0
sp8hmz 27 kwietnia 2018 02:02
IMG_4845.JPG



Cztery plaże na Clifton są ze sobą praktycznie połączone. Wchodzimy wąskim wejściem między domkami na plażę nr 4. Jesteśmy prawie sami. Jest spokojnie i uroczo, sama plaża jest niewielka. Praktycznie tak samo wyglądają trzy kolejne plaże, granicę między nimi wyznaczają duże kamienie.


IMG_4847.JPG



IMG_4846.JPG



Okazuje się, że z plaży nr 1 nie ma wyjścia do Victoria Rd. Wracamy się więc aż do końca plaży nr 2 i po schodkach wracamy do drogi. Idziemy nią dalej na północ aż do Sea Pointu, wstępujemy do naszego ulubionego Checkersa i wracamy do mieszkania odświeżyć się i zostawić zakupy.
Niewiele później podążamy na V&A Waterfront. Konkretnego celu nie mamy, chcemy na spokojnie pospacerować, zajrzeć w zakamarki, posłuchać muzyki na żywo.


IMG_4855.JPG



IMG_4868.JPG



IMG_4869.JPG



IMG_4872.JPG



IMG_4876.JPG



Błąkamy się po tych okolicach przez dłuższy czas, po czym siadamy w Wimpy, zamawiamy burgera i oglądamy w amfiteatrze mecz baseballu, chociaż nikt z nas nie do końca wie o co tam tak naprawdę chodzi :D Zachodzi słońce, po raz ostatni spoglądamy na Table Mountain oświetloną blaskiem promieni. Polubiliśmy taki Kapsztad, całkiem bezpieczny i w wielu aspektach zaskakująco nieafrykański.


IMG_4877.JPG



IMG_4886.JPG



Powoli dobiega końca pobyt w Kapsztadzie, ale to absolutnie nie koniec naszej podróży i tej relacji ;) Już jutro wyruszamy w drogę powrotną, która zajmie znowu kilka dni, a po drodze (mam nadzieję) uda się zobaczyć kilka nowych, ciekawych miejsc.

Dobranoc!

cdn.Dzień 8.

Nadszedł dzień wylotu z CPT. Wynegocjowaliśmy z hostem wymeldowanie o 12:00, więc dzień poza pakowaniem mogliśmy zacząć także ostatnim spacerem po Sea Point Promenade.


IMG_4891.JPG



IMG_4890.JPG



Około południa łapiemy Ubera i za około 50 złotych jedziemy na lotnisko. Sam port lotniczy wygląda całkiem dobrze, chociaż mieliśmy okazję zobaczyć tylko airside i terminal krajowy. Bezproblemowo przez kontrolę bezpieczeństwa przenosimy kilka pełnych puszek z napojami :D


IMG_4895.JPG



IMG_4899.JPG



Pierwszy lot tego dnia to CPT-JNB o 15:20. W tą stronę lecimy na pokładzie FlySafair. To low-cost, który chwali się
niesamowitą punktualnością i faktycznie, wylatujemy o czasie dość starym już Boeingiem 737-400.


IMG_4903.JPG



IMG_4904.JPG



W Johannesburgu przechodzimy na inny terminal (z którego odlatuje EgyptAir), bezproblemowo przechodzimy kontrolę bezpieczeństwa, wbicie pieczątki do paszportu i jesteśmy gotowi do wylotu do Kairu. W międzyczasie sprawdzam jakość saloniku Shongololo Lounge, który okazuje się być salonikiem na wysokim poziomie (jak chyba wszystkie, które odwiedziłem w RPA).


IMG_4911.JPG



Wylot zaplanowany został na 21:45. Siedzimy kilka gate’ów dalej, w międzyczasie ogarniamy nocleg w Pizie. Około 21:00 spokojnie wstajemy, idziemy w stronę naszego gate’a. Po drodze zerkamy na tablicę (widoczna na zdjęciu poniżej), która jasno mówi, że… „gate closed”. Jak to?


IMG_4914.JPG



W głowie nagle pojawiają mi się zupełnie różne od siebie myśli. Z jednej strony sobie tłumaczę, że to przecież Afryka, z drugiej widzę już oczami wyobraźni wydaną wielokrotność pierwotnej ceny biletów na awaryjny powrót. Szybkim krokiem podchodzimy do kompletnie pustego już gate’a. Pustego poza kilkoma osobami z obsługi, które kończyły swoją pracę. Patrzą na nas i na karty pokładowe, w końcu szybki skan i przechodzimy dalej. Do samolotu wchodzimy jako dwóch ostatnich pasażerów. Uff!

Obłożenie na locie JNB-CAI jest wyższe niż na odwrotnej trasie, ale też nie powala. Bez problemu można znaleźć wolne miejsca przy oknie, co też uczyniliśmy. Lot trwa 8h, z którego to czasu większość przesypiamy. Budzimy się tylko na średniej jakości jedzenie. Gdzieś nad Afryką mija północ, a więc…

Dzień 9.

Dolatujemy do Kairu około 6:00. Mamy tu trochę czasu, więc przechodzimy przez granicę. Sam proces wygląda dość łatwo: w jednym z okienek (bank, biuro podróży, etc.) płaci się 25 USD za osobę, w zamian dostaje się naklejkę do paszportu. Wkleja się ją we własnym zakresie, uzupełnia druczek i z takim zestawem idzie się do dość krótkiej kolejki. Tam otrzymujemy pieczątkę i jesteśmy oficjalnie w Egipcie.
Na lotnisku WiFi działa (albo i nie, na polskie numery telefonów nie chciał nam przyjść kod z SMSem potwierdzającym zalogowanie się) tylko przez 30 minut. Decydujemy się więc na zakup karty prepaid sieci Vodafone, za 1,8 GB płacimy bodajże 68 EGP. To nieco ponad 10 złotych, a daje spory komfort i pozwala chociażby zamówić Ubera.

Uber to także zaskoczenie. Spodziewałem się (słusznie) konieczności negocjowania cen z namolnymi taksówkarzami, a ostatecznie w Kairze dość dobrze działa Uber. Mohammed prosi mnie wcześniej, żebym usiadł na przednim siedzeniu, bo „mają problemy z policją”. Nie pytam, wsiadam i jedziemy do Gizy.


IMG_4922.JPG



Dystans prawie 50km pokonujemy w ok. 40 minut. Ruch w Egipcie robi wrażenie: na trasie 4-pasmowej spokojnie można było wyróżnić 7-8 nieoficjalnych pasów ruchu. Każdy jeździ jak chce, do tego trąbi przy każdej możliwej okazji, wszyscy cały czas zmieniają pasy. Nic dziwnego, w końcu pod aspektem bezpieczeństwa na drogach Egipt nie ma się czym chwalić. Za dojazd pod samą kasę biletową płacimy ok. 30 złotych.
W Egipcie jesteśmy po raz pierwszy. Nie wygląda to dobrze: dzieci żebrzą, każdy zaczepia i próbuje coś wcisnąć, panuje dezinformacja i kompletny chaos. Na ulicach jest niesamowicie brudno.


IMG_4966.JPG



IMG_4967.JPG



Bilety upoważniające nas do wstępu na teren piramid (bez wstępu do środka) kosztują odpowiednio 120 EGP i 60 EGP (bilet studencki za połowę ceny). Zapłacić można tylko gotówką i tylko lokalną walutą. Ratuje nas bankomat po drugiej stronie ulicy (i Revolut dzięki któremu staje się to całkiem opłacalne). Przy wejściu sprawdzają polską legitymację, coś mamroczą pod nosem i puszczają nas dalej. Prowizoryczna kontrola bezpieczeństwa i wkraczamy na teren, który jest rajem nagabywaczy :)
Nie bierzemy żadnego przewodnika (okazuje się, że to rzadkość), do tego mamy ze sobą walizki. Wyglądamy bardzo turystycznie, to zły znak. Mogliśmy zostawić walizki gdzieś wcześniej…

Na początku nie wiadomo tak naprawdę gdzie iść. Nie ma żadnych strzałek, oznaczeń, każdy chodzi gdzie chce. Przyczajamy się za jedną z grup i śledząc różnych zwiedzających znajdujemy poprawne przejścia. Najpierw Sfinks, później podchodzimy pod górę, pod piramidę Cheopsa. Podchodzimy pieszo, choć wcale nie jest łatwo: nagabywacze atakują niesamowicie namolnie z każdej możliwej strony. A tu osiołek, a tu bryczka, a może na wielbłądzie? Nie? Nie ma problemu, mamy też Pepsi i figurki piramid. Egyptian price for you, my friend!


IMG_4930.JPG



IMG_4937.JPG



IMG_4949.JPG



Po drodze mijamy Polaków, którzy także wracają z JNB w ramach EF. Słychać także niekiedy polskie głosy pośród zorganizowanych wycieczek. Spędzamy z faraonami spokojnie ponad godzinę. W Kairze podobno panują w tych godzinach niesamowite korki, więc około 13:00 wyjeżdżamy na lotnisko Uberem za 45 złotych (większy ruch spowodował podniesienie mnożnika).

Tutaj muszę wspomnieć, że nasze plany podróżnicze od tego momentu trochę się różnią. Klaudia kupowała bilety oddzielnie i z Kairu leci do Pizy wcześniejszą rotacją niż ja. Wylot ma o 17:00, ja dopiero o 3:30 w nocy.

Na lotnisku około 15:00 próbujemy przejść przez kontrolę bezpieczeństwa. W Kairze schemat wygląda następująco: kontrola bezpieczeństwa -> check-in -> kontrola paszportowa -> airside. W międzyczasie pracownicy obsługujący skaner bagaży szepczą do ucha: „Please tip me, my friend. No matter what currency”. Klaudia przechodzi kontrolę, ja niestety nie. Za wcześnie, mogę wejść podobno dopiero o 23. Nie mam ochoty wracać znowu do miasta, więc spędzam czas na pustych krzesełkach w prawie nowym terminalu nr 2. O 18:30 próbuję ponownie, tym razem się udaje. Dotarłem do strefy odpraw i myślałem że teraz już pójdzie gładko i resztę czasu spędzę w saloniku. Myliłem się.

Karty pokładowe miałem wydrukowane już w Johannesburgu. Żeby przejść jednak przez kontrolę paszportową potrzebowałem uzupełnionego formularza wyjazdowego (każda linia lotnicza ma swoją wersję ze swoim logo), którego nie posiadałem. Próbuję dostać go podczas kontroli paszportowej - bezskutecznie. Odesłano mnie do ich biura, rozmawiam z kimś wyżej postawionym - bezskutecznie. Jedynym miejscem, w którym mogę otrzymać formularz jest check-in Alitalii. Spokojnie, przecież otworzy się już o północy ;)

Kolejne godziny spędzam w dość małej strefie odpraw. Kończy mi się internet, WiFi (z egipskim numerem telefonu) działało tylko przez pół godziny. Czas płynie wolno. W międzyczasie spoglądam na zegarek i okazuje się, że zaczyna się właśnie…

Dzień 10.

Po północy spełniam wszystkie formalności i przed godziną 1:00 docieram do wymarzonego saloniku.

W saloniku do jedzenia jest parę ciastek, trochę puszek z napojami i średnio świeże kanapki. Sam salonik jest dość brudny, ale duży na kilka pomieszczeń. W jednym z nich znajduję wolną skórzaną kanapę, rozkładam się na niej i idę spać.


IMG_4980.JPG



Salonik jest praktycznie pełny (zdjęcie było zrobione jak już wychodziłem). W pewnym momencie budzi mnie ktoś z obsługi i pyta czy nie lecę do Dubaju. Nie lecę, ale wszyscy współbiesiadnicy lecieli. Zostałem sam, obsługa w bardzo miły sposób wypytała kiedy mnie obudzić, zgasiła mi światło i wyłączyła telewizor, który był niesamowicie głośny. Przez następną godzinę spałem jak zabity.

Kolejny lot to Alitalia do Rzymu. Jak już wspominałem, wylot o 3:30. Airbus A320 jest prawie pusty, w pobliżu płacze infant. To nic, ważne że jest poduszka i koc. Kontynuuję sen, w końcu to druga pod rząd noc spędzona w samolocie i na lotniskach. Budzi mnie wzmożony ruch w okolicy mojego fotela, to pasażerowie wysiadają w Rzymie. Szybko minęło.

W Rzymie standardowo: wszystkie formalności, śniadanie w saloniku i chwilę później jestem już w kolejce do samolotu lecącego do Pizy.


IMG_4982.JPG



IMG_4987.JPG



Ten lot mija szybko (niewiele ponad pół godziny) i jestem znowu w Pizie. Klaudia doleciała tu już wczoraj przed północą, szybko więc kieruję się do pensjonatu leżącego kilkaset metrów od lotniska. Szybkie odświeżenie się i można wyjść zobaczyć Pizę ;)

Spacerujemy po mieście. Wszędzie jest raczej blisko, więc chodzimy pieszo. Co chwilę jednak mijają nas autobusy komunikacji miejskiej, która chyba działa dość sprawnie.

Piza wygląda jak typowe włoskie miasto: urokliwe uliczki, uśmiechnięci ludzie, wolniej płynące życie i dobre jedzenie.


IMG_4991.JPG



IMG_4996.JPG



IMG_5002.JPG



IMG_5003.JPG



IMG_5012.JPG



IMG_5065.JPG



Docieramy w końcu pod Krzywą Wieżę. Pomimo tego, że jest tutaj bardzo turystycznie, to miejsce to ma swój urok. W porównaniu do Kairu jest czysto, przyjemnie i komfortowo :)


IMG_5013.JPG



Zachodzi słońce. Tę noc spędzamy jeszcze we Włoszech, do Polski wracamy jutro wieczorem. Wracamy do pensjonatu, po drodze zjadamy w parku kupioną chwilę wcześniej pizzę. Siadam do komputera, czas nadrobić zaległości w relacji, które spowodowane były głównie słabym internetem i/lub brakiem czasu.

Jutro spędzimy jeszcze jeden miły dzień w Pizie. Nie mamy jeszcze sprecyzowanych planów, więc dopiero jutrzejsza część relacji pokaże co udało się zobaczyć ;)

cdn.Dzień 11.

Dobrze było w końcu się wyspać. Po dwóch ostatnich nocach spędzonych w samolotach łóżko było bardzo wygodną opcją, chociaż warunki szczerze mówiąc były przeciętne. Wszystkie B&B w okolicy lotniska w Pizie to takie pensjonaty prowadzone przez prywatnych ludzi, podobne do „pokoi do wynajęcia” nad Bałtykiem. Nie narzekamy jednak, o 10:00 zostawiamy klucze i z walizkami wyruszamy do miasta. Na razie bez konkretnego planu.

Szybka wizyta w supermarkecie i idziemy w kierunku centrum. Przecież Piza ma dostęp do morza, nie? Jest pomysł, okazuje się że do Marina di Pisa jeździ z okolic dworca autobus nr 10. Płacimy 2 euro za bilet w jedną stronę (za osobę) i jedziemy zobaczyć ten kurorcik.


IMG_5079.JPG



IMG_5078.JPG



Autobus jedzie około pół godziny, dojeżdżamy praktycznie nad samą wodę. Jest prawie pusto. Słońce grzeje niemiłosiernie, ale mimo to siadamy na ławce i spokojnie spędzamy następną godzinę.


IMG_5081.JPG



IMG_5082.JPG



IMG_5087.JPG



Niewiele dalej położony jest port, w którym zacumowane są drogo wyglądające jachty.


IMG_5085.JPG



Po spacerze po mieście wracamy znowu do centrum Pizy. Bilet za 2EUR jest ważny także na autobusy miejskie (90 minut), więc podjeżdżamy w okolice lotniska i dalej do terminalu idziemy pieszo, po drodze wstępując na pyszne lody. Przed nami ostatni lot: PSA-KRK na pokładzie Ryanaira. Na pokładzie tłumy, widocznie nie tylko my przedłużyliśmy minimalnie majówkę ;)


IMG_5090.JPG



Około 20:30 lądujemy w Krakowie. Czekamy dość długo na walizki (zostały zabrane do luku), po czym autobusem jedziemy na dworzec PKP. Ostatni pociąg do Warszawy odjeżdża o 21:22, co w moim odczuciu jest żartem ze strony PKP. Na dworzec dojeżdżamy przed godziną 22, ale mamy kupione bilety na Flixbusa do Warszawy o 0:05. Kolacja w Burger Kingu, boarding i 5 godzin później, już o świcie, dojeżdżamy do Warszawy.


IMG_5092.JPG



IMG_5093.JPG



Jeszcze niedługi przejazd tramwajem i około godziny 6 rano wchodzimy do mieszkania. To był długi powrót: wyruszyliśmy w piątek ok. 12:00, żeby dotrzeć do domu we wtorek ok. 6:00.
Na tym kończy się nasz budżetowy wypad do Kapsztadu. Dwie godziny później wstajemy i idziemy do pracy ;)

To był dobry, choć trochę wymagający error fare. Planowałem zobaczyć RPA w tym roku i zupełnie przypadkiem udało mi się dość łatwo te plany zrealizować. W wolnej chwili opublikuję jeszcze podsumowanie całej podróży łącznie z ogólnym kosztorysem.
Przy okazji doświadczyłem tego, jak wygląda w praktyce pisanie relacji (prawie) live. Okazuje się, że jest to dość angażujący, ale też przyjemny obowiązek i naprawdę miło było mi spoglądać na wszystkie pochwały i polubienia! Dziękuję wszystkim za śledzenie relacji i już z tego miejsca zapraszam do kolejnych, bo za miesiąc wyruszam w dość intensywną podróż RTW :)
Dobranoc!

Dodaj Komentarz

Komentarze (17)

yossarian 27 kwietnia 2018 10:50 Odpowiedz
Mam nadzieję, że nie zaspałeś na W6 1315 ;) A tak na serio to powodzenia i czekam na relację live.
krystoferson112 27 kwietnia 2018 11:09 Odpowiedz
Widziałem ten Error i się głupi zastanawiałem....czekam z niecierpliwością na relację no i oczywiście udanej wyprawy.
ms993 28 kwietnia 2018 09:35 Odpowiedz
Miłego czekania w Kairze. Ciekawe ile im tym razem zajmie zorganizowanie transportu do drugiego terminala, u nas było prawie 2h ;)
krystoferson112 29 kwietnia 2018 20:33 Odpowiedz
Hej co tam u Was? Wylecieli z Egiptu?
oskiboski 1 maja 2018 15:00 Odpowiedz
Świetne zdjęcia,zachęcają do zdecydowania się w końcu na podróż tam
ibartek 1 maja 2018 15:05 Odpowiedz
Quote:Nie ryzykowaliśmy jednak powrotu do mieszkania pieszomozna ryzykowac, przetestowane :) zachecam do odwiedzenia okolic, np hout bay
sp8hmz 1 maja 2018 21:53 Odpowiedz
@oskiboski dzięki! Staram się, chociaż jakimś specjalistą nie jestem, a zdjęcia kompletnie bez żadnej edycji.@ibartek z dnia na dzień czujemy się coraz pewniej, na początku jednak stereotypy i statystyki nie napawały optymizmem :D Co do okolic, to chętnie, ale pewnie nie wyrobimy się w tym tripie.
tunczaj 1 maja 2018 23:29 Odpowiedz
bardzo fajna relacja, a zdjecia zdecydowanie zachecaja do podrozy w te miejsca.jedyna rzecz ktora mnie zastanawia, juz zreszta nie pierwszy raz to czy naprawde warto pisac relacje live i odbierac sobie przyjemnosc podrozy/odpoczynku (tym bardziej tak krotkiej i napietej) :)
oszukani 2 maja 2018 08:30 Odpowiedz
Jak macie jeszcze zapas czasu to polecam Przylądek Dobrej Nadziei + Simon's town z pingwinami. Jak wyruszycie wcześnie rano to najciekawsze miejsca powinniście zrobić w ciągu 1 dnia
sp8hmz 2 maja 2018 20:45 Odpowiedz
@tunczaj dzięki :D Pisanie relacji live faktycznie powoduje, że przez cały dzień układa się trochę myśli w głowie. Z drugiej strony to mobilizuje do aktywnego zwiedzania, robienia lepszych zdjęć i ostatecznie daje nowe doświadczenia, które mogą się przydać przy kolejnych relacjach live (w planach) ;) @Oszukani bingo, zgadłeś cały dzisiejszy dzień! Zaraz ładuję dzisiejszą część relacji :)
dryblas 2 maja 2018 21:13 Odpowiedz
Super relacja i fajna właśnie ze live :). Trochę skomplikowany dolot do Pizzy ale zakładam że inaczej się nie dało :)
sp8hmz 2 maja 2018 21:16 Odpowiedz
Dzięki, dało się prościej KRK-PSA Ryanairem, ale przegapiłem moment kiedy bilety były tanie, a później ceny poszybowały w górę bo to termin okołomajówkowy. Byłoby parę godzin krócej ;)
dryblas 2 maja 2018 21:30 Odpowiedz
Jeśli można już po powrocie fajnie było by jak podał byś krótkie podsumowanie kosztów podroży szczególnie transport i noclegi. Nie ukrywam ze jestem w sytuacji w jakiej byleś 4 lata temu i ja chłonę jak gąbka wszystkie newsy i czekam na swojego EF w jakieś magiczne miejsce :D
oszukani 3 maja 2018 15:08 Odpowiedz
Trochę słabo, że wzięliście autobus geriatryczny na Przylądek. Gdyby było więcej czasu to warto przejść szlak od latarni do tablicy. Po drodze jest genialna plaża pomiędzy pionowymi skałami. Zresztą widać ją na jednym z waszych zdjęć. W wolnej chwili wrzucę jej zdjęcie
sp8hmz 3 maja 2018 21:53 Odpowiedz
@Dryblas, jakieś podstawowe podsumowanie kosztów pewnie na koniec wrzucę, ale raczej nie planuję niczego szczegółowego (pewnie tylko podsumowanie kosztów lotów + zakwaterowania)@Oszukani akurat tutaj muszę zwrócić honor geriatrycznej wycieczce i jej przewodnikowi, była możliwość zejścia do tablicy. Prawie nikt nie skorzystał bo padał deszcz i momentami było naprawdę nieprzyjemnie, więc nie byłoby w tym żadnej frajdy. W kwestii wybrania samej wycieczki, jak rozejrzałem się na miejscu to wkoło były jedynie wypożyczone samochody + zorganizowane wycieczki, a w moim przypadku wypożyczenie samochodu odpadało niestety :( Chętnie bym tam dotarł jaką komunikacją publiczną, ale z tego co wiem, to takowa tam nie dociera.
dryblas 3 maja 2018 22:02 Odpowiedz
@sp8hmz właśnie o takie podsumowanie o jakim piszesz mi chodzi :)
102470 7 maja 2018 19:00 Odpowiedz
jedźcie do Lucca ;)