0
rob_sad 3 czerwca 2024 18:50
Image

Słońce świeci coraz niżej:

Image

Wracamy przy zachodzącym słońcu odcinkiem rzeki, która graniczy z Namibią. Kilka razy przepływamy już na stronę Namibii, ale jednak trzymamy się daleko od brzegu. Pewnie da się trafić w Chobe na więcej zwierząt, ale i tak relacja jakości do ceny na tle bardzo drogich safari w Tanzanii jest świetna.

Image

Image

ImageDługo jemy śniadanie, to nasz pierwszy spokojny poranek od dawna. Potem idziemy jeszcze na spacer kupić pamiątki. Po wymeldowaniu z hotelu umówionym taxi jedziemy na granicę. Tam musimy się przesiąść do kolejnego, bo tylko uprawnieni mogą z tej strony wozić pasażerów przez most. Z mostu widać stado kąpiących się hipopotamów, stajemy więc na chwilę:

Image

Kierowca odwożący nas do granicy już podczas jazdy załatwił nam przez telefon taxi do Livingstone za 40usd. Nie targujemy się, bo wiemy, że to dobra stawka.

Image

Boimy się trochę przejścia z super hotelu do czegoś bardziej przyziemnego, ale nie ma dramatu. Recepcja i część gastronomiczna są przy samej rzece Zambezi. Bardzo przyjemnie, bo woda chłodzi powietrze. Czekamy na pokoje:

Image

Image

Image

Standard pokoju jest zdecydowanie niższy a i tak koszt to ponad 100usd za noc.

Popołudnie mamy przeznaczone na zwiedzanie miasta. Zaczynamy od muzeum Livingstona, które okazuje się być bardziej tanią wersją muzeum historii naturalnej, dopiero na koniec są ekspozycje dotyczące samego Livinstona. Jestem trochę zawiedziony, bo kreuje się go na odkrywcę wodospadu, a on nawet nie przyszedł tu na własnych nogach, a został przyniesiony w lektyce. Największy atut muzeum to sklep z tanimi pamiątkami, gdzie nie trzeba się targować i można płacić kartą.

Image

Image

Miasto wygląda fajnie, jest kolorowe. Aż ciężko uwierzyć, że ten kawałek Afryki został dla świata zachodniego odkryty zaledwie 150lat temu. Później szybko przystąpiono do eksploatacji tego co najcenniejsze, w Zambii to rudy miedzi. Firma która pierwsza dostała koncesję (a raczej zgodę plemion) na wydobycie była prowadzona przez Cecila Rhodesa. Stał się on w zasadzie głównym nadzorcą i gubernatorem nie tylko obszaru dzisiejszej Zambii, ale też Zimbabwe. To dla miedzi zbudowano tu linię kolejową i most przy wodospadzie. Byłą wówczas warta znacznie więcej niż dziś, a Zambia była nawet przez jakiś czas producentem numer 1 na świecie - oczywiście, nie Zambia bezpośrednio, a "opiekująca" się nią Wielka Brytania. Wtedy terytoria te na część Rhodesa otrzymały nazwę Rodezja i zostały podzielone na Rodezję Północną (dzisiejsza Zambia) oraz Rodezję Południową (Zimbabwe). Kraje te zaczęły upominać się o swoje dopiero podczas II Wojny Światowej, a niepodległość uzyskały znacznie później, w okresie podróży i twórczości Kapuścińskiego.
Widać trochę zabudowy kolonialnej:

Image

Image

Image

Jeśli ktoś nie był w muzeum pamiątki może kupić na wielkim targowisku. Ceny też są dobre, znacznie lepsze niż w Botswanie i Zimbabwe.

Image

Image

Image

Image

Wieczór spędzamy w hotelowej restauracji. Jest tłoczno, bo przyjeżdżają tu ludzie z miasta. Nieco szokuje ogromna ilość komarów, których nie było za dnia.

ImageCzuliśmy niedosyst po oglądaniu wodospadu od strony Zambii, bo mieliśmy na to tylko nieco ponad 1h. Zdecydowaliśmy się tam wrócić o innej porze dnia, by mieć inne widoki. I zdecydowanie było warto. Rano światło jest z innej strony i wszystko wygląda inaczej, chyba lepiej.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Zeszliśmy też szlakiem na dno wąwozu. Roślinność tam jest inna. Żonkę coś ugryzło w ucho i to tak, że bolało ją pół twarzy, na szczęście do wieczora prawie przeszło.

Image

Image

Jest też krótki szlak górą w stronę mostu:

Image

Image

Image

Po południu mamy dogadane safari w pobliskim niewielkim Parku Narodowym Mosi-oa-Tunya. Na początku pewna konsternacja, bo nie mogą odpalić samochodu.

Image

Potem jakoś idzie. Mijamy zebry, których nie widzieliśmy w Chobe:

Image

Image

Image

Najcenniejsze w parku są nosorożce białe. W krytycznym momencie było ich na świecie tylko 2500 osobników. Udało się wielkim wysiłkiem zwiększyć ich ilość kilkukrotnie, ale nadal to gatunek zagrożony. Mieszka ich tutaj kilkanaście, niby na wolności, bo są przez dzień i noc pilnowane przez uzbrojonych strażników. Dzięki temu przywykły do bliskości ludzi i można do nich podejść naprawdę blisko:

Image

Image

Image

Image

Image

Nasi przewodnicy próbują znaleźć żyrafy, ale bez skutku. Może byłoby łatwiej, gdyby wcześniej 2x znowu nie mieli problemów z odpaleniem samochodu. Znajdujemy sępy przy kościach słonia:

Image

Image

Przejeżdżamy przez opuszczoną osadę. Przewodnicy mówią, że budynki zniszczyły słonie:

Image

Jedziemy później na zachodni skraj parku, gdzie mamy krótki piknik.

Image

Małpa z grila:

Image

Image

Gdy wracamy słońce jest już nisko, ale zwięrząt już niewiele:

Image

Mijamy stary cmentarz z okresu pierwszych osadników.

Image

Na jednym z pozostałych nagrobków widać datę 1904. To okres gdy biali osadnicy w tym miejscu byli dziesiątkowani przez malarię, dlatego rok później przeniesiono osadę na wzgórza dalej od rzeki i nazwano ją Livingstone.
Wieczór ponownie w hotelowej restauracji z widokiem na Zambezi:

Image

Zdjęcie nieba. Na dole widać lekką mgiełkę, to Wielki Obłok Magellana, widoczny tylko na niebie południowym:

ImageRano jedząc śniadanie widzimy, że dziś nad wodospadem unosi się większa chmura pyłu wodnego. To widok z odległości około 4km. Widać nawet motolotnię (przelot jest droższy niż helikopterem, opcja tylko po stronie Zambii)


Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

radeom 3 czerwca 2024 23:08 Odpowiedz
Quote:gdzie wymieniono załogę na nową (ładniejszą)Może wyjdę na narzekacza, ale w mojej ocenie słabe jest wrzucanie (i w ogóle robienie) zdjęć stewardess do internetu. Co innego, jakby jeszcze była jednym z elementów zdjęcia gdzieś w tle, a tu jest portret na dużym zbliżeniu.Nie wiem jak jest w Eurowings, ale zasady przewozu LH wprost mówią:Quote:11.6 Fotografowanie i filmowanie na pokładzie jest dozwolone tylko wtedy, gdy możliwe jest zagwarantowanie i zabezpieczenie praw osób fotografowanych – w szczególności ich prawa do ochrony prywatności. No chyba, że odbyło się to za zgodą - wtedy oczywiście nie ma tematu. :) I nie narzekam sobie tak bez powodu - wiem z pierwszej ręki, że personel z reguły bardzo nie lubi robienia zdjęć/kręcenia filmów podczas demo i innych czynności. I w dobie obecnego parcia na umieszczanie wszystkiego w social media absolutnie im się nie dziwię. ;)