0
Iza N. 29 września 2024 17:05
Image

Image

Kończymy ze zwiedzaniem Elminy i wracamy do Cape Coast.
W Cape Coast chcemy zobaczyć jeszcze jeden fort – Fort William z latarnią morską, ale tak nas okrążają dzieciaki, że staje się to praktycznie niemożliwe.

Image

Wracamy w okolice portu, tym razem przy zachodzie słońca. Jest nawet ładniej niż o wschodzie. Kręcimy się jeszcze w okolicy, przyglądając się lokalnemu życiu.

Image

Image

Image

Image

Kończymy na piwku, to był długi dzień.

Image05.01.2024
Wstajemy rano idziemy na dworzec autobusowy. Dziś przemieszczamy się dalej, jedziemy do Accry. Jest już busik, ale nie chcemy kupić biletu zanim się nie zbierze trochę więcej osób, wszyscy nas zapewniają, że zaraz pojedzie, ale nauczeni doświadczeniem, nie wierzymy tak od razu. Na szczęście mają rację. Czekamy niecałe pół godziny i busik jest pełen i możemy jechać.
Meldujemy się w hotelu (niedaleko Tudu Station) i wyruszamy na zwiedzanie Accry.

W pierwszej kolejności jedziemy taksą do wytwórni słynnych ghańskich trumien. Zakład nazywa się Kane Kwei Carpentry Workshop i jest zlokalizowany w Teshie. Atrakcja dosyć ciekawa, ale dosłownie na 15 minut.

Image

Image

Image

Image

Ponieważ niedaleko od tego miejsca zaczyna się morze, uznajemy, że przed powrotem do Accry się tam przejdziemy. I ten spacer jest w sumie ciekawszy niż te trumny. Miejscowi się mocno dziwią naszym widokiem, ale dziarsko idziemy dalej i po paru zakrętach w końcu ukazuje nam się plaża.

Nie do końca się tego spodziewaliśmy. Niewiarygodne ilości śmieci, świnie w nich grzebiące i ścieki ciurkające do morza. No full komplet.

Image

Image

Image

Wracamy na główną ulicę i bierzemy taksę powrotną do Accry. Wysiadamy w pobliży fortu Osu, ale ten pełni rolę więzienia i nie można go zwiedzać, a jedynie zrobić zdjęcie z dystansu. Dalej chcemy iść z buta, aż do Jamestown.

Zachodzimy na obiad do Osekan Bar. Dostajemy kurczaka, który nawet nie jest ciepły, więc trochę się boimy czym to skończy, ale kończy się bez rewolucji żołądkowych.

Image

To jest skill – jak drukowane.

Image

Zachodzimy do Ussher Fort. Ma trochę vibe Alcatraz z tymi piętrowymi celami.

Image

Image

W forcie przykleja się do nas przewodnik i za wszelką cenę chce nas oprowadzić po Jamestown. Mówimy mu, że jesteśmy zmęczeni i nie będziemy w ogóle zwiedzać dalej. Nie lubię takich naciągaczy. Żeby jeszcze rzeczywiście mogli się podzielić jakimiś smaczkami na temat miejsca, często jednak chodzi tylko o wyciągnięcie niewspółmiernie dużej kasy za swojej wątpliwej jakości usługi.

Wychodząc z fortu, kierujemy się do portu Jamestown i wtedy widzimy naszego niedoszłego przewodnika, a on oczywiście nadal chce nas oprowadzać. Udaje nam się jednak go spławić.
Jamestown port jest najbrudniejszy i najbrzydszy ze wszystkich portów, które odwiedziliśmy. Na skarpie schodzącej do morza widać palące się śmieci.

Image

Image

Image

Image

Wracamy przez Jamestown, które według opisów z Internetu ma mieć urok Stone Town z czasów przed odkryciem Zanzibaru przez masową turystykę. Ja tego kompletnie nie widzę. No bez porównania.

Image

06.01.2024
Dziś kolejny dzień w całości przeznaczony na przemieszczanie się. Jedziemy do Kumasi.
Rano bierzemy taksę i jedziemy na dworzec autobusowy, żeby złapać busa. Na dworcu jest dosłownie milion osób. Ustawiamy się w kolejce, ale okazuje się, że to w ogóle nie jest kolejka, poza tym w ogóle się nie przesuwa. Zostawiam męża i idę podpytać do kas. Dopycham się do właściwej kolejki, potem przepycham się do okienka, bo inaczej się nie da. A w okienku Pani mówi, że mają globalną awarię autobusów i autobusów nie ma. Na pytanie, kiedy będą odpowiada, że nie wie. To trochę komplikuje nam sprawę, bo jutro festiwal w Kumasi i bardzo nam zależy, żeby na nim być. Mówi nam jednak, że po drugiej stronie dworca można się ustawić w kolejce po bilet innego przewoźnika. Patrzymy na tą kolejkę. Nie ma końca.

Image

Image

I wtedy jakiś ogarniacz widząc nasze miny i ogólne zakłopotanie, mówi, że zaraz będzie autobus, i on nam załatwi bilety. Wiemy, że będzie chciał za to pewnie sporo więcej, ale na tym etapie zupełnie nas to nie obchodzi i uznajemy, ze idziemy w to. Czekamy może z 40 minut i podjeżdża autobus, kolejny ograniacz przejmuje nas i sprzedaje nam bilety, z pominięciem tej niewiarygodnie długiej kolejki. Co więcej nawet nas mocno nie przycinają, płacimy z 1.5 razy więcej niż standardowy bilet. Chciałabym napisać, że gryzie nas sumienie, bo to nie fair, ale prawda jest taka, że siedzimy szczęśliwi w autobusie. Autobus wyrusza. Wyczytałam, że będziemy jechać około 5h. Hehe, taki żarcik. Przez remonty na drogach, jedziemy w sumie 8h, i to tylko dlatego, że wysiadamy przed Kumasi i łapiemy taksę. Autobus dojeżdżając do miasta, zatrzymuje się co chwilę i wtedy rozpoczyna się żmudny proces wypakowywania wszystkich tobołków pasażerów, więc uznajemy, że będzie szybciej taksą pokonać ostatni odcinek. Przemieszczamy się też w gigantycznym korku, więc mamy nadzieję, że może taksiarz trochę go ominie. Ominął, ale przejechał jakieś 20 km, zamiast 5. Dojeżdżamy do hoteliku, dostajemy ogromny pokój i idziemy coś zjeść. W pobliżu jest restauracja serwująca dania kuchni ghańskiej. Zamawiamy mnóstwo rzeczy – rybę, ale też platana smażonego w ostrych przyprawach z orzeszkami i szczypiorkiem. Ten banan jest zdecydowanie lepszy, zarówno ostrość, jaki i szczypiorek super przełamują słodki smak. W takim wydaniu smakuje mi znacznie lepiej. Zamawiamy też pikantny gulasz z fasoli i 2 lokalne wina, które są po prostu bardzo dziwne.

Image

07.01.2024
Dziś dzień festiwalu Akwasidae. Festiwal obchodzony jest przez lud i wodzów Ashanti, co 6 tygodni, w niedzielę. Zaczynamy jednak od zwiedzenia Manyia Palace Museum. Zwiedzanie jest zorganizowane z przewodnikiem, skupia się na historii Królestwa Ashanti przez kolonizacją. W tym miejscu chętnie napisałabym kilka pięknych, elokwentnych zdań o bezsensie podziału pokolonialnych granic i innych aspektach geopolityki, ale obawiam się moja wiedza na ten temat jest do tego niewystraczająca.

Image

Po zwiedzaniu udajemy się na plac nieopodal muzeum, gdzie ma się odbyć festiwal. Wikipedia mówi, że celem świętowania jest głównie czczenie przodków. My mieliśmy jednak niedoparte wrażenie, że chodzi również o celebrację kultury Ashanti, swojego dziedzictwa. Ma formę radosnego pikniku: granie na bębnach, tańce, śpiewy, wystrzały z broni (mało nie ogłuchliśmy), składanie darów, aż w końcu procesja z królem i długa kolejka do uściśnięcia dłoni króla.

Ludzie przesympatyczni, zero spiny na zdjęcia, wręcz jeszcze nas zachęcali, żeby robić. Uśmiechają się, pozują, zagadują, no sielanka. Widać, że są bardzo dumni ze swojej kultury. Wszyscy w pięknych tradycyjnych strojach. Festiwal podoba nam się bardzo, 10/10, czas upływa nam super przyjemnie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Są trzej królowie ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Zrób mi takie, że niby moja :D

Image

Są jakieś VIPy.

Image

Image

Image

Image

No i oczywiście sam król, we własnej osobie.

Image

Image

Image

Dziewczyny wyglądają pięknie w tych strojach.

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

elwirka 11 października 2024 12:08 Odpowiedz
Ale fajna relacja! Czekam na kolejne odcinki;-)
dmw 11 października 2024 23:08 Odpowiedz
Super zdjęcia ludzi Ashanti! Fajnie, że nie robili problemów z fotografowaniem.
sudoku 12 października 2024 17:08 Odpowiedz
Rewelacja. Czytając i oglądając takie relacje człowiek zdaje sobie sprawę, jak mało wie o świecie. O samym Kumasi słyszałem, ale nigdy nie myślałem, żeby tam jechać. A teraz znajdzie się chyba na mojej liście "must see".
m-karol 13 października 2024 17:08 Odpowiedz
Super relacja, unikalna trasa. Czekam na dalszy ciąg i podsumowanie wyjazdu
mordek 16 października 2024 12:08 Odpowiedz
Super relacja [emoji846]
japonka76 20 października 2024 23:08 Odpowiedz
Świetna relacja. Bardzo miło mi się z Wami podróżowało.
iza-n 20 października 2024 23:08 Odpowiedz
Dziękuję za wszystkie miłe słowa!