Jak wszędzie na Seszelach były też piękne widoki, co kusiło do robienia zdjęć.
Zahaczyliśmy też o Doctor's House - willę w stylu kolonialnym, w której znajduje się muzeum historii wyspy. W środku tablice opisujące historię wyspy, oraz makieta wyspy.
Popływaliśmy trochę w oceanie aż przypłynęła nasza łódka. Chłopak był na tyle sympatyczny, że po drodze zabrał nas jeszcze na malutką wysepkę na snorkeling.
Fale i prądy były dosyć duże, więc skorzystałem tylko ja
Przeszedłem się też na "drugą stronę" - też ładnie.
A teraz mój namba łan - zdjęcie zrobione w drodze powrotnej na naszą plażę:
Koszt wycieczki 40 20 euro.
cdn - La Digue
gosiagosia napisał:
Co dziwniejsze: to samiec tak się drze
:lol:
To ze zmęczenia. Czy Ty wiesz, ile przy jego żółwim stylu bycia, musi to kosztować wysiłku
:mrgreen: Albo z rozpaczy - bo następny raz za rok
:lol:
odc. 9 – La Digue
Na La Digue popłynęliśmy promem. Biletów nie trzeba kupować wcześniej. Kupiliśmy w porcie. Jeśli pamięć mnie nie myli, zapłaciliśmy po 20 euro RT/os, na dzień dzisiejszy jest to wydatek 30 euro. Nie trzeba od razu deklarować o której powrót, można wybrać 1 z 3 promów powrotnych.
Po przybyciu na miejsce wypożyczyliśmy rowery i postanowiliśmy odwiedzić kilka plaż. Były też taksówki, ale nie skorzystaliśmy:
Najpierw pojechaliśmy na Anse Severe. Zanim jednak dotarliśmy do celu spotkała nas przygoda. Odpadł nam pedał od roweru
:D Nie wiem jak to się stało, ale miałem przy sobie niezbędnik. Takie kombinerki i śrubokręt z różnymi końcówkami w jednym. Po krótkiej naprawie - dotarliśmy.
Z brzegu było widać jakąś wysepkę, nie znam nazwy.
Fale były duże, więc pływałem tylko ja.
Potem przyszła kolej na Anse La Reunion.
Było z niej ładnie widać Praslin.
Na koniec przeszła pora na Anse Source d'Argent – jedną z najbardziej znanych plaż świata. Jest dosyć mała, przy brzegu same rafy i kamienie, do pływania więc za bardzo się nie nadaje, za to widoki rekompensują te niedostatki. Aby na nią się dostać – trzeba wykupić bilet do parku narodowego. My płaciliśmy po 75 rupii od osoby, na dzisiaj to chyba stówa.
No dobra jeszcze jedno zdjęcie.
cdn – Anse Lazio i wielki jaszczurodc. 10 – Anse Lazio i wielki jaszczur
Na Lazio wybraliśmy się znowu łódką, taką co to ma silnik zamiast wioseł
:) Pogoda była taka sobie. Wszędzie wkoło ciemne chmury i zanosiło się na deszcz, dlatego po przybyciu rozłożyliśmy się pod palmami, których na plaży nie brakowało.
Popływałem trochę z maską i rurką, ale rybki były tylko po prawo, przy skałach.
Dzień upłynął na słodkim leniuchowaniu i pływaniu. W zasadzie to pokropiło tylko trochę, czasem się przejaśniało. Po południu przypłynął po nas chłopak, który nas przywiózł. Z łódki pykłem jeszcze parę fotek.
Popłynęliśmy trochę naokoło i gościu mówi do nas – patrzcie jaki wielki jaszczur.
Faktycznie - formacja skalna – wyglądająca zupełnie, jak wspinająca się jaszczurka. Gdy dopływaliśmy do naszej plaży, znowu z lekka popadało, po czym ukazała się tęcza
:mrgreen:
Na dowód, że padało mamy nawet krople wody na kwiatach.
Wybraliśmy się jeszcze na spacer. Była to pora karmienia ptaków, więc wszystkie spokojnie siedzące na krzewach, dachach i drzewach,
pojawiły się w jednym miejscu.
Koszt wycieczki: 20 euro.
cdn – Felicite i Coco Islandodc. 11 - Felicite i Coco Island
Dwa dni wcześniej chodził sobie po plaży gostek i namawiał na wycieczki. Daliśmy się namówić i nie żałujemy. Rano wstaliśmy i udaliśmy się na umówiony punkt zborny. Było częściowe zaćmienie słońca
:mrgreen: więc oczekując na łódkę zrobiliśmy parę fotek.
Z lekka spóźniony pojawił się nasz przewodnik, może zgubił drogę po ciemku
:D
Na Felicite jest kawałek, ale podróż minęła spokojnie. Płynęliśmy w 3 pary, plus kapitan i pierwszy oficer
:D Dobiliśmy do Felicite, do plaży, przy której była rozpoczęta budowa przystani dla łódek. Po okolicznych drzewach śmigały felsumy:
a po zakamarkach łaziły takie wieeelkie, kolorowe kraby
:mrgreen:
Tuż przy brzegu natomiast - można było spotkać żółwia wodnego:
a nawet zrobić sobie z nim zdjęcie.
Popływali, poopalali się, uwolnili żółwia, no to trzeba by coś zjeść. Jak to zwykle na takich wycieczkach bywa, grill był wliczony w cenę. Rozpalili go na plaży:
Ryba była pyszna. Poczekaliśmy jeszcze trochę, coby w brzuchach się poukładało, a w tzw międzyczasie zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć
Na koniec pobytu chłopaki chcieli nam opylić willę z basenem:
Była bardzo ładna i bardzo droga, usytuowana na lekkim wzniesieniu. Nikt nie kupił
:mrgreen: Kiedy zeszliśmy na dół - ruszyliśmy w drogę na Coco. Było w miarę blisko. Oto i ono.
Przy Coco popływaliśmy z żółwiami. Było ich sporo więcej niż na Felicite, jak również sporo kolorowych rybek , większych i mniejszych. Przyszedł w końcu czas wracać. W czasie podróży powrotnej z cyknąłem parę zdjęć z łódki:
Następnego dnia mieliśmy lecieć, więc po powrocie kupiliśmy jeszcze w miejscowym sklepiku pamiątki.
cdn – Pożegnanie z Afrykąodc. 12 i ostatni – Pożegnanie z Afryką
W związku z tym, że prom na Mahe mieliśmy późno po południu, postanowiliśmy do tego czasu poleniuchować na plaży oraz pożegnać się ze znajomymi. Niebo było zachmurzone, czasami tylko z lekkimi przejaśnieniami, jak na zdjęciach. Korzystając z tego uciekłem z leżakiem spod drzew. I co? I zjarałem się
:!: Zapomniałem, że słońce w tropikach opala przez chmury! Jak ktoś jeszcze tego nie doświadczył – uważacie.
Pamiątkowe zdjęcie i sajonara pierwszego oficera statku, którym płynęliśmy na Felicite i Coco, z panoramą naszej plaży w tle:
Pamiątkowe zdjęcie gościa, rodowitego miejscowego, który przeprowadził się do Włoch i harata zawodowo w gałę w Serie C. Pamiętam nawet jego imię, gdyż na imię ma Imie
:mrgreen:
Plaży, na której piasek jest konsystencji mąki.
Na miejscu został jeszcze jeden kumpel, kolejna psina, zasłania butelki po Seybrew:
MaPS napisał:O!
:o Ktoś moją relację zauważył
:D Przecież dawaliśmy znac, ze lubimy:) I gratulacje, za dynamikę w umieszczaniu kolejnych odcinków relacji
:)
Dzięki za relację. My byliśmy na Seszelach w 2013 i jakoś do tej pory nie mam czasu na relację z podróży. Miło jest pooglądać zdjęcia z Anse Major
:). Ten nietoperz o imieniu Flying Fox (jego właściciel go tak przedstawiał, jest bardzo przyjemny
;). My teź wybraliśmy drogę but + autobus
:)
Z cyklu wiedza bezużytezcna na dziś:Wasz sympatyczny towarzysz śniadania to gatunek pochodzący z Madagaskaru Foudia madagascariensisTak gdybyście się zastanawiali
:)
Ja słyszałam. Te żółwie...Najpierw usłyszeliśmy te dzikie odgłosy. Byłam przekonana, że ktoś krzywdzi w bestialski sposób jakies duże zwierzę więc zmusiłam męża, żebyśmy poszli w kierunku tego strasznego rzężenia... na ratunek
:mrgreen: Mało nie umarł ze śmiechu, kiedy zobaczył do czego dobiegliśmy w ramach pomocy humanitarnej
:oops: Co dziwniejsze: to samiec tak się drze
:lol:
A jak tam jest z ewentualnymi komarami, muchami i innymi robalami, szczególnie jeśli się zapuści głęboko "w las"?Pytam, bo one mnie lubią, a ja ich nie
;)
O kurczę..Tak sobie siedzę i lampię się w kompa bez żadnego większego sensu,a tymczasem - borem lasem, moja relacja trafiła na główną do blogów
:DSzczęśliwego Nowego RokuŻyczę wszystkim, aby dane Wam było spędzić Nowy Rok w drodze na Seszele
:)
@MaPS, jako że odwiedziłeś tyle wysp, to mógłbyś napisać którą najbardziej polecasz na 5 dniowy pobyt? La Digue odwiedziłem 3 lata temu i bardzo mi się podobało, ale nie mam pomysłu na tegoroczny pobyt
;)
Dołączam się do pytania, bo widzę że wątek trochę umiera
:( mi bardziej zależy na odpowiedzi na pytanie którą z wycieczek wybrać? Mamy łącznie 3 noclegi na Mahe, po 5 na Praslin i La Digue. Nie wiem czy będziemy korzystać z tylu wycieczek, dlatego chciałbym wiedzieć, na którą warto bardziej, na którą trochę mniej?Pozdrawiam.
Przepraszam wszystkich za tak późną odpowiedź, ale w tzw. sezonie bardzo ciężko u mnie z czasem
;) i bardzo rzadko zaglądam na forum.A o tym temacie prawie już zapomniałem.@przemos74 - pewnie już za późno, mam nadzieję, że miałeś wspaniały wypad - ale dla potomnych polecam Praslin.Cisza, spokój, ładne plaże, dobra baza wypadowa do odwiedzenia paru innych wysp, no i pole golfowe
:D
Jak wszędzie na Seszelach były też piękne widoki, co kusiło do robienia zdjęć.
Zahaczyliśmy też o Doctor's House - willę w stylu kolonialnym, w której znajduje się muzeum historii wyspy.
W środku tablice opisujące historię wyspy, oraz makieta wyspy.
Popływaliśmy trochę w oceanie aż przypłynęła nasza łódka. Chłopak był na tyle sympatyczny, że po drodze zabrał nas jeszcze na malutką wysepkę na snorkeling.
Fale i prądy były dosyć duże, więc skorzystałem tylko ja
Przeszedłem się też na "drugą stronę" - też ładnie.
A teraz mój namba łan - zdjęcie zrobione w drodze powrotnej na naszą plażę:
Koszt wycieczki
4020 euro.cdn - La Digue
To ze zmęczenia. Czy Ty wiesz, ile przy jego żółwim stylu bycia, musi to kosztować wysiłku :mrgreen:
Albo z rozpaczy - bo następny raz za rok :lol:
odc. 9 – La Digue
Na La Digue popłynęliśmy promem. Biletów nie trzeba kupować wcześniej. Kupiliśmy w porcie. Jeśli pamięć mnie nie myli, zapłaciliśmy po 20 euro RT/os, na dzień dzisiejszy jest to wydatek 30 euro. Nie trzeba od razu deklarować o której powrót, można wybrać 1 z 3 promów powrotnych.
Po przybyciu na miejsce wypożyczyliśmy rowery i postanowiliśmy odwiedzić kilka plaż. Były też taksówki, ale nie skorzystaliśmy:
Najpierw pojechaliśmy na Anse Severe. Zanim jednak dotarliśmy do celu spotkała nas przygoda. Odpadł nam pedał od roweru :D Nie wiem jak to się stało, ale miałem przy sobie niezbędnik. Takie kombinerki i śrubokręt z różnymi końcówkami w jednym. Po krótkiej naprawie - dotarliśmy.
Z brzegu było widać jakąś wysepkę, nie znam nazwy.
Fale były duże, więc pływałem tylko ja.
Potem przyszła kolej na Anse La Reunion.
Było z niej ładnie widać Praslin.
Na koniec przeszła pora na Anse Source d'Argent – jedną z najbardziej znanych plaż świata. Jest dosyć mała, przy brzegu same rafy i kamienie, do pływania więc za bardzo się nie nadaje, za to widoki rekompensują te niedostatki. Aby na nią się dostać – trzeba wykupić bilet do parku narodowego. My płaciliśmy po 75 rupii od osoby, na dzisiaj to chyba stówa.
No dobra jeszcze jedno zdjęcie.
cdn – Anse Lazio i wielki jaszczurodc. 10 – Anse Lazio i wielki jaszczur
Na Lazio wybraliśmy się znowu łódką, taką co to ma silnik zamiast wioseł :)
Pogoda była taka sobie. Wszędzie wkoło ciemne chmury i zanosiło się na deszcz, dlatego po przybyciu rozłożyliśmy się pod palmami, których na plaży nie brakowało.
Popływałem trochę z maską i rurką, ale rybki były tylko po prawo, przy skałach.
Dzień upłynął na słodkim leniuchowaniu i pływaniu. W zasadzie to pokropiło tylko trochę, czasem się przejaśniało. Po południu przypłynął po nas chłopak, który nas przywiózł. Z łódki pykłem jeszcze parę fotek.
Popłynęliśmy trochę naokoło i gościu mówi do nas – patrzcie jaki wielki jaszczur.
Faktycznie - formacja skalna – wyglądająca zupełnie, jak wspinająca się jaszczurka. Gdy dopływaliśmy do naszej plaży, znowu z lekka popadało, po czym ukazała się tęcza :mrgreen:
Na dowód, że padało mamy nawet krople wody na kwiatach.
Wybraliśmy się jeszcze na spacer. Była to pora karmienia ptaków, więc wszystkie spokojnie siedzące na krzewach, dachach i drzewach,
pojawiły się w jednym miejscu.
Koszt wycieczki: 20 euro.
cdn – Felicite i Coco Islandodc. 11 - Felicite i Coco Island
Dwa dni wcześniej chodził sobie po plaży gostek i namawiał na wycieczki. Daliśmy się namówić i nie żałujemy.
Rano wstaliśmy i udaliśmy się na umówiony punkt zborny. Było częściowe zaćmienie słońca :mrgreen: więc oczekując na łódkę zrobiliśmy parę fotek.
Z lekka spóźniony pojawił się nasz przewodnik, może zgubił drogę po ciemku :D
Na Felicite jest kawałek, ale podróż minęła spokojnie. Płynęliśmy w 3 pary, plus kapitan i pierwszy oficer :D Dobiliśmy do Felicite, do plaży, przy której była rozpoczęta budowa przystani dla łódek.
Po okolicznych drzewach śmigały felsumy:
a po zakamarkach łaziły takie wieeelkie, kolorowe kraby :mrgreen:
Tuż przy brzegu natomiast - można było spotkać żółwia wodnego:
a nawet zrobić sobie z nim zdjęcie.
Popływali, poopalali się, uwolnili żółwia, no to trzeba by coś zjeść. Jak to zwykle na takich wycieczkach bywa, grill był wliczony w cenę. Rozpalili go na plaży:
Ryba była pyszna. Poczekaliśmy jeszcze trochę, coby w brzuchach się poukładało, a w tzw międzyczasie zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć
Na koniec pobytu chłopaki chcieli nam opylić willę z basenem:
Była bardzo ładna i bardzo droga, usytuowana na lekkim wzniesieniu. Nikt nie kupił :mrgreen: Kiedy zeszliśmy na dół - ruszyliśmy w drogę na Coco. Było w miarę blisko. Oto i ono.
Przy Coco popływaliśmy z żółwiami. Było ich sporo więcej niż na Felicite, jak również sporo kolorowych rybek , większych i mniejszych. Przyszedł w końcu czas wracać. W czasie podróży powrotnej z cyknąłem parę zdjęć z łódki:
Następnego dnia mieliśmy lecieć, więc po powrocie kupiliśmy jeszcze w miejscowym sklepiku pamiątki.
cdn – Pożegnanie z Afrykąodc. 12 i ostatni – Pożegnanie z Afryką
W związku z tym, że prom na Mahe mieliśmy późno po południu, postanowiliśmy do tego czasu poleniuchować na plaży oraz pożegnać się ze znajomymi. Niebo było zachmurzone, czasami tylko z lekkimi przejaśnieniami, jak na zdjęciach. Korzystając z tego uciekłem z leżakiem spod drzew. I co? I zjarałem się :!: Zapomniałem, że słońce w tropikach opala przez chmury! Jak ktoś jeszcze tego nie doświadczył – uważacie.
Pamiątkowe zdjęcie i sajonara pierwszego oficera statku, którym płynęliśmy na Felicite i Coco, z panoramą naszej plaży w tle:
Pamiątkowe zdjęcie gościa, rodowitego miejscowego, który przeprowadził się do Włoch i harata zawodowo w gałę w Serie C. Pamiętam nawet jego imię, gdyż na imię ma Imie :mrgreen:
Plaży, na której piasek jest konsystencji mąki.
Na miejscu został jeszcze jeden kumpel, kolejna psina, zasłania butelki po Seybrew:
Jeszcze rzut oka na niebo przez drzewo :)