+5
prodrewno 23 czerwca 2015 22:23
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Pan z mini tokarką napędzaną stopą.

Image

Image

Image

Image

Image

Image


7.05

Chciałem zacząć tradycyjnie: pobudka, śniadanie...ale tego dnia, którego czas odgrywa akurat ważną rolę, budzik dzwoni..., ale wg czasu polskiego. Kilka minut po planowanej godzinie wyjazdu, stawiamy się w ustalonym miejscu. Marokańczycy czas liczą inaczej niż my, śmie twierdzić że znacznie wolniej, toteż okazuje się, że dajemy radę jeszcze kupić śniadanie "do ręki". Lądujemy w naszym transporcie, który ma nas zawieźć do wodospadu w miejscowości Ouzud. Podróż do najkrótszych nie należy, ale po kilku godzinach docieramy na miejsce. Ogarniamy okolicę standardowo czyli bez przewodnika, co okazało się słusznym rozwiązaniem - trudno się na miejscu zgubić. Jadąc nad “duży wodospad”nastawiony byłem nijako, zwłaszcza bo odwiedzeniu kilka lat temu wodospadów i kaskad w Chorwacji, które za bardzo nie robiły na mnie wrażenia, ale może to kwestia ilości ludu na miejscu. W Ouzud można było na spokojnie, niespiesznie podejść na prawdę blisko wody i chyba zrozumiałem dlaczego pewien podróżnik Wojciech Dąbrowski, którego wiele razy słyszałem w radiu, tak bardzo jara się wodospadami. 40 stopni w cieniu, powietrze stoi, a człowiek nagle znajduje się w miejscu o zupełnie innym klimacie. "Bryza", zdecydowanie niższa temperatura, dźwięk wody spadającej z na prawdę dużej wysokości i sam widok sprawiają, że podczas tych chwil człowiek czuje się jak w innym świecie, warto wyłączyć się na parę sekund i czerpać z tego co słychać, widać a nawet czuć. Stwierdzam, że na prawdę warto jeździć w takie miejsca i zapomnieć na chwilę o aparatach fotograficznych, kamerach itp. a zamiast tego chłonąć jak najwięcej z tej konkretnej chwili, egoistycznie, dla siebie, a nie po to aby potem pokazać zdjęcia rodzinie czy znajomym. To uczucie przy wodospadzie w Ouzud z pewnością pozostanie na długo w pamięci.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


8.05 piątek, ostatni dzień w Maroku.

W ramach odpoczynku urządziliśmy sobie dzień ogrodowy. Zostało trochę kasy więc śmigamy taksą do ogrodu imienia Jardin Majorella. Ciekawe, choć niewielkie miejsce pozwala odsapnąć w cieniu wielkich palm, bambusów, kaktusów i innej roślinności. Urzeka nasycenie koloru niebieskiego, którym pomalowane są wszelkie murki, altany i budynki. Ogród (nie biorąc pod uwagę zagęszczenia roślinności) przypomina nieco nasze arboreta, w których podobnie jak tutaj można spotkać rośliny z różnych części świata - oczywiście adekwatne do klimatu panującego w danym ogrodzie. W podróżach często dążymy do osiągnięcia jakiegoś celu, odwiedzenia miejsca czy przeżycia wydarzenia. W naszym wypadzie do ogrodu Jardin najfajniejsza okazała jednak sama podróż powrotna, czyli coś co miało być tylko środkiem do osiągnięcia celu. Otóż taksiarze z petit taxi nie byli skorzy do zbytniego obniżania ceny, więc musieliśmy poszukać czegoś innego. Jak to bywa w Maroku, często długo szukać nie trzeba i po kilkudziesięciu metrach natrafiliśmy na babkę z torebką na ramieniu siedzącą w trzykołowym motorku - dogadujemy się co do kwoty i wsiadamy na pakę. Dla jasności - nie był to żaden luksusowy, kolorowy pojazd z balonikami i wstążeczkami tylko stary zdezelowany mały trójkołowiec z kawałkiem miejsca do siedzenia z tyłu. I był to jeden z najbardziej niesamowitych przejazdów jaki odbyliśmy w całym życiu! Smród spalin, pęd wiatru, ciągłe trąbienie zewsząd i babka z torebką która pędziła jak rakieta! Ten motorek nie miał raczej zawieszenia z tyłu bo strasznie tłukliśmy na każdym wyboju i były obawy czy nie przechylimy się i nie rypniemy fikołka całym pojazdem. Jechaliśmy jakieś 15 minut, ale kolejne 15 dochodziliśmy do siebie po tej przyjemności. Niesamowite przeżycie.Po południu spotykamy się z wcześniej poznaną Marokanką - "Seehim". Koleżanka zabiera nas do parku ze sztucznym jeziorkiem i budyneczkiem znanym z widokówek. Zalegają w nim głównie tubylcy, turystów praktycznie brak. Samo miejsce jest średnio urokliwe, deptak z jeziorem i trybunami a na około hektary drzewek oliwnych. Co prawda o zachodzie słońca to miejsce oddaje ludziom w nim przebywającym fajny widok zachodzącego słońca, ale przed zachodem też można doświadczyć ciekawej regionalnej formy spędzania czasu. Młodzi Marokańczycy spotykają się tutaj w kilku dziesięcioosobowych grupkach, wyposażeni w bębny i po prostu się bawią. Śpiew wraz z bębnami jest bardzo donośny, wygląda to tak, że wszyscy się śmieją, śpiewają i grają na raz. Seehim mówi, że tematyka tego śpiewu jest bardzo różna, śpiewa się o codzienności, kłopotach ale też o pozytywnych sprawach, generalnie o wszystkim. Pomimo bałaganu jaki panuje w całym tym kraju mamy wrażenie, mieszkańcy, zarówno ci młodzi jak i starsi czują szczęśliwi. Bawią się, jedzą, pracują, uczą, ale przede wszystkim po prostu żyją wspólnie, w odróżnieniu do tego jak wygląda styl życia choćby w naszym kraju. Dla nas pobyt w Maroku powoli się kończy, jutro powrót do domu.


I kilka zdjęć z końcówki pobytu w Maroku

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (15)

lubietenstan 25 czerwca 2015 11:43 Odpowiedz
super zdjecia!
prodrewno 25 czerwca 2015 19:13 Odpowiedz
dzięki, mieliśmy ten komfort że były dwa aparaty i dwie osoby robiły foty
fromviewof-com 26 czerwca 2015 07:40 Odpowiedz
Uwielbiam czytać takie relacje z taką ilością zdjęć. Sama ostatnio zastanawiam się nad podróżą do Maroka, lecz we wszystkich relacjach, które czytam pojawia się ten sam problem - naciągacze! Jak sobie z nimi poradzić? Raczej nie są to ludzie, którym wystarczy powiedzieć - NIE....???
prodrewno 26 czerwca 2015 09:01 Odpowiedz
Nie traktuj tego jako problem, ale jako urok i specyfikę. Fajnie poczuć na własnej skórze, jak odmienne od naszej mogą być inne kultury.Z pewnością na wypad w takie miejsca należy się do edukować. Ja gdy będę tam jechał kolejny raz (a chciałbym), na pewno kilka razy zachowałbym się inaczej.Kilka rzeczy, które utkwiły mi w pamięci, a może komuś się przydadzą:- po wychodzeniu z dworców, nie pędzimy od razu na główny postój taksówek gdyż zostaniemy "naznaczeni" :); zamiast tego zostawiamy bagaże współtowarzyszowi i w pojedynkę, bez plecaka robimy rekonesans w poszukiwaniu tańszej alternatywy dojazdu - z szukaniem noclegu jest bardzo podobnie - zostawiamy bagaże i udajemy jakbyśmy w danym miejscu już piąty dzień siedzieli- nie brałbym już w takie miejsce fajnych technicznie ale jaskrawych ciuchów - działają jak reklama ledowa w nocy:); zamiast tego kupiłbym jakieś ubranie na miejscu!fromviewof.com - jedź! WARTO!:)
kaviorwiki 26 czerwca 2015 14:27 Odpowiedz
Świetna relacja,super zdjęcia-szkoda,że to już koniec :cry:
marcino123 26 czerwca 2015 15:12 Odpowiedz
wspomnienia wróciły :) fajnie napisane, no i te fotki :)naciągacze najgorsi chyba w Marrakeszu i Fezie, a np. w Rabacie czy Essaouirze cisza i spokój
prodrewno 30 czerwca 2015 21:43 Odpowiedz
singielka_1976 napisał:Bardzo ciekawa relacja, czytało się ekspresowo, podziwiam za taki wyjazd nie dość, że momentami hardcorowy to poniekąd w ciemno z małym dzieckiem ;) .Czy można prosić o jakieś podsumowanie kosztów?A niech się młoda hartuje:), mam małą nadzieję że te nasze wyjazdy w jakiś pozytywny sposób wpłyną na jej charakter. Czas pewnie pokaże.Całkowity koszt wyjazdu dwóch osób dorosłych i dziecka wyniósł 4500 zł, wyjazd trwał 12 dni a podczas ostatnich trzech w zasadzie nie patrzeliśmy już w portfele.
dialam 30 czerwca 2015 22:27 Odpowiedz
super fotki! niektóre naprawdę pokazują magię tego miejsca. nie doczytałam, albo może mi 'umkło' -też wam wszyscy córkę całowali? my byliśmy z 2,5-latką i cały czas ją całowali - kobiety, faceci i dzieciaki - najpierw była w szoku, ale potem już na luzie. @fromviewof.com - nam się trafił naciągacz tylko raz w Marrakeszu, ale szybko został przepędzony przez policjantów czy wojskowych. znaczy może było ich więcej, ale nasza uwaga skupiała się na dziecku, więc może przez to odpuszczali.nie stresuj się nimi, najlepiej ignorować.
tom971 30 czerwca 2015 23:19 Odpowiedz
Lubie zdjęcia jedzenia w HD, nie lubię zdjęć kóz. pozdrawiam
prodrewno 1 lipca 2015 09:03 Odpowiedz
dialam napisał:super fotki! niektóre naprawdę pokazują magię tego miejsca. nie doczytałam, albo może mi 'umkło' -też wam wszyscy córkę całowali? my byliśmy z 2,5-latką i cały czas ją całowali - kobiety, faceci i dzieciaki - najpierw była w szoku, ale potem już na luzie.Zuzia nie przyciąga ich uwagi jakoś wyjątkowo, ale kilka razy zdarzyło się że ją zaczepiali tubylcy. Te różne formy nawiązania kontaktu w 90% miały charakter powiązany z kasą.
dialam 1 lipca 2015 09:23 Odpowiedz
to nasza córka przyciąga uwagę strasznie. syn zresztą też, ale to bobas jest, więc to zrozumiałe. w naszym przypadku na pewno nie było to powiązane z kasą, bo po prostu do niej dzieciaki podbiegały, dawały całusa i zmykały dalej. dorośli (kobiety, mężczyźni) - całowali w policzek, czasem coś do niej zagadali i też odchodzili. generalnie, to było bardzo miłe, nie wyczułam żadnej wrogości czy chęci wyzysku.
fromviewof-com 1 lipca 2015 14:55 Odpowiedz
prodrewnoNie traktuj tego jako problem, ale jako urok i specyfikę. Fajnie poczuć na własnej skórze, jak odmienne od naszej mogą być inne kultury.Z pewnością na wypad w takie miejsca należy się do edukować. Ja gdy będę tam jechał kolejny raz (a chciałbym), na pewno kilka razy zachowałbym się inaczej.Kilka rzeczy, które utkwiły mi w pamięci, a może komuś się przydadzą:- po wychodzeniu z dworców, nie pędzimy od razu na główny postój taksówek gdyż zostaniemy "naznaczeni" :); zamiast tego zostawiamy bagaże współtowarzyszowi i w pojedynkę, bez plecaka robimy rekonesans w poszukiwaniu tańszej alternatywy dojazdu - z szukaniem noclegu jest bardzo podobnie - zostawiamy bagaże i udajemy jakbyśmy w danym miejscu już piąty dzień siedzieli- nie brałbym już w takie miejsce fajnych technicznie ale jaskrawych ciuchów - działają jak reklama ledowa w nocy:); zamiast tego kupiłbym jakieś ubranie na miejscu!fromviewof.com - jedź! WARTO!:)
Dzięki :)
fromviewof-com 1 lipca 2015 14:55 Odpowiedz
prodrewnoNie traktuj tego jako problem, ale jako urok i specyfikę. Fajnie poczuć na własnej skórze, jak odmienne od naszej mogą być inne kultury.Z pewnością na wypad w takie miejsca należy się do edukować. Ja gdy będę tam jechał kolejny raz (a chciałbym), na pewno kilka razy zachowałbym się inaczej.Kilka rzeczy, które utkwiły mi w pamięci, a może komuś się przydadzą:- po wychodzeniu z dworców, nie pędzimy od razu na główny postój taksówek gdyż zostaniemy "naznaczeni" :); zamiast tego zostawiamy bagaże współtowarzyszowi i w pojedynkę, bez plecaka robimy rekonesans w poszukiwaniu tańszej alternatywy dojazdu - z szukaniem noclegu jest bardzo podobnie - zostawiamy bagaże i udajemy jakbyśmy w danym miejscu już piąty dzień siedzieli- nie brałbym już w takie miejsce fajnych technicznie ale jaskrawych ciuchów - działają jak reklama ledowa w nocy:); zamiast tego kupiłbym jakieś ubranie na miejscu!fromviewof.com - jedź! WARTO!:)
Dzięki :)
zycie-w-podrozy 30 października 2015 18:57 Odpowiedz
Takie relacje czyta się z wielką przyjemnością. Mnóstwo praktycznych rad i świetne fotki. Jeśli ktoś z Was nie ma dośc tematu, zapraszam na moja relacje z Maroka (głównie Marrakesz i Fez oraz Agadir).http://zyciewpodrozy.pl/category/afryka/maroko-afryka/
elbe 22 listopada 2016 13:39 Odpowiedz
Nie widzę w relacjach na forum żeby ludzie jeździli w Maroku na wycieczki na Saharę.Jest jakiś problem z tymi wycieczkami ?Niebezpiecznie ? Drogo ? Długo trwają ?