Na sam koniec zostawiliśmy sobie atrakcję, wzbudzającą największe emocje. Modliłam się, tylko żeby za mocno nie wiało
:D Kolejka linowa Teleférico Achadas da Cruz. W przewodniku jest napisane: „Tej atrakcji nie zaleca się jednak osobom cierpiącym na lęk wysokości, gdyż zjazd i wyjazd naprawdę może przyprawić o zawroty głowy”. M ma lęk wysokości. Pomimo tego sporo się kręcił (robił zdjęcia), czym przyprawiał mnie prawie o zawał.
Trochę strachu się najedliśmy w drodze powrotnej. Po pierwsze, mieliśmy nacisnąć zielony guzik, jak już będziemy chcieli wrócić. Naciskamy raz, nic. Może trzeba dwa razy, nic. Może jakaś kombinacja, nic. Po kilkunastu minutach drzwi dały sygnał i się zamknęły.
Po drugie, metr przed siatką bezpieczeństwa, pan obsługujący zafundował nam przystanek, chyba na zdjęcia i bujaliśmy się tam kilka minut. Ludzie z restauracji obok dziwnie nam się przyglądali. Zapomniał nas tylko o tym uprzedzić
:D
Wracając do hotelu zahaczamy o punkt widokowy. Dzień 4 Faja da Ovelha - Jardim do Mar - Calheta - Ponta do Sol - Ribeira Brava - Cabo Girao - Câmara de Lobos
Dzisiaj opuszczamy Porto Moniz i jedziemy wybrzeżem do naszego hotelu w dzielnicy hotelowej Lido, w Funchal. Po drodze zatrzymamy się w kilku punktach, które sobie wyznaczyłam oraz odwiedzimy kilka nadmorskich miasteczek
:)
Pierwszy to punkt widokowy Miradouro da Fajã da Ovelha, z którego roztacza się widok na miasteczko Paúl do Mar i dalej Jardim do Mar. Na odwiedzenie wszystkich miasteczek po drodze nie mamy czasu, więc zajrzymy tylko do tego drugiego.
Sam punkt widokowy to kilka ławek, otoczonych zielenią i zacieniony trzciną. Bardzo klimatycznie. Jesteśmy tu sami. To właśnie podoba mi się w punktach widokowych. Cisza. Wszelkie piękno krajobrazu można podziwiać w samotności, z dala od tłumów i zgiełku.
Jardim do Mar Bardzo urokliwe miasteczko. W centrum jest spory parking (bezpłatny). Na tym parkingu wielka klatka dla ptaszków. Sporo kolorowych papużek, ale nie tylko. Nie wiem, czy to jakaś inicjatywa obywatelska.
Gubimy się w plątaninie wąskich uliczek i wychodzimy na promenadzie. Pierwszy raz widzę bananowce. Tutaj jest chyba jakieś zagłębie bananowe
:D Fakt faktem, że banany na Maderze smakują jak banany.
Możemy iść w prawo albo w lewo. Wybieramy lewo i docieramy do portu (chyba). Żadnych łódek nie widać. Jest kilku amatorów opalania na betonowym występie.
Wszędzie pełno kwiatów, zieleni. Czy to w doniczkach, czy w przydomowych ogrodach. Nazwa Jardim do Mar tłumaczy się jaki morski ogród. I naprawdę tak można się tutaj poczuć.
Przewodnik mówił, że tutejsze fale przyciągają surferów. Jak my byliśmy, jakieś imponujące nie były. Widzieliśmy jednego nurka, przy brzegu, ale czego szukał? Nie wiadomo.
Schodzimy z promenady i znów gubimy się w tych wąskich „serpentynkach”.
Zatrzymujemy się jeszcze na punkcie widokowym skąd widać miasteczko.
Calheta Wszystkie miejsca, które sobie wyznaczyłam, są pochodną mojego studiowania przewodników i netu. Gdzieś wyczytałam, że spod tego kościoła jest piękna panorama. Tja.
Nie dość, że wjeżdżaliśmy tam po stromych i wąskich uliczkach. Dzielnica była pełna pustostanów. Rozmawiający tam miejscowi patrzeli się na nas jak na UFO. To widoki były byle jakie. Nie jedźcie tam
:)
Dalej zajeżdżamy na TĄ słynną piaszczystą plażę. Zanim będzie dane nam ją zobaczyć, musimy zaparkować samochód. Tak się składa, że są tutaj parkometry a my nie mamy drobnych. Przechodzący pan, widząc, jak próbujemy wcisnąć revoluta w czytnik kart, mówi nam że to na specjalne karty parkingowe. Doradza nam, żeby rozmienić pieniądze w najbliższym sklepie, co robimy.
Jak już rozprawiliśmy się z automatem, idziemy na plażę. Po tym, co widzę, proszę M, zobacz na maps.me, gdzie jest ta plaża, a o mi mówi, ze to TO. Cooo?? Przecieram oczy.
Na potwierdzenie.
Nie spodziewałam się tutaj karaibskiej plaży ALE to mnie bardzo rozczarowało. Wygląda to sztucznie, a ten beton uroku jej nie dodaje. Obok wielki hotelowy moloch z restauracjami i barami. Nie wiem, może ja jestem dziwna, sto razy wolałabym kamienistą plażę u zbocza klifu. Już ta plażą w Machico była fajniejsza.
Idziemy jeszcze na marinę. Nawrotka i adieu. Nie zajechałabym tam więcej.
W drodze do Ponta de Sol zatrzymujemy się na punkcie widokowym a może i dwóch (już nie pamiętam).
Ponta do Sol to niewielka miejscowość położona w niewielkim wąwozie, nad brzegiem morza. Na tarasowych wzgórzach rosną plantacje bananów. Słoneczny cypel podobno jest najbardziej słonecznym punktem na wyspie. Nazwa zobowiązuje. Akurat jak my byliśmy, było pochmurno. Nie potwierdzam
:)
Tutaj też parking płatny. W następnych miasteczkach również. Nawet widać „naszą” micrę. Pierwsza osada powstała tu 500 lat temu. Idziemy na przystań zwaną Cais da Ponta do Sol.
Kamienne molo wybudowane w XIX w łączy niewielką wysepkę ze stałym lądem. W przeszłości odgrywała ważną rolę w transporcie pasażerów i produktów spożywczych. Dzisiaj jest to punkt widokowy. Podobno jeden z najładniejszych na Maderze.
Mój przewodnik nafaszerowany jest zdjęciami. Między innymi kościoła w Ribeira Brava. Jak tylko go zobaczyłam, no nie mogłam go usunąć ze swojej pamięci.
Nazwa miasteczka pochodzi od wartkiej rzeki, która spływała zboczem i pokonywała odcinek 8 km. W miesiącach deszczowych była bardzo niebezpieczna. W dosłownym tłumaczeniu Dzika Rzeka. Właściwie to w miasteczku nie ma za bardzo co oglądać.
Za Igreja Matriz de São Bento znajduje się Câmara Municipal. Dawna rezydencja jakiegoś wicehrabiego, która dzisiaj pełni funkcję ratusza. Do budynku przylegają piękne ogrody.
Z Fortu São Bento pozostała tylko baszta, która pełni rolę informacji turystycznej.
Przy plaży ładna promenada, odgrodzona jest paskudnymi barierkami. Plaża też nie jakaś porywająca.
:) Pisz, pisz, wrzucaj zdjęcia mam nadzieje, ze przesune Madere wyzej w " moim rankingu miejsc wartych odwiedzenia"OT
:D @jekyll pierwsze zdania relacji.... i zaskoczenie kobieta
:D skad mi sie ubzduralo ze ....
:D
Jako nieostrożny optymista już mam wykupiony lot na Maderę na majówkę
:P Ciekawe czy wtedy sytuacja Covidova będzie lepsza? Zarezerwowałem nawet fajniutki apartament w Funchal za naprawdę rewelacyjną cenę .
Również czekam na dalszy ciąg relacji [emoji846]Madera wiosną (mam taką nadzieję), a obecnie trzeba nacieszyć oczy tymi widokami z Twoich zdjęć [emoji106][emoji41]
jekyll napisał:Co do wypożyczalni. Formalności naprawdę na szóstkę z plusem. Natomiast samochód, zamawiałam auto klasy C, a dostaliśmy nissana micrę, pojemność 898 cm3.Czerwoną micrę? Chyba zostawiliście umowę w schowku
:) Pozdrawiamy
;)
Fajnie było zobaczyć koniec trasy na Ponta de São Lourenço
;) Siedem lat temu udało nam się dojść do połowy trasy mniej więcej, bo tak bardzo wiało, że ciężko było momentami ustać.A będą jakieś kolejki linowe? Jestem ciekawa, jak zmieniła się sytuacja w tym zakresie, 6 lat temu zrobiła nam się z kolejek główna atrakcja wyjazdu (byliśmy na Maderze dwa razy, rok po roku). Nawet popełniłam relację ze wszystkich, które udało się nam odwiedzić
:)
Widzę, że lata mijają, a Kaszalot nadal działa
:lol: Nie pozdrawiam, jedno z moich najgorszych doświadczeń kulinarnych ever. Po ich "grilled limpes" do dziś nie mogę patrzeć na wszelkie mule i małże
:twisted: A już 7 lat minęło...
@jekyllJa to bym nawet chciała nie być pamiętliwa, ale mój organizm na widok i zapach muszli od czasu wizyty w Kaszalocie urządza... No powiedzmy, że urządza powrót owoców morza do morza
:lol:
Swietna relacja i fotki, gratulacje. Fajnie sie czyta, bo akurat mialem okazje zwiedzic w 2 polowie listopada br. Bylem 10 dni i czesto slyszalem polski jezyk. Jedyne co mi przeszkadzalo, ze czasami musialem szukac knajpki, gdzie otrzymam cala gryllowana rybke.Wino maderskie mi nie podchodzilo, ale maja fajne wina z ladu stalego Portugalii, ktorych jestem fanem.Btw warto podegustowac Poncha, szczegolnie z sokiem lemonki.Jeszcze taka ciekawostka, ze przed masazem mierzyli temperature, co nie jest praktykowane w Serbii czy Etiopii, ktore zwiedzilem zaraz po Maderze.Po kosztach widze, ze jednak ostro przeplacilem.
:DZdrowka i Wesolych Swiat.
Dzięki za relację, przypomniałaś mój wyjazd w 2008r.: te wszechobecne jaszczurki, odmienna pogoda po obu stronach tuneli, pyszna espada, spacer ponad chmurami na Pico do Arieiro i Pico Ruivo, niekończące się plaże na Porto Santo itd.A propos jazdy po Maderze, to wracając taksówką z portu do hotelu, kierowca jechał przez dłuższy czas na pierwszym biegu, bo na "dwójce" auto pod górkę nie dawało rady
:)Nie zapomnę parkowania "na kopertę" auta pod hotelem, na drodze o nachyleniu 20-25%
:)BTW polecam punkt spotterski przy pasie startowym. Można mieć fajne ujęcia startujących/lądujących samolotów. Podobnie podczas "spaceru" w Ponta do Furado można uchwycić podchodzące do lądowania samoloty.
Na sam koniec zostawiliśmy sobie atrakcję, wzbudzającą największe emocje. Modliłam się, tylko żeby za mocno nie wiało :D
Kolejka linowa Teleférico Achadas da Cruz.
W przewodniku jest napisane: „Tej atrakcji nie zaleca się jednak osobom cierpiącym na lęk wysokości, gdyż zjazd i wyjazd naprawdę może przyprawić o zawroty głowy”.
M ma lęk wysokości. Pomimo tego sporo się kręcił (robił zdjęcia), czym przyprawiał mnie prawie o zawał.
Trochę strachu się najedliśmy w drodze powrotnej.
Po pierwsze, mieliśmy nacisnąć zielony guzik, jak już będziemy chcieli wrócić. Naciskamy raz, nic. Może trzeba dwa razy, nic. Może jakaś kombinacja, nic.
Po kilkunastu minutach drzwi dały sygnał i się zamknęły.
Po drugie, metr przed siatką bezpieczeństwa, pan obsługujący zafundował nam przystanek, chyba na zdjęcia i bujaliśmy się tam kilka minut.
Ludzie z restauracji obok dziwnie nam się przyglądali.
Zapomniał nas tylko o tym uprzedzić :D
Wracając do hotelu zahaczamy o punkt widokowy.
Faja da Ovelha - Jardim do Mar - Calheta - Ponta do Sol - Ribeira Brava - Cabo Girao - Câmara de Lobos
mapa
Dzisiaj opuszczamy Porto Moniz i jedziemy wybrzeżem do naszego hotelu w dzielnicy hotelowej Lido, w Funchal.
Po drodze zatrzymamy się w kilku punktach, które sobie wyznaczyłam oraz odwiedzimy kilka nadmorskich miasteczek :)
Pierwszy to punkt widokowy Miradouro da Fajã da Ovelha, z którego roztacza się widok na miasteczko Paúl do Mar i dalej Jardim do Mar.
Na odwiedzenie wszystkich miasteczek po drodze nie mamy czasu, więc zajrzymy tylko do tego drugiego.
Sam punkt widokowy to kilka ławek, otoczonych zielenią i zacieniony trzciną. Bardzo klimatycznie.
Jesteśmy tu sami. To właśnie podoba mi się w punktach widokowych. Cisza. Wszelkie piękno krajobrazu można podziwiać w samotności, z dala od tłumów i zgiełku.
Jardim do Mar
Bardzo urokliwe miasteczko. W centrum jest spory parking (bezpłatny).
Na tym parkingu wielka klatka dla ptaszków. Sporo kolorowych papużek, ale nie tylko. Nie wiem, czy to jakaś inicjatywa obywatelska.
Gubimy się w plątaninie wąskich uliczek i wychodzimy na promenadzie. Pierwszy raz widzę bananowce. Tutaj jest chyba jakieś zagłębie bananowe :D
Fakt faktem, że banany na Maderze smakują jak banany.
Możemy iść w prawo albo w lewo. Wybieramy lewo i docieramy do portu (chyba).
Żadnych łódek nie widać. Jest kilku amatorów opalania na betonowym występie.
Wszędzie pełno kwiatów, zieleni. Czy to w doniczkach, czy w przydomowych ogrodach.
Nazwa Jardim do Mar tłumaczy się jaki morski ogród. I naprawdę tak można się tutaj poczuć.
Przewodnik mówił, że tutejsze fale przyciągają surferów. Jak my byliśmy, jakieś imponujące nie były.
Widzieliśmy jednego nurka, przy brzegu, ale czego szukał? Nie wiadomo.
Schodzimy z promenady i znów gubimy się w tych wąskich „serpentynkach”.
Zatrzymujemy się jeszcze na punkcie widokowym skąd widać miasteczko.
Calheta
Wszystkie miejsca, które sobie wyznaczyłam, są pochodną mojego studiowania przewodników i netu.
Gdzieś wyczytałam, że spod tego kościoła jest piękna panorama. Tja.
Nie dość, że wjeżdżaliśmy tam po stromych i wąskich uliczkach.
Dzielnica była pełna pustostanów. Rozmawiający tam miejscowi patrzeli się na nas jak na UFO.
To widoki były byle jakie. Nie jedźcie tam :)
Dalej zajeżdżamy na TĄ słynną piaszczystą plażę. Zanim będzie dane nam ją zobaczyć, musimy zaparkować samochód.
Tak się składa, że są tutaj parkometry a my nie mamy drobnych.
Przechodzący pan, widząc, jak próbujemy wcisnąć revoluta w czytnik kart, mówi nam że to na specjalne karty parkingowe.
Doradza nam, żeby rozmienić pieniądze w najbliższym sklepie, co robimy.
Jak już rozprawiliśmy się z automatem, idziemy na plażę.
Po tym, co widzę, proszę M, zobacz na maps.me, gdzie jest ta plaża, a o mi mówi, ze to TO. Cooo??
Przecieram oczy.
Na potwierdzenie.
Nie spodziewałam się tutaj karaibskiej plaży ALE to mnie bardzo rozczarowało.
Wygląda to sztucznie, a ten beton uroku jej nie dodaje. Obok wielki hotelowy moloch z restauracjami i barami.
Nie wiem, może ja jestem dziwna, sto razy wolałabym kamienistą plażę u zbocza klifu. Już ta plażą w Machico była fajniejsza.
Idziemy jeszcze na marinę. Nawrotka i adieu. Nie zajechałabym tam więcej.
W drodze do Ponta de Sol zatrzymujemy się na punkcie widokowym a może i dwóch (już nie pamiętam).
Ponta do Sol to niewielka miejscowość położona w niewielkim wąwozie, nad brzegiem morza.
Na tarasowych wzgórzach rosną plantacje bananów. Słoneczny cypel podobno jest najbardziej słonecznym punktem na wyspie. Nazwa zobowiązuje.
Akurat jak my byliśmy, było pochmurno. Nie potwierdzam :)
Tutaj też parking płatny. W następnych miasteczkach również. Nawet widać „naszą” micrę.
Pierwsza osada powstała tu 500 lat temu. Idziemy na przystań zwaną Cais da Ponta do Sol.
Kamienne molo wybudowane w XIX w łączy niewielką wysepkę ze stałym lądem.
W przeszłości odgrywała ważną rolę w transporcie pasażerów i produktów spożywczych.
Dzisiaj jest to punkt widokowy. Podobno jeden z najładniejszych na Maderze.
Mój przewodnik nafaszerowany jest zdjęciami.
Między innymi kościoła w Ribeira Brava. Jak tylko go zobaczyłam, no nie mogłam go usunąć ze swojej pamięci.
Nazwa miasteczka pochodzi od wartkiej rzeki, która spływała zboczem i pokonywała odcinek 8 km.
W miesiącach deszczowych była bardzo niebezpieczna. W dosłownym tłumaczeniu Dzika Rzeka.
Właściwie to w miasteczku nie ma za bardzo co oglądać.
Za Igreja Matriz de São Bento znajduje się Câmara Municipal.
Dawna rezydencja jakiegoś wicehrabiego, która dzisiaj pełni funkcję ratusza.
Do budynku przylegają piękne ogrody.
Z Fortu São Bento pozostała tylko baszta, która pełni rolę informacji turystycznej.
Przy plaży ładna promenada, odgrodzona jest paskudnymi barierkami. Plaża też nie jakaś porywająca.