0
rob_sad 3 czerwca 2024 18:50
Kolejna relacja z serii forumowych wypadów w te okolice w związku z okazją cenową Discover
Bilety kupione ponad rok temu. Pierwotnie jeszcze w terminie pory mokrej, ale później dzięki zmianom w rozkładzie udało się przenieść loty na weekend majowy, który jest już porą suchą na tym odcinku rzeki Zambezi.
Wstajemy o 4:30 i jedziemy na lotnisko. Zaczynamy od lotu z Poznania do Warszawy. Tam śniadanie i lecimy dalej do Kopenhagi. Tu mamy około 6h więc spokojnie zdążymy pozwiedzać miasto, tym bardziej, że bilet do centrum kosztuje tylko 15zł.

Image

Gdy wracamy mamy jeszcze czas na jedzenie i odpoczynek:

Image

Tymczasem z Gdańska dolatuje kolega Andrzej. Razem lecimy do Frankfurtu, gdzie przez kolejne 5h objadamy się w salonikach.
Lecimy Eurowings Discover - biedną wersją lufthansy:

Image

Nie udało nam się wyłapać siedzeń które mają więcej miejsca na nogi, ale przynajmniej nie zabrali nam tych wybranych przy odprawie (jak przy powrocie z Cancun). Lot ma międzylądowanie w Windhoek w Namibii, gdzie wymieniono załogę na nowa.


Sporo przed czasem lądujemy w Victoria Falls. Okienka przy kontroli paszportowej są dedykowane dla różnych typów wizy, trzeba stanąć w właściwej kolejce. Nasza kolejka do podwójnej wizy (45usd) przesuwa się najbardziej powoli.

Zimbabwe jest najdroższym z krajów w tej okolicy. Co w sumie jest trochę dziwne, kraj jest znany z hiperinflacji w 2007 liczonej w tysiącach procent w skali roku. Wtedy ceny podwajały się co nieco ponad dzień. Zakończyło się to upadkiem lokalnej waluty i obecnie korzysta się tam z dolarów amerykańskich (oficjalnie także z juanów chińskich). Dziś można kupić jako pamiątki te stare banknoty o nominałach 10, 20, a nawet 50 miliardów dolarów Zimbabwe.
Najlepiej więc nie marnować czasu na drogie noclegi po stronie Zimbabwe i od razu uciekać do Zambii. Tak też robimy.
Po wyjściu z terminala bierzemy taxi (30usd nienegocjowane - bo ciężko zbić) i jedziemy na most graniczny z Zambią.

Image

Wracamy się jeszcze na chwilę do straganów z pamiątkami, by sprawdzić ceny, a potem z paszportami idziemy w stronę mostu.
Stary 100letni most jest cudem techniki. Inżynierowie z Wielkiej Brytanii przyjechali, zrobili pomiary, zaprojektowali most, który potem po wykonaniu konstrukcji został przywieziony statkiem do Mozambiku, potem koleją tutaj i został na miejscu złożony. Wszystko pasowało, a cały proces zajął.. 2 lata i to chyba niecałe, Projektant obliczeń został później głównym projektantem mostu portowego w Sydney. Konstrukcja była wzmacniana i ma swoje ograniczenia. Obecnie może na nią wjechać tylko jeden samochód na raz co powoduje spore kolejki samochodów z towarami po obu stronach. Dlatego na moście dominuje ruch pieszy. Zimbabwe ma swój posterunek graniczny 1km od środka mostu na zachód, a Zambia 600m w drugą stronę.

Image

Już z mostu widać niewielki fragment wodospadu. Po drugiej stronie jest opcja skoku na bungee. Dopiero co wysiedliśmy z samochodu, a tu taka egzotyka. Nie wiem jak długo szliśmy przez ten most, ale myślę, że przynajmniej pół godziny.

Image

Po dojściu do posterunku Zambijskiego mamy jeszcze spory zapas czasu. Stoimy w kolejce przynajmniej 10min (dopiero później ktoś nam powiedział, ze nie musieliśmy w niej stać) i okazuje się, że nie przybito nam pieczątek po stronie Zimbabwe. Okazuje się, że osoba której pokazywaliśmy paszportu sprawdzała je tylko pobieżnie, a pieczątkę dostaje się w budynku obok, który po prostu minęliśmy. Pech. Wracamy te 1,5km w upale, robimy to co trzeba po stronie Zimbabwe i wkurzeni wracamy po raz trzeci mostem ponownie na stronę Zambii. Tym razem już bez kolejki wszystko idzie sprawnie. Do Zambii i Botswany nie są wymagane wizy. Decydujemy, że pomimo wszystko wchodzimy jeszcze na wodospady po stronie Zambii, wejście jest zaraz obok, a bilet to aż 20usd (nieco taniej wychodzi przy płaceniu w zambijskich kwachach). Widoki robią wrażenie. Na czas tego spaceru przestajemy czuć głód i zmęczenie. Jest super:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jeszcze przed wejściem na wodospady dogadujemy taxi do granicy z Botswaną. To około 1-1,5h drogi. Zgadzamy się na 60usd choć wiemy, że da się zejść niżej, ale tego dnia czas i wygoda są ważniejsze.
Po wyjściu z wodospadów kupujemy jeszcze zapasy napojów i w drogę.
Przejeżdżamy przez miasto Livinstone, wygląda egzotycznie, zwiedzimy je w drodze powrotnej.
Jadąc odpoczywamy po ciężkiej nocy i mocnym początku podróży. Mamy na tę okazję jeszcze jedzenie zabrane ze sobą.
Przejście graniczne jest w miejscowości Kazungula, dopiero kilka lat temu zbudowano tutaj most, wcześniej funkcjonowała jedynie przeprawa promowa.

Image

To ciekawe miejsce bo co prawda most łączy tylko Zambię i Botswanę, ale po jednej stronie mostu zaczyna się na środku rzeki Namibia, a po drugiej Zimbabwe.

Image

Tutaj także posterunki graniczne są daleko od siebie, na swoich brzegach rzeki. Spacer to aż 40min więc odpada, przejazd tego odcinka taxi uzgodniliśmy już przy wycenie. Formalności graniczne przebiegają tu sprawniej. Po drugiej stronie bierzemy kolejne taxi (8usd) i jedziemy już bezpośrednio do hotelu.

Mamy sporo stresu. Tutaj proste noclegi są tanie, a wyższa jakość kosztuje nieproporcjonalnie więcej. Szukałem czegoś fajnego i przeglądałem także ceny tych najfajniejszych hoteli. Trafiłem na perełkę, bardzo niską cenę dobrego hotelu dostępną tylko na expedii. Zapłaciłem bez większego zastanowienia, ale to była stawka naprawdę dobra, poniżej połowy standardowej ceny u wszystkich innych pośredników - to budzi czujność, że mogą być problemy, jeśli to hotel popełnił błąd. Do końca nie mieliśmy pewności wszystko pójdzie zgodnie z planem, ale poszło.
Hotel to Chobe Marina Lodge, z zewnątrz wygląda bardzo debrze, a po wejściu do recepcji jeszcze lepiej:

Image

Image

Image

Dalej jest piękny zielony ogród, a raczej taras wkomponowany w dziką roślinność.

Image

Image

Image

Image

Okazuje się nawet, że nie mamy zwykłych pokoi, a apartamenty w domach w ogrodzie. Sypialnię, salon z widokiem na rzekę i bardzo dużą łazienkę. Bajka. Andrzej ma domek dalej od recepcji i już widział przy swoim tarasie dziką świnię obwąchującą trawnik.
Nie ma jeszcze czasu na relaks, musimy dogadać safari na jutro. Kasane to punkt wypadowy do pobliskiego Parku Narodowego Chobe. Mam kontakt telefoniczny do lokalnego polecanego pośrednika, ten odpisuje w ciągu kilku minut i umawiamy się w jego biurze (200m od naszego hotelu). Dogadujemy szczegóły i od razu płacimy. Razem 50usd za osobę, za safari samochodem o wschodzie słońca i safari łodzią przed zachodem słońca. W tym około 30% to opłata za wstęp do parku.
Gdy wracamy jest już ciemniej ale nadal klimatycznie.

Image

Pełni obaw szukamy hotelowej restauracji. Okazuje się, że są dwie: jedna oferuje szwedzki stół za jednorazową opłatę około 100zł od osoby i opłata ta nie zawiera napojów, a druga mniejsza oferuje dania z karty. Wybieramy tę drugą, bo stawki są zdecydowanie korzystne (nieco niżej niż restauracje w Polsce), jedzenie jest bardzo dobre.

Image

To był długi i intensywny dzień. Zdecydowanie szczęśliwy.-- 03 Cze 2024 20:48 --

@radeom masz racje. Usunalem zdjecie

-- 03 Cze 2024 21:23 --

Jesteśmy umówieniu przed recepcją o 5:50. To trzecia pod rząd niedospana noc, ale to nic. Warto. Kierowca przyjeżdża prawie punktualnie. O tej godzinie jest jeszcze zupełnie ciemno i zimno. Jedziemy odkrytym samochodem, mamy do dyspozycji grube koce do okrycia się, ale nawet to niespecjalnie pomaga. Dopiero po dojechaniu do granic parku zjeżdżamy z utwardzonej drogi i tu kierowca musi jechać wolniej, co oznacza, że mniej wieje. Robi się jasno, choć słońce jeszcze nie wzeszło. Mijamy pierwsze stada antylop Impala:

Image

Image

Gdy dojeżdżamy do rzeki wschodzi słońce. Na razie widać niewiele zwierząt:

Image

Dopiero po dłuższym czasie zwalniamy, bo kierowca zauważył słonia:

Image

Mijamy większe i mniejsze małpy, sporo ptaków. Na razie jestem nieco rozczarowany. Mając w pamięci 3dniowe safari w Tanzanii to tutaj nie umywa się do Ngorongoro.
Image

Kierowca nagle mocno przyspiesza i gnając tak na granicy przyczepności mówi, że dostał przez radio sygnał o śladach lwa. W pierwszej chwili pomyślałem, że robi sobie jaja, żeby podnieść emocje, bo wiem, że wcale nie tak łatwo jest zobaczyć lwa z bliska, wcześniej widziałem go tylko z daleka. Ale miał rację, mamy farta. W tle widać, że w porę przyjeżdża jeszcze kilka innych samochodów:

Image

Image

Lwy powolnie idą sobie w stronę rzeki całkowicie ignorując wszystko dookoła:
Image

Od tego miejsca powoli wracamy brzegiem rzeki. Widać, że coraz więcej zwierząt zmierza do wody. Przez drogę przechodzi stado bawołów:

Image

Image

Mamy w planie przerwę na kawę lub herbatę, taki piknik. Małpy próbują ukraść co tylko się da. Ta zgarnęła całe opakowanie ciastek, ale i tak nie wie jak je otworzyć:

Image

Image

Mijamy jeszcze rodzinkę słoni także zmierzającą nad rzekę.

Image

Akcja z lwami zajęła sporo czasu, odwozimy jeszcze inne osoby w różnych miejscach miasta:

Image

Tak się złożyło, że byliśmy odbierani jako ostatni i też jako ostatnich nas odwieziono. Przez to dojeżdżamy do hotelu znacznie później niż było w planie. Śniadanie jest serwowane do 10:00, a nam zostaje mniej niż 10min, nikt jednak nie robi nam problemów, spokojnie zdążyliśmy się najeść.
Odpoczywamy i idziemy do "centrum" Kasane na zakupy. Ceny są zaskakująco wysokie, pamiątki droższe niż w Zimbabwe.

Image

Image

ImageO 14:45 jesteśmy umówieni w marinie na popołudniowe safari łodzią. To około 400-500m od naszego hotelu. To marina z nazwy, ale realnie to wydeptany kawałek brzegu. Obok nas siada para starszych Niemców. Okazuje się, że pani jest z Polski, ale od kilku dekad jest lekarzem w Hamburgu. Przyjechali aż na 3tyg, robią to samo safari już 3ci raz bo im się podoba. Zgubili tabletki antymalaryczne, ale się nie martwią, bo przecież są lekarzami.
Najpierw oglądamy ptaki i krokodyle:

Image

Image

Image

Impala i samice kudu:

Image

Image

Później hipopotamy i słonie.

Image

Image

Dwie rodziny słoni piją, a my pomiędzy nimi:

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

radeom 3 czerwca 2024 23:08 Odpowiedz
Quote:gdzie wymieniono załogę na nową (ładniejszą)Może wyjdę na narzekacza, ale w mojej ocenie słabe jest wrzucanie (i w ogóle robienie) zdjęć stewardess do internetu. Co innego, jakby jeszcze była jednym z elementów zdjęcia gdzieś w tle, a tu jest portret na dużym zbliżeniu.Nie wiem jak jest w Eurowings, ale zasady przewozu LH wprost mówią:Quote:11.6 Fotografowanie i filmowanie na pokładzie jest dozwolone tylko wtedy, gdy możliwe jest zagwarantowanie i zabezpieczenie praw osób fotografowanych – w szczególności ich prawa do ochrony prywatności. No chyba, że odbyło się to za zgodą - wtedy oczywiście nie ma tematu. :) I nie narzekam sobie tak bez powodu - wiem z pierwszej ręki, że personel z reguły bardzo nie lubi robienia zdjęć/kręcenia filmów podczas demo i innych czynności. I w dobie obecnego parcia na umieszczanie wszystkiego w social media absolutnie im się nie dziwię. ;)