0
abelincoln 11 października 2024 13:40
Image

Podsumowując, bardzo fajnie przeżyte półtorej godziny, gdzie można się było dowiedzieć wielu rzeczy (np. Dlaczego większości ludzi wąchajacych kwiat dzikiej karty zaleca się wizytę u lekarza), nawet porozmawiałem z panią o polityce - ale o tym trochę jutro), a człowiek chyba to miejsce bardziej dla miłośników przyrody, niż rodziny z dziećmi.
Image

Szczególnie że można potem zostać sobie samemu i posłuchać odgłosów lasu. I wtedy widziałem chyba tele samo ptaków co z przewodnikiem, ale raczej latających, niż siedzących - więc bez zdjęciowych.A potem przyszedł czas na relaks - niestety częściowy, bo pogoda nie do końca do pływania. Czyli odwiedziny najbardziej na wschód wysuniętego punktu Afryki.
Image

Szlak Trou D'argent jest znany z posiadania najpiękniejszych plaż na tej wyspie. Niektórzy nawet mówią w internecie, że w tym kraju. I rzeczywiście, są urocze i fotogeniczne. Ja dotarłem do jakiś 2/3 tego szlaku - 5 plaż po drodze, więcej nie widziałem potrzeby. Sam szlak jest średnio-łatwy technicznie, dobrze oznaczony, ale męczący, bowiem idzie się dużo na słońcu i jest spora dawka wchodzenia w górę i w dół.
Image
Image
Image

Najpierw jest plaża Trou D'argent, fajna sympatyczna i blisko parkingu.
Image

Potem Anse Philibert, jeszcze bardzo urokliwa, szeroka - sam skorzystałem, ale były na tyle mocne fale, że nie zdecydowałem się iść głębiej, już przy głębokości do pasa wyższe fale wracały na tyle silnie, że ciężko było udać na nogach i zostać wciągniętym głębiej.
Image

Kolejna to też Trou D'argent - nazwy za open street map - osłonięta od północy cyplem, pędzącym tym punktem, który jest najbliżej Australii. Bodajże 4800 km. Plaża podobna do poprzedniej.
Image
Potem Grand Anse, najwieksza, ale też mniej ciekawa, skaliste dno w niektórych miejscach oraz niższe skalne ściany odbierają jej trochę uroku.
Image

A na koniec mojej trasy była Anse Bouteille. Najpiekniesza, malutka, bardzo urokliwa - naprawdę otwarta plażingu i smażingu.
Image

No i jest ratownik z rodziną. A i była odwiedzona przez piłkarzy Warszawskiej Legii. Poza czeskim wielkoludem i wirtuozem z Portugalii, był też jakiś nie grzeszący inteligencją, bo podpisał się per "ja" [emoji16]
ImageNa sam koniec dnia dotarłem na drugi koniec wyspy, co nie jest takie trudne, bo ma ona 18 km długości. A tam była samotna palma,
Image

miejsce na piknik
Image

oraz plaża, która wygląda jak wersja 0.1 tych plaż z poprzedniego wpisu...
Image

A i nasi tu byli.
Image

Dzisiejszy dzień był trudniejszy niż można się było spodziewać, bowiem nie wiem czemu, przez większość dnia mój telefon nie był w stanie złapać zasięgu internetu (sygnał komórkowy przeważnie był), a GPS nawet jak złapał sygnał - co nie zdarzyło mu się dzisiaj zbyt często - to tracił go po dwóch, trzech minutach. Więc jak za dawnych czasów było, mapa i szukanie punktów orientacyjnych. Co nie jest trudne na oznaczonym szlaku, ale jadąc samochodem...
Albo mój telefon zaczyna powoli zaczyna mi dawać znać, że czas już do krainy szczęśliwych telefonów, albo Rosjanie przygotowują się do ataku na Diego Garcia - które już wkrótce będzie pod jurysdykcją Mauritiusu...
https://www.bbc.com/news/articles/c98ynejg4l5o

Na koniec dnia chciałem kupić jakąś pamiątkę spożywczą w pobliskim supermarkecie - który raczej wygląda jak Żabka po kilku latach nadużywania metamfetaminy - ale prawie wszystkie lokalnie wyglądające rzeczy były z Chin. Natomiast odkryłem, że jest w nim dostępne lokalne kraftowe piwo. Znaczy się, z sąsiedniej wyspy. I śmiesznie to wyglądało, jak przede mną pan kupował wino marki wino, za mną pan pół litra whisky, której nalepka wyglądała gorzej niż ta od wspomnianego wina - a dodatkowo dżentelmeni chyba do serca sobie wzięli oszczędzanie wody w związku panującą na wyspie suszą - i ja z małą, drogą butelką...
ImageDzisiaj był luźniejszy dzień - nie że wcześniej było intensywnie - ale po prostu po odwołaniu rejsu, skończyły mi się plany. Więc postanowiłem się trochę poszlajać po okolicy.

Na pierwszy ogień poszedł Port Mathurin, czyli główne miasto wyspy. Trzeba uczciwie powiedzieć, że nie jest to miejsce, które można by pokazać na pocztówkach - tak jakby miejsce, które powstało brzydkim kaczątkiem, na tyle się zasiedziało w tej formie, że już niezbyt może przetransformować się w inną formę. Nawet nie łabędzia - w cokolwiek. Chyba najbardziej mnie rozczulił warsztat oponiarski na główny placu/rynku miasteczka.
Image
Image
Image

Czy też pomnik mieszkańców, którzy zostali zmobilizowani na fronty obu wojen, wciśnięty pomiędzy parking, port i rondo. I utrzymany tak, jakby od zbudowania mało kto się nim interesował.
Image
Image

Niedaleko jest targowisko - czy też bazar skoro jest pod dachem, trochę wyrobów z liści palmy i innych rzeczy dla turystów, owoce oraz warzywa i przetwory, a dyskretnie z boku mięso i ryby. Moim zdaniem niezbyt warty odwiedzin.
Image

Na pożegnanie z wyspą wybrałem się na odrobinę plażingu - wyczytałem gdzieś że plaża Baladirou jest sympatyczna, a w dodatku było to niedaleko Port Mathurin. I tak, jest w porządku - długa plaża otoczona skałami, w dodatku jest długo płytko, więc osoby słabiej pływające powinny się czuć bardziej komfortowo. Ale do wczorajszych nie ma nawet podjazdu. A i niezbyt nadaje się do smażingu - czystego piasku jest ledwie 2-3 metry, ciągle zalewane. Potem jest dużo resztek rafy, kamieni patyków i szyszek - jest dużo drzewa dających zaciemnienie. Jak przyszedłem, poza mną była jedna osoba - w ciągu mojego pobytu przyszło z kilkanaście osób, a kąpała się jedna
Image
ImageJestem już na lotnisku i czas na pożegnanie z Rodrigues. Swoją drogą to fascynujące ile ludzie tutaj mają bagażu. Przede mną do odprawy jest 19 osób (a u mnie nie działa internet i nie mam tutaj wifi - więc muszę się odprawić analogowo), i wszyscy mają załadowane na full wózki bagażowe - torby, kartony, worki, parasole plażowe, pewnie kosze z kurami też się trafią... Ludzie są interesujący.
Image
Jakie mam wrażenia z pobytu na tej wyspie? Pozytywne, aczkolwiek szansa że wrócę jest mała. Wyspa jest średnio urodziwa, poza kilkoma miejscami. Jest to całkiem fajne miejsce dla miłośników plażing & smażing, poza tym, jest niewiele więcej - ze dwie atrakcje przyrodnicze, ze dwa szlaki oraz kilka małych wysp, na które można popłynąć, ale tam też jest trochę przyrody i więcej plaży z kąpielą.
Image
Turystycznie jest wyspą bardzo przyjazną, kwater jest wbrew pozorom sporo i ludzie w różny sposób próbują zapełnić ofertę - np. w moim noclegu można spróbować lokalnej kuchni a także wypożyczyć samochód bądź skuter. To ostatnie wydaje mi się najlepszym sposobem na zwiedzanie - to mała wyspa, dużo mieszkańców tak się porusza. No i nie ma problemów z parkingiem.
Image
Przygotowując się do wyjazdu, miałem problem ze znalezieniem wynajmu samochodów. Teraz wiem, że takie rzeczy najlepiej załatwia się przez kwaterę. Nawet jeśli tam nie ma takiej możliwości, to znają kogoś, kto ma. Ja w końcu znalazłem przez jakiś blog kontakt i było taniej, ale też zamiast w miarę nowoczesnego wozu, jeździłem starym, wielkim pickupem z prawie 250 tysięcy km na liczniku, manualną skrzynią biegów i manewrowością tira. Facet u którego wynajmowałem załatwiał wszytko na gębę (nawet nie wiem jak się nazywa - on mojego imienia też nie poznał), i trochę się na tym przejechałem - bo doliczył za "podstawienie" o czym nie było wcześniej mowy, ale i tak było to tańsze niż u hosta + dowóz z lotniska i porównywalne, ale wolniejsze niż u hosta + bus z lotniska.
Image
Poruszać się można autobusami - przystanki są co krok i często widać na drodze autobusy. W temacie o transporcie na wyspie jest trochę informacji.
Image
I na koniec, wczoraj obiecałem trochę polityki. Co prawda rozmawiałem tylko z jedną lokalną osobą, ale w dzisiejszych czasach wystarcza to do bycia ekspertem w 1/3 telewizji i połowie kanałów internetowych. Przy zwiedzaniu rezerwatu, wyszło na jaw że mieszkam na kwaterze u wicekomisarza. A wkrótce wybory do parlamentu Mauritiusa, gdzie Rodrigues ma całe dwa głosy. I ponoć mój gospodarz bardzo promuje w kampanii rozwój turystyki jako sposób na wzbogacenie mieszkańców (nie ma co się dziwić, w końcu sam na tym zarabia). Lotnisko będzie rozbudowywane, tak by przyjmować większe niż tylko śmigłowe samoloty - a to wygeneruje potrzebę hoteli, restauracji, transportu itp.
Image
A problem jest taki, że tutaj nie ma wody. Niektóre wsie mają uzupełnianą wodę raz na miesiąc czy dwa - muszą oszczędzać bądź wyłapać z deszczu. A rząd zamiast najpierw sobie z tym poradzić - edukacją, recyklingiem zanieczyszczonej wody czy czymś innym, woli powiększyć zużycie... Dodatkowo, tutejsze plaże - te najładniejsze - są również dlatego takie ładne, że są kompaktowe. Zresztą dojazd tam jest taki fatalny, że ja pierwszego dnia zawrócilem - bałem się, że moim czołgiem nie będę miał gdzie zawrócić, dopiero potem, na zdjęciu satelitarnym, zobaczyłem że jest na końcu parking na 10 samochodów. Bez wysiedleń tego się nie poprawi. Tak więc chyba miałem szczęście, że odwiedziłem Rodrigues teraz. Za kilka lat będzie to tłoczne miejsce pełne problemów...

Ps. Dzielni policjanci uciekają przed imigrantem z Madagaskaru...
Image

Ps2. Ktoś miałby ochotę na suszoną kiełbasę? Wędzona nad główną drogą w Port Mathurin.
ImageWczorajszy lot na Mauritius odbył się bez problemów, więc nie było o czym pisać. Trochę długi trawkę trwało odbieranie samochodu - no i ten dla odmiany ma kierunkowskaz po właściwej dla nas stronie, więc znowu się muszę przestawiać, by nie włączać wycieraczek...
Image

Pierwszym punktem dzisiejszego dnia było Le Morne Brabant, jedno z dwóch miejsc z listy UNESCO. Trochę niedoceniłem tutejszych korków i pod szlakiem zjawiłem się jakaś godzinę później niż planowałem, ale to nieistotny szczegół. Ludzi całkiem sporo - parking pełen o 11, więc lepiej przyjechać wcześniej.
Image

Planowałem przejść też drugą część szlaku, ale w momencie, w którym zaczynałem wchodzić skalnym żlebem, zaczęło mocno padać - kilka minut, ale to wystarczyło by sprawić że wszystkie kamienie stały się śliskie. I o ile wejść chyba bym dał radę, to obawiałem się zejścia. Dlatego zawróciłem. Patrząc na mijających mnie ludzi - większość w adidasach - chyba mam zbyt ostrożne podejście...
Image
Image
Image
Image
Image

Potem planowałem się udać troszkę odpocząć i spłukać się na plażę Le Morne która ponoć jest bardzo urokliwa, ale to nie był dobry pomysł. Jest to miejsce spotkań lokalsów średnio-starszego pokolenia (albo indyjskiej mniejszości), a plaża jest bardzo wąska, kąpiących się było mniej niż palców u jednej dłoni doświadczonego drwala - prawie że depresyjny nastrój. Więc sobie odpuściłem kąpiel, pewnie jeszcze kiedyś się trafi.
Image
ImageEch, problemy pierwszego świata. Zgodnie z pogodą rano zarówno weather.com jak I AccuWeather) miało nie lać. Cóż, najpierw popadało - od 14.30 ulewa. Miałem się przejść na zwiedzanie destylarni rumu i w ramach trzeźwienia bo miala być "degustacja rumu classic" - pójść na szlak. Szlak się poszedł moczyć, a degustacja była 9(!) różnych rzeczy, a destylarnia ma awarię i 3/4 nie działa. Ale po kolei.
Image

Tak więc, po nie do końca spełnionych planach z rana, chciałem ucieszyć duszę, a potem ciało - czyli odwiedzić destylarnię rumu i potem wypocić wszelkie używki odwiedzając nieodległe wodospady w Chamarel. Zwiedzanie z przewodnikiem połączone jest z degustacją, mi się wydawało że jednej porcji rumu. Wydaje mi się, że jest warte tych 600 rupii, ale jest też bardzo podstawowe. Szczególnie że duża część destylarni nie działa, bo jest awaria prasy do trzciny. Potem następuje degustacja - 9 różnych rumów, likierów oraz ponczu (aczkolwiek razem to będzie że 150ml). I dużą sprzedaż wiązana, bo przy okazji można sobie zadrinkowac bardziej premium napoje (od 2 euro za 3 letni, po cholera wie ile za ich najlepszy), zamówić degustacyjne parowanie z drzemami, no i jeszcze jest sklepik z wieloma ciekawymi rzeczami. Ale, jak dla mnie warte odwiedzin.

Image
Image
Image
Image

Plan był taki, że po "małej" degustacji, pójdę zobaczyć pobliski wodospad, no ale pogoda. Inna opcją jest pójście na obiad - ale wszystko w okolicy zamknięte, albo zamyka się w ciągu 30 min. I leje. A parking daleko...
Image

W końcu stwierdziłem że może będę mokry,całe nie jest zimno i poszedłem do samochodu. Udało się zdążyć do jedynej jeszcze czynnej restauracji - ale nic specjalnego, więc nie będę polecał. A potem przykra niespodzianka - bo tego nie wyczytałem - wodospad w Chamarel jest dostępny za opłatą, ta samą co do siedmiu kolorowych ziem. Więc sobie odpuściłem. Chciałem jeszcze przed zmrokiem odwiedzić coś innego, ale niestety - korki są takie, że nastepne 10 km jechałem przez ponad godzinę. I jak już osiągnąłem wysokość skrętu do Flic en Flac, to już się ściemniało...
ImageWspominałem o korkach? Wczoraj wieczorem sprawdzałem ile powinno rano zająć przejechanie 20 km, dodałem do przewidywanych 58 min dodatkowe pół godziny - a i tak przyjechałem 20 minut spóźniony i załapałem się na ostatnią łódkę dowożąca na katamaran (no dobra, przedostatnią, bo jeszcze jakaś rodzinę nam dowieźli jak już byliśmy sporo od brzegu). Bo dzisiaj dzień relaksowy. Oglądanie - jak będą - delfinów, trochę rafy i jakaś wysepka. Całodniowa wycieczka za 60 euro. Dlaczego ta? Cóż punkt startu był najbliższej noclegu - po doświadczeniach pierwszego dnia chciałem się zabezpieczyć. Jak widać, słusznie - ale niewystarczająco.
Image

Część pierwsza rejsu to "obserwacja" delfinów, polegająca na tym, że zgraja nastu łódek kręci się w kółko i szuka. Jak tylko ktoś coś zauważy - to zgraja płynie ma złamanie karku tam, niezbyt zważając na innych, więc było kilka całych wstecz, i spotkań "prawie że". Dość żałosne widowisko, szczególnie że delfinów za dużo nie ma - i może to lepiej. Tak, wiem, moralną ocenę powinienem włożyć do pudełka z napisem hipokryzja, bo sam do tego dopłacam. Aczkolwiek nie da się ukryć, że miałem typową polską radość, jak jedna motorówka z kilkoma osobami przygotowanymi do pływania (jedyna w naszej wesołej gromadce) - płetwy, maski i tak dalej - zauważyła jako pierwsza stadko, podpłynęła, zrobiła desant - delfiny dały nura i pojawiły się po chwili paręset metrów dalej. Zanim desant się pozbierał na łódkę - cała impreza była dużo, dużo, dalej...

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

mikolaj2206 19 października 2024 17:08 Odpowiedz
Rozpatrywałem Mauritius jako poważny kandydat do wyjazdu w 2025, ale przyznam że mnie zniechęciłeś :D .Mam wrażenie, że od początku relacji byłeś sceptyczny :)
gadekk 21 października 2024 12:08 Odpowiedz
Mikolaj2206 napisał:Rozpatrywałem Mauritius jako poważny kandydat do wyjazdu w 2025, ale przyznam że mnie zniechęciłeś :D .Mam wrażenie, że od początku relacji byłeś sceptyczny :)Odniosłem tożsame wrażenie. Byłem na RUN w tym roku, przepaść w czystości i widoczkach, a spodziewałem się że MRU będzie lepsze.