Droga powrotna ani nie jest szybsza, ani nie jest łatwiejsza. Przystajemy też co chwilę, jakbyśmy jeszcze czegoś nie widzieli
:lol: Górki i pagórki pozostały te same
:P
Wracamy do pokoju i drinkujemy na tarasie. Nasze błogie lenistwo od czasu do czasu przerywa lądujący samolot
:D
Mapa (nie wiem, jak wstawić obrazek). https://goo.gl/maps/YBg9ino7BohrCUtv8Tak
:D Tak nam powiedziano, że jeden egz ma zostać w schowku
:) My oddawaliśmy samochód w nocy. @metia będzie
:) jedna
:)Dzień 2
Dzisiaj opuszczamy Santa Cruz i jedziemy do Porto Moniz gdzie mamy wynajęty na dwie noce hotel Aqua Natura Hotel. Czeka nas trasa: Porto da Cruz - Faial - Santana - São Jorge - Ponta Delgada
Jak pokazałam trasę M, to mi powiedział, że nigdy w życiu się nie wyrobimy. Jeszcze dołożyliśmy São Vicente
:D
Porto da Cruz Miasteczko jest niewielkie, ale urokliwe. Wciśnięte między skały. Znane z produkcji wina vinho seco americano z odmiany winogron zwanej americana. Jedną z atrakcji jest fabryka trzciny cukrowej, która działa w taki sam sposób od samego powstania (1927 r.) Jak tylko parkujemy auto, koło kościoła (kawałek dalej jest parking), wzbudzamy ciekawość. Przechodzący pan się do nas uśmiecha. Odwzajemniamy uśmiech i mówimy hello. Miłe to.
Szkoda, że pogoda nie była taka uprzejma i niestety nie dopisała. Za kościołem schodzimy na kamienistą plażę.
Dalej deptakiem, wzdłuż skały. Przechodzimy obok kompleksu basenów.
Jesteśmy tutaj jedynymi turystami. Oprócz nas dwaj panowie porządkowi opróżniają kosze na śmieci. Naszą uwagę zwraca woda pod nogami, na małym odcinku. Za chwilę już wiemy, skąd ona się wzięła.
Deptak się kończy i idziemy asfaltem, aż naszym oczom ukazuje się niesamowita skała Orle Gniazdo (Penha de Aquia). Ciekawostką jest, że na Maderze nie występuje ten gatunek ptaków. Skała ta oddziela Porto da Cruz od Faial. Prowadzi na nią szlak.
Dalej jest plaża surferów. Musiała być tak mało atrakcyjna, że nie mam żadnego zdjęcia.
Nie ma tutaj żadnych molochów hotelowych. Miasteczko ma swój klimat. Podobało nam się. Mogłoby mieć więcej dni słonecznych, tak jak te po drugiej strony wyspy
;)
Faial Właściwie do samego miasteczka nie będziemy wjeżdżać. Wyczytałam, że nie jest zbyt ciekawe. Jedziemy na punkt widokowy, gdzie miała stać twierdza. Rzeczywiście było tam kilka armat i jakaś chatka zamknięta na cztery spusty. Zaniedbane to wszystko. Szkoda. Widoki za to wynagradzają nam wszystko
:D
Orle Gniazdo z drugiej strony.
I rosną tam piękne sterlicje królewskie
:)
Jedziemy jeszcze na inny punkt widokowy, z którego widać plażę.
Santana Gdy tylko dojeżdżamy do Santany, zaczyna lać. Po drodze w samochodzie wyskoczył nam błąd, na desce rozdzielczej. Czekając, kiedy przestanie padać, szukamy po internetach. Bezskutecznie. W końcu robię zdjęcie i wysyłam na What’s App do wypożyczalni. Po chwili dostaję wiadomość, że nic ważnego. Na szczęście. Akurat się trochę przejaśniło, ale jeszcze mży. Idziemy szukać tych uroczych, tradycyjnych domków, które są wizytówką Madery.
W centrum Santany została stworzona mała pokazowa osada palheiros, bo tak się nazywają. Domy w kształcie litery A, kryte strzechą do samej ziemi. Wyróżniają się małymi oknami, niebieskimi obramówkami i drzwiami w kolorze czerwonym. W tych pokazowych są sklepiki.
W Santanie znajduje się park tematyczny Parque Temático da Madeira, w którym możemy poznać historię, kulturę i obyczaje Madery. My jednak odpuszczamy, bo znowu się rozpadało.
São Jorge Interesował mnie punkt widokowy Ponta de São Jorge. I tak sobie zaznaczyłam. Nie można tam dojechać samochodem. Ustawiłam sobie jako najbliższy punkt latarnię (Farol da Ponta de São Jorge). To było gdzieś na końcu świata. Już sam dojazd był jak na koniec świata. A na samym końcu świat droga prowadziła na teren prywatny
:D
Postawiliśmy samochód na zakręcie, bo nie było parkingu i szukaliśmy ścieżki do tego punktu. Nawet władowaliśmy się komuś do ogródka. Bez rezulatu.
Teraz patrzę na mapę, że musi być tam jakaś ścieżka. My jej nie dostrzegliśmy. Powiem tylko, że nie byliśmy jedynymi zdezorientowanymi poszukiwaczami. Za nami podjechał inny samochód. Akurat wyszedł miejscowy, bo ruch się zrobił na tym końcu świata. Ten z tamtego samochodu wyskoczył i zapytał o coś, tamten mu tłumaczył. On w samochód. My w samochód. Nie, my nie jedziemy za nim, objechał rondo, my też. Zgubił się? Maps.me pokazało mi punkt widokowy i do niego pojechaliśmy. Oni też. Miradouro da Vigia
Mój przewodnik pisał, że koniecznie i bezapelacyjnie trzeba się zatrzymać w punkcie widokowym Miradouro da Beira da Quinta. Widać z niego Arco de São Jorge, małe miasteczko, otoczone wzgórzami, które tworzą łuk (arco). Ze względu na panujący mikroklimat i żyzną glebę uprawia się tutaj winogrona.
W miejscowości znajduje się muzeum wina (Museu do Vinho e da Vinha), w którym można prześledzić historię i cykle upraw oraz produkcji wina.
My nie pojechaliśmy do miasta, nie pojechaliśmy do muzeum a na punkt widokowy (Miradouro do Cabo Aereo). Dojazd tak, jakby drogami osiedlowymi. Jest tam mały parking. Obok jest boisko. Boisko jest otoczone siatką. Jak podjechaliśmy, to akurat jakaś kobieta wchodziła na to boisko. I zaczęła chodzić w kółko.
Później odnajdujemy Miradouro Boaventura. Co fajne. We wszystkich punktach widokowych są jakieś ławki, czasami miejsce na grilla. Można piknikować i cieszyć oczy widokami.
Ponta Delgada Ta mała miejscowość do lat 40 XX w była odizolowana od reszty świata. Pokonanie stromej i wąskiej drogi był nie lada wyzwaniem. Do miasta wjeżdżało się po wąskim mostku. Stąd nazwa miasteczka. My zajeżdżamy pod sam kościół. Parkujemy i zastanawiamy się, co robić? Obeszliśmy kościół, weszliśmy do środka.
Właściwie to zgłodnieliśmy. Przeszliśmy kawałek, ale nic nie znaleźliśmy. Stwierdziliśmy, że pojedziemy do São Vicente.
São Vicente Już sama droga do tego miasta nam się podoba. Pomimo odcinków tunelami jest malownicza. Miasto położone jest w dolinie. Wysokie, zielone wzgórza rozpościerają się nad głowami a błękit oceanu przyciąga wzrok. Wszystko się idealnie komponuje.
Samochód parkujemy na parkingu, zaraz za wielkim błękitnym, brzydkim mostem. Nie wiem, ten most tak mi nie pasował do tej okolicy. Nie mam żadnego zdjęcia. Nawet tam nie poszliśmy.
Według legendy nazwa miasta pochodzi od św. Wincentego z Saragossy, który miał się objawić na skale, u ujścia rzeki. Dzisiaj stoi tam mała kapliczka, która została zbudowana w 1694 r.
Pomimo, że tutejsza plaża jest kamienista i nie sprzyja opalaniu, to podobno przyjeżdża tutaj wielu surferów, z całej Europy. Dzisiaj fale nie są jakieś imponujące, to surferów brak.
Za to wzdłuż plaży są restauracje. My wybieramy Restaurante Caravela. Polecaną na TA. Nie zawiedliśmy się. Jedzenie przepyszne i nie do przejedzenia. Kelner nas obsługujący tylko mało ruchawy. M zamówił szaszłyk a ja espadę. Najpierw przyniósł szaszłyk a potem długo, długo nic. Zniecierpliwiona zapytałam, czy to co zamówiliśmy zawierało chociaż jakąś sałatkę. To jak nas w końcu obstawił, to miejsca na stole zabrakło
:D
Po jedzeniu idziemy obejrzeć starówkę. Brukowane uliczki, białe domki, palmy. Chyba najładniejsza starówka jakie widziałam, na Maderze.
São Vicente znane jest z jaskiń, które znajdują się w pobliżu miasta. My je mamy w planie w następnym dniu (na planach się jednak skończyło).
Ostatni punkt naszej trasy to Ribeira da Janela a właściwie dwie formacje skalne Ilheus da Rib i Ilheus da Janela. Zjeżdżamy na parking (oczywiście po tym jak przegapiliśmy zjazd i zajechaliśmy do Porto Moniz
:) Jest niewielki. Kilka kroków i jesteśmy na kamienistej plaży i już oglądamy te „cuda”. Później wchodzimy po schodkach na taras widokowy.
Czytałam, że to popularne miejsce. Prawda. Oprócz nas kilka par. Jest tłok na tarasie. Każdy po kolei robi zdjęcia. Z plaży bardziej mi się podobało. Musi być gdzieś jeszcze ścieżka na górę, bo widziałam takie zdjęcia w internecie. Nie wiem gdzie.
Porto Moniz Będzie w następnym odcinku
:D Widok z naszego pokoju
:P Porto Moniz
To urocze miasteczko położone na północno – zachodnim krańcu Madery. Wokół góry, klify, surowe krajobrazy i ta bliskość oceanu
:) Ten region Madery chyba najbardziej mnie uwiódł. Gdybym miała wracać, to właśnie tutaj. Może po części, że nie zobaczyłam wszystkiego tego, co chciałam a może hotel (najlepszy podczas wyjazdu). Jakoś ten zakątek wydaje mi się spokojniejszy. Żadnych molochów hotelowych. Tylko obcowanie z naturą.
Największą atrakcją tego miasta i regionu są naturalne baseny lawowe. Są one wyjątkowe ze względu ukształtowanie. Nadpływające fale wypełniają je, tworząc kąpieliska.
:) Pisz, pisz, wrzucaj zdjęcia mam nadzieje, ze przesune Madere wyzej w " moim rankingu miejsc wartych odwiedzenia"OT
:D @jekyll pierwsze zdania relacji.... i zaskoczenie kobieta
:D skad mi sie ubzduralo ze ....
:D
Jako nieostrożny optymista już mam wykupiony lot na Maderę na majówkę
:P Ciekawe czy wtedy sytuacja Covidova będzie lepsza? Zarezerwowałem nawet fajniutki apartament w Funchal za naprawdę rewelacyjną cenę .
Również czekam na dalszy ciąg relacji [emoji846]Madera wiosną (mam taką nadzieję), a obecnie trzeba nacieszyć oczy tymi widokami z Twoich zdjęć [emoji106][emoji41]
jekyll napisał:Co do wypożyczalni. Formalności naprawdę na szóstkę z plusem. Natomiast samochód, zamawiałam auto klasy C, a dostaliśmy nissana micrę, pojemność 898 cm3.Czerwoną micrę? Chyba zostawiliście umowę w schowku
:) Pozdrawiamy
;)
Fajnie było zobaczyć koniec trasy na Ponta de São Lourenço
;) Siedem lat temu udało nam się dojść do połowy trasy mniej więcej, bo tak bardzo wiało, że ciężko było momentami ustać.A będą jakieś kolejki linowe? Jestem ciekawa, jak zmieniła się sytuacja w tym zakresie, 6 lat temu zrobiła nam się z kolejek główna atrakcja wyjazdu (byliśmy na Maderze dwa razy, rok po roku). Nawet popełniłam relację ze wszystkich, które udało się nam odwiedzić
:)
Widzę, że lata mijają, a Kaszalot nadal działa
:lol: Nie pozdrawiam, jedno z moich najgorszych doświadczeń kulinarnych ever. Po ich "grilled limpes" do dziś nie mogę patrzeć na wszelkie mule i małże
:twisted: A już 7 lat minęło...
@jekyllJa to bym nawet chciała nie być pamiętliwa, ale mój organizm na widok i zapach muszli od czasu wizyty w Kaszalocie urządza... No powiedzmy, że urządza powrót owoców morza do morza
:lol:
Swietna relacja i fotki, gratulacje. Fajnie sie czyta, bo akurat mialem okazje zwiedzic w 2 polowie listopada br. Bylem 10 dni i czesto slyszalem polski jezyk. Jedyne co mi przeszkadzalo, ze czasami musialem szukac knajpki, gdzie otrzymam cala gryllowana rybke.Wino maderskie mi nie podchodzilo, ale maja fajne wina z ladu stalego Portugalii, ktorych jestem fanem.Btw warto podegustowac Poncha, szczegolnie z sokiem lemonki.Jeszcze taka ciekawostka, ze przed masazem mierzyli temperature, co nie jest praktykowane w Serbii czy Etiopii, ktore zwiedzilem zaraz po Maderze.Po kosztach widze, ze jednak ostro przeplacilem.
:DZdrowka i Wesolych Swiat.
Dzięki za relację, przypomniałaś mój wyjazd w 2008r.: te wszechobecne jaszczurki, odmienna pogoda po obu stronach tuneli, pyszna espada, spacer ponad chmurami na Pico do Arieiro i Pico Ruivo, niekończące się plaże na Porto Santo itd.A propos jazdy po Maderze, to wracając taksówką z portu do hotelu, kierowca jechał przez dłuższy czas na pierwszym biegu, bo na "dwójce" auto pod górkę nie dawało rady
:)Nie zapomnę parkowania "na kopertę" auta pod hotelem, na drodze o nachyleniu 20-25%
:)BTW polecam punkt spotterski przy pasie startowym. Można mieć fajne ujęcia startujących/lądujących samolotów. Podobnie podczas "spaceru" w Ponta do Furado można uchwycić podchodzące do lądowania samoloty.
Droga powrotna ani nie jest szybsza, ani nie jest łatwiejsza.
Przystajemy też co chwilę, jakbyśmy jeszcze czegoś nie widzieli :lol:
Górki i pagórki pozostały te same :P
Wracamy do pokoju i drinkujemy na tarasie. Nasze błogie lenistwo od czasu do czasu przerywa lądujący samolot :D
Mapa (nie wiem, jak wstawić obrazek).
https://goo.gl/maps/YBg9ino7BohrCUtv8Tak :D
Tak nam powiedziano, że jeden egz ma zostać w schowku :)
My oddawaliśmy samochód w nocy.
@metia będzie :) jedna :)Dzień 2
Dzisiaj opuszczamy Santa Cruz i jedziemy do Porto Moniz gdzie mamy wynajęty na dwie noce hotel Aqua Natura Hotel.
Czeka nas trasa: Porto da Cruz - Faial - Santana - São Jorge - Ponta Delgada
Jak pokazałam trasę M, to mi powiedział, że nigdy w życiu się nie wyrobimy.
Jeszcze dołożyliśmy São Vicente :D
Nie umiem wkleić mapy inaczej jak zdjęcia.
Mapa
Porto da Cruz
Miasteczko jest niewielkie, ale urokliwe. Wciśnięte między skały. Znane z produkcji wina vinho seco americano z odmiany winogron zwanej americana.
Jedną z atrakcji jest fabryka trzciny cukrowej, która działa w taki sam sposób od samego powstania (1927 r.)
Jak tylko parkujemy auto, koło kościoła (kawałek dalej jest parking), wzbudzamy ciekawość.
Przechodzący pan się do nas uśmiecha. Odwzajemniamy uśmiech i mówimy hello. Miłe to.
Szkoda, że pogoda nie była taka uprzejma i niestety nie dopisała.
Za kościołem schodzimy na kamienistą plażę.
Dalej deptakiem, wzdłuż skały. Przechodzimy obok kompleksu basenów.
Jesteśmy tutaj jedynymi turystami. Oprócz nas dwaj panowie porządkowi opróżniają kosze na śmieci.
Naszą uwagę zwraca woda pod nogami, na małym odcinku. Za chwilę już wiemy, skąd ona się wzięła.
Deptak się kończy i idziemy asfaltem, aż naszym oczom ukazuje się niesamowita skała Orle Gniazdo (Penha de Aquia).
Ciekawostką jest, że na Maderze nie występuje ten gatunek ptaków. Skała ta oddziela Porto da Cruz od Faial. Prowadzi na nią szlak.
Dalej jest plaża surferów. Musiała być tak mało atrakcyjna, że nie mam żadnego zdjęcia.
Nie ma tutaj żadnych molochów hotelowych. Miasteczko ma swój klimat. Podobało nam się. Mogłoby mieć więcej dni słonecznych, tak jak te po drugiej strony wyspy ;)
Faial
Właściwie do samego miasteczka nie będziemy wjeżdżać. Wyczytałam, że nie jest zbyt ciekawe.
Jedziemy na punkt widokowy, gdzie miała stać twierdza.
Rzeczywiście było tam kilka armat i jakaś chatka zamknięta na cztery spusty. Zaniedbane to wszystko. Szkoda.
Widoki za to wynagradzają nam wszystko :D
Orle Gniazdo z drugiej strony.
I rosną tam piękne sterlicje królewskie :)
Jedziemy jeszcze na inny punkt widokowy, z którego widać plażę.
Santana
Gdy tylko dojeżdżamy do Santany, zaczyna lać. Po drodze w samochodzie wyskoczył nam błąd, na desce rozdzielczej.
Czekając, kiedy przestanie padać, szukamy po internetach. Bezskutecznie.
W końcu robię zdjęcie i wysyłam na What’s App do wypożyczalni. Po chwili dostaję wiadomość, że nic ważnego. Na szczęście.
Akurat się trochę przejaśniło, ale jeszcze mży. Idziemy szukać tych uroczych, tradycyjnych domków, które są wizytówką Madery.
W centrum Santany została stworzona mała pokazowa osada palheiros, bo tak się nazywają. Domy w kształcie litery A, kryte strzechą do samej ziemi.
Wyróżniają się małymi oknami, niebieskimi obramówkami i drzwiami w kolorze czerwonym. W tych pokazowych są sklepiki.
W Santanie znajduje się park tematyczny Parque Temático da Madeira, w którym możemy poznać historię, kulturę i obyczaje Madery.
My jednak odpuszczamy, bo znowu się rozpadało.
São Jorge
Interesował mnie punkt widokowy Ponta de São Jorge. I tak sobie zaznaczyłam. Nie można tam dojechać samochodem.
Ustawiłam sobie jako najbliższy punkt latarnię (Farol da Ponta de São Jorge).
To było gdzieś na końcu świata. Już sam dojazd był jak na koniec świata. A na samym końcu świat droga prowadziła na teren prywatny :D
Postawiliśmy samochód na zakręcie, bo nie było parkingu i szukaliśmy ścieżki do tego punktu.
Nawet władowaliśmy się komuś do ogródka. Bez rezulatu.
Teraz patrzę na mapę, że musi być tam jakaś ścieżka. My jej nie dostrzegliśmy.
Powiem tylko, że nie byliśmy jedynymi zdezorientowanymi poszukiwaczami. Za nami podjechał inny samochód.
Akurat wyszedł miejscowy, bo ruch się zrobił na tym końcu świata. Ten z tamtego samochodu wyskoczył i zapytał o coś, tamten mu tłumaczył.
On w samochód. My w samochód. Nie, my nie jedziemy za nim, objechał rondo, my też. Zgubił się?
Maps.me pokazało mi punkt widokowy i do niego pojechaliśmy. Oni też.
Miradouro da Vigia
Mój przewodnik pisał, że koniecznie i bezapelacyjnie trzeba się zatrzymać w punkcie widokowym Miradouro da Beira da Quinta.
Widać z niego Arco de São Jorge, małe miasteczko, otoczone wzgórzami, które tworzą łuk (arco).
Ze względu na panujący mikroklimat i żyzną glebę uprawia się tutaj winogrona.
W miejscowości znajduje się muzeum wina (Museu do Vinho e da Vinha), w którym można prześledzić historię i cykle upraw oraz produkcji wina.
My nie pojechaliśmy do miasta, nie pojechaliśmy do muzeum a na punkt widokowy (Miradouro do Cabo Aereo).
Dojazd tak, jakby drogami osiedlowymi. Jest tam mały parking. Obok jest boisko. Boisko jest otoczone siatką.
Jak podjechaliśmy, to akurat jakaś kobieta wchodziła na to boisko. I zaczęła chodzić w kółko.
Później odnajdujemy Miradouro Boaventura. Co fajne. We wszystkich punktach widokowych są jakieś ławki, czasami miejsce na grilla.
Można piknikować i cieszyć oczy widokami.
Ponta Delgada
Ta mała miejscowość do lat 40 XX w była odizolowana od reszty świata. Pokonanie stromej i wąskiej drogi był nie lada wyzwaniem.
Do miasta wjeżdżało się po wąskim mostku. Stąd nazwa miasteczka.
My zajeżdżamy pod sam kościół. Parkujemy i zastanawiamy się, co robić? Obeszliśmy kościół, weszliśmy do środka.
Właściwie to zgłodnieliśmy. Przeszliśmy kawałek, ale nic nie znaleźliśmy. Stwierdziliśmy, że pojedziemy do São Vicente.
São Vicente
Już sama droga do tego miasta nam się podoba. Pomimo odcinków tunelami jest malownicza. Miasto położone jest w dolinie.
Wysokie, zielone wzgórza rozpościerają się nad głowami a błękit oceanu przyciąga wzrok. Wszystko się idealnie komponuje.
Samochód parkujemy na parkingu, zaraz za wielkim błękitnym, brzydkim mostem.
Nie wiem, ten most tak mi nie pasował do tej okolicy. Nie mam żadnego zdjęcia. Nawet tam nie poszliśmy.
Według legendy nazwa miasta pochodzi od św. Wincentego z Saragossy, który miał się objawić na skale, u ujścia rzeki.
Dzisiaj stoi tam mała kapliczka, która została zbudowana w 1694 r.
Pomimo, że tutejsza plaża jest kamienista i nie sprzyja opalaniu, to podobno przyjeżdża tutaj wielu surferów, z całej Europy.
Dzisiaj fale nie są jakieś imponujące, to surferów brak.
Za to wzdłuż plaży są restauracje. My wybieramy Restaurante Caravela. Polecaną na TA.
Nie zawiedliśmy się. Jedzenie przepyszne i nie do przejedzenia. Kelner nas obsługujący tylko mało ruchawy.
M zamówił szaszłyk a ja espadę. Najpierw przyniósł szaszłyk a potem długo, długo nic.
Zniecierpliwiona zapytałam, czy to co zamówiliśmy zawierało chociaż jakąś sałatkę. To jak nas w końcu obstawił, to miejsca na stole zabrakło :D
Po jedzeniu idziemy obejrzeć starówkę. Brukowane uliczki, białe domki, palmy. Chyba najładniejsza starówka jakie widziałam, na Maderze.
São Vicente znane jest z jaskiń, które znajdują się w pobliżu miasta. My je mamy w planie w następnym dniu (na planach się jednak skończyło).
Ostatni punkt naszej trasy to Ribeira da Janela a właściwie dwie formacje skalne Ilheus da Rib i Ilheus da Janela.
Zjeżdżamy na parking (oczywiście po tym jak przegapiliśmy zjazd i zajechaliśmy do Porto Moniz :) Jest niewielki.
Kilka kroków i jesteśmy na kamienistej plaży i już oglądamy te „cuda”. Później wchodzimy po schodkach na taras widokowy.
Czytałam, że to popularne miejsce. Prawda. Oprócz nas kilka par. Jest tłok na tarasie. Każdy po kolei robi zdjęcia. Z plaży bardziej mi się podobało.
Musi być gdzieś jeszcze ścieżka na górę, bo widziałam takie zdjęcia w internecie. Nie wiem gdzie.
Porto Moniz
Będzie w następnym odcinku :D
Widok z naszego pokoju :P
To urocze miasteczko położone na północno – zachodnim krańcu Madery. Wokół góry, klify, surowe krajobrazy i ta bliskość oceanu :)
Ten region Madery chyba najbardziej mnie uwiódł. Gdybym miała wracać, to właśnie tutaj.
Może po części, że nie zobaczyłam wszystkiego tego, co chciałam a może hotel (najlepszy podczas wyjazdu).
Jakoś ten zakątek wydaje mi się spokojniejszy. Żadnych molochów hotelowych. Tylko obcowanie z naturą.
Największą atrakcją tego miasta i regionu są naturalne baseny lawowe.
Są one wyjątkowe ze względu ukształtowanie. Nadpływające fale wypełniają je, tworząc kąpieliska.