Na kolację jemy owoce zakupione na bazarku pod Jozani (akurat nie jest to może najlepsze miejsce do zakupów, ceny dla turystów)
a resztę wieczoru spędzamy w naszym klimatycznym barze plażowym
i na naszym tarasie, gdzie odwiedza nas Rademenes;-)
W sumie ze wszystkich miejsc noclegowych na Zanzibarze do tego miejsca powracam myślami najczęściej.@p10tr Dzięki:) To jeszcze nie koniec, zapraszam do zajrzenia za parę dni!Wróćmy jednak do Michamvi, a dokładniej do plaży nad Zatoką Chwaka, która to jest dużym wcięciem w środkowo-wschodnim wybrzeżu wyspy Unguja, znanej również jako Zanzibar
:) Ale o tym możecie sobie poczytać w przewodnikach. Tymczasem my docieramy do końca lądu. Przy plaży cumują tradycyjne łodzie dhow. To ogólna nazwa wielu tradycyjnych żaglowców używanych od wielu stuleci w regionie Oceanu Indyjskiego i Morza Czerwonego.
Ich widok… sprawia, że w głowie słyszę pewną piosenkę…
See the light as it shines on the sea? It's blinding But no one knows, how deep it goes And it seems like it's calling out to me, so come find me And let me know What's beyond that line, will I cross that line? See the line where the sky meets the sea? It calls me And no one knows, how far it goes If the wind in my sail on the sea stays behind me One day I'll know How far I'll go
I już wiem, że cokolwiek by się nie działo … jutro przepłyniemy przez tą zatokę. Nasz kolejny cel to Matemwe i wszystko wskazuje na to, że musimy wrócić do Zanzibar City i pojechać 118 wzdłuż zachodniego wybrzeża. Po to, by znowu wrócić na wschód.
Bez sensu. Nie lubię wracać tą samą drogą. Nie zraża mnie fakt, że wg mapki daladala nie ma busów, które jechałyby wzdłuż oceanu i że istnieje ryzyko, że nawet jeśli dostaniemy się na drugi brzeg, i tak będziemy musieli pojechać w kierunku Stone Town. Przypomnę jak to wygląda.
Oj tam, przecież tam musi być jakaś cywilizacja
;-) Podchodzimy do rybaka, który zajmuje się klarowaniem żagli. Niestety nie mówi po angielsku. Może udałoby się dogadać bezpośrednio, ale oczywiście od razu podchodzi do nas “pośrednik”, który chętnie bierze udział w rozmowie. Musimy po kolei odmawiać pomysłom typu zachód słońca na łodzi, nurkowanie, transport do Jozani Park itd. itp. My chcemy po prostu przepłynąć ten akwen, maj friend. Dlatego nie ma szans na 80 dolców, które byś chciał. Możemy dać 20. Negocjacje trwają, proponujemy 30, są skłonni zgodzić się na 35 (za dwie osoby). Chcemy jeszcze zastosować znaną technikę negocjacyjną polegającą na pożegnaniu się i odejściu (coś w stylu “nie zależy mi”
;-) ), ale jakoś nie działa. Pojmujemy, że jest to już niezbijalna cena. Ostatecznie deal (w tej kwocie) zawieramy z innym boyem plażowym, stacjonującym razem z Masajami pod hotelem Joy of Zanzibar.
Rano jest tu zdecydowanie więcej wody, mamy przypływ.
Nasz znajomy na nasz widok dzwoni po … swojego ojca i jego pomocnika. Przygotowanie łodzi do drogi zajmuje im trochę czasu, ale wreszcie ruszamy:)
Przed nami zupełnie nieturystyczna miejscowość, witają nas zdziwione spojrzenia. Mijamy targ rybny, domy mieszkalne, szkołę.
Zmierzamy w kierunku posterunku policji, bo kawałek dalej podobno złapiemy daladala do Uroa. Faktycznie - zabiera nas 214.
Po krótkim spacerze przez Uroa wsiadamy z kolei do 233, który wyrzuca nas w Pongwe.
No i tu się okazuje, że do Kiwengwy to albo ok. 6 km piechotą...albo fart w postaci dobrego ducha w private hire ? Sam się zatrzymał, pieniędzy nie chciał. Chyba się ulitował nad nami, droga była mało przyjemna, rozpalony asfalt, zero cienia. Po drodze wejścia do wielkich terenów hotelowych i nic poza tym.
A trochę się spieszymy, bo umówiliśmy się na spotkanie z moim kolegą z pracy, który wraz z rodziną stacjonuje w tym samym czasie w Kiwengwie. (Nie da się anonimowo podróżować
;-) ) Na kiwengijskiej plaży piwko, wymiana wrażeń…
...gdzie zamieszkujemy w pałacu przy oceanie: Zawadi Beach Villas - https://zawadi-zanzibar.com/ . Jesteśmy tu chyba jedynymi gośćmi… Jak zazwyczaj - dostajemy się do niego …od zaplecza
;-)
Na kolację idziemy oczywiście wesprzeć lokalną gastronomię:) W Furaha Local Restaurant ogarnie się i posiłek...
... i wycieczkę na jutro. Ale o tym w kolejnym odcinku!W każdym razie polecam to miejsce: https://furahalocalrestaurant.business.site/. Można wziąć numer telefonu i zamówić danie na konkretną godzinę, odpada wtedy długie czekanie. A i nasz hotelowy kelner cieszy się przy śniadaniu. - Obiady jecie w Furaha? Świetnie, to lokal mojego szwagra. I wszystko zostaje w rodzine
;-) Gdyby komuś jednak zależało na piwie do lokalnego posiłku, to lepiej udać się do Marlin Local Restaurant, tam mają. https://goo.gl/maps/D2pdJAdUhVGEJppV9 A śniadanie w Zawadi Beach Villas z takim widokiem:)
Zaraz po nim umówieni jesteśmy na snorkeling wokół wyspy Mnemba. Pamięć ma ulotna (dlatego postanowiłam napisać napisać tę relację), ale wydaje mi się, że zapłaciliśmy za nią około 30 USD (za dwie osoby). Wszystko dogadane w:
Przybywa po nas dwóch panów z prywatną łodzią, na pokładzie mamy zapewniony poczęstunek (zrobiliśmy drobną przedpłatę w szylingach, którą nam potem zwrócono) - parę rodzajów owoców i woda butelkowa. Do dyspozycji są też maski, rurki (ale mieliśmy swoje) i płetwy.
Rejs trwa kilkadziesiąt minut, do Mnemby nie jest daleko, ale fale utrudniają trochę dopłynięcie. Miejscowi lubią mówić, że jest to wyspa Billa Gatesa, ale wydaje mi się, że nie jest to do końca prawda. Być może ma jakieś udziały w luksusowym hotelu, który się tam znajduje, a może był tam gościem … albo chociaż zrobił z raz rezerwację ? W każdym razie, jeśli nie chcecie akurat wydać ze 1200 USD na nocleg (1 doba), to Gatesa raczej nie zobaczycie, no chyba że z rafy. Bo Atol Mnemba polecany jest przede wszystkim ze względu na rafę koralową oraz czystą wodę, w której można obserwować egzotyczne gatunki ryb i żółwi olbrzymich. Podobno można też spotkać żółwie zielone, delfiny, a nawet rekiny.
My tyle szczęścia nie mamy, jest sporo kolorowych rybek, ale sama rafa jest mało barwna. Mam nieprzyjemne przypuszczenie, że raczej zamiera. Wbite w nią kotwice łodzi pewnie nie pomagają. A wyciąganie rozgwiazd do zdjęć może powodować ich śmierć. W naszym pływającym stadku, na śmierć został narażony jeden z naszych panów przewodników, który też przyodział płetwy i próbował się popisywać w ten sposób. Biedny, pewnie liczył raczej na tipa, a nie szarpaninę pod wodą
;-) Ale nie żałuję zakupu!
Całość wycieczki trwa około 3-4 godziny, w zależności od tego ile czasu mamy ochotę spędzić na rafie no i od fal (i długości drogi do i z wyspy). Po niej włącza nam się "pole pole" i nie robimy tego dnia już zbyt dużo. Obiad (Furaha)
Basenowy chillout
Spacer po plaży. To chyba żeglarz portugalski??
A tu niespodziewane stado osiołków plażowych
;-)
Kolejny dzień spędzamy głównie w drodze. Kierujemy się już w stronę lotniska, jest 21 sierpnia, 22 wylatujemy. Niestety część moich notatek zaginęła gdzieś razem z przewodnikiem o Zanzibarze i nie jestem w stanie dokładnie odtworzyć naszej trasy, no cóż trudno, taki już ze mnie odkrywca białych plam na mapach
;-) Mam parę poszlak, może ktoś to kiedyś zepnie i dokładniej narysuje na mapce daladala. Na pewno jechaliśmy 101, mam nawet rozkład:
ale nijak się on ma do moich wspomnień co do trasy. W zasadzie to jest bardziej cennik, a nie rozkład… Pojechaliśmy w stronę w stronę Kiwengwy, a potem skręciliśmy na zachód. Zrobiłam tam screena maps.me
bo przejeżdżaliśmy koło suszących się goździków i innych przypraw, ciekawy widok.
Jedno jest pewne - trzeba się słuchać lokalsów a nie internetów, oni wiedzą dokładnie co jedzie do Zanzibar City.
W którym czujemy się już jak w domu. Odwiedzamy stare kąty
;-) Bezprowizyjny bankomat KCB
Targ Darajani, gdzie tym razem już bez żadnej spiny negocjujemy ceny. Które tu są podobno i tak najkorzystniejsze, ale zawsze warto podzielić tą proponowaną co najmniej na pół.
Lokmaan
tym razem wchodzimy na taras. Na którym jest najprzyjemniej i można obserwować jak panowie obierają ziemniaki. Może dla nas
;-)
Koty zdają się mówić: “A co Wy tu znowu robicie”...
@p10tr a... telefonem
;-) Głównie Samsung Galaxy A51 5G. Szkoda, że przy zmniejszaniu fotek (przy wrzucaniu na forum) tracą one sporo na jakości (która i tak nie jest wybitna
;-) )A niektóre (głównie te na któych jestem ja) - Huawei 30P Pro.
Na kolację jemy owoce zakupione na bazarku pod Jozani (akurat nie jest to może najlepsze miejsce do zakupów, ceny dla turystów)
a resztę wieczoru spędzamy w naszym klimatycznym barze plażowym
i na naszym tarasie, gdzie odwiedza nas Rademenes;-)
W sumie ze wszystkich miejsc noclegowych na Zanzibarze do tego miejsca powracam myślami najczęściej.@p10tr Dzięki:)
To jeszcze nie koniec, zapraszam do zajrzenia za parę dni!Wróćmy jednak do Michamvi, a dokładniej do plaży nad Zatoką Chwaka, która to jest dużym wcięciem w środkowo-wschodnim wybrzeżu wyspy Unguja, znanej również jako Zanzibar :) Ale o tym możecie sobie poczytać w przewodnikach.
Tymczasem my docieramy do końca lądu. Przy plaży cumują tradycyjne łodzie dhow. To ogólna nazwa wielu tradycyjnych żaglowców używanych od wielu stuleci w regionie Oceanu Indyjskiego i Morza Czerwonego.
Ich widok… sprawia, że w głowie słyszę pewną piosenkę…
See the light as it shines on the sea?
It's blinding
But no one knows, how deep it goes
And it seems like it's calling out to me, so come find me
And let me know
What's beyond that line, will I cross that line?
See the line where the sky meets the sea?
It calls me
And no one knows, how far it goes
If the wind in my sail on the sea stays behind me
One day I'll know
How far I'll go
No muszę no… :D ;) :D https://www.youtube.com/watch?v=cPAbx5kgCJo
I już wiem, że cokolwiek by się nie działo … jutro przepłyniemy przez tą zatokę. Nasz kolejny cel to Matemwe i wszystko wskazuje na to, że musimy wrócić do Zanzibar City i pojechać 118 wzdłuż zachodniego wybrzeża. Po to, by znowu wrócić na wschód.
Bez sensu. Nie lubię wracać tą samą drogą. Nie zraża mnie fakt, że wg mapki daladala nie ma busów, które jechałyby wzdłuż oceanu i że istnieje ryzyko, że nawet jeśli dostaniemy się na drugi brzeg, i tak będziemy musieli pojechać w kierunku Stone Town. Przypomnę jak to wygląda.
Oj tam, przecież tam musi być jakaś cywilizacja ;-)
Podchodzimy do rybaka, który zajmuje się klarowaniem żagli. Niestety nie mówi po angielsku. Może udałoby się dogadać bezpośrednio, ale oczywiście od razu podchodzi do nas “pośrednik”, który chętnie bierze udział w rozmowie. Musimy po kolei odmawiać pomysłom typu zachód słońca na łodzi, nurkowanie, transport do Jozani Park itd. itp. My chcemy po prostu przepłynąć ten akwen, maj friend. Dlatego nie ma szans na 80 dolców, które byś chciał. Możemy dać 20. Negocjacje trwają, proponujemy 30, są skłonni zgodzić się na 35 (za dwie osoby). Chcemy jeszcze zastosować znaną technikę negocjacyjną polegającą na pożegnaniu się i odejściu (coś w stylu “nie zależy mi” ;-) ), ale jakoś nie działa. Pojmujemy, że jest to już niezbijalna cena. Ostatecznie deal (w tej kwocie) zawieramy z innym boyem plażowym, stacjonującym razem z Masajami pod hotelem Joy of Zanzibar.
Rano jest tu zdecydowanie więcej wody, mamy przypływ.
Nasz znajomy na nasz widok dzwoni po … swojego ojca i jego pomocnika. Przygotowanie łodzi do drogi zajmuje im trochę czasu, ale wreszcie ruszamy:)
https://youtu.be/l18WYd5ttPw
Przepłynięcie zatoki zajmuje około 40 minut.
Powrót będą mieli dłuższy, mniej korzystny wiatr. Na horyzoncie wioska Chwaka.
https://youtu.be/1TXN__hQ4yo
Dopłynęliśmy ? Fantastyczne przeżycie :)
Przed nami zupełnie nieturystyczna miejscowość, witają nas zdziwione spojrzenia. Mijamy targ rybny, domy mieszkalne, szkołę.
Zmierzamy w kierunku posterunku policji, bo kawałek dalej podobno złapiemy daladala do Uroa. Faktycznie - zabiera nas 214.
Po krótkim spacerze przez Uroa wsiadamy z kolei do 233, który wyrzuca nas w Pongwe.
No i tu się okazuje, że do Kiwengwy to albo ok. 6 km piechotą...albo fart w postaci dobrego ducha w private hire ? Sam się zatrzymał, pieniędzy nie chciał. Chyba się ulitował nad nami, droga była mało przyjemna, rozpalony asfalt, zero cienia. Po drodze wejścia do wielkich terenów hotelowych i nic poza tym.
A trochę się spieszymy, bo umówiliśmy się na spotkanie z moim kolegą z pracy, który wraz z rodziną stacjonuje w tym samym czasie w Kiwengwie. (Nie da się anonimowo podróżować ;-) )
Na kiwengijskiej plaży piwko, wymiana wrażeń…
I mkniemy czwartym dziś dala dala do Matemwe. Fotki © kolega_z_pracy ;-)
...gdzie zamieszkujemy w pałacu przy oceanie: Zawadi Beach Villas - https://zawadi-zanzibar.com/ . Jesteśmy tu chyba jedynymi gośćmi… Jak zazwyczaj - dostajemy się do niego …od zaplecza ;-)
Na kolację idziemy oczywiście wesprzeć lokalną gastronomię:) W Furaha Local Restaurant ogarnie się i posiłek...
... i wycieczkę na jutro.
Ale o tym w kolejnym odcinku!W każdym razie polecam to miejsce: https://furahalocalrestaurant.business.site/. Można wziąć numer telefonu i zamówić danie na konkretną godzinę, odpada wtedy długie czekanie.
A i nasz hotelowy kelner cieszy się przy śniadaniu.
- Obiady jecie w Furaha? Świetnie, to lokal mojego szwagra.
I wszystko zostaje w rodzine ;-)
Gdyby komuś jednak zależało na piwie do lokalnego posiłku, to lepiej udać się do Marlin Local Restaurant, tam mają. https://goo.gl/maps/D2pdJAdUhVGEJppV9
A śniadanie w Zawadi Beach Villas z takim widokiem:)
Zaraz po nim umówieni jesteśmy na snorkeling wokół wyspy Mnemba. Pamięć ma ulotna (dlatego postanowiłam napisać napisać tę relację), ale wydaje mi się, że zapłaciliśmy za nią około 30 USD (za dwie osoby). Wszystko dogadane w:
Przybywa po nas dwóch panów z prywatną łodzią, na pokładzie mamy zapewniony poczęstunek (zrobiliśmy drobną przedpłatę w szylingach, którą nam potem zwrócono) - parę rodzajów owoców i woda butelkowa. Do dyspozycji są też maski, rurki (ale mieliśmy swoje) i płetwy.
Rejs trwa kilkadziesiąt minut, do Mnemby nie jest daleko, ale fale utrudniają trochę dopłynięcie. Miejscowi lubią mówić, że jest to wyspa Billa Gatesa, ale wydaje mi się, że nie jest to do końca prawda. Być może ma jakieś udziały w luksusowym hotelu, który się tam znajduje, a może był tam gościem … albo chociaż zrobił z raz rezerwację ?
W każdym razie, jeśli nie chcecie akurat wydać ze 1200 USD na nocleg (1 doba), to Gatesa raczej nie zobaczycie, no chyba że z rafy. Bo Atol Mnemba polecany jest przede wszystkim ze względu na rafę koralową oraz czystą wodę, w której można obserwować egzotyczne gatunki ryb i żółwi olbrzymich. Podobno można też spotkać żółwie zielone, delfiny, a nawet rekiny.
My tyle szczęścia nie mamy, jest sporo kolorowych rybek, ale sama rafa jest mało barwna. Mam nieprzyjemne przypuszczenie, że raczej zamiera. Wbite w nią kotwice łodzi pewnie nie pomagają. A wyciąganie rozgwiazd do zdjęć może powodować ich śmierć. W naszym pływającym stadku, na śmierć został narażony jeden z naszych panów przewodników, który też przyodział płetwy i próbował się popisywać w ten sposób. Biedny, pewnie liczył raczej na tipa, a nie szarpaninę pod wodą ;-)
Ale nie żałuję zakupu!
Całość wycieczki trwa około 3-4 godziny, w zależności od tego ile czasu mamy ochotę spędzić na rafie no i od fal (i długości drogi do i z wyspy).
Po niej włącza nam się "pole pole" i nie robimy tego dnia już zbyt dużo.
Obiad (Furaha)
Basenowy chillout
Spacer po plaży. To chyba żeglarz portugalski??
A tu niespodziewane stado osiołków plażowych ;-)
Kolejny dzień spędzamy głównie w drodze. Kierujemy się już w stronę lotniska, jest 21 sierpnia, 22 wylatujemy. Niestety część moich notatek zaginęła gdzieś razem z przewodnikiem o Zanzibarze i nie jestem w stanie dokładnie odtworzyć naszej trasy, no cóż trudno, taki już ze mnie odkrywca białych plam na mapach ;-)
Mam parę poszlak, może ktoś to kiedyś zepnie i dokładniej narysuje na mapce daladala.
Na pewno jechaliśmy 101, mam nawet rozkład:
ale nijak się on ma do moich wspomnień co do trasy. W zasadzie to jest bardziej cennik, a nie rozkład…
Pojechaliśmy w stronę w stronę Kiwengwy, a potem skręciliśmy na zachód. Zrobiłam tam screena maps.me
bo przejeżdżaliśmy koło suszących się goździków i innych przypraw, ciekawy widok.
Jedno jest pewne - trzeba się słuchać lokalsów a nie internetów, oni wiedzą dokładnie co jedzie do Zanzibar City.
W którym czujemy się już jak w domu. Odwiedzamy stare kąty ;-)
Bezprowizyjny bankomat KCB
Targ Darajani, gdzie tym razem już bez żadnej spiny negocjujemy ceny. Które tu są podobno i tak najkorzystniejsze, ale zawsze warto podzielić tą proponowaną co najmniej na pół.
Lokmaan
tym razem wchodzimy na taras. Na którym jest najprzyjemniej i można obserwować jak panowie obierają ziemniaki. Może dla nas ;-)
Koty zdają się mówić: “A co Wy tu znowu robicie”...