0
olus 18 grudnia 2016 18:04
Image

Na tym pierwszym kempingu dowiadujemy się jeszcze jednej ważnej rzeczy, w sumie oczywistej, ale jednak nikt o tym nie wspomina w relacjach. No bo jak to tak na rajskiej wysepce? Ano tak. A więc wyspy są opanowane przez szczury. Zwłaszcza te miejsca, które są przygotowane pod turystów. W dzień można ich oczywiście nawet nie zauważyć. Ale po zmroku okazuje się, że jest ich pełno. I niespecjalnie boją się ludzi, są wręcz zuchwałe, jak wyczują jedzenie potrafią podejść bardzo blisko.

Image

Image

Image

Niestety szczury to nie tylko kwestia estetyczna, zresztą mnie na przykład nie przeszkadzają, nie boję się ich, ani nie brzydzę. Problemem jest jednak to, że pogryzą wszystko, co może mieć chociaż najlżejszy zapach jedzenia. Konieczne jest więc na przykład powieszenie worka z jedzeniem na lince, tak, żeby szczur nie mógł się do niego dostać. Śmieci, porządnie zawiązane, na noc wynosiliśmy jak najdalej od obozu, żeby szczury poszły raczej tam. Rano na workach zawsze były ślady po zębach :) Najbardziej jednak martwiliśmy się o kajak. Dla takiego szczura przegryzienie go to najmniejszy problem. Niby nie powinny mieć powodów, żeby go gryźć, ale niepokój był. Spać więc idziemy z lekkimi obawami, co zastaniemy po przebudzeniu.

Image

ImageNa Palau rzeczywiście żyje bardzo dużo rekinów. Ciekawostką jest to, że rząd Palau w 2009 roku jako pierwszy na świecie stworzył "shark sanctuary" na całym obszarze swoich wód. Wprowadzono całkowity zakaz polowania na rekiny. Z tego co wiem żyje tam ponad 100 gatunków rekinów, dużo z nich jest zagrożonych wyginięciem.
Jeśli chodzi o zagrożenie - to tak jak już @‌BrunoJ‌ napisał - praktycznie cały obszar Palau to podwodny płaskowyż, jego brzegi to pionowe rafowe ściany, o nawet kilkusetmetrowej wysokości. Rekiny żyją głównie w okolicy tych ścian, głębiej pomiędzy wyspy zapuszczają się rzadko i jeśli już to tylko mniejsze okazy. Wszystko przez wahania poziomu wody, podczas odpływu, jak już opisywałam, w niektórych miejscach wody nie ma w ogóle. Dlatego pływając pomiędzy wyspami zagrożenia praktycznie żadnego nie ma.
Za to szansa spotkania rekinów w okolicach ścian rafy jest oczywiście bardzo duża. I właśnie między innymi po to przyjeżdżają na Palau tłumy nurków. Z tego co się dowiedziałam najczęściej można spotkać grey reef shark (po polsku rekin szary rafowy lub żarłacz rafowy) i whitetip reef shark (żarłacz gruby). Oba gatunki sporadycznie mogą atakować człowieka (zwłaszcza pierwszy), ale jednak zdarza się to rzadko. Tak jak @‌krasnal‌ pisze, na Palau takie ataki praktycznie się nie zdarzały. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że w ogóle zanotowano tam tylko jedną śmiertelną ofiarę rekinów.
Tak więc wracając do pytania @‌Gleba3‌ - nie baliśmy się, a wręcz mieliśmy nadzieję jakiegoś rekina zobaczyć :) Czy się udało przeczytacie w relacji. O USS Indianapolis muszę poczytać coś więcej. Nie wiem dokładnie gdzie zatonął, ale raczej na pewno na głębokiej wodzie w oddaleniu od wysp. Tam marynarze, zwłaszcza ranni, byli rzeczywiście bardzo narażeni na ataki.Ioulomekang - Kemurbeab - Babelomekang

Poranek wita nas piękną, słoneczną pogodą. Kajak jest cały, to najważniejsze. Poranny odpływ wygląda już zupełnie inaczej niż na Peleliu. Tutaj woda oddala się tylko na kilkanaście metrów. Zwróćcie przy okazji uwagę na wiszącą boję. Można takie spotkać w wielu miejscach. Oznaczają poziom, do którego podnosi się woda w czasie przypływu.

Image

Image

Po zjedzeniu śniadania i wyszykowaniu się do dalszej drogi po odpływie nie ma już śladu.

Image

Wyruszamy w stronę Long Beach (nazywanej też Kemurbeab). Jak już wspominałam należy ona do największych atrakcji Palau. Przypływa tu bardzo dużo łodzi z wycieczkami, niektóre tylko na chwilę, ale część wycieczek spędza tu większość dnia. Czemu wysepka zawdzięcza taką popularność? Jest to jedna z największych plaż Palau, do tego jej większa część nie jest zalewana przez wodę przypływu, tak jak ma to miejsce na innych plażach. Przede wszystkim jednak miejsce słynie z piaszczystego pasa, który wchodzi hen daleko w wodę. Można tym skrawkiem lądu odejść bardzo daleko od wyspy. My przypływamy jednak w momencie, kiedy poziom wody jest wysoki, pas piasku jest akurat pod wodą.

Image

Nic nie szkodzi, cieszymy się, że jesteśmy tu rano, przed przypłynięciem łódek i mamy całą plażę dla siebie.

Image

Image

Image

Image

Image

Ponieważ plaża jest mocno uczęszczana, przygotowano tu dużo udogodnień, są stoliki, daszki chroniące przed słońcem, a nawet toalety.

Image

Image

Zaraz po przypłynięciu mieliśmy zabawną, ale w sumie dość niebezpieczną sytuację z kajakiem. Wyciągnęliśmy go mocno na brzeg i oczywiście zaczęliśmy rozglądać się po wyspie i robić zdjęcia. Nie pomyśleliśmy, że poziom wody cały czas jeszcze się podnosi. Chwila nieuwagi i widzimy, że nasz kajaczek kołysze się na falach kilkanaście metrów od brzegu :) Ciśnienie nam momentalnie skoczyło, ale całe szczęście bez problemu udało się do niego dopłynąć i go przyciągnąć. Wcześniej zawsze go przywiązywaliśmy, a tym razem jakoś się zapomniało. Jednak po tej przygodzie postanowiliśmy całkiem wynieść go z wody :) To dość niesamowite, jak bardzo tutaj wszystko zależy od przypływów i odpływów.

Image

Po chwili relaksu nadchodzi wreszcie czas, żeby skorzystać chociaż trochę z atrakcji podwodnych, których przecież na Palau nie brakuje. Tu gdzie akurat jesteśmy nie ma jakiejś dużej rafy, jednak przy skałach w pobliżu plaży znajdujemy całkiem sporo koralowców i różnego rodzaju rybek.

Image

Image

Image

Akurat jak pływamy dość daleko od brzegu zatrzymuje się koło nas łódka rangersów. Nie wspominałam o tym, ale żeby mieć wstęp na teren Rock Islands trzeba wykupić specjalne przepustki (50$ od osoby), my kupiliśmy je od Maml Divers. Zadaniem strażników, oprócz patrolowania wysp, jest też sprawdzanie tych przepustek. Ponieważ jesteśmy w wodzie to nie mamy ich przy sobie, pytają tylko od kogo je kupiliśmy. Zamieniamy jeszcze parę zdań, pytają nas między innymi czym pływamy. Naszego kajaka nie widać bo wynieśliśmy go w cień pod drzewa, może i dobrze, bo jeszcze by panowie uznali, że to niebezpieczne :) Mówimy więc tylko, że kajakiem i to im wystarcza. Pytamy jeszcze czy w pobliżu jest może jakieś miejsce z dobrą rafą, do której można by było dopłynąć wpław, ale okazuje się, że niestety nie.
Wracamy na plażę, jak już mamy dość pływania. Okazuje się, że właśnie zaczynają pojawiać się pierwsze łódki z wycieczkami. W takim razie my zaczynamy się zbierać.

Image

Tym razem płyniemy po okolicy, która ma najbardziej charakterystyczny dla Rock Islands krajobraz. W końcu nieprzypadkowo tak się nazywają. Większość z nich to wystające z wody skały porośnięte roślinnością. W dalszych częściech archipelagu takich wysepek jest setki. My mamy namiastkę w tym miejscu.

Image

Image

Nie można nie zachwycić się kolorem wody, który jest niesamowicie intensywnie turkusowy. Tutaj też mamy po raz pierwszy trochę obawy o to, czy nie przebijemy kajaka. Pod wodą co jakiś czas widać ciemne plamy, ale z góry ciężko ocenić, czy to skały czy coś innego. W każdym razie manewrujemy ostrożnie i co jakiś czas sprawdzamy głębokość. Wpływamy też do ukrytego jeziora, otoczonego ze wszystkich stron skałami.

Image

Image

Następnym przystankiem ma być Babelomekang - kolejna plaża. Myślelismy, że wszystkie wycieczki zatrzymują się na niedalekiej Long Beach, a okazuje się, że i tutaj spotykamy sporo łódek.

Image

Image

Plaża znajduje się z zatoce i jest otoczona prawie ze wszystkich stron innymi wysepkami. Tutaj głównie się relaksujemy i trochę pływamy. Obserwujemy też mimowolnie chińskich turystów :) Część (jeśli nie większość) przyjeżdża tu chyba głównie po to, żeby zrobić sobie dobre selfie. Na przykład takie dwie dziewczyny, które naprawdę cały pobyt na plaży spędziły z kijkiem i telefonem, ustawiając się w coraz to wymyślniejszych pozycjach :) Ciekawa jestem, czy w ogóle miały jakąkolwiek przyjemność z tej wycieczki.

Image

Image

Wczesnym popołudniem wracamy znowu na Long Beach, bo chcemy zobaczyć plażę podczas odpływu, gdy wchodzący w morze pas piasku jest odsłonięty. Gdy docieramy na plażę jest tam jeszcze tłum ludzi, ale po jakimś czasie powoli kolejne łódki zaczynają odpływać. Wreszcie mamy wysepkę znów dla siebie :)

Image

Image

Image

Na noc postanawiamy wrócić w to same miejsce co poprzednio - było to bardzo dobre miejsce na nocleg. Z Long Beach mamy niedaleko, więc jeszcze przed zachodem słońca wracamy na znaną już nam plażę.
Na plażach można znaleźć takie wielkie muszle. Należą one do największych na świecie małż (giant clam - Przydacznia olbrzymia), które żyją w wodach Palau. Niektóre osiągają naprawdę imponujące rozmiary. Muszle znajdowane na plażach mogą służyć na kempingu na przykład za umywalkę :)

Image

Image

Image

Namiot rozstawiamy w taki sposób, że tropik podwiązujemy na górze, żeby w razie deszczu dało się do szybko naciągnąć. Tutaj prawie każdej nocy pada. Z naciągniętym tropikiem jest w środku tak gorąco, że w ogóle nie da się spać. Nawet jeśli śpimy tylko w wewnętrznej części i tak w środku jest sauna, bo niestety nasz namiot nie ma za dużo siateczki dającej trochę przewiewu.
Tej nocy jest tak gorąco, że nie jestem w stanie zasnąć, wychodzę więc trochę się przewietrzyć. Dzięki temu udaje mi się zobaczyć zjawisko, o którym zawsze marzyłam, ale nie spodziewałam się go tu na Palau. Po zamoczeniu stóp w wodzie widzę zapalające się wokół małe punkciki. To fluorescencyjny fitoplankton. Dzięki zjawisku bioluminescencji te mikroorganizmy potrafią wytwarzać światło. Punkciki pojawiają się w momencie, gdy zmącimy wodę, tak więc chodząc przy brzegu wokół swoich nóg wytwarzamy coraz więcej światełek. Niesamowite uczucie. Wygląda to zupełnie inaczej niż na zdjęciach, przy każdym ruchu punkciki pojawiają się, a jak się stoi spokojnie to ich nie widać. Cieszę się, że coś mnie skłoniło do tego spaceru, inaczej nawet nie byłabym świadoma co mnie ominęło :)@‌Gaszpar‌ Myślę, że chodziło Ci o bruzdnice.Ioulomekang - Carp Island - Turtle Cove

Kolejnego ranka opuszczamy przyjazną plażę. Przez dwa dni była to nasza prywatna wysepka i będziemy ją wspominać z dużym sentymentem. Pakujemy swoje rzeczy i sprzątamy chatkę, wymiatamy naniesiony piach, ustawiamy ławki. Trzeba dbać o takie miejsca, my zastaliśmy porządek, więc i kolejni odwiedzający niech zastaną wszystko w dobrym stanie.

Image

Jedna ze ścian domku pełna jest podpisów poprzednich odwiedzających. Zostawiamy więc i nasz :)

Image

Image

Image

Od tego dnia musimy zacząć kierować się z powrotem w stronę Peleliu. Pierwszy odcinek, który pokonujemy jest nam już znany, płyniemy do Carp Island. Tym razem jednak opływamy wyspę od drugiej strony niż poprzednio.

Image

Okazuje się, że tu też jest plaża, na której można się zatrzymać. Plaża jest niewielka, dookoła rośnie gęsta dżungla. Ale jest tu też prowizoryczny domek. Co ciekawe jego podłoga jest na palach, dość wysoko nad ziemią, prawdopodobnie więc w czasie przypływu woda podchodzi aż pod domek.

Image

Image

Trochę tu niestety bałagan, na podłodze walają się różne rzeczy, na przykład pojedyncze klapki. Ale znajdujemy też piłkę do nogi i to całkiem dobrze napompowaną. Oczywiście robimy z niej użytek i mamy trochę zabawy :) Plażowe aktywności uzupełnia jeszcze huśtawka zawieszona na drzewie nad wodą.

Image

A pełnię relaksu osiągamy na hamaku z pięknym widokiem :)

Image

W poprzednich częściach niejednokrotnie już wspominałam o zachwycających kolorach wody. No więc tutaj kolor przebija wszystko, co do tej pory widzieliśmy. Wydaje wręcz nierealny.

Image

Daleko na horyzoncie widzimy wysepki, przy których stoi spora ilość łódek. To Ngemelis, podobno jedne z najpiękniejszych tu wysp, a do tego przy nich jest świetna rafa koralowa. Kawałek na prawo jest też German Channel, kolejne świetne miejsce do nurkowania i snurkowania. Niestety, żeby się tam dostać trzeba wypłynąć na otwarte wody, poza granicą rafy otaczającą cały obszar Palau. To może być niebezpieczne, przy ścianie rafy często tworzą się duże fale i występują silne prądy. To niestety nie miejsce dla naszego kajaka. Poza tym Ngemelis jest obszarem częściowo chronionym - można tam przypłynąć, ale nie można obozować. Gdybyśmy tam dopłynęli, a potem z jakichś powodów, na przykład załamania pogody tam utknęli, mielibyśmy poważny problem. Dlatego nie bierzemy nawet pod uwagę wyprawy tam.

Image

Image

Mamy jednak inny plan. Dzięki szczegółowym mapom, którym zrobiliśmy zdjęcia wcześniej, wiemy, że nie tak daleko jest plaża nadająca się na kemping, zlokalizowana przy kolejnym świetnym miejscu nurkowym, nazywanym Turtle Cove. Pięknych widoków mieliśmy dotąd aż nadto, jednak czujemy niedosyt atrakcji pod wodą, bardzo chcemy się więc tam dostać. Mamy trochę obaw, bo plaża, do której chcemy dopłynąć znajduje się również w bezpośrednim sąsiedztwie granicy rafy, poza którą nie chcielibyśmy wypływać. Postanawiamy jednak trzymać się blisko brzegów wyspy i powinno się udać. Początkowo płyniemy kanałem między dwoma długimi wyspami. Odczuwamy to, że zbliżamy się do otwartych wód oceanu, bo w tym miejscu występuje naprawdę silny prąd. Podnosząca się podczas przypływu woda wlewa się z otwartych wód wgłąb, między wyspy. W końcu kanał, którym płyniemy rozszerza się, a nam ukazuje się ocean. Nasze docelowe miejsce mamy po lewej stronie, musimy tylko opłynąć skalisty cypel. Okazuje się, że ściana rafy jest położona dalej, do plaży spokojnie dopływamy po płytkiej wodzie.

Image

Wyłaniamy się zza skały i pierwsze zaskoczenie - nie jesteśmy tu sami. Na plaży urzęduje jakaś para, a na piasku leży kajak. Plaża jest zupełnie inna, niż te które widzieliśmy do tej pory. To właściwie niewielki skrawek piasku otoczony skałami. Do tego plaża jest mocno pochyła, tak, że trudno będzie znaleźć odpowiednie miejsce na namiot. Takie zmartwienia jednak zostawiamy sobie na później i po rozpakowaniu kajaka i wyniesieniu go na piasek idziemy od razu do wody.

Image

Tutaj od razu widać, że rafa jest dużo bogatsza, niż przy Long Beach - miejscu, w którym pływaliśmy poprzedniego dnia. Początkowo pływamy w dość płytkiej wodzie, wokół wystających z wody skał i pobliskiej niewielkiej wysepki. Jednak dopiero za nią rozpoczyna się to co najciekawsze - ściana rafy schodząca na bardzo dużą głębokość. Tutaj możemy obserwować naprawdę całe bogactwo podwodnego życia.


Dodaj Komentarz

Komentarze (45)

pestycyda 18 grudnia 2016 20:23 Odpowiedz
@‌olus‌, niesamowicie rozbudziłaś moją ciekawość. Pisz, proszę, jak najszybciej :) i oczywiście szczerze podziwiam za odwagę! ("a już w dmuchanym kajaku to nawet nigdy nie siedzieliśmy"). Pozdrawiam :)
madziaro 18 grudnia 2016 21:09 Odpowiedz
Świetny pomysł z tym kajakiem, lepiej nie mogliście tego rozegrać!! Brawo i wielkie zazdro!!! 8-)
olus 18 grudnia 2016 22:12 Odpowiedz
Postaram się pisać szybko i regularnie. Tak, żeby umilić Wam przedświąteczny i świąteczny czas tym jakże odmiennym klimatem 8-)
gecko 18 grudnia 2016 22:33 Odpowiedz
@‌olus‌byłbym wdzięczny za informacje o tym jak sprawował się kajak :D wady, zalety, ogólne wrażenia.. sam zastanawiam się nad takim zakupem, przed moją następną podróżą, więc dobrze byłoby zaczerpnąć wiedzy :P aha - jakim sprzętem kręciłaś pod wodą? :)
olus 18 grudnia 2016 23:27 Odpowiedz
@gecko Kajak jest już opisany w założonym przez Ciebie temacie - to ten sam :) (Sevylor Tahiti Plus Pro) Ja ze swojej strony też na pewno w relacji wstawię jakieś uwagi i komentarze.Co do sprzętu to jest to GitUp Git2. Nie jestem żadnym ekspertem w filmowaniu, to właściwie pierwszy wyjazd z kamerką, ale uważam, że sprawdziła się bardzo dobrze.
liczyrzepa70 18 grudnia 2016 23:50 Odpowiedz
Dla chetnych na Palau w 2017 przeczytajcie najpierw nasza "krytyczna" relacje, warto tam leciec ://krytykaturystyczna.pl/2016/11/29/caly-narod-leci-na-palau/Wysłane z mojego HTC One A9 przy użyciu Tapatalka
japonka76 18 grudnia 2016 23:56 Odpowiedz
Bajka :)
gecko 19 grudnia 2016 07:46 Odpowiedz
@‌olus‌oj, rzeczywiscie :D tak swoja droga to bardzo cenna wskazowka z tym materialowym poszyciem pontonu. Tam gdzie sie wybieram, bedzie dosc cieplo, a wyprawa bedzie backpackerska, wiec faktycznie musze wziac to pod uwage :/
booboozb 19 grudnia 2016 14:11 Odpowiedz
Quote:@BooBooZB dzięki za inspirację ;) No to problem przemieszczania się rozwiązaliście we właściwy sposób :P Niezależność przede wszystkim.Czekam na opis dzień po dniu.
jarekgdynia 21 grudnia 2016 08:55 Odpowiedz
Coś ostatnio kajaki w modzie na forum ;) Wspaniałe miejsce, super wycieczka.
jobi 21 grudnia 2016 23:24 Odpowiedz
Nie mogę się doczekać momentu, kiedy nadmuchacie ten Wasz mini okręt ;-)Nakręciliście mnie na spróbowanie takiego typu zwiedzania wysepek - jakby co potem będzie na Was,bo kajak mam już w koszyku i niecierpliwie sprawdzam tutaj, co napiszecie :) Super wyprawa! Wprawdzie tylko 7 dni na miejscu, ale jak wykorzystane, do tego wszędzie po drodze dodatkowe wyzwania i doznania, szacunek dla Was.
olus 22 grudnia 2016 00:51 Odpowiedz
@‌jobi‌ Już w następnej części będzie kajaczek :)
meduzy 22 grudnia 2016 07:50 Odpowiedz
Wrzucaj relację :)Lecieliśmy tak samo, tylko przystanek końcowy inny - my wylądowaliśmy w Kambodży - bez kajaku, chociaż na Tonle Sap mógłby się przydać :)
maxima0909 27 grudnia 2016 23:33 Odpowiedz
KAJAKIEM?! absolutnie od dzisiaj "śledzę temat"! :-)
ibartek 2 stycznia 2017 00:08 Odpowiedz
wow! niezla przygoda...jest na tych wyspach jakis zasieg gsm? jaki mieliscie plan b na wypadek utkniecia na ktorejs z wysp, np awaria kajaka lub deszcz/wysokie fale?
olus 2 stycznia 2017 00:52 Odpowiedz
Zasięgu nie ma. W ogóle na całym Palau nie działają polskie karty sim, więc przez cały pobyt nasze telefony były bezużyteczne. Ale nawet gdybyśmy mieli lokalną kartę, to w rejonie wysepek i tak nie ma zasięgu.Co do nieprzewidzianych sytuacji to wbrew pozorom w ciągu dnia wysepki nie są takie całkiem odludne. Nikt tam nie mieszka, ale pływa bardzo dużo łódek z wycieczkami, zatrzymują się też na niektórych plażach. Do tego są rangersi, których zadaniem jest patrolowanie wysepek ze swoich łodzi i ich też często można spotkać. No i jakimś zabezpieczeniem było też to, że mieliśmy wykupiony transport powrotny. Gdybyśmy nie pojawili się w umówionym miejscu, to też by wszczęli alarm.Kajak ma trzy główne komory powietrza, dwie mniejsze i do tego oddzielne dmuchane siedzenia. W razie jakiegoś przebicia czy awarii myślę, że bylibyśmy w stanie dopłynąć do najbliższej wyspy. Największym dystansem po otwartej wodzie między wyspami było właśnie te opisane dzisiaj 5 km, zwykle pływaliśmy bliżej wysp. Mieliśmy zestaw naprawczy, którym jednak dałoby się zakleić tylko niewielkie, punktowe uszkodzenia. W przypadku dużej awarii, uniemożliwiającej płynięcie dalej, bylibyśmy skazani na pomoc innych.
gleba3 3 stycznia 2017 18:47 Odpowiedz
Nie baliście się rekinów?W 1945 niedaleko Palau został zatopiony krążownik Indianapolis, spośród 900 marynarzy, którzy przeżyli samo zatopienie, uratowano tylko 317. Reszta zginęła - głownie od ataków rekinów.
brunoj 3 stycznia 2017 19:01 Odpowiedz
rekin to całkiem mądre zwierzę, nie będzie wpływać na takie płycizny, na których można się dać odciąć odpływowi. Jedzonka też tam specjalnie dla niego nie ma, dopiero ewentualnie przy rafach.
krasnal 3 stycznia 2017 19:20 Odpowiedz
Ostatni rekini atak na Palau miał miejsce w 1973 r.
olus 3 stycznia 2017 22:48 Odpowiedz
Na Palau rzeczywiście żyje bardzo dużo rekinów. Ciekawostką jest to, że rząd Palau w 2009 roku jako pierwszy na świecie stworzył "shark sanctuary" na całym obszarze swoich wód. Wprowadzono całkowity zakaz polowania na rekiny. Z tego co wiem żyje tam ponad 100 gatunków rekinów, dużo z nich jest zagrożonych wyginięciem. Jeśli chodzi o zagrożenie - to tak jak już @‌BrunoJ‌ napisał - praktycznie cały obszar Palau to podwodny płaskowyż, jego brzegi to pionowe rafowe ściany, o nawet kilkusetmetrowej wysokości. Rekiny żyją głównie w okolicy tych ścian, głębiej pomiędzy wyspy zapuszczają się rzadko i jeśli już to tylko mniejsze okazy. Wszystko przez wahania poziomu wody, podczas odpływu, jak już opisywałam, w niektórych miejscach wody nie ma w ogóle. Dlatego pływając pomiędzy wyspami zagrożenia praktycznie żadnego nie ma. Za to szansa spotkania rekinów w okolicach ścian rafy jest oczywiście bardzo duża. I właśnie między innymi po to przyjeżdżają na Palau tłumy nurków. Z tego co się dowiedziałam najczęściej można spotkać grey reef shark (po polsku rekin szary rafowy lub żarłacz rafowy) i whitetip reef shark (żarłacz gruby). Oba gatunki sporadycznie mogą atakować człowieka (zwłaszcza pierwszy), ale jednak zdarza się to rzadko. Tak jak @‌krasnal‌ pisze, na Palau takie ataki praktycznie się nie zdarzały. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że w ogóle zanotowano tam tylko jedną śmiertelną ofiarę rekinów. Tak więc wracając do pytania @‌Gleba3‌ - nie baliśmy się, a wręcz mieliśmy nadzieję jakiegoś rekina zobaczyć :) Czy się udało przeczytacie w relacji. O USS Indianapolis muszę poczytać coś więcej. Nie wiem dokładnie gdzie zatonął, ale raczej na pewno na głębokiej wodzie w oddaleniu od wysp. Tam marynarze, zwłaszcza ranni, byli rzeczywiście bardzo narażeni na ataki.
krasnal 4 stycznia 2017 07:47 Odpowiedz
Pływając po Palau - czy to wpław, czy kajakiem - dużo bardziej niż rekinów obawiałem się węży morskich. O ile na lądzie w Palau nie występują żadne jadowite gatunki, to okolicznych wodach można spotkać wiosłogona żmijowatego i pęza dwubarwnego. Ten drugi zajmuje 4. miejsce na świecie pod względem toksyczności jadu (źródło).
woy 4 stycznia 2017 09:10 Odpowiedz
krasnal napisał:O ile na lądzie w Palau nie występują żadne jadowite gatunkiTo pewna informacja? Obserwowałem tam przez parę dni całkowicie czarnego węża (ok. 1m długości) żyjącego w strumieniu tuż przy plaży. Z tego, co wiem, większość gatunków wodnych jest jadowita, choć nie potrafiłem zidentyfikować, z którym miałem do czynienia. -- 04 Sty 2017 09:10 -- krasnal napisał:O ile na lądzie w Palau nie występują żadne jadowite gatunkiTo pewna informacja? Obserwowałem tam przez parę dni całkowicie czarnego węża (ok. 1m długości) żyjącego w strumieniu tuż przy plaży. Z tego, co wiem, większość gatunków wodnych jest jadowita, choć nie potrafiłem zidentyfikować, z którym miałem do czynienia.
krasnal 4 stycznia 2017 09:27 Odpowiedz
Tak mówiły źródła, które czytałem. Być może to był Cerberus dunsoni, węże tego rodzaju lubią siedzieć w bagniskach i mangrowcach.
ibartek 4 stycznia 2017 10:18 Odpowiedz
warto stosowac zasade, im mniejszy, tym bardziej jadowity.. ;-)
rysiekkk 4 stycznia 2017 10:30 Odpowiedz
no zgadza się !zawsze to powtarzam !ale panie (szczególnie te ładne) uważają inaczej :roll:dobra czas zakończyć sylwestra :D
bozenak 7 stycznia 2017 21:23 Odpowiedz
Podziwiam Was :D ;) :D ;) Piękne zdjęcia.
klapio 7 stycznia 2017 21:54 Odpowiedz
Świetne zdjęcia, kolor wody na nich jest magiczny :-) Zazdroszczę wyprawy :-)
gaszpar 7 stycznia 2017 23:57 Odpowiedz
Świecące plankton to Okrzemki. Świecą na zasadzie tryboluminecencji -dopiero ruch powoduje, właśnie efekt świecenia. Ruch wody czyli np ruch wiosła, nóg czy załamywanie się fali gdy dociera do brzegu i w zw. z tym miesza się tam woda Wysłane z iPad za pomocą Tapatalk
olus 8 stycznia 2017 00:46 Odpowiedz
@‌Gaszpar‌ Myślę, że chodziło Ci o bruzdnice.
jobi 8 stycznia 2017 02:16 Odpowiedz
Uff, jesteście szalenie szaleni! Też Was podziwiam!Wciąż nie wierzę, że pod Waszym wpływem kupiłem dmuchany kajak i wkrótce mam do niego wsiąść (raczej wpełznąć).Nie wyobrażam sobie pływania czymś takim jak promem po morzu, szacunek.My popływamy może trochę do 300m od lądu, ewentualnie w grę wchodzi odwiedzenie wysepki odległej o 500m.
brunoj 8 stycznia 2017 12:55 Odpowiedz
Mnie ciekawi czy byliście spakowani jakoś tematycznie, w szczególności gdyby kajak zaczął nagle tonąc na środku przeprawy to czy każde z Was miało jedną konkretna torbę do zabrania z najważniejszymi rzeczami/przedmiotami. A może jakieś tricki typu przywiązane puste butelki do toreb żeby dało się potem odłowić? W skrócie - jaki był plan na wypadek wywrotki/zatonięcia.
gaszpar 8 stycznia 2017 16:05 Odpowiedz
olus napisał:@‌Gaszpar‌ Myślę, że chodziło Ci o bruzdnice.Nie. Chodziło mi o okrzemki Pyrocystis lunulla. Oczywiście nie wiem co widziałaś ale opis pasuje idealnie :)Wysłane z iPad za pomocą Tapatalk
washington 8 stycznia 2017 16:27 Odpowiedz
Jeśli chodzi o czysto akademicką dyskusję to Pyrocystis lunulla to też bruzdnica (za wiki: "Pyrocystis fusiformis is a non-motile, tropical, epipelagic, marine dinoflagellate)Listę świecących bruzdnic można znaleźć np tu https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_b ... _organisms (na samym dole), zaś o mechanizmie świecenia (wywołanego jak pisaliście ruchem) przeczytać w artykule sprzed prawie 50 lat ;) https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2225803/Tak czy inaczej gratuluje wyprawy :)
olus 8 stycznia 2017 21:27 Odpowiedz
@‌bozenak‌ @‌klapio‌ Dzięki!@jobi Super! Miło być dla kogoś inspiracją :)@‌Gaszpar‌ Tak jak @‌Washington‌ napisał Pyrocystis to właśnie bruzdnica, w ogóle tych świecących bruzdnic jest sporo gatunków. @‌BrunoJ‌ Mieliśmy dwa główne bagaże. Jeden to duży wodoodporny worek, tam były najważniejsze rzeczy, przede wszystkim plecak ze sprzętem foto, mapy, dokumenty, telefony, ładowarki, inny sprzęt który nie mógł zamoknąć, ale też ciuchy i kosmetyki (tego mieliśmy minimalną ilość). Drugi duży worek to sprzęt kempingowy - namiot, śpiwór, menażki, paliwo do kuchenki, potem też torba ze śmieciami. Te worki przypinaliśmy pasem do kajaka (w miejscu gdzie powinno być trzecie, środkowe siedzenie, którego nie używaliśmy). Mieliśmy jeszcze oddzielny worek z jedzeniem, który był z tyłu kajaka pod plandeką. Do tego mały plecaczko-worek podręczny, w którym były rzeczy, które mogą się zamoczyć (kamerka w obudowie, tablet w wodoodpornym etui, krem do opalania, maski i rurki do snurkowania i foliowe peleryny przeciwdeszczowe).W razie wywrotki (której prawdopodobieństwo oceniam na bardzo niskie - kajak jest naprawdę stabilny) wszystkie najważniejsze rzeczy były przypięte, więc by nie zatonęły. Prawdopodobieństwo całkowitego zatopnienia kajaka oceniam na jeszcze niższe - trzeba by jednocześnie przebić trzy komory. No ale gdyby tak się stało to na pewno w pierwszej kolejności bralibyśmy ten worek z najcenniejszymi rzeczami i próbowali jak najszybciej dostać się do brzegu.
lapka88 13 stycznia 2017 10:39 Odpowiedz
Naprawdę ogromny szacunek, za tą wyprawę kajakiem :)
krasnal 22 stycznia 2017 13:24 Odpowiedz
@‌olus‌, proszę bardzo - jest o tym samolocie: https://www.atsb.gov.au/publications/in ... 199400129/
olus 22 stycznia 2017 13:51 Odpowiedz
@‌krasnal‌ Dzięki, ja nic nie mogłam znaleźć. Czyli samolot rozbił się w 1994 roku. Wygląda na to, że na pokładzie był chyba tylko pilot i że przeżył lądowanie.
ibartek 27 stycznia 2017 23:33 Odpowiedz
super! a bedzie podsumowanie kosztowe? :-)
olus 27 stycznia 2017 23:41 Odpowiedz
Mogę zrobić, chociaż przyznam, że sama do tej pory jeszcze nie podliczyłam :) Ale ok, zrobię jeszcze taki post podsumowujący.
olus 31 stycznia 2017 22:01 Odpowiedz
Dzisiaj obiecane podsumowanie kosztów. Póki co wkleję bez żadnego komentarza a jutro dodatkowo napiszę jeszcze jeden post podsumowujący z wrażeniami na temat całej wyprawy i uwagami, co można było zrobić inaczej.Koszty:Pozycje w euro i usd przeliczałam na złotówki według dzisiejszego średniego kursu z google. Większość wypłat z bankomatów czy płatności kartą w walutach było robionych Revolutem i kartami z kantoru Aliora, więc były po niezłych kursach, ale mimo wszystko te koszty, które podałam mogą być nieznacznie zaniżone.Loty Amsterdam-Palau-Amsterdam - China Airlines 1230 zł x 2Warszawa-Amsterdam-Warszawa - Lot 300 zł x 2NoclegiAmsterdam - 2 noce w Ibis Budget (45 eur + 49 eur) 410 zł Tajpej - Here and There Hostel 90 złKororPinetrees Hostel (75 usd) 300 złGuest Lodge (72 usd) 288 złBangkok - Liveitup Asok Hostel 0 złWydatki na przygotowaniaKajak- 800 złSprzęt (wiosła, worek wodoodporny, pokrowiec wodoodporny na tablet, akcesoria do kamerki) - 160 złJedzenie - 150 złUbezpieczenie - 230 złWydatki na PalauPozwolenia na Rock Islands -(2 x 50 usd) 2 x 200 złMaml Divers, transport na i z Peleliu - (220 usd) 960 złPozwolenie na kemping, Peleliu - (10 usd) 40 złOpłata wylotowa - (2 x 50 usd) 2 x 200 złTransport z lotniska - (10 usd) 40 złTransport na lotnisko - (15 usd) 60 złInne wydatki - np. jedzenie, drobniejszy transport, przechowalnie bagażu 1304 zł razem 8692 złna osobę 4346 zł
olus 2 lutego 2017 00:51 Odpowiedz
PodsumowanieNa początek kilka uwag do kosztów, które opisałam wczoraj. Uważam, że jak na tak daleką wyprawę nie były bardzo wysokie. Kajak był kupowany z myślą, że po wyjeździe go sprzedamy i odzyskamy część kosztów. Szczerze mówiąc na razie tego nie zrobiliśmy i trochę szkoda mi się z nim rozstawać, ale rozsądek podpowiada, że nie będziemy mieć zbyt dużo okazji, żeby z niego korzystać. To co mogłoby obniżyć koszt wyprawy to oczywiście korzystanie z promów pływających między Kororem i Peleliu. Niestety tak się ułożyło, że rozkład zupełnie nam nie pasował i w obie strony musieliśmy kupować transfery łódkami, za co zapłaciliśmy prawie 1000 zł. Nie do uniknięcia na Palau są dwie dość wysokie opłaty - 50 USD opłaty wylotowej i 50 USD za pozwolenie na Rock Islands. Ale tego byliśmy od początku świadomi. Paradoksalnie dużo wydaliśmy też w Bangkoku w ciągu dwóch kilkunastogodzinnych pobytów. Na początku kupiliśmy ponad 4000 THB (czyli ok 450 zł), bo byliśmy przygotowani na opłatę za wyjście z lotniska przy obu pobytach (700 THB za osobę, czyli przy dwóch pobytach 2800 THB razem). Ostatecznie okazało się, że tę opłatę zapłaciłam tylko ja i tylko jeden raz, więc mieliśmy całkiem sporo pieniędzy. Nie chcieliśmy z tym wracać do domu więc większość przejedliśmy :)Teraz będzie bardziej filozoficznie :) Od początku wiedzieliśmy, że Palau to nie jest łatwy, typowo wakacyjny kierunek. Różne mało optymistyczne wizje roztaczane na forum zmotywowały nas do bardzo dobrego przygotowania. Właściwie to od dnia zakupu biletów wiedzieliśmy też, że będziemy kombinować coś z wyprawą na własną rękę. Nie planowaliśmy raczej zostania na głównej wyspie Koror, jakoś do gustu od razu przypadła nam wyspa Peleliu i otaczające ją wody. Kiedy dowiedzieliśmy się, że pływa tam prom postanowiliśmy właśnie z Peleliu zrobić bazę wypadową. Chcieliśmy tam wypożyczyć kajak i robić krótkie wypady. Nasz plan zmienił się diametralnie kiedy to zdecydowaliśmy, że kajak bierzemy własny - mieliśmy przepłynąć cały obszar Rock Islands z Peleliu na Koror. Jak wiecie z relacji, już podczas wyprawy plan uległ zmianie i całej trasy nie przepłynęliśmy. Czy żałujemy? I tak i nie. Byliśmy w wielu przepięknych miejscach, wiele widzieliśmy, pływaliśmy spokojnie i mieliśmy dużo czasu na wszystko. Żałujemy kilku konkretnych miejsc, na przykład tzw. Giant Clam City, czyli miejsca, gdzie można snurkując zobaczyć wiele ogromnych małży czy zatopionego na małej głębokości wraku samolotu z czasów wojny. Gdybyśmy rezerwowali te bilety mając dzisiejszą wiedzę, na pewno wzięlibyśmy pobyt o kilka dni dłuższy. Wtedy wybraliśmy tylko tydzień na Palau ze względu na to, że na miejscu jest bardzo drogo. Teraz wiemy, że dłuższy pobyt umożliwiłby dopasowanie się do rozkładu promów i dłuższą wyprawę kajakową, która dodatkowych kosztów przecież nie generuje, bo noclegi są za darmo.Jeśli chodzi o sam dmuchany kajak, to uważam, że sprawdził się naprawdę dobrze. Oczywiście jest to na pewno rozwiązanie kompromisowe, z jednej strony redukcja kosztów i uniezależnienie się od miejscowych wypożyczalni, ale z drugiej ograniczenie komfortu czy szybkości poruszania się w porównaniu z normalnymi kajakami. Mimo wszystko dmuchany kajak wprowadził do naszej wyprawy element takiej niecodziennej przygody i sprawił, że będziemy wspominać ten wyjazd jako coś wyjątkowego.Jakie wrażenie zrobiło na nas Palau? Wrażenia z miasta Koror są właściwie takie, jakie opisywane są wszędzie w internecie. Nie jest to miejsce typowo wypoczynkowe, chyba, że codziennie korzysta się z jakichś wycieczek. Jednak bezludne Rock Islands to zupełnie co innego. Tam jest wszystko, czego oczekiwalibyśmy od rajskich tropikalnych wysp - piękne krajobrazy, turkusowa woda, plaże z białym pisakiem i bogate życie podwodne. Zorganizowanie własnej wyprawy pozwala dodatkowo mieć to wszystko tylko dla siebie, bez tłumu innych turystów, co przecież w dzisiejszych czasach nie jest takie łatwe - wszędzie piękne plaże przyciągają ludzi i w wielu miejscach na ziemi są wręcz zadeptane. Ponadto ciekawym dla nas doświadczeniem było zobaczyć jak żyje mała i trochę odizolowana od świata społeczność na Peleliu.Podsumowując - jak pojawią się znów loty w podobnych jak w zeszłym roku cenach, to lecimy jeszcze raz :)
fortuna 2 lutego 2017 06:00 Odpowiedz
super relacja, gratulacje za nietypowe podejscie do tematu :) jak pisaliscie o tych cenach na Palau za jedzenie, bilety itp. to odrazu przypomnialo mi sie Vanuatu, ta sama "polityka" ;)pozdrawiam!
olus 2 lutego 2017 20:43 Odpowiedz
@fortuna Dzięki!Ceny i w jednym i w drugim kraju to pewnie jednak pochodna odległości i izolacji wysp. Wszystkie towary trzeba sprowadzać z kontynentu i to ma wpływ na ceny na miejscu.
aksieb 22 listopada 2019 09:45 Odpowiedz
Cześć, lecimy z podobnym planem w lutym. Macie może jeszcze zachowane przydatne zdjęcia np map?
olus 4 grudnia 2019 22:01 Odpowiedz
@aksieb Właśnie wrzuciłam zdjęcia map do tego tematu: https://www.fly4free.pl/forum/viewtopic.php?p=1279897#p1279897