0
Iza N. 29 września 2024 17:05
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Spędzamy trochę czasu na festiwalu, a potem udajemy się jeszcze na spacer po Kumasi, po bagaże i jedziemy na lotnisko. Naszym najwyższym priorytetem były 2 festiwale 07.01 oraz 10.01, jeden w Kumasi drugi w Ouidah, nie mamy całego dnia na przejazd busem z Kumasi do Accry. Jeszcze z Polski kupiłam wieczorny lot z Kumasi do Accry, żeby zaoszczędzić czas. Samolot jest o czasie, lecą z nami trzej królowie :D. Wysiadamy w Accrze, bierzemy taksę do stacji Tudu, gdzie jest upatrzony hotel. Jest już około 22, ale wysiadamy z taksówki i już słyszymy czy chcemy jechać do granicy z Togo. Plan zakładał, że prześpimy się i wtedy pojedziemy dalej, ale to by znaczyło, że może będziemy musieli czekać na zapełnienie się busika, a potem stać w ogromnych korkach. Postanowiliśmy reagować na bieżąco i mówię do męża, dobra jedziemy teraz, siłą rozpędu. Miałam e-sim z netem (bardzo słabo działający, ale jednak), pomyślałam, że jakiś hotel z recepcją 24h znajdziemy co by nas nad ranem przyjął w Lome. Wsiedliśmy do dzielonej taksówki i po 4.5 godziny byliśmy na granicy.
Na granicy koleś próbował wyłudzić od nas łapówkę, ale się nie daliśmy. Z mafią taksówkową było już gorzej i po stronie Togo, okrążyło nas pare typów, bardzo naciskając, żeby pojechać taksą. Daleko do miasta nie jest, więc teoretycznie dałoby się przejść, ale robiło się w mojej ocenie trochę niebezpiecznie, więc odpuściliśmy. Kosztowała nas to przyjemność 10 euro za 5 km. Koleś zawiózł nas do znalezionego hotelu, gdzie powinna być recepcja 24h, bardzo się wczuł, żeby znaleźć, a potem, żeby ktoś nam otworzył, więc przynajmniej usługa premium :D Padliśmy na ryjek około 5.Togo
08.01.2024

Takim jednak sposobem byliśmy już w Togo, a gdyż ponieważ, 10.01 już musimy być w Ouidah w Beninie, kupiliśmy sobie trochę więcej czasu w tym małym kraju.
Przeprowadzamy się do hotelu, który mieliśmy zarezerwowany na następną noc, a następnie jedziemy do Togoville. Taksiasz nas podrzuca do miejsca, z którego odpływają łódeczki. Znając reputację tego miejsca, nie mam zamiarutym razem się awanturować z nimi o cenę.

Image

Zaraz po wysiadce z łódki, pobierają za wstęp do wioski i bardzo nalegają na przewodnika. Na szczęście udaje się z niego zrezygnować. Do miejsc kultu VooDoo wstęp bez przewodnika jest rzekomo zabroniony.

W Togoville jest katedra, którą odwiedził Jana Paweł II, w związku z objawieniem Maryjnym. Katedra niestety zamknięta, ale zaglądamy przez okno.

Image

Ktoś może powiedzieć, że Ci przewodnicy często mają sporo ciekawych rzeczy do przekazania. I tak, czasem tak, a czasem gadają jak potłuczeni, skupiając się na rzeczach z naszego punktu widzenia nieciekawych, wymuszają dodatkowe napiwki i ciągną po straganach całej rodziny, więc no - loteria. Mi się lepiej zwiedza bez przewodników. Wioseczka jest dosyć malownicza.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Do świątyni Voodoo też zachodzimy.

Image

Image

W którymś momencie jakiś Pan pyta się, czy nam pokazać boginie Voodoo i się zgadzamy. Jest bardzo miły, zaprowadza nas do niej i mówi, że wioski pilnuje 5 takich bogiń oraz zachęca, żeby zostawić jej pieniążki. Raczej trafią do niego, ale że jest super miły, przystajemy na to ochoczo i zostawiamy jakieś pieniądze. Wolę zostawić tutaj, niż tym cwaniakom z portu.

Image

Wracamy łódeczką i bierzemy taksę powrotną do Lome.

Image

Image

Image

Wracamy do Lome, idziemy pokręcić się po mieście. Zachodzimy pod katedrę i ciągnący się wszędzie dookoła bazar. Bazar właściwy jest w remoncie, więc stanowiska sprzedawców są porozlewane na wszystkie ulicy otaczające katedrę. Mydło i powidło. Naszą uwagę przyciąga jednak porażający kontrast z Ghaną. Ludzie smutni, burzą się, żeby nie robić zdjęć, jeszcze przed sięgnięciem za aparat, wyciągają ręce po pieniądze na każdym kroku. Wiem, że to pewnie wynika z większej biedy, ale jest jak jest. Togo nie wywiera na nas pozytywnego wrażenia.

Image

Image

O pniższe zdjęcie też była awantura i machanie łapami.

Image

09.01.2024
Z rana jedziemy na targ fetyszy. Ciężko się patrzy na te martwe zwierzęta. Zastanawiam się ile z tych gatunków jest zagrożonych, mam wątpliwości moralne czy powinnyśmy odwiedzać to miejsce. Przewodnik mówi, jakby te tradycje dalej były kultywowane, a nie tylko przeznaczone pod turystów, ale ile jest w tym prawdy? Na pytanie czy zabijanie tych zwierząt jest na prawdę koniecznie, odpowiada coś w stylu „ i tak by zdechły”. Najgorzej patrzy mi się na martwe psy.

Z bólem serce jednak muszę przyznać, że miejsce jest interesujące.

Image

Image

Image

Image

Image

Jest też coś w rodzaju ołtarza. Przewodnik mówi, że widoczne tu szczątki zwierząt, nie były spalone, na co wskazywał by kolor, a wypalone przez słońce.

Image

Odwiedzamy też szamana, które za pieniążka obiecuje cuda na kiju. Nie skusiliśmy się jednak. Po około godzinie ulatniamy się stamtąd. Wystarczy tych wrażeń.

Image

Image

Wracamy do hotelu po bagaże i łapiemy taksę na granice z Beninem.

Benin
Granice przechodzimy bez większych przygód i przeszkód, a następnie łapiemy shared taxi w stronę Cotonou i wysiadamy na wysokości Ouidah. Do hotelu idziemy z buta. W hotelu wita nas właścicielka, która jest Szwajcarką. Bardzo narzeka na życie w Beninie, widać, że jest zmęczona.

Jemy coś i idziemy na miasto, bo choć oficjalnie festiwal dopiero jutro, dziś już sporo się dzieje.
Jeszcze tego nie wiemy, ale to będzie nawet lepszy dzień, więc spoko, że udało się przyjechać do Beninu sprawnie.

W pierwszej kolejności idziemy do Świątyni Pytonów, zwiedzamy ją, są pytony, wszystko się zgadza. Na placu pod Świątynią zaczęły się już tańce. Wygląda to ciekawie z kościołem na drugim planie. Przyglądamy się trochę, ponownie nikt nie ma pretensji o zdjęcia, ludzie są zajęci swoim sprawami.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Opuszczamy to miejsce i idziemy do świętego lasku.

To miejsce gdzie jest sporo posągów różnych bóstw w pięknym otoczeniu egzotycznych drzew. Jest dosyć późno, więc w cieniu drzew zdjęcia nie wychodzą dobrze. Ale przecież nie zdjęcia są najważniejsze. Nie możemy oderwać wzroku od tego co się dzieje dookoła nas. Tańce są bardzo ekspresyjne, rytmiczne bębny powodują, że ludzie wpadaj w trans. W otoczeniu lasu jest to widok, który z jednej strony hipnotyzuje, ale z drugiej powoduje, że czujemy się trochę dziwnie, zdając sobie sprawę, że niewiele z tego tak na prawdę rozumiemy.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

10.01.2024
Wczorajszy wieczór był niesamowity, więc oczekiwania co do zasadniczego dnia festiwalu wzrosły.
W pierwszej kolejności idziemy do miasta.


Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

elwirka 11 października 2024 12:08 Odpowiedz
Ale fajna relacja! Czekam na kolejne odcinki;-)
dmw 11 października 2024 23:08 Odpowiedz
Super zdjęcia ludzi Ashanti! Fajnie, że nie robili problemów z fotografowaniem.
sudoku 12 października 2024 17:08 Odpowiedz
Rewelacja. Czytając i oglądając takie relacje człowiek zdaje sobie sprawę, jak mało wie o świecie. O samym Kumasi słyszałem, ale nigdy nie myślałem, żeby tam jechać. A teraz znajdzie się chyba na mojej liście "must see".
m-karol 13 października 2024 17:08 Odpowiedz
Super relacja, unikalna trasa. Czekam na dalszy ciąg i podsumowanie wyjazdu
mordek 16 października 2024 12:08 Odpowiedz
Super relacja [emoji846]
japonka76 20 października 2024 23:08 Odpowiedz
Świetna relacja. Bardzo miło mi się z Wami podróżowało.
iza-n 20 października 2024 23:08 Odpowiedz
Dziękuję za wszystkie miłe słowa!