczaki w całym Queensland!
No to próbujemy:
Palce lizać! Łatwo potem trafić do toalety:
Kolejną rzeczą na liście jest spływ rzeką Daintree i poszukiwanie krokodyli. Udaje się nam załapać na ostatni rejs tego dnia.
Płyniemy prawie 2 godziny dużą płaskodenną łodzią podziwiając roślinność, ptactwo i oczywiście krokodyle, które o tej porze roku („zima”) występują tu w całkiem dużych ilościach.
Rosną tu lasy namorzynowe, charakteryzujące się korzeniami wyrastającymi z wody …. z dołu do góry! Wygląda to niesamowicie, jak to natura potrafi sobie poradzić w różnych sytuacjach. Korzenie tak rosną ze względu na duże zmiany wysokości lustra rzeki.
No i jeszcze ptaki, tu ślepowron rdzawy
i czaple
Czeka na nas prom przez Daintree River, chcemy dziś dojechać aż do Cape Tribulation
Prom jest linowy, w jego oczekiwaniu obserwujemy rodzinę aborygenów, która zatrzymała się za nami starym rozklekotanym pickupem. Dzieciaki biegają dookoła nie robiąc sobie nic z zakazów włażenia na osprzęt promu. Zrobiłem fotkę dzieciaka za pozwoleniem jego mamy.
Inspirujace, juz mi chodzi po glowie zimowe wejscie na Gore Kosciuszki. Cena za lot helikopterem ktora podales jest za osobe rozumiem, nie za caly helikopter?
@agnieszka.s11 no niestety to cena od osoby
:(@abelincoln zdawałem sobie sprawę, że cały ten teren to święta ziemia Aborygenów ale nikt tam nie zabraniał robić fotek. Co innego przy Uluru, tam są tablice uprzejmie proszące o brak focenia
Byłem tam w środku ichniejszego lata. Muszki rzeczywiście nie dawały spokoju plus temperatura ponad 40 stopni, jednak te widoki i to miejsce warte jest każdych pieniędzy i niedogodności.
Na pokładzie wygodnie i całkiem dobry serwis, dolewki wina i napoi do woli.
Mój kolega wraca Jetstarem, który lecie praktycznie w tym samym czasie i lądujemy razem w Sydney tylko na dwóch różnych terminalach bo Qantas przybija do T3.
Czeka nas wieczór na odpoczynek i jutro z samego rana kolejne loty do Cairns
Stay tuned…@agnieszka.s11 no niestety to cena od osoby :(
@abelincoln zdawałem sobie sprawę, że cały ten teren to święta ziemia Aborygenów ale nikt tam nie zabraniał robić fotek. Co innego przy Uluru, tam są tablice uprzejmie proszące o brak foceniaCzas znowu zmienić klimat. W Sydney panuje wczesna wiosna ale wieczorami jest chłodno. Planuję przenieść się do Cairns w Queensland, gdzie będą znowu wspaniałe letnie temperatury.
Po raz kolejny korzystamy z niezawodnego Jetstara. Bilet powrotny do Cairns kosztował 960zł, niestety bez bagażu rejestrowego. Zostawiamy go więc jeszcze raz w przechowalni naszego hotelu w Sydney i na pusto tylko z plecaczkiem znowu udajemy się na terminal 2 lotniska SYD. Wylot mamy bardzo wcześnie, więc na miejscu będziemy o 9 rano – idealnie na całodniowe zwiedzanie lasów deszczowych dookoła Cairns.
Boarding jeszcze w ciemnościach
Bierzemy na lotnisku samochód i jedziemy na północ w stronę Mossman Gorge. Po drodze wspaniałe widoki plaż i lasów.
Mossman Gorge jest bardzo dobrym miejscem na zapoznanie się z australijskim lasem deszczowym. To pętla przez dżunglę do przejścia na spokojnie w półtorej godziny. Zostawiamy samochód na parkingu i ruszamy.
Część szlaku zbudowana jest na takich pomostach
Nad brzegiem Mossman River mnóstwo kąpiących się lokalesów. Ale obok są tablice ostrzegające przed wchodzeniem do wody dobitnie wyliczając statystyki utonięć w tej wartkiej rzece.
Wszędzie łażą australijskie nogale brunatne bardzo przypominające nasze indyki
Za fajnym wiszącym mostem zaczyna się już bity szlak przez prawdziwą tropikalną dżunglę, zobaczcie sami jak to wygląda:
Niby krótki trekking ale już porządnie zgłodnieliśmy. Guglamy kultowe miejsce w pobliskiej mieścinie Mossman zwane Raintree's Cafe. Serwują tu podobno najlepsze kurczaki w całym Queensland!
No to próbujemy:
Palce lizać! Łatwo potem trafić do toalety:
Kolejną rzeczą na liście jest spływ rzeką Daintree i poszukiwanie krokodyli. Udaje się nam załapać na ostatni rejs tego dnia.
Płyniemy prawie 2 godziny dużą płaskodenną łodzią podziwiając roślinność, ptactwo i oczywiście krokodyle, które o tej porze roku („zima”) występują tu w całkiem dużych ilościach.
Rosną tu lasy namorzynowe, charakteryzujące się korzeniami wyrastającymi z wody …. z dołu do góry! Wygląda to niesamowicie, jak to natura potrafi sobie poradzić w różnych sytuacjach. Korzenie tak rosną ze względu na duże zmiany wysokości lustra rzeki.
No i jeszcze ptaki, tu ślepowron rdzawy
i czaple
Czeka na nas prom przez Daintree River, chcemy dziś dojechać aż do Cape Tribulation
Prom jest linowy, w jego oczekiwaniu obserwujemy rodzinę aborygenów, która zatrzymała się za nami starym rozklekotanym pickupem. Dzieciaki biegają dookoła nie robiąc sobie nic z zakazów włażenia na osprzęt promu. Zrobiłem fotkę dzieciaka za pozwoleniem jego mamy.