Inflight service, to tylko soczek (i tak lepiej niż nasz LOT) i około godzinie 1200 byliśmy na międzynarodowym lotnisku Matecaña, w Pereirze. Odbiór bagażu i czekam na pomarańczowy autobus, Busetas, komunikacji Pereiry żeby dojechać do dworca autobusowego. Więcej tu: http://www.fly4free.pl/forum/lotnisko-p ... ,688,83235
Aeropuerto Matecaña i Easyfly
Z Pereiry od poniedziałku do piątku jadą 3 autobusy dziennie: 0650, 1330 i o 1630 i w weekend plus święta, o 0650, i od 0730 do 1730 co godzinę. Czas przejazdu to 50 minut, i bilet kosztuje 6000 COP.
Około 1500, melduję się w Salento, i w mojej fince, przez najbliższe 2 nocki tu: http://www.laelianasalento.com Fajny domek, na wzgórzu, z widokiem na „Rynek” i fajnym ogródkiem.
Dziś to dzień relaksu, i spacerów przez miasteczko.
Widok z Alto de la Cruz
Widok z Alto de la Cruz
Widok z Alto de la Cruz
Jak ktoś będzie na weekend w Salento, to polecam iść na obiad na jakimś stoisku koło Plazy de Bolivar
Na obiad, biorę ichniejszą specjalność, pstrąga w placku bananowym z słodkim i pikantnym sosie, za 9000 COP.
Pstrąg
Koło 2000, już byłem w pokoju by odpoczywać na jutrzejszy dzień, czyli wędrówki do Valle de Cocora!08/11/2015 Valle do Cocora
Dziś to będzie fotorelacja, niż opisówka, no bo jak opisać szlak, lepiej niż zdjęcia!
;)
Pobudka wcześniej rano, szybkie śniadanie, i spacerek aż do głównego placu Salento, im. Simona Bolivara. Z stamtąd odjeżdżają Willies (stare amerykańskie jeepy) do Valle de Cocora. Od poniedziałku do piątku są 5 kursy dziennie o 0610, 0730, 0930, 1130 i o 16.00 a z powrotem o 0830, 1230, 1500 i o 1700. Ale najlepiej pojechać w weekend. Rozkład weeknedowy:
Oczywiście, Willie odjedzie także jak się pozbiera grupka 8 osobowa albo zapłaci się na brakujące miejsca w Jeepie. Cena jednego przejazdu to 3000 COP i czas przejazdu do doliny Cocory to około 30 minut.
Cocora to imię księżniczki Quimbayan, córka miejscowego szefa Acaime, i oznacza "gwiazdę wody" (hiszpański: Estrella de agua).
Dolina jest częścią Parku Narodowego Los Nevados, jej główną atrakcją to palmy woskowe Quindío, które są symbolem tego parku ale i całej Kolumbii. Również jest domem wielu innych roślin i zwierząt zagrożonych wyginięciem (niektóre), z najważniejszych to kolibrii które żyją w fince Acaime, w środku parku. Palmy woskowe tutaj sięgają prawie 60-70 metrów, i są uznawane jako najwyższe na świecie.
Willie
Do wyboru mamy parę szlaków, z najbardziej popularną tą na fince Acaime. Warto przyjechać wcześniej do Parku ale i wziąć ze sobą kurtkę przeciwdeszczową i dobre buty, bo tam błota jest sporo i łatwo się przewrócić (z własnego doświadczenia wiem o tym). Dla osób którzy zapomnieli o butach, można wynająć kalosze w sklepiku na początku szlaku.
Na fince można się dostać 2 sposobami. Jedna to na własnych nóżkach, a druga, z wersja dla leniwych, konno, za parę tys. pesos.
Szlak prowadzi przez liczne mosty (typu Indiana Jones) i przez piękne łąki i lasy. Co chwilę będą tabliczki jak się dostać do fincy.
Trasa z stacji początkowej Willies, do fincy, zajęła mi około 2 godzin, spokojnym marszem.
Wejście do fincy kosztuje 5000 COP, żeby mieć okazję zobaczyć kolibry z bliska, pomóc w naprawienie mostów i czyszczenia szlaku ale i dostać napój regenerujący. Do wyboru jest: sok, kawa, herbata, coca cola, woda, kakao i ichniejszy przysmak, Arepa de agua de panela.
Arepa de agua de panela
To ostatnie, to nic innego, niż herbata robiona na bazie pasty z trzciny cukrowej, i podawana jest razem z kawałkiem sera.
Po godzince, po tym jak pogoda zaczęła się pogarszać, powolutku wracałem do punktu Willies, żeby wrócić do Salento, i zrelaksować się przy kubku ciepłej kawy.
PS taką pamiątkę dostałem do doliny Cocory ^^
9/11/2015 Cali
Z podróżami/wakacjami to jak z jogurtem. Nigdy nie trwają tak długo jak ty tego chcesz. Podróż zbliżała się do końca, i za niedługo wracałbym do Europy.
Ostatnie śniadanie w Casie, z pięknym widokiem, i zbieranie manatki, do przystanku autobusowym.
Widok z balkonu, Casy
Ostatnia kawa
Przystanek autobusowy położony jest przy carrera 2, obok liceum, czyli nie daleko (jak w sumie całe Salento) na nogach. Jako ze jechałem do Cali, najbardziej mi się opłacało jechać do Armenii (do tego w dniach powszednich, autobusy kursują z Salento co 40 minut), podróż która trwa godzinę, i bilet kosztował jakieś 7000 COP. Koło 13 jestem już w dworcu autobusowym Armenii. Większość ludzi, ciekawią czy miasto ma coś wspólnego z Armenią, z Kaukazu. Oczywiście ze ma. Dawna nazwa tego miasta to Villa Holguín, aż do 1923, kiedy na część ludobójstwa Armenii, zmienili nazwę żeby zapamiętać ten wyczyn.
Ceny też różne. Ja za przejazd busikiem Expreso Palmira, dałem 20000 COP. W cenie butelka wody, WiFi i orzeski. W sumie nie tak źle
Po 3 godzinkach, szaleńczej jazdy kierowcy, dojeżdżamy do miasta Cali. Pierwsze wrażenie? Najgorsze. Zaczynają się pojawiać domy i bloki, ogrodzone drutem kolczastym (niektóre podłączone prądem) i większość domków przerobione w bunkry.
Ale nie ma się co dziwić. Cali, w Kolumbii, od upadku kartelu narkotykowego zajmuje pierwsze miejsce, pod kątem niebezpieczeństwa (dziennie giną 4-5 osoby przez gangi kartelowe) i na świecie zajmuje 9 miejsce! Ale nie ma się co przejmować, bo się poprawili, bo w roku 2013 byli na miejscu 8!
Dojeżdżamy do dworca autobusowego, i szukam stanowiska z informacji turystycznej (potrzebna mi była mapa). Obok pracownicy biura, stał policjant, i po tym jak dostałem od niej mapy, zaznaczył mi na niej (czerwonym mazakiem) wielkie X, które dzielnicy mam nie zwiedzać pod żadnym pozorem, no i nie wychodzić z hotelu lub hostelu po 21, i w tych godzinach brać tylko taksówkę. W pytaniu, czy jeżdżenie autobusami miejskimi to bezpiecznie, koleś o mało się nie udławił, i powiedział wprost, ze nie ma się co obawawiac, jako ze w każdym przystanku jest mundurowy i pilnuje porządek. No to wio, do przystanku
:D
Przejście przez tunel (można tam kupić po prostu przepyszny kawałek pizzy za 1000 COP) i czekam na przybycie mojego autobusu. A tu jednak mały zong. W Cali (tak jak w całej Kolumbii) komunikacja miejska, działa przy pomocy karty przejazdów, i nie można kupić biletu u kierowcy. Ale nie ma z tym żadnego problemu. Wystarczy tylko poprosić jakiegoś pasażera po hiszpańsku: Lo siento, no tengo una tarjeta, ¿puedo usar tu? Albo skrótem: Perdon, yo no tengo una tarjeta, i wtedy będziesz mógł wejść do autobusu. Cena biletu to 1700 COP, ale daje się tipa w rzędzie 300 COP.
Hotel, może stary, ale za to dość nowy w środku. Dostałem pokój na 6 piętrze z widokiem na miasto. Plusem tego hotelu to późne wymeldowanie (o 13) ale i lokalizacja, jako ze wszystko jest blisko niego (autobus do dworca autobusowego, kursuje co 10 minut, i podróż trwa maks 10 minut), sporo knajpek i duży supermarket niedaleko hotelu. Cali, to nie tylko niebezpieczne miasto i ostatni działający kartel w Kolumbii. Jest także stolicą salsy. I tego nie da się nie zauważyć. Wszędzie jakieś festiwale albo gotowe parkiety z muzyką na żywo żeby tylko potańczyć.
Salsa
Iglesia la Ermita
Po krótkim spacerku, mówię do siebie, nie, jest spoko, jest tu bezpiecznie, znowu internet/media kłamią. Do czasu jak widziałem parę stoisk. Pierwsze stoisko sprzedaje świeży sok z limonki (pycha), drugie płyty dvd z filmami porno (a w TV pokaż ich) a na trzecim maczety, gaz łzawiący, kastety i naboje. Na wesoło! (Jako ze krakus, to kupiłem maczetę z logiem Colombia, w ramach pamiątki z Kolumbii ^^)
Zaczęło się ciemnieć, i wracałem do mojego hotelu powolutku. Na kolacje, 6 empanadas z mięsem (była oferta w piekarni obok mojego hotelu, za 2500 COP za 6) i „niestety” zacząłem się pakować, do mojego powrotu do Europy.10/11/2015 Cali
Ostatni dzień w Kolumbii. W kraju wielkich kontrastów, ciekawej historii i jeszcze bardziej ciekawszych ludzi.
Dzień zaczynam z śniadaniem, na ostatnim piętrze hotelu. Śniadanie kontynentalne, ale za to dobrze zrobione i do tego kawa do oporu
:D
Jako ze w Cali, wiele rzeczy do robienia nie ma, olałem całą sprawę, i spędziłem większość czasu, w pokoju, czekając na check out (o 13).
Miasto jako tako, parę walorów ma, szczególnie centrum historyczne, i na tyle starczy. Inne dzielnice nie są zaleczane dla obcokrajowców. Warto o tym pamiętać.
Spacer, tak jak wczorajszy, był w centrum zwiedzając po raz kościół La Hermita.
szymonpoznan1 napisał:Ta koszulka była biała - tylko Zeus wyprał w 60 stopniach z tą granatową koszulką
:DCzekałem kiedy Chajzer wpadnie z Vizirem, żeby ją wyprać w 40 stopniach, ale jako ze mnie olewał, wyprałem ją w 60, i takie efekty...
Fajnie ogląda się zdjęcia i czyta relację z miejsc, z których dopiero co się wróciło
:)Drobne uwagi:- wstęp do Muzeum Złota kosztuje 3000 COP (5000 to też niewiele
;)- ta góra to Monserrate, a nie Montserrat - chociaż nazwana właśnie po tej katalońskiej@Zeus na tym zdjęciu z Monserrate jakbyś się obrócił to byś zobaczył mój hotel
;) Też się obawiałem, jak będzie z wysokością, bo góra ma 3152 m n.p.m., ale jakoś nie czułem się źle (poza małą zadyszką po drodze, ale to zwalam na siedzący tryb życia...).
Bicentenario - budynek może wygląda na duży, ale pokoje były tylko na 3 piętrach.Czekam na dalszy ciąg - moja przygoda z Kolumbią to tylko Bogota i Cartagena, a Ty trochę więcej zwiedziłeś
:)
Super się czyta
:) Również czekam na dalszy ciąg Wyjazd do Kolumbii ciagle przede mną
:) Kupowałeś może jakąś kawę w Kolumbii żeby przywieść do polski ? Jeśli tak poleciłbyś jakąś ?
Wow relacja
:) podoba mi się, że ją tak fajnie podzieliłeś. Czekam na więcej.Byłeś tam sam i nie czułeś się w jakikolwiek sposób zagrożony (jak do tej pory). Czyli samotne podróżowanie po Kolumbii jest bezpieczne.
Dzięki @Japonka76Czułem się zagrożony, tam gdzie Internet mi kazał (np. Cali) i opisywał żeby brać tylko taksówkę a z komunikacji miejskiej to tylko z daleka. Nie na widzę taksówek i mega rzadko ich biorę, i to samo dotyczyło Kolumbii. I nić mi się nie stało. W Cali (opowiem o niej więcej w ostatnim rozdziale) czułem się zagrożony pierwsze 5 minut, do czasu kiedy starsza osoba, dała mi za darmo przejazd autobusem miejskim, i pakazała mi ze Cali nie jest tak straszny jak ludzie o niej mówią (9 niebezpieczne miasto na świecie).W Bogocie miałem tylko problem z bezdomnymi, bo ich tam jest multum i tyle. W Cartagenie kradli w stoiskach i hostelach, pod kątem zapomnienia reszty albo milenia banknotów (zamiast dać ci resztę 10000, dawali ci 1000 itd.) W Medellin i Salento to full relax
;)
Ja wchodzilem na Monserrate z zona i co chwile stalo po 2 policjantow wiec raczej nie ma sie czego obawiac:)I to bylo w czwartek:DSuper relacja.Gratuluje.
@lukste9 No wiesz, jak glina mówi nie (a szczególnie takim miejscu) to dla mnie znaczy tylko nie
;) Nie ma co narzekać bo i tak droga nie była ta kolejka ;D
Bogota jest świetna, to prawda, ale:1) pogoda jest wkurzająca, generalnie codziennie pada, podczas naszego pobytu na peryferiach Bogoty sypał śnieg i ogłoszono stan klęski. W tym czasie w La Candelarii lał deszcz. 2) że Tobie nic się nie przydarzyło i czułeś się bezpieczny nie oznacza, że całe miasto jest bezpieczne. To jest ogromna, rozłożysta metropolia, co widać najlepiej z Monserrate. Ma dzielnice lepsze, słabsze i bardzo złe. My mieszkaliśmy na Carrera 10 dwie "esquiny" od Carrera 7 zamienianej w week-endy w deptak, w okolicy Mercado de San Alejo. Z jednej strony mieliśmy Stare Miasto i dzielnice turystyczne, ale z drugiej zaczynała się dzielnica bardzo nieprzyjemna a po zmroku niewątpliwie niebezpieczna. Gdy wracając w nocy do hotelu skierowaliśmy się w nieodpowiednią stronę zatrzymał nas patrol policyjny i eskortował pod hotel twierdząc, że prawdopodobieństwo napadu i wyrwania plecaka wynosi 100%. Sprawdziłem potem w Lonely Planet- odradzają zapuszczanie się na zachód od Carrera 10 nawet w ciągu dnia.
zeus: ''Normalni ludzie, jak zwiedzają Amerykę Południową, wybierają kraje typu Peru, Chile, Brazylię albo Argentynę. Mało kto wybiera Kolumbie jako pierwsze doświadczenie w tym regionie. ''
widoczenie tez jestem niezbyt normalny, bo pierwszy raz do Ameryki Poludniowej polecialem wlasnie do Kolumbii :)
pozdrawiam michcioj
zeus: ''Normalni ludzie, jak zwiedzają Amerykę Południową, wybierają kraje typu Peru, Chile, Brazylię albo Argentynę. Mało kto wybiera Kolumbie jako pierwsze doświadczenie w tym regionie. ''
widoczenie tez jestem niezbyt normalny, bo pierwszy raz do Ameryki Poludniowej polecialem wlasnie do Kolumbii
:)
pozdrawiam michcioj
@kevin To z drutu kolczastego. Było tam tyle błota, ze się przewróciłem i spadałem przez przepaść, i drut kolczasty mnie "uratował" W casa, spytałem się pracownicę czy mają alkohol, ona zdziwiona, pyta po co, no i pokazuję jej moją rękę. Ona już blada, ze się przewróciłem gdzieś w casie, ale po odpowiedzi ze to Valle de Cocora, to odetchnęła ulgą ;D
@Zeus osobiście nie próbowałem, ale z tego co wiem obdarowana osoba bardzo się cieszyła i jeszcze do dziś chyba ją mają
:Dale miałem ją okazję powąchać i sam bym jej nie wypił (dla mnie czarna kawa jest już za mocna, a co dopiero espresso czy ta) - wystarczająco pobudzający był sam zapach
:)Jeszcze raz dzięki wielkie!
:)
No i koniec relacji, czas na Pros and Cons tego wyjazdu (czyli plusy i minusy)Plus- Mało turystów (nie licząc Cartagene) a w niektórych miast, to prawie ich w ogóle nie było!- Przesympatyczny ludzie, zawsze chętni do pomocy i do pogawędki. Nawet policjanci chętni do pomocy wszędzie.- Rum. I rum ;D- Mięso, empanadas i świeże socki - Chill out
:DMinus- "Kradzieże" w Cartagenie. Trzeba 3-4 razy sprawdzić czy nam wydano tyle reszty ile trzeba. - Prostytucja (w Cartagenie i w Medellin), ale niestety niż nie zrobić. Ten kraj to taka "Tajlandia" dla USA i Canady - Zielony banan (plantan), już nie mogłem na niego patrzyć - Trzeba znać hiszpańskiego, szczególnie jak się będzie podróżować poza Bogotą i Cartagenę - To nie kraj na "pierwszaków" w podróżach. Naprawdę trzeba mieć oczy dokoła głowy, i przemyśleć 2-3 razy przed zrobienia czegoś - Podróżowanie w niektórych środkach komunikacji beż "plastikowej" karty, z doładowaną sumą. Problem nie byłby taki, jakby było możliwe, zakupić taką kartę w terenie lotniska (BOG, PEI) a nie prosić mieszkańców o pomoc w pożyczeniu karty Co do niebezpieczeństwa. Tak jak @sko1czek @michcioj pisali, jest tam dalej niebezpiecznie. Nie tak jak za czaszach Pablito Escobara, ale nadal są dzielnice, które zaleczane są nie zwiedzać je wieczorem albo jak w Cali, żeby je w ogóle nie zwiedzać. W każdym mieście, policjant z chęcią pomoże wam, nawet porysuje duże X w niebezpiecznych dzielnicach. Tak jak napisałem na początku, trzeba myśleć 2 razy, przed zrobienia czegoś. Prawdopodobieństwo znalezienie kieszonkowca, jest taka sama (nawet i mniejsza) z tą w metrze w Barcelonie. Ale jak zawsze trzeba się dobrze schować rzeczy. Naprawdę polecam, zwiedzanie tego niesamowitego kraju. Przepiękne widoki, Parki Narodowe, ludzie, plaże itd. Z chęcią powróciłbym tam, żeby połączyć dalsze zwiedzanie z wizytą w Ekwadorze
:D
Dobrze, że piszesz otwarcie o kwestii bezpieczeństwa. Do tej pory spotkałem się głównie z opiniami, że wszystko jest ok, nie ma się czego obawiać, etc. Podstawowe środki ostrożności zawsze muszą jednak być zachowane.
To nie Wenezuela albo El Salvador, ale także nie Polska, Niemcy gdzie nie ma się co bać spacerować nocą z klubu. W Cali spacerowałem brudnymi spodniami (po trekkingu), zwykłym T-shirtem i rozdartą ręką, to prawie nikt mnie nie doczepiał (typu taksówkarze itd.) W Medellin spacerowałem po 22 (w Cartagenie po 23) i wszystko było spokojnie. W marginesie, miałem wtedy kamerkę Xiaomi, bo nie wpada tak bardzo na oko, jak lustrzanka. Wszystko OK, np. jest w Acapulco, słynny kurort, ale zajmują chyba 5 albo 6 miejsce jako najbardziej niebezpieczne miasto na świecie
;)
Słowo końcowe
:)Video z mojej podróży (mój pierwszy
:) dlatego jeszcze nie doskonały) http://tinyurl.com/hkyx9x6Suma summarum, 2000 zdjęć, ponad 40 stroń worda, parę tyś. km przejechanych po Kolumbii, hektolitry kawy, multum empanadas i jedna maczeta jako pamiątka.Dziękuje wszystkim którzy czytali moją relację. Za niedługo rozpoczynam o weekendzie w Konstantynopolu
:) Fin
Inflight service, to tylko soczek (i tak lepiej niż nasz LOT) i około godzinie 1200 byliśmy na międzynarodowym lotnisku Matecaña, w Pereirze.
Odbiór bagażu
i czekam na pomarańczowy autobus, Busetas, komunikacji Pereiry żeby dojechać do dworca autobusowego. Więcej tu: http://www.fly4free.pl/forum/lotnisko-p ... ,688,83235
Aeropuerto Matecaña i Easyfly
Z Pereiry od poniedziałku do piątku jadą 3 autobusy dziennie: 0650, 1330 i o 1630 i w weekend plus święta, o 0650, i od 0730 do 1730 co godzinę. Czas przejazdu to 50 minut, i bilet kosztuje 6000 COP.
Około 1500, melduję się w Salento, i w mojej fince, przez najbliższe 2 nocki tu: http://www.laelianasalento.com
Fajny domek, na wzgórzu, z widokiem na „Rynek” i fajnym ogródkiem.
Dziś to dzień relaksu, i spacerów przez miasteczko.
Widok z Alto de la Cruz
Widok z Alto de la Cruz
Widok z Alto de la Cruz
Jak ktoś będzie na weekend w Salento, to polecam iść na obiad na jakimś stoisku koło Plazy de Bolivar
Na obiad, biorę ichniejszą specjalność, pstrąga w placku bananowym z słodkim i pikantnym sosie, za 9000 COP.
Pstrąg
Koło 2000, już byłem w pokoju by odpoczywać na jutrzejszy dzień, czyli wędrówki do Valle de Cocora!08/11/2015
Valle do Cocora
Dziś to będzie fotorelacja, niż opisówka, no bo jak opisać szlak, lepiej niż zdjęcia! ;)
Pobudka wcześniej rano, szybkie śniadanie, i spacerek aż do głównego placu Salento, im. Simona Bolivara. Z stamtąd odjeżdżają Willies (stare amerykańskie jeepy) do Valle de Cocora. Od poniedziałku do piątku są 5 kursy dziennie o 0610, 0730, 0930, 1130 i o 16.00 a z powrotem o 0830, 1230, 1500 i o 1700. Ale najlepiej pojechać w weekend. Rozkład weeknedowy:
Oczywiście, Willie odjedzie także jak się pozbiera grupka 8 osobowa albo zapłaci się na brakujące miejsca w Jeepie. Cena jednego przejazdu to 3000 COP i czas przejazdu do doliny Cocory to około 30 minut.
Cocora to imię księżniczki Quimbayan, córka miejscowego szefa Acaime, i oznacza "gwiazdę wody" (hiszpański: Estrella de agua).
Dolina jest częścią Parku Narodowego Los Nevados, jej główną atrakcją to palmy woskowe Quindío, które są symbolem tego parku ale i całej Kolumbii. Również jest domem wielu innych roślin i zwierząt zagrożonych wyginięciem (niektóre), z najważniejszych to kolibrii które żyją w fince Acaime, w środku parku.
Palmy woskowe tutaj sięgają prawie 60-70 metrów, i są uznawane jako najwyższe na świecie.
Willie
Do wyboru mamy parę szlaków, z najbardziej popularną tą na fince Acaime. Warto przyjechać wcześniej do Parku ale i wziąć ze sobą kurtkę przeciwdeszczową i dobre buty, bo tam błota jest sporo i łatwo się przewrócić (z własnego doświadczenia wiem o tym). Dla osób którzy zapomnieli o butach, można wynająć kalosze w sklepiku na początku szlaku.
Na fince można się dostać 2 sposobami. Jedna to na własnych nóżkach, a druga, z wersja dla leniwych, konno, za parę tys. pesos.
Szlak prowadzi przez liczne mosty (typu Indiana Jones) i przez piękne łąki i lasy. Co chwilę będą tabliczki jak się dostać do fincy.
Trasa z stacji początkowej Willies, do fincy, zajęła mi około 2 godzin, spokojnym marszem.
Wejście do fincy kosztuje 5000 COP, żeby mieć okazję zobaczyć kolibry z bliska, pomóc w naprawienie mostów i czyszczenia szlaku ale i dostać napój regenerujący. Do wyboru jest: sok, kawa, herbata, coca cola, woda, kakao i ichniejszy przysmak, Arepa de agua de panela.
Arepa de agua de panela
To ostatnie, to nic innego, niż herbata robiona na bazie pasty z trzciny cukrowej, i podawana jest razem z kawałkiem sera.
Po godzince, po tym jak pogoda zaczęła się pogarszać, powolutku wracałem do punktu Willies, żeby wrócić do Salento, i zrelaksować się przy kubku ciepłej kawy.
PS taką pamiątkę dostałem do doliny Cocory ^^
9/11/2015
Cali
Z podróżami/wakacjami to jak z jogurtem. Nigdy nie trwają tak długo jak ty tego chcesz.
Podróż zbliżała się do końca, i za niedługo wracałbym do Europy.
Ostatnie śniadanie w Casie, z pięknym widokiem, i zbieranie manatki, do przystanku autobusowym.
Widok z balkonu, Casy
Ostatnia kawa
Przystanek autobusowy położony jest przy carrera 2, obok liceum, czyli nie daleko (jak w sumie całe Salento) na nogach. Jako ze jechałem do Cali, najbardziej mi się opłacało jechać do Armenii (do tego w dniach powszednich, autobusy kursują z Salento co 40 minut), podróż która trwa godzinę, i bilet kosztował jakieś 7000 COP.
Koło 13 jestem już w dworcu autobusowym Armenii. Większość ludzi, ciekawią czy miasto ma coś wspólnego z Armenią, z Kaukazu. Oczywiście ze ma. Dawna nazwa tego miasta to Villa Holguín, aż do 1923, kiedy na część ludobójstwa Armenii, zmienili nazwę żeby zapamiętać ten wyczyn.
Z Armenii, do Cali, to prawie rzut beretem. Co 20 minut odjeżdża jakiś autobus do Cali. Rokzład jazdy znajdziemy tu: http://www.expresopalmira.com.co/rutas/cali.php
Ceny też różne. Ja za przejazd busikiem Expreso Palmira, dałem 20000 COP. W cenie butelka wody, WiFi i orzeski. W sumie nie tak źle
Po 3 godzinkach, szaleńczej jazdy kierowcy, dojeżdżamy do miasta Cali. Pierwsze wrażenie? Najgorsze. Zaczynają się pojawiać domy i bloki, ogrodzone drutem kolczastym (niektóre podłączone prądem) i większość domków przerobione w bunkry.
Ale nie ma się co dziwić. Cali, w Kolumbii, od upadku kartelu narkotykowego zajmuje pierwsze miejsce, pod kątem niebezpieczeństwa (dziennie giną 4-5 osoby przez gangi kartelowe) i na świecie zajmuje 9 miejsce! Ale nie ma się co przejmować, bo się poprawili, bo w roku 2013 byli na miejscu 8!
Dojeżdżamy do dworca autobusowego, i szukam stanowiska z informacji turystycznej (potrzebna mi była mapa). Obok pracownicy biura, stał policjant, i po tym jak dostałem od niej mapy, zaznaczył mi na niej (czerwonym mazakiem) wielkie X, które dzielnicy mam nie zwiedzać pod żadnym pozorem, no i nie wychodzić z hotelu lub hostelu po 21, i w tych godzinach brać tylko taksówkę. W pytaniu, czy jeżdżenie autobusami miejskimi to bezpiecznie, koleś o mało się nie udławił, i powiedział wprost, ze nie ma się co obawawiac, jako ze w każdym przystanku jest mundurowy i pilnuje porządek. No to wio, do przystanku :D
Przejście przez tunel (można tam kupić po prostu przepyszny kawałek pizzy za 1000 COP) i czekam na przybycie mojego autobusu. A tu jednak mały zong. W Cali (tak jak w całej Kolumbii) komunikacja miejska, działa przy pomocy karty przejazdów, i nie można kupić biletu u kierowcy. Ale nie ma z tym żadnego problemu. Wystarczy tylko poprosić jakiegoś pasażera po hiszpańsku: Lo siento, no tengo una tarjeta, ¿puedo usar tu? Albo skrótem: Perdon, yo no tengo una tarjeta, i wtedy będziesz mógł wejść do autobusu. Cena biletu to 1700 COP, ale daje się tipa w rzędzie 300 COP.
Nocowałem dość w centrum, obok katedry, w hotelu Royal Plaza Cali, więcej o tym hotelu, tu: hotwire-zrealizowane-noclegi-opinie-i-problemy,81,79746&p=668682&hilit=cali#p668682
Ratusz Cali
Hotel, może stary, ale za to dość nowy w środku. Dostałem pokój na 6 piętrze z widokiem na miasto. Plusem tego hotelu to późne wymeldowanie (o 13) ale i lokalizacja, jako ze wszystko jest blisko niego (autobus do dworca autobusowego, kursuje co 10 minut, i podróż trwa maks 10 minut), sporo knajpek i duży supermarket niedaleko hotelu.
Cali, to nie tylko niebezpieczne miasto i ostatni działający kartel w Kolumbii. Jest także stolicą salsy. I tego nie da się nie zauważyć. Wszędzie jakieś festiwale albo gotowe parkiety z muzyką na żywo żeby tylko potańczyć.
Salsa
Iglesia la Ermita
Po krótkim spacerku, mówię do siebie, nie, jest spoko, jest tu bezpiecznie, znowu internet/media kłamią. Do czasu jak widziałem parę stoisk. Pierwsze stoisko sprzedaje świeży sok z limonki (pycha), drugie płyty dvd z filmami porno (a w TV pokaż ich) a na trzecim maczety, gaz łzawiący, kastety i naboje. Na wesoło!
(Jako ze krakus, to kupiłem maczetę z logiem Colombia, w ramach pamiątki z Kolumbii ^^)
Zaczęło się ciemnieć, i wracałem do mojego hotelu powolutku. Na kolacje, 6 empanadas z mięsem (była oferta w piekarni obok mojego hotelu, za 2500 COP za 6) i „niestety” zacząłem się pakować, do mojego powrotu do Europy.10/11/2015
Cali
Ostatni dzień w Kolumbii. W kraju wielkich kontrastów, ciekawej historii i jeszcze bardziej ciekawszych ludzi.
Dzień zaczynam z śniadaniem, na ostatnim piętrze hotelu. Śniadanie kontynentalne, ale za to dobrze zrobione i do tego kawa do oporu :D
Jako ze w Cali, wiele rzeczy do robienia nie ma, olałem całą sprawę, i spędziłem większość czasu, w pokoju, czekając na check out (o 13).
Miasto jako tako, parę walorów ma, szczególnie centrum historyczne, i na tyle starczy. Inne dzielnice nie są zaleczane dla obcokrajowców. Warto o tym pamiętać.
Spacer, tak jak wczorajszy, był w centrum zwiedzając po raz kościół La Hermita.