Na koniec jeszcze jeden bonus. Otóż, okazało się, że miejsce, które w poniedziałek uznałem za koniec ścieżki, wcale nim nie było! To była tylko duża łacha śniegu w dole.
Idąc wówczas już niemal po omacku, nie dostrzegłem, że do prawdziwego punktu widokowego jest jeszcze ok. 50 m. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że nawet gdybym był tego świadom i poszedł dalej, nie zobaczyłbym tego, co dziś.
Pełny ochów i achów wracam do auta. Przed odjazdem, przez kilkanaście sekund udaje mi się pomoczyć nogi w lodowatej rzece płynącej z hałasem tuż obok parkingu. Mogę teraz z czystym sumieniem (i nogami
:D ) ruszać w okolice Pucón (czyt. "pukon"). O tym już jednak w którymś z kolejnych wpisów.Po skoku czasowym z poprzedniego wpisu, dziś wracam do pominiętego dnia, czyli do wtorku. Plan na ten dzień, to ponowny przejazd przez część Parku Narodowego Conguillío i dotarcie na Mirador Sierra Nevada. W tym celu muszę dojechać do parkingu przy którym zaczyna się szlak na Sierra Nevada....
...a potem wybrać się z niego na trekking, który zajmie w obie strony ok. 4h.
Z zakupionym wcześniej online biletem parkuję przy budce parkowych strażników, rejestruję się u nich i ruszam znanym mi już szutrem w głąb parku. Na początku podziwiam wulkany Llaima i Pichi Llaima, które pierwszego dnia oświetlało ostre tylne słońce.
Po kilkunastu dalszych minutach zostawiam auto na parkingu i rozpoczynam marsz w górę.
Początkowo jest dość łagodnie i idzie się żwawo, tym bardziej, że w cieniu lasu panuje przyjemna temperatura. Dominują tutaj ogromne drzewa coigüe (Nothofagus dombeyi), do których później powoli dołączają araukarie. Jest też mnóstwo chilijskiej odmiany bambusa.
Szlak jest oznaczony słupkami, które co jakiś czas podają parametry pokonane trasy.
Przy pierwszym punkcie widokowym nawet się nie zatrzymuję, bo na pierwszy rzut oka widać, że panoramę jeziora przesłaniają gałęzie drzew. Kolejny punkt, to już inna rozmowa. Jestem na Mirador los Cóndores (swoją drogą, punktów widokowych o takiej nazwie jest Ameryce Południowej pewnie kilkadziesiąt). Otwarta przestrzeń jest tu znacznie większa, a widok na jezioro poniżej naprawdę przyjemny. Wiem jednak, że to dopiero preludium....
Wkrótce zaczyna się najpiękniejszy fragment trasy. Las przerzedza się, zostają same araukarie z ich charakterystycznym "afro" i słoniową korą oraz wulkan Llaima z jednej strony i Sierra Nevada z drugiej, a gdzieś w oddali jeszcze dalsze szczyty. Jest dokładnie tak, jak miałem nadzieję, że będzie.
Czyżby promocja Aeromexico?
:lol: Pozdrawiamy z Chile ciut mniej znanego na forum. Przyznam szczerze, że też ostatecznie nasze plany poszły w stronę mniej standardowych miejsc, choć nadal dość turystycznych, dlatego bardzo jestem ciekawy twojej trasy. Więc żeby było tematycznie do relacji i forum to na zdjęciu darmowe muzeum Akordeonów w Chonchi.
nie jest łatwo na telefonie dodać zdjęcie spełniające wymogi forum
:(
Dzięki uprzejmości Bartka i @jaco027, który nas zaswatał, mogłem przeżyć kilka pięknych dni, w świetnym towarzystwie na łonie fantastycznej (według mnie niedocenianej) chilijskiej natury.Na wspólne wieczornoweekendowe wypady do barów-pubów Bellavisty zabrakło czasu, bo sił to @tropikey odmówić nie sposób ??Ja już niestety pożegnałem Bartka i Chile, męczę się w TK 216 przez kolejne 17h?Dzięki wielkie raz jeszcze i do kolejnego ??
O! widzę, że na F4F pojawiło się Termas del Plomo! jakiś już czas temu napatoczyłem się w internecie na info, że coś takiego jest i zdjęcia spowodowały, że coraz bardziej mnie to Chile korci. Co do samej kąpieli - jak z temperaturą (w sieci pisze, że 28 st.C, ale bardziej o odczucia "na skórze" mi chodzi), jak głębokość? czy gacie się nie brudzą od tej wody (tam się w ogóle, zwyczajowo, w gatkach czy bez się kąpie?), czy dno kamieniste?, bez butów do wody spoko jest?
Wciąż jestem pod wrażeniem Twojej pamięci, do nazw odwiedzonych miejsc. Ja nadal nie wiem, czy z Santiago wylądowałem w Malepuco, czy Temuco?Raphael napisał:O! widzę, że na F4F pojawiło się Termas del Plomo! jakiś już czas temu napatoczyłem się w internecie na info, że coś takiego jest i zdjęcia spowodowały, że coraz bardziej mnie to Chile korci. Co do samej kąpieli - jak z temperaturą (w sieci pisze, że 28 st.C, ale bardziej o odczucia "na skórze" mi chodzi), jak głębokość? czy gacie się nie brudzą od tej wody (tam się w ogóle, zwyczajowo, w gatkach czy bez się kąpie?), czy dno kamieniste?, bez butów do wody spoko jest?Buty nie są wymagane, choć wskazane. Ja już na wejściu zaliczyłem wywrotkę, kamienie są obłe i śliskie. Tekstylia raczej wymagane, choć strażników tego pilnujących nie widzieliśmy ?Temperatura i głębokość (~1m.)idealna do długiego moczenia.Woda różni się wyglądem od źródeł np.Islandii, ale na ciemnych spodenkach brudu nie widać, więc można z niej korzystać .Kąpałem się niejednokrotnie w mniej ponętnych miejscach ?@tropikey, wrzucaj następne posty,bo mnie ciekawość zżera widoków, dni następujących po moim wyjeździe ?
@tropikey - bardzo, bardzo lubie czytac Twoje relacje. I bardzo mi po drodze z Twoim stylem podrozowania, wiec mnostwo dla mnie pozytecznych informacji, ale za cholere nie kumam jak mozna przyjac tyle lososia w tak krotkim czasie
:DDD
Dziś zjadłem łososia w saloniku w WAW i chyba najbardziej w tym momencie doceniłem, jak dobre były te w Chile. Rzeczne, pacyficzne, mniejsze, większe, ale zawsze świeżutkie i pyszniutkie. Nie, żeby ten w saloniku był jakiś śmierdzący i stary, ale jednak inny. Napiszę tylko, że repertuar się jednak nieco zmieni.
@tropikey dzięki za świetną - jak zwykle - relację. Podzielisz się organizatorem tej wycieczki do 3 winnic? Za pół roku będę w Santiago - rzeczywiście jest to dobry pomysł na dzień powrotu...
Świetna relacja po nieznanych miejscach kraju, który też trochę liznąłem aczkolwiek dotarłem tylko do Las Trancas. No i mamy znakomity przewodnik na przyszłość, super, że podajesz mnóstwo linków i danych do wykorzystania w następnej podróży do Chile.
tropikey napisał: zasadniczym celem relacji nie jest wpływanie na cudze wybory
;) .A co jest? Można założyć, że Pauzaniasz nie spodziewał się, że jego czytelnicy wsiądą en masse na triremy i popłyną weryfikować świat zobaczony i zrelacjonowany przez niego, Marco Polo pisząc Opisanie świata też raczej nie liczył na naśladowców ale te bardziej współczesne piśmiennictwo podróżnicze, wszelkie travelogi, (foto)relacje, sprawozdania i reportaże zazwyczaj pisane są z "zamiarem ewentualnym". No chyba, że autor ma takie pióro (Theroux, Durrell, Greene, Evelyn Waugh, etc), że stanowią wartość literacką in its own right.
Relacja - przynajmniej według tego, jak ja rozumiem to słowo - to opis tego co się widziało i przeżyło.Celem relacji jest zatem przekazanie jej czytelnikom opisu rzeczy, miejsc i zjawisk, które się widziało (np. w trakcie podróży), a nie zachęcanie ich do takiego, czy innego zachowania. Jeśli nawet ktoś pod wpływem relacji decyduje się np. na wyjazd do Chile (albo wręcz przeciwnie, rezygnuje z takiego wyjazdu), to jest to co najwyżej skutek uboczny tej relacji. Jeśli zatem sugerujesz, że pisząc niniejszą relację miałem na celu zachęcenie kogoś do wyjazdu do Chile, to mylisz się. Celem tej relacji było opisanie tego, w jaki sposób przebiegł mój pobyt w tym kraju.
tropikey napisał:może Unia i kraje Mercosur podpiszą wreszcie umowę handlową, wtedy zaś możemy spodziewać się napływu tego bardzo przyjemnego napitku również do Polski.Taki niewątpliwy plus owego porozumienia, niestety nie byłby w stanie zrekompensować, jego negatywów. Obawiam się, że słynne onegdaj steki, też nie stanowiłyby masy amerykańskiego eksportu, a tą stanowiłby głównie produkty agro z gliofosatem itp. preparatami.
Mocno się nakręciłem by wreszcie polecieć do Chile (ciągle nachodzą mnie chwile złości, że nie kupiłem dealu LH z AMS chyba 3 lata temu).Fajna relacja
;)
Na koniec jeszcze jeden bonus. Otóż, okazało się, że miejsce, które w poniedziałek uznałem za koniec ścieżki, wcale nim nie było! To była tylko duża łacha śniegu w dole.
Idąc wówczas już niemal po omacku, nie dostrzegłem, że do prawdziwego punktu widokowego jest jeszcze ok. 50 m. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że nawet gdybym był tego świadom i poszedł dalej, nie zobaczyłbym tego, co dziś.
Pełny ochów i achów wracam do auta. Przed odjazdem, przez kilkanaście sekund udaje mi się pomoczyć nogi w lodowatej rzece płynącej z hałasem tuż obok parkingu. Mogę teraz z czystym sumieniem (i nogami :D ) ruszać w okolice Pucón (czyt. "pukon"). O tym już jednak w którymś z kolejnych wpisów.Po skoku czasowym z poprzedniego wpisu, dziś wracam do pominiętego dnia, czyli do wtorku.
Plan na ten dzień, to ponowny przejazd przez część Parku Narodowego Conguillío i dotarcie na Mirador Sierra Nevada. W tym celu muszę dojechać do parkingu przy którym zaczyna się szlak na Sierra Nevada....
...a potem wybrać się z niego na trekking, który zajmie w obie strony ok. 4h.
Z zakupionym wcześniej online biletem parkuję przy budce parkowych strażników, rejestruję się u nich i ruszam znanym mi już szutrem w głąb parku. Na początku podziwiam wulkany Llaima i Pichi Llaima, które pierwszego dnia oświetlało ostre tylne słońce.
Po kilkunastu dalszych minutach zostawiam auto na parkingu i rozpoczynam marsz w górę.
Początkowo jest dość łagodnie i idzie się żwawo, tym bardziej, że w cieniu lasu panuje przyjemna temperatura. Dominują tutaj ogromne drzewa coigüe (Nothofagus dombeyi), do których później powoli dołączają araukarie. Jest też mnóstwo chilijskiej odmiany bambusa.
Szlak jest oznaczony słupkami, które co jakiś czas podają parametry pokonane trasy.
Przy pierwszym punkcie widokowym nawet się nie zatrzymuję, bo na pierwszy rzut oka widać, że panoramę jeziora przesłaniają gałęzie drzew. Kolejny punkt, to już inna rozmowa. Jestem na Mirador los Cóndores (swoją drogą, punktów widokowych o takiej nazwie jest Ameryce Południowej pewnie kilkadziesiąt). Otwarta przestrzeń jest tu znacznie większa, a widok na jezioro poniżej naprawdę przyjemny. Wiem jednak, że to dopiero preludium....
Wkrótce zaczyna się najpiękniejszy fragment trasy. Las przerzedza się, zostają same araukarie z ich charakterystycznym "afro" i słoniową korą oraz wulkan Llaima z jednej strony i Sierra Nevada z drugiej, a gdzieś w oddali jeszcze dalsze szczyty. Jest dokładnie tak, jak miałem nadzieję, że będzie.