Tutaj już bez żadnej ironii, negatywnie- kolorowe domki Gdzie tam, jakie domki, to po prostu zwyczajne przebieralnie plażowe, przereklamowane okrutnie i w zasadzie nie warte zobaczenia. No ale i tak każdy zobaczyć musi, żeby się przekonać, czy faktycznie warto.
RPA jest bezpieczne- jak zwykle. Albo stara się być.
Dobra, let's get serious about South Africa's beauty. Ogrody Kirstenbosch! Ktoś był? Zgodzi się ze mną? Miejsce naprawdę super-urokliwe. Ogrody botaniczne to jedne z tych atrakcji, które bardzo ciężko obiektywnie ocenić. Nie zaliczają się stricte do okazów "naturalnego piękna", bo wrażenie jest zawsze wypadkową tego, jakimi środkami dysponuje zarządca i jak bardzo utalentowanych ogrodników jest w stanie opłacić. Zwykle więc nie ciągnie nas do tego typu atrakcji, ale tutaj... Już samo umiejscowienie, u stóp masywu Góry Stołowej. Do tego rozległość tego miejsca... Nawet tak sceptycznie nastawiony do botaniki człowiek jak ja stwierdza, że... no, trzeba to zobaczyć!
W 2,5h udało się "jakotako", szybko, na żywca, obejść główne ścieżki w ogrodzie, ale jeśli tylko miałbym więcej czasu, to nie nudziłbym się i cały bity dzień.
Lion's Head. Kolejne de-facto must-see Ech, jak to dobrze, że można stosować wtrącenia z innych języków. Na klawiaturę ciśnie się, z braku lepszych słów a-propos wejścia na tę górę, również faux-pas i touche . Kto jest z Krakowa albo zna Kraków dobrze? Otóż na Google Maps, Lion's Head i szlak wyglądały z grubsza jak Kopiec Piłsudskiego. Plus minus. Easy-peasy, no nie? No... nie.
Polecam spróbować każdemu- wrażenia niezapomniane. Moim skromnym zdaniem i na pewno ludzie daleko bardziej doświadczeni się nie zgodzą i wyśmieją, ale to naprawdę trudna technicznie, zaskakująca i wymagająca góra. Aha, zapomniałbym- nie weszliśmy na sam szczyt, bo ja, osobiście, we własnej osobie, po prostu spękałem. Bałem się iść wyżej. Na usprawiedliwienie mam jedynie to, że męczyła mnie jeszcze nieco zwichnięta miesiąc wcześniej kostka, podczas zejścia zimowego z Babiej Góry. Niedoskonała stabilność kroku przy tak wąskim szlaku była deal-breakerem. Sorry.
Tutaj ciekawe ujęcie Góry Stołowej. Poza górą, w tle żona- ale na tyle daleko, że nie da się rozpoznać. Ciekawe, nietypowe miejsce do obserwowania góry i chyba mało kto tam dociera- Bloubergstrand. Sama okolica to raczej tzw. dzielnica willowa i turystycznie nie urzeka, ale warto podjechać dla samego widoku Góry.
Niuanse południowoafrykańskiego angielskiego. Jeden z ciekawszych:
Dzień wylotu spędzamy już stricte w Cape Town, pogoda piękna, bezchmurnie. @becek oczywiście ma rację, jak zazwyczaj- samo miasto i jego atrakcje do obskoczenia w konkretne pół dnia. Musi być bezpiecznie:
Bo-Kaap. Wart zobaczenia, no ale cóż. Nie przyjeżdża się do tego kraju, żeby zwiedzać centra dużych miast.
Około godziny 14:00 udajemy się najpierw do Truth Coffee na ostatni łyk najlepszej kawy świata- gdzie tam ostatni, po pierwsze to jeszcze tu wrócimy a po drugie 2x500g jednej z mieszanek, w bagażu podręcznym, jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło- a następnie bezproblemowo na lotnisko i wylatujemy z powrotem do Berlina.
Avis nie czepił się konkretnego otarcia kołpaka oraz widocznego odprysku na zderzaku przednim. O tyle miałem obawy, że Honda City / Ballade była przy odbiorze fabrycznie nowa i potencjalnie pracownik mógł na to zwrócić uwagę.
Już kilka tygodni po powrocie pojawiło się jedyne, spodziewane, dodatkowe obciążenie- opłaty drogowe, wyszczególnione zresztą on-line.
***
W ramach epilogu i to dobre pół roku później, z perspektywy, muszę napisać, że- o dziwo- Południowa Afryka jest naprawdę niesamowicie przyjaznym turyście krajem pod praktycznie każdym względem. Trudno jest jej nie polecać w zasadzie... każdemu, kto dysponuje budżetem na typowe, europejskie wakacje. Bo o kosztach już było. Pomimo zawirowań politycznych, jak widać coraz większych w tej chwili i rzecz jasna pomimo obaw związanych z bezpieczeństwem. Żadna inna podróż, nawet wypad niedzielny do Sandomierza w zeszłym tygodniu, nie szła tak gładko, zgodnie z planem, przewidywaniami, bezproblemowo i przyjemnie jak ponad 3 tygodnie w południowej Afryce i ponad 7000km po lewej stronie drogi.
Na pewno nie jestem tutaj obiektywny- tylko czy w ogóle ktokolwiek zarażony bakcylem podróży jest- ale uważam, że Południowa Afryka ma w sobie naprawdę coś super-magnetycznego. To połączenie wciąż typowej, zachodniej cywilizacji w jej najlepszym, anglosaskim wydaniu z afrykańską egzotyką, które jednocześnie obfituje w niesamowite, topowe, uznawane za jedne z najbardziej spektakularnych na świecie atrakcje naturalne. Miejsce, gdzie wielką piątkę Afryki oglądamy zza szyby nowiutkiego samochodu, który prowadzimy samodzielnie, po asfaltowych drogach. Gdzie afryczo jest w zasadzie tylko wtedy, kiedy chcemy, a w oka mgnieniu do dyspozycji jest typowo śródziemnomorski klimat i atmosfera. Gdzie za normalne pieniądze wcinamy steki nie tylko z krówki, ale z pięciu rodzajów antylop a kulinaria generalnie prezentują jeden z najlepszych, światowych poziomów a kucharz mieszka w slumsach za rogiem. A jeśli spojrzymy "pod pierzynę", poczytamy nieco historii oraz porozmawiamy z mieszkańcami, na własne oczy ujrzymy sytuację i sieć zależności społecznych, politycznych, gospodarczych, które chyba jak nigdzie indziej mogą stanowić pożywkę intelektualną dla wszystkich zainteresowanych szerzej nie tylko polityką, ale też filozofią, historią, socjologią a nawet antropologią. Food for thought!
Świetnie napisane! Będziesz na pewno w czołówce relacji lutego
:)Niedawno znalazłem fajną ofertę do JNB. Najpierw ją odstawiłem na boczny tor, ale teraz zaczynam na nią patrzeć zupełnie inaczej... No, ale poczekam na rozwój Twej relacji. Czas do ewentualnego zakupu mam do 28.02, więc postaraj się napisać jak najwięcej
:DWysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Jedzenie w RPA to temat na zupełnie osobną opowieść
:) Dla mnie jeden w z tych powodów, dla których trzeba tam wracać
:)Chociaż polecam też knajpę "Savanna" w Monachium i stek z zebry
:)
... Oczywiście na śmierć "zapomniałem" o dokończeniu tej relacji. Bez głupich tłumaczeń i usprawiedliwień- w ciągu paru dni biorę się za kolejne części! Będziecie czytać?
:)
Super, że udało się dokończyć relację. Dzięki!Jak dla mnie RPA to miejsce magiczne. Zaraz po powrocie zaczynam planować powrót tam
:) I też każdemu komu mogę polecam
:)Pozdrawiam
Środek nocy, 1:25. Skończyłem czytać. Ciurkiem, od początku do końca.A miało być "A, poczytam chwilkę przed snem..."Ciekawie napisane i czuję się zachęcony do wizyty w RPA. Tylko kurde kiedy...
:(
Super relacja
:)! Brakowało mi tylko mapek poglądowych i więceeeeej zdjęć
:)! Wbrew pozorom niektórzy "podróżnicy" nie orientują się jeszcze aż tak w świecie co, gdzie jest, a wiele miejsc jest dla nich nieoczywistych i nieznanych
:). Więc chciałoby się więcej wszystkiego
:P! Tak czy inaczej fajnie opisane i zapewne wiele "duszyczek" przebrnie z łatwością przez tę ciekawą relację
:), tak jak i ja (ach te zwierzęta!). Powodzenia w konkursie
:)! Pozdrawiam!
Super relacja! Aż zacząłem się zastanawiać czy zamiast do Tanzanii nie wybrać się do RPA...A jak tam sprawa z internetem? Bo słyszałem że lepiej mieć swój ogólnie w Afryce, bo kiepsko ogólnie ze znalezieniem Wifi. Nawet natchniony Twoim wpisem trochę poszperałem i znalazłem artykuł - może możesz zweryfikować?
:D Oczywiście nie mam na myśli faktów np historycznych tylko turystyczne. Co na pewno zwiedzić a co sobie darować? Miałbym 12 dni...https://simglobcom.blogspot.com/2018/11 ... -ladu.html
@LEON123!Dziękuję za miłe słowa. Z Internetem jest na pewno w miarę OK. Wi-Fi w guesthouse'ach/hotelach może nie powalało prędkością, ale to tzw. podstawowych zadań było OK. Nie próbowaliśmy streamować filmów. W knajpach też zwykle bywa, podobnie jak w tych punktach obsługi podróżnych przy drogach.Warto jednak kupić normalny starter z Vodacom (tylko nie "tourist pack", a po prostu zwyczajny pakiet). Ceny znajdziesz tutaj:https://www.vodacom.co.za/vodacom/shopp ... nType=nullMy mieliśmy 2GB i spokojnie wystarczyło. Pokrycie zasięgiem jest OK, poza terenami typowo "remote". Cudów nie ma i w głuszy zasięgu nie będzie, ale ogólnie warto.Co do przysłanego linku- oj, można znaleźć ciekawsze opracowania. Tanzania a RPA to też chyba troszkę nieporównywalne miejsca.Okolice Johannesburga my świadomie odpuściliśmy, ale jeśli sądzisz, że będziesz mieć na to czas i jest to pociągające, to na pewno "warto", bo wszystko "warto".
@john_doeSuper, że odpowiedziałeś i to tak szybko, dzięki!
;)Mam kilka dni na podjęcie decyzji, więc będe intensywnie zastanawiał się nad zmianą kierunku.A co do tego internetu, czytałem też po forach, że ludzie biorą swoje pakiety, próbowałeś kiedyś? Bo nie wiem jak prównywalnie - nie tylko z ceną, ale ogólnie z działaniem to wychodzi. Wiadomo że nie będe filmów oglądał, ale jakiś gps, sprawdzenie na szybko lokalnych atrakcji...W kilku miejscach znalzłem ofertę Simglob i np jeśli chodzi o RPA: https://www.simglob.com/cennik/rpa - jest 4 gb i piszą że zależy od zasięgu prędkość.Miałem od nich kartę na Ukrainie, ale jednak Afryka to inny wymiar..
Mam nadzieję, że decyzja nie jest warunkowana tym, jak szybko i jak dobrze działa Internet
;)Jest po prostu OK- normalnie, typowo. Nie puszczałem Speedtestu i nie oglądałem filmów w 4K, ale z nawiązką zrobiłem wszystko, co zwykle robi się w Internecie podczas podróży. Nie demonizowałbym w żaden sposób.Tak, miałem starter kupiony w Vodacom, w byle którym punkcie. A jest ich mnóstwo. Kosztował tyle, ile piszą na stronie- około kilkudziesięciu złotych za 2GB i to taka sama cena, jak dla lokalsów. Internet działał wszędzie w zaludnionych miejscach, bywały kłopoty z zasięgiem w głuszy- częściach parków narodowych albo okolic kompletnie niezamieszkałych. Vodacom ma ponoć najlepszy zasięg w RPA."Afryka to inny wymiar"- być może, ale to zdanie wciąż nie dotyczy de facto RPA. Pomijając legendarne już kwestie ze statystykami bezpieczeństwa, dla typowego turysty jest to całkiem normalny, cywilizowany (nawet bardzo, miejscami), przyjazny kraj. Zwiedza się go znacznie łatwiej niż np. Polskę. Ot co.
Nie no, pewnie że to nie zależy od neta.Jakoś mam wrażenie, że łatwiej lecieć do Tanzanii, więc chyba jednak się zdecyduje na RPA.Inny wymiar - no w senie nie porównywalny z Europą, ogólnie.Właśnie czytałem też o tym że RPA nie jest zbyt bezpiecznym krajem. Że nawet ludzi wywożą jak źle kupisz wycieczkę, nawet taksówkarze... Ale to wiadomo, wszedzie sie trafiają jakieś ewenementy. Więcej słyszałem o ludziach, którzy szczęśliwie wrócili aniżeli o tych, co zostali porwani, więc to nie jest dla mnie problem
;)Dzięki za pomoc!
Tutaj już bez żadnej ironii, negatywnie- kolorowe
domkiGdzie tam, jakie domki, to po prostu zwyczajne przebieralnie plażowe, przereklamowane okrutnie i w zasadzie nie warte zobaczenia. No ale i tak każdy zobaczyć musi, żeby się przekonać, czy faktycznie warto.RPA jest bezpieczne- jak zwykle. Albo stara się być.
Dobra, let's get serious about South Africa's beauty. Ogrody Kirstenbosch! Ktoś był? Zgodzi się ze mną? Miejsce naprawdę super-urokliwe.
Ogrody botaniczne to jedne z tych atrakcji, które bardzo ciężko obiektywnie ocenić. Nie zaliczają się stricte do okazów "naturalnego piękna", bo wrażenie jest zawsze wypadkową tego, jakimi środkami dysponuje zarządca i jak bardzo utalentowanych ogrodników jest w stanie opłacić. Zwykle więc nie ciągnie nas do tego typu atrakcji, ale tutaj... Już samo umiejscowienie, u stóp masywu Góry Stołowej. Do tego rozległość tego miejsca... Nawet tak sceptycznie nastawiony do botaniki człowiek jak ja stwierdza, że... no, trzeba to zobaczyć!
W 2,5h udało się "jakotako", szybko, na żywca, obejść główne ścieżki w ogrodzie, ale jeśli tylko miałbym więcej czasu, to nie nudziłbym się i cały bity dzień.
Lion's Head. Kolejne de-facto must-see Ech, jak to dobrze, że można stosować wtrącenia z innych języków. Na klawiaturę ciśnie się, z braku lepszych słów a-propos wejścia na tę górę, również faux-pas i touche .
Kto jest z Krakowa albo zna Kraków dobrze? Otóż na Google Maps, Lion's Head i szlak wyglądały z grubsza jak Kopiec Piłsudskiego. Plus minus. Easy-peasy, no nie? No... nie.
Polecam spróbować każdemu- wrażenia niezapomniane.
Moim skromnym zdaniem i na pewno ludzie daleko bardziej doświadczeni się nie zgodzą i wyśmieją, ale to naprawdę trudna technicznie, zaskakująca i wymagająca góra.
Aha, zapomniałbym- nie weszliśmy na sam szczyt, bo ja, osobiście, we własnej osobie, po prostu spękałem. Bałem się iść wyżej. Na usprawiedliwienie mam jedynie to, że męczyła mnie jeszcze nieco zwichnięta miesiąc wcześniej kostka, podczas zejścia zimowego z Babiej Góry. Niedoskonała stabilność kroku przy tak wąskim szlaku była deal-breakerem. Sorry.
Tutaj ciekawe ujęcie Góry Stołowej. Poza górą, w tle żona- ale na tyle daleko, że nie da się rozpoznać. Ciekawe, nietypowe miejsce do obserwowania góry i chyba mało kto tam dociera- Bloubergstrand. Sama okolica to raczej tzw. dzielnica willowa i turystycznie nie urzeka, ale warto podjechać dla samego widoku Góry.
Niuanse południowoafrykańskiego angielskiego. Jeden z ciekawszych:
Dzień wylotu spędzamy już stricte w Cape Town, pogoda piękna, bezchmurnie. @becek oczywiście ma rację, jak zazwyczaj- samo miasto i jego atrakcje do obskoczenia w konkretne pół dnia.
Musi być bezpiecznie:
Bo-Kaap. Wart zobaczenia, no ale cóż. Nie przyjeżdża się do tego kraju, żeby zwiedzać centra dużych miast.
Około godziny 14:00 udajemy się najpierw do Truth Coffee na
ostatniłyk najlepszej kawy świata- gdzie tam ostatni, po pierwsze to jeszcze tu wrócimy a po drugie 2x500g jednej z mieszanek, w bagażu podręcznym, jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło- a następnie bezproblemowo na lotnisko i wylatujemy z powrotem do Berlina.Avis nie czepił się konkretnego otarcia kołpaka oraz widocznego odprysku na zderzaku przednim.
O tyle miałem obawy, że Honda City / Ballade była przy odbiorze fabrycznie nowa i potencjalnie pracownik mógł na to zwrócić uwagę.
Już kilka tygodni po powrocie pojawiło się jedyne, spodziewane, dodatkowe obciążenie- opłaty drogowe, wyszczególnione zresztą on-line.
***
W ramach epilogu i to dobre pół roku później, z perspektywy, muszę napisać, że- o dziwo- Południowa Afryka jest naprawdę niesamowicie przyjaznym turyście krajem pod praktycznie każdym względem. Trudno jest jej nie polecać w zasadzie... każdemu, kto dysponuje budżetem na typowe, europejskie wakacje. Bo o kosztach już było.
Pomimo zawirowań politycznych, jak widać coraz większych w tej chwili i rzecz jasna pomimo obaw związanych z bezpieczeństwem.
Żadna inna podróż, nawet wypad niedzielny do Sandomierza w zeszłym tygodniu, nie szła tak gładko, zgodnie z planem, przewidywaniami, bezproblemowo i przyjemnie jak ponad 3 tygodnie w południowej Afryce i ponad 7000km po lewej stronie drogi.
Na pewno nie jestem tutaj obiektywny- tylko czy w ogóle ktokolwiek zarażony bakcylem podróży jest- ale uważam, że Południowa Afryka ma w sobie naprawdę coś super-magnetycznego.
To połączenie wciąż typowej, zachodniej cywilizacji w jej najlepszym, anglosaskim wydaniu z afrykańską egzotyką, które jednocześnie obfituje w niesamowite, topowe, uznawane za jedne z najbardziej spektakularnych na świecie atrakcje naturalne.
Miejsce, gdzie wielką piątkę Afryki oglądamy zza szyby nowiutkiego samochodu, który prowadzimy samodzielnie, po asfaltowych drogach. Gdzie afryczo jest w zasadzie tylko wtedy, kiedy chcemy, a w oka mgnieniu do dyspozycji jest typowo śródziemnomorski klimat i atmosfera.
Gdzie za normalne pieniądze wcinamy steki nie tylko z krówki, ale z pięciu rodzajów antylop a kulinaria generalnie prezentują jeden z najlepszych, światowych poziomów a kucharz mieszka w slumsach za rogiem.
A jeśli spojrzymy "pod pierzynę", poczytamy nieco historii oraz porozmawiamy z mieszkańcami, na własne oczy ujrzymy sytuację i sieć zależności społecznych, politycznych, gospodarczych, które chyba jak nigdzie indziej mogą stanowić pożywkę intelektualną dla wszystkich zainteresowanych szerzej nie tylko polityką, ale też filozofią, historią, socjologią a nawet antropologią. Food for thought!