0
magda_olszewska 18 czerwca 2024 19:54
Cześć, przychodzę z relacją z Hawajów, która była naszą drugą podróżą do USA – pierwszy trip rok wcześniej to 3,5-tygodniowy roadtrip po Zachodzie USA i parkach narodowych. Tym razem postawiliśmy na Hawaje, konkretnie wyspy Oahu, Kauai i Big Island w terminie 28 maja do 17 czerwca 2023, na wyspach byliśmy 19 pełnych dni. Głównym celem naszego wyjazdu było spędzanie czasu aktywnie na szlakach, poza tym odwiedzanie pięknych plaż i campingowanie – na pewno campingi na pierwszym wyjeździe do Stanów zrobiły na nas lepsze wrażenie niż na Hawajach, szczegóły poniżej.

Podróż rozpoczęliśmy w niedzielę 28 maja, bilety kupiliśmy na stronie British Airways z następującymi przesiadkami:
Warszawa -> Londyn -> Los Angeles -> Honolulu



Wylot 7:55, przylot do celu tego samego dnia 19:43 (pierwszy lot BA, pozostałe dwa American Airlines).

Podróż powrotną rozpoczęliśmy 15 czerwca o 23:29, przesiadkę mieliśmy w Seattle, spędziliśmy tam cały dzień i przylecieliśmy do Warszawy 17 czerwca o 18:25 (pierwszy lot Alaskan Airlines, pozostałe dwa Finnair)
Honolulu ->Seattle -> Helsinki -> Warszawa



Bilety kosztowały nas 5200 zł za osobę z bagażem rejestrowanym na wszystkie loty, na jednym bilecie, kupionym przez stronę British Airways.

Nasz ogólny plan na zwiedzanie Hawajów wyglądał tak:
28.05 – 01.06 – Oahu – 4 noce
01.06 – 05.06 – Kauai – 4 noce
05.06 – 09.06 – Big Island (Hawaii) – 4 noce
09.06 – 15.06 – Oahu – 6 nocy



Dzień 1 – OAHU – Honolulu

Przed 20 zameldowaliśmy się na lotnisku w Honolulu, niestety bez jednego bagażu, który został w Londynie i był w drodze do LA. Miał do nas dotrzeć następnego dnia koło południa, więc bez dramy - nie był to jakiś długi czas oczekiwania. Udaliśmy się do wypożyczalni, wcześniej zarezerwowaliśmy samochód przez stronę stres free car rental w wypożyczalni National z pełnym ubezpieczeniem na 4 dni za 218$.

Pierwszą noc spędzaliśmy w hotelu The Equus i kosztowało nas to 155$ - hotel nie był najnowszy, ale miał czysty i duży pokój, byliśmy tak zmęczeni, że zaliczyliśmy tylko pobliskie 7eleven po onigiri na kolację i odsypialiśmy lot.

Dzień 2 – OAHU – Honolulu -> północny-wschód wyspy

Pierwszy widok po wyjściu z hotelu:



Pierwsze spostrzeżenia na temat Honolulu – trochę betonowo, trochę zielono. Wysokie apartamentowce i szpalery palm po obu stronach jezdni.



Zjedliśmy pierwsze śniadanie w postaci miski witamin – acai bowl i ruszyliśmy w kierunku Waikiki Beach, przez Hilton Lagoon. O Waikiki słyszeliśmy różne opinie, ale szczerze mówiąc chyba tylko maruderzy mogą narzekać na błękitną wodę, palmy i ciągnącą się kilometrami plażę – nawet jeśli było na niej mnóstwo ludzi i wokół jest zabudowana drogimi hotelami, to jednak „vibe” jest nie do podrobienia – od razu czuć luz i surferski klimat.









Po krótkim spacerze po Honolulu koło południa wróciliśmy na lotnisko, aby odebrać bagaż, który właśnie przyleciał (linie oferowały nam dowóz do hotelu, ale uczciwie zapewniały, że dotrze do nas dopiero wieczorem, a chcieliśmy wyruszać już w drogę, więc woleliśmy odebrać walizkę jak najwcześniej to możliwe). Naszym punktem docelowym tego dnia był dojazd na Malaekahana Beach Campground (1h drogi od lotniska), ale po drodze zatrzymaliśmy się w Valley of Temples i Byodo-In Temple. Sama trasa była zjawiskowa, ale cmentarz położony w takiej dolinie, otoczony zielonymi górami zrobił na nas naprawdę ogromne wrażenie:













Od pierwszym chwil zachwycała też przyroda i pierwsze zwierzęta







Dało się też od razu odczuć, że jesteśmy w Stanach :



Kolejną atrakcją na naszej trasie był szlak o nazwie Crouching Lion położony przy zatoce Kahana Bay – krótki szlak, max 30 minut pod górkę, trochę pomocniczych lin i jesteś na szczycie z pięknym widokiem.











Chcieliśmy dojechać jeszcze za dnia na camping (zachód słońca był ok godziny 19), więc bez przystanków skierowaliśmy się na Malaekahana Beach Campground, na którym spaliśmy w cenie 10$ od osoby za noc. Kemping jest prywatny, położony przy pięknej plaży, miał udogodnienia takie jak toaleta i zimny prysznic pod gołym niebem, jak się miało później okazać – rzadko kiedy mieliśmy inny.









Dzień 3 – OAHU – Olomana Trail

Kolejny dzień chcieliśmy zacząć jednym z bardziej wymagających szlaków na wyspie – Olomana Trail, zwany też inaczej Three Peak Hike. Szlak w dwie strony ma 7km długości i 560m przewyższenia, nie jest więc zbyt długi, ale jest z tych trudniejszych technicznie – z linami i stromymi podejściami. Powyższe dane dotyczą dojścia do drugiego szczytu, trzeci szczyt uznawany jest za bardzo niebezpieczny, zdarzały się tam przypadki śmiertelne o czym informuje tablica na wejściu. Szlak był świetny, wymagający, ale dający satysfakcję, pierwsza część była dość nudna i niezbyt widokowa, ale druga połowa i widok ze szczytów wynagradzają z nawiązką – polecamy, ale tylko do drugiego szczytu, żeby nie podejmować zbędnego ryzyka.





















Po szlaku bardzo głodni podjechaliśmy do Foodland, jednego z marketów z trochę lepszym jedzeniem, gdzie zgarnęliśmy absolutnie pyszne Poke z tuńczykiem i chillowaliśmy na plaży w Kailua Beach Park.







Dzień 4 – OAHU – zachód wyspy - średni Ka’ena Point Trail i piękne plaże

Kolejny dzień zaczęliśmy trasa na najbardziej wysunięty na zachód skraj wyspy - Kaʻena Point State Park i możemy szczerze powiedzieć, że jest to jedna z niewielu rzeczy, która nie zrobiła na nas wrażenia na Hawajach. Sam szlak to 9km w obie strony po płaskim terenie, ale w dużej części po piachu, więc średnio przyjemnie. Ciężko nazwać poniższe widoki brzydkimi, ale szału też nie zrobiły. Po drodze mijaliśmy duże ilości albatrosów, ale nie dane nam było zobaczyć wielorybów (raczej w sezonie zimowym) i mniszek hawajskich (małe foki).





Druga część dnia okazała się znacznie ciekawsza, po szlaku udaliśmy się do miasteczka Hale’iwa, gdzie zjedliśmy super burgery (Seven Brothers – Haleiwa – polecamy) i oglądaliśmy żółwie na plaży Haleʻiwa Beach Park.
Dalej „zwiedzaliśmy” plaże i bardzo polecić możemy Laniakea Beach, gdzie praktycznie zawsze można zobaczyć żółwie i plaża sama w sobie też jest urokliwa







Dalej przejeżdżaliśmy przez Waimea Bay Beach – super ładna i przyjazna plaża.







Naszym celem na koniec dnia była Kawela Bay wraz z rosnącym nieopodal Banyan Tree znanym z serialu Lost. Drzewo jak i plaża nas zachwyciły, szczególnie, że poza nami na plaży były 3 inne osoby, a w wodzie pływało mnóstwo małych żółwi. Idealne miejsce do spokojnego pływania o zachodzie słońca. Skończyło się ono ulewą i biegiem przez dżunglę do samochodu w deszczu. Ale było warto. Po drodze ominęliśmy Sunset Beach, która pojawi się jeszcze pod koniec relacji i na pewno warto spędzić tam przynajmniej jeden zachód słońca – piękna plaża z super klimatem.







Dzień 5 – OAHU -> KAUAI – Polihale State Park

Kolejny dzień był tak zwanym dniem transferowym, z samego rana wyruszyliśmy na lotnisko, żeby o 9:50 wylecieć na wyspę Kauai. Na Oahu jeszcze wrócimy i spędzimy pełne 6 dni na koniec wyjazdu. Trasa na lotnisko jest obłędnie piękna, przejazd drogą H3 robi ogromne wrażenie. Bezproblemowo oddajemy samochód i lecimy liniami Southwest na lotnisku w Lihue, koszt biletu w jedną stronę to 73$ z bagażem w cenie. Loty wewnętrzne po Hawajach to tzw „different state of mind” – pełen luz, bez pośpiechu, małe kameralne lotnisko, widoki na trasie piękne:







Po wylądowaniu wypożyczamy samochód (Chevrolet Equinox) - również poprzez stronę stres free car rental, tym razem wypożyczalnia Alamo z pełnym ubezpieczeniem na 4 dni za 245$.
Kierujemy się na południe wyspy na Poipu Beach, przy której jemy super popularne hot dogi w Puka Dog Hawaiian Style Hot Dogs – koncept ciekawy, jednak nadal jest to zwykły hot dog za 10$ z dobrym sosem – coconut relish wymiata





Poipu beach jest bardzo zatłoczona, nie robi na nas żadnego wrażenia i decydujemy się wyruszyć dalej na najbardziej wysuniętą na zachód plaże – Polihale State Park. Dzieli nas odległość 50km, ale droga zajmuje ponad godzinę z uwagi na to, że końcowe 8km pokonujemy w żółwim tempie bo bardzo dziurawej nieutwardzonej drodze, w teorii do pokonania tylko samochodem 4x4, w praktyce da się też zwykłym, chociaż trzeba bardzo uważać, dziury są naprawdę ogromne. Plaża jest długa, szeroka i pięknie położona, żałujemy, że nie zdobyliśmy permitu, żeby na niej nocować i zazdrościmy rozbijającym namioty ludziom.











Wygania nas padający przelotnie deszcz oraz chęć przejechania tych ciężkich 8km za dnia, po 45 minutach dojeżdżamy na nasz camping w Salt Pond Beach Park. Kemping jest położony na bardziej „miejskiej” plaży, gdzie jak się okazuje nocuje mnóstwo lokalnych ludzi grillując i imprezując. Toalety i prysznice (oczywiście tylko z zimną wodą) lata świetności mają dawno za sobą, więc oceniamy camping na „średni”, ale staramy się nie marudzić bo jednak śpimy na plaży na Hawajach :







Dzień 6 – KAUAI - Waimea Canyon i Kokeʻe State Park

Jeden z najlepszych dni całego wyjazdu, dużo ochów i achów i generalnie cała wyspa Kauai zrobiła na nas piorunujące wrażenie.
Dzień zaczynamy od wjechania do Waimea Canyon State Park, którego głównym punktem jest Waimea Canyon tzw. Wielki Kanion Pacyfiku, który mierzy 16km długości i prawie 1km głębokości. Początek zwiedzania to jazda Waimea Canyon Drive z punktami widokowymi na kanion czy Waipo'o Falls – zatrzymywaliśmy się co chwilę i podziwialiśmy widoki.











Naturalnym przedłużeniem Waimea Canyon State Park jest ciągnący się dalej Kokeʻe State Park z prawdopodobnie jednym z najbardziej spektakularnych widoków na świecie – na Na Pali Coast. Cała wyspa Kauai jest spektakularna, ale ten widok odbiera mowę. Naszym głównym celem na ten dzień było przejście Awa’awapuhi Trail – szlak w obie strony ma 10km, prawie 600m przewyższenia i zajmuje 3-4h. Przestrzeń, do której doszliśmy na końcu i widok na porośnięte zielenią klify wbił nas w ziemię. Im dalej pójdziesz, tym lepsze widoki, ale na końcówce jest dość wąsko, idziesz po wąskim klifie z przepaścią po obu stronach, więc polecamy bardzo uważać. Na pewno ten szlak i ten dzień trafia do TOP wyjazdu, na koniec relacji przedstawię całą listę TOP miejsc, które najbardziej nam się podobały.











Po skończeniu szlaku udaliśmy się dalej do końca drogi 550, gdzie znajdują się 2 punkty widokowe Pu’u O Kila Lookout i Kalalau Lookout. Jeśli ktoś nie chce się męczyć, aby dojść do widoku jak wyżej to może z łatwością dojechać na parking pod same punkty widokowe. My zawsze czujemy satysfakcję z zakończenia szlaku takim widokiem, w szczególności, że zazwyczaj cieszymy się nim z maksymalnie kilkoma innymi osobami, a na punktach widokowych ludzi jest pełno. Ale widok niezmiennie piękny. Z jednego z punktów mieliśmy wystartować na krótki szlak Kalepa Ridge – wiedzieliśmy, że nie jest legalny, jednak nie spodziewaliśmy się całkowitego braku przejścia i muru z siatki z oznaczeniami „pod napięciem”, w związku z czym zrezygnowaliśmy. Żałowaliśmy tego już tego samego dnia wieczorem, czytając w Internecie, że płot wcale pod napięciem nie jest i można go otworzyć (nie było tam zasięgu, więc nie mogliśmy tego od razu sprawdzić) – nie zachęcamy nikogo do wychodzenia na nielegalne szlaki i pozostawiamy do rozważenia każdemu osobiście. Niewątpliwie jest on jednak nazywany najładniejszym widokowo szlakiem na wyspie, dlatego żałowaliśmy tej decyzji. Tym samym zakończyliśmy zwiedzanie obu parków stanowych i skierowaliśmy się do miejscowości Hanapepe, żeby coś zjeść.













Zachód słońca oglądaliśmy już z naszej campingowej plaży



Dzień 7 – KAUAI – Zielona północ wyspy i przepiękna Tunnels Beach

Dzień 7 rozpoczęliśmy od spakowania namiotu i wyruszenia na północ wyspy. Po drodze zatrzymaliśmy się na rybne przekąski w Konohiki Seafoods – polecamy.









Trasa do punktu docelowego czyli Tunnels Beach zajęła nam 1h45m, ale po drodze zatrzymywaliśmy się wielokrotnie – północna część wyspy jest soczyście zielona, miejsce w którym pojawił nam się widok na zieloną ścianę gór po której spływały setki wodospadów znów wbiło nas w ziemię (nawet się nie spodziewaliśmy, że ten widok zobaczymy z tak bliska następnego dnia).









Pierwszy raz w życiu widzieliśmy palmy tak gęsto porośnięte innymi tropikalnymi roślinami, a to wszystko zdjęcia z okna samochodu tuż przy drodze:







Ta północna zielona część wyspy naprawdę bardzo nam się spodobała – droga, którą jechaliśmy o numerze 560 to moim zdaniem taka rajska droga porośnięta bujną zielenią jaką sobie wyobrażałam myśląc jak wyglądają trasy na Hawajach.







Po wielu przystankach i dosyć długim poszukiwaniu miejsca do zaparkowania dotarliśmy na Tunnels Beach – piękną długą plażę z widokiem na zielone góry i możliwością oglądania rafy i rybek prosto z brzegu. Spędziliśmy tam kilka godzin na snorkellingu co bardzo polecamy.











Kawałek dalej rozpoczyna się najbardziej znany szlak na wyspie – Kalalau Trail, który będzie powodem naszego kolejnego wyjazdu na Hawaje. Tym razem nie zdobyliśmy permitu, które można uzyskać 90 dni wcześniej i rozchodzą się one bardzo szybko. Szlak w obie strony ma 36km i 1800m przewyższenia, znany jest z kilku trudnych fragmentów (m.in. owianego złą sławą Crawler’s Ledge), przez które uznawany jest za jeden z najbardziej niebezpiecznych szlaków na świecie. Można też przejść sam początek tego szlaku i dostać namiastkę tych widoków – my stwierdziliśmy, że następnym razem wracamy po całość.
Po plażowaniu udaliśmy się na znane już nam Poke ze sklepu Foodland do miasteczka Princeville (znanego z pól golfowych i drogich hoteli) i na nasz nowy camping - Anahola Beach Park. Na miejscu okazało się, że większość campingu okupują ogrooomne namioty lokalsów, którzy urządzają sobie imprezy i grillowanie. Camping nie posiadał żadnych sensownych udogodnień poza prosta toaletą i jeszcze prostszymi prysznicami z zimną wodą.







Dzień 8 – KAUAI – Helicopter day

Lecąc na Hawaje, w szczególności na wyspę Kauai wiedzieliśmy, że chcemy zobaczyć to słynne wybrzeże Na Pali Coast z góry. Wybór padł na firmę Mauna Loa Helicopter Tours, głównie dlatego, że oferują loty helikopterem bez drzwi, dla 2 lub 3 osób, czyli każda z osób ma miejsce przy oknie – 2 osoby lecą z tyłu, a jeśli lot jest w 3 osoby to trzecia siedzi obok pilota i ma przed sobą całą dużą szybę na podziwianie widoków. Wydało nam się to najważniejsze, żeby nie trafić na środkowe miejsce w helikopterze + sam fakt, że nie musisz dodatkowo dopłacać, a wycieczka jest prywatna dla 2 osób. Poprzedniego dnia zatrzymaliśmy się w siedzibie firmy w Lihue i kupiliśmy lot na następny poranek na 9:30. Kosztowało nas to 379$ za osobę – po przeliczeniu z Revoluta zeszło nam ok 3 tyś za bilety dla 2 osób. Koszt atrakcji bardzo wysoki, ale lot przeszedł nasze najśmielsze wyobrażenia i gdyby nie to, że na następny dzień mieliśmy już kupiony lot na kolejną wyspę to poważnie zastanowiłabym się nad poleceniem raz jeszcze. Nie wiem czy można zobaczyć coś w życiu piękniejszego, kiedyś się przekonam czy coś to przebije. Myślałam, że widoki, które wyskakują w google po wpisaniu „Na Pali Coast” są podkręcone i poprawione w Photoshopie, ale one na żywo były jeszcze lepsze – wszystkie zdjęcia wykonaliśmy telefonem Samsung S22+ i są bez jakiejkolwiek obróbki.
Lot trwał godzinę, pilot od początku mówił nam, że trafiliśmy na pogodę, która rzadko się zdarza na wyspie, jednak chmury i deszcz są tu częściej spotykane (dlatego jest tak zielona). Helikopter wylatuje z Lihue i okrąża całą wyspę dookoła rozpoczynając od dołu. Na początku mijaliśmy zielone pola i zielone góry, które już wyglądały pięknie













W helikopterze bez drzwi jest bardzo głośno i bardzo wieje, pilot co chwila przez słuchawki opowiadał nam ciekawostki o wyspie lub opisywał to co widzimy, ale było tak głośno, że czasem ciężko było coś usłyszeć.





Następnie przelecieliśmy nad Waimea Canyon, wlatując w niego dosyć nisko i przelatując przy wodospadzie, który wcześniej widzieliśmy z punktu widokowego.





Następnie pilot skierował helikopter w stronę Na Pali Coast i naszym oczom ukazały się poniższe widoki:



Jeśli się nie mylę to po prawej stronie poniższego zdjęcia ten niższy grzbiet to właśnie końcówka szlaku Awawapuhi Trail, na którym byliśmy 2 dni wcześniej:





Wlecieliśmy bardzo blisko ścian do jednego z kanionów, miałam wrażenie, że są na wyciągnięcie ręki (nie sprawdzałam, bo lecąc helikopterem bez drzwi nie można wystawiać niczego poza jego krawędź).









To zdjęcie dobrze obrazuje jaki malutki był ten helikopter:



Dalej przelecieliśmy nad plażą Kalalau Beach, do której można dotrzeć wcześniej wspomnianym 36km szlakiem lub łódką. Widokie były tak nieziemskie, że zrobiliśmy kilkaset zdjęć i filmów – jeśli ktoś ma dość przescrollujcie proszę do dalszej części:



















Gdybyśmy mieli jeszcze jeden dzień to zdecydowalibyśmy się na podziwianie Na Pali Coast z poziomu wody – na pewno nie przebije tego z wysokości helikoptera, ale przynajmniej trwa dłużej niż godzinę.
Dalej udaliśmy się w okolice plaży Tunnels Beach i tutaj wyraźnie widać rafę koralową jaka jest przy niej i innych okolicznych plażach:







Myśleliśmy, że to koniec lotu i teraz po prostu wracamy na lotnisko po czym pilot powiedział, że teraz lecimy w najbardziej wilgotne miejsce na Ziemi (!). Wulkan tarczowy Kawaikini wraz ze swoim szczytem Mount Waialeale (który jest najwyższym punktem wyspy - 1.598m npm) notuje jedną z najwyższych ilości opadów na świecie – wg poniższych danych góra jest na 3 miejscu na świecie pod względem opadów.
https://web.archive.org/web/20020927021958/http://www0.ncdc.noaa.gov/oa/climate/globalextremes.html#highpre
Naszym oczom ukazała się pionowa ściana z dziesiątkami spływających wodospadów, a byliśmy w porze suchej i po generalnie małej ilości deszczu w ostatnim czasie, więc można sobie tylko wyobrazić co dzieje się w bardziej deszczowym okresie.















Pilot wleciał pod samą ścianę góry puszczając nam w słuchawkach playlistę z muzyką z Jurrasic Parku i inne znane klasyki, które dodały tylko magii, kończąc piosenką „Paradise” Coldplay.









Ciekawym momentem było też przelecenie między dwoma pagórkami tworzącymi literą „U” – nie wiem czy zdjęcia to oddają, ale było naprawdę blisko..





Wylądowaliśmy o 10:30 a wydawałoby się jakbyśmy cały dzień zwiedzali wyspę. Naszym zdaniem to co zobaczyliśmy jest zdecydowanie warte wydania tej kwoty, gdy leci się na drugi koniec świata zobaczyć Hawaje.

Po wycieczce helikopterem wybraliśmy się na Kuilau Ridge Trail, szlak o długości 5km i 200m przewyższenia zajął nam ok 2h. Chyba lot helikopterem nas rozpieścił bo widoki były „ok” i większego wrażenia nie zrobiły, bardziej wrażenie robi sama gęsto porośnięta dżungla.









Później udaliśmy się na obiad w Kenji Burger – dobre burgery, jeszcze lepsze sushi burritos i na deser do Wailua Shave Ice – shave ice próbowaliśmy kilkukrotnie na różnych wyspach, ale szczerze mówiąc nas nie porywa. Zdecydowanie wolimy kremowe włoskie gelato niż lód z syropem, nawet z dobrym syropem.







Ostanie popołudnie i złotą godzinę przed zachodem słońca spędziliśmy na Kauapea Beach (na google maps parking oznaczony jako „Kauapea (Secret) Beach Trail Head”. Strome zejście sprawia, że nie ma na niej zbyt wielu ludzi i można w spokoju chillować.



CDN.

Dodaj Komentarz