0
singielka_1976 19 kwietnia 2016 19:29
PC303271.jpg



Spacerujemy deptakiem, a Manly powoli budzi się do życia.

PC293130.jpg



PC293131.jpg



PC293135.jpg



PC293144.jpg



PC293176.jpg



PC293192.jpg



Rozdzielamy się: Gosia z Adamem idą na spacer na wzgórze i wracają do Sydney wcześniej, bo jeszcze czeka ich wizyta u lekarza :cry: , a ja z Natalią idziemy do Sealife'a, po drodze jesteśmy świadkami bójki, dacie wiarę? Tak, w tym jakże bezpiecznym kraju jakim jest Australia w biały dzień miała miejsce najprawdziwsza bójka :!: .


W wydaniu ptaków :D
https://youtu.be/PbyMOJYmSP0
Mamy ubaw po pachy :lol: .


To akwarium jest nieco bardziej kameralne niż to w Sydney, ale nam się bardziej podoba. Mnie zafascynowały koniki morskie w ciąży, wyglądały przekomicznie :D .

PC293210.jpg



PC293206.jpg



PC293223.jpg




Bardzo ciekawą ekspozycją były szczęki rekinów, nie wiedziałam, że one mają tak ciekawe uzębienie, które jest ułożone w rzędach i gdy jakiś ząb wypada co zdarza się dość często to kolejny przesuwa się na początek rzędu –są tzw. zęby zapasowe.

PC293235.jpg



PC293241.jpg



PC293242.jpg




Kolonia pingwinów była nieco niemrawa, chyba się jeszcze nie dobudziły :roll:

PC303248.jpg


Przy ich wybiegu były 2 tablice z dokładnym opisem każdego pingwina z imienia, płci i osobowości ;)
.

PC303264.jpg



PC303267.jpg



Po godzinie zwiedzania idziemy na plażę żeby choć trochę się pobyczyć i nacieszyć słońcem, zwłaszcza, że nasz plan objazdówki raczej nie przewiduje atrakcji w postaci całego dnia na plaży, więc korzystamy ile się da 8-) .

PC303290.jpg



PC303272.jpg



Słońce piecze dość mocno, w końcu to środek lata, więc co rusz smarujemy się 30 - to był najniższy faktor jaki widziałam w sklepach. Z trudem wytrzymujemy 2,5h i idziemy w stronę przystani po drodze robiąc drobne zakupy.
W sumie liczyłyśmy na to, że załapiemy się na wcześniejszy prom, ale pasażerowie tylko wysiedli i odpłynął na pusto, zatem czekamy dalej następne ponad pół godziny w ścisku, bo, w międzyczasie z tyłu dobijają dzikie tłumy :roll: .
Z wywieszonym jęzorem przesiadka na Circular Quay, nasz pociąg już stoi na peronie i jedziemy do Mascot gdzie jesteśmy umówieni z naszym drugim duetem i będziemy odbierać campera. Z Natalią jesteśmy pierwsze więc korzystając ze słonka smażymy się na ławkach, w końcu dołączają do nas Gosia z Adamem i wszyscy razem idziemy do Britza.
To był najdłużej trwający odbiór auta, z zegarkiem w ręku spędziliśmy tam 1,5h.Procedurę mają kompletnie od czapy, na dzień dobry miła pani daje nam tablet żeby wpisać ....dokładnie te same dane jakie wpisywaliśmy przy rezerwacji online: dane osobowe obydwu kierowców, jaki typ auta, jego wyposażenie itd., jaki zakres polisy, do tego jakieś dodatkowe pytania, formułki itd.

W dodatku w ich biurze klima jest nastawiona chyba na maksa, lodówka, że hej :cry: , aż w końcu ubrałam mój marketowy wyrób polaropodobny :mrgreen: , który jeszcze podczas tego wyjazdu nie raz bardzo mi się przyda. To jeszcze nie wszystko, Adamowi się przypomina aby dopytać o kwestię rozliczeń za opłaty drogowe, pani tłumaczy nam co mamy zrobić, ale widząc nasze tępe miny :D wyręcza nas w tej czynności i tylko mówi, że procedurę musimy powtórzyć w Brisbane z drugim camperem.
Chodzi o to, że się zgłasza auto w firmie Roam Express a po zakończonym wynajmie trzeba je stamtąd wykreślić lub podać nowy numer rejestracyjny. Potem mamy seans filmowy - filmik instruktażowy o camperze, co jak działa itd. W sumie fajna sprawa, szkoda tylko, że camper na filmie to jednak inny model niż nasz, ale największym mankamentem jest niestety bardzo cichy głos na nagraniu :? .

Nasz camper to Toyota Hiace i ma wszystko co potrzeba: pościel, ręczniki, całe wyposażenie kuchenne łącznie z zastawą stołową, czajnikiem elektrycznym i tradycyjnym, mikrofalówką, tosterem itd. Wszystko nowe lub prawie nowe. Duży plus dla Britza.

Następnie idziemy na plac gdzie Michael przekazuje nam nasze auto. Po prostu dał nam kluczyki - tyle.
Adam robi dokładne zdjęcia całego auta tak na wszelki wypadek, bo zakres naszej polisy i tak obejmuje wszelkie uszkodzenia, ale wiadomo, że przezorność nie zaszkodzi zwłaszcza, że auto ma kilka drobnych "uszkodzeń". W sumie chyba ze 3 razy wołałam Michaela, bo mieliśmy pytania dotyczące obsługi auta zwłaszcza pompy, butli z gazem itd.

No nic, trochę nas to zniesmaczyło, bo wyraźnie mówiliśmy, że to nasz pierwszy camper i nie mamy doświadczenia z takim autem, więc obsługa mogłaby być jednak nieco bardziej przyjazna takim klientom-żółtodziobom.
Co prawda plan był inny, bo mieliśmy prosto z wypożyczalni pojechać do Royal National Park, no ale ze względu na opóźnienie zabrakło nam na to czasu i nieco zdegustowani jedziemy do domu.
Adam jest mocno zestresowany pierwszą jazdą camperem, co mnie wcale nie dziwi.


A propos formalności:Adam miał australijskie prawo jazdy, mnie o międzynarodowe nikt nie pytał ale łatwiej było z niego przepisać moje dane niż z małego plastiku.

Dojeżdżamy do domu, a tu niespodzianka: czekają na nas właściciele mieszkania przesympatyczni gospodarze Elwira i Paweł :) , którzy wpadli tylko na chwilę zostawić kilka rzeczy przed kolejnym wyjazdem. Niesamowici ludzie, tak pozytywnie nastawieni, tak pomocni, z ogromnym luzem- mimo iż mieli klucze to poczekali na nas, nie weszli sami do WŁASNEGO mieszkania :o .
Po obiedzie Natalia z Adamem idą na zakupy, a my z Gosią robimy próbne pakowanie przed wyjazdem z Sydney. Wieczorem z Natalią idziemy karmić oposy, bo to może być ostatnia okazja :) .

PC303395.jpg



PC303470.jpg



PC303480.jpg




P.S. Widok z okna był również taki: :lol:

PC303386.jpg




CDNSylwester 31 grudnia –dzień 11

Dzisiaj nieco dłuższe spanie jako, że sylwestrową noc nieco zarwiemy. Jeszcze przed późnym śniadaniem idę do sklepu po voltaren żeby jakoś uśmierzyć ból mojej nie wiadomo skąd kontuzji-cóż starość nie radość i pewnikiem zaczynam się sypać ale dlaczego akurat tu na drugim końcu świata?
Tradycyjnie oprócz maści kupuję zupełnie nieoczekiwanie coś zupełnie innego: perfumy, no co promocja była :D.


Po śniadaniu Adam jedzie do siebie żeby się spakować, na te 3 tygodnie musi zwolnić pokój jaki wynajmuje aby nie ponosić kosztów. W tym czasie my zgrywamy zdjęcia, pakujemy swoje manatki i sprzątamy mieszkanie, bo jutro rano przed wyjazdem nie będzie na to czasu.

Jeszcze w Polsce bliźniaczka Gosi umawia nas ze wspólną koleżanką z podstawówki- z Aśką nie widziałyśmy się ponad 20 lat, po skończeniu szkoły nasze drogi rozeszły się, bo każda wybrała inne liceum, potem Asia przeprowadziła się do stolicy i kontakt nam się całkiem urwał.
Umówiłyśmy się pod Anzac'iem -dla nas super, bo blisko od domu. Po drodze Gosia się zastanawia czy Ją poznamy, w końcu tyle czasu się nie widziałyśmy, na co ja mówię, że Asia nie zmieniła się tak samo jak my :D i nie ma takiej opcji żebyśmy się nie poznały.
Ona już czeka na nas, szok takie spotkanie po latach w dodatku na końcu świata 8-) .
Asia jest licencjonowanym pilotem wycieczek co pozwala na dowolne ustalenie sobie terminu wakacji i obecnie przebywa w 2,5 mies. podróży razem ze swoją Mamą, do Sydney na razie wpadły tylko na Sylwestra a już jutro rano lecą do Auckland, potem wracają do Australii na chyba 2 tyg. a następnie dalej lecą do Hongkongu i Szanghaju na Chiński Nowy Rok a do Polski wracają w połowie lutego :) .

Spotkanie nie trwało długo, bo raptem może godzinę ale nie możemy się nagadać, w wielkim skrócie opowiadamy co się z nami działo przez ten czas i obiecujemy, że koniecznie musimy się spotkać w Katowicach, najlepiej w lokalu naszej wspólnej koleżanki, która po udziale w Masterchefie rzuciła korporację i otwiera knajpę :D .

Po obiedzie ok g.19 jedziemy gdzieś koczować na spektakl pokazu ogni sztucznych. Adam decyduje się żeby pojechać w okolice Taronga Zoo. Nawet udaje nam się bez problemu zaparkować na końcu Cross Street przy Rawson Park (na mapie skrzyżowanie ulic Cross Street i Bradleys head road-podaję gdyby ktoś w przyszłym roku szukał dobrego miejsca).
https://goo.gl/maps/umuo7H5C49p

Idziemy, na razie ludzi po drodze jest dość mało, dochodzimy do punktu, gdzie jest wyznaczone miejsce do oglądania nocnego widowiska ale okazuje się, że wstęp tylko za okazaniem biletu, którego oczywiście nie mamy. Niezrażeni tym idziemy szukać dalej, dochodzimy z drugiej strony do granicy tegoż punktu ale jest mało miejsca i bardzo zatłoczone. Nic nie szkodzi, szukamy dalej, wszak „coś być musi do cholery za zakrętem”. :D

Koniec końców udaje nam się zająć pozycje o tu:
https://goo.gl/maps/BudLEQQ65u12
dokładnie na pętli i przy nabrzeżu Athol bay, która jest pełna łódek i jachtów a nad nami krąży imprezowy sterowiec.


PC313539.jpg



PC313531.jpg



PC313535.jpg



PC313537.jpg



PC313538.jpg



PC313562.jpg



PC313570.jpg



PC313524.jpg



PC313527.jpg





Chwilę wcześniej byliśmy dosłownie kilkadziesiąt metrów dalej gdzie mapy gugla nie sięgają i to tam oglądaliśmy pokaz ogni o g. 21 –tzw. pokaz dla dzieci :) .

_DSC2354.jpg



_DSC2361.jpg



_DSC2363.jpg



_DSC2364.jpg



_DSC2365.jpg



_DSC2366.jpg



_DSC2367.jpg




Ostatecznie zwolniło się to miejsce więc zostajemy tutaj. Adam z Gosią idą do auta po krzesła a my z Natalią zostajemy na placu boju by dzielnie bronić „naszego miejsca” :D . Śmiejcie się, śmiejcie, nawet nie macie pojęcia jakie to miejsce miało branie. O ile podchodziły osoby żeby sobie zrobić zdjęcie, bo piękny widok na całe miasto i od razu odejść to pojawiła się grupa 3os., z której zwłaszcza dwóch rosłych osobników męskich, - wg nas Australijczycy- uznało, że miejsce jest ogólnodostępne i zaczęło się przekomarzanie, lekkie przepychanki.

Jako, że jasne komunikaty w ich języku ojczystym nie skutkowały, to część rozmowy była po polsku z uśmiechem na ustach :lol: i znów zonk, bo panowie nie mieli kompletnie pojęcia skąd jesteśmy (a różne kraje obstawiali) ani w jakim języku mówimy.
Nawet miał pretensje, że nieładnie jest rozmawiać w języku którego on nie rozumie ale po szybkiej weryfikacji pana zdolności językowych, które tylko go pogrążyły (skoro koleś ani be ani me po niemiecku, francusku, hiszpańsku czyli żadnego języka oprócz angielskiego ni w ząb) zaczął się wycofywać rakiem, zresztą już wcześniej koleżanka i jego brat się oddalili i usiłowali go przekonać, żeby jednak zmienili miejscówkę :P .
W każdym razie mówiąc kolokwialnie miałyśmy z Natalią niezłą bekę :mrgreen: .



PC313610.jpg



PC313619.jpg




Im bliżej północy tym więcej samochodów policyjnych na sygnale jeździ po mieście -idealnie to widać z drugiego brzegu.
Koło nas średnio co 15 min. przejeżdżał nieoznakowany ale z kogutem samochód patrolu policji.

Po blisko 1,5h wracają z krzesłami Gosia z Adamem i z niecierpliwością czekamy na sylwestrowe fajerwerki, które są jednymi z najpiękniejszych. Punktualnie o północy równocześnie bodajże w 6 czy 7 miejscach rozpoczyna się pokaz, mając na uwadze kiepskie zdjęcia mojego aparatu postanawiam nagrać cały ten spektakl, który trwał blisko 13minut.Ręka mi mało nie odpadła ale udało się, efekt można obejrzeć tu:

https://youtu.be/LRreOfIW7RA


_DSC2396.jpg



_DSC2427.jpg



Tradycyjnie składamy sobie życzenia i zbieramy się powoli w kierunku auta. Idziemy wraz z całym tłumem, który nieopodal naszego miejsca parkowania czeka na podstawione , darmowe ( o ile mnie pamięć nie myli) autobusy komunikacji miejskiej.
Zaskakuje mnie to, że nie ma żadnych ryków, burd, awantur czy przepychanek przy wsiadaniu choć część z tych osób jest w stanie wskazującym ;) .

Po drodze do auta pierwsze spotkanie z pająkiem-siedział sobie na masce SUVa:

PC313626.jpg




Ten Sylwester był szczególny nie tylko ze względu na wyjątkowość miejsca ale też na…..trzeźwość. W niektórych miejscach wyznaczonych do świętowania jest zakaz spożywania alkoholu i jakoś tak się zafiksowaliśmy na tym punkcie, że w końcu nie wzięliśmy ze sobą szampana ani kieliszków :lol: . Tak mnie potem oświeciło, że przecież można było go wziąć i najwyżej zostawić w aucie gdyby był zakaz spożywania alkoholu.
No nic, trudno, nie pierwszy to mój bezalkoholowy Sylwester (nie ma to jak być kierowcą w tę noc) ani zapewne nie ostatni a myśmy się i tak wyśmienicie się bawili bez % :) .

Zresztą co tu kryć: wolę jeden bezalkoholowy Sylwester w Sydney niż 10 alkoholowych gdziekolwiek indziej :P .Aussi Aussi Oi Oi Oi :D

1 styczeń -dzień 12

Budzę się po g.9 a w Polsce nadal Sylwester :D , dziwne uczucie. Szybki prysznic i korzystając z wolnej chwili czekam na balkonie ale słonko piecze niemiłosiernie więc zaczynamy z Natalią szykować śniadanie, potem znosimy klamoty do auta, jest co nosić, więc każdy z nas robi po kilka kursów. W końcu po godz. 13 ruszamy, stan licznika: 33815km.

Drugi etap naszego pobytu wygląda w wielkim skrócie tak:

Syd-ADL trasa.jpg



Pierwszy postój na kilka zdjęć w Maronga Park,

P1013643.jpg



P1013647.jpg



P1013648.jpg



P1013637.jpg



P1013635.jpg



DSCN3021.jpg



następnie ruszamy w kierunku Gór Śnieżnych, które leżą w pasie Alp Australijskich.

Pod wieczór jemy w camperze kolację a przed północą docieramy do Jindabyne i nocujemy na dziko przy jeziorze o tej samej nazwie. Parkowaliśmy w absolutnych ciemnościach nie licząc reflektorów auta. Oczywiście wcześniej Adam poszedł z czołówką sprawdzić teren.


2 styczeń –dzień 13

To była zimna noc, wymarzłam nieźle, szybko wdziewamy długie, ciepłe ciuchy i jedziemy poczynić poranne ablucje oraz zakupy na późne śniadanie. Widok po wyjściu z campera:


Dodaj Komentarz

Komentarze (30)

singielka-1976 21 kwietnia 2016 11:08 Odpowiedz
jdfbjbdsafjkbadkbfc'kdlbv'kldbv'kldbs'klvbd'slbv'dbtest :)
cypel 22 kwietnia 2016 09:07 Odpowiedz
Co tu taka cisza :roll: Moim zdaniem relacja by była lepsza gdyby było trochę mniej zdjęć.@singielka_1976, nie zrozum mnie źle i nie ma w tym złośliwości, ale ilość zdjęć trochę przytłacza i powoduje, że tekst znika.Hint, niepotrzebne jest 4,5 zdjęć tego samego obiektu, tylko z innej pozycji albo z inną ogniskową ;) Generalnie większość ludzi po kilkudziesięciu zdjęciach zaczyna się nudzić.Podziękowania za włożony trud i chęć podzielenia się z innymi.
okowita 22 kwietnia 2016 09:37 Odpowiedz
Niepotrzebnie przeczytałem tę relację przy porannej kawie zamiast zwyczajowej prasówki. Teraz nie chce mi się brać za robotę.Mnie zdjęcia jak najbardziej odpowiadają. Wyczytuję z nich więcej niż z tekstu. Jeszcze, jeszcze! Pozdrawiam :-)
singielka-1976 22 kwietnia 2016 10:58 Odpowiedz
@cypel dziękuję za konstruktywną krytykę :).@Okowita dziękuję za Twoją opinię :).Jeszcze się taki nie narodził co by wszystkim dogodził :D .Długie relacje mają to do siebie, że jest mnóstwo zdjęć, starałam się wybrać te najciekawsze i wg mnie w pewnym sensie najlepsze.Zapewniam, że będą posty gdzie tych zdjęć będzie dużo mniej.Cieszę się, że ktoś poświęca swój czas i to czyta, bo to dopinguje do dalszej publikacji, którą postaram się zamieszczać sukcesywnie.
dziabag131 22 kwietnia 2016 11:46 Odpowiedz
Bardzo prosimy o dalszy ciąg!Co prawda mnie tez się wydaje że jest trochę bardzo podobnych zdjęć, ale przeczytałem i obejrzałem wszystko od początku do końca.Do niektórych bardziej trafiają zdjęcia do innych tekst.Gratuluję wyprawy!
maarcin1938 22 kwietnia 2016 11:47 Odpowiedz
Wzruszyłem się jak napisałaś, że sie popłakałas pod Opera :cry: :D Mam nadzieję, że bedize mi dane też to osobiście zobaczyć.Bardzo dobra relacja ! Tak trzymaj.
correos 22 kwietnia 2016 11:48 Odpowiedz
wole raz zobaczyc niz 3 razy przeczytac :)jest ok :)
ara 22 kwietnia 2016 12:02 Odpowiedz
super, czekam na więcej!
kamo375 22 kwietnia 2016 13:28 Odpowiedz
Bardzo fajna ralacja :) Licze jutro na kolejną część :)
gosiagosia 22 kwietnia 2016 18:30 Odpowiedz
Oooooo @singielka_1976 - w końcu :D A odnośnie ilości zdjęć.... To nie jest takie proste. Fajne jest kiedy z relacji,zawartych tam wskazówek i informacji skorzystają inni na forum. Ale jej pisanie zajmuje masę czasu a dodatkowym bonusem jest spisanie swoich wspomnień z podróży, podzielenie się nimi ze wspolpodrozujacymi, wydrukowanie i zostawienie sobie "na wieczność".
sranda 22 kwietnia 2016 18:33 Odpowiedz
singielka_1976 napisał:Kolejną rzeczą jaka mi się tu podoba to zadaszone centrum miast, wszędzie tam gdzie są budynki są daszki jako jeden ciąg, proste rozwiązanie, które ma dwojakie zastosowanie: chroni od słońca ale i od deszczu i tym sposobem można przejść pół miasta w deszczu suchą stopą.Odwiedź kiedyś Bolonię. ;)
jacakatowice 22 kwietnia 2016 20:16 Odpowiedz
To do mnie ? Jestem tym "ktosiem" ?Cóż za poświęcenie i altruizm. :D Znalazłam 100 dolarów na ulicy i nie schowałam TYLKO dla siebie. Postanowiłam coś postawić ( kawę ? Lody ?) Ludziom którzy goszczą mnie w Australii.Podziwiam. Cóż za poświęcenie. Szkoda tylko , że kochasz tak bardzo zwierzątka w ZOO, a dzieci dalej nienawidzisz. W każdym poście jest wzmianka o tych wstrętnych cudzych "bachorach", które nie dają SINGLOM / SINGIELKOM( de facto nic nie noszącym dla ludzkości) "spokojnie" podróżować.
okowita 22 kwietnia 2016 21:35 Odpowiedz
Eh, też zwrócił moją uwagę ten passus o dzieciach i też odebrałem go przykro. Ale wiesz, @jacakatowice, spotkałem w życiu sporo kobiet, które mówiły, że dzieci to nie, nigdy w życiu, a fe i w ogóle, a wszystko tylko do czasu, aż się doczekały własnych, a potem odchył w tym samym kierunku tylko o przeciwnym zwrocie, więc @singielka_1976 trzymam kciuki ;-)A relacja bardzo fajna, przeczytałem jeszcze raz od początku, bo jednak w biurze musiałem koniec końców trochę popracować :p
singielka-1976 22 kwietnia 2016 23:30 Odpowiedz
@Okowita, żeby była jasność: nie mam nic przeciwko dzieciom ale jak wsiadasz do cichego wagonu i przez 1,5h masz naprawdę głośne rozmowy i przekrzykiwania to chyba można się zirytować, prawda?Mam mnóstwo znajomych, którzy mają dzieci, w różnym wieku i jakoś potrafią się zachować (nie tylko w domu ale także w podróży czy w sklepie) a trusiami nie są, więc myślę, że nie ma powodu żeby Ci było przykro z powodu tego co napisałam ;) .Poza tym chyba nie ma obowiązku uwielbienia wszystkich dzieci, mam swoje 4 ulubienice i One mi w zupełności wystarczają :P .
tiktak 24 kwietnia 2016 13:45 Odpowiedz
Groźnie wyglądają te koale. :lol: Bardzo fajna relacja.Uprzejmie bardzo proszę, jak już będzie kamper, o dużo zdjęć kampera.Ze szczególnym uwzględnieniem instrukcji, jak żyć w tym wynalazku.
don-bartoss 27 kwietnia 2016 12:57 Odpowiedz
A czy jadłaś stek z kangura, bom ciekaw?
don-bartoss 27 kwietnia 2016 12:57 Odpowiedz
A czy jadłaś stek z kangura bom ciekaw?
tomgsm 27 kwietnia 2016 13:12 Odpowiedz
Odpowiem za Singielkę. Stek z kangura (dostępny w każdym większym sklepie) ma konsystencję jak każdy stek. Smak? Chyba najbliższy smakowi wieprzowiny marynowanej w dużej ilości cukru z niewielką ilością przypraw. Na pewno zjadalny, chociaż (moim zdaniem) na kolana nie rzuca.
slotherin 27 kwietnia 2016 13:36 Odpowiedz
@Don_Bartoss można kupić w Makro i czasami w Lidlu (pojawiają się razem ze strusiem i krokodylem). Zarówno mięso z kangura jak i z krokodyla nie zachwyca :Dświetna relacja, zazdroszczę, w pozytywnym sensie oczywiście ;)
mackoz 27 kwietnia 2016 13:43 Odpowiedz
Dodam, że największym atutem takiego mięsa jest brak tłuszczu. Smak, jak napisano wyżej, jest ok. Chociaż ja jadłem Skippiego tylko w Europie. W PL mięso jest do kupienia w Lidlu :D (Trochę żart, bo tylko czasami się pojawia. W normalnej sprzedaży we Frisco).
pestycyda 30 kwietnia 2016 16:50 Odpowiedz
Świetna wyprawa i super relacja!Quote: Leniwiec jest w pawilonie po ciemku, wisi taki kołtun i nie widać mu mordki :cry: :D najlepszy opis leniwca, jaki czytałam :DNo i domagam się zdjęcia diabła tasmańskiego i sarongu, co to go "koniecznie musi się mieć" !
singielka-1976 30 kwietnia 2016 19:58 Odpowiedz
EPILOGPisząc tę relację miałam świetną zabawę :) , siłą rzeczy wracały wspomnienia ale właściwie dopiero teraz w całości przeniosłam na mapę naszą trasę, wcześniej były to tylko jakby urywki, dlatego w tekście co rusz są linki do map, zarówno ze względów praktycznych -może ktoś z tego skorzysta a także dla mnie samej.Wyjazd w liczbach:4 stany: NSW, VIC, SA, QLD,4350km2 campery29 dni7lotówponad 10000 zdjęć z 3 aparatów.Przed wyjazdem zastanawiałam się jak dam radę wytrzymać z innymi 24h przez miesiąc, bo mówiąc krótko: nie nawykłam ale na szczęścia dla wszystkich dość szybko się przestawiłam na tryb koegzystencji w grupie.Miałam lekkie obawy czy znajdę wspólny język z prawie dorosłą nastolatką. Od naszego poprzedniego wspólnego wyjazdu minęło 10 lat i trudno porównywać 2tyg. urlop z 6 latką do miesiąca z 16latką. Powiem tak: oby rówieśnicy Natalii byli tacy rozsądni i oryginalni jak Ona, to jest jakaś nadzieja dla tego kraju :P . Natalia była świetną towarzyszką podróży, momentami rozumiałyśmy się bez słów :) .Gdzieś z tyłu głowy cały czas pojawiał się znak zapytania :?: czy aby cały nasz misterny plan podróży uda się zrealizować? Szczęście nam dopisywało, bo nie zadziało się nic takiego co bym nam skutecznie pokrzyżowało plany, no może z wyjątkiem tego załamanie pogody na koniec trasy i pominięcie Port Stephens. Co nam się nie udało, na co brakło czasu aby zrealizować to co było w planie:=> pochodzić po Otway w poszukiwaniu koali na wolności,=> GOR -więcej czasu aby nacieszyć się widokami uroczych zatoczek, Kenneth River i druga wioska (zamknięta droga),=> Port Stephens z powodu załamania pogody,=> Melbourne -żeby więcej zobaczyć i utwierdzić się w opinii co do tego miasta,=> zobaczyć katedrę w Sydney i Taronga Zoo,=> Coastalwalk z Bondi do Coogee,=> pobyczyć się na plaży cały dzień,=> Royal National Park niedaleko Sydney.Australia jest absolutnie fantastycznym miejscem, wywarła na nas niesamowite wrażenie, co rusz pozytywnie zaskakiwała nas po drodze zarówno krajobrazami, zwierzętami, ludźmi, rozwiązaniami, infrastrukturą, to jest po prostu inny świat :) .I jeszcze taka ciekawostka: jako, że intensywnie myślę aby do Australii pojechać drugi raz to mam takie poczucie, że skraca mi się dystans, że to wcale nie jest na końcu świata, że magiczna kraina OZ nie jest aż tak daleko, przecież to tylko dwa loty po ca.9h :mrgreen: Już kiedyś pisałam o tym moim paradoksie: jestem mieszczuchem ale duże miasta, metropolie mnie przerażają i przytłaczają. Sydney to bardzo duże miasto ale również bardzo przyjazne dla ludzi, nie odczuwa się tego pędu, pośpiechu, codziennej gonitwy. Miasto rozległe, pełne przestrzeni i bardzo zielone a w dodatku ze wzorową komunikacją tak miejską jak i podmiejską, gdzie od czasu do czasu wystarczy auto pożyczane na godziny.Sydney bezapelacyjnie skradło moje serce :) ale tuż za nim jest Brisbane, a tak naprawdę to jestem rozdarta między SYD a BNE, lecz w tym drugim spędziłam za mało czasu aby jednoznacznie się określić, poza tym SYD to taka miłość od pierwszego wrażenia i tym samym kompletnie zdeklasowało moje do tej pory ulubione miasta zagraniczne czyli Barcelonę i St.Petersbug.Rozwiązania i infrastruktura: powala na kolana, w dużej części jest bezpłatna i ogólnodostępna, strefy dla dzieci w centrum miasta, parki wodne, parki linowe, ławki, leżaki, plaża, w miejscach turystycznych podesty, kosze na śmieci, poidełka, łazienki, samo meldowanie się na campingu, itd. ;) Gdyby ktoś musiał wybrać tylko jedno miasto jakie mógłby odwiedzić w Australii to koniecznie powinno to być właśnie Sydney, za to, że w pewnym sensie jest taką Australią w pigułce jak napisała @Japonka76.Ale żeby nie było tak idealnie to dodam do tej beczki miodu odrobinę dziegciu.Minusami wyjazdu w okresie świąteczno-noworocznym są kolejki i tłumy głównie Azjatów oraz krótkie godziny otwarcia atrakcji (głównie do g.17) ale cała reszta fantastycznych wrażeń rekompensowała te małe niedogodności. Podsumowanie +praktyczne porady, które już umieściłam na forum:plan podróży:miesiac-w-australii-niekoniecznie-budzetowo,1545,91510pogoda:pogoda-kiedy-jechac-i-dokad,849,91534W Sydney było ładnie, pogoda iście wakacyjna, temperatury od 22-30C, zdarzył się raz, że przez 2-3h padało i raz wieczorem, po wyjeździe pogoda była różna, właściwie aż do Adelajdy to marzliśmy, nie cały czas ale często.W górach było i zimno i mokro, w Melbourne całkiem ciepło może 22-23C, w Cape Jervis zimnica i wietrzysko, dopiero na KI poczuliśmy lato, choć tak naprawdę najcieplej a nawet upalnie było w Adelajdzie, Brisbane i Gold Coast.ceny w sklepach:ceny-i-zakupy-w-australii,849,87070karta SIM Lebara – 50$, bez limitu na rozmowy krajowe i międzynarodowe ale bez smsów,karta OPAL – 45$paliwo -1 pełny bak to 72-75$, za pierwszą trasę czyli odcinek od Sydney do Adelajdy koszt paliwa to 960$ do podziału na 4osoby.za pierwsze 9dni na trasie koszt noclegów+paliwo+jedzenie bez wydatków osobistych i wstępów to 240$/os.jak wypisać Passenger Incoming Cardpassenger-incoming-card-kwitek-wjazdowy-do-australii,849,83173dla poszerzenia horyzontówksiazki-o-australii,849,88505blogi-o-australii,849,87895Odwiedzone zwierzaki – mój subiektywny ranking - ocena w skali 1-6Sealife Sydney i Manly - 5/6Wildlife Sydney -nie warto jeśli ktoś będzie w innych miejscach ze zwierzętami, 4/6Featherdale Wildlife park Doonside -6/6Seal bay-KI -5/6Pardana wildlife park-KI -5/6Hanson Bay koala walk KI -6/6Cape du Couedic – foki na wolności 6/6ZOO Adelajda –słabe, 3/6Lone Pine Koala Sanctuary Brisbane – 6/6Koala hospital Port Macquaire- 6/6Kangury na wolności Morisset 5/6 –warto ale jeśli ktoś już karmił kangury w jakimś parku to można sobie odpuścić. Niebezpieczna fauna - mimo obaw stad pająków nie uświadczyliśmy, jedynie karaczany trochę dały się we znaki w Sydney.Potem na obu trasach nie było ani komarów ani innych insektów.Znając specyfikę forum zapewne prędzej czy później padnie pytanie o koszty ;) . Nie odkryję Ameryki jak napiszę, że Australia jest dla nas- przeciętnych Polaków droga. Nie ukrywam, że dopisało mi szczęście, bo gdyby nie bilet w prezencie i premia, to bym do tej pory spłacała ten wyjazd. Z drugiej strony gdyby nie kilka innych dużych wydatków, których nijak nie można było uniknąć (np.leczenie kanałowe) zbieranie funduszy poszłoby szybciej. Plusem jest to, że sama sobie udowodniłam, iż jestem w ciągu roku odłożyć naprawdę niemałe pieniądze, oczywiście kosztem wielu wyrzeczeń i zgodnie z zasadą: rachunki, jedzenie, dentysta i paliwo, cała reszta o ile jakaś została szła na specjalne konto pod tytułem Australia :) .Powiem tylko tyle: absolutnie było warto, Australia jest warta każdych wyrzeczeń żeby tylko uzbierać $.Ten wyjazd miał jeszcze jeden aspekt, z całą premedytacją totalny detoks informacyjny, zero netu (tylko do sprawdzenia pogody albo godzin otwarcia atrakcji), zero informacji co się działo w Polsce i Europie, naprawdę odpoczęłam mimo iż mieliśmy maraton.Być może ktoś uzna, że bez sensu ten pośpiech i dokładnie zaplanowany każdy dzień wyjazdu ale wyszłam z założenia, że jadę tam po raz pierwszy i ostatni. Już w trakcie pobytu zorientowałam się iż muszę tam wrócić i zrobię wszystko aby to zamierzenie spełnić, przy dobrych wiatrach powinno się udać w najbliższej 5latce :D .Koszty:bilet: 4500złpolisa biletu: 143złpolisa turystyczna: 550złbilet ADL-BNE 205$zakupy PRZED wyjazdem i na wyjazd: 1300złprom 150$/os.wynajem obu camperów – 1380$/os.gotówka 1020$,której de facto mi brakło :D , jak dobrze że są kkinne wydatki na miejscu: paliwo,wstępy, jedzenie, pamiątki ( a tu naprawdę zaszalałam :D )all in = 18.500zł Zamieszczone zdjęcia pochodzą z naszych wspólnych zbiorów a na ich publikację autorzy wyrazili zgodę ;) .Podziękowania :) .Z tego miejsca chciałabym bardzo podziękować:Adamowi – za bezpieczne obwiezienie nas przez pół Australii, za przepyszne posiłki i za to, że wytrzymał w tym babińcu :D Gosi – że mnie ze sobą wzięła i była dobrym duchem tej wyprawy oraz niezmąconą oazą anielskiej cierpliwości do nas wszystkich ;) Natalii – za towarzystwo i humor ;) Elwirze i Pawłowi oraz Ewie z Rodziną za gościnę i pomoc ;) Rodzicom i Siostrze – za najpiękniejszy prezent i wyrozumiałość :) Kasi – mojej pierwszej czytelniczce wszystkich tu publikowanych relacji za doping i korektę tego co tu zamieściłam ;) Kamilowi - za ciekawość i chęć oglądania zdjęć live już podczas wyjazdu ;) I dziękuję również Wam drodzy forumowicze, za to, że poświęciliście czas, duuużo czasu na przeczytanie mojej relacji ;) . KONIEC
singielka-1976 30 kwietnia 2016 19:58 Odpowiedz
EPILOGPisząc tę relację miałam świetną zabawę :) , siłą rzeczy wracały wspomnienia ale właściwie dopiero teraz w całości przeniosłam na mapę naszą trasę, wcześniej były to tylko jakby urywki, dlatego w tekście co rusz są linki do map, zarówno ze względów praktycznych -może ktoś z tego skorzysta a także dla mnie samej.Wyjazd w liczbach:4 stany: NSW, VIC, SA, QLD,4350km2 campery29 dni7lotów.Przed wyjazdem zastanawiałam się jak dam radę wytrzymać z innymi 24h przez miesiąc, bo mówiąc krótko: nie nawykłam ale na szczęścia dla wszystkich dość szybko się przestawiłam na tryb koegzystencji w grupie.Miałam lekkie obawy czy znajdę wspólny język z prawie dorosłą nastolatką. Od naszego poprzedniego wspólnego wyjazdu minęło 10 lat i trudno porównywać 2tyg. urlop z 6 latką do miesiąca z 16latką. Powiem tak: oby rówieśnicy Natalii byli tacy rozsądni i oryginalni jak Ona, to jest jakaś nadzieja dla tego kraju :P . Natalia była świetną towarzyszką podróży, momentami rozumiałyśmy się bez słów :) .Gdzieś z tyłu głowy cały czas pojawiał się znak zapytania :?: czy aby cały nasz misterny plan podróży uda się zrealizować? Szczęście nam dopisywało, bo nie zadziało się nic takiego co bym nam skutecznie pokrzyżowało plany, no może z wyjątkiem tego załamanie pogody na koniec trasy i pominięcie Port Stephens. Co nam się nie udało, na co brakło czasu aby zrealizować to co było w planie:=> pochodzić po Otway w poszukiwaniu koali na wolności,=> GOR -więcej czasu aby nacieszyć się widokami uroczych zatoczek, Kenneth River i druga wioska (zamknięta droga),=> Port Stephens z powodu załamania pogody,=> Melbourne -żeby więcej zobaczyć i utwierdzić się w opinii co do tego miasta,=> zobaczyć katedrę w Sydney i Taronga Zoo,=> Coastalwalk z Bondi do Coogee,=> pobyczyć się na plaży cały dzień,=> Royal National Park niedaleko Sydney.Australia jest absolutnie fantastycznym miejscem, wywarła na nas niesamowite wrażenie, co rusz pozytywnie zaskakiwała nas po drodze zarówno krajobrazami, zwierzętami, ludźmi, rozwiązaniami, infrastrukturą, to jest po prostu inny świat :) .I jeszcze taka ciekawostka: jako, że intensywnie myślę aby do Australii pojechać drugi raz to mam takie poczucie, że skraca mi się dystans, że to wcale nie jest na końcu świata, że magiczna kraina OZ nie jest aż tak daleko, przecież to tylko dwa loty po ca.9h :mrgreen: Już kiedyś pisałam o tym moim paradoksie: jestem mieszczuchem ale duże miasta, metropolie mnie przerażają i przytłaczają. Sydney to bardzo duże miasto ale również bardzo przyjazne dla ludzi, nie odczuwa się tego pędu, pośpiechu, codziennej gonitwy. Miasto rozległe, pełne przestrzeni i bardzo zielone a w dodatku ze wzorową komunikacją tak miejską jak i podmiejską, gdzie od czasu do czasu wystarczy auto pożyczana na godziny.Sydney bezapelacyjnie skradło moje serce :) ale tuż za nim jest Brisbane, a tak naprawdę to jestem rozdarta między SYD a BNE, lecz w tym drugim spędziłam za mało czasu aby jednoznacznie się określić, poza tym SYD to taka miłość od pierwszego wrażenia i tym samym kompletnie zdeklasowało moje do tej pory ulubione miasta zagraniczne czyli Barcelonę i St.Petersbug.Rozwiązania i infrastruktura: powala na kolana, w dużej części jest bezpłatna i ogólnodostępna, strefy dla dzieci w centrum miasta, parki wodne, parki linowe, ławki, leżaki, plaża, w miejscach turystycznych podesty, kosze na śmieci, poidełka, łazienki, samo meldowanie się na campingu, itd. ;) Gdyby ktoś musiał wybrać tylko jedno miasto jakie mógłby odwiedzić w Australii to koniecznie powinno to być właśnie Sydney, za to, że w pewnym sensie jest taką Australią w pigułce jak napisała @Japonka76.Ale żeby nie było tak idealnie to dodam do tej beczki miodu odrobinę dziegciu.Minusami wyjazdu w okresie świąteczno-noworocznym są kolejki i tłumy głównie Azjatów oraz krótkie godziny otwarcia atrakcji (głównie do g.17) ale cała reszta fantastycznych wrażeń rekompensowała te małe niedogodności. Podsumowanie +praktyczne porady, które już umieściłam na forum:plan podróży:miesiac-w-australii-niekoniecznie-budzetowo,1545,91510pogoda:pogoda-kiedy-jechac-i-dokad,849,91534W Sydney było ładnie, pogoda iście wakacyjna, temperatury od 22-30C, zdarzył się raz, że przez 2-3h padało i raz wieczorem, po wyjeździe pogoda była różna, właściwie aż do Adelajdy to marzliśmy, nie cały czas ale często.W górach było i zimno i mokro, w Melbourne całkiem ciepło może 22-23C, w Cape Jervis zimnica i wietrzysko, dopiero na KI poczuliśmy lato, choć tak naprawdę najcieplej a nawet upalnie było w Adelajdzie, Brisbane i Gold Coast.ceny w sklepach:ceny-i-zakupy-w-australii,849,87070karta SIM Lebara – 50$, bez limitu na rozmowy krajowe i międzynarodowe ale bez smsów,karta OPAL – 45$paliwo -1 pełny bak to 72-75$, za pierwszą trasę czyli odcinek od Sydney do Adelajdy koszt paliwa to 960$ do podziału na 4osoby.za pierwsze 9dni na trasie koszt noclegów+paliwo+jedzenie bez wydatków osobistych i wstępów to 240$/os.jak wypisać Passenger Incoming Cardpassenger-incoming-card-kwitek-wjazdowy-do-australii,849,83173dla poszerzenia horyzontówksiazki-o-australii,849,88505blogi-o-australii,849,87895Odwiedzone zwierzaki – mój subiektywny ranking - ocena w skali 1-6Sealife Sydney i Manly - 5/6Wildlife Sydney -nie warto jeśli ktoś będzie w innych miejscach ze zwierzętami, 4/6Featherdale Wildlife park Doonside -6/6Seal bay-KI -5/6Pardana wildlife park-KI -5/6Hanson Bay koala walk KI -6/6Cape du Couedic – foki na wolności 6/6ZOO Adelajda –słabe, 3/6Lone Pine Koala Sanctuary Brisbane – 6/6Koala hospital Port Macquaire- 6/6Kangury na wolności Morisset 5/6 –warto ale jeśli ktoś już karmił kangury w jakimś parku to można sobie odpuścić. Niebezpieczna fauna - mimo obaw stad pająków nie uświadczyliśmy, jedynie karaczany trochę dały się we znaki w Sydney.Potem na obu trasach nie było ani komarów ani innych insektów.Znając specyfikę forum zapewne prędzej czy później padnie pytanie o koszty ;) . Nie odkryję Ameryki jak napiszę, że Australia jest dla nas- przeciętnych Polaków droga. Nie ukrywam, że dopisało mi szczęście, bo gdyby nie bilet w prezencie i premia, to bym do tej pory spłacała ten wyjazd. Z drugiej strony gdyby nie kilka innych dużych wydatków, których nijak nie można było uniknąć (np.leczenie kanałowe) zbieranie funduszy poszłoby szybciej. Plusem jest to, że sama sobie udowodniłam, iż jestem w ciągu roku odłożyć naprawdę niemałe pieniądze, oczywiście kosztem wielu wyrzeczeń i zgodnie z zasadą: rachunki, jedzenie, dentysta i paliwo, cała reszta o ile jakaś została szła na specjalne konto pod tytułem Australia :) .Powiem tylko tyle: absolutnie było warto, Australia jest warta każdych wyrzeczeń żeby tylko uzbierać $.Koszty:bilet: 4500złpolisa biletu: 143złpolisa turystyczna: 550złbilet ADL-BNE 205$zakupy PRZED wyjazdem i na wyjazd: 1300złprom 150$/os.wynajem obu camperów – 1380$/os.gotówka 1020$,której de facto mi brakło :D , jak dobrze że są kkinne wydatki na miejscu: paliwo,wstępy, jedzenie, pamiątki ( a tu naprawdę zaszalałam :D )all in = 18.500zł Zamieszczone zdjęcia pochodzą z naszych wspólnych zbiorów a na ich publikację autorzy wyrazili zgodę ;) .Podziękowania :) .Z tego miejsca chciałabym bardzo podziękować:Adamowi – za bezpieczne obwiezienie nas przez pół Australii, za przepyszne posiłki i za to, że wytrzymał w tym babińcu :D Gosi – że mnie ze sobą wzięła i była dobrym duchem tej wyprawy ;) Natalii – za towarzystwo i humor ;) Elwirze i Pawłowi oraz Ewie z Rodziną za gościnę i pomoc ;) Rodzicom i Siostrze – za najpiękniejszy prezent i wyrozumiałość :) Kasi – mojej pierwszej czytelniczce wszystkich tu publikowanych relacji za doping i korektę tego co tu zamieściłam ;) Kamilowi - za ciekawość i chęć oglądania zdjęć live już podczas wyjazdu ;) I dziękuję również Wam drodzy forumowicze, za to, że poświęciliście czas, duuużo czasu na przeczytanie mojej relacji ;) . KONIEC P.S. Wiem jedno: zrobię wszystko aby tam wrócić, przy dobrych wiatrach powinno się udać w najbliższej 5latce :D .
jarekgdynia 6 maja 2016 11:30 Odpowiedz
Ale serca włożyłaś w swoją relacje. :D Widać, że naprawde musiałaś się zakochać w Australii.Gratuluje super wycieczki. Miesiąc czasu to już naprawdę można solidnie odpocząć i zapomnieć o pracy, codzienności itp.
japonka76 6 maja 2016 12:34 Odpowiedz
Nie da się ukryć, że @singielka_1976 zwariowała, w pozytywnym tego słowa znaczeniu na punkcie Australii.Ale wyprawa była super, relacja super.
apaczka 6 maja 2016 20:23 Odpowiedz
Przeczytałam relację z zapartym tchem! Wspaniała podróż, pozytywnie zazdroszczę. Też marzę o takiej wyprawie ale nie wiem czy to realne...może kiedyś. Dzięki Tobie poczułam jakbym tam była, dziękuję :)
olajaw 7 maja 2016 22:35 Odpowiedz
Relacja fajna, dość szczegółowa :D i wiele fajnych zdjęć :)Po przeczytaniu nie pozostaje nic innego jak.. ustawić sobie na awatara jedno ze zdjęć przeuroczych koali :D :D :D
glasvegas 13 maja 2016 22:55 Odpowiedz
Super relacja, dzieki Tobie moglem wrocic na chwile w miejsca, ktore odwiedzilem. Az sie lezka zakrecila. Dzieki!
gosiagosia 22 czerwca 2016 00:08 Odpowiedz
@singielka_1976 - tak mi się przypomniało: co z listem :?: Mam nadzieję, że dasz znać jak dostaniesz odpowiedź ;)
singielka-1976 22 czerwca 2016 07:55 Odpowiedz
@gosiagosia na razie cisza, nikt się nie odezwał ale jeśli tylko coś się w tej kwestii zmieni to na pewno o tym napiszę :)