+1
Maxima0909 4 grudnia 2015 20:33
Image

Ostatni przystanek przed Monterey zrobiliśmy przy Bixby Bridge, który bez wątpienia jest ikona Big Sur. Robi fantastyczne wrażenie zarówno z tej perspektywy:

Image

Jak i z oceanem w tle.

Image

Przejechanie ok 140km wzdłuż wybrzeża zajęło nam prawie cały dzień. Wydawało się, że zrobimy ją dużo szybciej, jednak serpentyny i spory ruch na drodze ograniczają prędkość. Ponadto, trasa jest tak bajkowa, że nie sposób co chwilę nie stawać, choćby na krótka chwilę, żeby nacieszyć oczy. Szkoda, że nie można było nałapać trochę tego wszechobecnego błękitu w butelkę i przywieść do Polski. :P
Na koniec jeszcze jedno: przed wyruszeniem na kalifornijską jedynkę warto zatankować do pełna. Na trasie minęliśmy tylko jedną niewielką stację benzynową, na której ceny paliwa były zaporowe - ponad połowę droższe.

Do Monterey dotarliśmy późnym popołudniem. Zakwaterowaliśmy się w motelu Pelican Inn, a następnie za radą miłego recepcjonisty udaliśmy się na Fisherman’s Wharf, żeby w restauracji Old Fisherman's Grotto uraczyć się pyszną, już długo wyczekiwaną kolacją. :) Miejsce nie należy do najtańszych, ale mimo to zdobyło należną renomę i jest wręcz oblegane. Ponieważ chwilowo nie było wolnych miejsc dostaliśmy coś w rodzaju pilota, który dzwoniąc miał poinformować, kiedy zwolni się stolik na cztery osoby. W ten sposób korzystając z wolnej chwili zrobiliśmy spokojną rundkę po molo. Z Maxem zapisaliśmy się również na 3 godzinny rejs i oglądanie wielorybów w dniu kolejnym. Po krótkim czasie otrzymaliśmy sygnał, że czas wracać do Grotto. Restauracja jest na wysokim poziomie. Każdy stolik obsługiwany jest przez tylko jednego profesjonalnego kelnera, który chętnie opowiada o potrawach i winach proponowanych w karcie. Widać było, że zna się na rzeczy. Owoce morza były naprawdę pyszne i warte wydanych pieniędzy. Polecamy.Wild West, Dzień 13

MONTEREY - WHALES WATCHING

Monterey to nadmorskie miasteczko żyjące z rybołówstwa i turystyki. Jego sercem oczywiście jest port. Old Fishermans Wharf jest najbardziej rozpoznawalną częścią miasta. W dawnych czasach cumowali tu rybacy, by sprzedać świeżo złowione ryby do przetwórni. Dzisiaj miejsce przetwórni zajęły restauracje, punkty oferujące wycieczki – głównie rejsy w poszukiwaniu wielorybów oraz sklepiki z pamiątkami. Mimo tego, że marina stała się obiektem turystycznego zainteresowania, port i molo szczęśliwie zachowały swoją kameralną atmosferę.

Autentyczność tego miejsca urzekła mnie najbardziej. Nie wdarła się tam przesadna, nikomu niepotrzebna „nowoczesność”, która niestety często jest synonimem tandety i plastiku. W porcie nie wszystkie knajpki, czy łajby były odrestaurowane i lśniące, ale to właśnie kolorowe ściany budynków z przetartą gdzieniegdzie farbą, czy leciwe kutry rybackie zacumowane gdzieś w pobliżu były dowodem na to, że port ma swoją historię. Obrazu dopełniały wylegujące się gdzie popadnie foki i lwy morskie oraz figlarne wydry pływające na wodzie brzuszkami do góry.

O 10:00 mieliśmy wypłynąć w rejs w celu oglądania wielorybów (głównie długopłetwców i płetwali błękitnych). Co najmniej pół godziny wcześniej stawiliśmy się na miejsce w celu odebrania biletów. Cena biletów $35 od osoby za 3godz rejs. Niestety nie pamiętam nazwy firmy, ale ich punkt znajdował się w rzędzie domków po prawej stronie molo, tuż obok restauracji, przed którą pan zachęca do degustacji lokalnego przysmaku, czyli Clamchowdera - gęstej zupy z mięczaków. ;)

Zatoka Monterey w Kalifornii jest jednym z najlepszych na zachodnim wybrzeżu miejsc do obserwowania wielorybów. Bliskość głębokiego rowu oceanicznego sprawia, że woda w zatoce obfituje w pożywienie, które przyciąga największe morskie ssaki. Obserwowanie zwierząt w ich naturalnym środowisku to dla mnie i Maksa zawsze ogromne przeżycie. Z tą wyprawą wiązaliśmy wielkie nadzieję, choć z oczywistych względów do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy uda nam się zobaczyć te wyjątkowe stworzenia z bliska. Wieloryby to nie parki narodowe, które bez względu na porę roku, czy pogodę są niezmiennie w tym samym miejscu. ;)
Około 10:30 opuściliśmy marinę. Najpierw kapitan powoli manewrował pomiędzy zacumowanymi w okolicach portu statkami i łajbami oraz przejętymi przez foki bojami ;-), by następnie z dużą prędkością odpłynąć w głąb oceanu. Pogoda tego dnia była dość kapryśna - niebo niemal zupełnie zachmurzone, co chwilę kropił deszcz.

Image

Image

Image

Po pewnym czasie silniki prawie zupełnie ucichły, a łódź zaczęła kołysać się na wodzie. Kapitan poinformował nas w jakim kierunku patrzeć i… zobaczyliśmy pierwszy wynurzający się z wody grzbiet zwieńczony efektowną fontanną i okazaly ogon. Prawie w tym samym momencie w niedalekiej odległości przywitał nas kolejny humbak. Zrobił to w dość spektakularny sposób - wyskoczył wysoko ponad tafle wody prawie zupełnie się z niej wynurzając!!!! Wrażenie było ogromne (zdjęcia oczywiście nie zdążyłam zrobić). Brakuje mi słów, żeby zrelacjonować co wtedy czułam. Stałam na łodzi w zupełnym osłupieniu i pod niesamowitym wrażeniem. Mieliśmy nadzieję zobaczyć jakieś wieloryby, ale skaczące olbrzymy traktowałam już raczej w kategorii marzenia.

Image

Humbaki, bo te mieliśmy okazję oglądać, wydawały się mieć bardzo spokojne usposobienie. Wśród łodzi czuły się swobodnie. Często wręcz same podpływały dość blisko jakby zaciekawione naszą obecnością.

Image

Znalazł się nawet śmiałek, który podpływał do nich w maleńkim kajaku. (Kamikadze jakiś :P)

Image

Image

Image

Image

Wzór na płetwie ogonowej jest unikatowy i niepowtarzalny, podobnie jak linie papilarne u ludzi.

Image

2,5 godziny minęło jak mrugnięcie okiem. Było fantastycznie! Mogłabym na tym statku spędzić cały dzień, albo i tydzień! Emocji było tyle, że zupełnie zapomnieliśmy o zimnie i od czasu do czasu pojawiającym się deszczu.

Mieliśmy dużo szczęścia! Już na koniec, tuż przy naszej łodzi pojawiła się duża ławica delfinów. Przez jakiś czas delfiny towarzyszyły nam w drodze powrotnej ścigając się z naszą łodzią. :mrgreen: To było prawdziwe zwieńczenie wyprawy! Cudownie, że są jeszcze na świecie miejsca, gdzie żyje tyle pięknych zwierząt na wolności.

Image

Image

Image

Image

W czasie kiedy my oglądaliśmy wieloryby Asia z Markiem zdecydowali się na odwiedzenie Monterey Bay Aquarium, w którym można podziwiać tysiące gatunków wodnych stworzeń. Ponoć w zestawieniu z oceanarium w Genui, to w Monterey wypada dość blado, ale jeśli ktoś lubi tego typu atrakcje, to myślę, że i tam znajdzie coś dla siebie.

Wieczorem wróciliśmy na plażę, żeby przejść się wzdłuż wybrzeża i przy zachodzie słońca pożegnać to klimatyczne rybackie miasteczko. Myślę, że jego urok doceni każdy, kogo w zachwyt wprawiają kolorowe zabudowania, kołyszące się łodzie i pływające po zatoce uchatki.

Image

Image

Image

Image

Image

Image
Muton napisał:
Świetna relacja :) Czekam na dalszą część. Od dawna planuję wypad w podobne rejony, na pewno odwiedzę kilka z polecanych przez Ciebie punktów. Poproszę jeszcze na koniec o podsumowanie ile wyniósł Was cały trip ;)

Cieszę się, że godziny spędzone przy stworzenu tej relacji komus się przydały. Poniżej wrzucam ostatni dzień z zachodniego wybrzeża - San Francisco. Podsumowanie postaram się zrobić jak najszybciej. Może w poniedziałek...? :)
spokoluzik napisał:
Ja także czekam na film. U mnie trasa już ułożona, a Wasza relacja z Monterey i wycieczki 'na wieloryby' spowodowała, że uwzględniłem ten punkt programu u siebie. Ciekaw jestem jak to wyglądało na żywo.

Jestem pewna, że nie będziesz żałował! :)

Wild West, Dzień 14

SAN FRANCISCO

Było jeszcze ciemno, kiedy wsiedliśmy do samochodu i skierowaliśmy się do oddalonego o 120mil San Francisco. Spodziewaliśmy się dużego ruchu na ulicach w godzinach porannych. Oodpuściliśmy więc dalszą podróż wybrzeżem i żeby jak najszybciej dotrzeć na miejsce wybraliśmy #101. Mimo tak wczesnej pory nie udało nam się jednak uniknąć tłoku. Dojazd do SF zajął nam ok. 4 godziny i udało nam się to zrobić głównie dzięki carpool lane (dodatkowy pas dla aut z co najmniej dwoma pasażerami), z którego konsekwentnie korzystaliśmy jak tylko nadarzyła się okazja.

Po dotarciu na mniejsce najpierw zatrzymaliśmy się w hostelu (USA Hostels SF - polecamy), gdzie zostawiliśmy swoje bagaże, a następnie pojechaliśmy do wypożyczalni oddać auto. Uznaliśmy, że jazda samochodem po San Francisco to strata czasu i pieniędzy - problemy z miejscem parkingowym i dodatkowe litry paliwa, które w mieście usytuowanym na 48 wzgórzach giną w oczach. Po załatwieniu wszystkich formalności spacerkiem udaliśmy się w drogę powrotna do hostelu. San Francisco w pierwszej odsłonie…? Główne ulice, którymi wracaliśmy robiły fantastyczne wrażenie – ekskluzywne centrum: wszechobecne witryny drogich marek i tłumy dobrze ubranych ludzi biznesu, którzy w cieniu nowoczesnych biurowców zgodnie z amerykańską tradycją – kawą w dłoni i komórką przy uchu ;) załatwiali coś w pośpiechu. Sceny niczym z filmów.

W drodze powrotnej przypadkowo natrafiliśmy na ofertę Big Bus, czyli wycieczki typu Hop On - Hop Off. Ponieważ było już stosunkowo późno i niestety na zwiedzanie zostało nam zaledwie kilka godzin, uznaliśmy, że będzie to najefektywniejszy sposób na San Francisco w pigułce. Koszt biletu to $45/os, ale na podstawowym bilecie można było jeździć jedynie do godziny 17:00. Później obowiązywały bilety na kursy wieczorne/nocne, które były odpowiednio droższe. Nam zasadniczo zależało na szybkim transporcie do Golden Gate (który choć oddalony od pozostałych atrakcji miasta był naturalnie najważniejszym punktem na liście), a następnie sprawnym powrocie do centrum.

Zanim jednak o Golden Gate… słów kilka o San Francisco i jego drugiej odsłonie... ;) Trasa Big Busa zatacza pętlę. Zatrzymuje się dokładnie na ulicy, przy której znajduje się USA Hostels. Wsiadając jednak na przystanku na Post St oddalalibyśmy się od Golden Gate jadąc w stronę Fisherman’s Wharf, do którego zamierzaliśmy dotrzeć nieco późnie. Dlatego zdecydowaliśmy się na rozpoczęcie zwiedzania wsiadając do Busa w punkcie 6.
Image
Korzystając z mapy obraliśmy najprostszą drogę i ruszyliśmy spod hostelu do najbliższego skrzyżowania, a następnie w dół Leavenworth St. Wszystko szło zgodnie z planem, do momentu kiedy niczego nieświadomi beztrosko skręciliśmy w Ellis St. Już po pierwszych kilku krokach poczuliśmy, że coś nie gra… Otoczenie, „krajobraz”, atmosfera ulicy zmieniły się momentalnie i drastycznie – brud, mnóstwo rozrzuconych śmieci i unoszący się w powietrzu nieprzyjemny zapach. Bezdomni siedzieli na chodnikach, leżeli niemal przy każdej ścianie, spali na schodach. Część z nich sprawiała wrażenie odurzonych lub chorych psychicznie. Jeden mruczał pod nosem, inny krzyczał wymachując rękami. Czułam, że niektórzy przyglądają nam się intensywnie. Byli chyba naszą obecnością (lub lekkomyślnością) zaskoczeni…- bądź co bądź drugich takich „odważnych” podczas całej przebieżki po Ellis St nie spotkaliśmy :P. Jak tylko zorientowaliśmy się, że znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu momentalnie przyśpieszyliśmy kroku wbijając wzrok w chodnik podświadomie wiedząc, że kontakt wzrokowy może sprowokować. Dłonie mimowolnie mocniej zacisnęły się na aparatach, które siłą rzeczy w tak specyficznej okolicy aż nadto przyciągały uwagę. „Czułam się nieswojo” byłoby dużym niedopowiedzeniem. Te kilkaset metrów Ellis St było cholernie długie…
Image
Bezpieczniej poczuliśmy się dopiero po wejściu do Big Busa. Skorzystaliśmy z górnego, otwartego piętra autobusu. Przewodnik, Blake, w zabawny sposób na bieżąco komentował mijane atrakcje i charakterystyczne miejsca miasta (był fantastyczny – hasło „watch out! ninja trees!”, którym co jakiś czas ostrzegał przed bliskim spotkaniem z nisko rosnącymi gałęziami drzew rozbrajało :mrgreen:). Pierwszą ulicą, w którą wjechaliśmy była Ellis, z której właśnie niemal wybiegliśmy. Blake uświadomił nam, że znaleźliśmy się w Tenderloin - w dzielnicy o jednym z najwyższych w San Francisco współczynników przestępczości i liczbie bezdomnych. Co więcej, w wyniku zmian w przepisach dotyczących leczenia osób chorych psychicznie, w latach 70-tych XX wieku wielu chorych pacjentów zostało zwolnionych ze szpitali. Nie mając dokąd się udać, zamieszkali w okolicach Tenderloin.
To jednocześnie niesamowite i przerażające zjawisko; tuż obok prestiżowego centrum i luksusowego życia znajdują się slumsy pełne bezdomnych, szalonych i niebezpiecznych ludzi. Byłam w szoku, że tak skrajnie inne światy istnieją TUŻ obok siebie! Co gorsza - one się zupełnie NIE przenikają! Najbardziej szokujące jest to, że spacerując głównymi ulicami miasta ciężko „w porę” zorientować się, że właśnie wkraczamy w rejony niebezpieczne. Nie ma stopniowego przejścia „z… do”, nawet nie musisz przechodzić z dzielnicy do dzielnicy - wystarczy zrobić kilka, kilkanaście kroków za dużo lub skręcić w nieodpowiednim kierunku.

A to już Ratusz położony w dzielnicy Civic Center, czyli tuż obok ścisłego centrum. Pięknie się prezentuje. Swoją architekturą przypomina nieco Kapitol.

Image

Image


Golden Gate

Wracając do Golden Gate… pierwszy nasz kontakt był ekstremalny - kilka chwil przed wjechaniem na most Blake schodząc na niższy pokład pożegnał nas słowami: „If you think you know what words „cold” and „windy” mean you will definitely redefine them afterwards.” Zaraz potem zrozumieliśmy o czym mówił. <lol> MA-SA-KRA! głowy urywało! ale było śmiesznie :D

Image

Ciężko wyobrazić sobie San Francisco bez Golden Gate. To bezkonkurencyjna ikona miasta. Rozciągnięty nad cieśniną o tej samej nazwie ma długość blisko 3 kilometrów. Ceglastoczerwona konstrukcja jest imponująca. Stalowe pylony wzniesiono na wysokość 227 m, kładka zawieszona została na wysokości 66-72 metrów ponad lustrem wody – na tyle wysoko, że pod mostem mogą przepływać statki oceaniczne.
Poza względami estetycznymi i ogromem, który wprawia w osłupienie, Golden Gate słusznie uważany jest za cud nowoczesnej inżynierii. Powstał w miejscu bardzo aktywnym sejsmicznie. W ciągu osiemdziesięciu lat istnienia jego trwałość została już kilkakrotnie wystawiona na ciężką próbę. Most przetrwał liczne trzęsienia ziemi i huragany.

Image

Często skąpany w mgle, nam się ukazał w całej okazałości. Parking za mostem, na którym wysiedliśmy z Big Busa pozostawia wiele do życzenia w kategorii miejsca idealnego do robienia zdjęć godnych ikony miasta, ale ze względu na brak samochodu i deficyt czasu nie mieliśmy możliwości dotrzeć do znanych punktów widokowych znajdujących się na pobliskim wzgórzu, czy u podnóża mostu. Spełnienie fotograficznych marzeń będzie musiało jeszcze zaczekać.

Image

Image

Image

Widok za Zatokę, San Francisco i Alcatraz.

Image

Image

Image

Spacerkiem po moście zrekompensował nam trochę niezaliczone punkty widokowe.

Image

Image

Image

Image

Image

Niestety Golden Gate owiany jest również niechlubna sławą. „Most Samobójców” przyciąga jak magnes i powoduje wśród ludzi, którzy chcą odebrać sobie życie jakieś niewyjaśnione "fatalne zauroczenie". Miejsce określane jest jako „stworzone dla tych, którzy nie mogą już znieść bólu, magiczne, piękne i tajemnicze”. Od początku jego istnienia ponad 1500 osób skacząc z mostu pozbawiło się życia. Władze miasta podejmują różne działania w celu zatrzymania „niechlubnego licznika”. Wzdłuż mostu rozstawione są aparaty telefoniczne z numerami telefonów zaufania. Podobno most jest również stale obserwowany – samotne wyprawy i dziwne, zbyt długie patrzenie w otchłań zwykle wzbudza podejrzenia i kończy się szybką interwencją policji. Dodatkowo, ponoć do końca 2018 roku poniżej poziomu kładki ma zostać rozciągnięta siatka (tak aby nie psuła walorów estetycznych mostu) zabezpieczająca przed kolejnymi próbami.

Image

[img]http://i1027.photobucket.com/albums/y340/Maxima0909/DSC03005_zpsoytkxvgz.jpg[img]

Dodaj Komentarz

Komentarze (74)

dewuska 6 grudnia 2015 12:12 Odpowiedz
pięknie :) super zdjęcia :D
kalispell 19 grudnia 2015 00:45 Odpowiedz
@Maxima0909Genialne. Możecie napisać jaki sprzęt mieliście do fotografowania i filmowania?
silazak 19 grudnia 2015 11:14 Odpowiedz
Nie ładują się wszystkie zdjęcia , można to poprawić ?
maxima0909 19 grudnia 2015 14:54 Odpowiedz
Kalispell napisał:@Maxima0909Genialne. Możecie napisać jaki sprzęt mieliście do fotografowania i filmowania?Jasne. Sony Alfa 6000 i GoPro 4 Silver. :)silazak napisał:Nie ładują się wszystkie zdjęcia , można to poprawić ?Napisz proszę z której części się nie ładują, bo wrzucałam dwoma metodami? Ja po zalogowaniu widzę wszystkie, choć bardzo długo się wczytują i przyznaję, że czasami przy przewijaniu wyświetla mi strona "kurza twarz wystąpił problem" :-/ jak problem będzie się powtarzał to zasięgnę porady u któregoś z Adminów :)
silazak 19 grudnia 2015 15:06 Odpowiedz
Od Wielki Kanion Helikopter ;) ( tak mniej więcej bo część jest - faktycznie ładują się mega długo ) . Planuje bardzo podobna trase i idealnie się wstrzeliłaś z ta relacją ;) .
kalispell 19 grudnia 2015 15:59 Odpowiedz
@Maxima0909 dzięki. Właśnie zastanawiam się nad zakupem Sona A6000 a Olympusem OMD10 - jednakże teraz to już zdecydowałem.Co do zdjęć, to mi ładują się wszystkie.
maczala1 23 grudnia 2015 22:44 Odpowiedz
@Maxima0909Problem ze zdjęciami jest taki, że od połowy relacji wrzuciłaś je w pełnej rozdzielczości bezpośrednio na stronę (nie jako załącznik). Dlatego wszystko ładuje się masakrycznie długo. Zdjęcia trzeba po prostu zmniejszyć przed wrzuceniem na stronę :)
maxima0909 23 grudnia 2015 23:04 Odpowiedz
maczala1 napisał:@Maxima0909Problem ze zdjęciami jest taki, że od połowy relacji wrzuciłaś je w pełnej rozdzielczości bezpośrednio na stronę (nie jako załącznik). Dlatego wszystko ładuje się masakrycznie długo. Zdjęcia trzeba po prostu zmniejszyć przed wrzuceniem na stronę :)Dzięki za radę, ale wolałabym nie załączać zdjęć jako załączniki, każde zdjęcie wymaga zmniejszenia w paincie (innej metody nie znam)- każda fota ma inny rozmiar i cholera mnie bierze jak spędzam całe godziny nad wyselekcjonowaniu zdjęc a potem klikaniu milion razy i sprawdzaniu czy ma odpowiednią wielkość.. dowiedzialam sie ze wygodniejsze jest wrzucanie zdjec za pomoca serwerow hostingwych - to duuużo wygodniejsze i nie zniechęca do pisania relacji. Napierwszy ogień wypróbowałam imageshacka, ale coś szwankuje. I NIE WIEM CO :/
kalispell 28 grudnia 2015 22:14 Odpowiedz
Niestety większość zdjęć z dzisiejszego postu z godz. 15:15 nie ładuje się.
maxi1982 29 grudnia 2015 08:02 Odpowiedz
Maxima0909 napisał:Wild West Dzień 8 Po pełnym wrażeń dniu, koło 2 w nocy wróciliśmy do pokoi na 5godzinny sen, .Chyba ty :-PMyśmy wrócili o 4 ;-) oj ciężki był następny dzień.
almukantarant 10 stycznia 2016 19:34 Odpowiedz
Zagadka wyjaśniona ;)"Pod wpływem ciepła słonecznego podmuchy wiatru kruszą i popychają lód, który przesuwa się, ślizgając na wodzie i pociągając wtopione w krę głazy. Wiatr nie musi nawet zbyt mocno wiać – wystarczą zaledwie 4 m/s."http://www.crazynauka.pl/wedrujace-kamienie-doliny-smierci-przylapane-goracym-uczynku/
maxima0909 10 stycznia 2016 20:07 Odpowiedz
Siła wiatru tłumaczyłaby przesuwanie się kamieni w tym samym kierunku, równolegle, a na miejscu ponoć można zaobserwować ślady po wędrówce kamieni, które się przecinają, zbliżają lub oddalają od siebie. Wędrują w zupełnie różnych kierunkach... "Ponoć" bo nie byłam niestety, nie widzialam. ;-)
maxima0909 29 stycznia 2016 13:25 Odpowiedz
Nie pamiętam, o której godzinie wyjechaliśmy z Sequoia Park, ale pamiętam, że przy założeniu, że do miasteczka, w którym planowaliśmy zostać na kolejny nocleg dzieliło nas ok 4 godziny drogi, uznaliśmy, że z czasem stoimy całkiem nieźle. Planowaliśmy jeszcze wieczorem przejść się po wybrzeżu i okolicy, zjeść jakaś pyszna obiadokolacje w klimatycznej knajpce. Najintensywniejsze etapy podróży mieliśmy za sobą. Wszyscy już potrzebowaliśmy chwili wytchnienia - blisko 3 tysiące mil spędzonych w aucie, wysokie temperatury i szybkie tempo zwiedzania sprawiły, że po 10 dniach organizmy zaczynały się buntować. Chcieliśmy ostatnie 3 dni spędzić na słodkim nicnierobieniu leniwie przemieszczając się w stronę San Francisco. Jak już się zapewne domyślacie.. plany planami a życie życiem ;) Faktycznie po niecałych 4 godzinach zgodnie z planem wjechaliśmy do San Luis Obispo. Miasteczko stało się naszym celem podróżniczym zupełnie przypadkowo. Z Parku Sekwoi kierowaliśmy się w kierunku sławnej trasy Big Sur. Chcieliśmy przejechać możliwie najdłuższy kawałek nie cofając się jednak bardzo w stronę LA. Przy powyższych założeniach droga prowadząca do San Luis Obispo, skąd mieliśmy rozpocząć przejazd Pacific Coast Highway - Route 1 wydawała się być najwłaściwsza. O San Luis Obispo wiedzieliśmy niewiele. W zasadzie nie wiedzieliśmy nic. Nazwa wcześniej nie obiła nam się o uszy, a na mapie miejsce wydawało się być niewielką kameralną mieścinką, nie skupiającą na sobie niczyjej uwagi. Ku naszemu zdziwieniu miasteczko jest zupełnym przeciwieństwem naszych ówczesnych wyobrażeń. San Luis Obispo tętni życiem i nastawione jest strikte na turystów. Przejeżdżając wzdłuż kolejnych uliczek ciężko było wypatrzeć zwykłe domy mieszkalne. Mijaliśmy same motele, hotele, restauracje i bary. Dość oczywistą tego konsekwencją były tłumy turystów na ulicach.Ponad godzinę kręciliśmy się w kółko. Hotel na hotelu, motel na motelu i ani jednego wolnego pokoju… Wreszcie zlitował się nad nami jeden z pracowników jakiegoś hotelu mówiąc, że tracimy czas, bo w promieniu pół godziny od miejscowości nie ma szans na znalezienie czegokolwiek w rozsądnej cenie. Odpuściliśmy więc dalszą bezcelową eksploatację San Luis Obispo. Skorzystaliśmy z dostępnego wifi i na przyhotelowym parkingu zaczęliśmy buszować po Internecie. Znalezienie pokoju nieprzekraczającego $300 było dużym wyzwaniem, ale ostatecznie znaleźliśmy nocleg w Coalinga – miejscowości oddalonej o dodatkowe 2 godziny drogi. :? Plany o spacerze nad oceanem i pysznej kolacji w przytulnej knajpce musiały zostać przesunięte… :)Było już późno, kiedy dotarliśmy na miejsce. Okolica taka sobie. Towarzystwo przed hotelem dość szemrane. Strach wysiąść z auta, strach zostawić samochód na noc na parkingu. Ale późna godzina i opłacona z góry rezerwacja nie dawały nam większego wyboru. Delikatnym pocieszeniem była informacja, że motel składa się w dwóch budynków po przeciwległych stronach ulicy. Na szczęście trafiliśmy do części bardziej przyzwoitej. :P Standard motelu nie należał do wysokich, ale i cena była niska. No nic, byle do rana. ;)
spokoluzik 13 lutego 2016 01:43 Odpowiedz
Dzięki za tę relację - właśnie planowałem coś w tym stylu a tu okazuje się, że już Wy to zrobiliście. Wprawdzie ja rozpocznę z LAX w stronę SF a potem Yosemite, Sequoia, Death Valley, a od LV podobne kółko do Waszego, ale ten opis pozwolił mi uświadomić sobie ile czasu *warto* zaplanować na poszczególne atrakcje.
olajaw 19 lutego 2016 10:38 Odpowiedz
Świetna relacja i fantastyczne zdjęcia - bez niepotrzebnych efektów i dodatków, natura broni się sama ;) Jakoś nigdy do USA mnie nie ciągnęło, ale jak już się przełamię i będę jechać to zrobię taką trasę jak Wy :)
maxi1982 21 lutego 2016 10:07 Odpowiedz
Maxima0909 napisał:Wild West, Dzień 13Zrobił to w dość spektakularny sposób - wyskoczył wysoko ponad tafle wody prawie zupełnie się z niej wynurzając!!!! Wrażenie było ogromne (zdjęcia oczywiście nie zdążyłam zrobić).Za to ja mam to na filmiku :-P (jak to było??? Max ma zawsze szczęście heheheh)
muton 24 lutego 2016 16:31 Odpowiedz
Maxi1982 napisał:Maxima0909 napisał:Wild West, Dzień 13Zrobił to w dość spektakularny sposób - wyskoczył wysoko ponad tafle wody prawie zupełnie się z niej wynurzając!!!! Wrażenie było ogromne (zdjęcia oczywiście nie zdążyłam zrobić).Za to ja mam to na filmiku :-P (jak to było??? Max ma zawsze szczęście heheheh)Można poprosić o link do filmiku ;)Świetna relacja :) Czekam na dalszą część. Od dawna planuję wypad w podobne rejony, na pewno odwiedzę kilka z polecanych przez Ciebie punktów. Poproszę jeszcze na koniec o podsumowanie ile wyniósł Was cały trip ;)
maxi1982 25 lutego 2016 07:55 Odpowiedz
@MutonNa koniec relacji postaram się zmontować filmik z całego wyjazdu i wtedy podam link.
spokoluzik 25 lutego 2016 11:41 Odpowiedz
Ja także czekam na film. U mnie trasa już ułożona, a Wasza relacja z Monterey i wycieczki 'na wieloryby' spowodowała, że uwzględniłem ten punkt programu u siebie. Ciekaw jestem jak to wyglądało na żywo.
maxima0909 29 lutego 2016 14:26 Odpowiedz
Czas na podsumowanie :mrgreen: Nasza podróż po Zachodnim Wybrzeżu miała miejsce w terminie 2-16 września 2015. W ciągu 14 dni przejechaliśmy 4 stany: Nevadę, Arizonę, Utah i Kalifornię. Pokonaliśmy w sumie 3104 mile. Dzięki legendarnej Route 66 odbyliśmy niezwykły powrót do przeszłości. Z lotu ptaka odkrywaliśmy jeden z najbardziej spektakularnych cudów natury - Wielki Kanion. Podróżowaliśmy wśród nietypowych pomarańczowo-czerwonych piaskowców charakterystycznych dla stanu Nevada i malowniczych, nieco „nieziemskich” krajobrazów stanu Utah. Przepiękne parki narodowe zachwycały nas przestrzenią, bogactwem gór, lasów, rzek i jezior oraz zaskakiwały rozmaitymi szlakami, dzięki którym mogliśmy doświadczać ich z różnych perspektyw. Neonowe i tętniące życiem ulice Las Vegas w niezwykły sposób kontrastowały z sąsiadującą cichą, odosobnioną i powstałą bez ludzkiej ingerencji pustynną Doliną Śmierci. Potem odkryliśmy granitowe królestwo i udaliśmy się na spacer w zaczarowanej krainie olbrzymich sekwoi, by w końcu dotrzeć do klifowego wybrzeża Pacyfiku i korzystając z gościnności wielorybów, delfinów, uchatek i słoni morskich z zachwytem obserwować je w ich naturalnym środowisku. Na deser odwiedziliśmy urzekające San Francisco - miasto mgieł, które prezentując nam swoje walory w całej okazałości było dla nas wyjątkowo łaskawe. :D Mam wrażenie, że niewiele krajów może konkurować z różnorodnością i monumentalnością amerykańskiej przyrody. Każde miejsce z jakiegoś powodu jest wyjątkowe i zachwyca oryginalnością. Nie jestem w stanie stworzyć listy top10, bo za każdym razem, gdy wydawało mi się, że piękniej być nie może, kolejne miejsce odbierało mowę. Ogromna różnorodność krajobrazowa gwarantuje nieustający zapał do zwiedzania i niekończąca się ciekawość tego, co czeka nas jutro.Podsumowanie kosztów:Podróżowaliśmy w czwórkę, więc koszty związane z samochodem, paliwem, czy noclegami dzieliliśmy po połowie. Będę więc podawać dwie ceny – całkowitą i w nawiasie tą przypadającą na parę. Przeliczając koszty na złotówki przyjęłam średni kurs dolara, który wtedy oscylował w okolicach 3,7 zł. Cena biletów: 1. Warszawa – Dusseldorf – Chicago i Chicago – Dusseldorf – Warszawa: 3764 zł za parę (kupione w kwietniu na stronie Lufthansy)2. Chicago – Las Vegas i San Francisco – Chicago: 1679 zł za parę (kupione w sierpniu na orbitz.com)Samochód:Samochód wypożyczyliśmy za pośrednictwem rentalcars.com z sieci National. Rezerwacja na 13dni, „Jeep Cheeroki lub podobny” za 2492 zł (na parę 1246 zł). Pakiet dodatkowo obejmował jeden darmowy bak paliwa, brak opłaty za 3 dodatkowych kierowców i bezpłatne oddanie samochodu w innej lokalizacji.Ubezpieczenie samochodu:Wykupione na icarhireinsurance.com - ubezpieczenie na rok (opcja strikte na 13 dni była droższa i nieopłacalna) Koszt: 437,50 zł (na parę 218 zł)Dodatkowo w Las Vegas musieliśmy dopłacić $79, tj. 305 zł (na parę 153 zł) Ubezpieczenie turystyczne:Ubezpieczenie turystyczne wykupiliśmy w Ergo Hestii. Obejmowało ono okres 1miesiąca (2 tygodnie na Zachodnim Wybrzeżu i 2 kolejne w Chicago). Koszt: 257 zł / os. (w tym koszty leczenia 500 tys. zł, NNW 30 tys. zł, OC 1 mln zł i bagaż 5 tys. zł)Paliwo:Tankowaliśmy w sumie 11 razy. Staraliśmy się nie dopuszczać do sytuacji, w której mielibyśmy zalane mniej niż połowę baku – Dziki Zachód w wielu rejonach nadal jest… dziki  odległości między stacjami bywają naprawdę spore, więc lepiej nie ryzykować. ;)1. Okolice Grand Canyon ($3,1 /galon) - $472. Sedona ($2,64/galon) - $283. Page ($2,69/galon) - $204. Monument Valley ($2,6/galon) - $315. Page ($2,7/galon) - $626. Las Vegas ($3,24/galon) - $157. Las Vegas ($2,99/galon) - $368. Le Vining - $209. Oakhurst ($2,89/galon) - $5410. Coalinga ($3,25/galon) - $3011. Monterey - $15W sumie $358 (na parę $179). W związku z czym łączny koszt paliwa to 1325 złotych (na parę 662 złote). Przyznacie, że w kontekście ponad 5000 km, które przejechaliśmy i SUVie, który na pewno nie należał do najbardziej ekonomicznych koszty poniesione w omawianej kategorii są wyjątkowo łaskawe dla kieszeni ;) (teraz ponoć paliwo kosztuje ok $1,4/galon :shock: - bajka :) )Noclegi:1. Seligman – Motel 66 - $87 ($43,5 na parę)2. Sedona – Best Wester Plus Inn - $426 za dwie noce ($213 na parę)3. Mexican Hat – San Juan Inn - $126 ($63)4. Springdale – Desert Pearl Inn - $243 ($121,5)5. La Verkin – Best Western Plus Zion Inn - $111 ($55,5)6. Las Vegas – Stratosphere - $68 za dwie noce 7. Lee Vining – Murphey’s Motel - $143 ($71,5)8. Fresno – Rodeway Inn -$102 ($51)9. Coalinga – Cambridge Inn Motor Lodge - $84 ($42)10. Monterey – Pelican Inn - $110 ($55)11. Monterey – Del Monte Pines - $89 ($44,5)12. San Francisco – USA Hostels $240 ($120)Łącznie $1897 ($948,5), czyli na parę 3510 złotych.Dodatkowo:1. America the Beautiful – Annual Pass - $80 ($40)2. Helikopter nad Grand Canyon - $300/os. ($600 za parę)3. Meteor Crater - $18/os.4. Monument Valley - $20 za samochód ($10)5. Antelope Canyon - $45/os + $18 parking (czyli na parę $96)6. Wieloryby - $37/ os. ($74 za parę)7. San Francisco – Big Bus - $45/os ($90 za parę)Łącznie $928 na parę, co daje 3434 złote (z czego 2220 zł. to sam lot helikopterem)All in all:5443 zł. (bilety) + 1246 zł. (samochód) + 371 zł. (ubezp. sam.) + 514 zł. (ubezp. turyst.) + 662 zł. (paliwo) + 3510 (noclegi) + 3434 zł (atrakcje) + około 2000 zł (jedzenie) = 17 180 złotych.Po każdej podróży przywozimy ze sobą jakiś muzyczny kawałek w klimacie kraju, w którym byliśmy, a który podczas naszego pobytu był radiowym hitem. Po powrocie do Polski rozbrzmiewa nam jeszcze jakiś czas w uszach, a potem staje się czymś w rodzaju pamiątki i przypominajki w momentach, kiedy nachodzi nas na wspomnienia. I tym razem nie było inaczej. Podczas kilkudziesięciu godzin, które spędziliśmy w aucie na listach przebojów królowały dwa kawałki: American Authors - Go Big Or Go Home oraz Andy Grammer - Honey, I'm Good. Obydwa „prezentują” gatunek muzyczny, który w „codziennych” warunkach raczej nie trafiłby w nasze gusta, ale uwierzcie mi – częstotliwość, z którą były puszczane przekraczała absolutnie wszelkie normy zdrowego rozsądku i ostatecznie pozostawiła nas bez szans - skruszyłaby i wasze serca. :lol: Poza tym, przyznacie, że tytuł Go Big or Go Home w kontekście wielkiego, właśnie spełnianego podróżniczego marzenia wpasowywał się idealnie. ;)Tym, którzy dotrwali ze mną do końca... szacun ;) i podziękowania :)
spokoluzik 1 marca 2016 22:32 Odpowiedz
Maxima, fajne podsumowanie, daje obraz kosztów wyprawy. Kiedy robiliście rezerwację samochodu?
maxima0909 2 marca 2016 11:57 Odpowiedz
w maju :)
spokoluzik 2 marca 2016 14:00 Odpowiedz
Były w użyciu jakieś zniżki/kody czy pełna cena ze stronki?
maxi1982 2 marca 2016 14:28 Odpowiedz
@spokoluzikPromocja polegała na tym, że mieliśmy pełny bak paliwa wliczony w cenę wynajmu (czyli dostalismy auto z pełnym bakiem oddaliśmy z pustym ;-) ) i trzech dodatkowych kierowców było w cenie bo normalnie za każdego kolejnego kierowcę trzeba dopłacać. Ponadto będąc już na miejscu okazało sie że nie mają Jeepów Grand Cherokee i chcieli dac nam jakąś KIA też suva ale mniejszego, ja się uparłem, że płaciłem za jeepa i nie chce innego;-) oferowali też Chryslera (on też był mały)ja dalej swoje, mieliśmy również wydrukowaną rezerwację na której był obrazek Jeepa pokazując ją twardo stałem przy swoim, że nic nie wiem o "similar" car ;-) a że była po polsku to nic z tego nie wiedzieli :-D, koniec końców dostaliśmy Dodga Durango (bez żadnych dopłat) półka wyżej ;-) z wbudowaną nawigacją oczywiście podczas wypozyczania chcieli nam wcisnąć nawigację za skromne 10$/dzień oczywiście nie chcieliśmy. Praktyka pokazuje, że nie należy płacić za nawigację bo prawie wszystkie auta są nowe i mają w standardzie nawigację a przecież nie wymontują jej bo nie zapłaciłeś ;-) i takim oto sposobem za małe pieniądze mieliśmy wypasioną furę większą niż Jeep, czasami warto się z nimi potargować już na parkingu przy odbiorze samochodu nie w biurze.
spokoluzik 2 marca 2016 14:31 Odpowiedz
Rozumiem. Czy o tę promocję z paliwem i kierowcami trzeba było jakoś zabiegać czy po prostu taka była oferta którą znaleźliście?
maxima0909 2 marca 2016 14:43 Odpowiedz
na stronie zarezerwowaliśmy samochód w pakiecie (promocji) z dodatkowym bakiem paliwa, gratisowymi kierowcami i tym, że mogliśmy oddać auto w innej lokalizacji nie ponosząc za to dodatkowych kosztówna miejscu wynegocjowaliśmy nowiuśkie auto (kilkumiesięczne:)) o wyższym standardzie z nawigacją gratis (dlatego Max słusznie zauważył, że nie warto w biurze dać się namówić na nawigację w cenie $10/dziennie, bo dobre wypożyczalnie typu National dysponują nowymi autami, które mają nawigacje w standardzie, więc ostatecznie możesz z niej korzystać bezpłatnie :))Dodam od siebie, że zanim zarezerwowaliśmy samochód obserwowaliśmy ceny z dość dużym wyprzedzeniem (one naprawdę się zmieniają :)). Po rezerwacji nadal warto sprawdzać co się dzieje na stronie, bo z tego co się orientuję rentalcars gwarantuje, ze gdyby po wstępnej rezerwacji cena auta za jakiś czas spadła lub np oferta zostałaby wzbogacona o dodatkowe gratisy to jeśli to zauważysz i zwrócisz się do nich z prośba o naniesienie korzystnych dla Ciebie zmian, to powinni się zgodzić. Nie chce wprowadzić Cię w błąd, dlatego na wszelki wypadek skonsultuj to telefonicznie z konsultantem i dopytaj, ale ja zostałam tak poinformowana. :)
spokoluzik 2 marca 2016 15:05 Odpowiedz
Dzięki za wyczerpujące info. Obserwuję ceny i widzę że w sierpniu ceny sa o jakieś 20% wyższe niż we wrześniu, zastanawiam się czy ewentualnie spadną.National wydaje się być droższy od economycarrentals, ale po Twoich postach przyjrzę się ich ofercie dokładniej.
maxima0909 2 marca 2016 17:39 Odpowiedz
economycarrentals znam i też ja śledziłam, ale biorac pod uwage kategorie auta (suv) i termin, w ktorym szukałam rentalcars wypadało korzystniej
spokoluzik 2 marca 2016 18:56 Odpowiedz
Tak, zdecydowanie mają lepsze ceny. Oprócz Monument Valley, czy były miejsca gdzie jeep był niezbędny?
maxima0909 2 marca 2016 19:19 Odpowiedz
Podróżowaliśmy w czwórkę i w planach mieliśmy do przejechania trasę ponad 5tys km - nie chcieliśmy żeby pasażerowie siedzący z tyłu narzekali na komfort jazdy :P wybierając SUVa kierowaliśmy się głównie wygodą i miejscem w bagażniku. Jeśli chodzi o same atrakcje to wszystkie miejsca jakie odwiedziliśmy dostępne były również dla aut osobowych (włącznie z Monument Valley).
88309 2 marca 2016 19:44 Odpowiedz
My mamy w planie Monument Valley i jedziemy kabrioletem (mam nadzieje, że Mustang :)). Po filmikach i relacjach osób, które wcześniej też były kabrioletami, nie powinno być z tym problemu :)
spokoluzik 3 marca 2016 01:27 Odpowiedz
Właśnie głowię się nad zrobieniem wstępnej rezerwacji auta - może mądre głowy poradzą coś z doświadczenia (i Autorzy tego wątku, i komentujący). Na rentalcars w cenie X mam generalnie możliwość wynajęcia do full-size (Nissan Altima), podczas gdy na economycarrentals w tej samej cenie X mam możliwość Jeep Liberty. Zdaję sobie sprawę, że jest to co najmniej zastanawiające, choć z drugiej strony koszt dzienny tego Jeepa wychodzi identycznie jak u Autorów tego wątku. Co o tym sądzicie?
maxima0909 3 marca 2016 10:44 Odpowiedz
Zwróć uwagę na wypożyczalnie, z której odbierzesz auto np. Thriffty, Dollar, Budget mają dużo gorsze opinie (oczywiście nie znaczy to, że napewno dostaniesz jakiegoś trupka, ale poczytaj trochę i sam zauważysz, że to raczej niższa półka). Ja celowałabym w National, Avis, Alamo. Ceny zazwyczaj są odrobinę wyższe, ale i wypożyczalnia bardziej godna zaufania. rentalcars ma jeszcze jedną wyższośc nad economycarrentals - w momencie rezerwacji wiesz z ktorej sieci wypozyczasz auto. Z tego co pamietam w economycarrentals ta informacja jest ukryta. Dowiadujesz sie dopieropo wplaceniu pieniedzy. (chyba ze cos zdazylo sie zmienic)
spokoluzik 3 marca 2016 11:49 Odpowiedz
@Maxima0909 dzięki, to cenna rada. Spróbuję zarezerwować tego Jeepa i zobaczę, czy po wpłaceniu zadatku pokażą z której wypożyczalni będzie. Jeśli nie, to być może faktycznie lepiej postawić na sprawdzone wypożyczalnie z wyższej półki.
88309 3 marca 2016 13:25 Odpowiedz
Ja właśnie wypożyczyłem kabriolet w ECR. Porównując do RentalCars wychodziło dużo taniej. Dla przykładu - najniższa cena na rentalcars dla moich dat i tych samych punktów zwrotu to 615$ (Dollar) ewentualnie 634$ (Alamo). Na ECR udało mi się znaleźć za 546$. Po wpłacie bodajże 30 Euro zaliczki dostałem voucher i moją wypożyczalnią będzie Alamo. Zawsze jak dostaniesz voucher z nazwą wypożyczalni to możesz zrezygnować z wynajmu do 48 godzin przed wypożyczeniem (zwracają Ci całą zaliczkę). Jest też opcja zabezpieczenia, gdzie masz możliwość anulować rezerwację poniżej 48h, ale to już jest płatne (parę dolarów). Ja zapłaciłem w sumie 560$ bo wziąłem to zabezpieczenie. Czyli ponad 70$ mniej za tą samą wypożyczalnię.
washington 3 marca 2016 13:53 Odpowiedz
Super relacja i zdjęcia, bardzo fajnie się czytało :) Przyda się przed własną planowaną w najbliższym czasie :)
spokoluzik 3 marca 2016 15:15 Odpowiedz
@Ruben$ dzięki.Jedyne pytanie pozostaje o ubezpieczenia na ECR.Na stronie wszystko to fajnie wygląda, ciekawe jak w praktyce, czy coś trzeba lub warto jeszcze dopłacić, ile i gdzie. Masz może jakieś bliższe info w tym zakresie?
tomcravt 3 marca 2016 21:25 Odpowiedz
Jeśli chodzi o ECR to polecam ich profil na fb bo wrzucają tam kody zniżkowe. Teraz w niedziele wrzucą kolejne wiec można skorzystać - sam mam taki zamiar
spokoluzik 3 marca 2016 21:43 Odpowiedz
@tomcravt dzięki za kolejny pomysł!
waldek99 3 marca 2016 21:47 Odpowiedz
Korzystał ktoś może z Sixt w USA , zrobiłem rezerwacje na 3 tygodnie w sierpniu na SUV i wyszło niecałe 1000 USD Pożyczam w Vegas
tomcravt 4 marca 2016 10:39 Odpowiedz
@Maxima0909 a możesz polecić jakiś internet na kartę który w miarę łapie zasięg żeby noclegi w trasie szukać? Może ktoś też ma jakieś doświadczenia? Zastanawiam się nad Lycamobile ale nie wiem jak to wychodzi w praktyce
maxima0909 4 marca 2016 10:45 Odpowiedz
@tomcravt niestety potrafię Ci pomóc, bo korzystaliśmy tylko z wifi - albo prosiliśmy o hasło w restauracjach w których jedliśmy, albo w hotelu w którym spaliśmy szukaliśmy czegoś na przyszłą noc. Najczęsciej rezerwowaliśmy noclegi z jednodniowym wyprzedzeniem.
tomcravt 4 marca 2016 11:57 Odpowiedz
Ok, a z perspektywy czasu uważasz, że oddanie samochodu w SF było dobrą decyzją? Można atrakcje zrobić na piechotę? Na lotnisko wracaliście kolejką BART?
greg0 4 marca 2016 13:31 Odpowiedz
tomcravt napisał:@Maxima0909 a możesz polecić jakiś internet na kartę który w miarę łapie zasięg żeby noclegi w trasie szukać? Może ktoś też ma jakieś doświadczenia? Zastanawiam się nad Lycamobile ale nie wiem jak to wychodzi w praktyceNa wyjazd do USA kupowałem Lycamobile - pakiet za 29 USD z darmowymi połączeniami na Lycamobile do Polski a na pozostałe za bodaj 2 gr. za minutę i 500 MB internetu.Kupowałem na ebayu, z wysyłką do Polski coś koło 15 USD bodaj...
tomcravt 4 marca 2016 13:57 Odpowiedz
@greg0 właśnie mam na myśli ten konkretny pakiet. Dobrze się sprawował w parkach wokół LV? Przy okazji - można też zamówić kartę sim USA z bezpłatną przesyłką przez polskie biuro Lyc.
maxima0909 4 marca 2016 14:11 Odpowiedz
tomcravt napisał:Ok, a z perspektywy czasu uważasz, że oddanie samochodu w SF było dobrą decyzją? Można atrakcje zrobić na piechotę? Na lotnisko wracaliście kolejką BART?Zależy co kto lubi. Ja nadal uważam, że poruszanie się po SF to strata pieniędzy i czasu. Darmowych parkingów raczej nie uświadczysz, a jeśli chcesz poruszać się autem od atrakcji do atrakcji to decyzja ta niestety wiąże się z co najmniej kilkukrotną opłatą za postój w rożnych lokalizacjach. Żałuję jedynie, że nie udało nam się dotrzeć do SF wcześniej. Plan był taki, że zdążymy przejechać samochodem przez Golden Gate i dojechać do punktu widokowego na wzgórzu. Potem w drodze powrotnej do wypożyczalni chcieliśmy zahaczyć o Lombard Street. To w zasadzie są jedyne atrakcje, przy zwiedzaniu których auto to dodatkowy atut. Jeśli udałoby wam się zrobić te dwa punkty autem i dopiero potem oddać go do wypożyczalni to myślę, że to najlepsze rozwiązanie.W kontekście innych wydaje mi się, że samochód wręcz przeszkadza. Jak to w dużym mieście – duży ruch na drogach, więcej stania jak jeżdżenia. Poza tym San Francisco aż się prosi, żeby przespacerować się jego uliczkami. Są naprawdę piękne. Big Bus to też całkiem fajne rozwiązanie. Przemieszczasz się z punktu do punktu, ale nie martwisz się już znalezieniem parkingu. :D Co do dojazdu na lotnisko – z tego co słyszałam to BART jest polecaną opcją. Nam nie chciało się tarabanić z bagażami, które podczas podróży trochę nam się rozrosły, dlatego poprosiliśmy w hostelu o zamówienie busika. Kierowca oprócz naszej czwórki zabrał jeszcze chyba dwie pary spod innych hoteli i dowiózł nas wszystkich na miejsce. Nie pamiętam ile za to zapłaciliśmy, ale nie była to jakaś zaporowa cena, a na pewno wygodniej i pod sam terminal.
greg0 4 marca 2016 14:45 Odpowiedz
tomcravt napisał:@greg0 właśnie mam na myśli ten konkretny pakiet. Dobrze się sprawował w parkach wokół LV? Przy okazji - można też zamówić kartę sim USA z bezpłatną przesyłką przez polskie biuro Lyc.Można, ale z ebaya wychodzi to wszystko taniej, bo nie wiem jak to robią, ale aktywują ten pakiet 29 USD za dużo mniej...Lyca sprawowała się nieźle. Na trasie zasięg zanikał, no ale to chyba z każdą inną siecią byłoby tak samo.W hotelach w których spaliśmy działało to bez zarzutu.Aha - jest też możliwość, żeby z Lyca polskiej dzwonić na amerykańską za free, tylko trzeba zrobić doładowanie za co najmniej 5 zł. Działało to jak najbardziej.
19elnino20 4 marca 2016 16:40 Odpowiedz
Czy w tym pakiecie za 29 usd sa darmowe nielimitowane sms na swiat? Bo na tym najbardziej mi zależy
spokoluzik 5 marca 2016 02:06 Odpowiedz
waldek99 napisał:Korzystał ktoś może z Sixt w USA , zrobiłem rezerwacje na 3 tygodnie w sierpniu na SUV i wyszło niecałe 1000 USD Pożyczam w VegasFakt, Sixt ma dobre ceny przy wypożyczeniu w LV, ale niestety opinie na fb profilu oddziału z LV już przeciętne - nie zniechęcam, ale warto się z nimi może zapoznać, by wiedzieć na co uważać.
chaleanthite 13 marca 2016 17:14 Odpowiedz
@Maxima0909-gratuluję kolejnej wyprawy!!! Pomysł jak zwykle świetny, chociaż ja sama wielbicielką USA jako kraju czy kultury nie jestem-niemniej przyroda i widoki zapierają dech w piersiach!!! :D Nie sposób tu nie wspomnieć o zdjęciach, które w świetny sposób tę naturę eksponują :) Aż jestem ciekawa jaki macie pomysł na kolejną wyprawę ;) Tak na marginesie-zauważyłam, że masz podobny styl podróżowania do mnie-czasem warto wydać więcej pieniążków na jakieś ekstra doznania-jak lot helikopterem-czy się spiąć i zobaczyć jak najwięcej, chociaż wiadomo, że się to odbije trochę na zasobach energetycznych naszego organizmu ;) Niemniej-co zobaczyłaś, to Twoje i pozostanie z Tobą na zawsze-a to najważniejsze! :)
maxima0909 13 marca 2016 19:24 Odpowiedz
@chaleanthite olajaw zrobiła nam ostatnio wielką ochotę na Indonezję.. i za to uwielbiam to forum, czytam wnikliwie relacje, nacieszam oczy zdjęciami a lista naszych "must see" wydłuża się w niepokojącym tempie! :) (dzisiaj nieśmiało wspomniałam mężowi o moim nowym odkryciu - Peru oczywiście:D). W tym roku więcej jak 2 tygodni urlopu jednorazowo nie damy rady urwać, więc planujemy zwiedzić Albanię i Czarnogórę - to ponoć ostatni gwizdek przed tym jak staną się zadeptaną i tłumną Chorwacją. A! i tym razem obiecaliśmy sobie mniej intensywne zwiedzanie... ;) chociąż ciężko przewidzieć co z tych obiecanek wyjdzie, bo jak siadam do rozplanowywania trasy to ciężko z czegokolwiek zrezygnować :)i bardzo dziękuję za miłe słowa dotyczące relacji - to zawsze daje więcej satysfakcji niż "lubię" :) -- 13 Mar 2016 20:24 -- @chaleanthite olajaw zrobiła nam ostatnio wielką ochotę na Indonezję.. i za to uwielbiam to forum, czytam wnikliwie relacje, nacieszam oczy zdjęciami a lista naszych "must see" wydłuża się w niepokojącym tempie! :) (dzisiaj nieśmiało wspomniałam mężowi o moim nowym odkryciu - Peru oczywiście:D). W tym roku więcej jak 2 tygodni urlopu jednorazowo nie damy rady urwać, więc planujemy zwiedzić Albanię i Czarnogórę - to ponoć ostatni gwizdek przed tym jak staną się zadeptaną i tłumną Chorwacją. A! i tym razem obiecaliśmy sobie mniej intensywne zwiedzanie... ;) chociąż ciężko przewidzieć co z tych obiecanek wyjdzie, bo jak siadam do rozplanowywania trasy to ciężko z czegokolwiek zrezygnować :)i bardzo dziękuję za miłe słowa dotyczące relacji - to zawsze daje więcej satysfakcji niż "lubię" :)
chaleanthite 13 marca 2016 22:10 Odpowiedz
@Maxima0909 Haha-@olajaw i mi zrobila smaka na Indonezje, maz wstepnie zaaprobowal plan i... Nic wiecej nie napisze, zeby nie zapeszyc! ;) Albania i Czarnogora brzmia super, chociaz to raczej nie moje klimaty-ale zaloze sie, ze jak wrocisz i napiszesz relacje, to i tak na te kraje zachoruje :lol: Coz zrobic-taka natura podroznika ;) I tak jak piszesz-czlowiek chcialby czasem wolniej, ale... jak nie teraz, to kiedy? Przyjechac kolejny raz? Jak, skoro tyle innych miejsc czeka :lol: A czasem naprawde nie da sie z niczego zrezygnowac... Ps. I nie ma za co-wyrywasz ludzi z fotela i przenosisz w inny swiat-nie da sie tego nie skomentowac ;)
olajaw 13 marca 2016 22:26 Odpowiedz
Cieszę się, że Was natchnęłam :D Ale widzę, że mamy sporo wspólnego - każda o coś mężowi suszy głowę :lol: Ja w tym roku uparłam się na Islandię - tak, wiem niepodobne do mnie i mojego ciepłolubstwa :D Ale jednak przepiękne widoki ciągną jak nie wiem co :D Chociaż też nie zapeszam, bo tam drogo jak cholercia i zobaczymy co z tego wyjdzie ;) Ale tak jak napisała @chaleanthite - jak nie teraz, to kiedy :D Tyle miejsc jeszcze do zobaczenia :D Ja nawet listę zrobiłam, ale przy 50. kraju już mnie ręka rozbolała :lol: PS. @chaleanthite jak to możliwe, że masz tyle km i lotów zrobione a dopiero drugą relację stworzyłaś? :D Tak wiem - liczy się jakość, a nie ilość - w Twoim przypadku to się sprawdza, ale z chęcią bym poczytała więcej :D
maxima0909 13 marca 2016 23:00 Odpowiedz
@olajaw jak napiszę, że od roku mam gotową wstępną trasę wokół Islandii to pewnie mi nie uwierzysz...? :lol: odkładamy ją już któryś raz właśnie z racji kosztów, szczególnie związanych z samochodem... ale jak wrzucisz wiosenno-letnią cudowną FOTOrelację z Islandii to mogę się dłużej nie powstrzymać! :D
chaleanthite 13 marca 2016 23:19 Odpowiedz
@olajaw-Ahhh, Islandia... Tez mnie kusi, wiec jezeli tam pojedziesz to koniecznie napisz relacje :mrgreen: Co do listy miejsc "do odwiedzenia", to nie nadazam podrozowac po prostu i lista sie bezustannie wydluza ;) Zwlaszcza, jak ludzie wstawiaja czadowe relacje i walizki same sie rwa do podrozy ;) Wiec rozumiem Twoj "bol reki" ;) Co to pisania relacji, to sklada sie na to wiele czynnikow-przede wszystkim wiekszosc podrozy odbylam jeszcze zanim dowiedzialam sie o istnieniu F4F , wiec nie zapisywalam zadnych informacji dotyczacych ani kosztow, ani porad zwiazanych z danym kierunkiem, nie myslalam, ze komukolwiek to sie jeszcze moze przydac. Moglabym napisac jakies wspominki z tych wypraw, jednak troche sie obawiam, czy czasem pisanie bez konkretow nie bedzie... bezwartosciowe..? Nie wiem jak to inaczej ujac. Bylam, widzialam, ale jakby ktos sie mnie o cos zapytal to niekoniecznie umialabym pomoc... I to mnie jakos odstrasza od pisania. Chociaz ostatnio sobie pomyslalam, ze moze kogos chociaz samymi zdjeciami zainspiruje do zobaczenia tych miejsc..? Caly czas sie waham... Inna sprawa, ze w kolejce do opisania czekaja juz 2 kolejne (w miare swieze) wyprawy i... kurcze, kiedy znalezc na to czas..? No ale widze, ze moje relacje sie dosyc podobaja, wiec moze przysiade, wydobede jakas podroz z odmetow przeszlosci i cos jeszcze nasmaruje :) A tak w ogole to szalenie mi milo, ze masz ochote poczytac cos mojego-to naprawde budujace i zachecajace :D Dziekuje!!! :D A co do mezow... To ja podobnie jak @Maxima0909 szeptam mezowi niesmialo do ucha (czyt. robie incepcje) o jakims kraju, a potem czekam, az mu w glowie zakielkuje mysl i pozniej slubnego urabiam ;)
olajaw 13 marca 2016 23:33 Odpowiedz
@Maxima0909 oczywiście, że wierzę :lol: Skąd ja to znam :D My celujemy w końcówkę lata, wszystko zależy od tego, czy trafią się w miarę dobre ceny lotów, bo z tym też różnie, a jak tak patrzę na relacje na forum to te ceny wynajmu aut już powoli stają się bardziej ludzkie :)Ale wszystko się jeszcze może zmienić, ostatnio Peru i Maroko zanotowały niezły awans na mojej liście must-see :lol: Więc kto wie, gdzie nas wywieje :lol: Chociaż z chęcią relację z Islandii bym stworzyła, nie mam nic przeciwko :D@chaleanthite właśnie ten czas, to najgorsze, na wszystko go brakuje ;) U mnie też czeka Dublin do opisania (na razie zdjęcia wertuje) i chcę kilka starszych wyjazdów opisać, a Kopenhagę udało się dokończyć, bo byłam na L4 :lol: Czekam w takim razie na Twoje relacje, mogą być i te świeższe :D Sama nie mam takiego polotu do pisania, więc chociaż poczytam sobie :D Jakoś zawsze głównie skupiam się na zdjęciach, lubię robić i oglądać - swoje i czyjeś :) Chociaż w Indonezji miałam notesik i wszystko dokładnie zapisywałam :DA mężowi podsuwam sprytnie najładniejsze zdjęcia i relacje z jakiegoś miejsca, żeby go "zarazić", a potem, gdy już mówi, że nie chce więcej zdjęć oglądać tzn., że chce zobaczyć to miejsce na żywo i przyklepane :D
igore 13 marca 2016 23:54 Odpowiedz
@chaleanthite @Maxima0909 @olajaw Gdy czytam co piszecie, cieszę się, że u mnie w domu tylko ja jestem podróżniczo "nienormalny" ;) I to ja jestem powodem wszystkich wyjazdów. Gdyby mi jeszcze ktoś szeptał do ucha... ;)
chaleanthite 14 marca 2016 03:32 Odpowiedz
@igore-ja niby tez jestem glownym pomyslodawca i organizatorem, ale jak pomysl nie dostanie aprobaty meza, to nie ma co marzyc ;) Wtedy zazwyczaj po prostu wyskakuje z innym pomyslem-i tak do skutku ;)
spokoluzik 14 marca 2016 12:10 Odpowiedz
chaleanthite napisał:@igore-ja niby tez jestem glownym pomyslodawca i organizatorem, ale jak pomysl nie dostanie aprobaty meza, to nie ma co marzyc ;) Wtedy zazwyczaj po prostu wyskakuje z innym pomyslem-i tak do skutku ;)a u mnie na odwrót - bez aprobaty Żony ani rusz :) na szczęście na Stany w tym roku udało mi się Ją namówić :)
maxima0909 14 marca 2016 12:34 Odpowiedz
hehe czyli zgodnie ustaliliśmy, że proces decyzyjny u większości wygląda całkiem podobnie ;-)
muton 14 marca 2016 14:48 Odpowiedz
Relacja skończona, podsumowanie jest :D teraz czekamy na obiecany filmik od @Maxi1982 ;)
maxi1982 31 marca 2016 10:31 Odpowiedz
Chwile to trwało ale w końcu jest obiecany filmik ;-)https://www.youtube.com/watch?v=1j12KnT-N3I&feature=youtu.be
maxima0909 31 marca 2016 12:31 Odpowiedz
a ja od siebie tylko dodam, ze filmik najprawdopodobniej doczeka się swojej wersji skróconej, bo wyobrażam sobie, że 35 minut może przerosnąć nawet najwytrwalszych :mrgreen: no i jeszcze na naszą obronę - to debiut w kategoriach "filmik z wakacji" i "wakacje z kamerką" :) po powrocie okazało się że mamy setki minut, z których niewiele nadaje się zmontowania czegoś ciekawego :) plus jest taki, że teraz jesteśmy bogatsi o wiedzę "jak NIE należy filmować" ;) z głowa pełna pomysłów i z niecierpliwością czekamy na kolejny wyjazd :P P.S. Bardzo dziękuję wszystkim tym, którzy oddali na mnie głos w konkursie na relację miesiąca. I tym, którzy głosu nie oddali, ale poświęcili czas na jej przeczytanie. :)
spokoluzik 1 kwietnia 2016 12:20 Odpowiedz
Film daje radę - jeśli jest go za dużo to można zawsze przyspieszyć :) Dzięki za relację, film i szczegółowe info!
muton 5 kwietnia 2016 18:55 Odpowiedz
Filmik obejrzany :) jeszcze bardziej chcę tam jechać :D Podziwiam za jednoczesne chodzenie po niektórych wzniesieniach i nagrywanie.
maxi1982 5 kwietnia 2016 23:23 Odpowiedz
Muton napisał: Podziwiam za jednoczesne chodzenie po niektórych wzniesieniach i nagrywanie.Nie myśl sobie, że taki "kozak" ze mnie ;-) miałem na klatkę piersiową szelki na kamerę ;-) w życiu bym nie nagrał tego filmu wychodząc na Angels Landing nie mając wolnych rąk hmmm a może bym nagrał...... jeszcze lepszy ale napewno nie ja bym go montował :-P
pestycyda 6 kwietnia 2016 09:02 Odpowiedz
Świetny film!!!!:) I wcale nie jest za długi. Oglądając go, można się poczuć, jakby się tam było z Wami :) Dziękuję bardzo i pozdrawiam:)
kamwad 6 kwietnia 2016 11:36 Odpowiedz
Proszę Admina o zamknięcie a najlepiej skasowanie całego tego wątku. :twisted: Odgrzewa wspomnienia, zachęca do powrotu, wzbudza zazdrość i pokusę naśladownictwa............. :oops: :oops: :oops:
maxima0909 8 kwietnia 2016 15:11 Odpowiedz
@spokoluzik – dzięki za krzepiące słowa ;-) niestety dopiero teraz widzę, że youtubowa opcja stabilizacji nagrania mocno je zniekształciła i efekt końcowy daleki od oczekiwanego :-P mamy nadzieję, że relacja się przydała. Cudownej podróży!@Muton – cieszymy się, że Cię rozochociliśmy :twisted: jedź, wracaj i podziel się z nami własnymi odczuciami!@pestycyda – Ty, moja droga to się zabieraj za pisanie kolejnego odcinka etiopskiej wyprawy, bo mi tu głowę urwą, że się rozpraszasz i pół godziny poświecasz na ogladanie filmikow :D @kamwad – hahaha osz ty zazdrosna paskudo :o :lol:
olajaw 10 kwietnia 2016 22:08 Odpowiedz
Świetny filmik! :) Fajnie dobrane kawałki, a nie ciągle Coldplay i "ooo ooo paradise" :lol: (lubię ta piosenkę,ale bez przesady :P ) i podobała mi się dynamika (czy jak to tam) filmiku i ogólnie sposób, w jaki nagrywaliście (nie wiem jaki, bo się zupełnie nie znam, ale fajny :D ). Super się ogląda, te 30min zlatuje w moment :)
maxima0909 18 kwietnia 2016 14:26 Odpowiedz
@olajaw Twój komentarz to miód dla moich uszu :) dzięki :Dedit: oczu właściwie :P
katraviatta 3 maja 2016 23:20 Odpowiedz
@Maxima0909 wybieram się niedługo w podobną podróż i mam kilka pytań:ilu mieliście kierowców? moja połówka, jedyna posiadająca prawko, trochę się boi odległości większych niż 500 km dziennie :( podam przykład: chcemy zrobić trasę z jacob lake do miejscowości moab, po drodze zwiedzając jedynie monument valley i "forrest gump point" co jest też jakby na trasie :D w dodatku dzień po wizycie w Grand Canyon (od strony północnej) - czy nie padniemy ze zmęczenia?jak często musieliście wstawać wcześniej niż o, hm, dla mnie to środek nocy, powiedzmy, siódmej?czy z miejsc, które odwiedziliście poza kraterem, z czegoś byście z jakichś powodów zrezygnowali?jak dużo wydaliście na drobne opłaty typu parkingi, płatne odcinki drogi, "zakupy impulsowe" czyli np. lody :D zimny napój po drodze itp?czy odwiedzaliście większe markety jak słynny walmart (coś kojarzę, że raz było o chipsach na kolację ;) )? dużo jest ich widocznych na trasach?dzięki z góry
maxima0909 4 maja 2016 14:41 Odpowiedz
katraviatta napisał:@Maxima0909 wybieram się niedługo w podobną podróż i mam kilka pytań:ilu mieliście kierowców? moja połówka, jedyna posiadająca prawko, trochę się boi odległości większych niż 500 km dziennie :( podam przykład: chcemy zrobić trasę z jacob lake do miejscowości moab, po drodze zwiedzając jedynie monument valley i "forrest gump point" co jest też jakby na trasie :D w dodatku dzień po wizycie w Grand Canyon (od strony północnej) - czy nie padniemy ze zmęczenia?Teoretycznie było nas 4 kierowców, w praktyce ani ja ani koleżanka nie odważyłyśmy się wsiąść za kółko, choć wiadomo w sytuacjach kryzysowych dałybyśmy rade :) przyjęliśmy taki schemat, że chłopcy kierowali na zmianę: jednego dnia jeden, drugiego drugi i to się nam super sprawdzało, a dla nich nie było mega obciążające.Sprawdzałam na szybko nasze dwie najdłuższe trasy które musieliśmy pokonać w jeden dzień i wyszło mi że 1. Mexican Hat koło Monument Valley - przez stanowa 94 i 24 - do Bryce Canyon - i Springdale kolo Zion Parku (362mile zgodzie z google 6h i 52 min)2. Las Vegas - Death Valley - Yosemite od strony wschodniej (420mil 7h 33min) no i było ciężko.... mimo tego, że kierowca teoretycznie powinien być wypoczęty, bo przecież dzień wcześniej prowadził ktoś inny (a w Las Vegas w ogóle mieliśmy całodniowy postój). W Waszym wypadku raczej nie nastawiałabym się na takie długie trasy, lepiej poszatkujcie to na mniejsze odległości, ewentualnie jeśli nie ma wyjścia i wyjątkowo trzeba zrobić dłuższy odcinek (np odcinek Las Vegas-Yosemite tam nie bardzo jest co robić po drodze), to zadbajcie o to, żeby dzień wcześniej porządnie wypocząć. Nawet jeśli dalibyście radę robić długie trasy to potem nie wystarczy wam siły i co gorsza ochoty na czerpanie przyjemności z atrakcji - które nota bene też są wymagające... kaniony czy parki to raczej trekking a nie wylegiwanie sie na plazy, do tego upal daje w kość. Także nie warto.katraviatta napisał:jak często musieliście wstawać wcześniej niż o, hm, dla mnie to środek nocy, powiedzmy, siódmej?ja tez jestem śpiochem, więc pobudek pt. 5 rano raczej sobie nie urządzaliśmy :) każdego wieczora analizowaliśmy jakie mamy plany na kolejny dzień i ile zgodnie z google zajmie dojazd na miejsce (czasy z google zazwyczaj nam sie zgadzały, na "dzikich" terenach korków nie uświadczysz, a dozwolonej prędkości w Stanach lepiej nie przekraczać, więc w większości jechaliśmy na tempomacie:))katraviatta napisał:czy z miejsc, które odwiedziliście poza kraterem, z czegoś byście z jakichś powodów zrezygnowali?absolutnie, nigdy w życiu! :) ewentualnie w niektórych posiedzielibyśmy dłużej niż zaplanowaliśmy :)katraviatta napisał:jak dużo wydaliście na drobne opłaty typu parkingi, płatne odcinki drogi, "zakupy impulsowe" czyli np. lody :D zimny napój po drodze itp?czy odwiedzaliście większe markety jak słynny walmart (coś kojarzę, że raz było o chipsach na kolację ;) )? dużo jest ich widocznych na trasach?Na pierwsze pytanie niestety nie potrafię odpowiedzieć, ale na pewno nie były to zawrotne sumy. Jeśli mieliśmy na coś ochotę, to zazwyczaj to kupowaliśmy. Co nie znaczy, że nie staraliśmy się robić zapasów w Walmarcie, żeby nie trzeba było wydawać w parkach 4 razy więcej za marną kanapkę czy sałatkę... w Walmarcie zaopatrywaliśmy się stale z kilka zgrzewek wody mineralnej, bez której ani rusz - braliśmy potem po kilka w plecaki przed trekingiem. W Walmarcie kupowaliśmy legendarne salami czy ser i pyszne mini pomidorki koktajlowe - robiliśmy rano kanapki "na drogę" i były naprawdę całkiem smaczne. Można tez kupić smaczne sałatki z kurczakiem, do tego czasami dokupowaliśmy warzywa i wkrajaliśmy dodatkowo żeby ją wzbogacić :) Aha... i kupiliśmy zaraz po przylocie duży koc, który w czasie jazdy często służył jako okrycie wierzchnie (klima w aucie), jako poduszka i najważniejsze... - jako że nocowaliśmy codziennie gdzie indziej i bagaże mieliśmy stale w bagażniku, to gdziekolwiek wychodząc przykrywaliśmy jego zawartość tymże kocem. Żeby nikogo nie korciło. A koc kosztował 4 dolce i był tak fajny że przyleciał ze mną do Polski :DWalmarty przy głównej ulicy raczej nie stoją - na zasadzie, że jedziesz i na nie wpadasz... przynajmniej my na nie nie wpadaliśmy... będąc w jakimś większym mieście wklepywaliśmy nazwę supermarketu w nawigacje i sprawdzaliśmy, czy jest gdzieś w pobliżu. Nie zawsze był, dlatego zdarzało nam się robić zakupy "na zapas", albo specjalnie wieczorem jechać do sąsiedniego miasteczka. Życzę udanej wyprawy. Nie będziecie żałować! :)
katraviatta 5 maja 2016 02:10 Odpowiedz
Dzięki wielkie! pomogłaś nanieść kilka drobnych poprawek do trasy ;)To niestety wiązało się z rezygnacją z jednego (lub nawet dwóch - zobaczymy!) kanionów