Z Marrakeszu do As-sawiry wydostaliśmy się busikiem turystycznym. Oczywiście bus turystyczny jak to bus turystyczny robił sobie przystanki, m.in. na śniadanie, w sklepie z olejkami arganowymi oraz przy drzewie (arganii żelaznej), na którym koczowały kozy. Tak, kozy! Wskakują one na gałęzie arganii i zaczynają ucztowanie. Obrazek jest niesamowity. Jak widać w Maroku wszystko jest możliwe... nawet bella koza na drzewie.
Bella koza na drzewie
As-Sawira przywitała nas pięknym błękitnym niebem i oczywiście silnym wiatrem znad oceanu. W zasadzie wiatr towarzyszył nam już do samego końca pobytu. Pomimo częstych podmuchów miasto przypadło nam do gustu od pierwszego wejrzenia.
Na uliczkach As-sawiry W Polsce zima, a w Maroku słoneczko:)
As-Sawira jest bardzo, bardzo turystycznym miejscem. Prawie każdy budynek, uliczka czy placyk są zadbane. Ze względu na idealne warunki do surfowania, amatorów tego sportu jest tu sporo. Niestety to niesie za sobą dosyć wysokie ceny np. w restauracjach. Naleśniki za które w Marrakeszu płaciliśmy 5dh, a w Rabacie 2 dh, w As-Sawirze kosztowały 15-20 dh. Coś za coś. Aż dziwne, że hotele są tu tak niedrogie.
Urokliwe uliczki I jeszcze raz
Spacer zaczęliśmy od fortu Skala de la Villa wybudowanego przez Portugalczyków. O rany, jak tam wiało... Jednak bardziej niż rozwiane włosy, w pamięci został mi cudowny widok na ocean upiększony wystającymi gdzieniegdzie skałami, nad którymi latały mewy. Jeśli do tego dorzucę stare działa (XVIII / XIX w.), jakby gotowe do wystrzału, to wierzcie mi, że jest się czym zachwycać. Zwrócone w stronę oceanu armaty wyglądały imponująco.
Będzie wiało Odpalamy? Skala de la Villa
Nieopodal fortu znajduje się południowy bastion As-Sawiry. Zresztą na marginesie dodam, że w As-Sawirze wszystko jest "nieopodal", bo stare miasto jest niewielkie. Mieliśmy z niego genialny widok na otoczoną murami medynę i port rybacki. Będę się powtarzać, ale muszę znowu napisać, że wiało. Momentami podmuchy wiatru były tak mocne, że musiałam szukać schronienia przy murach.
Bastion I taki widok Armat tam bez liku
Jak już mowa o porcie to jest to obowiązkowy punkt pobytu w As-Sawirze. W tymże miejscu zachwyciły nas łodzie, słynne niebieskie łódki rybackie. Ustawione jedna przy drugiej wyglądały zjawiskowo. Niby nic, a jednak było czym oko nacieszyć.
Niebiesko mi Bardzo niebiesko Bardzo, bardzo niebiesko
As-Sawira (Essaouira) to także medyna i suki. Jedno i drugie jest malutkie, ale urokliwe.
As-Sawira (Essaouira)
Niezapomnianym przeżyciem okazał się zachód słońca oglądany z okolic portu. Maroko to kraj niezapomnianych zachodów słońca.
Maroko - kraj pięknych zachodów słońca Romantico I słońce zaszło
W As-Sawirze odpłynęliśmy (jak na miasto portowe przystało) do zupełnie innej bajki. Spędziliśmy w niej zaledwie jeden dzień. Następnego dnia taksówką złapaną tuż przy porcie pojechaliśmy na dworzec CTM, a potem już prosto do stolicy Maroka - Rabatu. No może nie tak prosto, bo w Casablance przesiedliśmy się na pociąg.
Bella koza na drzewie
As-Sawira przywitała nas pięknym błękitnym niebem i oczywiście silnym wiatrem znad oceanu. W zasadzie wiatr towarzyszył nam już do samego końca pobytu. Pomimo częstych podmuchów miasto przypadło nam do gustu od pierwszego wejrzenia.
Na uliczkach As-sawiry
W Polsce zima, a w Maroku słoneczko:)
As-Sawira jest bardzo, bardzo turystycznym miejscem. Prawie każdy budynek, uliczka czy placyk są zadbane. Ze względu na idealne warunki do surfowania, amatorów tego sportu jest tu sporo. Niestety to niesie za sobą dosyć wysokie ceny np. w restauracjach. Naleśniki za które w Marrakeszu płaciliśmy 5dh, a w Rabacie 2 dh, w As-Sawirze kosztowały 15-20 dh. Coś za coś. Aż dziwne, że hotele są tu tak niedrogie.
Urokliwe uliczki
I jeszcze raz
Spacer zaczęliśmy od fortu Skala de la Villa wybudowanego przez Portugalczyków. O rany, jak tam wiało... Jednak bardziej niż rozwiane włosy, w pamięci został mi cudowny widok na ocean upiększony wystającymi gdzieniegdzie skałami, nad którymi latały mewy. Jeśli do tego dorzucę stare działa (XVIII / XIX w.), jakby gotowe do wystrzału, to wierzcie mi, że jest się czym zachwycać. Zwrócone w stronę oceanu armaty wyglądały imponująco.
Będzie wiało
Odpalamy?
Skala de la Villa
Nieopodal fortu znajduje się południowy bastion As-Sawiry. Zresztą na marginesie dodam, że w As-Sawirze wszystko jest "nieopodal", bo stare miasto jest niewielkie. Mieliśmy z niego genialny widok na otoczoną murami medynę i port rybacki. Będę się powtarzać, ale muszę znowu napisać, że wiało. Momentami podmuchy wiatru były tak mocne, że musiałam szukać schronienia przy murach.
Bastion
I taki widok
Armat tam bez liku
Jak już mowa o porcie to jest to obowiązkowy punkt pobytu w As-Sawirze. W tymże miejscu zachwyciły nas łodzie, słynne niebieskie łódki rybackie. Ustawione jedna przy drugiej wyglądały zjawiskowo. Niby nic, a jednak było czym oko nacieszyć.
Niebiesko mi
Bardzo niebiesko
Bardzo, bardzo niebiesko
As-Sawira (Essaouira) to także medyna i suki. Jedno i drugie jest malutkie, ale urokliwe.
As-Sawira (Essaouira)
Niezapomnianym przeżyciem okazał się zachód słońca oglądany z okolic portu. Maroko to kraj niezapomnianych zachodów słońca.
Maroko - kraj pięknych zachodów słońca
Romantico
I słońce zaszło
W As-Sawirze odpłynęliśmy (jak na miasto portowe przystało) do zupełnie innej bajki. Spędziliśmy w niej zaledwie jeden dzień. Następnego dnia taksówką złapaną tuż przy porcie pojechaliśmy na dworzec CTM, a potem już prosto do stolicy Maroka - Rabatu. No może nie tak prosto, bo w Casablance przesiedliśmy się na pociąg.
Więcej na : zgdanskado.blogspot.com