Postanowiłam opisać naszą pierwszą podróż do Maroko, ponieważ niektóre wspomnienia się zacierają, a tak może zostaną na dłużej
:). Jeśli na dodatek ktoś to przeczyta, będzie mi bardzo miło
:). "Niestety" większość ciekawych fotek ma charakter rodzinny, tutaj wybrałam zdjęcia poglądowe.
Nasz pobyt to termin 20-27 stycznia 2014, natomiast cała podróż trwała dwa dni dłużej. Jako że lot był z Berlina o 13.30 (Easy Jet - 370 zł RT), jechaliśmy z dziećmi a do pokonania mieliśmy drogę z Gdańska zdecydowaliśmy się na wersję lux, czyli nocleg po drodze. Wyjazd PKP 19.01 o 12 w południe do Szczecina - na miejscu po 17tej. W Szczecinie nocleg w Schronisku CUMA http://ptsm.home.pl/index.php . Bardzo polecam, niezbyt drogo a czysto i tanio. Stamtąd o 9 rano 20-go wyruszyliśmy PKSem na lotnisko Schonefeld (bilety w promocji po 4,99 i 14,99). Lot o czasie i już po 4 godzinach postawiliśmy stopy na innym kontynencie
:).
Różnica temperatur ogromna. W Polsce -20, tam + 17.
Na lotnisku po otrzymaniu stempelka w paszporcie mijamy oblegany przez wszystkich kantor i wychodzimy ze strefy przylotów do holu głównego. Tam bez kolejki wymieniamy nasze euro na mady z o wiele korzystniejszym kursem.
Z lotniska autobusem z do centrum Marrakeszu jechaliśmy ok. pół godziny, 25 MAD/os. Jako że to nasz pierwszy pobyt w takiej kulturze i nie znając do końca realiów, pierwszy nocleg zarezerwowaliśmy jeszcze w domu przez internet. Padło na Hostel "Aday" (60 MAD/os.). Hostel jest w medinie tuż przy placu Jama El Fna (dosłownie 2 minuty). Gdy dojechaliśmy do centrum było już ciemno i tutaj pierwszy zonk - jak trafić na miejsce. Niestety zawiodła technika - tab nie mógł znaleźć GPSu... no ekstra. Pomni o doświadczenia z forum, nie chcąc trafić na naganiaczy, podeszliśmy prostu do policjantów z pytaniem o drogę. Oni oczywiście ni w ząb po angielsku, ale mieliśmy wydrukowane potwierdzenie rezerwacji, na którym był adres i nazwa miejscówki. Niestety policjant nie wiedział gdzie to jest
:roll:. Trochę nam zrzedły miny ale popytał paru ludzi i okazało się, że ktoś nas zaprowadzi. No super, jednak nie uda się bez przewodnika. Gdy weszliśmy w medinę i zaczęliśmy krążyć tymi zakamarkami po ciemku trochę nas dopadł strach, okazało się jednak że chłopak doprowadził nas na miejsce bez problemu i o dziwo, nie chciał pieniędzy! Zadowoleni i zmęczeni weszliśmy do hostelu i tutaj kolejny zonk. Właściciel nic nie wie o naszej rezerwacji... Bardzo zdziwiony patrzy na nas, na kartkę i w swój komputer i kręci głową coraz bardziej. I znowu pyta kiedy my robiliśmy tę rezerwację. Więc mówię że 5 miesięcy wcześniej i pokazuję dokładną datę na wydruku (Hostelworld). No cóż, pokoi dla nas nie ma. Są ale droższe, na co my dziękujemy. Pan myśli, myśli i wymyślił. Bardzo przeprasza i zaprowadzi nas parę metrów dalej do swojego znajomego. Mówię że no ok, ale za ile to będzie. "Ze sejm prajs, aj promis!" Dobra idziemy. Faktycznie wchodzimy 50 m dalej. Nawet nam się podoba (a nawet bardziej niż w Aday). Pan w recepcji pyta jakie chcemy pokoje, na ca ja że obojętnie byle w tej samej cenie co na rezerwacji. Idziemy obejrzeć, potwierdzamy jeszcze parę razy czy cena na pewno będzie ta sama i robimy duże uffffff. No to jesteśmy!
:D
Po zrzuceniu plecaków co robimy? Oczywiście pierwszy rekonesans! Niestety w drodze do Placu mylimy parę razy drogę ale w końcu się udaje! Nasze pierwsze kroki kierujemy do budek z sokami z pomarańczy i po wypiciu pierwszej szklanki już wiemy, że wpadliśmy po uszy
:D. Ach ten smak! Od tego wieczora przy każdej możliwej okazji korzystaliśmy z tego dobrodziejstwa. A jako że sprzedawca niezwykle był sympatyczny, za każdym razem chodziliśmy tylko do niego, dostając co raz to większy uśmiech i... coraz większe porcje
:D. Po drugim dniu za cenę jednej szklanki piliśmy dwie.
No i czas na pierwszy tadżin. Tradycyjnie forumowo zaliczyliśmy Snack Toubkal. Danie było ok, ale szczerze mówiąc, nie powalało (koszt 30 dh), Nic to, i tak byliśmy zachwyceni
:D. Opici i najedzeni zrobiliśmy sobie pierwszy spacer naokoło placu i wróciliśmy do hotelu zdezynfekować się Żubrówką
:lol:.
Drugi dzień przeznaczony cały na Marrakesz.
Poranna kawie na tarasie
Z naszego dachu zauważyliśmy taras, który jeszcze bardziej nam się podobał i postanowiliśmy później go poszukać
Postanowiliśmy zjeść śniadanie na pustym o poranku placu
Nie restauracja tylko jedna z budek otwarta na placu o tej godzinie, cen dokładnie nie pamiętam ale ok 15 mad za zestaw sok, herbata, placek, jakiś serek, dżem i masło
Nasz punkt orientacyjny, przy tym drzewku musieliśmy skręcić w naszą uliczkę
:lol:
Ponieważ mielimy tylko jeden dzień skusiliśmy się na autobus Hop On - Hop Off. Wg mnie to dobry pomysł, ponieważ obwiózł nas po takich miejscach, do których napewno sami byśmy nie dotarli. Przy okazji objazdu po przedmieściach udało nam się zobaczyć kilkanaście minut wcześniej urodzonego wielbłądzika
:D. Parę fotek z trasy. Słowo daję nie wiem jak tam wchodzą
:)
Jednym z naszych przystanków były oczywiście Ogrody Menara. Piękne miejsce żeby trochę odpocząć i pokontemplować. Szczerze mówiąc nie wiem jak nam się to udało ale weszliśmy za darmo...
Spacer wzdłuż murów
Cyber Park Marrakesz
Ogród Majorelle Jak to moje dzieci stwierdziły: "pomnik słupa"
Po powrocie wygłodniali jak smoki postanowilimy poszukać opisywanej tu przez kogoś "okna w ścianie otwieranego tylko wieczorem przed którym jest zawsze pełno lokalsów". Nie wiem czy znaleźliśmy dokładnie to ale nieważne bo było przepyszne! Co prawda sanepid miałby tu dużo do powiedzenia i skończyło się mięso ale chłopak wyskoczył na chwilę pod ladą przez dziurę w ścianie i przyniósł coś zza rogu w woreczku, podobno wołowina
;). W trakcie oczekiwania aż "kuchcik" przygotuje naszych 6 kebabów (20 mad/szt), zawiązała się przyjaźń polsko-argentyńska, baaaaardzo głośna wesoła i zakończona obopólnym wyznaniem miłości do kraju rozmówcy
;).
Nie wiem czemu dopiero teraz, i to zupełnym przypadkiem, wdepnąłem na Twoją relację.Fajnie znowu popatrzeć na miejsca, w których się było, oczami innych.Czasami to samo miasto, a jakże inne miejsca. Tym bardziej nie mogę się doczekać dalszej części. Parę miejsc odwiedziłem, ale do Maroka postanowiłem co jakiś czas wracać. Miałem na myśli co kilka lat, a tu pół roku zaledwie minęło , a mnie znowu ciągnie. No cóż, na razie poczytam, dlatego nie daj się długo prosić i nadrób zaległości.
;)
"Niestety" większość ciekawych fotek ma charakter rodzinny, tutaj wybrałam zdjęcia poglądowe.
Nasz pobyt to termin 20-27 stycznia 2014, natomiast cała podróż trwała dwa dni dłużej.
Jako że lot był z Berlina o 13.30 (Easy Jet - 370 zł RT), jechaliśmy z dziećmi a do pokonania mieliśmy drogę z Gdańska zdecydowaliśmy się na wersję lux, czyli nocleg po drodze. Wyjazd PKP 19.01 o 12 w południe do Szczecina - na miejscu po 17tej. W Szczecinie nocleg w Schronisku CUMA http://ptsm.home.pl/index.php . Bardzo polecam, niezbyt drogo a czysto i tanio.
Stamtąd o 9 rano 20-go wyruszyliśmy PKSem na lotnisko Schonefeld (bilety w promocji po 4,99 i 14,99).
Lot o czasie i już po 4 godzinach postawiliśmy stopy na innym kontynencie :).
Różnica temperatur ogromna. W Polsce -20, tam + 17.
Na lotnisku po otrzymaniu stempelka w paszporcie mijamy oblegany przez wszystkich kantor i wychodzimy ze strefy przylotów do holu głównego. Tam bez kolejki wymieniamy nasze euro na mady z o wiele korzystniejszym kursem.
Z lotniska autobusem z do centrum Marrakeszu jechaliśmy ok. pół godziny, 25 MAD/os.
Jako że to nasz pierwszy pobyt w takiej kulturze i nie znając do końca realiów, pierwszy nocleg zarezerwowaliśmy jeszcze w domu przez internet. Padło na Hostel "Aday" (60 MAD/os.). Hostel jest w medinie tuż przy placu Jama El Fna (dosłownie 2 minuty). Gdy dojechaliśmy do centrum było już ciemno i tutaj pierwszy zonk - jak trafić na miejsce. Niestety zawiodła technika - tab nie mógł znaleźć GPSu... no ekstra. Pomni o doświadczenia z forum, nie chcąc trafić na naganiaczy, podeszliśmy prostu do policjantów z pytaniem o drogę. Oni oczywiście ni w ząb po angielsku, ale mieliśmy wydrukowane potwierdzenie rezerwacji, na którym był adres i nazwa miejscówki. Niestety policjant nie wiedział gdzie to jest :roll:. Trochę nam zrzedły miny ale popytał paru ludzi i okazało się, że ktoś nas zaprowadzi. No super, jednak nie uda się bez przewodnika. Gdy weszliśmy w medinę i zaczęliśmy krążyć tymi zakamarkami po ciemku trochę nas dopadł strach, okazało się jednak że chłopak doprowadził nas na miejsce bez problemu i o dziwo, nie chciał pieniędzy! Zadowoleni i zmęczeni weszliśmy do hostelu i tutaj kolejny zonk. Właściciel nic nie wie o naszej rezerwacji... Bardzo zdziwiony patrzy na nas, na kartkę i w swój komputer i kręci głową coraz bardziej. I znowu pyta kiedy my robiliśmy tę rezerwację. Więc mówię że 5 miesięcy wcześniej i pokazuję dokładną datę na wydruku (Hostelworld). No cóż, pokoi dla nas nie ma. Są ale droższe, na co my dziękujemy. Pan myśli, myśli i wymyślił. Bardzo przeprasza i zaprowadzi nas parę metrów dalej do swojego znajomego. Mówię że no ok, ale za ile to będzie. "Ze sejm prajs, aj promis!" Dobra idziemy. Faktycznie wchodzimy 50 m dalej. Nawet nam się podoba (a nawet bardziej niż w Aday). Pan w recepcji pyta jakie chcemy pokoje, na ca ja że obojętnie byle w tej samej cenie co na rezerwacji. Idziemy obejrzeć, potwierdzamy jeszcze parę razy czy cena na pewno będzie ta sama i robimy duże uffffff. No to jesteśmy! :D
Po zrzuceniu plecaków co robimy? Oczywiście pierwszy rekonesans! Niestety w drodze do Placu mylimy parę razy drogę ale w końcu się udaje! Nasze pierwsze kroki kierujemy do budek z sokami z pomarańczy i po wypiciu pierwszej szklanki już wiemy, że wpadliśmy po uszy :D. Ach ten smak! Od tego wieczora przy każdej możliwej okazji korzystaliśmy z tego dobrodziejstwa. A jako że sprzedawca niezwykle był sympatyczny, za każdym razem chodziliśmy tylko do niego, dostając co raz to większy uśmiech i... coraz większe porcje :D. Po drugim dniu za cenę jednej szklanki piliśmy dwie.
No i czas na pierwszy tadżin. Tradycyjnie forumowo zaliczyliśmy Snack Toubkal. Danie było ok, ale szczerze mówiąc, nie powalało (koszt 30 dh), Nic to, i tak byliśmy zachwyceni :D.
Opici i najedzeni zrobiliśmy sobie pierwszy spacer naokoło placu i wróciliśmy do hotelu zdezynfekować się Żubrówką :lol:.
Poranna kawie na tarasie
Z naszego dachu zauważyliśmy taras, który jeszcze bardziej nam się podobał i postanowiliśmy później go poszukać
Postanowiliśmy zjeść śniadanie na pustym o poranku placu
Nie restauracja tylko jedna z budek otwarta na placu o tej godzinie, cen dokładnie nie pamiętam ale ok 15 mad za zestaw sok, herbata, placek, jakiś serek, dżem i masło
Nasz punkt orientacyjny, przy tym drzewku musieliśmy skręcić w naszą uliczkę :lol:
Ponieważ mielimy tylko jeden dzień skusiliśmy się na autobus Hop On - Hop Off. Wg mnie to dobry pomysł, ponieważ obwiózł nas po takich miejscach, do których napewno sami byśmy nie dotarli. Przy okazji objazdu po przedmieściach udało nam się zobaczyć kilkanaście minut wcześniej urodzonego wielbłądzika :D. Parę fotek z trasy.
Słowo daję nie wiem jak tam wchodzą :)
Jednym z naszych przystanków były oczywiście Ogrody Menara. Piękne miejsce żeby trochę odpocząć i pokontemplować. Szczerze mówiąc nie wiem jak nam się to udało ale weszliśmy za darmo...
Spacer wzdłuż murów
Cyber Park Marrakesz
Ogród Majorelle
Jak to moje dzieci stwierdziły: "pomnik słupa"
Po powrocie wygłodniali jak smoki postanowilimy poszukać opisywanej tu przez kogoś "okna w ścianie otwieranego tylko wieczorem przed którym jest zawsze pełno lokalsów". Nie wiem czy znaleźliśmy dokładnie to ale nieważne bo było przepyszne! Co prawda sanepid miałby tu dużo do powiedzenia i skończyło się mięso ale chłopak wyskoczył na chwilę pod ladą przez dziurę w ścianie i przyniósł coś zza rogu w woreczku, podobno wołowina ;). W trakcie oczekiwania aż "kuchcik" przygotuje naszych 6 kebabów (20 mad/szt), zawiązała się przyjaźń polsko-argentyńska, baaaaardzo głośna wesoła i zakończona obopólnym wyznaniem miłości do kraju rozmówcy ;).