Wrzucam krótką relację z mojej pierwszej wyprawy do Brazylii, do stanu Bahia. Było to kilka lat temu, ale postanowiłam wrócić do tej wycieczki. Teraz są fajne promocje na bilety lotnicze i sporo osób lata do Brazylii i wybiera głównie Rio oraz Foz do Iguaçu, co jest absolutnie zrozumiałe i te miejsca są niesamowite. Ale jakby ktoś szukał alternatywnych szlaków, to może rozważy północny wschód, bo moim zdaniem można tam znaleźć niezwykłe klimaty, pyszne jedzenie i piękne krajobrazy
:)
Wyjazd do Bahia był pierwszą naszą (moją i męża) wycieczką do Brazylii. Na własną rękę. Lecieliśmy przez Frankfurt do Salvadoru, liniami Condor (to połączenie ciągle funkcjonuje). W Salvadorze mieszkaliśmy przez tydzień w pousadzie Ambar w dzielnicy Barra, 2 ulice od plaży. Wielu turystów wybiera Barra, bo jest blisko morza, fajne plaże i restauracje, blisko do centrum (raczej autobusem, bo pieszo za daleko), no i latarnia morska, która stoi tu od czasów kolonialnych. Salvador to czysta magia. Był pierwszą stolicą Brazylii, przywożono tu wielu niewolników z Afryki i to ma wielki wpływ na jedzenie i kulturę. A także na kolor skóry większości mieszkańców, wśród których biały bardzo się wyróżnia, ale dla nas nie było powodem żadnych nieprzyjemności. Centrum historyczne Salvadoru to Pelourinho, czyli pręgierz – dawniej karano tam niewolników. Na starówce jest też winda Lacerda, którą można za dosłownie parę groszy zjechać z górnego na dolne miasto. W dolnym mieście, zaraz koło windy, jest Mercado Modelo, budynek gdzie znajdują się setki stoisk z pamiątkami.
Na jeden dzień wybraliśmy się na wycieczkę do pobliskiej miejscowości Praia do Forte, gdzie poza ładną plażą i krajobrazami znajduje się rezerwat żółwi morskich. Dojazd autobusem z dworca, a powrót busikiem.
Salvador jest niezwykle malowniczy, ale my mieliśmy plany objechać cały stan Bahia, więc wypożyczyliśmy samochód – nasza pousada miała zaprzyjaźnioną wypożyczalnię i w recepcji wszystko załatwialiśmy. Jeśli dobrze pamiętam, to wynajem na tydzień kosztował nas 600 reali. Chevrolet Celta, coś jak nasza corsa. Przeprawiliśmy się promem na wyspę Itaparica, a stamtąd pojechaliśmy na południe do małej nadmorskiej miejscowości Itacaré, która słynie ze swoich pięknych plaż, gdzie są organizowane mistrzostwa Brazylii w surfingu. Ale my pojechaliśmy głównie podziwiać plaże, a nie surfować, niestety. Niedaleko Itacaré leży większe miasto Ilhéus, skąd pochodził dość znany pisarz Jorge Amado. Na polski przetłumaczono kilka z jego książek, w tym „Gabrielę” – powieść o dziewczynie, która bywała (czy tam pracowała, już nie pamiętam) w barze „Vesúvio”. Koniecznie musieliśmy pojechać do tego baru i wychylić szklaneczkę soku z kakao. Ten sok jest biały, żeby nikogo nie zmyliło.
Z Itacaré pojechaliśmy w głąb stanu do parku narodowego Chapada Diamantina, gdzie krajobraz jest zupełnie inny niż na wybrzeżu. Można tam chodzić po górach (wzgórzach), oglądać jaskinie i wodospady. Pięknie tam jest. Żeby nie tracić czasu na błądzenie, znowu w pousadzie zapytaliśmy, czy nie mają jakiegoś zaprzyjaźnionego przewodnika. Mieli. Spędził z nami 2 dni i objechaliśmy naszym samochodem okolicę, w tym Morro do Pai Inácio (wzgórze, z którym wiąże się romantyczna legenda o żonie lub córce, zależy od wersji, właściciela niewolników, która zakochała się w niewolniku właśnie i uciekła z nim na to wzgórze), Poço Encantado (jezioro w jaskini, oświetlane przez promień słońca, wpadający do środka) oraz najwyższy wodospad w Brazylii, Cachoeira da Fumaça, czyli Wodospad Dymny, bo wiatr rozwiewa drobinki wody i wygląda jak dym.
Z Chapady (a konkretnie miasteczka Lençois, w którym się zatrzymaliśmy) wróciliśmy do Salvadoru, żeby spędzić tam jeszcze kilka dni. Ta wycieczka rozbudziła nasze apetyty i sprawiła, że mąż zakochał się bez pamięci w Brazylii (ja zakochana byłam już wcześniej, zanim tam pojechałam) i postanowiliśmy jak najczęściej tam powracać
:)
Wrzucę jeszcze relacje z kolejnych wypraw na północny-wschód, może ktoś postanowi odwiedzić te miejsca, bo warto
:)
Trzymam kciuki, żebyś jak najszybciej mógł pojechać do Bahia. Na pewno się uda!
:)Ja kilka dobrych lat czekałam aż będzie mnie stać na takie wyjazdy i Bahia była pierwsza, obowiązkowo.
Salwador to miasto, o którym marzę od ok. 6 lat i za nieco ponad miesiąc w końcu je zobaczę
:D A do "Gabrieli" mam ogromny sentyment, więc właśnie planuję jakąś trasę śladami Jorge Amado.Bardzo fajne relacje! Pisz, proszę, jak najwięcej, bo świetnie się Ciebie czyta
:)
Na pewno będziesz oczarowana Salvadorem, to magiczne miasto!
:)Dla mnie to było wprost metafizyczne przeżycie, jak pierwszy raz zobaczyłam Pelourinho - tyle lat oglądałam je na zdjęciach, a tu nagle mam je przed oczami. Coś niesamowitego.Pewnie przywieziesz stamtąd pęczki wstążek
:) Nie da się ich zignorować, są wszędzie w Salvadorze. Zapraszam na mój portal www.caipiroska.pl - postaram się najpóźniej w przyszłym tygodniu napisać coś więcej o Salvadorze, na razie jest tylko o wstążkach
:)
Co do Chapady - Orientujecie się może czy opłaca się nocować w Lencois czy w jakiejś mniejszej miejscowości, np. Vale do Capão? Czy można chodzić bez przewodnika?
Wyjazd do Bahia był pierwszą naszą (moją i męża) wycieczką do Brazylii. Na własną rękę. Lecieliśmy przez Frankfurt do Salvadoru, liniami Condor (to połączenie ciągle funkcjonuje). W Salvadorze mieszkaliśmy przez tydzień w pousadzie Ambar w dzielnicy Barra, 2 ulice od plaży. Wielu turystów wybiera Barra, bo jest blisko morza, fajne plaże i restauracje, blisko do centrum (raczej autobusem, bo pieszo za daleko), no i latarnia morska, która stoi tu od czasów kolonialnych. Salvador to czysta magia. Był pierwszą stolicą Brazylii, przywożono tu wielu niewolników z Afryki i to ma wielki wpływ na jedzenie i kulturę. A także na kolor skóry większości mieszkańców, wśród których biały bardzo się wyróżnia, ale dla nas nie było powodem żadnych nieprzyjemności. Centrum historyczne Salvadoru to Pelourinho, czyli pręgierz – dawniej karano tam niewolników. Na starówce jest też winda Lacerda, którą można za dosłownie parę groszy zjechać z górnego na dolne miasto. W dolnym mieście, zaraz koło windy, jest Mercado Modelo, budynek gdzie znajdują się setki stoisk z pamiątkami.
Na jeden dzień wybraliśmy się na wycieczkę do pobliskiej miejscowości Praia do Forte, gdzie poza ładną plażą i krajobrazami znajduje się rezerwat żółwi morskich. Dojazd autobusem z dworca, a powrót busikiem.
Salvador jest niezwykle malowniczy, ale my mieliśmy plany objechać cały stan Bahia, więc wypożyczyliśmy samochód – nasza pousada miała zaprzyjaźnioną wypożyczalnię i w recepcji wszystko załatwialiśmy. Jeśli dobrze pamiętam, to wynajem na tydzień kosztował nas 600 reali. Chevrolet Celta, coś jak nasza corsa. Przeprawiliśmy się promem na wyspę Itaparica, a stamtąd pojechaliśmy na południe do małej nadmorskiej miejscowości Itacaré, która słynie ze swoich pięknych plaż, gdzie są organizowane mistrzostwa Brazylii w surfingu. Ale my pojechaliśmy głównie podziwiać plaże, a nie surfować, niestety. Niedaleko Itacaré leży większe miasto Ilhéus, skąd pochodził dość znany pisarz Jorge Amado. Na polski przetłumaczono kilka z jego książek, w tym „Gabrielę” – powieść o dziewczynie, która bywała (czy tam pracowała, już nie pamiętam) w barze „Vesúvio”. Koniecznie musieliśmy pojechać do tego baru i wychylić szklaneczkę soku z kakao. Ten sok jest biały, żeby nikogo nie zmyliło.
Z Itacaré pojechaliśmy w głąb stanu do parku narodowego Chapada Diamantina, gdzie krajobraz jest zupełnie inny niż na wybrzeżu. Można tam chodzić po górach (wzgórzach), oglądać jaskinie i wodospady. Pięknie tam jest. Żeby nie tracić czasu na błądzenie, znowu w pousadzie zapytaliśmy, czy nie mają jakiegoś zaprzyjaźnionego przewodnika. Mieli. Spędził z nami 2 dni i objechaliśmy naszym samochodem okolicę, w tym Morro do Pai Inácio (wzgórze, z którym wiąże się romantyczna legenda o żonie lub córce, zależy od wersji, właściciela niewolników, która zakochała się w niewolniku właśnie i uciekła z nim na to wzgórze), Poço Encantado (jezioro w jaskini, oświetlane przez promień słońca, wpadający do środka) oraz najwyższy wodospad w Brazylii, Cachoeira da Fumaça, czyli Wodospad Dymny, bo wiatr rozwiewa drobinki wody i wygląda jak dym.
Z Chapady (a konkretnie miasteczka Lençois, w którym się zatrzymaliśmy) wróciliśmy do Salvadoru, żeby spędzić tam jeszcze kilka dni. Ta wycieczka rozbudziła nasze apetyty i sprawiła, że mąż zakochał się bez pamięci w Brazylii (ja zakochana byłam już wcześniej, zanim tam pojechałam) i postanowiliśmy jak najczęściej tam powracać :)
Wrzucę jeszcze relacje z kolejnych wypraw na północny-wschód, może ktoś postanowi odwiedzić te miejsca, bo warto :)