0
Gietki 31 maja 2024 14:00
Słowem wstępu
Przed rozpoczęciem wyprawy, moje plany zmieniały się niczym kolor skóry kameleona. Kupiłem w niezłej promocji bilet lotniczy z Brukseli do Lome (Togo). Później zmieniłem lot i termin na połączenie ze stolicy Belgii do Johanesburga (RPA), aby ostatecznie polecieć Ethiopian Arlines z Frankfurtu nad Menem do Lilongwe (Malawi). W pewnym momencie pomyślałem, że właśnie teraz jest najlepszy czas do realizacji odważnych projektów podróżniczych. Chciałem zrobić coś dla siebie może, aby zaspokoić własną próżność? Może coś sobie udowodnić? Albo pobyć samemu ze sobą? W każdym razie zabrałem hulajnogę, maskotkę wilka szarego i postanowiłem objechać na hulajnodze, ósme pod względem wielkości na Ziemi, Jezioro Niasa. Moje wyobrażenia na temat podróży, okazały się kompletnie różne w stosunku do rzeczywistości. Wiedziałem, że w pobliżu linii brzegowej jeziora w Malawi istnieje przyzwoita droga asfaltowa, w Tanzanii i Mozambiku, spodziewałem się trudności. Szczerze pisząc, na tej płaszczyźnie się nie pomyliłem, podróż przez te kraje okazała się przygodą.
Malawi – gorące serce Afryki.

Malawi – gorące serce Afryki.
Po tym, jak dwa lata temu zostałem brutalnie napadnięty i poobijany w Etiopii mam zasadę, aby nie jeździć hulajnogą, samotnie nocą po Afryce Subsaharyjskiej. Jednakże jak mawia klasyk gwary urwisów „zasady są po to, aby je łamać”. Dlatego już pierwszego dnia, hulałem późną nocą. W obrębie prowincjalnego lotniska Lilongwe wylądowałem przed 13. Odprawa paszportowo-bagażowa odbyła się błyskawicznie, aczkolwiek guzdrałem się przy składaniu hulajnogi. Bramę portu lotniczego przekroczyłem około 16, po trzech godzinach jazdy było już ciemno. Czułem pewien lęk, hulając po zmroku, chociaż niepotrzebnie. Malawi to nie Etiopia, w mojej ocenie to zupełnie inna skala poczucia bezpieczeństwa, niż na przykład w Erytrei, Burundi lub Mozambiku. Później w trakcie podróży Malawijczycy, zaczepiali mnie co prawda często, ale według mnie ze zwykłej ciekawości, potrzeby nawiązania kontaktu oraz rzecz jasna potrzeby wyłudzenia kilkuset kwacha (lokalna waluta). Z pogranicza zambijskiego pohulałem, kolejno do miast: Mzimba, później Mzuzu, Rumphi, Livingstonii, Karongii oraz granicy z Tanzanią. Droga obfitowała w liczne spotkania z ludźmi. Jeżeli jeszcze o tym nie wspomniałem, poruszałem się hulajnogą napędzaną wyłącznie siłami własnych mięśni. Nietypowy w Afryce (ale także mało popularny w Polsce) środek lokomocji robił ogromne wrażenie, dlatego też często stawałem i udostępniałem hulajnogę miejscowym ludziom. Spotkania były cudowne, dlatego czasem żałowałem, że założyłem sobie tak ambitny cel, jakim jest okrążenie jeziora, odnosiłem wrażenie, że straciłem wiele wartościowych znajomości. Cóż, takie życie włóczęgi z doskoku, który za ponad miesiąc, powinien wrócić do pracy w polskim lesie?. Malawi w mojej subiektywnej ocenie pozostaje opanowane przez plantacje tytoni szlachetnego. Substytut potrzebny do produkcji papierosów wymaga dobrych gleb, przewiewnych, bogatych w składniki mineralne. Ktoś kiedyś zauważył, że właśnie na takich próchniczych ziemiach rosną deszczowe lasy Malawi. Dzisiaj zagraniczni inwestorzy (często europejscy) karczują tropikalne drzewostany. W zamian sadzą plantacje tabaki. Wzrok ludzki bywa powierzchowny, więc jako turysta spostrzegłem jedynie proces deforestacji (wylesień). Podczas rozmów z ludźmi zrozumiałem, że ogromne plantacje tabaki to dramat małych organizmów żywych zamieszkujących leśny ekosystem. Na plantacjach miejscowi zarabiają niewiele (około 170 złotych za miesiąc), pracują ciężko. Później wielu pracowników choruje na nowotwory, infekcje płuc. Dostęp do podstawowej opieki medycznej w Malawi nie jest trudny. Dlatego też średnia długość życia w afrykańskim kraju wynosi zaledwie 60 lat (w Polsce 74 lata). Najczęstszymi przyczynami śmierci ludzi obok HIV/AIDS są choroby płuc oraz nowotwory. Palenie zabija.

Podczas hulajnogowej przejażdżki przez Malawi widziałem liczne zwierzęta: Koczkodany leśne, pawiany, iguanę, liczne ptaki oraz mnóstwo interesujących gatunków owadów. Wielokrotnie byłem mokry, ponieważ w czasie podróży trwały ostatnie (jak mi się wówczas wydawało) podrygi tegorocznej pory deszczowej. Nad jeziorem dwa razy spałem w namiocie, bardzo się z tego cieszę, ponieważ, kiedy pewnego razu skorzystałem z loudge, wylądowałem w malarycznej spelunie. Żałowałem, że nie śpię w moim luksusowym m2, namiocie, jednakże tej nocy szalała burza z piorunami, która przyniosła ze sobą falę deszczu.

Tanzania, problem?
Przed wyjazdem do tego kraju Tanzania kojarzyła mi się z Kilimandżaro, nowoczesnym Dar es Salam, parkami narodowymi pełnymi dzikich zwierząt oraz Wyspą Zanzibar. Tymczasem po wyjeździe kojarzy mi się z wysokimi górami, wszechobecnym błotem, uciążliwym deszczem, wioskami pełnymi radosnych mieszkańców, dużym natężeniem ruchu na drogach oraz smacznymi rybami, serwowanymi przy ulicy. Kłopoty zaczęły się już na granicy, gdzie w sposób przypominający scenę z polskiego filmu „Sztos”, cinkciarz, oszukał mnie na jakieś 240 złotych. Później były wysokie góry, które spowolniły mnie do średniej prędkości 5 km/h. Powoli doczłapałem się do miasta Mbeya, gdzie chwilę odpocząłem. W europejsko urządzonej kawiarni oddałem się bezgranicznie degustacji tanzańskiej kawy typu Arabica. Ponadto na bazarze kupiłem nowe ubrania znanych światowych marek. W Mbeya na przykład spotkałem człowieka w koszulce Lecha Poznań i nabyłem koszulę „Gucci & New Balance”. Tak jak wspomniałem Tanzania to spory ruch samochodowy na głownych drogach, brak pobocza (raczej w tej części świata nie ma co liczyć na wyodrębnione drogi rowerowe), trochę stuknięci kierowcy ciężarówek no i deszcz, grad i wiatr. Przez splot wszystkich niekorzystnych okoliczności, postanowiłem pojechać drogą regionalną przez Park Narodowy „Kitulo”. Droga była pusta, ale prawdopodobnie dlatego, że przejechać ją mogły motory, „japenesse bus” (terenowe autokary) oraz hulajnoga. Kilka razy upadłem, spłynąłem oraz miałem oczy pełne łez. Podczas tej części podróży przemokło mi wszystko łącznie z gotówką, międzynarodową książeczką szczepień oraz paszportem. Będąc w okolicy, nie omieszkałem wstąpić do wnętrza Parku Narodowego „Kitulo”, który uzyskał przydomek „Senergeti of flowers”. Jest domem dla kilkuset gatunków roślin naczyniowych. Kilka z nich udało mi się oznaczyć, jednakże byłem w okresie, kiedy kwiaty jeszcze nie kwitną. W związku z tym niewiele widziałem. Pomimo to uważam, wizytę w parku narodowym za rozsądny wybór, byłem jedynym turystą (w sumie nie dziwie się bo o 14 nadeszła ulewa, która była najsilniejszą podczas całej afrykańskiej podróży). Co ciekawe dotychczas odwiedziłem sześć parków narodowych Czarnego Lądu (Etiopia, Burundi, Uganda) w żadnym, nie skorzystałem z wynajętego transportu kołowego ?. Opuściłem rezerwat przyrody, później przez kilka dni wspinałem się po górach Tanzanii. Wreszcie postawiłem na wygodną drogę asfaltową, zacisnąłem zęby i między samochodami dojechałem do miasta Makambako. Następnie obrałem mniej uczęszczaną przez samochody drogę do Songea. Po drodze było dość nudno, krajobraz asfaltowej drogi i zapach spalin, urozmaicały liczne plantacje kawy i herbaty. W Songea bardzo mi się podobało. Chociaż powinienem wrzucić łyżkę dziegciu do beczki miodu. Lepsze hotele pękały w szwach od obywateli Chin. Inżynierowie ze wschodu nadzorują liczne inwestycje w Afryce. Osobiście lubię Chińczyków, jednakże łyżką dziegciu, nazwałem widocznie zmieniający się globalny ład. Po powrocie staram się uświadomić dziecku, że dobrze pomyśleć o nauce chińskiego. W Songea dowiedziałem się, że droga Mkwenda (granica z Mozambikiem) jest nieprzejezdna. Po wysłuchaniu niezbyt dobrej wiadomości pohulałem kolejne 160 kilometrów do miasta Mbamba Bay, gdzie nastąpił zwrot akcji niczym w nienajgorszym thrillerze. Na mieście spotkałem rybaka, który zaoferował mi rejs do Coube (wioski rybackiej w Mozambiku). Nie zastanawiałem się długo, oferta spadła mi z nieba niczym rolnikowi, obfity deszcz podczas suszy.

Ahoj przyrodo!
Rejs trwał trzy dni, stałem się członkiem załogi. Napinałem cumy, pomagałem sprzątać łajbę oraz przeładowywać towary. Nasza łódka była czymś w rodzaju przewoźnego sklepu. Wpływaliśmy do portów, gdzie odbywał się handel wymienny. Załoga wymieniała alkohol za ryby, meble za banany i wiele rzeczy za pieniądze. Dwa noclegi spędziłem w namiocie w obrębie przystanków policji wodnej. Funkcjonariusze bez wyjątku traktowali mnie z gościnnością ludów wschodu. Odnosili się do mnie z szacunkiem, częstowali jedzeniem i alkoholem. Chociaż w czasie rejsu nie hulałem (to oczywiste) i postawiłem krzyżyk na objechaniu Jeziora Niasa siłami własnych mięśni, miałem okazję poznać jezioro z innej równie ciekawej perspektywy, perspektywy wody. Na koniec dodam, że w trakcie rejsu największe wrażenie zrobiły na mnie załogi prymitywnych czółen, które w nocy podpływały do nas w celu przeładunku towarów i ludzi...

Północny Mozambik, obraz radości i przygnębienia.
Łajbę opuściłem w Coube bez picia, jedzenia i lokalnej waluty. Miałem tylko papierosy, których nie palę, ale doszedłem do wniosku, że na statku członek załogi powinien mieć co zajarać. W Coube klimat był swojski niczym w lubuskich wioskach. Byłem pewien, że afrykańskim zwyczajem przekroczę zieloną granicę i później załatwię formalności wizowe. Jednakże z krzaków wyłonił się pogranicznik, który jak znaczna część mieszkańców Dystryktu Niasa w Mozambiku nie mówił w innym języku aniżeli portugalski. System nie działał, książki z wytycznymi celnik nie posiadał. Postanowił więc potraktować mnie jak ostatniego obcokrajowca, któremu wystawiał wizę. Za miesięczny pobyt w Mozambiku zażyczył sobie 10 dolarów (bardzo dobra cena). Jednakże szkopuł w tym, że ja miałem innego banknotu niż 50 USD. On jak się domyślacie, nie miał wydać reszty. Z czeluści szuflady wyciągnął 1000 meticashi i w ten sposób wiza kosztowała mnie nie dziesięć a około 35 amerykańskich dolarów. Po formalnościach granicznych miałem zamiar pojechać do miasta Metangula (około 110 km), jednakże tym razem drogi nie było w ogóle. Dżungle za radą oraz przykazem miejscowych żołnierzy przejechałem na pace ciężarówki. Miasto Metangula podobało mi się poza kilkoma wyjątkami. Faktycznie była w nim niespotykana w Afryce promenada z kostki brukowej, sporo straganów z pamiątkami oraz przyjemne lokalne knajpy. Problemem w mieście była baza noclegowa, nie chodzi wcale o dostępność, gdyż lokalnych przybytków nie brakowało. Piszę raczej o warunkach bytowych. Nie jestem wymagający, spędzam kilka weekendów rocznie bushcraftując w Puszczy Noteckiej, spałem w etiopskim burdelu, ale te karczmy które odwiedziłem, były delikatnie mówiąc nie komfortowe. Pewnie spałbym w namiocie, gdyby nie to, że kiedy szukałem dogodnego miejsca na biwak, agresywnie w stosunku do mnie zachowywali się miejscowi młodzieżowcy. Zastosowałem znaną i skuteczną technikę zbiorczą różnych sztuk walki, polegającą na minimalizowaniu ryzyka konfliktu. Jako, że nie miałem namiaru lokalnej waluty, udałem się do bankomatu. Pierwszy z dwóch w mieście, zabrzęczał, oddał mi kartę, potrącając stosowną kwotę z rachunku bankowego jednakże nie wypłacił gotówki. Drugi zaś gotówkę wypłacił, kwotę przewalutowaną pobrał, ale karty już nie oddał. W rozpaczy i panice piątkowej nocy pohulałem do luksusowego hotelu, wybudowanego specjalnie na przyjazd prezydenta Serbii do Mozambiku. Zapłaciłem jak za zboże, uzyskałem cenny dostęp do wi-fi, zablokowałem kartę kredytową, ku przestrodze jakby ktoś ją jednak znalazł pod bankomatem. Otrzymałem luksusowy domek stylizowany na afrykańską chatkę. W środku wanna, prysznic, balsamy, kremy, ręczniki, itp. Kłopot w tym, że kiedy człowiek śpi w namiocie oraz nędznych przybytkach nie za bardzo wie jak się zachować w pięciogwiazdkowym resorcie? Czy dać napiwek za poprowadzenie hulajnogi? Czy zmywać po sobie filiżankę po herbacie? Nieco ironizuje, ale nie czułem się nie komfortowo w ogromnym resorcie, gdzie byłem jedynym gościem. Nazajutrz spakowałem się i wyruszyłem w wymagającą drogę do Lichingi, stamtąd ponownie do Malawi. Jazda przez północny Mozambik wywołuje we mnie mieszane wspomnienia. Z jednej strony mam w pamięci, najbiedniejsze wioski, jakie do tej pory widziałem w Afryce. Miejscowości były za to pełne uśmiechniętych, pełnych godności oraz empatii ludzi. Z drugiej strony ponury krajobraz apokaliptyczny, opuszczone budynki, pijani funkcjonariusze policji, żądające bezpodstawnych łapówek oraz liczne, czasem podarte flagi Frontu Wyzwolenia Mozambiku. W każdym razie cieszyłem się jak dziecko, kiedy wracałem do Malawi. Tym bardziej że podczas wyjazdu analfabeci na granicy, stwierdzili, że w Europie nie ma takiego kraju jak Polska. Wykłócali się, że muszę zapłacić 1000 dolarów kary, ponieważ moja wiza jest złej kategorii. Grozili aresztem. Bałem się, piszę szczerze, ale zanim rozpocząłem proces targowania się, wzniosłem się na wyżyny podróżniczej kreatywności. Powiedziałem, że zapłacę ile chcą? Tylko najpierw proszę o telefon do Ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w Maputo (stolica Mozambiku). Sęk w tym, że nie ma takiej placówki dyplomatycznej. W każdym razie wcześniejszy chojracy chyba się wystraszyli, otrzymałem pieczątkę i opuściłem Mozambik.

Ponownie w gorącym sercu Afryki, czyli Malawi na bis.
Całowałem ziemię, kiedy byłem znowu w Malawi. Tutaj wszystko ponownie wydawało się sielankowe. Mili ludzie, łatwość komunikowania się w języku angielskim. Przed wyjazdem spotkałem się z określeniem, że „Malawi jest Afryką dla początkujących”. Chociaż nie lubię tego typu porównań, chyba muszę się z nim zgodzić. To dobry kraj, aby rozpocząć przygodę z Afryką Subsaharyjską. Jest w mojej ocenie egzotycznie, są zwierzęta i krajobrazy niczym z filmu „Król Lew”, jest tanio i bezpiecznie. Dlatego dalsza część mojej podróży okazała się przyjemna. Nieco zwolniłem, rozkoszowałem się spotkaniami z ludźmi, nawet skorzystałem z możliwości wspólnej clebracji meczów angielskiej ekstraklasy piłki nożnej przy chłodnym piwie. W zasadzie miałem wszystko, oprócz pieniędzy. Zapas gotówki, podobnie jak wyprawa zbliżał się do końca. Musiałem zaoszczędzić jakieś środki na przyjazd do Europy, ponieważ czekała mnie jeszcze droga pociągiem z Frankfurtu nad Menem do Gorzowa Wielkopolskiego. Drogą przez Mangochi, Monkey Bay, Salimę dotarłem do Lilongwe. Dysponowałem jeszcze czterema pełnymi dniami do odlotu. Dwa wieczory spędziłem, odpoczywając w kawiarniach i barach. Byłem na koncercie i w klubie nocnym. Mądrością życiową płynącą z tych wizyt jest obserwacja, która mówi że na dyskotekach w Malawi, kobiety nastawione są na pieniądze. Jeżeli ktoś szuka żony, to nie jest to najlepsze miejsce, aby zapoznać drugą połówkę. Jednakże wizyta w takim miejscu podnosi męskie morale. Uwierzcie miałem takie powodzenie, że mogłem poczuć się niczym gwiazda filmowa ?. Rozpustne życie nie jest dla mnie, zmęczyły mnie niezliczone ilości kobiecych próśb o piwo, drinka, ciuchy, kosmetyki. W Lilongwe poznałem Europejczyka, który zajmuje się montażem paneli słonecznych w Malawi. Dołączyłem do zespołu i dzięki jego gościnności pojechałem jeszcze na jedną noc do Parku Narodowego „Kasungu”. Delegacja pracownicza w Afryce ma nieco inny wymiar niż w Polsce. Oznacza to, że osoby zaproszone przez park narowy sami płacą za wstęp, nocleg oraz mini safari. Byliśmy w parku narodowym, gdzie żyje kilkaset słoni. Sprawdzaliśmy instalację solarną w stróżówkach strażników przyrody, przemierzyliśmy park wzdłuż i wszerz i? Nie widzieliśmy żadnego słonia. Za to byliśmy w Zambii, którędy? Zieloną granicą. Czyli los jednak chciał, abym postawił nogę na zambijskiej ziemi. Dla mnie to tylko znak, aby za rok powrócić do Afryki, może właśnie do Zambii?

Kilka informacji praktycznych:

TERMIN:
6 kwietnia – 9 maja 2024 roku.

WIZY:
Malawi – od lutego 2024 roku Polacy podróżują do Malawi bez wizy.
Mozambik – nie ma stałej ceny, oficjalna w porcie Coube 10 dolarów za jednokrotną wizę mieięczną,
Tanzania – na granicy, wiza jednokrotna ważna 90 dni za 50 dolarów.
SZCZEPIENIA:
Przy wylocie z Malawi oraz wjeździe z Malawi do Tanzanii zapytano mnie czy mam szczepienie przeciw żółtej febrze?

LOTY:
W moim przypadku to anty budżetowa transakcja.
ETHIOPIAN ARLINES:
Bilet Bruksela – Lome – 400 euro
Pierwsze przebukowanie na bilet Bruksela – Johanesburg – 310 euro
Drugie przebukowanie na Frankfurt – Lilongwe – około 470 euro
Łączna cena biletu wyniosła prawie 1200 euro + 90 euro za transport hulajnogi (w pierwszą stroną). W trakcie powrotu udało mi się przetransportować hulajnogę bezpłatnie.

PARKI NARODOWE:
Kasungu Nathional Park (Malawi) – wstęp na 24 godziny – 10 USD, nocleg w domu na terenie parku ze śniadaniem – 35 USD, piesze safari, 2 godziny – 10 USD.
Kitulo Nathional Park (Tanzania) – wstęp na 8 godzin + opłata za pieszą trasę – 65 USD. W obszarze parku nie ma noclegów w otulinie znajdują się liczne obiekty noclegowe w cenie za około 15 USD – pokój, prąd, ciepła woda oraz inne wygody.

BUDŻET:
Przy własnym transporcie i częściowych noclegach w namiocie wyniósł około 15-20 dolarów na dzień.
Budżet nie obejmuje opisanych kosztów wiz, parków narodowych oraz biletów lotniczych. Ponadto zwiększył się o koszt dojazdu koleją z rejonu północno- zachodniej Polski do Frankfurtu nad Menem.
Ceny praktyczne wymienie w poście poniżej relacji w razie pytań służe na pomocą na priva, chat, telefonicznie...

NAZWA JEZIORA:
Nazwa „Jezioro Niasa” pochodzi z grupy języków bantu, do których należy jeden z urzędowych języków Malawi – czewa, cziczewa. Określenie było używane w czasach przed kolonialnych. Po podziale Afryki zbiornik wodny bywa nazywany Jeziorem Malawi, ponieważ większość wód należy do tego kraju. Tanzania nie posiada żadnych wód terytorialnych, jedynie linie brzegową. Mozambik posiada w granicach kraju fragment jeziora. Ze względu na zaszłości historyczne oraz minioną groźbę konfliktu pomiędzy Tanzanią a Malawi o wody jeziora, bezpieczniej lub po prostu bardziej fair jest używać nazwy Jezioro Niasa, aniżeli Jezioro Malawi.

POSŁOWIE
Wróciłem do domu sporo chudszy, opalony i szczęśliwy. Chciałbym podzielić się z Wami relacją z podróży, która za długo zagości w moim sercu, głównie dzięki przydrożnym spotkaniom z fantastycznymi ludźmi. Prawdę mówiąc, chciałbym zostać w takiej Afryce na dłużej, miłej, przyjemnej, przygodowej. Z serca przepraszam jeśli nie zachowałem obowiązujących standardów relacji fly4free, to moja pierwsza lub duga relacja. W każdym razie pierwsza w latach dwudziestych, wybaczcie zatem błędy debiutantowi.

Pozdrawiam serdecznie Dominik, Hulaj Krysiu.

Dodaj Komentarz

Komentarze (13)

agnieszka-s11 31 maja 2024 17:08 Odpowiedz
Fajna przygoda, rozumiem ze hulajnoga to ten rower bez pedalow ze zdjecia.
gietki 31 maja 2024 17:08 Odpowiedz
Zgodnie z obietnicą kilka przykładowych cen na produkty w kwietniu i maju 2024 roku:Malawi:Noclegi w lokalnych loudge od 20 do 200 złotych (standardowo było to około 35-44 złotych). Warunki z reguły przyzwoite, niejednokrotnie śniadanie wliczone w cenę. Jeżeli ktoś będzie się wybierał poproszę o prica, mogę polecić coś sprawdzonego. - woda 0,5 l - 1,3 zł- miód 0,5 litra - 9 zł- obiad w niezłej retauracji poza stolicą, np. frytki, sok oraz ryba - 15 zł- piwo lokalne w barze - 4 zł- coca-cola w sklepie, 0,5-0,6 l - 2,2 zł- pomidory polne 2kg - 4 zł- banany 1 kg - 1,5 zł- jogurt smakowy - 1,5 zł- napój lokalny o smaku ananasowym 0,5 l - 2 zł- karta SIM do internetu o transferze do 20 MB i miesiącu ważności - 35 zł- orzeszki solone, 200 g - 3,5 zł- bataty smażone oraz surówka przy ulicy - niecałe 1 zł- pierogi a`la ruskie przy ulicy około 40 gr za sztukę- pączki, najczęściej twarde przy ulicy około 30-40 gr za sztukę- piwo bezalkoholowe 0,5 litra - 2 zł- obiad bezmiesny w lokalnej knajpie na wiosce - od 5 zł do 10 zł- obiad w dobrej restauaracji w Lilingwe z napojem - od 20 zł- paczka papierosów loklnych -2,5 zł- paczka papierosów znanych marek zagranicznych - ponad 8 zł- drewniany magnes na lodówkę - 4 zł- dobrej jakości lokalna kawa arabica w markecie za 1 kg - 40 zł- kawa capuchinno w restauracji "zachodniej" w Lilongwe - 8 zł- koszulka "znanaej marki" - od 40 zł- pasek znanej marki, skórzany - od 12 złZ transportu płatnego w Malawi nie korzystałem. -- 31 Maj 2024 13:51 -- agnieszka.s11 napisał:Fajna przygoda, rozumiem ze hulajnoga to ten rower bez pedalow ze zdjecia.Agnieszka tak to ten rower bez siodełka :D z tym, że motoryka jest podobna jak na dziecięcej hulajnodze, masz dwie przerzutki lewą i prawą, niezależnie czy śmigasz pod górkę czy na dół...
cart 31 maja 2024 17:08 Odpowiedz
Szacun!
osk 31 maja 2024 17:08 Odpowiedz
Gratuluję odwagi i pomysłowości, relacja miesiąca coś czuję co najmniej będzie[emoji3]
kalispell 31 maja 2024 23:08 Odpowiedz
Zajebiście! Pomysł i wykonanie podróży - super!
gietki 1 czerwca 2024 23:08 Odpowiedz
Przykładowe ceny w Tanzanii oraz Mozambiku (rejon jeziora Niasa). Zapewne w przypadku pierwszego kraju ceny różnią w porównaniu np. dla Zanzibaru lub Dar es Salam.TanzaniaNoclegi spałem w relatywnie niezłej klasy noclegach, chodź unikałem tych wyglądających ekskluzywnieNoclegi w sensownych lokalach (wygodłe łóżko, moskitiera, limitowana ciepła woda) - od 40 złotych (ze śniadaniem) i z reguły było to 40 zł w Songe z ciekawości zapytałem o cenę noclegu w hotelu 4 gwizdki - 220 złotych.- łódka rybacka z Mamba Bay do Coube (Mozambik) - 85 złotych + 40 złotych za rozładunek i załadunek bagażu (nie dało się zrezygnować z tego wydatku),- ubranie piłkarskie adidas kadr Tanzani - 38 zł- koszulka znanej marki "Lacoste", "Gucci" - w zależności od umiejętności targowania od 15 do 40 zł- pajda domowego chleba - 1 zł- kawałek arbuza, lub kilka kawałków ananasa przy ulicy - 1 zł- szaszłyk przy ulicy za sztukę - 2 zł- ryba po indyjsku z frytkai i surówką i sokiem wyciskanym w restauracji w Mbeya - 40 zł- paczka ciastek kruchych lokalnych - 1 zł- paczka ciastek lokalnych z nadzieniem - 4 zł- kiść bananów - 4 zł- Pepsi 0,6 l - 2 zł- woda 1,5 l -od 2 do 4 zł- obiad przydróży trzy mini rybki a`la ukleja, ryż i surówka - 6 zł- kawałek ryby smażonej przy ulicy, 1 dzwonek - 6 zł- obiad przy ulicy bezmięsny (szpinak, ryż) - 4 złKurs wymiany waluty 1 USD około 2500 tańzańskich szylingów, kurs czarnego rynku wynosi około 2700 szylingów za dolara.Koszt tanzańskiej wizy na granicy - 50 USDPo tym jak w porze deszczowej zmokła moja międzynarodowa książeczka szczepień musiałem kupić nową za którą płaciłem aż 50 USD z drugą dawką szczepienia na febrę :) było to naciągactwo przez ministerstwo zdrowia, aczkolwiek musiałem ulec, nie chcieli mnie wypuścić z kraju...Ceny w Północnym Mozambiku (rejon Niasa)Kurs wymiany, wymieniałem jedynie na czarnym rynku to znaczy w miejscu gdzie dokonuje się mikropłatności telefonem, itp. Kurs za 100 USD - 6500 nowych meticashi- capuchino w portugalskiej knajpie w mieście Lichinga - 11 zł- ciastko w tej knajpie (jak powyżej) - 6 zł- Coca-cola puszka 0,33 l - 3 zł- Hamburger z frytkami przy ulicy - 17 zł- 1/4 kurczaka z sałatką w barze - 16 zł- sok 1 l - 7 zł- woda 1,5 l - 4,5 zł- pączek ciepły, sprzedawany przez dzieci na bazarze za sztukę - 80 gr- napój winogronowy lokalny 0,33 l - 3 zł- paczka lokalnych ciastek - 3 złZa transport ciężarówką na pace z Coube do Metangula zapłaciłem razem z hulajnogą 60 zł (coś około 120 km)Noclegi - dość ciężki temat w północnym Mozambiku, warunki bytowe są kiepskie a ceny wysokie w miare przyzwoity nocleg w Lichinga kosztował 140 zł w Metangula w hotelu 400 zł, oczywiście są przybytki za 40 zł, ale szczerze lepiej spać w namiocie, toalety są z górkąodchodów ludzkich, wody nie było, podobnie moskitiery, pościel brudna...Afryka :)
sudoku 1 czerwca 2024 23:08 Odpowiedz
Szacun za pomysł podróży i jego realizację. Jestem naprawdę pod wrażeniem.
lenamatus 5 czerwca 2024 17:08 Odpowiedz
Hulajnoga w Afryce jest odjechana, interesujący sposób podróżowania. Brawo za pomysłowość.
marecki1 20 czerwca 2024 12:08 Odpowiedz
Szacunek, z tego mogłaby fajna książka powstać.
gecko 20 czerwca 2024 17:08 Odpowiedz
świetne! śledziłem wyprawę na bieżąco na fb :D
gietki 20 czerwca 2024 23:08 Odpowiedz
marecki1 napisał:Szacunek, z tego mogłaby fajna książka powstać.Dziękuję Mareck1, nie ukrywam, że zbieram się do napisania zamkniętej formy lierackiej. Jednak moje dokonania na tej płaszczyźnie to książki podróżnicze dla dzieci, cały czas dumam czy zacząć konwencję dla młodszego czy starszego czytelnika. Chociaż bliższe sercu jest mi chyba pisanie dla młodszych odbiorców :). Takie życiowe rozważania w każdym razie za pisanie zabiore się pewnie po zakończeniu Euro oraz Copa America.Serdecznie pozdrowionka i jeszcze raz dzięki za dobre słowo.
marecki1 21 czerwca 2024 12:08 Odpowiedz
Tak mi się z Afryką Kazika skojarzyło , okazuje się że 100 lat póżniej też można podjąć wyzwanie. Dobry tytuł już masz : Hulajnogą wokół Niasa. :)
gietki 26 czerwca 2024 17:08 Odpowiedz
-- 26 Cze 2024 13:57 -- gecko napisał:świetne! śledziłem wyprawę na bieżąco na fb :DBardzo mi miło :) że ktoś to czyta :D -- 26 Cze 2024 13:59 -- marecki1 napisał:Tak mi się z Afryką Kazika skojarzyło , okazuje się że 100 lat póżniej też można podjąć wyzwanie. Dobry tytuł już masz : Hulajnogą wokół Niasa. :)Tak nazwa książki jest to najważniejsze.W każdym razie moje osiągnięcia to nic w porównaniu do Pana Nowaka, ale w mniejszym wymiarze jest osiągnięciem wewnętrznym.Pozdrawiam