Następnie zwiedzamy ogrody Babura z XV wieku, też odnowione, ponieważ mocno ucierpiały podczas wojny domowej. Pochowany jest tu sam Babur, ostatni z dynastii mongolskiej.
Ogrody mają kilka budynków, na wstępie jest karawanseraj, który przyjmował jako pierwszy gości.
Same ogrody nie robią jakiegoś super wrażenia, nie mamy tu roślinności rodem z ogrodów botanicznych. Położenie natomiast jest super i widać jak miasto wchodzi na wzgórza.
Kiedyś płynęła tędy woda:
Grobowiec:
No i pałac, bardzo ucierpiał więc pod odbudowaniu wygląda jak nowy:
Jedziemy też do 100-letniego, zupełnie pustego pałacu królewskiego. Z niego widać parlament:
A to pałac. Wpuszczają nas do środka i oglądamy wielkie puste nic. Jedynie gabinet królewski ma jakieś meble.
Czas na meczet. Znowu szczegółowa kontrola. Wejść do środka nie możemy, przewodnik pilnuje kolegi z "ciemną karnacją"
:lol:
Zegar trochę psuje odbiór, ale to chyba nie jest największy problem
;)
Dużo rodzin i kobiet z odsłoniętymi twarzami. Ponoć Talibowie się nie czepiają na terenie meczetu...
Na koniec zakupy na Chicken street. Można kupić "first copy" zegarków, np. Philippe Patek za 90$. Ja biorę t-shirta, kupujemy też trochę słodyczy.
I to tyle. Afganistan zaskoczył bardzo pozytywnie. Nie spodziewałem się tylu islamskich i pre-islamskich zabytków. Ludzie jakoś próbują żyć w obecnych restrykcjach, choć czuć w powietrzu, że prędzej czy później znowu coś walnie. Nie można nakładać na ludzi aż tak wiele.
Biurokracja, użeranie się z Talibami i lokalna logistyka na szczęście była sprawą naszego przewodnika, który wspaniale wszystko załatwił. Dzięki temu wyjeżdżamy z samymi dobrymi wspomnieniami. Na pewno jest to inny styl podróżowania, niż samemu i w przypadku tego kraju uważam, że to świetny ruch.
Jeżeli ktoś ma dużo czasu i samozaparcia to można podróżować na własną rękę w bardzo tani sposób. Lokalne jedzenie, noclegi, transport jest całkiem tanie. Kraj jest prawie cały otwarty. Mam informację, że jedynie Korytarz Wachański jest obecnie zamknięty, no i czasami coś wybucha tu i tam.
Afganistan był moim 10 krajem odwiedzonym w tym roku. Czas na przerwę, ponieważ urlop się skończył, ale od 2 stycznia jedziemy znowu
;)@Legion1 spotkaliśmy grupę Chińczyków w naszym hotelu w Kandahar, którzy wielkimi terenówkami jeździli po "stanach" i odbili się od checkpointu w drodze do Minaretu i go nie zobaczyli. To kolejna przewaga posiadania lokalnego przewodnika... Spotkaliśmy także jedną dziewczynę w Bamian (Tajwankę, która przeniosła się do USA) i chyba mignęło mi dwóch facetów niedaleko posągów Buddy. To tyle.
@DAD No ale Spitzbergen to nie nowy kraj. Mam jeszcze dwa weekendy listopadowe we Francji.
cart napisał:Za to jak dolecieliśmy to Sardar powiedział, że w Afganistanie ciągle jest ISIS i że na cel biorą mniejszości. Dwa dni przed naszym przylotem zaatakowali jakąś wioskę na południu Afganistanu zabijając kilkanaście osób. Nie słyszałem o tym w naszych mediach.Absolutnie nie wtryniając się w relację, na której ciąg dalszy bardzo czekam - jasne, że w naszych mediach nic o takich rzeczach nie będzie, bo i czemu. Natomiast, by daleko nie szukać, oczywiste źródło w takich przypadkach: https://x.com/wszewko/status/1834454140656718084 (btw. to chyba nawet nie jest ten atak - ot, jeden z wielu).
cart napisał:A z wejściem do środka to jest tak, że jeden z nas z ciemną karnacją wziął chustę na głowę i wszedł
;)Wypraszam sobie tę ciemną karnację
:lol:
cart napisał:Afganistan był moim 10 krajem odwiedzonym w tym roku. Czas na przerwę, ponieważ urlop się skończył, ale od 2 stycznia jedziemy znowu
;)Zaraz zaraz... a to nie poleciałeś na Spitsbergen kilka dni później?
;)
@Legion1 spotkaliśmy grupę Chińczyków w naszym hotelu w Kandahar, którzy wielkimi terenówkami jeździli po "stanach" i odbili się od checkpointu w drodze do Minaretu i go nie zobaczyli. To kolejna przewaga posiadania lokalnego przewodnika...Spotkaliśmy także jedną dziewczynę w Bamian (Tajwankę, która przeniosła się do USA) i chyba mignęło mi dwóch facetów niedaleko posągów Buddy. To tyle.@DAD No ale Spitzbergen to nie nowy kraj. Mam jeszcze dwa weekendy listopadowe we Francji.@thurin.cz dzięki!
No @cart, twoja relacja i zdjęcia naprawdę wymiatają. Kilka dni po Was, przez Afganistan przejeżdżał mój przyjaciel motorem (jadą we dwóch z Polski aż do Karakorum Highway) więc też naczytałem się od niego podobnych refleksji co do miejscowych. U niego nawet więcej kontroli bo jadą bez fixera. Nawet mieli na ostatnim noclegu nalot talibów o północy na ich pokój ale na szczęście skończyło się na drobiazgowej kontroli papierów tylko.Trzeba to sobie powiedzieć szczerze, że to, że u Was było wszystko ok i u paru innych turystów też to nie oznacza, że to miły i bezpieczny kraj do odwiedzania. Zwłaszcza, że ostatnio słychać jakoby talibowie robią konszachty z ruskimi!
Zgadza się. Pytałem się o to skąd mają na przykład broń i wieść niesie, że po cichu kumają się z ruskimi, chińczykami i Iranem...Naszym zdaniem teraz jest najlepsze okienko, dlatego też chcieliśmy zobaczyć cały kraj i nie wracać. Chciałoby się co prawda jeszcze zobaczyć Panjishir Valley i Wakhan Corridor, ale nie można mieć wszystkiego...
Broni to chyba im cała masa została po bohaterskiej afgańskiej armii. Na wyposażenie osobiste talibów powinno w zupełności wystarczyć, do tego kilka sztuk sprzętu latającego i pewnie znacznie więcej jeżdżącego...
-- 18 Lis 2024 20:04 -- cart napisał:Zgadza się. Pytałem się o to skąd mają na przykład broń i wieść niesie, że po cichu kumają się z ruskimi, chińczykami i Iranem...Niekoniecznie po cichu. Kontakty handlowe Afganistan - Rosja/Chiny są oficjalnie znane i opisywane nawet w polskich mediach np.: https://www.bankier.pl/wiadomosc/Rzad-t ... 13643.htmlI tak naprawdę to nieudolna polityka USA do tego doprowadziła. Walą sankcjami w zbyt wiele krajów przez co elegancko zjednoczyli swoich wrogów jak Rosja, Afganistan, Iran czy Chiny mimo że normalnie by za sobą nie przepadali. Takie jest moje zdanie.
Następnie zwiedzamy ogrody Babura z XV wieku, też odnowione, ponieważ mocno ucierpiały podczas wojny domowej. Pochowany jest tu sam Babur, ostatni z dynastii mongolskiej.
Ogrody mają kilka budynków, na wstępie jest karawanseraj, który przyjmował jako pierwszy gości.
Same ogrody nie robią jakiegoś super wrażenia, nie mamy tu roślinności rodem z ogrodów botanicznych. Położenie natomiast jest super i widać jak miasto wchodzi na wzgórza.
Kiedyś płynęła tędy woda:
Grobowiec:
No i pałac, bardzo ucierpiał więc pod odbudowaniu wygląda jak nowy:
Jedziemy też do 100-letniego, zupełnie pustego pałacu królewskiego. Z niego widać parlament:
A to pałac. Wpuszczają nas do środka i oglądamy wielkie puste nic. Jedynie gabinet królewski ma jakieś meble.
Czas na meczet. Znowu szczegółowa kontrola. Wejść do środka nie możemy, przewodnik pilnuje kolegi z "ciemną karnacją" :lol:
Zegar trochę psuje odbiór, ale to chyba nie jest największy problem ;)
Dużo rodzin i kobiet z odsłoniętymi twarzami. Ponoć Talibowie się nie czepiają na terenie meczetu...
Na koniec zakupy na Chicken street. Można kupić "first copy" zegarków, np. Philippe Patek za 90$. Ja biorę t-shirta, kupujemy też trochę słodyczy.
I to tyle. Afganistan zaskoczył bardzo pozytywnie. Nie spodziewałem się tylu islamskich i pre-islamskich zabytków. Ludzie jakoś próbują żyć w obecnych restrykcjach, choć czuć w powietrzu, że prędzej czy później znowu coś walnie. Nie można nakładać na ludzi aż tak wiele.
Biurokracja, użeranie się z Talibami i lokalna logistyka na szczęście była sprawą naszego przewodnika, który wspaniale wszystko załatwił. Dzięki temu wyjeżdżamy z samymi dobrymi wspomnieniami.
Na pewno jest to inny styl podróżowania, niż samemu i w przypadku tego kraju uważam, że to świetny ruch.
Jeżeli ktoś ma dużo czasu i samozaparcia to można podróżować na własną rękę w bardzo tani sposób. Lokalne jedzenie, noclegi, transport jest całkiem tanie. Kraj jest prawie cały otwarty. Mam informację, że jedynie Korytarz Wachański jest obecnie zamknięty, no i czasami coś wybucha tu i tam.
Afganistan był moim 10 krajem odwiedzonym w tym roku. Czas na przerwę, ponieważ urlop się skończył, ale od 2 stycznia jedziemy znowu ;)@Legion1 spotkaliśmy grupę Chińczyków w naszym hotelu w Kandahar, którzy wielkimi terenówkami jeździli po "stanach" i odbili się od checkpointu w drodze do Minaretu i go nie zobaczyli. To kolejna przewaga posiadania lokalnego przewodnika...
Spotkaliśmy także jedną dziewczynę w Bamian (Tajwankę, która przeniosła się do USA) i chyba mignęło mi dwóch facetów niedaleko posągów Buddy. To tyle.
@DAD No ale Spitzbergen to nie nowy kraj. Mam jeszcze dwa weekendy listopadowe we Francji.
@thurin.cz dzięki!