0
pawelgadek 17 stycznia 2015 00:09
Image

Image

Image

Po ok. 2,5 h dotarliśmy na miejsce. Aguas Calientes to wioska zamieszkała przez ok. 2000 osób, zaś jej mieszkańcy w głównej mierze zajmują się turystyką. W związku z tym na miejscu można znaleźć ogromną ilość hoteli, restauracji oraz pubów. Po kilku minutach bez problemu znaleźliśmy nasz hotel, którym byliśmy zachwycenie: w cenie 35 soli od osoby mieliśmy do dyspozycji własny pokój z łazienką i ciepła wodą, zaś rano czekało na nas śniadanie. Jedynym minusem był brak dostępu do internetu (chociaż może to i lepiej).
Po zakwaterowaniu wybraliśmy się na kolację, jak również zwiedzanie wioski. Po powrocie do hotelu wcześnie położyliśmy się spać, ponieważ o 5 rano czekała nas pobudka i spacer na Machu Picchu. Dzień dwudziestu z pewnością zapamiętamy na bardzo długo...Dzień 20

Po szybkim śniadaniu w Hotelu punktualnie o godzinie 5 ruszyliśmy w kierunku Machu Picchu. Pogoda tego dnia dopisywała: pomimo tego, że było jeszcze ciemno, na zewnątrz temperatura wynosiła ok. 14 stopni, a co najważniejsze: nie padało. Istnieją dwie możliwości dotarcia na szczyt: pierwsza to przejazd autobusem (koszt 22 dolary za osobę w dwie strony), zaś druga to bardzo męczące podejście pod górę po schodach. Oczywiście zgodnie z naszymi ekonomicznymi założeniami, wybraliśmy opcję numer 2. Po niezwykle wymagającym spacerze, ok. godziny 8 znaleźliśmy się na samym szczycie. Widoki z wysokości ponad 2000 metrów, a także idealnie zachowane ruiny miasta Inków spowodowały, że na górze spędziliśmy rewelacyjny czas, non stop zachwycając się urokami tego cudu świata.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Po godzinie 11, ruszyliśmy w kierunku miejscowości Hidroelectrica, ponieważ o godzinie 14:30 miał czekać na nas bus. Pomimo tego, że w drodze powrotnej towarzyszyły nam opady deszczu, zejście z góry minęło stosunkowo szybko. Gorzej było z 11 kilometrowym odcinkiem Aguas Calientes- Hidroeletricta, gdyż tutaj pojawiły się oznaki zmęczenia i wycięczenia. Na szczęście na miejsce dotarliśmy ok. 14, gdzie wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami oczekiwaliśmy na odjazd busów. Niestety tutaj rozpoczęły się nasze nieoczekiwane problemy.. Nikt nie był nam w stanie powiedzieć z jakim przewoźnikiem i jakim busem mamy udać się w drogę powrotną (na miejscu spotkaliśmy parę osób, które tkwiły w tym miejscu przez długi czas). Na szczęście zostaliśmy wywołani przez jednego z kierowców, zasiedliśmy wygodnie w busie i ..zabawa rozpoczęła się na dobre. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów minęliśmy na trasie naszego wczorajszego kierowcę, który uszkodził busa. Dziękowaliśmy Bogu, że nie musimy przeżywać takiego koszmaru jak ostatnio, jednak nasze oczekiwanie i marzenia ni jak miały się do rzeczywistości. Nasz kierowca okazał się jeszcze lepszym rajdowcem niż kolega po fachu, przez co 6/14 osób w busie miało problemy żołądkowe. W związku z tym przez cala drogę w gronie polsko-francusko-chilijsko-japonskim pomagaliśmy wszystkim potrzebującym. Warto wspomnieć, ze głównym lekarstwem na wszelkie problemy zdrowotne w Peru jest rzucie liści koki;)

Mieliśmy nadzieję, ze koszmar jazdy już się zakończył, jednak ten dzień faktycznie miał być dla nas chyba niezapomniany. W połowie trasy... potrąciliśmy bowiem dość dużego psa. Kiedy już niemal byliśmy w miejscowości Cusco na jednym z zakrętów przy nadmiernej prędkości i panujących ciemnościach, otworzył nam się bagażnik, z którego wypadły nasze bagaże. Spowodowało to spore zamieszanie, ponieważ przy użyciu latarek i telefonów staraliśmy się odnaleźć nasze rzeczy. Przy samym dojeździe do minęliśmy naszego pierwotnego kierowcę, któremu tym raz zepsuł się bus i któremu udzieliliśmy pomocy.
Na szczęście około godziny 22 dotarliśmy do mieszkania i długo nie mogliśmy się otrząsnąć z przebytych wrażeń.

Dzień 21

Tego dnia obudziliśmy się stosunkowo późno, w związku z tym postanowiliśmy trochę odpocząć i wyczilować. Po śniadaniu ruszyliśmy na zwiedzanie Cusco, jak również odwiedziliśmy Kathię w agencji turystycznej i podziękowaliśmy jej za wszelaką pomoc. Tego dnia kończył się nasz pobyt w tym mieści, skąd mieliśmy udać się do Puno. Kilkugodzinny pobyt w mieście, upłynął nam w bardzo miłej atmosferze, w związku z czym w znakomitych nastrojach punktualnie o godzinie 22 wyruszyliśmy w kierunku miejscowości położonej nad jeziorem Titicaca.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

ImageDzień 22

Droga do Puno przebiegła nam stosunkowo szybko i tym razem bezproblemowo. Na terminalu zameldowaliśmy się już około godziny 5, skąd od razu poszliśmy do jednej z agencji turystycznych. Na nasze szczęście trafiliśmy na anglojęzycznego pracownika, który przedstawił nam wszystkie możliwe propozycje wyjazdu na wyspy. Z racji tego, że w międzyczasie (po kalkulacji finansów) zdecydowaliśmy pojechać na trzydniową wycieczkę na Salar de Uyuni, musieliśmy zweryfikować nasze plany i skrócić pobyt w Peru. W związku z tym po krótkiej dyskusji postanowiliśmy wybrać się na wyspę Amantani, spędzić tam noc,a następnego dnia odłączyć się od grupy i na własną ręką udać się z powrotem do Puno, skąd czekał nas wyjazd do boliwijskiej Copacabany.

Punktualnie o godzinie 7:30 rozpoczęliśmy naszą wyprawę po jeziorze Titicaca- będącym zarazem najwyżej położonym jeziorem żeglowym dla dużych statków i największym jeziorem wysokogórskim na Ziemi, położonym na wysokości ok. 3800 metrów. Po ok. 1,5 h dotarliśmy do pierwszego punktu wyjazdu, a mianowicie zbudowanych z trzciny pływających wysp Uros. Pomimo tego, że wiele osób zachwycało się nimi, tak u nas wywoływały one jedynie uśmiech na twarzy. O ile w przeszłości niektórzy mieszkańcy rzeczywiście egzystowali na wyspach, tak obecnie stanowią one jedynie pokazówę, zaś jej mieszkańcy żyją i pracują w głównej mierze w Puno.

Image

Image

Image


Następnym punktem była już oddalona od 4-5 h jazdy łódką wyspa Amantani zamieszkiwana przez ok. 4000 tysiące osób, której powierzchnia wynosi ok. 10 km2. Pierwsze wrażenie? Rewelacja! Bez prądu, internetu, telefonu, z dala od cywilizacji- bajka!
Po przyjeździe na miejsce zostaliśmy oddelegowani pod opiekę pani Walentiny, która miała czuwać nad naszym bezpieczeństwem przez cały pobyt na wyspie. Po zakwaterowaniu w dwuosobowym pokoiku (bardzo skromnym, lecz ładnym i schludnym), udaliśmy się na obiad przyszykowany przez naszego gospodarza. Na talerzu oprócz zupy znalazły się warzywa, żółty ser oraz ziemniaki (wszystko naturalne). Następnie punktem programu było zwiedzanie wyspy. Tego dnia szczęście nam dopisywało, ponieważ trafiliśmy akurat na święto Matki Boskiej Gromnicznej, przez co na wyspę zjechały się zespołu muzyczne z okolicznych miejscowości, przez co na miejscu panował istny karnawał. Wszystkie osoby były przebrane w najrozmaitsze stroje, zaś alkohol lał się strumieniami, przez co, m.in. straciliśmy naszego przewodnika, który skacowany odnalazł się dopiero następnego dnia.


Image

Image

Image

Image



Na wyspie znajdują się dwa górskie szczyty: Pachatata oraz Pachamama. Z racji dość sporych wysokości jak również ograniczonego czasu udało nam się zobaczyć tylko pierwszy szczyt, z którego rozciągał się niesamowity widok.

Image

Image

Image

Image



Po zejściu z góry wróciliśmy z powrotem do naszego gospodarza, gdzie zjedliśmy przepyszną kolację. Po posiłku zostaliśmy przebrani w typowe, peruwiańskie stroje i ... poszliśmy na lokalną dyskotekę.

Image

Niestety choroba wysokościowa (soroche), połączona ze sporym wysiłkiem dała się nam we znaki (okropny ból głowy), przez co byliśmy zmuszeni wrócić do pokoju i położyć się spać. Na zakończenie dnia nie zabrakło jednak cudownego lekarstwa- liści koki :)

Tak minął nam niezwykle udany dzień ! Wycieczkę na Amantani (stosunkowo tanią) polecamy każdemu !Dzień 23

Następnego dnia po ostatnim śniadaniu na wyspie odłączyliśmy się od całej grupy i ruszyliśmy w kierunku portu. Tam zgodnie ze wskazówkami Walentiny wsiedliśmy do lokalnej łodzi, którą popłynęliśmy do miejscowości Pucamayo. Na miejscu skorzystaliśmy z taryfy, która za drobną opłatą zawiozła nas do centrum "miasta", skąd busem po ok. 2 h jazdy dotarliśmy do Puno. Naszym kolejnym celem była boliwijska miejscowość Copacabana w związku z czym udaliśmy się na terminal, celem zakupu biletów. Niestety, z racji późnej pory wszystkie bilety zostały wyprzedane.. Standardowo już w takich sytuacjach byliśmy zmuszeni skorzystać z informacji turystycznej, gdzie doradzono nam by udać się do Copacabany na własną ręką. Jak? Zmiana terminala, bus do miejscowości Kasani, po czym transport do granicy ...rikszą na odcinku ok. kilometra, a następnie mikrobusem jakieś 2-3 km. Jak nam zasugerowano, tak zrobiliśmy. Pomimo teoretycznie sporych trudności nie natrafiliśmy praktycznie na żadne problemy.. Piszę praktycznie, ponieważ już na stronie boliwijskiej do autobusu weszła tamtejsza policja antynarkotykowa. Po kontroli paszportowej policjanci nakazali opuścić busa wszystkim mieszkańcom Ameryki Południowej (byli w mniejszości), a także... mojej skromnej osobie, jako jedynemu przedstawicielowi Europy ! Nie ukrywam, że trochę zrobiło mi się gorąco zważywszy na to, że miałem przy sobie cały worek liści koki. Warto wspomnieć, że jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy czy są one dozwolone w Boliwii czy też nie. Policjanci nakazali mi wyciągnąć bagaż i wyjąć wszystko ze środka. Pomimo tego, że wiedziałem co się w nim znajduje i że jedyną posiadaną przeze mnie używką jest lokalne piwo (woziłem je przez 3 dni, ponieważ na dużych wysokościach odechciewa się pić), czułem spory stres i niepokój. Naczytałem się bowiem, że policja często podrzuca turystom niedozwolone substancje, mając pretekst do aresztowania. Gdzie jak gdzie, ale tam nie chciałbym osiąść, zważywszy na to, że w Boliwii... nie ma polskiej ambasady! Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i mogliśmy ruszyć w dalszą podróż. Po dotarciu do granicy, szybciej odprawie meldunkowej, pojechaliśmy busem do Copacabany.

Sama miejscowość jest obszarem typowo turystycznym, gdzie podczas naszej podróży widzieliśmy najwięcej Europejczyków. Można powiedzieć, że stanowi ona główny punkt wypadowy na lokalne wyspy (m.in. Isla del Sol) oraz do stolicy państwa- La Paz. Na miejscu szybko rezerwujemy hotel nad samym jeziorem w cenie... 35 soli od osoby! (widok z okna).

Image


Wieczorem udajemy się na kolację, a także zwiedzanie miasta (można je całe spokojnie obejść piechotą). Wracając z powrotem do hotelu zakupiliśmy bilety na trasie Copacabana-La Paz-Uyunii, przez co zbliżyliśmy się do jak się później okazało- największej atrakcji tego wyjazdu, a mianowicie słynnej pustyni solnej- Salar de Uyunii !Dzień 24

Tego dnia zaplanowaliśmy wyjazd na Isla de Sol, jednak z racji tego, ze autobus do La Paz mieliśmy o godzinie 13:30 musieliśmy zweryfikować nasze plany. W związku z tym postanowiliśmy spędzić czas w Copacabanie i wybrać się na Drogę Krzyżową i znajdującej się obok niej na stromym i skalistym wzgórzu Kalwarię. Podejście na samą górę zajęło nam ok. 30 minut i było zdecydowanie łatwiejsze od wejścia na Machu Picchu. Na samej górze rozpościerały się przepiękne widoki na jezioro, góry, a także całą Copacabanę. Z powrotem postanowiliśmy zejść od drugiej strony Kalwarii, czego nie polecamy osobom nieprzygotowanym (fizycznie oraz sprzętowo), ponieważ zejście było stosunkowo strome i w niektórych miejscach niebezpieczne.
Następnie udaliśmy się do Sanktuarium Matki Bożej Gromnicznej, które jest niewątpliwie jednym z najstarszych i najważniejszych sanktuariów maryjnych Ameryki Łacińskiej, a także jednym z elementów bogatego, skomplikowanego kulturowego i religijnego tygla stanowiącego o fascynującym obliczu tej ziemi.


Image

Image

Image

Image

Image

Po zakupie pamiątek w lokalnym markecie punktualnie o 13:30 ruszyliśmy w kierunku La Paz. Na miejsce dotarliśmy 4h później, po czym wymieniliśmy zakupione wcześniej vouchery na bilety i o godzinie 19 wystartowaliśmy w długą podróż do Uyunii.Dzień 25, 26, 27

Po przyjeździe do Uyunii od razu udaliśmy się na poszukiwania biura podróży, których w "centrum" jest pełno. Po przejściu kilku miejsc natchnęliśmy się na biuro, gdzie pracowała anglojęzyczna pracownica. Ona też przekonała nas do zakupu wycieczki w kwocie ok. 100 dolarów za osobę (większość biur oferuje podobne ceny). Najdroższa była oferta firmy Red Planet, jednak cena 190 dolarów trochę odstraszała...

W cenie mieliśmy zapewnione transport, 3 posiłki, 2 noclegi, a także hiszpańskojęzycznego przewodnika. Wyjazd przeszedł nasze najśmielsze oczekiwanie. Brak słów, zobaczcie sami !


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (21)

pablo83_05 24 stycznia 2015 17:14 Odpowiedz
Super relacja! Czekam na więcej , może i ja kiedyś skorzystam z Waszych wskazówek .Pozdrawiam
brasilka2 1 lutego 2015 16:57 Odpowiedz
Fajnie się czyta Twoją relację :)Jestem tylko zszokowana warunkami, w jakich jechaliście z Rio do Foz. Ja wprawdzie nie przemierzałam tej trasy (do Foz dostałam się samolotem z Kurytyby), ale jestem zdziwiona, że na tak długiej trasie był taki fatalny autobus. Ja miałam szczęście wielokrotnie podróżować w komfortowych warunkach nawet na krótkich trasach, i to autobusem typu convencional (normalny).A numer o którym wspominasz to zapewne CPF. Nie-Brazylijczycy i osoby niebędące rezydentami go nie mają i nie mogą skorzystać z niższych cen biletów. To samo dotyczy przelotów - inne ceny z CPF, inne bez niego.Osobom podróżującym autobusami po Brazylii polecam wyszukiwarkę kursów, także po angielsku: http://www.buscaonibus.com.br/enBardzo dobrze się sprawdza.
bmontana 13 lutego 2015 20:07 Odpowiedz
super relacja, czekam na więcej i zdjęcia.
juve 13 lutego 2015 20:51 Odpowiedz
Fajnie się to czyta ale będzie jeszcze fajniej, kiedy relację uzupełnicie już o zdjęcia ;)
pawelgadek 13 lutego 2015 21:47 Odpowiedz
Cało i zdrowo wróciliśmy, także mamy już dostęp do lepszego sprzętu oraz zdjęć (pierwsze już dzisiaj), także na bieżąco będziemy uaktualniać:)Na zakończenie podamy informacje praktyczne, a także podsumujemy wszystkie koszty :)
legion1 15 lutego 2015 12:11 Odpowiedz
Super relacja! :) Sam wyruszam tam za miesiąc ;) w związku z tym mam 2 pytania, pisałeś o zamkniętej Maracanie, zamknięta była bo byliście o niewłaściwej porze czy po prostu nie można jej zwiedzać? Pytam bo to jeden z punktów mojego programu w Rio ;) Drugie pytanie dotyczy wejścia pod pomnik Chrystusa. Napisałeś, że można wejść pieszo, pytanie czy cała trasa jest możliwa do pokonania pieszo i czy wtedy pobierane są jakieś opłaty?
pawelgadek 15 lutego 2015 12:33 Odpowiedz
Legion1 napisał:Super relacja! :) Sam wyruszam tam za miesiąc ;) w związku z tym mam 2 pytania, pisałeś o zamkniętej Maracanie, zamknięta była bo byliście o niewłaściwej porze czy po prostu nie można jej zwiedzać? Pytam bo to jeden z punktów mojego programu w Rio ;) Drugie pytanie dotyczy wejścia pod pomnik Chrystusa. Napisałeś, że można wejść pieszo, pytanie czy cała trasa jest możliwa do pokonania pieszo i czy wtedy pobierane są jakieś opłaty?Dzięki :)Co do Maracany, to z nią jest zawsze problem, ponieważ nawet wśród lokalnych mieszkańców przyjęła określenie "wiecznie zamkniętej". Myśmy byli około południa i nie dało się wejść .. Chociaż prawdę powiedziawszy, to nie za bardzo jest co oglądać, ponieważ obecny stadion może pomieścić ok. 78 000 osób, więc jest jednym spośród wielu. Co do drugiego pytania, to pod Corcovado można wyjść/wyjechać na 4 sposoby:-piechotą (nie polecam),-autobus miejski + spacer od około połowy trasy. Ostatni przystanek to chyba-> Cosme Velho,-pociąg (spore kolejki, ale podobno mega widoki i ciut taniej),-van Analizując cały wyjazd doszliśmy do wniosku, że opcja vana jest najlepsza. Dlaczego? Ponieważ jest najszybsza, nie ma kolejek i jedziesz z samego dołu. Chcąc iść piechotą i tak musisz zapłacić wejściówkę w wysokości 34 reali ( w zależności od okresu w którym jedziesz). Dlatego lepiej dać te dwadzieścia parę złotych, wjechać i zjechać szybko i zaoszczędzić sporo czasu :)
legion1 15 lutego 2015 13:01 Odpowiedz
Może i stadion jak jeden z wielu, ale dla mnie punktem obowiązkowym praktycznie każdego wyjazdu jest zobaczenie lokalnego stadionu (meczu jak jest możliwość) i na nie jeden stadion wchodziłem po prostu na zasadzie szukania jakiejkolwiek luki gdzie można się przecisnąć na trybuny jeśli nie ma akurat możliwości zwiedzania ;) Będę w Rio pod koniec marca więc może turystów będzie już trochę mniej pod Chrystusem :) co do wejścia to rozważę każdą opcję, ale może faktycznie masz rację, że nie warto tracić zbędnie czasu ;)
klyz 15 lutego 2015 13:20 Odpowiedz
Świetna relacja! A zdjęcia po prostu zapierają dech ;) Czekam na więcej!
pado 17 lutego 2015 15:33 Odpowiedz
super relacja! szkoda, że moja żona boi się troszkę Ameryki południowej :)
falekkelaf 18 lutego 2015 14:33 Odpowiedz
Rewelacyjna relacja, na pewno będzie ona niezwykle pomocna przy organizacji podróży. Pozdrawiam i czekam na więcej!:P
pawelgadek 19 lutego 2015 15:59 Odpowiedz
Cała relacja będzie gotowa do końca przyszłego tygodnia :) Z racji wyjazdu muszę zaliczyć sesję na uczelni, także jest to trochę czasochłonne, a chciałbym żeby relacja była napisana w sposób profesjonalny.Tymczasem zapraszam do oglądania zdjęć z dnia 7 !
pawelgadek 26 lutego 2015 14:37 Odpowiedz
Od teraz zdjęcia i opisy będę wrzucał na bieżąco :)Zapraszam do przeglądania relacji - Paragwaj gotowy !
olus 4 marca 2015 01:56 Odpowiedz
Widziałam setki zdjęć z Uyuni, ale niezmiennie nadal każde następne robi niesamowite wrażenie. Zdecydowanie jedno z miejsc na świecie w którym muszę się kiedyś znaleźć.
popcarol 4 marca 2015 08:40 Odpowiedz
Ale super! Czekam na cd i podsumowanie kosztow:) pozdrawiam!!!
pawelgadek 15 marca 2015 16:54 Odpowiedz
Czas na ostatnią już część, czyli podsumowanie.Podsumowanie podzieliłem na 5 części:1) Transport,-samolota)Warszawa-Malaga, b)Malaga-Madryt-Rio de Janeiroc)Asuncion-Santiago-Limad)La Paz-Santa Cruz-Sao Pauloe)Sao-Paulo-Madryt-Bruksela-Warszawa-autokara) Rio do Janeiro - Foz do Iguacu - 1465 kmb) Ciudad del Este- Asuncion - 330 kmc) Lima- Ica - 290 kmd) Ica- Cuzco - 800 kme) Cuzco - Hidroelectrica - 210 kmf) Hidroelectrica- Cuzco - 210 kmg) Cuzco- Puno - 390 kmh) Puno- Copacabana- 223 kmi) Copacabana - La Paz - 144 kmj) La Paz - Uyunii - 730 kmk) Uyunii - La Paz - 730 kmSuma: ok. 5500 km :) -transport lokalny - pomimo wielu problemów ze zrozumieniem rozkładów jazdy, których nie ma, autobusy i metro są najpopularniejszymi środkami transportu, z których codziennie korzystaliśmy2)) NoclegiOpieraliśmy je głównie na Couchsurfing. Niekiedy plan wyjazdu ustalaliśmy tak, że przez noc jechaliśmy, a w dzień zwiedzaliśmy. I tak:a) 2 noce na lotnisku w Maladze oraz Asuncionb) 18 noclegów na Couchsurfingu (Diego, Bruno, Nelson, Bruno, Paloma, Luiz, William, Murillo)c) 3 noce w Hostelach ( Aquas Calientes, La Paz, Copacabana)d) 1 nocleg na wyspie u peruwiańskiej rodzinye) 2 noce podczas wycieczki na Salar de Uyuniif) Pozostałe noclegi w busie 3) Wyżywienie-generalnie żywiliśmy się we własnym zakresie. Najczęściej jedliśmy w restauracjach, za posiłki płacąc mniej więcej tyle co w Polsce. Niejednokrotnie byliśmy częstowani przez naszych hostów na Couchsurfingu lub sami coś przyrządzaliśmy. Generalnie jedzenie w Ameryce Południowej nie jest zabójczo drogie. 4) Porady-nie brać za dużo rzeczy (bardzo tanie pralnie),- broń Boże nie brać torby na kółkach (plecaki wystarczą. Ja na miesiąc miałem ze sobą 35 litrowy plecak i spokojnie wszystko pomieściłem). -warto wyrobić sobie kartę debetową (myśmy skorzystali z usług Aliora i za wypłacanie dolarów płaciliśmy prowizję w wysokości ok. 15 złotych, jednak uważamy, że lepiej poświęcić parę złotych niż nosić ze sobą gotówkę),-polecamy wyrobić studencką kartę ISIC (sporo zniżek)- dobrze znać podstawy języka, bo nie raz może być ciężko,- targować się gdzie się da ! :)- PELERYNY przeciwdeszczowe. Nie zajmują dużo miejsca, a nie raz uratowały nam życie,- koniecznie zabrać ze sobą buty trekkingowe. Zajmują sporo miejsca, ale bez nich nie pojechałbym na ten wyjazd.- generalnie być przygotowanym na zmiany klimatyczne (zakładając taką trasę jak my), także ciuchy na zimę/lato/wiosnę/jesień,- bilety autobusowe kupować na dworcach i targować się (przez internet są dużo droższe),- polecamy autokary semi-cama (rozkładane do połowy),- przewodniki tylko Pascala !- nie bać się, ale uważać :) Ciężko powiedzieć co jeszcze doradzić.. Jeśli macie jakieś pytania, chętnie pomogę ;) 5) Koszty (NA OSOBĘ)I chyba najważniejsza część, podsumowanie kosztowe.Podzielę je na dwie części:a) bilety lotnicze:a)Warszawa-Malaga - 284 złb)Malaga-Madryt-Rio de Janeiro - Sao Paulo-Madryt-Bruksela - 1321 złc)Asuncion-Santiago-Lima - 968 złd)La Paz-Santa Cruz-Sao Paulo - 1136 złe)Bruksela- Warszawa - 120 zł Razem: 3830 złb) cała reszta Wzięliśmy ze sobą 1100 dolarów, które w całości wydaliśmy. Muszę przyznać, że zostało nam sporo kasy na 7 dni do końca i zaczęliśmy trochę hulać. Zakupiliśmy sporo pamiątek jak również perfumy na lotnisku. Jednak doliczając wszelkie drobne koszty można założyć, że 30 dni w Ameryce Południowej kosztowały nas 4000 zł (przy normalnym kursie dolara) :) Muszę dodać, że żyliśmy normalnie, chodziliśmy na imprezy, przewaliliśmy trochę pieniędzy na głupoty, także nie oszczędzaliśmy za bardzo.Całość wyjazdu wyniosła nas ok. 7800 zł, także zakładając, że spędziliśmy poza domem ponad 30 dni uważam, że wcale nie przepłaciliśmy :))) W razie jakichkolwiek pytań, służę pomocą.
juve 15 marca 2015 20:49 Odpowiedz
Mega widoki! :) Koszt tego wyjazdu, biorąc pod uwagę jego długość, również super :)
djorkaeff 17 marca 2015 10:29 Odpowiedz
Hmm, najpierw napisane jest "na osobe", a pozniej "Całość wyjazdu wyniosła nas ok. 7800 zł". Rozumiem, ze 7800 na osobe?
popcarol 17 marca 2015 11:05 Odpowiedz
suuuper:)
pawelgadek 17 marca 2015 22:53 Odpowiedz
Djorkaeff napisał:Hmm, najpierw napisane jest "na osobe", a pozniej "Całość wyjazdu wyniosła nas ok. 7800 zł". Rozumiem, ze 7800 na osobe?Całość wyjazdu w dalszym ciągu liczona na osobę:) Zapomniałem jeszcze wrzucić zdjęc z Sao Paolo, ale za niedługo uzupełnię:)
polarcup 28 sierpnia 2015 09:50 Odpowiedz
Swietnie, dzięki za podsumowanie kosztów