W największy skwar dojechaliśmy do specjalnie wybranego miejsca ( czyli z cieniem? ) na lancz , odpoczynek i „TEA IN THE SAHARA” ? polecam tą wersje Stinga z Branford Marsalis, Kenny Kirland i Omar Hakim?
Ojej…no to jak tylko odeśpię i zregeneruję się po sualeskiej dżungli to zabiorę się za ciąg dalszy ?ok, no to ja obiecuje, że jak wrócę z Arabii Saudyjskiej to dokończę - mam nadzieję ,że do końca listopada .nie, nie...nic z tych rzeczy- właśnie kminie jak tu ogarnąć Saudie w 5 dni, będzie intensywnie dlatego daję sobie parę dni co by dychnąć po powrocie i napisać relacje do końca listopadaA potem jeszcze trochę pojeździliśmy?driftów nie było ? Zjechaliśmy do Djanet, u Tito mogliśmy się wykąpać i pojechaliśmy na szybkie zakupy tuareskiej, ręcznie robionej biżuterii i zobaczyć „Płaczące Krowy” - legenda jest taka, że w tym miejscu było zawsze źródło i pasterze tam przychodzili , ale z czasem źródło wyschło i jak raz przyszli pasterze z krowami, to owe krowy widząc że nie mogą się napić zaczęły płakać …
Wieczór spędziliśmy na Saharze- ugoszczono nas, a raczej mnie boską baraniną z grilla. A potem było patrzenie w niebo, które tu wyglada obłędnie.Były opowieści i muzyka....a piosenka pt. "Aicha" to nawet w dwóch wersjach - po polsku i po francusku
;) Wrzucam inną piosenkę, która nam towarzyszyła na Saharze i została do dziś-niestety link się nie wkleja więc proszę ,wpiszcie sobie w yt : Adounya " Issouf derhan ' Album Alalou
Ok. północy zawieźli nas na lotnisko… ech.. ciężko nam było się rozstać z Tuaregami, ale chyba najciężej było Łani/Sarence rozstać się z Nordinem?. Oczywiście usadzili wszystkich na czas, po czym odlecieliśmy z prawie godzinnym opóźnieniem bo … jeszcze czekaliśmy na jakiegoś jednego pasażera. Po drodze jedno lądowanie - w samolocie została tylko nasz trójka , reszta wysiadła , a wsiedli nowi pasażerowie i tym oto sposobem o 8 rano znów powitaliśmy Algier.
@justysia75 Naprawdę świetnie się czyta, więc z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg, bo sam wkrótce wyruszam.Możesz napisać, co to za plac, gdzie się wymienia kasę?Ja przylatuję w nocy, więc raczej nie skorzystam z kolejki, ale postaram się wrócić nią na lotnisko.
Wiesz co..? Zasadniczo to da się- myślę, że tak jak w każdym innym miejscu nieanglojęzycznym i nieturystycznym
;) Natomiast jadąc taksówką nie pogadasz z facetem o tym czy w Algierze są duże korki i ile zajmuje czasu przejazd z miasta na lotnisko w godzinach szczytu
;) , a szkoda, bo czasem takie "smol toki" dużo wnoszą do całej wyprawy. Natomiast jak już stajesz pod ścianą, to zawsze się znajdzie ( nie wiadomo skąd
8-) ) jakiś dobry człowiek, który mówi bardzo dobrze po angielsku, wszystko wytłumaczy i jak trzeba to i poprowadzi za rączkę
;) - nam się parę razy tak zdarzyło i to była wartość dodana jakiś tam sytuacji co nas spotkały.Warto też znać po francusku słowo : "ile". Liczebniki niby pamiętam ze szkoły średniej, ale i tak zawsze prosiłam by mi napisali na telefonie "ile" to jest za coś tam, co chciałam kupić. Warto też mieć Google-tłumacza w pogotowiu, bo to też czasem pomagało.
Podczas naszych sześciu, siedmiu a może ośmiu nocy na pustyni Tadrart Rouge koło Djanet codziennie rozbijaliśmy namiot. Na początku po to, żeby w nim spać. Już drugiej nocy wypełzłem i spałem na zewnątrz pod cienkim śpiworem. Namiot rozbijaliśmy codziennie, do końca wyjazdu, żeby schować tam plecaki ?.
powiem Ci, że mnie było zimno w nocy. Do tego nie zabraliśmy ani "reprymentów" ani śpiworów, bo tylko z podręcznym lecieliśmy, a Tito nie zapewniał takich "luksusów", więc mimo szczerych chęci spaliśmy w namiocie. Gdybym miała to doświadczenie co teraz, to pewnie spakowałbym śpiwór...
2catstrooper napisał:A zdjecia przewodnika gdzie????Będzie , będzie ! Qrcze,wiesz… onieśmielał mnie do tego stopnia, że jakoś tak na początku nie potrafiłam mu cykać fotek??
@justysia75 - na pustyni w nocy jest zimno, pamiętam swoją nockę w Maroko, koszt ok 90-100 zł na polskie ze śniadaniem i kolacją i dowozem na pustynię wielbłądami i powrót wielbłądami - ale to żadna przyjemność, tyłek boli po 30 min drogi w nocy śpwiory i bluzy zdały egzamin , w dzień było plus 20-24 , a w nocy do zera temperatura spadała, ale to był grudzień
:):)miłych wrażeń
Tak, dokładnie tak samo robiliśmy ładnych paru lat temu też w Maroku i miałam świadomość, że jak jechaliśmy na przełomie październik/listopad będzie zimno w nocy na pustyni-z tą różnicą, że wtedy z PL wylatywaliśmy już poubierani, z czapkami, rękawiczkami i kurtkami. Teraz nie było najgorzej i miałam świadomość, że śpiworka nie dostanę, więc bielizna termiczna i ciepły szal rozkładający się do rozmiarów kocyka załatwiło sprawę, pod warunkiem, że spało się w namiocie, choć zimnawo to robiło się dopiero tak koło 4 nad ranem . Tuaregowie opowiadali, że to ostatnie takie w miarę ciepłe noce….
-- 11 Paź 2023 18:49 -- Wspaniale się czyta. Byłam i znam te miejsca bardzo dobrze ale czytam z ciekawością !!!! jakbym czytała po raz pierwszy o wyjeździe do Algierii i na Saharę. -- 11 Paź 2023 18:53 -- justysia75 napisał:2catstrooper napisał:A zdjecia przewodnika gdzie????Będzie , będzie ! Qrcze,wiesz… onieśmielał mnie do tego stopnia, że jakoś tak na początku nie potrafiłam mu cykać fotek??Poszukam zdjęć przewodnika
;)
:D z moich wypraw i wstawię ( jak rozkminię jak to się robi )
justysia75 napisał:Podobny „myk” zrobiłam w Medan na Sumatrze, gdzie salon masażu polecił tutaj jeden z Forumowiczów , a właściwie jego żona.polecam siędobra relacja z fascynującego kraju
W największy skwar dojechaliśmy do specjalnie wybranego miejsca ( czyli z cieniem? ) na lancz , odpoczynek i „TEA IN THE SAHARA” ? polecam tą wersje Stinga z Branford Marsalis, Kenny Kirland i Omar Hakim?
Ojej…no to jak tylko odeśpię i zregeneruję się po sualeskiej dżungli to zabiorę się za ciąg dalszy ?ok, no to ja obiecuje, że jak wrócę z Arabii Saudyjskiej to dokończę - mam nadzieję ,że do końca listopada .nie, nie...nic z tych rzeczy- właśnie kminie jak tu ogarnąć Saudie w 5 dni, będzie intensywnie dlatego daję sobie parę dni co by dychnąć po powrocie i napisać relacje do końca listopadaA potem jeszcze trochę pojeździliśmy?driftów nie było ?
Zjechaliśmy do Djanet, u Tito mogliśmy się wykąpać i pojechaliśmy na szybkie zakupy tuareskiej, ręcznie robionej biżuterii i zobaczyć „Płaczące Krowy” - legenda jest taka, że w tym miejscu było zawsze źródło i pasterze tam przychodzili , ale z czasem źródło wyschło i jak raz przyszli pasterze z krowami, to owe krowy widząc że nie mogą się napić zaczęły płakać …
Wieczór spędziliśmy na Saharze- ugoszczono nas, a raczej mnie boską baraniną z grilla. A potem było patrzenie w niebo, które tu wyglada obłędnie.Były opowieści i muzyka....a piosenka pt. "Aicha" to nawet w dwóch wersjach - po polsku i po francusku ;)
Wrzucam inną piosenkę, która nam towarzyszyła na Saharze i została do dziś-niestety link się nie wkleja więc proszę ,wpiszcie sobie w yt : Adounya " Issouf derhan ' Album Alalou
Ok. północy zawieźli nas na lotnisko… ech.. ciężko nam było się rozstać z Tuaregami, ale chyba najciężej było Łani/Sarence rozstać się z Nordinem?.
Oczywiście usadzili wszystkich na czas, po czym odlecieliśmy z prawie godzinnym opóźnieniem bo … jeszcze czekaliśmy na jakiegoś jednego pasażera. Po drodze jedno lądowanie - w samolocie została tylko nasz trójka , reszta wysiadła , a wsiedli nowi pasażerowie i tym oto sposobem o 8 rano znów powitaliśmy Algier.