Jakies trzynascie lat temu (czas niestety leci, na leb na szyje) moja najlepsiejsza przyjaciolka wychodzila za maz. I oczywiscie, zaprosila mnie na slub. Gdzie mial sie odbyc ten slub? Spojrzalam na adres. No… gdzies w Tokio. Spojrzalam na pierwszego krzaka w adresie, Hachi-cos-tam-cos-tam, dalej nie czytalam. Pewnie Hachioji, tak to faktycznie w tokijskiej prefekturze. Fanka japonskiej stolicy nie jestem, ale jeden dzien na slub najlepsiejszej przyjaciolki przeboleje. Tak mi jakos po glowie chodzilo, ze powinnam zaczac sprawdzac, gdzie zaparkowac, bo ja z tych co wszedzie samochodem jezdza. Nawet do Tokio.
Data slubu sie zblizala, kiedy ona sie mnie zapytala czy wole pokoj w stylu zachodnim, czyli z lozkiem, czy moze po japonsku - z tatami. I ze mam nie panikowac, bo rodzina jej meza oplaca moj hotel. I bilet lotniczy. Zaraz, co? Bilet lotniczy??? Samolotem mam do Tokio leciec?
I tak to oto polecialam na wyspe Hachijo (Hachijojima), jedna z wysp archipelagu Izu, ktora faktycznie administracyjnie znajduje sie w Tokio. W dniu slubu walnal w nas tajfun, nastepnego dnia lalo i wialo i wszystkie loty z wyspy do Tokio wlasciwego byly odwolane. W koncu trzeciego dnia wyszlo slonce i taki to obraz Hachijojimy mialam wyryty w pamieci - zmoknietej, wilgotnej i blyszczacej kroplami wody w sloncu.
Tak bylo wtedy, antyczna historia.
Podczas pandemii chodzilo mi po glowie, zeby na Hachijojime znowu sie wybrac. Ale za kazdym razem Okinawa wychodzila mi taniej. Wiec latalam na Okinawe.
Problem z Hachijojima jest taki, ze lata tam tylko ANA i ceny sa jakie sa. Czyli drogie. Nie bardzo przykladalam sie do polowania na promocje, bo zawsze pod reka byly inne kierunki. Az w koncu ANA mialo mega promocje z okazji rocznicy urodzin tejze linii. Niemal wszystkie kierunki w niemal kazdych terminach (do konca czerwca, ale minus Golden Week) za smieszne pieniadze.
No to kupilam. Bo szkoda mi bylo marnowac resztke urlopu po powrocie ze Swietej Heleny. 7000 jenow Haneda - Hachijojima, ciut wiecej powrotny, bo powrotny byl w weekend. Calosc wyszla na 16,000 jenow. No to super!
Na Rakuten Travel zarezerwowalam dwie noce w Sea Dive Guesthouse (14,400 jenow za calosc ze sniadaniami, na oficjalnej stronie hotelu wychodzilo drozej), specjalnie chcialam pokoj w stylu zachodnim. Ja tatami nienawidze. Rezerwacja zostala potwierdzona, a wlascicielka obiektu wyslala mi maila czy nie bylabym zainteresowana w wypozyczeniu samochodu. Bylam.
Kilka dni pozniej zgadalam sie z owa przyjaciolka, ktora miala slub na Hachijojimie, a ona na to, ze skoro juz tam lece, to powinnam sprobowac dostac sie na wyspe Aogashima. Bo jej nigdy przedtem sie to nie udalo. Aogashima to oficjalnie najbardziej odizolowana wyspa japonska pod wzgledem transportu. Taka nasza Sw. Helena. Ironicznie, administracyjnie znajdujaca sie w obrebie Tokio.
Teoretycznie mozna na Aogashime poplynac promem z Hachijojimy. Teoretycznie. Bo prawdopodobienstwo, ze prom da rade zacumowac na wyspie to okolo 50 - 60% podczas dobrej pogody. Okolo 30% w porze tajfunowej.
Dlaczego? Ano dlatego, ze wyspa nie ma naturalnego portu, ocean jest tam bardzo gleboki, fale wysokie i pogoda zazwyczaj do kitu. Zazwyczaj rejs jest po prostu odwolany. A jesli nie jest odwolany, to czesto zdarza sie tak, ze prom robi podejscie do wyspy, ale nie daje rady, wiec wraca do Hachijojimy.
No i kurza twarz, miala racje. Mozna tam poleciec helikopterem.
Internety powiedzialy, ze lata tam Toho Air Service jako Tokyo Island Shuttle. Jeden lot dziennie z Hachijojimy o 9:55 rano. Bilety mozna kupic na ich stronie dokladnie na 30 dni przed planowana data podrozy. Heli zabiera tylko 9 pasazerow. Wiec dokladnie 30 dni przed, kilka sekund po polnocy wskoczylam na strone Toho Air. I tam system sie zawiesil. Ale probowalam az do skutku i okolo 6 nad ranem sie udalo. Mialam bilet na Aogashime. Dwa dni pozniej robilam to samo, zeby kupic lot powrotny. A tam zonk. Heli na sobote wyprzedal sie w ciagu 30 sekund zaraz po polnocy. No i co teraz?
Dla hecy sprawdzilam powrot dzien wczesniej, w piatek. Jedno jedyne wolne miejsce bylo. Daloby mi to tylko jedna noc na Aogashimie, ale dobre i to. Kupilam. Cena 11,700 jenow w jedna strone, czyli 23,400 za lot Hachijojima - Aogashima - Hachijojima. W cenie 5 kilo bagazu podrecznego. Nie wpuszcza na poklad helikopteru bez okazania rezerwacji noclegu na wyspie.
Z noclegiem na wyspie tez jest krucho, bo kemping zamkneli podczas pandemii i jeszcze nie otworzyli na nowo. Sa jakies guesthousy, ale prawie wszystkie miejscowki sa zajete przez pracownikow przebywajacych sluzbowo na wyspie. A jest ich sporo, bo wyspa zarzadzana jest przez urzad w Tokio. To tez powod dla ktorego loty zabukowuja sie blyskawicznie. Czesc miejsc jest z gory przydzielona pracownikom lecacym z Tokio.
W koncu udalo mi sie zarezerwowac nocleg w guesthousie Aogashimaya, 11,900 jenow z trzema posilkami (trzeba, bo nie ma na wyspie gdzie jesc). Wlascicielka podala mi rowniez numer telefonu do chlopa, ktory wypozycza samochody (trzeba, bo nie ma na wyspie innego transportu).
Zgadalam sie z Sea Dive na Hachijojimie, ze babka przyjedzie po mnie na lotnisko, zabierze moj bagaz, wsadzi go do pokoju, ktory bedzie na mnie czekal nastepnego dnia. A ja polece na Aogashime tylko z malym plecaczkiem. Wszystko zostalo zaplanowane.
A w zasadzie prawie wszystko. Nie udalo mi sie zaplanowac pogody. Pech swietohelenski nadal sie ze mna ciagnal.
W przeddzien lotu na Hachijojime, ANA wysylala mi wiadomosc, ze podejma decyzje o tym czy poleca na 30 minut przed planowanym wylotem. Bo ma mocno wiac. Znowu echo Swietej Heleny. Ale o ile tam piloci maja specjalne szkolenia jak ladowac przy silnych bocznych wiatrach, to najwyrazniej piloci ANA takich cudow na kiju nie maja. Jak wieje to nie leca.
Spalam w hotelu Keikyu Ex Inn Haneda. Wstalam o czwartej rano, zeby wyslac moj duzy bagaz kurierem do domu. Prawie kazdy hotel w Japonii oferuje taka usluge. Mozna nadac bagaz do nastepnego hotelu, gdzie sie jedzie, albo gdziekolwiek indziej w kraju. Ja wyslalam moj do domu, bo nie mialam jak go zabrac ze soba. Chcialam leciec tylko i wylacznie z bagazem podrecznym. Bo jesli moj lot ANA bylby opozniony, to nie chcialam marnowac czasu czekajac na bagaze na tasmie. Chcialam od razu gnac do odprawy helikopterowej.
Teoretycznie czasu wystarcza, jesli wszystko leci zgodnie z rozkladem. Jesli nie, to bywa kiepsko. No ale co to ja, amatorka jakas? To nie moje pierwsze rodeo krotkich przesiadek. Ale pierwsze rodeo rozkladowych lotow helikopterowych. Nie bardzo wiedzialam czego oczekiwac i chcialam byc wszedzie zgodnie z planem.
Hotelowym busem dotarlam na Hanede, nie moglam zrobic odprawy online, bo na ten lot panie przy check-inie musialy kazdego z osobna informowac, ze jeszcze nie wiadomo czy w ogole polecimy. I zeby potem nie miec pretensji.
Wylot mial byc o 7:30. Ale 7:30 przyszla i minela i nadal decyzji nie bylo. Nagle o 8:15 ogloszenie, ze wszyscy wsiadac do samolotu teraz, zaraz, juz w tej chwili. Lecimy!
Informuja nas, ze nie wiadomo czy uda sie wyladowac. Mozliwe, ze bedziemy musieli zawrocic do Tokio. Ale dobre i to. Wole byc optymistka.
I optymizm wygral. Ladowanie bylo twarde i nieprzyjemne. Prawie tak okropne jak na Swietej Helenie. Wyskoczylam z tego samolotu jak wariatka i pogalopowalam do hali lotniskowej. Moj helikopter juz stal gotowy na plycie lotniska.
W sali przylotow nie ma pani z Sea Dive. No kurcze. Dzwonie do niej. A ona na to, ze byla na lotnisku, ale nasz samolot nie przylecial. No jak to, nie przylecial? Przeciez tu jestem! Bylam pewna, ze wcale nie czekala, i ze miala nadzieje, ze moj lot bedzie odwolany. Po 10 minutach przyjechala cala naburmuszona jakby wielka laske mi robila. No kurde, glupi babolu! Jakbym nie leciala na Aogashime, to i tak musialabys mnie odebrac z lotniska i zabrac do swojego smierdzacego hoteliszcza! Bo przeciez oferujesz shuttle service!
Okienko odprawy helikopterowej jest zaraz obok normalnej odprawy ANA. Wisiala informacja, ze decyzja o tym czy polecimy zostanie ogloszona na 30 minut przed planowanym wylotem. Cos mi sie wydaje, ze to bedzie mantra tej wyprawy. 30 minut przed wylotem.
Na ekranie jednak wyswietla sie, ze lot ma byc wedlug rozkladu. Wole byc optymistka.
Na fotelach koczowalo kilku facetow w roboczych kombinezonach, jeden nawet mial skrzynie z narzedziami, mloda dziewczyna zapatrzona w telefon i przystojny chlopak w blizej nieokreslonym wieku. Ale wygladal na pelnoletniego. No i ja. Jedyna cudzoziemka w tym zacnym gronie.
Za lada Toho Air Service pojawila sie pani i zaczela sie odprawa. Kazdy skrawek bagazu byl skrupulatnie wazony i mierzony. Kazdy pasazer musial rowniez podac swoja wage. Pani wierzyla Japonczykom na slowo, ale mnie kazala stanac na wage. Zdziwila sie mocno, kiedy waga pokazala trzy kilo mniej niz to co ja jej powiedzialam. Za to moj plecak okazal sie o 1 kg ciezszy niz dozwolone 5. Doplata za kazde kilo nadwagi to 240 jenow (lub 260 w zaleznosci od trasy).
Mloda Japonka i przystojny chlopak mieli normalne bagaze nadawane i placili chyba za 15 kilo. Robocze kombinezony rowniez placily. Kasowali nas wszystkich jak tylko mogli. Sprawdzali tez bardzo dokladnie rezerwacje noclegow. Dzwonili do kwater, zeby naprawde potwierdzic, czy sie tam zatrzymujemy. Latwa sprawa, bo okazalo sie, ze i mloda Japonka i przystojny chlopak i ja wszyscy nocujemy w tym samym guesthousie. Kombinezonow nie pytano.
Dostalismy karty pokladowe i zaczelo sie czekanie na dobre. Siedzimy i siedzimy. Nikogo innego juz na lotnisku nie ma. Samolot, ktorym przylecialam juz dawno odlecial z powrotem do Tokio. Pustki takie, ze nawet sklep z upominkami zostal chwilowo zamkniety.
Nagle wozek z bagazami do nadania zostal zacigniety do maszyny przeswietlajacej. A nas zaciagnieto do kontroli bezpieczenstwa. Takiej normalnej, jak przed lotem samolotem. Zgadnijcie kto z naszej grupy musial sciagac buty? Nie, nie kombinezony w wielkich buciorach roboczych z metalowymi czesciami ochronnymi. Jedynie cudzoziemka w LaSportivach. Zgadnijcie tez kto z naszej grupy mial wybebeszany caly bagaz podreczny? Tak, jedynie cudzoziemka. I to dopiero mala przygrywka. Po powrocie na Hachijojime bylo jasne, ze cudzoziemcow tam nie lubia i glosno i wyraznie daja to do zrozumienia. I sa zszokowani, kiedy cudzoziemcy to rozumieja. Podobne obserwacje mialam juz w przeszlosci z innych wysp archipelagu Izu. Ale jak do tej pory, Hachijojime milo wspominalam.
Zeby sobie odbic takie traktowanie, przepchalam sie przez cala grupe na sam przod. Bo, kurcze, chocby nie wiem co, to mialam zamiar byc pierwsza osoba wsiadajaca do tego helikoptera. I bylam!
Lot byl taki sobie, chmury wisialy na horyzoncie i nie wrozyly dobrej pogody. Pilot powiedzial, ze przy lepszej pogodzie stara sie robic rundke nad wyspa, zeby mozna bylo ja podziwiac z lotu ptaka, ale tego dnia nie bylo to mozliwe. Ostrzegl nas, ze mamy sie trzymac mocno podczas ladowania, bo wieje i bedzie nami rzucalo. Po ladowaniu na Sw. Helenie to byla dla mnie pestka, ale mloda Japonka zrobila sie fioletowa na twarzy.
Na ladowisku czekal na nas pan policjant, ktory drygowal ruchem. Jesli mialo sie bagaz nadawany, to prosze do budki po odbior, jesli nie, to droga wolna. Pasazerowie na lot powrotny na Hachijojime wyszli na plyte i bylo jak w autobusie. Jedni wysiadaja, inni wsiadaja. Pani z poczty tez czekala z taczka, zeby odebrac to co przylecialo i zaladowac na helikopter odchodzaca poczte i paczki. Na wyspie produkuje sie lokalny alkohol i jest on glownym produktem “eksportowym”.
Przy placyku czekal pan w rybackich gumiakach z cala garscia kluczykow samochodowych. Podal papierek do wypelnienia, przygladal sie uwaznie mojemu prawu jazdy, nie bardzo chcial wierzyc, ze cudzoziemka ma prawko japonskie i do tego nazwisko krzakami pisane. Bo jak sie okazalo, poprzedniego dnia odmowil wynajecia samochodu dwom francuskim jutuberom, ktorzy nadal przebywali na wyspie. Ciekawe jak sie poruszali?
Samochodzik byl stary, hamulce ledwo dzialaly, rzezil strasznie, ale za 5,000 jenow za dzien, bez potrzeby tankowania przy oddaniu, nie bylo w sumie na co narzekac. Choc pozniej, jak sie okazalo, te hamulce bardzo by sie przydaly. Wyspa jest gorzysta, i gdzie by nie jechac, to zawsze bylo pod gorke.
No to w droge!!! Wyspa czeka!!!
c.d.n.@Japonka76 wycieczka byla swietna, ja sie nigdy nie nudze.
@Stasiek_T bez piknaterii byloby nudno! I naprawde przepraszam za brak polskich znakow.
@AgaGy mam tez i gadane, chcesz posluchac? Pracuje wlasnie nad podcastem!
@TIT nah... to Japonia, tutaj nie ma sie czego bac. Ironicznie, tego dnia, kiedy pierwszy raz lecialam rejsowym helikopterem, na Okinawie, na Miyakojimie rozbil sie helikopter wojskowy.@Grzenio1970 Do 30 lat jeszcze mi troche brakuje!
:)
Wiesz, to jest ciekawe pytanie. I jest na nie tyle odpwiedzi ilu obcokrajowcow mieszkajacych w Japonii. Ja to widze tak, Japonczycy kochaja turystow, o ile ci turysci wracaja "do domu". Jesli ten dom okazuje sie byc rowniez w Japonii, to sa duze szanse, ze przecietnemu obywatelowi, szczegolnie w srednim wieku i powyzej, nie bedzie sie to podobalo. Czy wiesz, ze obcokrajowcy ze stalym pobytem, lub na dlugoterminowych wizach, sa oficjalnie liczeni jako "odwiedzajacy" (visitors), kiedy przekraczaja japonska granice wracajac do Japonii? Skoro japonski rzad tak podchodzi do sprawy, to trudno sie dziwic zwyklym ludziom.
Ale nawet ludzie, ktorzy znaja mnie od lat, potrafia sie zapytac, "kiedy wracam do domu" - tak bardzo zakorzeniony jest wizerunek cudzoziemca, ktory jest tutaj tylko tymczasowo.
Dlatego, kiedy podrozuje w Japonii, bardzo czesto udaje, ze jestem turystka, bo tak po prostu jest latwiej. Ale czasem, jak na odprawie helikopterowej, moje loklane dokumenty mnie demaskuja.
Hachijojima, a przynajmniej zarzad wyspy, zdaje sobie sprawe z problemu nielubienia obcokrajowcow. Do tego stopnia, ze staraja sie cos z tym zrobic. Wybrali lokalna Litwinke jako Miss Hachijojima i zrobili ja turystyczna "ambasadorka" wyspy. Bo tak bedzie lepiej wygladalo.@monroe To kiedy przylatujesz?
:D
@Sudoku Ojtam ojatam, kadzisz wacpan, az milo, jak by moj tata powiedzial. Ale serio, bardzo mi milo, ze lubisz czytac moja tfurczosc.
Moj maz mowi, ze bez wiekszych problemow moglabym napisac 300-stronicowe dzielo o sobotnim wypadzie do galerii handlowej. I ma racje! Bo trzeba przeciez wiedziec, dlaczego ta galeria powstala tam, a nie gdzie indziej, kiedy i jak dlugo ja budowano, rozbudowano i przebudowano. Jak zmienila sie demografia okolicy odkad to centrum handlowe tam jest. I jak zainspirowalo to pobliska miejscowosc, zeby rowniez postawic masywne centrum handlowe u siebie. Rezultat jest taki, ze te dwa miejsca w naszej prefekturze to jedyne okolice, skad ludzie sie nie wyprowadzaja. A wrecz przeciwnie, jest naplyw nowych mieszkancow, rodzin z dziecmi i takie tam. Byloby tez o sklepach, o tym jak sie zmienily w przeciagu ostatnich kilku lat, a nawet o tym jak japonscy producenci odziezy cichaczem dostosowuja rozmiarowke do “rosnacej” populacji.
Ja pisze tak jak opowiadam na zywo, i zazwyczaj reakcja jest “shut up already!!!”
Ale dlatego tez krok po kroku jestem coraz blizej tworzenia podcastu. Ja podcasty bardzo lubie, zawsze slucham w samochodzie. Tyle, ze kto bylby zainteresowany moimi wywodami na przyklad na temat lokalnej galerii handlowej? No coz, pozyjemy, zobaczymy. A raczej posluchamy.
Ale dosyc tych dygresji. Wracamy na Aogashime!!!
Ciekawa bylam tego portu, wiec pojechalam. Drogi prawie tak jak u nas w prefekturze - waskie, krete, pod gorke, i z dziurami. Zeby dojechac do portu, trzeba przejechac przez jednopasmowy tunel. Nie ma sygnalizacji swietlnej. Po prostu zastanawiasz sie czy nikogo w tunelu nie ma i jedziesz. W mniej wiecej polowie tunelu jest zatoczka na wymijanie. Ktokolwiek jest blizej zatoczki ma obowiazek tam wjechac, nawet jesli trzeba jechac do tylu w ciemnosciach. Samochod nie mial nawigacji, a mapy w telefonie srednio dzialaly. Telefony srednio dzialaly tak ogolnie, bo prawie zupelnie nie mialam zasiegu. To dziwne, bo moj operator to DOCOMO, jeden z najwiekszych w Japonii.
Jak dojechalam do portu, to zasieg wrocil, a wraz z nim pojawila sie cala lista histerycznych wiadomosci. Od meza i od pani z guesthouse’u, ze gdzie sie zgubilam, ze mam sie odnalezc i natychmiast stawic sie na lunch. Bo guesthouse serwuje posilki wedlug rozkladu i jak sie czlowiek spozni, to czlowiek nie zje.
Glodna bylam, wiec pojechalam szukac tego guesthouse’u. Mial byc blisko poczty. Budynek nie jest oznakowany, wyglada jak normalny dom, i chyba bym jak jezdzila w te i we te jeszcze dlugo nie wiedzac, gdzie jest, gdyby nie przystojny chlopak z helikopteru, ktory akurat wyszedl na papierosa przed dom. Nie wiem… jakos juz mi sie nie wydawal az tak przystojny.
Lunch byl pyszny, domowej roboty wsiowa kuchnia. Bylam tak glodna, ze wszystko pozarlam w ekspresowym tempie i nawet porzadnego zdjecia nie dalam rady pstryknac.
Nie pamietalam tez, zeby pstryknac zdjecie budynkowi za dnia. Starosc nie radosc.
Sam guesthouse, pierwsza klasa! Nowiutki, pachnacy swiezym drewnem, ogrzewanie podlogowe, lazienka wspolna, ale czysciutka, reczniki za darmo, pralka i suszarka do ubran do dyspozycji, dystrybutor z woda pitna za darmo. Woda pitna na wyspie jest problemem, wiec fakt, ze cala banka sobie stala do dyspozycji, to po prostu fenomenalne. Lodowka byla pelna piwa i innych napojow (prosze wrzucic 100 jenow do skrzynki obok), ale akurat zero coke zero.
Moge ten guesthouse z czystym sumieniem polecic. Cena jak cena, wszystkie inne miejsca na wyspie kosztuja tyle samo. Ale z tego co sie dowiedzialam, to Aogashimaya jest najnowsza i o najwyzszym standardzie. Zero robactwa, nawet ani jednej mrowki nie widzialam.
Po lunchu, korzystajac z super powolnego wi-fi w guesthousie obczailam, gdzie chcialam jechac. Trzeba bylo nauczyc sie na pamiec, bo wewnatrz wyspy mapy jakos tak przestaja dzialac. Plaz na wyspie nie ma. Cale wybrzeze to skaly i klify. Wiec trzeba bylo inne atrakcje sobie wymyslic.
Najpierw chcialam pojechac w rejony sauny, gdzie mozna zaparkowac i zrobic sobie trek naokolo wewnetrznej kaldery.
Aogashima to wulkan wewnatrz wulkanu, i nadal uwazany jest za aktywny. Cala wyspa po prostu dymi. Skaly dymia, kamienie sa gorace i takie tam. Przy saunie jest miejsce, gdzie mozna gotowac jajka i ziemniaki na goracej parze wydobywajacej sie z ziemi. Naukowcy naliczyli, ze tych kraterow wewnatrz kraterow wewnatrz kraterow wewnatrz kraterow jest cztery. Przy czym tylka dwa sa wyraznie widoczne dla niewtajemniczonych. Jeden to cala wyspa, a drugi, to krater w srodku. Calosc wyglada bardzo nieziemsko, jakby zostalo wykreowane przez speca od efektow specjalnych dla kolejnego odcinka “Jurassic Park.”
Maruyama trek, a wlasciwie bardziej spacer, to rundka naokolo krawedzi wewnetrznej kaldery. Zeby miec lepsze widoki lokalesi radzili isc zgodnie z ruchem wskazowek zegara. Ale troche trudno jest ogladac ten wulkan jesli akurat sie na nim jest. Nawet przy tym minimalnym mankamencie, cala przechadzka jest swietna.
Jadac samochodem trzeba zjechac z glownej drogi i udac sie w kierunku kempingu, tam mozna zaparkowac i podziwiac widoki. Oznakowania niby sa, ale tak naprawde to ich nie ma. Na parkingu spotkalam przystojniaka z helikoptera. Oczywiscie palil kolejnego papierosa. Chwile pozniej podjechala tez mloda Japonka z naszego lotu. Pogadalismy chwile. Byla studentka z Jokohamy, ktora wykorzystywala wiosenne ferie na eksploracje mniej znanej Japonii. Studiowala “biznes” i angielski i mialysmy bardzo ciekawa rozmowe o tym jak zwiekszyc przychody w branzy turystycznej. Chyba nawet miala zamiar napisac prace na ten temat. Ona byla napalona zwolenniczka systemu dwu-cenowego. Tak jak w krajach rozwijajacych sie. Jedna cena dla lokalnych, wyzsza cena dla “cudzoziemcow”. Wiec sie jej zapytalam, ile mieliby placic lokalni cudzoziemcy, tacy jak ja. Przyznala sie, ze nie pomyslala o tym.
Ale przynajmniej zgodzilysmy sie, ze koszty podrozowania po Japonii dla lokalesow sa zbyt wysokie. I wciaz ida w gore. A zarobki stoja w miejscu, lub wrecz spadaja. Powiedzialam jej tez, ze system wyzszych cen dla ludzi nie wygladajacych na Japonczykow juz istnieje w restauracjach. Zdarza sie, ze menu po angielsku bedzie mialo inne ceny. Doprowadzalo mnie to do szalu na glownej wyspie Okinawy, kiedy z marszu w restauracjach dawali mi karte po angielsku, a tam nie dosc, ze menu bylo bardzo okrojone w porownaniu z japonskim, to na dodatek ceny 200 lub 300 jenow wyzsze. Dlatego teraz nawet nie mam zamiaru jedzenia w restauracjach w Naha, biore fast foody, albo bento z supermarketu. Podobnie jest w jednej restauracji w moim miescie, i spotkalo mnie to tez w kilku miejscach w Tokio.
W hotelach bywa tez system innych cen jesli jestesmy na angielskiej wersji strony danego hotelu. Dziewczyna nie miala o tym pojecia. No co zesz, taka bezuzyteczna studentka jestes? Mowisz, ze to studiujesz i nie wiesz? Ale tak na marginesie, to tak wlasnie podejmowane sa decyzje w Japonii odnosnie turystyki - przez ludzi, ktorzy w ogole nie podrozuja i nie maja pojecia. Przynajmniej ta dziewczyna podrozowala.
A podrozowala dobrze przygotowana, bo miala ze soba pare jajek i ziemniakow. Wiec wsadzilismy je do tego ustrojstwa do gotowania na parze i odkrecilismy zawor. Syczalo strasznie i rurami tluklo tak, jakby ogien z samego piekla sie wydobywal. Ale ognia nie bylo. Tylko goraca para.
Chlopak chcial pojsc do sauny, ale okazala sie zamknieta. Dziewczyna nie chciala isc na trek, bo wolala siedziec i patrzec jak sie te ziemniaki gotuja.
Wiec przystojniak i ja poszlismy razem na spacer naokolo krateru. Nie bylo romantycznie, bo chlopczyna dyszal przy kazdym podejsciu pod gorke. A ponoc byc farmerem z Kansai. Ja zawsze myslalam, ze farmerzy musza miec super kondycje.
Caly trek zajalby mi jakies 30 minut gora gdybym byla sama, ale on szedl tak slamazarnie powoli, ze to bylo prawie 50 minut. Z ulga doczlapal sie na parking. A tam czekaly na nas ugotowane ziemniaki. Byly pyszne. Zdjec nie mam, bo robila je dziewczyna i miala mi przeslac przez LINE, ale nie bylo zasiegu, i potem w guesthousie wi-fi szlo bardzo powoli. I kiedy one w koncu dotarly do mnie, to pliki byly “corrupted.” A moze dziewczyna byla na mnie wkurzona po naszej dyskusji odnosnie cennikow turystycznych, hyhyhy.
Przy jedzeniu jajek i ziemniakow, okazalo sie, ze ja jedyna bylam przygotowana z 1,5L butla wody, wiec sie z “dziecmi” podzielilam. Niby na tym zamknietym kempingu jest kran z woda, ale jest ona tylko do mycia. Nie wolno jej pic. Wiec nawet jesli sie tam kempinguje, to trzeba wlasna pitna wode przywiezc. Dlatego, jesli wroce na Aogashime, to nie mam zamiaru sie tam zatrzymywac. Nie jest to wygodne miejsce, choc jest bezplatne. Trzeba tylko robic rezerwacje na stronie urzedu wyspy. To ja juz wole zaplacic za guesthouse z trzema posilkami i sie nie stresowac. I miec banke z woda do picia do dyspozycji.
Sytuacja z woda jest taka, ze to co sie wydobywa z ziemi jest pelne niezdrowych zwiazkow chemicznych i nie nadaje sie do spozycia. Wyspiarze lapia deszczowke ile tylko sie da, ale ogolnie, dostep do wody nadajacej sie do konsumpcji jest bardzo ograniczony.
Zostawilam mlodziez na parkingu, bo za dlugo sie zastanawiali, gdzie jechac dalej i zawrocilam w kierunku glownej osady. Kolejny punkt programu to Oyama Prospect Park.
Ale o tym w nastepnym odcinku, bo u nas juz pozno!
c.d.n.@michzak pewnie by sie i dalo. Ale najpierw trzeba byloby przyznac sie do bycia upartym oslem, ktory na dodatek rozumem nie grzeszy. A ja nie mialam zamiaru sie przyznawac, nawet przed sama soba!
:lol:
@Martinuss Jest sklep spozywczy, nawet dosyc dobrze zaopatrzony. Godziny otwarcia sa, powiedzmy, umowne. Bede o tym pisac w kolejnym odcinku. Jest tez i poczta, i w teorii rowniez i Japonski Bank Pocztowy. W teorii.
:DTak naprawde to kolejnym punktem programu bylo miejsce, ktore chyba po naszemu to Otombu. Nigdy nie jestem pewna jak wymawiac pewne kombinacje kanji, i nawet internety w tej kwestii sa podzielone. Ale przewage ma Otombu, wiec niech tak bedzie.
Jak to zwal, tak to zwal. Niewazne. Wazne jest to, ze z tego miejsca rozposciera sie jeden z najlepszych widokow, bo to najwyzszy punkt na calej wyspie.
No to jade. A tu zonk. Zaraz za glowna wioska droga w strone Otombu jest zablokowana. Szlaban wyglada na swiezo postawiony. No to parkuje samochod na srodku drogi (bo innego miejsca nie bylo, i jak stoi szlaban, to chyba innego ruchu tez nie bedzie) i obchodze ten szlaban i zaraz wyskakuje z krzakow jakis kombinezon i krzyczy “dame” - w wolnym tlumaczeniu “nie wolno”. Udawalam, ze nie rozumiem i pchalam sie dalej. Ale kombinezon byl nieugiety. Narobil takiego rabanu, ze zza innych krzakow wylazl inny kombinezon i ten lamana angielszczyzna powiedzial, ze “no go!” I ze mam jechac do Oyama Park.
No dobra, niech im bedzie. Oyama Prospect Park mialam jako kolejny punkt mojej rozpiski. Pozniej zapytalam sie w guesthousie co sie dzialo w Otombu, i babka powiedziala, ze pewnie cos zawalilo sie na sciezke do platformy widokowej, bo pogoda ostatnio byla zla i drzewa fruwaly. A moze sama platforma jest uszkodzona?
Juz wczesniej widzialam uszkodzone drogi i powyrywane balustrady w innym miejscu. Wiec uwierzylam jej na slowo. Bo to nie byl moj pierwszy szlaban, ktory przelazlam na Aogashimie. W drodze na kemping zjechalam z glownej trasy, bo google pokazywal punkt widokowy nieopodal. Droga na punkt widokowy byla zagrodzona, wiec zaparkowalam i polazlam na piechote. Wygladalo to mniej wiecej tak.
Chcialam zejsc ta droga na dol, ale po kilku chwilach droga po prostu zniknela, a ze zycie bylo mi mile, wiec spasowalam.
Mialam nadzieje, ze w Oyama Prospect Park szczescie mi dopisze. I tym razem moj optymizm mnie nie zawiodl. Droga do tego parku nie jest oznakowana, ale az tak wielu drog na wyspie nie ma, wiec bez tragedii. Problem jedynie w tym, ze drogi sa waskie i jak ktos jedzie z przeciwka, to robi sie tak jak na Sw. Helenie. Czyli ten kto jest lepszym kierowca musi cofac sie az do miejsca gdzie mozna sie wyminac. Wyspiarze sa zdecydowanie lepszymi kierowcami.
Oyama Prospect Park ma malutki parking, waski ze az strach. Tam zostawia sie samochod i gna sie stroma sciezka w gore. Mozna sie niezle zgrzac. Ale widoki na szczycie wszystko wynagradzaja.
@Japonka76 wycieczka byla swietna, ja sie nigdy nie nudze.@Stasiek_T bez piknaterii byloby nudno! I naprawde przepraszam za brak polskich znakow. @AgaGy mam tez i gadane, chcesz posluchac? Pracuje wlasnie nad podcastem!@TIT nah... to Japonia, tutaj nie ma sie czego bac. Ironicznie, tego dnia, kiedy pierwszy raz lecialam rejsowym helikopterem, na Okinawie, na Miyakojimie rozbil sie helikopter wojskowy.
Interesujący jest Twój opis specjalnego traktowania cudzoziemki. Jeśli dobrze pamiętam z wątku o św. Helenie, mieszkasz w Japonii około 30 lat, stąd jesteś zapewne mocno zintegrowana z krajem. Co im więc przeszkadza? Trochę zabawne, że dla odmiany na św. Helenie odmawiano Ci noclegu z powodu bycia mieszkanką Azji.
@Grzenio1970 Do 30 lat jeszcze mi troche brakuje!
:)Wiesz, to jest ciekawe pytanie. I jest na nie tyle odpwiedzi ilu obcokrajowcow mieszkajacych w Japonii. Ja to widze tak, Japonczycy kochaja turystow, o ile ci turysci wracaja "do domu". Jesli ten dom okazuje sie byc rowniez w Japonii, to sa duze szanse, ze przecietnemu obywatelowi, szczegolnie w srednim wieku i powyzej, nie bedzie sie to podobalo. Czy wiesz, ze obcokrajowcy ze stalym pobytem, lub na dlugoterminowych wizach, sa oficjalnie liczeni jako "odwiedzajacy" (visitors), kiedy przekraczaja japonska granice wracajac do Japonii? Skoro japonski rzad tak podchodzi do sprawy, to trudno sie dziwic zwyklym ludziom.Ale nawet ludzie, ktorzy znaja mnie od lat, potrafia sie zapytac, "kiedy wracam do domu" - tak bardzo zakorzeniony jest wizerunek cudzoziemca, ktory jest tutaj tylko tymczasowo.Dlatego, kiedy podrozuje w Japonii, bardzo czesto udaje, ze jestem turystka, bo tak po prostu jest latwiej. Ale czasem, jak na odprawie helikopterowej, moje loklane dokumenty mnie demaskuja.Hachijojima, a przynajmniej zarzad wyspy, zdaje sobie sprawe z problemu nielubienia obcokrajowcow. Do tego stopnia, ze staraja sie cos z tym zrobic. Wybrali lokalna Litwinke jako Miss Hachijojima i zrobili ja turystyczna "ambasadorka" wyspy. Bo tak bedzie lepiej wygladalo.
@2catstrooper Uwielbiam czytać Twoje relacje. Bo styl jest rewelacyjny, niemal czuje się, jakby samemu tam było. A przy okazji odkrywasz przed nami miejsca, które mimo globalnej wioski, ciągle pozostają nieodkryte.
Pierwszy raz o tych wyspach dowiedziałem się... 5 min. przed wejściem na forum i przeczytaniem Twojej relacji (patrzyłem na wyspy na południe od Tokio i zdałem sobie sprawę, że wcześniej nie miałem o nich pojęcia)
:mrgreen:
:lol: To chyba jakiś znak...
:lol: Relacja jak zwykle świetna
;)
@2catstrooper Na miejscu jest jakiś sklep spożywczy? Poczta? Bankomat? Czy nic z tych rzeczy? Bo według Google Maps jest tylko...sklep z tytoniem i wypożyczalnia "Aogashima Car Rental"
:D
@michzak pewnie by sie i dalo. Ale najpierw trzeba byloby przyznac sie do bycia upartym oslem, ktory na dodatek rozumem nie grzeszy. A ja nie mialam zamiaru sie przyznawac, nawet przed sama soba!
:lol: @Martinuss Jest sklep spozywczy, nawet dosyc dobrze zaopatrzony. Godziny otwarcia sa, powiedzmy, umowne. Bede o tym pisac w kolejnym odcinku. Jest tez i poczta, i w teorii rowniez i Japonski Bank Pocztowy. W teorii.
:D
ooo, dopiero teraz odkryłem tę perełkę - wcześniej mi umknęła, bo akurat byłem w trasie.No i znowu zamiast robić coś pożytecznego, to odpalę Google Maps i zabiorę się za lekturę
:-)Dawaj ciąg dalszy!
-- 29 Wrz 2023 21:24 -- Śmiesznie, jak oni wszyscy machali odlatującemu helikopterowi
:) -- 29 Wrz 2023 21:35 -- Doczytałem do końca.Myślałem, że Japończycy to grzeczni ludzie, a tu takie numery. Mam nadzieję, że przynajmniej wystawiłaś im odpowiednie oceny w internecie.
@piotrkrOni tu zawsze machaja na odlocie. Na kazdym lotnisku grupa obslugi naziemnej ustawia sie w szeregu i macha jak samolot odjezdza od gate'u.na tych stacjach, gdzie jest pan peronowy, to on bedzie machal do odjezdzajacego pociagu. Jak bus dalekobiezny odjezdza, to obsluga przystanku rowniez macha. Na przystani statkow jak prom odplywa, tez machaja. Taki zwyczaj.A jak ostatnio na lotnisku lal deszcz i nie pomachali, to sie dzieciak przy oknie w samolocie rozplakal, bo nie machali.Ja ten zwyczaj bardzo lubie. Ludzie w samolocie, helikopterze, autobusie, promie zazwyczaj odmachuja.A Japonczycy grzeczni? hahaha!!! To najwiekszy mit wszechczasow.
No i nie dziwota, że Japończycy mają problem z tymi gaijinami. Siedzą tacy w „prestiżowym” pociągu za miliony monet i prychają ze śmiechu, bo ktoś o jakiejś babie napisał, strasznie to niewychowane i jeszcze bezczelnie zajmuje miejsca obok i bagaż trzeba przestawiać. A relacja jak zawsze fantastyczna. Od razu człowiek chce pojechać w miejsca, które opisujesz.
:)
To takie post scriptum, wpadl mi w oko ostatnio swietny serial na Planete + "Życie pod wulkanem", no i sezon 2 odc 4 to: "Aogashima. Tajemnice zagubionej wyspy"
:-)Rownie piekne zdiecia jak @2catstrooper i wiele ciakawych info o tej odleglej dzielnicy Tokio.Jak ktos ma C+ to tu: https://www.canalplus.com/pl/dokumenty/ ... -2/sezony/
Gdzie mial sie odbyc ten slub? Spojrzalam na adres. No… gdzies w Tokio. Spojrzalam na pierwszego krzaka w adresie, Hachi-cos-tam-cos-tam, dalej nie czytalam. Pewnie Hachioji, tak to faktycznie w tokijskiej prefekturze. Fanka japonskiej stolicy nie jestem, ale jeden dzien na slub najlepsiejszej przyjaciolki przeboleje. Tak mi jakos po glowie chodzilo, ze powinnam zaczac sprawdzac, gdzie zaparkowac, bo ja z tych co wszedzie samochodem jezdza. Nawet do Tokio.
Data slubu sie zblizala, kiedy ona sie mnie zapytala czy wole pokoj w stylu zachodnim, czyli z lozkiem, czy moze po japonsku - z tatami. I ze mam nie panikowac, bo rodzina jej meza oplaca moj hotel. I bilet lotniczy. Zaraz, co? Bilet lotniczy??? Samolotem mam do Tokio leciec?
I tak to oto polecialam na wyspe Hachijo (Hachijojima), jedna z wysp archipelagu Izu, ktora faktycznie administracyjnie znajduje sie w Tokio. W dniu slubu walnal w nas tajfun, nastepnego dnia lalo i wialo i wszystkie loty z wyspy do Tokio wlasciwego byly odwolane. W koncu trzeciego dnia wyszlo slonce i taki to obraz Hachijojimy mialam wyryty w pamieci - zmoknietej, wilgotnej i blyszczacej kroplami wody w sloncu.
Tak bylo wtedy, antyczna historia.
Podczas pandemii chodzilo mi po glowie, zeby na Hachijojime znowu sie wybrac. Ale za kazdym razem Okinawa wychodzila mi taniej. Wiec latalam na Okinawe.
Problem z Hachijojima jest taki, ze lata tam tylko ANA i ceny sa jakie sa. Czyli drogie. Nie bardzo przykladalam sie do polowania na promocje, bo zawsze pod reka byly inne kierunki.
Az w koncu ANA mialo mega promocje z okazji rocznicy urodzin tejze linii. Niemal wszystkie kierunki w niemal kazdych terminach (do konca czerwca, ale minus Golden Week) za smieszne pieniadze.
No to kupilam. Bo szkoda mi bylo marnowac resztke urlopu po powrocie ze Swietej Heleny.
7000 jenow Haneda - Hachijojima, ciut wiecej powrotny, bo powrotny byl w weekend. Calosc wyszla na 16,000 jenow. No to super!
Na Rakuten Travel zarezerwowalam dwie noce w Sea Dive Guesthouse (14,400 jenow za calosc ze sniadaniami, na oficjalnej stronie hotelu wychodzilo drozej), specjalnie chcialam pokoj w stylu zachodnim. Ja tatami nienawidze. Rezerwacja zostala potwierdzona, a wlascicielka obiektu wyslala mi maila czy nie bylabym zainteresowana w wypozyczeniu samochodu. Bylam.
Kilka dni pozniej zgadalam sie z owa przyjaciolka, ktora miala slub na Hachijojimie, a ona na to, ze skoro juz tam lece, to powinnam sprobowac dostac sie na wyspe Aogashima. Bo jej nigdy przedtem sie to nie udalo. Aogashima to oficjalnie najbardziej odizolowana wyspa japonska pod wzgledem transportu. Taka nasza Sw. Helena. Ironicznie, administracyjnie znajdujaca sie w obrebie Tokio.
Teoretycznie mozna na Aogashime poplynac promem z Hachijojimy. Teoretycznie. Bo prawdopodobienstwo, ze prom da rade zacumowac na wyspie to okolo 50 - 60% podczas dobrej pogody. Okolo 30% w porze tajfunowej.
Dlaczego? Ano dlatego, ze wyspa nie ma naturalnego portu, ocean jest tam bardzo gleboki, fale wysokie i pogoda zazwyczaj do kitu. Zazwyczaj rejs jest po prostu odwolany. A jesli nie jest odwolany, to czesto zdarza sie tak, ze prom robi podejscie do wyspy, ale nie daje rady, wiec wraca do Hachijojimy.
Bo tak wyglada port na Aogashimie:
A tak wyglada terminal promowy na Aogashimie:
Najlepsiejsza psiapsiolka konspiracyjnie wyszeptala: helikopter!
No i kurza twarz, miala racje. Mozna tam poleciec helikopterem.
Internety powiedzialy, ze lata tam Toho Air Service jako Tokyo Island Shuttle. Jeden lot dziennie z Hachijojimy o 9:55 rano. Bilety mozna kupic na ich stronie dokladnie na 30 dni przed planowana data podrozy. Heli zabiera tylko 9 pasazerow.
Wiec dokladnie 30 dni przed, kilka sekund po polnocy wskoczylam na strone Toho Air. I tam system sie zawiesil. Ale probowalam az do skutku i okolo 6 nad ranem sie udalo. Mialam bilet na Aogashime. Dwa dni pozniej robilam to samo, zeby kupic lot powrotny. A tam zonk. Heli na sobote wyprzedal sie w ciagu 30 sekund zaraz po polnocy. No i co teraz?
Dla hecy sprawdzilam powrot dzien wczesniej, w piatek. Jedno jedyne wolne miejsce bylo. Daloby mi to tylko jedna noc na Aogashimie, ale dobre i to. Kupilam. Cena 11,700 jenow w jedna strone, czyli 23,400 za lot Hachijojima - Aogashima - Hachijojima. W cenie 5 kilo bagazu podrecznego. Nie wpuszcza na poklad helikopteru bez okazania rezerwacji noclegu na wyspie.
Z noclegiem na wyspie tez jest krucho, bo kemping zamkneli podczas pandemii i jeszcze nie otworzyli na nowo. Sa jakies guesthousy, ale prawie wszystkie miejscowki sa zajete przez pracownikow przebywajacych sluzbowo na wyspie. A jest ich sporo, bo wyspa zarzadzana jest przez urzad w Tokio. To tez powod dla ktorego loty zabukowuja sie blyskawicznie. Czesc miejsc jest z gory przydzielona pracownikom lecacym z Tokio.
W koncu udalo mi sie zarezerwowac nocleg w guesthousie Aogashimaya, 11,900 jenow z trzema posilkami (trzeba, bo nie ma na wyspie gdzie jesc). Wlascicielka podala mi rowniez numer telefonu do chlopa, ktory wypozycza samochody (trzeba, bo nie ma na wyspie innego transportu).
Zgadalam sie z Sea Dive na Hachijojimie, ze babka przyjedzie po mnie na lotnisko, zabierze moj bagaz, wsadzi go do pokoju, ktory bedzie na mnie czekal nastepnego dnia. A ja polece na Aogashime tylko z malym plecaczkiem.
Wszystko zostalo zaplanowane.
A w zasadzie prawie wszystko. Nie udalo mi sie zaplanowac pogody. Pech swietohelenski nadal sie ze mna ciagnal.
W przeddzien lotu na Hachijojime, ANA wysylala mi wiadomosc, ze podejma decyzje o tym czy poleca na 30 minut przed planowanym wylotem. Bo ma mocno wiac. Znowu echo Swietej Heleny. Ale o ile tam piloci maja specjalne szkolenia jak ladowac przy silnych bocznych wiatrach, to najwyrazniej piloci ANA takich cudow na kiju nie maja. Jak wieje to nie leca.
Spalam w hotelu Keikyu Ex Inn Haneda. Wstalam o czwartej rano, zeby wyslac moj duzy bagaz kurierem do domu. Prawie kazdy hotel w Japonii oferuje taka usluge. Mozna nadac bagaz do nastepnego hotelu, gdzie sie jedzie, albo gdziekolwiek indziej w kraju. Ja wyslalam moj do domu, bo nie mialam jak go zabrac ze soba. Chcialam leciec tylko i wylacznie z bagazem podrecznym. Bo jesli moj lot ANA bylby opozniony, to nie chcialam marnowac czasu czekajac na bagaze na tasmie. Chcialam od razu gnac do odprawy helikopterowej.
Teoretycznie czasu wystarcza, jesli wszystko leci zgodnie z rozkladem. Jesli nie, to bywa kiepsko. No ale co to ja, amatorka jakas? To nie moje pierwsze rodeo krotkich przesiadek. Ale pierwsze rodeo rozkladowych lotow helikopterowych. Nie bardzo wiedzialam czego oczekiwac i chcialam byc wszedzie zgodnie z planem.
Hotelowym busem dotarlam na Hanede, nie moglam zrobic odprawy online, bo na ten lot panie przy check-inie musialy kazdego z osobna informowac, ze jeszcze nie wiadomo czy w ogole polecimy. I zeby potem nie miec pretensji.
Wylot mial byc o 7:30. Ale 7:30 przyszla i minela i nadal decyzji nie bylo. Nagle o 8:15 ogloszenie, ze wszyscy wsiadac do samolotu teraz, zaraz, juz w tej chwili. Lecimy!
Informuja nas, ze nie wiadomo czy uda sie wyladowac. Mozliwe, ze bedziemy musieli zawrocic do Tokio. Ale dobre i to. Wole byc optymistka.
I optymizm wygral. Ladowanie bylo twarde i nieprzyjemne. Prawie tak okropne jak na Swietej Helenie. Wyskoczylam z tego samolotu jak wariatka i pogalopowalam do hali lotniskowej. Moj helikopter juz stal gotowy na plycie lotniska.
W sali przylotow nie ma pani z Sea Dive. No kurcze. Dzwonie do niej. A ona na to, ze byla na lotnisku, ale nasz samolot nie przylecial. No jak to, nie przylecial? Przeciez tu jestem! Bylam pewna, ze wcale nie czekala, i ze miala nadzieje, ze moj lot bedzie odwolany. Po 10 minutach przyjechala cala naburmuszona jakby wielka laske mi robila. No kurde, glupi babolu! Jakbym nie leciala na Aogashime, to i tak musialabys mnie odebrac z lotniska i zabrac do swojego smierdzacego hoteliszcza! Bo przeciez oferujesz shuttle service!
Okienko odprawy helikopterowej jest zaraz obok normalnej odprawy ANA. Wisiala informacja, ze decyzja o tym czy polecimy zostanie ogloszona na 30 minut przed planowanym wylotem.
Cos mi sie wydaje, ze to bedzie mantra tej wyprawy. 30 minut przed wylotem.
Na ekranie jednak wyswietla sie, ze lot ma byc wedlug rozkladu. Wole byc optymistka.
Na fotelach koczowalo kilku facetow w roboczych kombinezonach, jeden nawet mial skrzynie z narzedziami, mloda dziewczyna zapatrzona w telefon i przystojny chlopak w blizej nieokreslonym wieku. Ale wygladal na pelnoletniego. No i ja. Jedyna cudzoziemka w tym zacnym gronie.
Za lada Toho Air Service pojawila sie pani i zaczela sie odprawa.
Kazdy skrawek bagazu byl skrupulatnie wazony i mierzony. Kazdy pasazer musial rowniez podac swoja wage. Pani wierzyla Japonczykom na slowo, ale mnie kazala stanac na wage. Zdziwila sie mocno, kiedy waga pokazala trzy kilo mniej niz to co ja jej powiedzialam. Za to moj plecak okazal sie o 1 kg ciezszy niz dozwolone 5. Doplata za kazde kilo nadwagi to 240 jenow (lub 260 w zaleznosci od trasy).
Mloda Japonka i przystojny chlopak mieli normalne bagaze nadawane i placili chyba za 15 kilo. Robocze kombinezony rowniez placily. Kasowali nas wszystkich jak tylko mogli.
Sprawdzali tez bardzo dokladnie rezerwacje noclegow. Dzwonili do kwater, zeby naprawde potwierdzic, czy sie tam zatrzymujemy. Latwa sprawa, bo okazalo sie, ze i mloda Japonka i przystojny chlopak i ja wszyscy nocujemy w tym samym guesthousie. Kombinezonow nie pytano.
Dostalismy karty pokladowe i zaczelo sie czekanie na dobre. Siedzimy i siedzimy. Nikogo innego juz na lotnisku nie ma. Samolot, ktorym przylecialam juz dawno odlecial z powrotem do Tokio. Pustki takie, ze nawet sklep z upominkami zostal chwilowo zamkniety.
Nagle wozek z bagazami do nadania zostal zacigniety do maszyny przeswietlajacej. A nas zaciagnieto do kontroli bezpieczenstwa. Takiej normalnej, jak przed lotem samolotem. Zgadnijcie kto z naszej grupy musial sciagac buty? Nie, nie kombinezony w wielkich buciorach roboczych z metalowymi czesciami ochronnymi. Jedynie cudzoziemka w LaSportivach. Zgadnijcie tez kto z naszej grupy mial wybebeszany caly bagaz podreczny? Tak, jedynie cudzoziemka. I to dopiero mala przygrywka. Po powrocie na Hachijojime bylo jasne, ze cudzoziemcow tam nie lubia i glosno i wyraznie daja to do zrozumienia. I sa zszokowani, kiedy cudzoziemcy to rozumieja. Podobne obserwacje mialam juz w przeszlosci z innych wysp archipelagu Izu. Ale jak do tej pory, Hachijojime milo wspominalam.
Zeby sobie odbic takie traktowanie, przepchalam sie przez cala grupe na sam przod. Bo, kurcze, chocby nie wiem co, to mialam zamiar byc pierwsza osoba wsiadajaca do tego helikoptera. I bylam!
Lot byl taki sobie, chmury wisialy na horyzoncie i nie wrozyly dobrej pogody. Pilot powiedzial, ze przy lepszej pogodzie stara sie robic rundke nad wyspa, zeby mozna bylo ja podziwiac z lotu ptaka, ale tego dnia nie bylo to mozliwe. Ostrzegl nas, ze mamy sie trzymac mocno podczas ladowania, bo wieje i bedzie nami rzucalo. Po ladowaniu na Sw. Helenie to byla dla mnie pestka, ale mloda Japonka zrobila sie fioletowa na twarzy.
Na ladowisku czekal na nas pan policjant, ktory drygowal ruchem. Jesli mialo sie bagaz nadawany, to prosze do budki po odbior, jesli nie, to droga wolna. Pasazerowie na lot powrotny na Hachijojime wyszli na plyte i bylo jak w autobusie. Jedni wysiadaja, inni wsiadaja. Pani z poczty tez czekala z taczka, zeby odebrac to co przylecialo i zaladowac na helikopter odchodzaca poczte i paczki. Na wyspie produkuje sie lokalny alkohol i jest on glownym produktem “eksportowym”.
Przy placyku czekal pan w rybackich gumiakach z cala garscia kluczykow samochodowych. Podal papierek do wypelnienia, przygladal sie uwaznie mojemu prawu jazdy, nie bardzo chcial wierzyc, ze cudzoziemka ma prawko japonskie i do tego nazwisko krzakami pisane. Bo jak sie okazalo, poprzedniego dnia odmowil wynajecia samochodu dwom francuskim jutuberom, ktorzy nadal przebywali na wyspie. Ciekawe jak sie poruszali?
Samochodzik byl stary, hamulce ledwo dzialaly, rzezil strasznie, ale za 5,000 jenow za dzien, bez potrzeby tankowania przy oddaniu, nie bylo w sumie na co narzekac. Choc pozniej, jak sie okazalo, te hamulce bardzo by sie przydaly. Wyspa jest gorzysta, i gdzie by nie jechac, to zawsze bylo pod gorke.
No to w droge!!!
Wyspa czeka!!!
c.d.n.@Japonka76 wycieczka byla swietna, ja sie nigdy nie nudze.
@Stasiek_T bez piknaterii byloby nudno! I naprawde przepraszam za brak polskich znakow.
@AgaGy mam tez i gadane, chcesz posluchac? Pracuje wlasnie nad podcastem!
@TIT nah... to Japonia, tutaj nie ma sie czego bac. Ironicznie, tego dnia, kiedy pierwszy raz lecialam rejsowym helikopterem, na Okinawie, na Miyakojimie rozbil sie helikopter wojskowy.@Grzenio1970 Do 30 lat jeszcze mi troche brakuje! :)
Wiesz, to jest ciekawe pytanie. I jest na nie tyle odpwiedzi ilu obcokrajowcow mieszkajacych w Japonii.
Ja to widze tak, Japonczycy kochaja turystow, o ile ci turysci wracaja "do domu".
Jesli ten dom okazuje sie byc rowniez w Japonii, to sa duze szanse, ze przecietnemu obywatelowi, szczegolnie w srednim wieku i powyzej, nie bedzie sie to podobalo.
Czy wiesz, ze obcokrajowcy ze stalym pobytem, lub na dlugoterminowych wizach, sa oficjalnie liczeni jako "odwiedzajacy" (visitors), kiedy przekraczaja japonska granice wracajac do Japonii? Skoro japonski rzad tak podchodzi do sprawy, to trudno sie dziwic zwyklym ludziom.
Ale nawet ludzie, ktorzy znaja mnie od lat, potrafia sie zapytac, "kiedy wracam do domu" - tak bardzo zakorzeniony jest wizerunek cudzoziemca, ktory jest tutaj tylko tymczasowo.
Dlatego, kiedy podrozuje w Japonii, bardzo czesto udaje, ze jestem turystka, bo tak po prostu jest latwiej. Ale czasem, jak na odprawie helikopterowej, moje loklane dokumenty mnie demaskuja.
Hachijojima, a przynajmniej zarzad wyspy, zdaje sobie sprawe z problemu nielubienia obcokrajowcow. Do tego stopnia, ze staraja sie cos z tym zrobic. Wybrali lokalna Litwinke jako Miss Hachijojima i zrobili ja turystyczna "ambasadorka" wyspy. Bo tak bedzie lepiej wygladalo.@monroe To kiedy przylatujesz? :D
@Sudoku Ojtam ojatam, kadzisz wacpan, az milo, jak by moj tata powiedzial.
Ale serio, bardzo mi milo, ze lubisz czytac moja tfurczosc.
Moj maz mowi, ze bez wiekszych problemow moglabym napisac 300-stronicowe dzielo o sobotnim wypadzie do galerii handlowej. I ma racje! Bo trzeba przeciez wiedziec, dlaczego ta galeria powstala tam, a nie gdzie indziej, kiedy i jak dlugo ja budowano, rozbudowano i przebudowano. Jak zmienila sie demografia okolicy odkad to centrum handlowe tam jest. I jak zainspirowalo to pobliska miejscowosc, zeby rowniez postawic masywne centrum handlowe u siebie. Rezultat jest taki, ze te dwa miejsca w naszej prefekturze to jedyne okolice, skad ludzie sie nie wyprowadzaja. A wrecz przeciwnie, jest naplyw nowych mieszkancow, rodzin z dziecmi i takie tam. Byloby tez o sklepach, o tym jak sie zmienily w przeciagu ostatnich kilku lat, a nawet o tym jak japonscy producenci odziezy cichaczem dostosowuja rozmiarowke do “rosnacej” populacji.
Ja pisze tak jak opowiadam na zywo, i zazwyczaj reakcja jest “shut up already!!!”
Ale dlatego tez krok po kroku jestem coraz blizej tworzenia podcastu. Ja podcasty bardzo lubie, zawsze slucham w samochodzie. Tyle, ze kto bylby zainteresowany moimi wywodami na przyklad na temat lokalnej galerii handlowej? No coz, pozyjemy, zobaczymy. A raczej posluchamy.
Ale dosyc tych dygresji.
Wracamy na Aogashime!!!
Ciekawa bylam tego portu, wiec pojechalam. Drogi prawie tak jak u nas w prefekturze - waskie, krete, pod gorke, i z dziurami.
Zeby dojechac do portu, trzeba przejechac przez jednopasmowy tunel. Nie ma sygnalizacji swietlnej. Po prostu zastanawiasz sie czy nikogo w tunelu nie ma i jedziesz. W mniej wiecej polowie tunelu jest zatoczka na wymijanie. Ktokolwiek jest blizej zatoczki ma obowiazek tam wjechac, nawet jesli trzeba jechac do tylu w ciemnosciach.
Samochod nie mial nawigacji, a mapy w telefonie srednio dzialaly. Telefony srednio dzialaly tak ogolnie, bo prawie zupelnie nie mialam zasiegu. To dziwne, bo moj operator to DOCOMO, jeden z najwiekszych w Japonii.
Jak dojechalam do portu, to zasieg wrocil, a wraz z nim pojawila sie cala lista histerycznych wiadomosci. Od meza i od pani z guesthouse’u, ze gdzie sie zgubilam, ze mam sie odnalezc i natychmiast stawic sie na lunch. Bo guesthouse serwuje posilki wedlug rozkladu i jak sie czlowiek spozni, to czlowiek nie zje.
Glodna bylam, wiec pojechalam szukac tego guesthouse’u. Mial byc blisko poczty.
Budynek nie jest oznakowany, wyglada jak normalny dom, i chyba bym jak jezdzila w te i we te jeszcze dlugo nie wiedzac, gdzie jest, gdyby nie przystojny chlopak z helikopteru, ktory akurat wyszedl na papierosa przed dom. Nie wiem… jakos juz mi sie nie wydawal az tak przystojny.
Lunch byl pyszny, domowej roboty wsiowa kuchnia. Bylam tak glodna, ze wszystko pozarlam w ekspresowym tempie i nawet porzadnego zdjecia nie dalam rady pstryknac.
Nie pamietalam tez, zeby pstryknac zdjecie budynkowi za dnia. Starosc nie radosc.
Sam guesthouse, pierwsza klasa! Nowiutki, pachnacy swiezym drewnem, ogrzewanie podlogowe, lazienka wspolna, ale czysciutka, reczniki za darmo, pralka i suszarka do ubran do dyspozycji, dystrybutor z woda pitna za darmo. Woda pitna na wyspie jest problemem, wiec fakt, ze cala banka sobie stala do dyspozycji, to po prostu fenomenalne.
Lodowka byla pelna piwa i innych napojow (prosze wrzucic 100 jenow do skrzynki obok), ale akurat zero coke zero.
Moge ten guesthouse z czystym sumieniem polecic. Cena jak cena, wszystkie inne miejsca na wyspie kosztuja tyle samo. Ale z tego co sie dowiedzialam, to Aogashimaya jest najnowsza i o najwyzszym standardzie. Zero robactwa, nawet ani jednej mrowki nie widzialam.
Po lunchu, korzystajac z super powolnego wi-fi w guesthousie obczailam, gdzie chcialam jechac. Trzeba bylo nauczyc sie na pamiec, bo wewnatrz wyspy mapy jakos tak przestaja dzialac. Plaz na wyspie nie ma. Cale wybrzeze to skaly i klify. Wiec trzeba bylo inne atrakcje sobie wymyslic.
Najpierw chcialam pojechac w rejony sauny, gdzie mozna zaparkowac i zrobic sobie trek naokolo wewnetrznej kaldery.
Aogashima to wulkan wewnatrz wulkanu, i nadal uwazany jest za aktywny. Cala wyspa po prostu dymi. Skaly dymia, kamienie sa gorace i takie tam. Przy saunie jest miejsce, gdzie mozna gotowac jajka i ziemniaki na goracej parze wydobywajacej sie z ziemi. Naukowcy naliczyli, ze tych kraterow wewnatrz kraterow wewnatrz kraterow wewnatrz kraterow jest cztery. Przy czym tylka dwa sa wyraznie widoczne dla niewtajemniczonych. Jeden to cala wyspa, a drugi, to krater w srodku. Calosc wyglada bardzo nieziemsko, jakby zostalo wykreowane przez speca od efektow specjalnych dla kolejnego odcinka “Jurassic Park.”
Maruyama trek, a wlasciwie bardziej spacer, to rundka naokolo krawedzi wewnetrznej kaldery. Zeby miec lepsze widoki lokalesi radzili isc zgodnie z ruchem wskazowek zegara. Ale troche trudno jest ogladac ten wulkan jesli akurat sie na nim jest. Nawet przy tym minimalnym mankamencie, cala przechadzka jest swietna.
Jadac samochodem trzeba zjechac z glownej drogi i udac sie w kierunku kempingu, tam mozna zaparkowac i podziwiac widoki. Oznakowania niby sa, ale tak naprawde to ich nie ma.
Na parkingu spotkalam przystojniaka z helikoptera. Oczywiscie palil kolejnego papierosa.
Chwile pozniej podjechala tez mloda Japonka z naszego lotu. Pogadalismy chwile. Byla studentka z Jokohamy, ktora wykorzystywala wiosenne ferie na eksploracje mniej znanej Japonii. Studiowala “biznes” i angielski i mialysmy bardzo ciekawa rozmowe o tym jak zwiekszyc przychody w branzy turystycznej. Chyba nawet miala zamiar napisac prace na ten temat.
Ona byla napalona zwolenniczka systemu dwu-cenowego. Tak jak w krajach rozwijajacych sie. Jedna cena dla lokalnych, wyzsza cena dla “cudzoziemcow”. Wiec sie jej zapytalam, ile mieliby placic lokalni cudzoziemcy, tacy jak ja. Przyznala sie, ze nie pomyslala o tym.
Ale przynajmniej zgodzilysmy sie, ze koszty podrozowania po Japonii dla lokalesow sa zbyt wysokie. I wciaz ida w gore. A zarobki stoja w miejscu, lub wrecz spadaja. Powiedzialam jej tez, ze system wyzszych cen dla ludzi nie wygladajacych na Japonczykow juz istnieje w restauracjach. Zdarza sie, ze menu po angielsku bedzie mialo inne ceny. Doprowadzalo mnie to do szalu na glownej wyspie Okinawy, kiedy z marszu w restauracjach dawali mi karte po angielsku, a tam nie dosc, ze menu bylo bardzo okrojone w porownaniu z japonskim, to na dodatek ceny 200 lub 300 jenow wyzsze. Dlatego teraz nawet nie mam zamiaru jedzenia w restauracjach w Naha, biore fast foody, albo bento z supermarketu.
Podobnie jest w jednej restauracji w moim miescie, i spotkalo mnie to tez w kilku miejscach w Tokio.
W hotelach bywa tez system innych cen jesli jestesmy na angielskiej wersji strony danego hotelu.
Dziewczyna nie miala o tym pojecia.
No co zesz, taka bezuzyteczna studentka jestes? Mowisz, ze to studiujesz i nie wiesz? Ale tak na marginesie, to tak wlasnie podejmowane sa decyzje w Japonii odnosnie turystyki - przez ludzi, ktorzy w ogole nie podrozuja i nie maja pojecia. Przynajmniej ta dziewczyna podrozowala.
A podrozowala dobrze przygotowana, bo miala ze soba pare jajek i ziemniakow. Wiec wsadzilismy je do tego ustrojstwa do gotowania na parze i odkrecilismy zawor. Syczalo strasznie i rurami tluklo tak, jakby ogien z samego piekla sie wydobywal. Ale ognia nie bylo. Tylko goraca para.
Chlopak chcial pojsc do sauny, ale okazala sie zamknieta. Dziewczyna nie chciala isc na trek, bo wolala siedziec i patrzec jak sie te ziemniaki gotuja.
Wiec przystojniak i ja poszlismy razem na spacer naokolo krateru. Nie bylo romantycznie, bo chlopczyna dyszal przy kazdym podejsciu pod gorke. A ponoc byc farmerem z Kansai. Ja zawsze myslalam, ze farmerzy musza miec super kondycje.
Caly trek zajalby mi jakies 30 minut gora gdybym byla sama, ale on szedl tak slamazarnie powoli, ze to bylo prawie 50 minut. Z ulga doczlapal sie na parking. A tam czekaly na nas ugotowane ziemniaki. Byly pyszne. Zdjec nie mam, bo robila je dziewczyna i miala mi przeslac przez LINE, ale nie bylo zasiegu, i potem w guesthousie wi-fi szlo bardzo powoli. I kiedy one w koncu dotarly do mnie, to pliki byly “corrupted.” A moze dziewczyna byla na mnie wkurzona po naszej dyskusji odnosnie cennikow turystycznych, hyhyhy.
Przy jedzeniu jajek i ziemniakow, okazalo sie, ze ja jedyna bylam przygotowana z 1,5L butla wody, wiec sie z “dziecmi” podzielilam.
Niby na tym zamknietym kempingu jest kran z woda, ale jest ona tylko do mycia. Nie wolno jej pic. Wiec nawet jesli sie tam kempinguje, to trzeba wlasna pitna wode przywiezc. Dlatego, jesli wroce na Aogashime, to nie mam zamiaru sie tam zatrzymywac. Nie jest to wygodne miejsce, choc jest bezplatne. Trzeba tylko robic rezerwacje na stronie urzedu wyspy. To ja juz wole zaplacic za guesthouse z trzema posilkami i sie nie stresowac. I miec banke z woda do picia do dyspozycji.
Sytuacja z woda jest taka, ze to co sie wydobywa z ziemi jest pelne niezdrowych zwiazkow chemicznych i nie nadaje sie do spozycia. Wyspiarze lapia deszczowke ile tylko sie da, ale ogolnie, dostep do wody nadajacej sie do konsumpcji jest bardzo ograniczony.
Zostawilam mlodziez na parkingu, bo za dlugo sie zastanawiali, gdzie jechac dalej i zawrocilam w kierunku glownej osady. Kolejny punkt programu to Oyama Prospect Park.
Ale o tym w nastepnym odcinku, bo u nas juz pozno!
c.d.n.@michzak pewnie by sie i dalo. Ale najpierw trzeba byloby przyznac sie do bycia upartym oslem, ktory na dodatek rozumem nie grzeszy. A ja nie mialam zamiaru sie przyznawac, nawet przed sama soba! :lol:
@Martinuss Jest sklep spozywczy, nawet dosyc dobrze zaopatrzony. Godziny otwarcia sa, powiedzmy, umowne. Bede o tym pisac w kolejnym odcinku. Jest tez i poczta, i w teorii rowniez i Japonski Bank Pocztowy. W teorii. :DTak naprawde to kolejnym punktem programu bylo miejsce, ktore chyba po naszemu to Otombu. Nigdy nie jestem pewna jak wymawiac pewne kombinacje kanji, i nawet internety w tej kwestii sa podzielone. Ale przewage ma Otombu, wiec niech tak bedzie.
Jak to zwal, tak to zwal. Niewazne. Wazne jest to, ze z tego miejsca rozposciera sie jeden z najlepszych widokow, bo to najwyzszy punkt na calej wyspie.
No to jade.
A tu zonk. Zaraz za glowna wioska droga w strone Otombu jest zablokowana. Szlaban wyglada na swiezo postawiony. No to parkuje samochod na srodku drogi (bo innego miejsca nie bylo, i jak stoi szlaban, to chyba innego ruchu tez nie bedzie) i obchodze ten szlaban i zaraz wyskakuje z krzakow jakis kombinezon i krzyczy “dame” - w wolnym tlumaczeniu “nie wolno”.
Udawalam, ze nie rozumiem i pchalam sie dalej. Ale kombinezon byl nieugiety. Narobil takiego rabanu, ze zza innych krzakow wylazl inny kombinezon i ten lamana angielszczyzna powiedzial, ze “no go!” I ze mam jechac do Oyama Park.
No dobra, niech im bedzie. Oyama Prospect Park mialam jako kolejny punkt mojej rozpiski.
Pozniej zapytalam sie w guesthousie co sie dzialo w Otombu, i babka powiedziala, ze pewnie cos zawalilo sie na sciezke do platformy widokowej, bo pogoda ostatnio byla zla i drzewa fruwaly. A moze sama platforma jest uszkodzona?
Juz wczesniej widzialam uszkodzone drogi i powyrywane balustrady w innym miejscu. Wiec uwierzylam jej na slowo. Bo to nie byl moj pierwszy szlaban, ktory przelazlam na Aogashimie. W drodze na kemping zjechalam z glownej trasy, bo google pokazywal punkt widokowy nieopodal. Droga na punkt widokowy byla zagrodzona, wiec zaparkowalam i polazlam na piechote. Wygladalo to mniej wiecej tak.
Chcialam zejsc ta droga na dol, ale po kilku chwilach droga po prostu zniknela, a ze zycie bylo mi mile, wiec spasowalam.
Mialam nadzieje, ze w Oyama Prospect Park szczescie mi dopisze. I tym razem moj optymizm mnie nie zawiodl.
Droga do tego parku nie jest oznakowana, ale az tak wielu drog na wyspie nie ma, wiec bez tragedii. Problem jedynie w tym, ze drogi sa waskie i jak ktos jedzie z przeciwka, to robi sie tak jak na Sw. Helenie. Czyli ten kto jest lepszym kierowca musi cofac sie az do miejsca gdzie mozna sie wyminac. Wyspiarze sa zdecydowanie lepszymi kierowcami.
Oyama Prospect Park ma malutki parking, waski ze az strach. Tam zostawia sie samochod i gna sie stroma sciezka w gore. Mozna sie niezle zgrzac. Ale widoki na szczycie wszystko wynagradzaja.